Skocz do zawartości

Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga - Warhammer (multisesja)


black_scroll

Recommended Posts

Gość Iluandar

To chyba jakieś żarty... zbliża się horda zwierzoludzi a on chce odpowiedzi na zagadkę!? Co to za chory człowiek!?- pomyślał krasnolud 

- Posłuchaj mnie obiboku! Nie mamy czasu na twoje głupie... arghh!- warknął spoglądając na dziewczynę która widocznie zaczynała działać. Zagadka... zagadka... Swojego czasu Torgrund był całkiem dobry w tej zabawie. Rozglądał się jakby szukał jakieś podpowiedzi. Dziewczyna nie prosiła krasnoluda o pomoc, więc dlaczego nie miałby zająć się drugą opcją? Jednego był pewien, nie ma zamiaru walczyć z nadciągającą sforą. Co mogę nosić na barkach? Bagaż? Niee. Kości? Odpada... zamyślony spojrzał w dół... a może....

- Dam ci satysfakcję włóczykiju i zagram w twojej grze. Czy odpowiedzią jest cień?- przycisnął uchwyt swojego topora. Nie wiedział czy jego odpowiedź jest prawidłowa, ani czy uda im się zdążyć przejść na drugi brzeg stosując planu nowej towarzyszki. Dlatego w ostateczności był gotów się bronić. Oby do tego nie doszło...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 143
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Głowiłem się nad tącholerną zagadką, kiedy nagle Nastia zaczęła grzebać w swojej torbie. Najwyraźniej, nie miała ochoty na zagadki. Wcisnęła linę do dłoni tego estalijczyka. Ok, nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować znaleźć inny sposób na przejście przez rzekę. Zauważyłem, że krasnolud myśli tak samo, a nawet już wymyślił odpowiedź! Mam nadzieję, że będzie poprawna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Możesz nam pomóc przejść przez rzekę... - Powiedział powoli marszcząc brwi i spoglądając uważnie na Włóczykija - Ale to nie bedzie bród, prawda? - Bardziej stwierdził, niż zapytał. W końcu nieznajomy sam przyznał, że najbliższa płycizna pozwalająca na przeprawienie się na drugą stronę znajduję się kilkanaście mil stąd. A to oznaczało, że tak czy siak nie ma szans, by Vendeval trafił na drugi brzeg. Federico poczuł, że coś ścisnęło go w gardle i chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz wtedy ich towarzyszka wcisnęła mu w dłoń linę. Przez chwilę spoglądał na nią z wyrazem kompletnego braku zrozumienia, jednak słysząc polecenie ruszył niemal mechanicznie w kierunku wskazanego pnia, wciąż myślami odbiegając w kierunku możliwości, które im pozostały.

Przedstawiały się zdecydowanie zbyt ubogo.

Gdy upewnił się, że odpowiednio mocno zacisnął węzeł i dla pewności zasupłał jeszcze jeden, ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku swego ogiera. Drgnął, gdy znów usłyszał zbliżające się dzikie ryki.

- Ci... Zwierzoludzie..? Są szybcy, si? Ale nie mogą być szybsi od konia? - Błyskawicznie poluzował popręg i jednym ruchem zrzucił umieszczone dotąd na grzbiecie Vendevala siodło na ziemię. Poklepał swojego wierzchowca przyjaźnie po barkach - To znaczy, że masz jeszcze szansę uciec. BIEGNIJ! - Wrzasnął dziko, uderzając wściekle rumaka w zad. Nie pozwoli, by stał tutaj jak ciele na rzeź, po tym wszystkim, co razem przeszli zasługiwał na szansę na ocalenie. Odwrócił się i przymrużając oczy spojrzał na nieznajomego. Zagadki nigdy nie były jego mocną stroną, .

- Nie przychodzi mi nic innego do głowy, jak tylko serce - Mruknął. Serce ma dwie komory i przedsionki, co daje cztery "kończyny:... Wiedział, że znajomość anatomii rzadko się przydaje przy tego typu zagadkach i jego odpowiedź jest zapewne błędna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vendeval prychnął cicho na pożegnanie, po czym pognał, niczym szalony rumak, wzdłuż brzegu i jeszcze długo był widoczny, jak się oddala. Federico poczuł, jak mu pęka serce. Jedyne stworzenie towarzyszące mu od samego początku, właśnie go opuściło.

- Szkoda tak pięknego konia - powiedział Włóczykij zerkając na oddalające się zwierzę.

 

Gdy postanowiliście próbować odgadnąć zagadkę, nieznajomy smutno pokręcił głową na wasze odpowiedzi. 

- Nie jest to ni cień, ni serce. Ale to tylko dwie odpowiedzi, a gdzie drugie dwie? - popatrzył pytającym wzrokiem na dziewczynę i Johna. Jego mina wyrażała pełne rozczarowanie, niczym u dziecka, które nie dostało obiecanej zabawki.

Lina była zawiązana i na całe szczęście, sięgała do drugiego brzegu. Tymczasem odgłosy zwierzoludzi stały się naprawdę głośne. Wojska chyba przegapiły sporą armię Chaosu, podczas czyszczenia Imperium z niedobitków. Słychać było bębny, ryki i wrzaski, a smród wykrzywiłby nos z nawet najbardziej nieczułym węchem.

 

- Pomysłowa ta lina panienko, ale nie wiem, czy zdążycie wszyscy przejść po tej linie. A wszystkich na raz na pewno nie utrzyma...  - nagle oczy Włóczykija zabłysły, jakby wpadł na pomysł. - Och, gra: "Kto się poświęci dla reszty"! Też może być - zatarł ręce z radości, po czym zerknął na spławik. Chyba zdawało mu się, że ryby zaczęły brać.

Rzeka, jakby nie popierająca pomysłu Nastii, delikatnie się wzburzyła. Kaczki odleciały kwacząc, poruszając trzciną, a wiatr wtórował rzece, hucząc nieprzyjemnie wśród koron drzew. Nieznajomy westchnął, a jego wędka wylądowała w rzece.

- I tyle z łowienia ryb. Dobrze, że mam jakąś inną rozrywkę - zerknął na was z miłym uśmiechem. - Macie jeszcze dwie odpowiedzi. Podajcie dobrą i jesteście zbawieni. Albo ufajcie linie i zapewnijcie mi rozrywkę. Wasza wola.

 

Nie pozostało nic innego jak za pomocą liny przekroczyć niespokojną już rzekę. Lecz faktycznie czasu było mało. Mogliście ryzykować i iść wszyscy naraz, lecz czy lina wytrzyma? A jeśli tak, to czy węzły nie puszczą? A może ktoś zostanie i poświęci się, żeby inni mogli bezpiecznie się uratować.

 

Jedno jest pewne, czasu na dyskusję po prostu nie ma.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Zaraz mnie coś trafi! Nie mam zamiaru bawić się w zgadywanki z obłąkanym starcrm, ani tym bardziej zostac zjedzona!

- Jeśli chcecie, dalej bawcie się w zgadywanki. Ja nie mam zamiaru zostać tu ani chwili dłużej. - mówię, po czym wskakuje do rzeki, i trzymając się liny przechodzę na drógą stronę.

Nie potrzebuje ich. Znajdę gdzieś kolejnego frajera który pomoże mi dostać się do Thristiana, albo sama pójdę, i zrównam tą całą fortecę z ziemią! Najwyżej któryś z nich umrze. To nie mój problem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakląłem szpetnie gdy zobaczyłem jak ta mała zołza wypina się na nas i ucieka. Tego było już za wiele, szybko podbiegłem do liny i przeciąłem ją zanim zdążyła przepłynąć na drugi brzeg. Nie toleruję zostawiania towarzyszy.

Nie obchodziło mnie co myślą o tym ci dwaj. Teraz najważniejsza była ta cholerna zagadka. Cała sytuacja zaczynała mi już działać na nerwy, a to nie sprzyjało poprawnej dedukcji. Hmm, cztery nogi... może potraktuję to jako kończyny? Nosisz go na barkach... nosisz go stale. Wykluczyliśmy serce i cień... co jeszcze zostaje.... ech, zaryzykuję!

- Dobra, mam! - zawołałem do tego faceta - moją odpowiedzią jest skóra! Nosimy ją cały czas! Okrywa całe nasze ciało czyli i ręce i nogi, czyli cztery kończyny! Zgadłem, do jasnej cholery czy nie! - zapytałem w złości przygotowując już swoje sztylety na wypadek gdybym nie zgadł i trzeba by było bronić się przed zwierzoludźmi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia wskoczyła na uwiązaną do drzew linę. Ta lekko się obniżyła, lecz węzły wytrzymały ciężar dziewczyny, która podwieszona pod liną, zaczęła przekraczać rzekę. To nie spodobało się Johnowi, który krótkim ruchem miecza uciął linę przy jednym z konarów. Dziewczyna wylądowała w wodzie razem z liną, a Włóczykij wesoło klasnął w ręce.
- Zupełnie jakbym widział kuglarzy na rynku w Magdeburgu - odparł ze szczerym uśmiechem, pochylając się nad taflą wody. - Myślicie, że się utopi?
Do jego uszu dobiegła odpowiedź Johna, na którą także pokręcił głową - widać i ta okazała się błędna.
- Nie jest to i skóra, widać źle zapamiętałeś me słowa - powiedział, po czym zaczął liczyć palce. Po doliczeniu do trzech, spochmurniał. - I dalej nie mam czterech odpowiedzi! No ale cóż, wasza towarzyszka nie jest zbyt rozmowna - ponownie zerknął na rzekę - No to może, któryś chce spróbować jeszcze jeden raz, hmm? - spojrzał po trzech mężczyznach. - No, to nie jest trudne, odpowiedź jest naprawdę prosta!
Po czym ponownie wyrecytował wierszyk:

Ma cztery nogi, lub nie ma ich wcale,

Nosi cię na barkach, nosisz go stale.

 

Tymczasem za wami odezwał się głośny ryk. Jeszcze krótka chwila i zwierzoludzie pojawią się w przeważającej liczbie. Wtedy będzie można tylko walczyć z nimi do upadłego, lub skoczyć do rzeki i mieć nadzieję, że nurt nie rzuci waszymi głowami o kamieniste dno i nie rozbije wam czaszek, lub co gorsza, nie da wypłynąć na powierzchnię, zapełniając płuca wodą.
 

 

 

Nastia Mordu

2624512-underwater-scene-with-sunlight-t

 
Woda była lodowata, na szczęście udało ci się złapać odrobinę powietrza do płuc, nim się zanurzyłaś. Dostrzegłaś, że dno rzeki było o wiele niżej, niż można było się tego spodziewać, po takiej szerokości rzeki. Brzegi nie dawały się złapać, a rosnące przy nim pałki trzciny mogły nie wytrzymać twojego ciężaru. Trzymałaś się obiema rękami liny, która powoli wysmykiwała ci się z uchwytu. Walczyłaś ile sił z prądem rzeki, bo bez liny, nurt porwałby cię daleko na północ, z dala od fortecy, z dala od Thristiana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Krasnolud spojrzał na sytuację z lekkim zdziwieniem. Pewnie dlatego, że nie spodziewał się takiego zwrotu zdarzeń. Jednak wydarzenie to utrzymało go w jego przekonaniu co do tej dwójki.

- Amor.... si, compadre?- zwrócił się w stronę swojego szlacheckiego towarzysza, odzywając się do niego w jego rodowym języku.  Torgrund nie był może mędrcem ale w ciągu swojego długiego życia nauczył się wiele. Jego "druh" nie wiedział, że krasnolud miał styczność z Estalijczykami, dzięki czemu poznał trochę ich język. Jednak teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Musiał odpowiedzieć starcowi, przedostać się przez wodę a potem rozwalić mu łeb za tą całą szopkę. Niestety nie przychodziła mu do głowy odpowiedź. Nie mieli dużo czasu a chyba nikt nie był chętny by odpowiedzieć, z resztą tak jak on.- Zawsze się obawiałem, że zginę w towarzystwie amatorów.- skomentował sytuację. Krzyknął do włóczykija.

- Ostatnia odpowiedź!? Czy to cholerny szkielet!? Mów albo daj nam spokój!- odwrócił się aby spojrzeć w dal, na nadciągającą hordę sług chaosu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Federico z autentycznym szokiem spoglądał na rozgrywającą się przed nim scenę. Właśnie przed chwilą dwójka kochanków doprowadziła do kompletnej zguby ich wszystkich.

- Si, si... - Odpowiedział bezwiednie krasnoludowi, wciąż szeroko otwartymi oczyma spoglądając na człowieka, który odebrał im ostatnią nadzieję na przetrwanie. Dopiero po chwili ściągnął skonsternowany brwi, zdając sobie sprawę z tego, co usłyszał.

- Moment... To ty, enano znasz estalijski? - W jego głosie słychać było nutę oburzenia, lecz zdając sobie sprawę, że głośno wykrzyknął ostatnie zdanie, szybko wykrzywił twarz w panice i spojrzał w kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Potem przeniósł wzrok na kotłującą się w wodzie dziewczynę.

- Wydaje mi się, że mógłbym zaryzykować utoniecie, jeśli każda inna opcja to pewna śmierć - Przełknął ślinę - W razie czego, postarajcie się mnie wyciągnąć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Federico de Rivera, John, Torgrund

- I nie jest to cholerny szkielet - westchnął młodzieniec, jakby zrezygnowany waszymi odpowiedziami. Niesamowite było to, że choć mówił cicho, szum wody go nie zagłuszał. - Szkoda, że nie mogę wam pomóc. No, ale zasady to zasady. Miłej walki z pomiotami Khorne'a czy co to tam lezie - wzruszył ramionami.


Dało się słyszeć głęboki wdech dochodzący z rzeki. Okazało się, że Nastia jeszcze żyje, a jej głowa właśnie wynurzyła się z rwącego nurtu. Cały czas była uczepiona liny. Powoli podciągała się na niej, sięgając powoli brzegu dłonią, która ślizgała się bo mokrych kamieniach, odrywała grudy ziemi, lecz i tak dziewczyna powoli wdrapywała się na drugi brzeg. W końcu wdrapała się na trawę na czworaka, wydostając się z wody. W dłoni dalej trzymała przeciętą linę, której drugi koniec był przywiązany do jednego z drzew. Podniosła się na nogi. Jej czarne włosy lepiły się jej do twarzy, podobnie jak koszula i spodnie do jej ponętnego ciała. Teraz jeszcze lepiej było widać, że, przynajmniej z wyglądu, jest kobietą o jakiej marzy każdy facet. Trzęsła się z zimna, a bystre oko mężczyzny, mogło dostrzec więcej, niż Nastia życzyłaby sobie odsłaniać przed obcymi wędrowcami. Włóczykij spojrzał na nią, zatrzymując na krótko wzrok, na wysokości klatki piersiowej i zagwizdał cicho, lecz słyszalnie.
- No, no, na Slaanesha, dziewczyno, ładna jesteś.
Lecz ona nie patrzyła na niego, lecz z wielkimi oczami spoglądała na wasz brzeg, dosłownie na punkt o kilka łokci na lewo od was, jakby zobaczyła ducha, lecz wy tam nic nie dostrzegliście.


 

Nastia Mordu

Palące płuca błagały o kolejny oddech, a ty nie mogłaś im go dać. Lecz nie poddawałaś się. Nie mogłaś. Nie teraz. Powierzchnia była tak niedaleko, wystarczyło się podciągnąć na linie, jeszcze jeden raz. A potem jeszcze jeden. Ostatecznie wynurzyłaś głowę, odruchowo biorąc głęboki oddech. Żyłaś.


Powoli, lecz nieustępliwie, wdrapywałaś się po linie, próbując chwycić się brzegu. Zraniłaś dłoń, o ostrzejszy kawałek skały lub nadłamaną gałąź, nie bardzo miałaś sposobność, żeby teraz przyglądać się ostrej rzeczy. W końcu wydostałaś się na czworakach na suchą trawę, przemoknięta do suchej nitki. Podniosłaś się, a wiatr dmuchnął mocniej, jakby czekał na ciebie. Zaczęłaś drżeć z zimna, na dodatek koszula i spodnie oblepiały cię całą, ukazując światu twoje ponętne i zmarznięte kształty i powoli, lecz skutecznie wychładzały ciało. Potrzebowałaś ognia, żeby wysuszyć siebie i ubranie. Rozejrzałaś się za Włóczykijem, lecz jego nigdzie nie było. A w zaciśniętej dłoni, cały czas trzymałaś linę.
- No, no, na Slaanesha, dziewczyno, ładna jesteś - odezwał się głos przybysza, tyle, że... z drugiego brzegu. Siedział tam, obok twoich niedoszłych towarzyszy i gapił się na twoje przemoknięte piersi.
A oni? Oni patrzyli nie na niego, lecz na miejsce, gdzie siedział Włóczykij, zanim wpadłaś do wody, bo ktoś uciął linę... I zauważyłaś, że ukradkiem spoglądają na ciebie, całą mokruteńką.

Nad ich głowami, na gałęzi siedział Płomień i patrzył na nich, jakby z ciekawości, ale też trochę z żalem. Następnie zerknął na ciebie.

Jak możesz ich zostawiać samych ze zwierzoludźmi? Wiesz, że sama nie dasz sobie rady w Fortecy zdawał się mówić jego wzrok.

 
 

Beastmen_by_Wiggers123.jpg

 

tło muzyczne

 

Czas się skończył, a za drzewami pojawili się zwierzoludzie. Były ich ogromne ilości, pewnie setki, jak nie tysiąc. Były tu zwykłe gory i ungory w dominującej liczbie, lecz nie zabrakło bestigorów - większych, silniejszych i lepiej uzbrojonych przedstawicieli. Gdzie nie gdzie widać było szamanów, ale nie to was martwiło. Na samym przedzie bowiem kroczył Beastlord - największy i najbardziej sukinkocki zwierzoczłek jakiego mieliście okazję widzieć. Miał 9 stóp wzrostu, sierść ciemnobrunatną, ubrany był w pancerz ze znakami niepodzielnego Chaosu. W dłoniach dzierżył wielki topór z jednym ostrzem, w jego łapach mógł najpewniej ściąć drzewo jednym zamachem. Głowę chronił mu stalowy hełm, który odkrywał mu rogi, jego pysk był podłużny, przypominający pysk wściekłego byka. Ewidentnie on tu rządził, a po szramach na jego ciele widać było, że dowództwo wywalczył sobie krwawą ścieżką. Spod kawałków zbroi, wystawały także czyraki, strupy po zakażeniach. Ogólnie, cała zgraja roztaczała ohydny fetor, dudniąc bębnami, stukając bronią o tarcze, rycząc i prychając.

Gdy was dostrzegli, zwolnili kroku. Beastlord, spojrzał na każdego z was. Był o jakieś 10-12 jardów przed wami, a jego czerwone wściekłe ślepia obserwowały wasz nawet najmniejszy ruch. Inni zatrzymali się kilka jardów za nim i czekali na działanie wodza, który obserwował swoje ofiary, smrodząc dookoła zgnilizną i rozkładem.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli tak to ma się skończyć? Miałem nadzieje, że przynajmniej dopadnę tę zdradziecką kanalię, mojego brata, ale cóż. Wyciągnąłem swoje runiczne ostrza. Czułem jak krew zaczyna mi szybciej krążyć w żyłach napędzana adrenaliną. Na mojej twarzy pojawił się półuśmiech, uwielbiałem wyzwania.

- Ok, słuchajcie - powiedziałem do Estalijczyka i Krasnoluda - ja się zajmę tym wielkim bydlakiem. Wy pilnujcie żeby jego koledzy za bardzo się nie zbliżali. Mogę na was liczyć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iluandar

Torgrund westchnął. Ponad sto lat wojaczki zakończą zwierzoludzie... pfff, tego akurat się spodziewał. To na pewno lepsze niż zgnić przez chorobę czy zostać zgładzony przez współplemieńca któremu nie spodobała by sie ogolona gęba krasnoluda.. Ale na Grimnnira, dlaczego przyszło mu zdechnąć w takim towarzystwie!? Spodziewał się odejść wśród kompanii najemników, która pochowałaby  go we beczce po piwie, a potem rozpowiadała legendy o jego śmierci. Walczyłem w Burzy Chaosu, widziałem najgorsze plugastwa Chaosu, ujrzałem oblicze każdego zła. Te bydlaki nie są mi straszne... Bogowie, czy to moja kara? Czy to moje przeznaczenie, umrzeć nie dopełniwszy obowiązku? Nie śmierć teraz była ostatnia, ale to że zawiedzie jedynego druha który okazał mu zaufanie. Ta sprawa musi zostać rozwiązana. 

- Czy ty wiesz co mówisz!? Nie wiesz z czym chcesz walczyć chłopcze! Myśl Torgrund, myśl...- nie wiadomo czy twarz krasnoluda przedstawiała strach czy zmartwienie. Z przygotowanym toporem stanął przed swoimi towarzyszami. Stojąc plecami do drugiego brzegu krzyknął jak najgłośniej- Włóczykiju! Powiedziałeś o jeszcze jednej grze! Jeżeli jeden z nas zostanie... czy pomożesz reszcie!?- Nie wiedział po co o to pytać. Nie był z nimi związany, nie chodziło o uczucia wyższe. Wiedział, że z całej trójki on ma najmniejsza szanse dostać się na drugi brzeg. Cena bycie krasnoludem, być wielkim wojownikiem, w zamian za bycie beztalenciem w szlachetnej sztuce uciekania... 

- Jeżeli to mi przyjdzie zdechnąć,.. Poszukajcie informacji o Gustavie Schillerze.- spojrzał prosto na Beastlorda z pogardą- Ohyda... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Federico stał oniemiały, wybałuszając oczy na wyłaniającą się z lasu hordę. Ilość i wygląd bestii wzbudzały trwogę, jakiej jeszcze chyba nigdy nie zaznał. Pobladły przesuwał spojrzeniem po zwierzęcych sylwetkach, rejestrując nagle wszystkie najmniejsze szczegóły, takie jak pałające czystą żądzą mordu, pozbawione litości oczy i spienione, dzikie, wygladajace na bezmyślne paszcze. Ciało estalijczyka przeszedł niekontrolowany dreszcz kiedy zakorzeniony gdzieś głęboko w psychice impuls sprawił, że ogarnęła go panika.

- Loco! - Wyszeptał oblizując wyschnięte nagle wargi - Zginiemy. To jest pewna muerte, co wy w ogóle chcecie osiągnąć? - Zadrżał i cicho, szaleńczo zachichotał - Przypilnować żeby ci nie przeszkadzali w walce? - Zwrócił się do człowieka który najwyraźniej zamierzał rzucić się na dowodzącego sforą olbrzyma - Idź do diabła! - Wrzasnął, odwrócił się na pięcie i bez zastanowienia rzucił wprost w nurt rzeki. To był jedyny sposób, aby mieć choć cień szansy na przeżycie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Idiota! Trzeba było przechodzić za mną, a nie odcina linę! Sku***syn! Nie ma co, dobrałam sobie kompanię, nie ma co, ku**a jego mać! - Myślę rozzłoszczona. Mogli przecież przejść za mną. Zdążyli by, nawet jeśli nie wszyscy. Można przecież było poświęcić tego cudzoziemca.... jakkolwiek mu tam było. A poza tym to...

 

Na Khorna! Co to ku**a jest! - Myślę, widząc grupę monstrów. Szybko odcinam drugi koniec liny, i chcę uciekać, jak najdalej od tej całej sytuacji. Gówno mnie obchodzi co się z nimi stanie. To już nie jest moja sprawa. Nic mi do tego. Mogli się ratować, kiedy mieli na to okazję. Teraz... teraz to jest ich problem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastia

Estalijczyk rzekł coś pośpiesznie, zaśmiał się opętańczo, po czym wskoczył do rzeki. Zniknął pod powierzchnią wody i tyle było go widać. Pewnie wypłynie jakieś kilka mil w dół rzeki, jak tylko nurt trochę się uspokoi. Szkoda tylko, że będzie wtedy już martwy.


 
Kruk tylko ze zrezygnowaniem pokiwał głową. Ech, Nastia, zawsze byłaś w gorącej wodzie kąpana... Płomień spojrzał na Włóczykija, a ten odwzajemnił spojrzenie, co niebywale cię zdziwiło. Mimo wszystko, odcięłaś linę, a jej krótka część przywiązana do drzewa na drugim brzegu spadła do wody. Nagle Płomień wydał z siebie głośne kraknięcie brzmiące prawie jak jakieś słowo... ale jakie? Zakrakał jeszcze raz.
Kucyk.
Kucyk? Co za wariactwo? Chyba zaczynałaś tracić zmysły. Lepiej byłoby się stąd oddalić. Postawiłaś krok naprzód, by uciec jak najprędzej z brzegu, lecz mokra podeszwa ślizgnęła się na trawie i wylądowałaś z grzmotnięciem na plecach. W oczach pojawiły się gwiazdy, a w uszach zaszumiało, gdy przywaliłaś potylicą o twardą ziemię. Gdy to mało przyjemne uczucie przeszło i zdecydowałaś się podnieść powieki, zobaczyłaś nad sobą twarz krasnoluda i Johna.
- Udanej dalszej podróży - usłyszałaś głos Włóczykija.


 

Federico de Rivera

Wskoczyłeś do wody, która okazała się być lodowata. Twoje buty i szabla pociągnęły cię ku dnie. Odruchowo wymachiwałeś rękoma, by choć trochę zbliżyć się do powierzchni wody, lecz nic to nie dało. Na dodatek, silny nurt pociągnął cię wzdłuż koryta rzeki. Koziołkowałeś w wodzie, a coraz mniej powietrza było w płucach. Tyle było szczęścia w nieszczęściu, że twoja głowa nie natrafiła na kamień, choć może silny cios zakończyłby twój żywot. W końcu, woda zalewająca ostatni dech była mniej przyjemna prawda? Wkrótce miałeś się tego dowiedzieć, gdyż usta wypuściły ostatnie bąbelki. To był ewidentny koniec.


 

candle-in-the-darkness.jpg

 
Krztusiłeś się, wypluwając wodę z płuc. Jakimś cudem, znalazłeś się na trawie, plując wodą. Żyłeś. Ktoś cię wyłowił? Ale jak?
Ryk zwierzoludzi sprawił, że poderwałeś się z pozycji leżącej do siadu. Dostrzegłeś, że krasnolud i John stali nad kimś, prawdopodobnie nad tą puta co was zostawiła na pastwę losu. Co dziwniejsze, znajdowaliście się po przeciwnej stronie rzeki, niż wcześniej. Zwierzoludzie zostali za wodą, niechętni, by ją przekraczać, a obok nich siedział Włóczykij, patrząc na was z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Udanej dalszej podróży - rzekł za wami.


 

John i Torgrund

Forest_Raven.JPG

 
To co się stało, było dość dziwne i stało się niesamowicie szybko. Estalijczyk z wariackim chichotem wskoczył do rzeki i zniknął pod powierzchnią wody. Nastia odcięła linę i przy próbie ucieczki poślizgnęła się na trawie, wywracając się jak długa.Jakiś kruk zleciał z drzewa i usiadł przed Włóczkijiem. Kraknął na niego dwa razy, a ten klasnął z radości.
- Tak, kucyk!
Gdy młodzieniec pstryknął palcami mrugnęliście szybko i przetarliście oczy ze zdumienia, co się właśnie stało. Gdy odjęliście ręce od twarzy, byliście już po drugiej stronie rzeki. Pod waszymi nogami leżała Nastia, która powoli dochodziła do siebie, a tuż obok krztusił się wodą Estalijczyk. Za wami została horda zwierzoludzi, o dziwo, razem z Włóczykijem, który teraz siedział, jakby nigdy nic, na przeciwległym brzegu, uśmiechając się ciepło. 
- Udanej dalszej podróży - rzekł za wami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do jasnej... A tam.

Nadal dyszę. Nie dążyłam jeszcze doprowadzić moich płuc do właściwego rytmu pracy po kąpieli, zafundowanej mi przez Johna. Doskonale zdaje obie sprawę, że teraz już zdaje sobie sprawę  z tego, że życie jego, i moich niedoszłych 'towarzyszy' jest dla mnie warte tyle co nic. 

A może to i lepiej? Nie trzeba będzie potem pomagać mu, w tym 'czymś'. Czymkolwiek to było. Ale z drugiej strony, bez pomocy będę miała małe szanse odbicia Thristiana. Ale, lepsze są małe szanse niż żadne.

 

{Czyli, gówno robię, i nadal leżę na tej ziemi.}

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądałem to na ptaka, to na pustelnika nie wiedząc co się do jasnej cholery stało. Jak to ptaszysko może mówić? No ale z drugiej strony trzyma się z Nastią a ona jest naprawę dziwna. A właśnie.... Nastia. Skoro zwierzoludzie nie kwapią się by nas śledzić mamy czas na rozstrzygnięcie tej kwestii.

- Torgrund jak myślisz, co powinniśmy z nią zrobić? - zapytałem się starając się odzyskać spokój - koniec końców zostawiła nas w potrzebie i po prostu czmychnęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To... to było coś nieoczekiwanego. Krasnolud nie wiedział jak zareagować. Stał przed armią bestii... na drugim brzegu. Kruk... kucyk... Co się do cholery wydarzyło!?  Wbił topór w ziemię podpierając się na nim. Musiał odsapnąć. Wszyscy przeżyli. Dokładnie wszyscy, w tym Nastia. Czy to było nam przeznaczone? Czy jednak dane jest mi dokończyć misję Gustava. Torgrund pozbierał swoje myśli, słysząc swojego towarzysza.

- A myślałem, że to ty zadecydujesz o losie swojej "ukochanej"- mówiąc to zarechotał- Pytanie brzmi... co powinienem zrobić również z tobą? Okłamałeś mojego estalijskiego towarzysza, ale ja znam za dobrze ten świat, nie mówiąc już o tym że nie ufam włóczęgom dzierżącym broń krasnoludów. Równie dobrze możesz być mordercą...- krasnolud spojrzał następnie na estalijczyka- A co z Federico? Też uciekł z pola walki.- podszedł do dziewczyny i uklęknął przy niej. On bardzo dobrze rozumiał jej postępowanie. Postąpił tak samo lata temu, w czasach ich ojców. Lepiej przeżyć 100 lat z jedną winą na sercu niż umrzeć młodo, śmiercią kompletnie bezsensowną. On wiedział że nie ma szans na ucieczkę. I nie bał się śmierci, a co ważniejsze, za nic nie pokazałby strachu zwierzoludziom.      

- Masz szczęście dziecko. Przydasz nam się, jestem tego pewien. I zapewne my przydamy się tobie. W przeciwieństwie do twojego chłoptasia, myślisz zanim coś zrobisz. Nie wiem jak wy, ja sadzę że się nam przyda.- spoglądał na zwierzoludzi stojących w dali. To zabawne widzieć tak wielkie zagrożenie, mając świadomość że nic ci nie zrobi.- Z chęcią poznam prawdziwą historię waszej wędrówki. Jesteście nam to winni za te kłamstwa. Federico... nie nazywaj mnie proszę Liso.- Wstał i spojrzał na Włóczykija. Wiedział, że ten dziwny człowiek jeszcze im się pokarze. Miał z nich zbyt dobrą zabawę aby od tak się pożegnać.   

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krztusił się. Kaszlał. Charczał. Właściwie korzystał z tego, że nic nie wlewa mu się do płuc i z dziką satysfakcją wydawał wszystkie dźwięki, jakie tylko były w obecnej chwili możliwe, a które brzmiały w przeważającej większości chlupotliwie. Nie miał pojęcia, co się stało, ani ile czasu minęło, odkąd zdecydował się na próbę ocalenia własnej skóry od pewnej śmierci w walce z nienaturalnymi monstrami. A potem niewyraźnie usłyszał głosy...

- ¡perdón! Compadre... - Sapnął, autentycznie zażenowany swoim postępowaniem wobec krasnoluda - Nie... Miałem... Zamiaru... - Wydusił z siebie, dopiero teraz zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Nie był już w wodzie. Dlaczego? Mimo silnego namysłu nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wiedział za to, że okazał się kompletnym idiotą nie myśląc o odpięciu ciężkiego pasa przed skokiem do nurtu. Myśli kołowały szaleńczo w głowie estalijczyka, kiedy próbował unieść się do półleżącej pozycji. Nadal słyszał w uszach szum kotłującej się nieubłaganie wokół niego wody i kręciło mu się w głowie, toteż jego percepcja ograniczała się jedynie do najbliższej okolicy.

- Kto mnie wyłowił? - Zapytał powoli obmacując swoje kieszenie i pas, sprawdzając, czy nic nie zniknęło - I co z tymi horrible stworzeniami? Gdzie jesteśmy..? - Na powrót opadł na trawę, nie mając dość samozaparcia, aby podjąć próbę poprawienia swojego stanu. Leżenie wydawało mu się jedynym sensownym wyjściem. W końcu skoro enano jest spokojny, to znaczy, że nic im już nie grozi... W chwili obecnej liczył tylko na to, że ktoś wpadnie na błyskotliwy pomysł rozpalenia ognia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwierzoludzie dopadli brzegu i ze wstrętem spojrzeli na taflę rzeki, po czym wszyscy jednocześnie ryknęli groźnie wywołując ogromny hałas, który wstrząsnął waszymi uszami. Co dziwniejsze, zupełnie zignorowali Włóczykija siedzącego o krok od nich. Ten miał krzywą minę, jakby przełknął właśnie coś kwaśnego. Zeszliście z niego wzrokiem i spojrzeliście po sobie - każdy cieszył się z tego, że jednak żyje i nie został pożywieniem dla zwierzoludzi. To że inni przeżyli, w pewnym sensie też było pocieszające, w końcu mogą pomóc osiągnąć cel.

 

Jednak nie był to czas na rozmyślania. Coś świsnęło obok głowy krasnoluda i wbiło się w ziemię niedaleko głowy Estalijczyka. Federico zezował na przedmiot, szybko ustalając, podobnie jak reszta, że jest to strzała. Kolejny, krótki i czarny pocisk świsnął w powietrzu, mijając kolano Johna o cal. Zwierzoludzie mieli łuki i choć przekroczyć rzeki nie mogli, dalej mieli okazję, żeby was zabić i cały czas próbowali skorzystać z tej możliwości. Nastia i Federico gwałtownie przyjęli pozycję pionową, dzięki drobnej pomocy towarzyszy i pośpiechem opuściliście brzeg rzeki, wychodząc z zasięgu broni miotanej. Adrenalina buzowała wam w żyłach toteż pierwsze kilkadziesiąt jardów pokonaliście biegiem, lecz świadomość zostawienia wroga w tyle, pozwoliła wam uspokoić się i zwolnić. Byliście bezpieczni, przynajmniej na razie.

 

Tymczasem pojawił się kolejny problem. Brzuch Nastii odezwał się niepytany, domagając się jedzenia, a wkrótce do niego dołączyły brzuchy estalijczyka, krasnoluda i najemnika. Strach, który blokował głód minął i teraz brał ogromny odwet. Właśnie poznaliście pełne znaczenie stwierdzenia "skręcać kiszki z głodu". Na dodatek Federico głośno kichnął i uświadomił sobie, że zaczyna się lekko trząść. Nastia także drżała z zimna, a jej zęby zaczęły szczękać nieprzyjemnie.

 

Torgrund

Przez chwilę Torgrundowi zdało się, że czuje zapach pieczonego mięsiwa z kierunku przeciwnego niż przybyli. Jakby kto piekł duże zwierzę pośrodku lasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholera jasna... ale zimno...

Pomyślałam, i wbrew woli zaczęłam szczękać zębami. Po minach towarzyszy, widziałam że im również nie uśmiecha się plan łażenia po tym lesie w nieskończoność. Zdawał sobie sprawę z tego, że Ja, John i krasnolud, jakoś możemy tak pociągnąć, ale estalijczyk wyglądał co najmniej źle. Chyba nigdy nie zdarzyło mu się spędzić takiego dnia.. Ogółem, wygląda mi na takiego co to całe życie chowa się za kiecką mamusi. Ale, skoro tak, to nie wybrał by się samotnie do Imperium. Możliwe, że jeszcze nie zadziwi... Ale, nie to jest teraz ważne. Ważne jest to, co teraz zrobimy.

Najchętniej stanęła bym tu i teraz, i rozpaliła jakieś ognisko, ale o tym nie mam co marzyć.

Zabawne. Kiedy jesteś z kimś w dziczy, to wszystko wydaje się łatwiejsze. Walczycie razem, polujecie... Nie trzeba się nieustannie oglądać za siebie. Ktoś tam jest. Ale jak przychodzi do podejmowania prostych decyzji, na ten przykład postoju, to wszystko się komplikuje, bo nie zgadzacie się co do niektórych spraw i... Ech...

Westchnęłam cicho, wspominając jedną z podobnych sytuacji. Tyle że wtedy, był przy mnie Thristian. Chyba przez godzinę kłóciliśmy się czy rozpalić ognisko czy nie. A co do ogniska, to teraz jakieś by się przydało. Ale, tą kwestię trzeba omówić z moimi kompanami. 

 

John, cały czas wygląda jakby był na mnie obrażony. Na pewno pozbył się już złudzeń co do mojej osoby. Problem jest jeden, nie mam pewności czy nie wbije mi noża w plecy kiedy będę spać. Mogę się założyć o wszystko co mam, że mi ani trochę nie ufa. I słusznie, sama bym sobie nie ufała...

Torgrund i Federico... Hmm... Oni chyba mi nie zaszkodzą. Krasnolud, nawet by mógł ale, jak on to ujął, sądzi że jestem przydatna. Niech tak sądzi, skoro chce. Co do estalijczyka, nie odważył by się. Jest po prostu zbyt strachliwy na przeciwstawienie się komuś, albo tylko takiego udaje. Trzeba będzie mieć na niego oko...

 

- Trzeba zrobić jakiś postój. - Przerwałam ciszę, a głowy moich towarzyszy odwróciły się w moją stronę. - Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru chodzić po tym lesie w nieskończoność. Poza tym, dobrze było by zorientować się gdzie jesteśmy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądałem na swoich towarzyszy wciąż nie mogąc uwierzyć, że udało im się przedostać na drugi brzeg, w dodatku cali i zdrowi. No, może oprócz estalijczyka. Chłopak szczękał zębami i miał dreszcze. Ignorując głód starałem się wymyślićco z tym zrobić.

- Trzeba zrobić jakiś postój. - Przerwałam ciszę, Nastia. - Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru chodzić po tym lesie w nieskończoność. Poza tym, dobrze było by zorientować się gdzie jesteśmy.

Ta mała lisica może i chciała ich po prostu zostawić, ale koniec końców wielu postąpiłoby tak samo. To instynkt przetrwania, nic więcej. I miała rację, trzeba dowiedzieć się gdzie są, ale najpierw trzeba zrobić coś z tym estalijczykiem....

- Racja, ale najpierw zajmijmy się ważniejszym problemem - powiedziałem spokojnie podchodząc do Federico i grzebiąc po kieszeniach - on nie może tak szczękać zębami. Słychać go na milę, poza tym jeszcze się rozchoruje. A ja nie zamierzam czekać w lesie aż wyzdrowieje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mało brakowało. Przeklęte zwierzoludzie nigdy nie odpuszczą. Ale to nie koniec. Nieszczęścia chodzą parami. Przeklęty estalijczyk zasłużył sobie na to, stchórzył. Jednak teraz to nie było istotne. 

- Musimy zrobić jakieś ognisko, zanim chłopaczek nam się wyziębi.- krasnolud zrzucił bagaż grzebiąc w nim. Wyjął z niego koc służący mu za posłanie.Podał go zziębniętemu towarzyszowi.- Musi ci wystarczyć, do czasu kiedy nie rozbijemy jakiegoś obozowiska.- czy dobrze czuł? To musi być przez szok... a może..

- Czujecie to?- spytał, ale szybko kontynuował- Ktoś chyba w okolicy ma, bądź miał obóz... czuje to. Ruszmy się! W końcu gorzej być nie może!- krasnolud chwycił swój dobytek i zaczął wykonywać pierwsze kroki w głąb lasu, oczekując towarzyszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strzała była widokiem na tyle niespodziewanym, że estalijczyk potrzebował kilku chwil na przeprowadzenie toku skojarzeniowego, nieuchronnie prowadzącego do zdecydowanie mało komfortowej konkluzji, zaakcentowanej dodatkowo nieludzkim rykiem dochodzącym z drugiego brzegu. Federico poderwał się na tyle szybko, na ile mógł w obecnej sytuacji, z niedowierzaniem spoglądając na znajdującą się niedaleko hordę i z lekką konsternacją stwierdzając, że stwory nie są tak głupie na jakie wyglądają i nie zamierzają tak jak on ryzykować skoku do wartkiego strumienia. Nie było jednak sensu poświęcać temu więcej uwagi, gdyż, jak łatwo się było domyślić, mogło się to skończyć szybka śmiercią.

Niestety estalijczykowi nie dane było nacieszyć się ocaleniem skóry. Kichniecie i dreszcze, jakie go przeszły sprawiły, że gdy tylko się zatrzymali zaczął cicho klnąć w swoim ojczystym języku. Jeszcze tylko tego brakowało... A już miał satysfakcję, że udało mu się wyjść bez szwanku. W milczeniu przyjął podany mu koc i owinął się nim szczelnie, mamrotając niewyraźnie "dziękuje" i pociągając nosem. Potrzebował czosnku, a najlepiej też dużo miodu... Z tym, że w tej dziczy znalezienie czegokolwiek mogącego się przydać w walce z chorobą ograniczyło z cudem. Cóż, przynajmniej pozostali wykazali odrobinę empatii i postanowili rozpalić ogień.

Już miał się usadowić wygodnie w jakimś miejscu i czekać aż reszta rozpalić ogień, kiedy nagle krasnolud ruszył w las.

- Nie czuję nic nadzwyczajnego - poskarżył się pociągając kolejny raz nosem, ale natychmiast ruszając za Torgrundem - Jesteś pewien, że to nie będą kolejne monstra?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ignorowanie głodu nie było najprostszą rzeczą, lecz na razie wam się to udawało.

Torgrund ruszył przed siebie, a Federico podążył za nim. Pozostała dwójka niepewnie spojrzała po sobie. To chyba nie był najlepszy moment, żeby zostać sam na sam z najemnikiem, więc Nastia szybko podążyła za krasnoludem i estalijczykiem, a John chcąc nie chcąc także ruszył wgłąb lasu.

Cała czwórka ruszyła przez las.

 

Po chwili, zapach opuścił nozdrza Torgrunda, który zatrzymał się i mimowolnie zmarszczył brwi. Był prawie pewien, że to co czuł było prawdziwe, jednak wąchając powietrze przed sobą nigdzie nie był w stanie poczuć pieczonego zwierza. Zupełnie jakby obozowisko rozpłynęło się w powietrzu.

Estalijczyk kroczył najwolniej, zostając powoli w tyle. Co chwilę kichał i ciągnął nosem. Pomimo ciepłego koca na grzbiecie, czuł jak jego ciało drży coraz bardziej.

 

Nastia

Czułaś, jak ktoś was obserwuje. Nie John, nie Płomień, nie ten zmarznięty Federico, który wlókł się na końcu. Ktoś gapił się na was, lecz nie mogłaś wyczuć gdzie się krył. Dreszcze tego nie ułatwiały i zaczynały być niesamowicie irytujące.

 

John

Do twojego nosa chyba dotarł zapach, ale nie byle jaki. Przyprawiał cię o cieknięcie ślinki. Był to zapach najcudniejszej uczty, jaką miałeś okazję czuć, choć ta wspaniałość mogła brać się z tego, że byłeś potwornie głodny. Dochodził z twojej prawej strony i zdawał się być gdzieś w pobliżu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...