Skocz do zawartości

Nasze wrażenia po ostatnio obejrzanym filmie.


Cipher 618

Recommended Posts

Postanowiłem utworzyć wątek, w którym będziemy mogli chwalić się (jakby było czym :rd5: ) ostatnio obejrzanymi filmami oraz opisywać wrażenia.

Kilka zasad.

1. Nie piszemy jedno zdaniowych postów typu "ostatnio widziałem (tu tytuł filmu)"

2. Jakiekolwiek spoilery dotyczące fabuły ukrywamy w

spoilerach

. Będę zgłaszał WSZYSTKIE posty, które będą zdradzać istotne informacje dotyczące filmu. Wiem, że jesteście na tyle inteligentni, aby odróżnić oczywistą informację od spoilerów.

3. Żadnego naśmiewania się - "stary, ja to widziałem rok temu". Chcesz dyskutować o filmie? Dyskutuj na poziomie.

Nie ważne czy widzieliście go w kinie, na DVD czy była to n-ta powtórka w TV. Długość postu nie ma znaczenia. Ważne, aby nie było to "oglądałem Ogniem i Mieczem - nawet fajne".

Zacznę od siebie

LEON ZAWODOWIEC: Wersja Reżyserska

Ostatnio widziałem kultowego Leona Zawodowca w jedynej słusznej wersji reżyserskiej. Nie mam pojęcia ile minut dodali, ale niektóre sceny zwalają z nóg.

Są tu młodsi forumowicze więc napiszą co nieco o fabule. Leon to płatny zabójca. Mistrz w swoim fachu, który twardo trzyma się zasady: "żadnych kobiet ani dzieci". Samotnik, unika kłopotów, żyje w cieniu. Jednak pewnego dnia - nie powiem w jakich okolicznościach - pod jego dach wprowadzi się 12 letnia sąsiadka, która wywróci jego i swoje życie do góry nogami.

O filmie mógłbym mówić w samych superlatywach: muzyka, scenariusz, sceny, aktorstwo: młoda N. Portman, zimny jak głaz Jean Reno czy grający psychola Gary Oldman są niesamowici.

Wiele scen zapada w pamięć: "numer z pierścionkiem", "love or die"... Ale żeby nie było zbyt długo.

Ocena w skali 1-10? Poza skalą. To po prostu dzieło filmowej sztuki, które każdy szanujący się fan filmów znać powinien

Kto nie oglądał - nadrabiać zaległości, ale już. Ale uwaga - KONIECZNIE wersję reżyserską. Tych kilka (dziesiąt) minut robi różnicę.

Link do komentarza

Widzę, że nie lubicie pisać. :fluttershy3:

Pokłosie

Swego czasu było o nim głośno. Dystrybutorowi "w to mi graj". Czasopisma do których dołączono film rozeszły się pewnie jak świeże bułeczki. Sam chciałem zobaczyć "o co poszło". I nie żałuję. To naprawdę dobry polski film.

O fabule będzie wyjątkowo krótko. Po wielu latach spędzonych w USA do małej wsi wraca Franciszek. Od samego początku czuje, że coś tu jest nie tak, ale jego brat Józek nic nie mówi. Postanawia odkryć tajemnicę wsi i jej mieszkańców. Nie wie tylko, że grzebiąc w przeszłości można wygrzebać coś o sobie.

Film robi ogromne wrażenie, szokuje, i pokazuje mroczną stronę stwierdzenia "człowiek jest zdolny do wszystkiego". Nie polecam filmu osobom wrażliwym. Nie ze względu na krew - nie ma tu scen przemocy, ale samą treść czy fabułę.

Ogólnie 9/10

Polecam - dojrzałym (emocjonalnie) widzom

Link do komentarza
  • 2 months later...

Man of Steel

 

Kiepsko.

Typowy blockbuster z potencjałem, który został zmarnowany.

Pierwsze 15 minut to katastrofa, później jest jeszcze gorzej, film ciągnie się w nieskończoność, jest nudny jak flaki z olejem.
Dające pole do popisu retrospekcje są, niestety, wepchnięte w nieodpowiednie miejsca, przez co tracą na wartości.
Jedyną zaletą filmu są chyba efekty specjalne i znośna muzyka.

 

Ogólnie film oceniam na 3/10.

Zrównał się poziomem z poprzednim "Superman: Powrót".


 

Link do komentarza

Ralph Demolka

To miało być coś. Toy Story o grach. Ba, postaci miały pochodzić z istniejących gier. Zwiastun był niebezpieczny dla zdrowia (uduszenie ze śmiechu). A jak sam film? Eeeeech... Początek świetny, a później już tylko nieźle. Główny bohater to... antybohater, który ma dość bycia "tym złym". Ucieka więc ze swojej gry i uświadamia sobie parę rzeczy.

Jak już pisałem początek jest świetny. Scena w której trafia do FPSa rozbawiła mnie do łez. Czekałem, aż trafi do survival horroru, wyścigów, platformówki lub o zgrozo przygodówki. Niestety trafił do rażącej kolorami krainy i tam już pozostał. A postaci takie jak Sonic? Pojawiły się na zasadzie "mrugnięcia okiem", tak jak kilka innych naprawdę niezłych - no właśnie - nawiązań (znalazło się miejsce dla filmu Alien). I to chyba największa zaleta. Te wszystkie drobnostki:

od imienia dziewczynki - Glitch, przez kultowy napis na ścianie (all your base...) w jednej ze scen czy dwuznaczne powiedzenie, że wszelkie błędy (potocznie glitch) usuwa się z gry.

Jest tego.

Szkoda tylko, że fabularnie całość jest byle jaka i pojawia się kilka sporych nielogiczności. Na szczęście reszta jest OK. A głosy postaci to prawdziwe mistrzostwo - Ralph jest niezły, ale Glitch to najbardziej urocza postać z animacji jaką kiedykolwiek widziałem.

I jeszcze jedno. Sega - jak mogliście dać Ralpha a nie wrzucić Glitch do gry Sonic cośtam Transformed??? Zbrodnia przeciwko elektronicznej rozgrywce.  :flutterage:

 

Ocena 8+/10 - dla graczy oraz 6/10 dla pozostałych widzów, którzy nie wyłapią tych wszystkich nawiązań. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza

Widzę, że bida w temacie. A że ostatnio obejrzałam coś, czemu mogę poświęcić więcej uwagi, to napiszę. A co tam.

 

Charlie

Cóż do filmu dorwałam się, pożyczając go od naszego księdza (lol XD). No i w niedziele mi się nudziło, więc postanowiłam go obejrzeć.

Ogólne wrażenie? Podobało mi się. Bardzo.

W sumie to dziwnie, że nie słyszałam o filmie wcześniej, biorąc pod uwagę, że jedną z głównych ról gra tam Emma Watson. I ogólnie jeśli o jej grę chodzi, to według mnie spisała się świetnie. Ogółem, przyznam, że jest dobrą aktorką, a wcześniej kojarzyła mi się tylko z Hermioną..

A co z innymi? Nasz tytułowy Charlie. Logan Lerman w tej roli był naprawdę uroczy. Poza tym Erza Miller jako Patrick też pasował. W ogóle dziwię się, że nie dorwałam się wcześniej do książki. Już wiem co przeczytam w najbliższej przyszłości. A swoją drogą, to zdecydowany plus, że autorem scenariusza jest także autor książki.

No ale teraz ogółem odnośnie całego filmu. Początek nie zapowiadał się jakoś nazbyt ciekawie. Ogółem z dużym dystansem podchodzę do melodramatów, no ale. Charlie pisze list do nieznanego przyjaciela. Hmm.. no nie powiem, dość oryginalne. Ale nie porywało. Jednak im dalej brnęłam w film, tym bardziej mi się podobał. Wczułam się w klimat, poczułam sympatię do głównego bohatera na tyle dużą, że nawet się poryczałam później. Czyli jak dla mnie film dobry. Rzadko płaczę na tego typu filmach, więc za to duży plus. W końcu nie jest to jakiś wyciskacz łez, wręcz przeciwnie, film raczej lekki, ale poruszający jak dla mnie ważne problemy. Nie chcę się zagłębiać w fabułę, żeby nie robić niepotrzebnych spoilerów.

Ścieżka dźwiękowa jest dobrze dobrana i wpasowała się do filmu.

A więc ocena?

Cóż.. Na pewno wędruje do moich ulubionych filmów. Podsumowując, na seansie było i zabawnie i smutno, zmusiło do refleksji, ale i przyjemnie się oglądało. Jak dla mnie, zasłużone 10/10. W końcu to moja subiektywna ocena.

Link do komentarza

Killing Them Softly co na polski zostało przetłumaczone jako: Zabić, jak to łatwo powiedzieć.

 

Fabułę tego filmu można opisać w dwóch zdaniach: Podczas turnieju pokera ma miejsce napad, wiadomo całkiem sporo kasy, więc łup obiecujący, no ale nikt nie lubi być okradany, prawda? Więc pewien mężczyzna- płatny zabójca, Jackie Cogan zostaje wynajęty by znaleźć sprawców i wymierzyć im sprawiedliwość, no wiadomo w jaki sposób.

I tyle. Jednak nie o fabułę w tym filmie chodzi, ani też o jakąś mega epicką akcje. A obraz, o dźwięk i sposób w jaki wszystko zostało ukazane, wbrew pozorom to też jest ważne. Epickie obraz, realistyczne sceny mordobicia i epickie dialogi, przeplatane komunikatami radiowymi/telewizyjnymi na temat kryzysu w USA. AWESOME.

Mamy tu też do czynienia z fantastycznie przedstawioną sceną egzekucji, nie będę mówić dokładnie kogo by nie spoilować za bardzo, ale mówiąc najogólniej chodzi o tę scenę, gdy z jednego samochodu stojącego na światłach strzelają do kierowcy drugiego, stojącego na pasie obok.

Mimo scen mordobicia, morderstw, nie jest film akcji, więc nie polecam tym, którzy mają ochotę na oglądanie filmów tego gatunku. 

Ale polecam tym, dla których film to nie tylko fabuła i pędząca dziko do przodu akcja, ale też obraz, dźwięk etc.

Link do komentarza

Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb (Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę)

Nie, to nie jest film z gatunku "jest sobota wieczór, nie mam czego oglądać, a to właśnie leci w telewizji". Zwolennicy komedii w stylu Charlegio Chaplina również nie mają w nim czego szukać.
W filmie sceny komediowe pojawiają się bardzo rzadko, i mają na celu przedstawienie absurdów konfliktów amerykańsko-radzieckich.

Już sama idea broni, która ma wyniszczyć całe życie na Ziemi, oraz były nazistowski naukowiec gloryfikujący masową zagładę i proponujący przeniesienie życia pod powierzchnie są wyjątkowo absurdalne.

 

Gra aktorska jest znakomita. Peter Sellers w swojej potrójnej roli jest świetny, bardzo dobrze odegrane są również role Generała Rippera i Majora Konga. 

 

Zdjęcia w filmie są wspaniałe. Reżyser - Stanley Kubrick nie rozstawał się z aparatem od wczesnej młodości. Zdobyte w fotografii doświadczenie sprawiło, że ujęcia w jego filmach są idealne, co można dostrzec również w "Dr Strangelove". Kamera podczas scen lotu amerykańskich bombowców pracuje dynamicznie, z kolei w słynnym War Room jest ona statyczna i rzadko zmienia ujęcia.

Polecam każdemu, kto szuka czegoś ambitniejszego, bo to prawdopodobnie najlepsza filmowa satyra na okres zimnej wojny i wyścigi zbrojeń.

Link do komentarza

Only God Forgives (Tylko Bóg Wybacza)

 

Muszę przyznać, że czekałem na ten film odkąd tylko o nim usłyszałem. "Duet Windig Refn-Gosling (Drive) znowu razem? Trzeba to zobaczyć!" - myślałem. 
Oczekiwania były bardzo duże, a film okazał się... no, niestety.

 

Pierwsze 45 minut to prawdziwy, psychiczny wstrząs w stylu filmów Davida Lyncha. Sam sposób ukazania akcji przywodzi na myśl "Zagubioną Autostradę". Dramatyczny wstęp do filmu, psychodeliczne przedstawienie postaci i zaglądanie wgłąb psychiki głównego bohatera. Jednym słowem: Mistrzostwo.

Warstwie audiowizualnej nie mam nic do zarzucenia. Muzyka Cliffa Martineza idealnie wpasowuje się w klimat filmu, a zdjęcia Larry'ego Smitha przedstawiają świat filmu tak, jak powinien on wyglądać.

 

"Zaraz, zaraz, przecież na początku stwierdziłeś, że film zawiódł twoje oczekiwania. To, co opisujesz wygląda jak najlepszy film ostatnich 20 lat"

 

Zgadza się. Tak właśnie wygląda pierwsza połowa filmu - genialny popis sztuki filmowej. Niestety, wszystko zaczyna sypać się w drugiej połowie.

Konkretnie, to od sceny strzelaniny. Kto widział, ten wie.

Od ok. 50 minuty film zaczął sprawiać wrażenie zupełnie nieprzemyślanego. O ile na początku "Only God Forgives" był znakomitym, dramatycznym thrillerem, to później cała magia znikła. Mamy strzelaniny, bijatyki, i powtarzalne sceny egzekucji, które nic nie wnoszą. Wszystko to jest bardzo chaotyczne i zupełnie niepoukładane. Trwa to tak do samego końca (który stara się trochę przywrócić nastrój pierwszej połowy, ale nie za bardzo to wychodzi), tragicznego bardziej, niż cała druga połowa.

Czuję, że zawodu i niesmaku po wyjściu z kina nie przebije żadna tegoroczna premiera.

Link do komentarza

Gorączka (1995r)

"Nie przywiązuj sie do nikogo, niczego, czego nie mógłbyś zostawić w ciągu 30 sekund"

Neil McCauley (Robert De Niro), mistrz w swoim "zawodzie" organizuje napad na ciężarówkę przewożącą obligacje. Miało być tak jak zawsze: zero ofiar, kradzież, szybka zaplanowana ucieczka. Tak jak zawsze. Jednak tym razem w perfekcyjnie działającym mechanizmie znalazło się ziarnko piasku. Śledztwo w sprawie prowadzi Vincent Hanna (Al Pacino), zasłużony policjant z wydziału zabójstw. W międzyczasie Neil planuje ostatni w swoim życiu skok. Zaczyna się swego rodzaju gra pomiędzy najlepszym gliną i najlepszym przestępcą. Co się stanie gdy panowie staną twarzą w twarz?

Mówiąc krótko - film jest genialny. W przeciwieństwie do nowych, kiczowatych produkcji z USA samochody nie wybuchają po trafieniu jedną kulą w zbiornik. Wręcz przeciwnie. Scena w której dochodzi do strzelaniny to arcydzieło. Szkło się sypie, odgłosy karabinów są wręcz ogłuszające, drzwi nie zapewniają bezpieczeństwa (nie mówiąc o szybie pasażera :lol: ), a po wszystkim są podziurawione jak tarka. Dialogi? Czy De Niro i Pacino mogą nawalić w tej sprawie? Reszta też spisuje się znakomicie. Może to i stary film, ale jego kopia powinna zostać zamknięta obok wzorca metra, jako wzór filmu sensacyjnego/akcji.

Dla mnie 10/10 - film bez wad.

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza

Spring Breakers tak, to jest ten film, gdzie w dwóch scenach główne bohaterki oglądają My little pony

 

Zaczynają się ferie, jak się okazuje, wyjeżdżają na nie wszyscy, oprócz kilku dziewcząt, którym to spełnienia marzeń, o wyjeździe na Florydę, brakuje pieniędzy. Decydują się one na napad na przydrożny sklep/bar/cokolwiek to innego jest. O tyle, o ile film zapowiadał się fajnie, bo po obejrzeniu

można się spodziewać czegoś naprawdę ekstra, film tak naprawdę okazuje się być beznadziejny.

 

Zacznijmy od tego, że nie ma on żadnego przesłania. Ale zaraz, nie każdy film, który można określić słowem "fajny" je ma. W końcu nie zawsze chcemy by ktoś nas pouczał czy nakierowywał, prawda? Film powinien zachwycać, obrazem, muzyką, fabułą, kreacją bohaterów. Ten nie zachwyca niczym. Obraz? Przez większość filmu mamy do czynienia ze scenami, które przypominają video klipy z MTV. Cycki, ruszające się dupy, lejący się alkohol strumieniami, motele pełne roztańczonej młodzieży na balkonach, impreza gdzie tylko się nie ruszysz. Warte uwagi są, jedynie te sceny, które mają miejsce przed napadem, są zrobione naprawdę dobrze, że aż trudno oderwać od nich wzrok.

 

Te w więzieniu też można uznać za udane, całkiem fajne ujęcia, gdy dziewczyny w kolorowych bikini siedzą w tej szarej i zimnej celi, poprzykrywane szarymi kocami.

 

Kolejny punkt, to muzyka. Tutaj nie ma nic, co by przyciągało uwagę czy stworzyło jakikolwiek klimat, w osiągnięciu tego celu nie pomagają nawet dialogi, powtarzane kilkakrotnie jakby przez echo, zgaduje, że miały one dodać tu nieco tajemniczości, jednak z marnym skutkiem- są żałosne. Fabuła nie ciekawa, podobnie zresztą jak główne bohaterki, którymi są głupie cizie, wszystkie do siebie podobne... no może po za jedną, graną przez Selene Gomez, ta wyróżnia się nie tylko wyglądem, ale też ogólnym podejściem do życia, religijna, zżyta ze swoją babcią

 

Dzwoni do niej co noc, opowiadając jak świetnie się bawi i że za rok, przyjadą tutaj razem(sic!) Wyobrażam sobie tę babcie, pośród tej orgii.

 

Trzy pozostałe: dwie blondynki i laska o różowych włosach są do siebie tak podobne, że aż nawet nie zapamiętała, która jak ma na imię. Ale jedno można powiedziecie- wszystkie głupie i puste.

 

Dziewczyny trafią do więzienia, jednak nie za kradzież i napad, a za branie udział w tych masowych orgiach, stamtąd wyciąga je mężczyzna- gangster. Jak można się domyślić, najbardziej podoba mu się Faith, czyli ta religijna i grzeczna dziewczynka. Wraz z koleżankami towarzyszą mu, gdy ten pokazuje im "swój świat". Jednak jej się tutaj nie podoba. Dziewczyna wyjeżdża. Tak więc żegnamy jedyną postać, która czymś się chociaż wyróżnia i w sumie nie jest taka pusta jak pozostałe. Reszta zostaje i pomaga nowo poznanemu mężczyźnie pozyskiwać pieniądze, wiadomo, grabiąc i kradnąc. Pewnego dnia różowowłosa zostaje postrzelona i ona też wraca do domu. Zostają tylko blondynki, które postanawiają pomścić postrzeloną przyjaciółkę. Zakończenie jest naprawdę absurdalne. Dwie cizie z pistoletami w dłoniach maszerują sobie po posiadłości i strzelają do wszystkich, nawet nie celując w coś konkretnego, nawet ochrona im nie daje rady

 

Film ten można określić jednym słowem- kicz. Różowe kominiarki z jednorożcem na czole, kiczowate kostiumy kąpielowe, założone do dresu i dziewczęta tańczące w takich strojach z bronią na tle zachodzącego słońca- masakra.

Totalnie nie polecam, film ten w sobie nic nie ma, a powtarzane mnóstwo razy w filmie słowa "spring breakers" niby to tajemniczym głosem, doprowadzają do istnej ku*wicy.

Edytowano przez Cuddly doggy
Link do komentarza

Co ja ostatnio oglądałem? Chyba Django. I było to dobre 3 miesiące temu. ... No co? Wolę seriale. W każdym razie, Tarantino trzyma poziom. Chociaż przyznam, że wolałem Bękarty. Rola Waltza była mocno odgrzewana, dr Schultz to identyczna postać, co Hans Landa. W dodatku, mimo wszystko, słabiej zagrana. Landy nie da się zapomnieć, Schultza... No, cóż, ja osobiście skreśliłem go już po pierwszej scenie, w której wydał mi się dokładnie taki sam, jak uroczy hitlerowiec. Ale tu już trzeba winić Tarantino za taki, a nie inny scenariusz. A może to po prostu kwestia fabulous mundurów i ich braku? :rariderp:

Ale przynajmniej Di Caprio i Samuel L. Jackson wymietli konkurencję. Naprawdę ciężko o lepszy duet. Śmiałem się w każdej scenie z ich udziałem, a zwłaszcza w pierwszej. Cudowna gra.

W każdym razie - Django - dla mnie 8.5/10. Zalety: humor i umiejętne łamanie konwencji, gra Di Caprio i L. Jacksona. Wady: niestety mało oryginalna postać Schultza i... I chyba na tym kończą się wady.

Link do komentarza
×
×
  • Utwórz nowe...