Skocz do zawartości

Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga - Warhammer (multisesja)


black_scroll

Recommended Posts

Nastia Mordu

Ogień. Ogień to potęga i moc!

Słyszałaś za sobą przyjemny odgłos płonących krzaków. Przez osłonę ognia doszedł do ciebie zapach dymu - krzaczory musiały nieźle kadzić.

Ogień.

Miałaś ochotę spalić ich wszystkich, łącznie z Johnem. Ogień nie ma przyjaciół, trawi wszystko na swojej drodze. Ale ten człowiek jest ci potrzebny. Już raz zasłabłaś i gdyby nie on, zabiliby cię. Zwierzoludzie patrzą na ciebie z przerażeniem. Jeden z nich, szaman, bełkocze coś i nagle zrywa się mocny wiatr. Dmie na tyle mocno, że cały ogień przechodzi na twoje plecy. Nikt nie ugasi ognia. Płomień zaczyna atakować szamana, ale wiatr nie ustaje. John zdaje się powoli zajmować prawą stroną grupki potworów.

 

John

Zwierzoludzie padli jak muchy. Kilkoro z nich wpatruje się jak zahipnotyzowani w twoją towarzyszkę. Szaman zdążył się już cofnąć, a swym mocnym głosem przywołał potężny podmuch wiatru. Który prawie zwalił cię z nóg. Słyszysz jak za tobą powoli zaczyna płonąć las, zaczynasz za sobą czuć ciepło ognia, dziś już drugi raz. Ta dziewczyna jest niebezpieczna. Korzystając z zamieszania zaczynasz zabijać wrogów. Szamanem zajął się tajemniczy kruk dziewczyny, lecz mimo tego wiatr nie przestaje wiać, sprawiając że trudno utrzymać ci równowagę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 143
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Spalę. Zabiję. On chce mnie ugasić. Chce mnie zabić. Chcę żebym przestała płonąć. Ale ja nie przestanę. Nigdy nie przestanę. Dopóki będzie się tliła choćby iskierka na całej ziemi, ja ją wezmę i wzniecę płomień. Nigdy nie przestanę. Nagle spoglądam na trzech ze zwierzoludzi. Uśmiecham się naprawdę makabrycznie, po czym naokoło nich tworzę krąg z ognia, który zaczyna wzrastać. Widzę przerażenie w ich oczach. Kiedy w końcu płomień ma ok 3 metry okrą zaczyna się zmniejszać. Widzę jak zbijają się w grupkę, szukają wyjścia z kręgu który nieustannie się zawęża. Ale nie mogą uciec przed ogniem. Przed mną. Jeden z nich rzuca się prosto w ścinę usiłując wybiec z kręgu. Widzę jego zwęglone ciało które bezwładnie pada na ziemie. Taki sam los spotyka pozostałych dwóch. Rozglądam się i widzę płomienie ogarniające wszystko. Niech płoną. Niech niszczą. Ale ja muszę stąd uciec. I to nie sama. Przestaję płonąc po czym podbiegam do jaskini w której szybko chwytam torbę i pośpiesznie wybiegam. Rzucam jeszcze kulami ognia w szamana i jednocześnie spoglądam na Johna. Trzeba się stąd wynosić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstając z ziemi popatrzyłem na widowisko, które odstawiała Nastia, jeśli tak dalej pójdzie spali cały las. Ta mała ma większy potencjał niż sądziłem, tylko czy potrafi z niego korzystać? Może jeszcze mi się do czegoś przyda, ale pomyślę o tym później. Teraz muszę pozbyć się pozostałych zwierzoludzi. Chyba będzie trzeba ich użyć...

Sięgnąłem do kieszeni przyszytych do pasa i wyciągnąłem kilka bomb. Ich wyrób był bardzo czasochłonny dlatego wyciągnąłem tylko dwie i rzuciłem w stronę cofających się bestii. Huk był ogłuszający a ze zwierzoludzi zostały tylko postrzępione kawałki mięsa i kości. Aż miło było na to popatrzeć. No, ale teraz trzeba będzie jakoś uspokoić Nastię..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia Mordu

Zwierzoludzie nie żyją. Przestajesz płonąć i wracasz do swojej normalnej postaci. Momentalnie padasz na kolana. Twoje nogi tak się trzęsą, że nie jesteś w stanie na nich ustać. Czujesz, że jeszcze jeden raz zabawy z ogniem i tego nie przeżyjesz. Musisz sobie dać z chociaż kilkanaście godzin przerwy. Ręce są jak z ołowiu, cała oblana jesteś potem. Zdaje ci się, że widzisz przed oczami czerwone plamy. Ogień. Dalej odczuwasz chęć palenia wszystkiego wokół, mimo że okoliczne krzaki płoną już kilka chwil. Płomień siadł ci na ramieniu i nastroszył pióra.

 

John

Jeden kawałek, chyba głowy zwierzoczłeka, trafia cię w policzek, paprając cuchnącą, ciemną krwią. Nastia sama przestaje płonąć, ale widzisz jak upada na kolana przed jaskinią. Po walce, kiedy adrenalina przestaje działać, czujesz, że ręce ci delikatnie drżą. Runiczne miecze błysnęły na krótko chłodnym, niebieskim blaskiem, a pierścień zaczął delikatnie wibrować. Ogień zaczyna pochłaniać okoliczną roślinność, także tą w pobliżu Nastii, która wygląda, jakby nie miała zamiaru w ogóle się stamtąd ruszać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiłuje powstrzymać wymioty. Najchętniej bym tu została, tu wśród ognia gdzie czuje się dobrze. Jestem jednak pewna że John nie będzie chiał zostać w środku płonącego lasu. Nie może mnie tu zostawić. Potrzebuję go żeby znaleźć Thristiana. Chcę się położyć i iść spać, właśnie tutaj. Nie dam rady iść. Przecież mamy konia. Świta mi myśl w głowie, ale po chwili przypominam sobie że już nie mamy. Trzeba będzie gdzieś jakiegoś ukraść, ale potem się tym zajmę. Teraz muszę doprowadzić się do stanu w którym będę mogła iść.

-Nie chcę stąd iść.- Z mojego gardła wydobywa się tylko cichy szept. Pewnie i tak mnie nie usłyszał.- Chcę tu zostać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ona tam mruczy? Ech co ja się z nią mam. Las płonie coraz bardziej, nie możemy tu zostać. Ale ona ledwo żyje a my nie mamy koni... co tu zrobić?

Westchnąłem, włożyłem ostrza za pas, chwyciłem Nastię i przerzuciłem sobie przez ramie. Trzeba stąd znikać czym prędzej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia Mordu

Płomień krakał, jakby chciał powiedzieć Chodź musimy stąd uciekać. John zarzucił cię na swoje plecy, znowu dyndałaś jak worek ziemniaków. Chyba musisz się bardziej oszczędzać z tym ogniem. Zwymiotowałaś kolację i wieczorne wino, na spodnie swojego towarzysza. Poczułaś się trochę lepiej. Płomień odleciał w noc, ale czułaś, że krąży niedaleko, gotów zjawić się w oka mgnieniu.

 

John

Podniosłeś Nastię, praktycznie wyciągając ją z płomieni. Oparzyłeś rękę, ale nie było to nic wielkiego, mogłeś więc normalnie podróżować. Adrenalina ci trochę zeszła z żył i czułeś się odrobinę senny.Skóra zaczęła ci schodzić z wierzchu dłoni i piekła. Średnio niosło się taki balast. Wymioty Nastii na twoich spodniach trochę cię rozbudziły. Potrzebujesz tej dziewczyny, wie coś o twoim bracie, czujesz to. I ten pierścień, ciągle drgał, irytując cię. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

< I co ja mam teraz do roboty?>

Zwisam i wpatruje się w ziemię. Jestem tak wyczerpana że chyba bardziej by się nie dało. Tylko patrzę i zastanawiam się co się dzieje z Thristianem. A jeśli go zabili? Wtedy bez powodu tłukłabym się tam gdzie najbardziej nie powinnam być. Nie, nie mogli by. Był im przecież potrzebny. On musi żyć. Musi. Jeśli nie on żyje to spalę ich wszystkich, co do jednego. Najpierw ich podpalę żywcem, ale tak żeby jeszcze żyli. Potem to oni będą mieli problem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę przed siebie starając się znaleźć jak najdalej od miejsca walki, zawsze mogło ich być gdzieś tam więcej. Spoglądam na Nastię jednym okien, jest przytomna.

- Dziewczyno wyjaśnijmy sobie jedno - powiedziałem do niej, choć nie oczekiwałem odpowiedzi - dosyć palenia. Masz kategoryczny zakaz zapalania się podczas walki, albo szukaj sobie innego kompana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia Mordu

W końcu udało ci się, zmusić Johna, żeby cię puścił. Już drugi raz rozpętałaś dziś pożar znaczących rozmiarów. Takie działanie nie zaliczało się do działań dyskretnych. Jeśli ogień się za bardzo rozprzestrzeni może to spłoszyć świrów z fortecy i spowodować, że przeniosą się razem z Thristianem w inne, nieznane ci miejsce. W głowie miałaś mglisty obraz, jak dostać się do tamtego zamku. Wiedziałaś, że najpierw trzeba było iść traktem na wschód od Landsbergu.

 

John

Nastia zeskoczyła na równe nogi z twojego ramienia. Była słaba, ale uparta, chciała iść o własnych siłach. Ostatecznie pozwoliłeś jej na to, pilnując, aby się nie wywróciła, coraz bardziej zastanawiałeś się, po co w ogóle z nią szedłeś. A jeśli nie ma informacji o twoim bracie? I co w ogóle taka osoba może chcieć wynieść z zamku?

 

 

W końcu po półgodziny przedzierania się przez nieprzyjemne krzaki przy słabym świetle pojedynczych gwiazd, dostaliście się do traktu. Ubita ziemia była znacznie wygodniejsza do chodzenia, niż zdradliwe runo leśne. Stąd ledwo zauważalny był dym z płonącego lasu. Bogowie chyba ostatecznie nie opuścili tej krainy, gdyż z chmur zebranych nad wami zaczęły spadać pierwsze krople. Jeżeli się rozpada, powinno ugasić pożar, jak i to ognisko, które dostrzegliście niedaleko, na lewo od siebie przy skraju traktu. Postanowiliście tam podejść, starcia się nie baliście, a schronić się z dodatkowymi dwiema osobami przy ciepłym i bezpiecznym ogniu zawsze jest dobrze. Można by wreszcie usiąść, odpocząć i zjeść jakąś strawę, o czym przypominały wam burczące żołądki.

 

campfire-dancing.jpg

 

Przy ognisku siedziało dwóch mężczyzn - człowiek, który w całej swej okazałości pokazywał, że pochodzi z dalekich stron, zaczynając od ciemnej karnacji, a kończąc na cudacznym stroju skrojonym w cudzoziemczym stylu. Ale jedno trzeba mu było przyznać - był niesamowicie przystojny, nawet z obszarpanym prawym uchem. Drugi mężczyzna - krasnolud też wyglądał nieprzeciętnie, miał ogoloną do zera brodę. Rozsiedli się na ziemi, a ognisko obłożone było starannie kamieniami. Palenisko dodatkowo znajdowało się pod znaczącą ilością gałęzi, także nadchodzący deszcz go nie ugasi. Na ogniu wisiał mały garnek z gotującą się strawą. Dostrzegliście też niedaleko przywiązanego do drzewa konia, o nietypowym umaszczeniu i wyjątkowo lśniącej sierści.

 

Torgrund

Od kiedy otrzymałeś tajemniczy list Gustava, czytałeś go codziennie, choć od dawna te kilka słów wyryło ci się na stałe w pamięci. Mapa wskazywała północne okolice Sylvanii, będącej częścią Stirlandu, jedną z prowincji Imperium. Zakończyłeś wszystkie swoje rozpoczęte kontrakty i udałeś się w tamte regiony. Dwa tygodnie podróżowałeś, aż dotarłeś do miasteczka Schrott.

Miasteczka w Ostermarku, jak i w Stirlandzie, licząc Schrott, padały ofiarą tajemniczej zarazy, sprowadzonej rzekomo na chwałę Nurgla, pana rozkładu. W pustawej karczmie dostrzegłeś jednego gościa, bogato strojonego i ewidentnie nie pochodzącego z Imperium, a jakichś innych krajów, o których słyszałeś opowieści. Pewnie jest z Tilei, albo Estalii, bo bretońscy żołnierze się tak nie stroją, to wiedziałeś na pewno. Młodzieniaszek sypał kasą na lewo i prawo, pijąc najdroższe wina, jakie tylko miała ta wioska i krzywiąc się nad ich słabym smakiem. Zaryzykowałeś i dosiadłeś się do jedynego człowieka, nie licząc barmana. Federico, Estalijczyk jak się okazało, wyruszał za trasą moru, jaki przechodził przez kraj. Szukał kogoś, kto mógł mieć z tym związek i gadał coś tam o swoich estalijskich rodach. Jako, że zmierzaliście w tą samą stronę, postanowiliście wspólną część trasy przebyć razem, gdyż łatwiej jest się bronić we dwóch niż w jednego, poza tym jest do kogo gębę otworzyć przez te kilka dni wędrówki. Z ostatniej karczmy wyruszyliście trochę za późno i noc złapała was na trakcie. Postanowiliście rozpalić ognisko i ugotować gulasz na wcześniej zakupionym w karczmie mięsie. Widziałeś chmury na niebie, dlatego na wszelki wypadek rozstawiłeś palenisko pod gałęziami drzew, aby w razie deszczu, nie zgasło.

I wszystko było spokojnie, dopóki nie zbliżyła się do was dwójka ludzi - kobieta, które ledwo się trzymała na nogach, ubrana w męskie ubranie, z ciemnymi jak noc włosami przechodzącymi w turkus. Biła od niej jakaś aura, która sprawiała, że przebywanie w jej towarzystwie było w pewien sposób kłopotliwe. Drugą osobą był wysoki, łysy mężczyzna, pomagający iść kobiecie. Przy pasie miał dwa runiczne miecze i cuchnęło od niego rzygowinami.

 

Federico de Rivera

Trzeba przyznać - ta wędrówka pozwoliła ci wiele zobaczyć w życiu. Podążając za Augusto, zwiedziłeś Bretonnię, las Loren, gdzie spotkałeś leśne elfy, wyjątkowo piękne istoty, choć bledsze od bretończyków i mieszkańców Imperium. To był pierwszy drobny szok - poza Estalią ludzie są prawie tak bladzi jak białe płótno. Gdy dotarłeś do Imperium, zacząłeś rozpytywać ludzi o zarazy i tajemnicze Bóstwa Chaosu. Dowiedziałeś się, że bóg Nurgle, jest panem zaraz i chorób, a jego wyznawcy zajmują się tworzeniem i roznoszeniem epidemii po całym Imperium. Kilka wiosek w Ostermarku i Stirlandzie zostało zniszczonych przez szalejące tam choroby, rozprzestrzeniające się zbyt szybko jak na naturalną kolej rzeczy. Udałeś się  za plagą, licząc, że Augusto będzie się ukrywał razem z innymi kultystami prowadząc zarazę. Cała wyprawa doprowadziła cię do Schrottu - małego miasteczka, przez które mór już przeszedł zostawiając tylko kilkunastu mieszkańców żywych. Udałeś się do karczmy, by zasięgnąć języka. Byłeś jedynym gościem i nie żałując pieniędzy, kupiłeś najlepsze wino. Okazało się ono dużo gorsze od estalijskich średniawych win. Zaiste Imperium to pechowa kraina, zimno, Chaos co chwilę puka do drzwi i nawet porządnego alkoholu nie ma...

Wtem drzwi do karczmy otworzyły się, a w nich stanął... krasnolud, tyle że bez brody. Przysiadł się do ciebie i przedstawił jako Torgrund. Barmana wypytałeś już o trasę i podejrzewałeś, że następnym celem będzie Landsberg, miasto na wschód stąd. Krasnolud zagadał, a ty elegancko wyłożyłeś mu swoją historię i powód, dla którego opuściłeś swój kraj i przybyłeś do Imperium. Okazało się, że Torgrund zmierzał w tym samym kierunku co ty, ale nie chciał ci powiedzieć po co, tłumacząc głupio, że "sam nie wie". Postanowiliście wspólną część trasy przebyć razem, gdyż łatwiej jest się bronić we dwóch niż w jednego, poza tym jest do kogo gębę otworzyć przez te kilka dni wędrówki. Ruszyliście w stronę Landsbergu, po drodze wpadając do jednej karczmy. Niestety, opuściliście ją trochę za późno, ale za to kupiliście mięso, dzięki czemu, kiedy zastała was noc w środku lasu, mogliście spokojnie zjeść gulasz pod drzewami. Swojego rumaka uwiązałeś do pobliskiego drzewa i wyczyściłeś mu dokładnie sierść.

Kiedy siedzieliście i kończyliście gotować strawę, z nocy wyłoniła się dwójka ludzi - mężczyzna i kobieta. Wysoki, łysy facet miał na sobie prosty strój, a przy pasie dziwne miecze, do tego cuchnął wymiocinami. Ale twoją uwagę przykuła blada kobieta, która ledwo idąc i opierając się na mężczyźnie, i tak wyglądała zacnie. Długie kruczoczarne włosy, delikatnie przechodziły w fiolet, oczy błyszczały niczym dwa wyszlifowane szmaragdy. Nawet jej prosty, męski strój i zmęczenie widoczne na pięknym licu, nie mógł pozbawić jej wdzięku, który bił od niej, niczym blask od złota. Lecz oprócz wdzięku, biło od niej coś jeszcze, coś lekko niepokojącego i jakby mrocznego, chociaż sam nie wiedziałeś co.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Witajcie panowie.- Mówię i uśmiecham się promiennie i odrzucam włosy. Wychwytuję ciekawskie spojrzenie mężczyzny i spoglądam mu w ciemne i głębokie oczy. Nadal jestem wyczerpana więc mam szczerą nadzieję że nas nie zaatakują.  Krasnolud bez brody? Dość interesujące. I jeszcze ten cudzoziemiec. Ciekawe co ich tu sprowadza?. -Pozwolicie że spoczniemy przy waszym ognisku? Wielce bylibyśmy radzi. Mamy za sobą dość długą drogę.

Edytowano przez NimfadoraEnigma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dość dziwne, gołobrody i jakiś cudzoziemiec, najpewniej Tileńczyk sądząc z ubarwienia skóry i głupiego stroju. odruchowo szukam ręką moich sztyletów. Pomimo, że obaj wyglądali groźnie uznałem, że trzeba uważać na krasnoluda. W razie czego zostało mi jeszcze kilka bomb w kieszeniach na piersi. Póki co nie odzywam się i czekam na ich reakcję, pierścień wibruje coraz bardziej, możliwe że niedługo zmieni swoje właściwości. Nie mam ochoty go używać ale jeśli będzie trzeba...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Po prostu pięknie. Tego jeszcze brakowało, dwóch podejrzanych przybłędów. Ze spokojem spoglądał na nieznajomych. Nie wyglądali na godnych zaufania. W dziewczynie było coś podejrzanego, chłopak zaś wzbudził nieufność krasnoluda posiadana przez siebie bronią.

- My też mamy za sobą długą drogę- powiedział beznamiętnym tonem- Wasze widoczne zmęczenie to nie argument by wam pomóc, tylko po to by obudzić się z sztyletem wbitym w żebra. Ale nie tylko ja powinienem tutaj decydować.- spojrzał na swojego estalijskiego towarzysza. 

- Cuchniesz chłopcze- skomentował obcego mu młodego mężczyznę- Ale nie to mnie interesuje. Ciekawi mnie to, co młoda dziewka oraz młokos uzbrojony w tak zacną broń robią na tym trakcie, no i oczywiście czy swój stan zawdzięczają ciężkiej podróży, czy może jakimś innym nieszczęściom?- Torgrund nie należał do osób które ufają przechodniom. To że są zmęczeni, nie oznacza, że nie starczy im sił by nas podstępnie zabić

- Cudzoziemcze, co o tym sądzisz?- spytał estalijczyka, którego od początku podróży nie nazwał po imieniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ognisko trzaskało wesoło, jakby na przekór panującej wokół ponurej atmosferze. Wyludnione wsie i dzikie bezdroża wystawiły nerwy Federica na naprawdę ciężką próbę, co poskutkowało tym, że nawet przy najmniejszym niespodziewanym szeleście czy ruchu estalijczyk podrygiwał i niemal zrywał się z kulbaki na której na wpół leżał, uważnie rozglądając się i mimowolnie kładąc ręce na rękojeściach swoich szermierczych ostrzy. Żałował, że zamarudzili w karczmie. Żałował, że nie pomyślał nawet o tym, żeby wziąć na drogę nieco alkoholu, który pomógłby przytępić zmysły i w efekcie choć na chwilę zasnąć.

Choć z drugiej strony i tak w najlepszym wypadku trafiłby znów na jakiś rozwodniony i ledwo sfermentowany sok z przydrożnych malin pędzony w jakiejś zapleśniałej piwnicy...

Cóż, przynajmniej ma przy sobie jakiegoś wyjątkowo groźnie wyglądającego enano. Młodzieniec był przekonany, że jednooki jegomość mógłby za pomocą samej twarzy zatrzymać szarżę ceniących swoje zdrowie bandytów. Gdyby zaś doszło do walki, rola Federica ograniczyłaby się zapewne do unikania lecących na wszystkie strony kończyn, których impet mógłby go znokautować. Gdyby tylko Torgrund nie był taki małomówny i ponury. I gdyby tak nie śmierdział... Estalijczyk krzywiąc się wciągnął powietrze nosem.

- Wiesz, Torgrund... Mógłbyś czasem... - Zaczął nieśmiało, ale nagle zamknął usta i kolejny raz pociągnął nosem. Nie, to nie on... Odór wyraźnie nadciągał z innego miejsca. Ciemnowłosy odwrócił się gwałtownie, wpatrując w ciemność i dostrzegł dwie ludzkie... Nie - poprawił się w myślach - humanoidalne sylwetki. Pobyt w Imperium nauczył go pewnych niuansów dotyczących określania tego, co się widzi. Na szczęście już chwilę potem usłyszał jak najbardziej przyjazny, ludzki głos. Powstrzymał się przed odezwaniem się jako pierwszy, ciekaw jak zareaguje krasnolud. Gdy ten skończył mówić, odchrząknął.

- Przede wszystkim wypada nam powitać gości - uśmiechnął się, sprężyście wstając z pozycji półleżącej - Tuszę, że nie żywicie urazy do mojego compañero za tak obcesowe powitanie... Warunki w jakich ostatnimi czasy zmuszeni byliśmy podróżować skutecznie skwasiły nasze humory i niezbyt optymistycznie nastawiły do świata - Zrobił krótką pauzę i spojrzał na krasnoluda, który podejrzliwie łypał swoim okiem na przybyszy - Oczywiście, nie ma szans, byśmy odmówili pomocy tak urodziwej mujer. I człowiekowi, który nie porzucił panny w potrzebie, lecz wytrwale wspierając ją, kosztem swojego zmęczenia, wiódł wśród tego ciemnego i niebezpiecznego lasu. Dla mnie to wystarczająca rękojmia, że nie jesteście villano, lecz niestety - Tu zmarszczył brwi i spojrzał na dłoń mężczyzny błądzącą wokół dziwnych sztyletów - Liso ma rację - oznajmił wskazując ruchem głowy na Torgrunda - Przychylam się do jego prośby, abyście wyjaśnili nam wasz pobyt tu o tak nieludzkiej, hm, nie, przepraszam... O tak niezwykłej godzinie - Zakończył, wciąż stojąc i uważnie lustrując twarze przybyłych.

Cóż, nie oszukujmy się - głównie twarz kobiety.

Edytowano przez EverTree
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Och, powód jest tak prosty jak tylko się da, pomimo tego wolała bym utrzymać go w tajemnicy. Skoro jednak tego odemnie żądacie panowie. - Coż, raczej nie powiem im że  podpaliłam dzisiaj las i miasto. Raczej nie będą chcieli gościc przy ognisku piromanki. Spoglądam na Johna. Mam nadzieje że sie nie obrazi, i dobrze zagra swoją rolę.- Jesteśmy zakochani. Jednak nasze rodziny niezbyt przychylnie patrzył na ten zwiątek. Mój ojciec zażyczył sobie bym poślubiła innego, dlatego uciekliśmy z małej wioski oddalonej o dwa dni drogi od Landsbergu. Jak widzicie, nie idzie nam za dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(moje trzy grosze wtrącę i się dalej poznajcie)

(a to fajnie sobie puścić w tle, jak będziecie pisać posty :D)

 

Rozpadało się na dobre. Na dodatek co chwila zachmurzone niebo przecinała błyskawica. Zrobiło się nieco chłodniej. Miejsce na ognisko było naprawdę dobre, gdyż tylko nieliczne krople spadały na ogień, wyparowując w mgnieniu oka. Wszystko co żywe chowało się pod drzewa, by pozostać choć trochę suchym. Zapowiadała się długa i mokra noc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Przeklęty smarkacz. Wystarczy obdarta dziewka by wzbudzić jego zaufanie. Przynajmniej miał na tyle rozumu by spytać o powód ich wędrówki. Najemnik wstał przeciągając się zaraz po wypowiedzi estalijczyka. Z wielkim skupieniem spoglądał na tajemnicze parę. Jakby ich było mało to jeszcze sie rozpadało! Historia tej dziewczyny była... cóż, Torgrund w swoim życiu skłamał wiele razy, przede wszystkim po to by ocalić głowę. Nie zawsze mu to wychodziło, ale nie o tym teraz mowa. Krasnolud od razu zrozumiał, że przyczyna ich wędrówki to nie sprawa krasnoluda. Skoro tak stawiacie swoją sprawę....

- Hmmm tak, to dobry powód by iśc w las pełen niebezpieczeństw, zważywszy na to co sie dzieje w okolicach. Biedni podróżnicy, skoro mój towarzysz wam ufa, to nie widzę problemu, wszak w grupie jeszcze raźniej!- powiedział głośno i uśmiechnął się szeroko. Twarz krasnoluda przybrała upiornego wyrazu co było spowodowane jego szkaradną blizną.- Powiedz mi tylko dziecko, może źle rozumiem ludzi ale twój ojciec pragnął cie wydać za kogoś innego niz twój luby gdyż...? Zapewne chodzi o jego stan majątkowy! Twój ukochany jest za bogaty jak na standardy ojca, prawda? Wszak te piękne ostrza znaczone pismem Khazalid na pewno tanie nie były- stary wojownik rzucił oczywistą uwagę o dwójce. Ktoś taki na pewno umie walczyć. Na pewno jest bezpieczniejszym towarzyszem niż ten błękitno krwisty. Przyda się.    

- Ech, pielgrzymie, mogliśmy kupić jakiś alkohol. No, skoro sie rozpadało, siądźcie sobie, właśnie robimy gulasz.- ten jeden raz zaufam losowi i opinii Estalijczyka.  

Edytowano przez Iluandar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słysząc zgodę krasnoluda ledwie powstrzymał się przed przyjacielskim klepnięciem go w ramię. Mimo, że podróżowali od jakiegoś czasu nie miał zbyt wiele pojęcia na temat tego, jak bardzo może sie z nim spoufalać, a myśl o sprawdzaniu tego metodą prób i błędów sąsiadowała w jego umyśle z myślą o samobójstwie. Chcąc otrząsnąć się z jałowych rozważań Federico znów przeniósł wzrok na przybyłą parę.

- Ach... Miłość - Na jego twarzy pozostał przyjazny uśmiech, jednak sam młodzieniec wyraźnie się przygarbił. Minął ponad rok od tragedii w Bilbali, a on nadal czuł niewypowiedziany ból serca na myśl o Niej. Kiedyś z pewnością to wspomnienie się zatrze... Ale kiedy? Estalijczyka dopadło nagłe przygnębienie, jednak starał się je jak najlepiej ukryć przed wszystkimi zebranymi.

- Amor to piękna rzecz, warto o nią walczyć i podejmować się najbardziej ryzykownych akcji dla jej ocalenia - powiedział marszcząc brwi i spoglądając w niebo, z którego zaczęły spadać coraz większe ilości kropel deszczu - Proszę zatem o perdón moich podejrzeń. Me miano Federico de Rivera - Skłonił się z gracją, jednocześnie porywając leżący dotąd na ziemi, wspaniale wykonany żółtway kapelusz z szerokim rondem i zakładając go na głowę. To osobliwe nakrycie głowy kupił już w samym Imperium, zauroczony faktem, jak wielu ponurych, lecz jednocześnie wyglądających na uczciwych ludzi przemierza w nich trakty. Uznawszy, że taka jest najwyraźniej moda wśród samotnych podróżników kazał sobie sporządzić jeden i był w nie lada szoku, kiedy okazało się jak dobrze chroni on przed najróżniejszymi kaprysami pogody.

- Ach, Liso, widać, że niewiele miałeś do czynienia z miłością - powiedział jeszcze do Torgrunda, siadając bliżej ogniska - Nie jest ważny majątek, kiedy w grę wchodzą zadawnione spory, peleas i animozje - Ciemnowłosy zamyślił się. No cóż, tak było przynajmniej w Estalii. Ale Imperium przecież nie jest na tyle barbarzyńską krainą, żeby przy zamążpójściu nie kierować się też honorem rodu... - No a jeśli chodzi o arma, to nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Sam masz bardzo podobny deseń na swoim toporze - Mruknął wyraźnie niezainteresowany specyfiką tutejszego zdobnictwa broni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądam na Federica. Skąd u niego takie wywody? No cóż, właściwie nie mam poco się tym interesować. Niech myślą że jestem małą głupiutką wieśniaczką. Nagle czuję się jak gdyby coś uderzyło mnie w pierś. Nie mogę się poruszyć, a na mojej twarzy maluje się zdumienie. Te oczy, są tak podobne do oczu Thristiana. Niemal identyczne. To przecież nie możliwe. To nie mogą być jego oczy!  Gwałtowny piorun momentalnie wyrywa mnie zamyślenia. Nie, nie są. Chciałam tylko żeby były. Ale nie są. TO przypomina mi jak bardzo jestem samotna. Samotna, i nieporadna, jak mała uciekająca z domu dziewczynka którą kiedyś byłam. A może nadal nią jestem? Mam ochotę usiąść i się rozpłakać. Nie chcę być sama. Ale jestem. Jestem tak samotna, że duchy muszą mnie odwiedzać, i nie pozwalają mi zapomnieć o tym że już ich nie ma. Że oni nie żyją i nigdy nie wrócą. TAk właśnie mówiłam sama sobie. Ale wracają. Momentalnie uświadamiam sobie że to nie jest miejsce na ego typu rozważania i szybko przybieram pogodna minę.

Bardzo panom dziękujemy panie Federcu, i panie krasnoludzie. Jestem Nastia. A co was, jeśli można spytać, tutaj przygnało?  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten krasnolud jest spostrzegawczy. Trzeba uważać. Nie zdziwiłbym się, gdyby już rozgryzł ten tani blef o zakochaniu. Stałem dalej podpierając Nastię, która chwiała się coraz bardziej. Musi odpocząć, nie mam zamiaru taszczyć jej dalej następnego dnia. Wygląda na to, że znowu to ja muszę uważać na jej bezpieczeństwo. Ta dójka może być niebezpieczna ale ja tanio skóry nie sprzedam. Wymacuję ręką w kieszeniach na piersi jeszcze dwa granaty, niedobrze. Trzeba będzie szybko uzupełnić zapasy. Na razie jednak przyjmuję obojętną minę i czekam na ich odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Tym razem  wzrok Torgrunda nie był skierowany w stronę podejrzanej dwójki a jego towarzysza z dalekich krain. Kolejny omamiony wierszokleta.

- To nie Estalia, chłopcze. Tutaj zmartwieniem nie jest kiepskie wino ani to że jakiś prostak zaczepia piękna szlachciankę. To jest Imperium. Wypaczone, wiecznie zmagające się z problemami, pełne bólu Imperium. Ta twoja prawdziwa miłość zaczyna się w wiejskich polanach i miejskich karczmach a kończy się kiedy któryś z tak zwanych wybraków wrzuci swoją połówkę w objęcia mutanta czy zwierzoludzia byle tylko ratować swój nędzny tyłek. Widać to ty niewiele wiesz o miłości, mówiąc coś takiego osobie która żyła dłużej niż ty i twoi rodziciele razem wzięci.- Cóż, taki monolog to coś niespodziewanego z ust krasnoluda. Federico nie wiedział że poruszył drażliwy temat. Przez jedną chwilę krasnolud mógł ujrzeć oczami swojej wyobraźni swój dom. Przez jedną, krótką chwilę, nim szybko wrócił do rzeczywistości. Nie powinienem sie dziwić, temu co słyszę. Młody zrozumie jaki jest prawdziwy świat.

- Siadajcie śmiało. Twoja ukochana widac jest już bardzo zmęczona, a i ty wyglądasz na bardzo spiętego- powiedział znowu kierując wzrok na zakochana parę, a konkretniej na mężczyznę.- Z chęcią wysłucham nieco więcej o waszych planach podróży, tylko darujcie mi historyjkę jak sie poznaliście. Takie rzeczy może wzruszają mojego towarzysza, ale mnie po prostu nużą. Ustalmy pewną zasadę. Nazywajcie mnie Torgrund, żaden pan krasnolud. Jakoś krasnoluda nie przypominam, nie sądzicie? Jeśli chodzi o cel mojej podróży... robię sobie wycieczkę. Może ty masz coś jeszcze do powiedzenia, estalijczyku? Zgłodniałem, oni za pewne też. 

Edytowano przez Iluandar
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziąb nocy i wszechobecna wilgoć sprawiły, że zdecydował się przysunąć swoje bagaże wraz z siodłem, którego używał jako oparcia, tak blisko, jak tylko to było możliwe. Tutejsze temperatury i warunki atmosferyczne najwyraźniej nigdy nie osiągały stanu który możnaby określić jako "dobry" czy chociaż "zadowalajacy"... Estalijczyk wymamrotał pod nosem kilka przekleństw w swoim rodzimym języku, starając się wygodnie usadowić. W takich okolicznościach szansa na zaśniecie zmalała do zera, choć pocieszał się faktem, że przy tak niekorzystnej aurze nie wyściubią nosa ze swoich nor ani bandyci, ani żadne dziwne lokalne stwory.

Nie, ryzyko ataku z zewnątrz zmalało, lecz Federico nie był dużo spokojniejszy. Mimo, że rozummiał powód podróży dwojga nieznajomych i nie wyobrażał sobie, by tak delikatnie wyglądająca kobieta mogła im jakkolwiek zaszkodzić, niepokoił go łysy osobnik. Małomówny, nie chcący się przedstawić, wciąż błądzący rękoma po kieszeniach i przy pasie, wyglądający, jakby wciąż oceniał szansę ataku. Ciemnowłosy spoglądał na niego z ukosa i nieznacznym, uczynionym jakby od niechcenia ruchem poprawił swój pas w taki sposób, aby wygodniej było mu wydobyć broń. Obserwatorowi powinno się wydawać, że estalijczyk jedynie szuka bardziej komfortowej pozycji przy ognisku...

- Zaskoczyłeś mnie, Torgrundzie - Chrząknął po chwili milczenia, słysząc wypowiedź krasnoluda - Nie sądziłem, że usłyszę z twoich ust tak długą tyradę... I to na taki temat. Zapewniam cię jednak, że w Estalii mamy także inne problemy. Takie, które po części przygnały mnie tutaj - Oznajmił lodowatym tonem - To zaś, że twoja rasa żyje dłużej nie znaczy, że ma monopol na prawdę. Trzeba być ostatnim cobarde żeby poprzez czyjąś śmierć ratować, jak to ująłeś "swój nędzny tyłek". Nie próbowałbym ocalić swojego życia nawet poprzez poświęcenie nieznajomego, a co dopiero kogoś bliskiego - Prychnął, wyraźnie zdegustowany wizjami, które w swoim monologu roztoczył przed nim towarzysz podróży. Zdenerwowany, milcząc, energicznym ruchem dorzucił do ogniska kilkanaście niedużych patyczków. W końcu jednak cicho mruknął:

- Nie możesz mieć racji, bo to by uznaczało upadek tego świata... Żeby jednak nie było, że zanudzamy nowoprzybyłych jakimiś nudnymi sporami, wypada nam entretener ich jakąś ciekawą historią. Zatem co mnie tu przygnało? - Powiedział gorzko - Przygnała mnie chęć poznania Nurgla. Żyłem, można rzec, za siedmioma górami i siedmioma lasami, choć dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. W Estalii, znanym i dużym mieście. Pewnego dnia w jednej z dzielnic wybuchła zaraza, jednak wkrótce potem równie niespodziewanie zniknęła. Och, oczywiście zdążyła zabić kilkanaście osób, ale wszyscy uznali, że Ranald dopomógł swoim szczęściem i choroba nie rozprzestrzeniła się na resztę ludności... Zaraza jednak wróciła. I znów zniknęła. I wróciła. Uderzała zawsze... Celnie. Zabrała wiele bliskich mi osób, przyjaciół... - szum deszczu i uderzające w oddali gromy sprawiły, że po plecach Federica przeszły ciarki - W końcu okazało się, że odpowiedzialna za wszystko jest jedna, niewielka grupka osób. Takich, które wiedzę umożliwiającą im dręczenie miasta zebrały właśnie tu. W Imperium... W Estalii mało się wie na temat tego, co tu się wyrabia, Imperator skrzętnie zasłania oczy ambasadorom i zagranicznym gościom. A przez to my nie wiemy nawet jak walczyć i jak rozpoznać wroga - Westchnął, zaciskając szczęki - Chcę zebrać jak najwięcej informacji o Nurglu i jego podobnym, o sposobach walki z nimi, o metodach działania. Wtedy wrócę do mojego kraju i przekażę tę wiedzę innym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po ciepłej kolacji i kilku prostych wymianach zdań, zaczął was łapać Morr do swej krainy snów. Próbowaliście pilnować siebie nawzajem, dlatego każde usnęło płytkim snem, gotowe zbudzić się, gdy tylko usłyszy coś niepokojącego. Burza w końcu odeszła, zostawiając wam tylko deszcz.

 

Nastia Mordu

Znów jesteś w fortecy. Idziesz od drugiej strony, w dłoni trzymając pochodnię. Dochodzisz w końcu do sali, gdzie kiedyś cię przykuto, lecz na twoim miejscu jest przypięty Thristian. Wije się z bólu, a przez twarz ciągle przechodzą mu grymasy agonii. - Proszę, Nastio... musisz mi pomóc, proszę - mówi do ciebie błagalnym wręcz tonem. W każdym słowie słyszysz niewypowiedzialny ból jaki odczuwa. Nagle odwraca głowę od ciebie i patrzy gdzieś w dal, z przerażeniem w oczach. - N-nie... nie róbcie mi tego, błagam. Nie będę służył mu, nigdy! Rozumiecie, nigdy... NIEEEEEEE!!!

Budzisz się nagle i uświadamiasz sobie, że przytulasz się do Johna. Płomień kracze, siedząc na gałęzi, zupełnie jakby chciał powiedzieć: Fiu, fiu, ładnie wyglądacie razem, Nastio.

Próbujesz się podnieść i czujesz wczorajsze charce - wszystko cię boli, ale mięśnie, mimo wszystko, są w lepszym stanie, nogi ci się nie trzęsą i spokojnie będziesz mogła iść o własnych siłach.

 

John

Idziesz ciemnym korytarzem. To pewnie ta forteca, o której opowiadała Nastia. W lewej dłoni dzierżysz pochodnię, w prawej zwykły miecz. Odbywasz samotną wędrówkę po zapomnianych korytarzach wielkiego gmachu. Nagle dochodzisz do wielkiej sali, stoją tam kultyści, a pośrodku nich, twój brat, Aron. - Dołącz do nas bracie, razem zaniesiemy chwałę Nurgla całemu światu!

- Nigdy! - dobywa się z twoich ust. Z rozpędem biegniesz i wyżynasz wszystkich kultystów, aż zostaje tylko twój brat. Podchodzisz do niego, a on z uśmiechem mówi do ciebie:

- Nie rozumiesz? Już jesteś jednym z nas! - ukazując ci duże zwierciadło. Odbicie pokazuje ci prawdę, wyglądasz jak kultysta Nurgla, w szatach z trzema kulami z grotami strzał między nimi i zniszczoną od chorób twarzą. Jego triumfalny śmiech odbija się głośno po ścianach.

Budzisz się nagle i uświadamiasz sobie, że wtula się w ciebie Nastia. Drgnęła i zbudziła się, otwierając swoje zielone oczy. Kruk krakał na drzewie, a poruszywszy nogą poczułeś, że wczorajsze wymiociny Nastii zaschły ci już na nogawce.

 

Torgrund

W końcu doszedłeś do miejsca, w którym pragnął byś się znalazł Gustav, lecz nie było tu nic. Nagle poczułeś odrażający odór, rozkładającego się mięsa. Zerknąłeś w stronę, z której dobywała się odrażająca woń i zobaczyłeś coś, co sprawiło, że poczułeś jednocześnie niewymowny żal i ogromny gniew. Patrzyłeś Ingrid i dzieci zabite przez orki, a teraz znajdujące się w stercie much. Nikt ich nie pochował, a teraz stali się siedliskiem chorób. Obok nich, nie wiadomo skąd, pojawiło się kilka zakapturzonych postaci.

- Twoja rodzina jest siewnikiem naszego pana, Ojca Nurgla! - po czym zaśmiał się złowrogo.

Obudziłeś się. "Zakochana para" chyba też już nie spała, słyszałeś pierwsze ruchy dochodzące od ich strony. Koń Estalijczyka stał spokojnie, a nad jego głową krakał kruk.

 

Federico de Rivera

Znów jesteś w swojej słonecznej Bilbali. Pijesz chłodne zacne wino ze złoconej czarki. Siedzisz na werandzie i patrzysz z zachodniego brzegu na Wielki Ocean.Obok ciebie siedzi Ona, uśmiecha się do ciebie wesoło. Ta wyprawa do Imperium zdawała ci się jedynie - był to tylko przykry sen, z którego w końcu się wybudziłeś. Spoglądasz na Nią, lecz nagle jej twarz zdaje się być pozbawiona uroku, zaczęła się starzeć w zastraszającym tempie, aż został z niej tylko kościotrup obleczony skórą, a z oczodołów wypełzły jej larwy. W oddali widzisz Augusto, który z ropiejącą twarzą, śmieje się dziko, krzycząc: ¡Gloria a los papá Nurgle!

Budzisz się. Spanie na ziemi i lekki sen nie pozwalał się porządnie wyspać. Twój corcel dalej stał uwiązany do drzewa, a nad jego głową kruk zakrakał kilkakrotnie. Pozostali też właśnie się obudzili.

 

 

 

early_morning_in_the_woods_2_by_davy59-d

 

Dzisiejszy poranek był słoneczny - zupełne przeciwieństwo wczorajszego wieczoru. Oprócz zatwardziałego kruka, wiele innych ptaków wyśpiewywało swoje trele, w oddalonych krzakach raz czy dwa, można było dostrzec sarnę lub zająca, skaczącego przez runo leśne. Świat wydawał się być znacznie lepszym miejscem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

< A taką miałam piękną przemowę o chaosie teraz powiedzieć. Naprawdę fajna była.>

-Proszę, nie. Nie, nie, nie. - Mówię sama do siebie. Co mu robią? Jednak jest więziony. Musze mu pomóc. Muszę do niego dotrzeć, i to najlepiej jak najszybciej. Po chwili uświadamiam sobie że nadal wtulam się w Johna. Nie mam ochoty się od niego odrywać, ale cóż. Nie chętnie wstaje i spoglądam na Płomienia który siada na moim nadgarstku. Podnoszę dłoń i lekko gładzę jego głowę. Po chwili Płomień odlatuje, a ja podchodzę do jeszcze ciepłego ogniska i klękam przy nim. Patrzę na mrugające iskierki. Biorę jeden z węgielków w rękę i ściskam go mocno. Jest tak pięknie ciepły. Oddycham głęboko po czym wypuszczam z dłoni, całkowicie zimny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...