Skocz do zawartości

Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga - Warhammer (multisesja)


black_scroll

Recommended Posts

Wstałem z ziemi zaraz za Natią. Trzeba by zmyć z nogawki te wymiociny. Przeciągam się rozciągam mięśnie i sprawdzam czy runiczne ostrza gładko wychodzą z pochew.

- Idę poszukać jakiegoś strumienia - powiedziałem do niej - niedługo wrócę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 143
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Gość Iluandar

Ten sen... Torgrund nie dał po sobie tego poznać ale odczuwał zmartwienie. Gustavie, w co ty sie wpakowałeś. Demony przeszłości... wróciły. Torgrund nie słynął z bycia wylewnym czy uczuciowym. Nie znaczy to jednak, że czyn którego dokonał lata temu nie miał na niego wpływu. Przez długi czas krasnoludowi towarzyszyły koszmary, w którym widział swoją rodzinę, dawnych towarzyszy i przyjaciół wyciągających w jego stronę ręce, krzyczących aby im pomógł. Jednak w końcu do tego przywykł i zapomniał o swoich koszmarach, żył normalnie przez długie lata. Aż do teraz. Czyżby Gustav miał jakiś powód by go tu wysłać? Nie było czasu na takie rozmyślania. Wszyscy wstali, bardzo dobrze. Spoglądał na świeżo poznaną parę. W końcu się odezwał.

- Radzę wam wszystkim szybko się pozbierać, jeszcze długa droga przed nami, przynajmniej na pewno przede mną i moim estalijskim towarzyszem. Z tego co pamiętam, nie powiedzieliście nam dokąd prowadzi wasz miłosny szlak.- wstał i rozejrzał się dookoła. Po tym koszmarze nie czuł się bezpieczny. Torgrund miewał wiele koszmarów ale ten był inny... Dlaczego Nurgl? Nigdy nie miałem podobnego snu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Federico przetarł zaspane oczy i rozejrzał się nieco niespokojnie dookoła. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z koszmaru, który go nawiedził i teraz ledwo przytomnie, niemal mechanicznie wstał i ruszył w kierunku Vendavala. Zdał sobie sprawę, że ogier jest prócz niego prawdopodobnie jedyną żywą istotą związaną z Estalią w promieniu wielu mil. Był niewielką namiastką kraju, który opuścił na rzecz szalonej ambicji.

Zadrżał wciąż wspominając sen. Jak wielką potwornością było tak okrutne wypaczenie sielanki i uspokajającej wizji? Gdyby wiedział, że i tak w chwili obecnej będzie się czuć niewyspany, wolałby zdecydowanie czuwać całą noc, byle tylko uniknąć widoku jaki ujrzał... Ściągnął kapelusz, ziewnął dyskretnie i delikatnie poklepał swojego wierzchowca po szyi, szepcąc do niego kilka słów w rodzimym języku. Zwierzę najprawdopodobniej też czuło się sponiewierane przez pogodą i panującą tu atmosferę.

- Tak, ruszajmy stąd jak najszybciej - Powiedział słysząc ponaglenia krasnoluda - Nie mam ochoty zostawać w tym miejscu dłużej, niż to potrzebne. Jakiś sensowny corriente w którym będziemy mogli się umyć na pewno trafi się po drodze - Nie odwracając się do reszty obecnych, wciąż z zadumą, delikatnie głaskał grzbiet Vendevala.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia Mordu

By zabić czas wychłodziłaś kolejny węgielek. Krasnolud dobrze prawił - trzeba było się zbierać, co poszło ci szybko. Jednak wkrótce pojawi się problem - dwóch nowych towarzyszy zmierza traktem ku spalonemu przez ciebie Landsbergowi, gdzie nie przyjmą cię zbyt ciepło, a pewnie wręcz ukamienują lub skażą na stos.

 

John

Nie udałeś się w stronę strumyka, za namową krasnala i Estalijczyka. W sumie zaschnięte wymiociny można wykruszyć i już tak nie śmierdzą. Problem był jeden - tych dwóch pewnie chcą zmierzać do Landsbergu, gdzie z Nastią, raczej nie będziecie powitani fanfarami.

 

Torgrund

Co za nieposłuchane tumany! Każesz się zbierać, więc ten łysy drab stwierdza, że idzie gdzieś w krzaki się umyć! A ten cały sen... Nic nie miało sensu, może to przez tą "parę" miałeś ten sen. Wszystko powinno się wyjaśnić, kiedy dotrzesz na miejsce.

 

Federico de Rivera

Vendeval parsknął przyjaźnie na powitanie. Spojrzał na ciebie swoimi ciemnymi oczami z lekkim wyrzutem. Przeprowadziłeś go przez pół świata do miejsca, gdzie jest chłodno i pada. Chyba miał ci to trochę za złe, ale drobne czyszczenie sierści pewnie przywróciłoby mu humor.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie. Trzeba było się zastanowić przed podpaleniem im całego miasta! No cóż, co się stało to się nie odstanie. Teraz tylko jak mamy się dostać do Landsbergu? Właściwie mogłabym wcale nie wchodzić do miasta. Wstaję od ogniska i kieruję wzrok na Feredrica. To przypomina mi że ja przecież również nie pochodzę z Imperium, tylko z Bretonni. Tylko po co mi było z niej wyjeżdżać? Myślę oglądając blizny na nadgarstkach. Nadal pamiętam ciemność i  ten przerażający chłód który panował w fortecy. Teraz tam właśnie jest Thristian. Przez chwilę rozpamiętuje ból jaki mi towarzyszył przez cały pobyt w fortecy. To obezwładniające poczucie niemocy które towarzyszyło mi przy każdym postawionym kroku. Teraz on czuje to samo. A jeśli już nie żyje? A jeśli mój sen był tylko wspomnieniem trupa? Nie, był zbyt realny. Taki ból nie mógł by emanować przez osobę która odeszła już z tego świata. On musi żyć. Inaczej, czy to co robię ma sens? Jeśli umrze co pozostanie mi do zrobienia? Najpierw spłacę dług Johnowi,a potem? Pewnie w końcu łowcy czarownic mnie wytropią i zabiją. Tak czy inaczej, cokolwiek zrobię zawsze będzie ze mną coś nie tak. Bo takie było całe moje życie.W niełasce i nieszczęściu los bił na oślep. Ciekawe co czują ci którzy nie muszą się obawiać martwych którzy przyjdą do nich w nocy, w ciemności. Bo ja nigdy nie będę tego czuła. Zawszę już będę nie ludzka. Inna. Widziałam za dużo chaosu, zbyt mocno go doświadczyłam żeby nie teraz zostawił. Nie zostawi, ani teraz, ani nigdy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten sen nie mógł być przypadkowy. Zazwyczaj śnią mi się znacznie przyjemniejsze sny, np. jak duszę swojego brata, ale nigdy takie. Coś jest nie tak. Ale nie czas teraz na zadumy nad snami, trzeba wymyślić jak ominąć Landsberg bez wzbudzania podejrzliwości towarzyszy. Może tak spróbować tego...

- Wolałbym ominąć Landsberg - powiedziałem na głos - mam jakieś złe przeczucia, może pojedziemy inną drogą? - był to bardzo tani chwyt ale nie mamy już wiele czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Krasnolud spojrzał ze spokojem na parę nowych towarzyszy. Co za kapryśne dzieciaki. Następnym razem kiedy wyruszy na bezsensowną wyprawę, zrobi to sam. Zapewne wtedy oszczędzi sobie dziwnych, makabrycznych snów.

- No proszę proszę, jak widzę, dobrze znacie trasę, skoro wiecie, że na naszej drodze znajduje się to miasto.- zauważył krasnolud- Przyznam, nie jestem wybitnym geografem, a moja wiedza o tym trakcie opiera się na rozmowach z podróżnikami. Ja też często miewam różne podejrzenia, ale powiedz mi w takim razie chłopcze, czy znasz jakąś inną drogę podczas której uzupełnimy zapasy by starczyły na podróż dla czterech osób? Poza tym napiłbym się piwa. Ale... co sądzisz o tym estsalijczyku, bądź co bądź ich obecność to twoja zasługa.- ta cała podróż zaczynała go już drażnić. Wystarczył mu estalijczyk, a teraz trafił na jakąś tajemniczą parkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z racji tego, że pozostali najwyraźniej dość niemrawo zbierali się do wyruszenia, Federico upewniwszy się, że jego skromny dobytek jest już spakowany, w ramach oczekiwania na wymarsz zaczął szczotkować wciąż nieosiodłanego konia. Zamierzał znów pogrążyć się w rozmyślaniach, jednak nie pozwoliło mu na to pytanie krasnoluda. Estalijczyk zmarszczył brwi i odwróciwszy się do reszty wzruszył ramionami.

- Wybaczcie, compañeros, ale szlaki tego kraju są mi zupełnie i nad wyraz wręcz extanjero. Ubolewam nad tym, lecz w każdej mieścinie muszę sypnąć garścią monet, by jakiś obszarpana dobra alma raczyła wskazać mi drogę... - Westchnął i wskazał na krasnoluda - Ostatnimi czasy usłyszeliśmy, że najprościej do Landsbergu, a że cierpimy z braku porządnej strawy, łoży i alkoholi, stąd i tam się kierowaliśmy. I rad bym dalej właśnie tam zmierzać, gdyż po krzakach i innych osobliwych leśnych duktach wałęsać się jest mi zupełnie nie w smak - Dla podkreślenia swojej wypowiedzi skrzywił się. Cóż, zdawał sobie sprawę, że sam jeszcze przed chwilą miał ciarki z powodu snu, który go nawiedził, ale jak bardzo trzeba być zabobonnym, żeby zmieniać trasę tylko z powodu przeczucia? Tylko i wyłącznie nauka powinna kierować działaniami ludzi, nie zaś głupie przesądy i wierzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze wrażenia po złym śnie przeszły. Spakowaliście się i byliście gotowi do drogi. Trakt zamienił się w lepkie błoto, utrudniające podróż. Nikt z was nie wiedział, jak daleko stąd do Landsbergu, ale wiedzieliście, że było to prawie o rzut kamieniem. Palenisko zostało zniszczone i już nic nie trzymało was w tym miejscu przed dalszą podróżą.

Nagle zawiał wiatr od strony miasteczka. Niósł on niepokojące odgłosy ryków i warczenia, a także słaby choć wyczuwalny zapach zwierzoczłekowego smrodu, połączonego z zapachem palonego drewna. Vendeval prychnął cicho i poruszył się, zaniepokojony tym co wyczuł. Mogło to oznaczać różne rzeczy, jednak aby upewnić się, dlaczego powiew pachniał tak, a nie inaczej, był tylko jeden sposób, by to sprawdzić. Jednakże, należało być ostrożnym. Kto wie, co może wyskoczyć z lasu. Choć Burza Chaosu minęła jakiś czas temu, pomioty Chaosu, przebrzydłe odmieńce, razem z mutantami szlajały się po lasach Drakwaldu, niosąc chwałę plugawym bogom Chaosu.

Spojrzeliście po sobie. 

Mam nadzieję, że to nie to czego się obawiam... Przeszło każdemu z was przez myśl. 

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Krasnolud wziął głęboki wdech i zacisnął palce na swoim toporze. Wszędzie pozna ten smród, fetor chaosu. To nie świadczyło o niczym dobrym. Przede wszystkim dlatego, że jeżeli są w stanie wyczuć możliwą obecność zwierzoczłeków, to one dawno wykryły ich położenie. Zwierzoczłeki to dziwny twór, można natrafić na tępego bawołogłowego wojownika, jak i na wilczego tropiciela. 

- Radze wam chwycić coś ostrego. Jeżeli znacie jakiś alternatywny trakt który wiedzie ta samą droga, proszę bardzo. Ale jestem prawie pewien, że i on nie będzie bezpieczniejszy od tego. Gdziekolwiek ruszymy, może na nas czekać stado zwierzoczłeków. Estalijczyku, mam mieszane uczucia. Tam coś na pewno jest, z drugiej strony nie znam innej ścieżki, a przedzieranie się przez niezbadane i nieużywane drogi też nie należy do dobrych pomysłów. Co o tym sądzisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Caramba! - Warknął wyraźnie sfrustrowany i wykrzywił się w pełnym niezadowolenia grymasie. Znów nic nie układało się po jego myśli... Spojrzał wściekle na łysego człowieka, który już po obudzeniu stwierdził, że przeczuwa czyhające w wiosce kłopoty i najwyraźniej miał rację. Niech go zaraza z tymi trafnymi przewidywaniami - Nie ma sensu pakować się w kłopoty, nas jest tylko czwórka, a jedna tylko Myrmidia wie co się tam wyrabia. Znacznie rozsądniej byłoby ominąć wszelkie niebezpieczeństwa, ale tu się rodzi pytanie jak to właściwie zrobić. Hm? - Zwrócił się z pretensją w głosie do dwójki ludzi - Skoro tak wam spieszno do kluczenia po niepewnych drogach, to proszę, wytyczcie marszrutę.

Poklepał delikatnie swojego ogiera, starając się uspokoić zwierzę. Wątpił, by sam kiedykolwiek przyzwyczaił się do potworności, jakie krążyły po Imperium, nie miał zatem nawet cienia żalu do zachowującego się nerwowo Vendevala.

- Liso, chyba wolę zaryzykować błądzenie niż dążenie do starcia. Nawet ty i twój hacha nie podołacie jeśli się okaże, że wpadliśmy wprost w stado tych... Gente de animales - Wzruszył ramionami, wciąż zły z powodu niespodziewanych przeszkód - Trzeba nam ruszać naokoło.

 

 

Przepraszam za zwłokę, nie było mnie przez weekend i miałem trochę zaległości do nadrobienia na forum

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że do miasta było zbyt blisko, szlak się nie rozwidlał - miasto, mając zyski z handlarzy, nie dopuściłoby do tego. Wracać się do najbliższego rozwidlenia nie było sensu, gdyż nadłożylibyście drogi. Jedynym rozsądnym krokiem, aby podążać dalej, było pójść naokoło Landsbergu, aby za nim wrócić na trakt i kontynuować podróż, po znanych drogach. Weszliście w nieprzyjazne gąszcze Drakwaldu. John, twierdzący, że zdarzyło mu się tędy podróżować, szedł jako pierwszy, przedzierając szlak. Tuż za nim podążała jego "ukochana" Nastia, dalej Torgrund, a na końcu Federico, prowadząc swojego wierzchowca przez zdradzieckie runo imperialnego lasu. Miasteczko postanowiliście objeść od północy, gdyż takie było mniejsze prawdopodobieństwo napotkania zwierzoczłeków, lub co gorsza orków.

 

Interior%20Forest%20Conditions.jpg

 

Po paru godzinach marszu stwierdziliście, że pora na chwilę odpoczynku, cały czas szliście, mniej więcej, w kierunku północnym (John nie miał wbudowanego w głowę kompasu, także szliście na czuja). I tak nie warto było zbliżać się za nadto do miasta, gdyż potwory mogły po skończonym rabunku wywietrzyć was i wdać się w pościg. Vendeval skubał mech, co jakiś czas trzepocząc uszami. Od strony miasta spostrzegliście ogromny słup dymu, jakby spalono za jednym zamachem całe miasto.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ciekawe co się tam dzieje? - Zastanawiam się głośno. Na prawdę jestem ciekawa. Nie możliwe żeby pożar który wznieciłam tak się rozprzestrzenił że pochłonął całe miasto. Może warto by tam pójść, i zobaczyć co się stało? Nawet jeśli znalazła bym tylko zgliszcza to pewnie coś się i tak zachowało. Bardziej jednak prawdopodobne że to co wywołało ten pożar nadal siedzi w ruinach Landsbergu, lub wałęsa się w okolicach. Osobiście wole drugą wersję. Wątpię jednak żeby, czymkolwiek to jest, przejmowało się moim zdaniem na ten temat. Nie, lepiej tutaj zostać i nie kusić losu.

Edytowano przez NimfadoraEnigma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dym unoszacy się z okolic Lansbergu był niepokojący. Nastia nieźle wtedy odleciała ale nie wznieciła tak dużego ognia by spalić całę miasto. Więc co się stało? Zwierzoludzie wykorzystali okazję? A zresztą to nie ważne, muszę wyprowadzić nas z tej cholernej puszczy. O ile pamiętam niedaleko powinna płynąć rzeka. Ona doprowadzi nas prosto do kolejnego miasta.

- Wypatrujcie rzeki - powiedziałem pozostałym nie odwracając się - ona doprowadzi nas do celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

- Miasto padło ofiarą sług Chaosu, nic na to nie poradzimy.- powiedział wzruszając ramionami. Nie miał zamiaru tracić głowy dla upadłego już miasteczka. Co by im dała wyprawa do niego? Ujrzeliby stos trupów i za pewne padliby ofiarą zwierzoludzi. Nie, takie wyczyny nie były w jego stylu- Obyś się nie mylił chłopcze, w innym przypadku będzie nas czekała nieciekawa przeprawa z bandą kozich łbów, lub czymś o wiele gorszym. Miejmy nadzieję, że kolejne miasto nie będzie celem żadnych niebezpieczeństw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rzeka. Bien - Westchnął. Miał serdecznie dość otaczających ich zarośli. Być może imperialne trakty pozostawiały sporo do życzenia, jednak w porównaniu z gęstwinami były naprawdę komfortowe i przyjemnie się po nich podróżowało. Federico już po zaledwie kilkunastu minutach pożałował zdania się na opinie innych i ruszenia naokoło. Miasto nie mogło zostać zaatakowane! Przecież byli tak daleko od granicy Imperium! Niemożliwe, żeby w cywilizowanym kraju hordy najeźdźców wnikały tak głęboko i atakowały miasta.

- Sług Chaosu? A czy wojna już dawno sie nie skończyła - Zapytał krasnoluda z miną wyrażającą niezachwiany sceptycyzm - To pewnie najwyżej bandyci, których wkrótce przepędzi jakiś miejscowy garnizon. Okaże sie, że niepotrzebnie krążyliśmy po tych niegościnnych ostępach... Więc po prostu wynośmy się stąd jak najszybciej. Do kolejnego miasta, miasteczka czy wioski - Mruknął. Brak wina i porządnej strawy wpędzał go w coraz bardziej ponury nastrój.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy ruszyliście w stronę, gdzie powinna znajdować się rzeka. Była w istocie, kolejną godzinę drogi naprzód.

 

rzeka1.jpg

 

Woda szumiała kojąco, prawie pozwalając zapomnieć, że niedaleko właśnie miasto zostało prawdopodobnie doszczętnie zniszczone przez siły Chaosu. Z wody raz na jakiś czas wyskakiwały drobne rybki chwytając gębami nisko przelatujące owady. W trzcinie, kryła się mama kaczka, ucząca młode pływać. Czubki drzew kołysały się lekko, poruszane przez miarowe podmuchy wiatru. Stąd słup dymu był już ledwo widoczny. Woda nie wyglądała na głęboką, jednak dna nie sposób było dostrzec, brodu także nie. Coś co jednak przykuło waszą uwagę to siedzący po drugiej stronie wody człowiek. Miał na głowie wysoki, brudnozielony kapelusz z szerokim rondem i wetkniętym w nie pomarańczowym piórkiem. Na tułów narzucony miał płaszcz, rozchodzący się u dołu niczym sukienka, tego samego koloru co kapelusz. Pod szyją zawiązaną miał żółtą chustę. Nosił ciemnozielone spodnie i wysokie brązowe buty. W dłoniach trzymał wędkę, zarzuconą do wody, a w ustach miał kawałek trawy. Wyglądał jakby nie był świadom niebezpieczeństwa znajdującego się niedaleko niego. Spojrzał na was swoimi wielkimi, brązowymi oczami, i zamachał wolną ręką.

- Hejho! - przywitał się radośnie, przekrzykując szum wody. - Dokąd zmierzacie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam wielką ochotę walnąc tego faceta w łeb. Tam tysiące ludzi najpewniej poginęli, a ten tutaj jak gdyby nigdy nic siebi sobie i łowi ryby! Inna sprawa, że na mnie też nie robi to wrażenia. Ale ja i ten facet to dwie różne osoby. Poza tym, nie wygląda na kogoś opętnanego przez chaos. Ale.. Cuż.. pozory mylą. Gdyby nie to, już dawno moji towarzysze by mnie zatłukli. A dokąd zmierzamy? Co go to obchodzi? Ech.. kieruję wzrok na Johna, a do głowy przychodzi mi pewna myśl.  Dlaczego to ja miałabym odpowiadać? niech teraz on sobie troszeczkę pokłamie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na wędrowca. Obejrzałem go od stóp do głów starając się dopasować go do jakiegoś zawodu albo grupy. Wyglądał mi na czarodzieja Jadeitowego Kolegium, to by wyjaśniało dziwaczny strój i to, że siedzi w lesie. Ale pozory mylą, lepiej będzie uważać.

- Podziwiamy piękno natury - odpowiedziałem - i szukamy drogi do najbliższego miasta. A ty przyjacielu? Kim jesteś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Krasnolud darował sobie dalszą dyskusję z estalijczykiem. Wiedział że ten nie zrozumie sytuacji. Wolał się skupić na podróży. Można sobie wyobrazić jego zdziwienie kiedy na trakcie ujrzał wraz z swoimi kompanami tajemniczego mężczyznę łowiącego ryby. To było... podejrzane. Kto byłby na tyle szalony aby łowić tutaj ryby!? To przecież samobójstwo. Wystarczyło mu już spotkanie z tą parą kochanków. Jednak postanowił milczeć. Niech pan szlachcic zajmuje się tutaj zabawianiem innych. Ze spokojem spoglądał na wędkarza. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Widok rzeki nieco poprawił mu humor - jej delikatny szum, pływające beztrosko kaczuszki i ogólny nienaturalnie wręcz sielankowy nastrój sprawiły, że niemalże zapomniał o wszystkich rzeczach na które utyskiwał przez całą drogę i westchnął z zachwytem.

- Si! To jest to, tego było trzeba! - Uśmiechnął się i odwrócił, by spojrzeć na pozostałych towarzyszy - Może moglibyśmy zrobić tu nawet jakiś corto postój... - Zaczął, lecz przerwał mu okrzyk nieznajomego. Estalijczyk dopiero teraz zauważył, że nie są sami i lekko podskoczył słysząc niespodziewany głos. Zaraz jednak na jego usta powrócił uśmiech, nieznajomy wyglądał na całkiem niegroźnego i uprzejmego człowieka.

- Hola! - Krzyknął na przywitanie, unosząc jednocześnie prawą dłoń i pozdrawiając gestem wędkarza. Nim zdążył cokolwiek dodać, odpowiedź na pytanie kapelusznika została udzielona przez ich łysego kompana. Federico uśmiechnął się więc tylko kolejny raz i odczekawszy na swoją szansę na wypowiedź krzyknął jeszcze.

- Nie wiesz może, señor, gdzie tu jest jakaś dobra droga? Lub chociaż bród?

Edytowano przez EverTree
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Piękno natury powiadasz - odchylił się do tyłu, opierając o drzewo. Zamknął oczy, a wędkę oparł o kamień, prostując nogi. - Najbliższe miasto minęliście dawno, ale pewnie zależy wam na takim, nie opanowanym przez zwierzoludzi. A ja... różnie mnie zwą. Włóczęgą, nierobem, bezdomnym,  poszukiwaczem przygód... sam jednak, wolę nazywać się Włóczykijem. Wędka drgnęła nieznacznie, a nieznajomy otworzył na chwilę jedno oko, które z powrotem zamknął, gdy żyłka przestała drgać. Pytanie Estalijczyka wywołało na jego twarzy dziwny uśmiech.

- Mostu nie uświadczycie przez wiele, wiele mil, ani w jedną stronę, a ni tym bardziej w drugą. Co do brodu... Chyba jest jakieś kilkanaście mil w tamtą stronę - wskazał niedbale wasze lewo - ale w sumie to nie wiem. A tu, choć rzeka nie szeroka jest całkiem głęboko. Jednak...

W tym momencie wiatr dął wam w plecy, niosąc zapach zgnilizny, dzikie ryki i szczęk broni. Zwierzoludzie się zbliżali.

- Jednak - kontynuował Włóczykij - mogę wam pomóc przedostać się przez rzekę. Na szczęście zwierzoludzie stronią od pływania - nałożył trochę kapelusz na oczy. - Jedyne czego żądam za przeprawę, jest odpowiedź na moją zagadkę. Jest was... czwórka, więc niech będzie, do czterech razy sztuka! Każdy ma po jednej szansie, tyle że każdy ma myśleć za siebie. Zgadniecie i ocalę wasze skóry i się rozejdziemy. Nie zgadniecie lub zaczniecie ze sobą gadać... cóż, mogę powiedzieć, że te bestie biegają raczej szybciej od was. A na pewno wolniej się męczą. A oto moja zagadka.

Odkaszlnął dwa razy, po czym rzekł:

 

Ma cztery nogi, lub nie ma ich wcale,

Nosi cię na barkach, nosisz go stale.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Zagadka? Cholera jasna, z tego faceta była by malownicza czerwona plama. - Myślę. Zdaje sobie jednak sprawę że złorzeczenie nie pomoże nam przy przejściu prze rzekę. - Trzeba coś wykombinować, chyba że chcemy być zatłuczeni przez zwierzoludzi.

Nerwowo rozglądam się po lesie szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji. Nie mam najmniejszego zamiaru głowić się nad tą jego zagadką. Po chwili jednak.. znajduje wyjście z sytuacji. Zaczynam grzebać w torbie. Gdy wyjmuje z niej zwój liny, zastanawiam się chwilę czy nie będzie za krótka, ale musi wystarczyć. Wciskam jeden koniec w dłonie Estalijczyka. nie przejmuje się zbytnio jego zdziwiona miną, tylko przykazuję.

- Przywiąż tą linę do tamtego drzewa. Tylko porządnie, i szybko!

Sama, z drugim kawałkiem podbiegam do drugiego drzewa i szybko obwiązuje je liną, zawiązując na splot*. Chciała bym jeszcze mieć tą linę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...