Skocz do zawartości

Średniowieczna Equestria [multisesja][tymczasowo zamknięta z powodu braku odpisów graczy]


kapi

Recommended Posts

Ok przepraszam, że tyle to trwało, ale wiecie, Grunwald i inne sprawy opóźniły całość. Teraz jednak chciałbym z wielką przyjemnością rozpocząć tę dość dużą Multisesję. Odbędzie się ona w lekko zmodyfikowanym świecie Equestrii, nad którym pracowałem od jakiegoś czasu, gdyż chciałem stworzyć swój własny pełnoprawny system RPG. Nie wiem jak mi to wyszło, a raczej jak mi to wyjdzie, gdyż jeszcze nie skończyłem. Aby opisać wszystkie rasy i krainy oraz ich historie potrzebne będą wydaję mi się, że lata niemniej jednak mam nadzieję, że Wam się to w miarę spodoba. Gdybyście mieli jakieś spostrzeżenia, jak to ulepszyć, co jest złego, a co z kolei jest dobre i za wszelką cenę tego nie zmieniać ( o ile takie elementy w ogóle wystąpią) to prosiłbym o powiadomienie. Od razu podam miejsca w których to wszystko będzie odbiegało od konwencji pierwotnych założeń mego systemu:

 

1. Aktualne wydarzenia światowe (nie zostały jeszcze przeze mnie opisane i raczej będą wyglądać finalnie inaczej niż w naszej multisesji)

2. Brak broni palnej (chcieliście średniowiecze, a w założeniu oryginalnym mojego systemu występuje jedna cywilizacja dysponująca bronią palną o zaawansowaniu np. muszkietu).

 

To tak pobieżnie, na co wpadłem czym będzie się to różnić od podstawowego założenia mego systemu. Za wszystkie komentarze i słowa zarówno pochwały jak i krytyki będę bardzo wdzięczny.

 

Od razu uświadomię jak wyobrażam sobie kwestię broni. Jest to dość ciężkie i długo nad tym myślałem jak kuce mogą dobrze trzymać oręż.  Różne są na to odpowiedzi, ja zastosowałem następującą: Skoro rękojeści i uchwyty naszych ludzkich broni zostały stworzone pod nasze ręce, to kuce musiałyby wymyślić rękojeść, a raczej kopytojeść odpowiednią dla nich. Wydaje mi się, że byłyby to swego rodzaju opaski uciskowe, czy po prostu zwykłe paski jak od zegarka. Szczegółów ciężko mi tu podawać więcej, bo przecież nie wiadomo co kucyki by zrobiły, ale na potrzeby rozgrywki przyjmujmy zasadę, że każda broń posiada odpowiedni uchwyt dla kuca, czy to będzie opaska, czy coś innego, co też dobrze by się sprawdziło w tej roli, a na co nie wpadłem. W ten sposób zostaje w sposób dość łagodny rozwiązany problem trzymania oręża.

 

A teraz chyba wypadałoby zacząć sesję :pinkie:  Od razu pragnę uprzedzić, że ciężko było Was wszystkich razem sklecić na początku, więc wybaczcie, jeśli początek nie będzie jakiś porywający, przepraszam, to co tutaj zaraz napiszę jest najlepszym, na co wpadłem do tej pory. 

 

No cóż LET'S GET THIS RPG STARTED :pinkie3:

 

Lavithan leżał wśród krzaków w lesie. Jego serce biło jak oszalałe, ktoś się wyraźnie zbliżał. Niedawne nieprzyjemne doświadczenia nakazywały sądzić, że przybysz nie będzie miał dobrych zamiarów. Mimo iż było popołudnie, jednorożec tak skrył się w gąszczu, że nie dosięgały go promienie słońca, które dzisiaj wyjątkowo mocno grzały. Po chwili ujrzał postać pewnego pegaza, na jego ramieniu siedział sporych rozmiarów ptak. Kuc ów szedł spokojnie, a oczy miał wpatrzone w ziemię. Czegoś szukał, zaintrygowało to Lavithana, bo spojrzenie było skierowane zbyt nisko, jak na poszukiwanie kogoś, musiało tu chodzić o jakąś roślinę, czy małe zwierzątko. Obserwował dalej, jeden z przebijających się przez koronę drzewa promieni słońca oświetlił przybysza, miał on biały kolor i srebrzystą grzywę. Światło pozwoliło także na określenie gatunku zwierzęcia, które siedziało na nim. Był to feniks. Stworzenie rzadko spotykane w ogóle a co dopiero w tych okolicach, cała sytuacja zaintrygowała jednorożca. Pegaz właśnie przemieścił się z pola widzenia Lavithana, dlatego ten przesunął się, aby lepiej widzieć. Niestety gałęzie zaszeleściły. Najwyraźniej srebrzysto grzywy pegaz przebywał dużo w lesie, albo miał wyśmienity słuch gdyż w mig odwrócił się w tamtą stronę. Spostrzegł jednorożca, choć nie dał tego po sobie poznać. Owym pegazem był Mellion Silverleaf. Zagłębił się w te gęstwiny w poszukiwaniu ziół, co czynił często. Właśnie po to tak na prawdę wyruszył w te podróż. Chciał lepiej poznać świat, w którym się już w miarę zadomowił i po obcować z naturą nie tylko w swej okolicy, ale także i dalej. Ponieważ nie były to czasy najbezpieczniejsze, podróżni często łączyli się w grupy, aby zwiększyć szanse szczęśliwego dotarcia do celu. Tak się też stało z Mellionem. W jego kompanii znajdowało się kilka innych kuców przesiadujących teraz najpewniej przy ognisku na skraju lasu. Ta drużyna wędrowała już wiele godzin, idąc w kierunku Wielkiego Lasu. Teraz nastąpił zasłużony odpoczynek, w którym każdy mógł zregenerować siły i zjeść strawę. Oprócz Melliona, który oddalił się od wszystkich, w poszukiwaniu ukojenia w naturze i okazji do porozmawiania z Indis. Do kompani należeli: Treasure Chest, Olo Bonecrusher, Clover Scamp, Onyksis oraz Solid Builder wraz ze swoją świtą budownalą ( Scribler Quillem). Każdy miał inny powód dlaczego wędrował po Księstwie Ertovel kierując się ku krańcowi Equestrii. Treasure Chest zwyczajnie został powiadomiony o ciekawym znalezisku w Wolfenburgu - ogromnej twierdzy Wilków zamieszkujących Wielki Las i góry na północ od niego. Nie wiadomo co tam dokładnie znaleziono, lecz jemu wystarczyła sama pogłoska w karczmie, żeby wyruszyć. I tak nie miał ostatnio lepszych i bardziej obiecujących doniesień o skarbach. Tak oto znalazł się na tym szlaku. Olo poszukiwał swego "Beonara", który rzekomo znajdował się gdzieś w Górach Wiecznego Śniegu, czekała go długa droga na północ, a z rozsądku lepiej było przejść przez Trihoofenię, niż przez Changelię, tak oto wyruszył traktem prowadzącym do Wielkiego lasu. Clover Scramp natomiast podążyła za swą przyjaciółką Orchid. Ta bowiem przed kilkoma tygodniami wyruszyła do kraju Wilków, aby zaopatrzyć się w liczne zioła, które tam tylko rosną oraz wymienić się doświadczeniami ze znakomitymi zielarzami, zamieszkującymi tamte tereny. Clover nie mogła wyruszyć od razu, zwaliło się na nią dużo rzeczy, również w znaczeniu dosłownym, gdyż szafa z książkami złamała jej nogę. To uniemożliwiło wyruszenie z Orchid. Teraz jednak, gdy klacz czuła się dobrze, a noga odzyskała dawną sprawność, jednorożec wybrał się w tą podróż. Onyksis również zdobył informacje o odkryciu w Wolfenburgu. Jednak ten ogier nie wpadł na to przez farta, ale od dawna studiował stare zapiski w różnych archiwach. Doszedł do wniosku, że w tamtych okolicach musi znajdować się potężna broń nasączona magią księżyca. Więcej informacji nie zdołał zdobyć, lecz prawdopodobnie jest to oręż Shadow Light'a kapitana oddziału Nocnych Gwardzistów, wspierających wilcze siły przeciwko wielkiej inwazji Changelingów kilkaset lat temu. Ciała tego wielkiego bohatera, który podobno sam stawiał czoła wojskom wroga w wąskim przesmyku przez dwa dni, aby umożliwić odwrót armii wilków zagrożonej okrążeniem nie odnaleziono, a jego ekwipunek przepadł. Jako, że Nocna Gwardia stanowiła elitarną jednostkę Księżycowej Gwardii, taki oręż stanowił łakomy kąsek dla każdego poszukiwacza skarbów. Solid Builder natomiast dostał zlecenie od Wielkiego Mistrza Strażników Zachodu. Chodziło konkretnie o zamek Occidens Arce, jednak murarz nie wiedział co w nim ma zrobić. Była to zbyt ważna informacja, aby słać ją pocztą. Jedyne co wiedział, to że jest tam potrzebny, a jeśli się nie zgodzi wykonać roboty, to całe koszty podróży zostaną mu zwrócone z nawiązką, jeśli przystanie na robotę, oczywiście zostanie jeszcze hojniej potraktowany. Tak oto wszystkie te kuce spotkały się na szlaku wiodącym przez Occidence Arce do Wielkiego Lasu i dalej na północ. Żaden z nich się wcześniej nie znał, ale normalnym było aby tworzyć takie drużyny, po prostu ze względów bezpieczeństwa. Podczas, gdy wszyscy odpoczywali przy ognisku, w lesie zapanowała napięta sytuacja. Lavithan nie był pewien czy został dostrzeżony i trwał w bezruchu, natomiast Mellion stał osłupiały i zastanawiał się jak zareagować na postać kryjącą się w krzakach.

 

PS

 

Jeśli chcecie mam narysowane mapy świata (jeszcze nie całego, ale tych obszarów na których będzie się toczyć akcja tak), więc jeśli jesteście zainteresowani to mogę Wam je udostępnić, choć nie wiem czy dam radę, ale to już inna sprawa. Oczywiście jeśli macie pytania co do jakiś przedstawionych miejsc, czy organizacji to zapraszam, pytajcie śmiało albo na PW, albo w dowolny inny sposób. Teraz natomiast chciałbym życzyć miłej zabawy :pinkie:

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz przy ognisku, próbowała skupić się na czytaniu księgi zaklęć, którą wzięła ze sobą w drogę. W powietrzu czuła napiętą atmosferę, chciała by już skończył się ten dzień by wyruszyć w dalszą drogę.*- Nie znam ich w dodatku cała ta atmosfera. * Pomyślała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Treasure Chest lat 18. Jestem synem kupca i poszukiwaczem przygód, a tym bardziej skarbów. Szukanie skarbów było moim powołaniem od lat źrebięcych. Nie powiem by mi szło ma początku, ale w miarę upływu lat znajdowałem coraz więcej rzeczy, które posiadały coraz większą wartość. Wyruszyłem w tą podróż ze względu na pogłoskę, że w Twierdzy Wilków znajduje się wielkiej rzadkości artefakt. Na szczęście bądź nie kilka kucyków podróżowało tym samym szlakiem i udało mi się dołączyć do "drużyny". A bynajmniej tak to nazywam gdyż nie znamy się w ogóle.

Tak prowadziłem sobie monolog w mojej głowie, gdyż póki co rozbiliśmy obóz na skraju drogi do Wielkiego Lasu, który musimy pokonać by iść dalej. Póki co wiem, że w swojej kompanii mamy grupę robotników, wysokiego pegaza co do lasu poleciał załatwić swoje potrzeby, tajemniczego skrybę w płaszczu, cichą i nie udzielającą się za bardzo klacz i knypkowatego kuca napakowanego jak 3 wielkie woły.

Leżałem na swoim hamaku zrobionym z lin i czułem lekko napiętą atmosferę. Postanowiłem przysiąść przy ognisku i zacząć gadać:

 

-Jako, że się jeszcze nie zdążyliśmy poznać to przedstawię się jako pierwszy. -zacząłem- Nazywam się Treasure Chest i moim talentem, hobby, pasją i pracą jest poszukiwanie skarbów. Wyruszyłem w tą wyprawę by znaleźć artefakt w Twierdzy Wilków, Wolfenburg. Nie wiem do końca co to jest i dlaczego tam jest i czy w ogóle tam jest, lecz nie będę wiedział czy tam jest jeżeli tego nie sprawdzę, co nie? - powiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy - A wy kim jesteście, jeżeli wolno mi spytać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co jest?- podniosła głowę z nad księgi- Możesz przestać, tyle gadać nie można się skupić, po za tym jest wieczór, jeszcze coś tu z chęciom zajrzy, na przekąskę?-

I zwróciła się do Treasure Chest -  Przepraszam, ale ja naprawdę nie mam ochoty na nowe znajomości, idę do kraju Wilków, gdzie moja przyjaciółka zebra Orchid przebywa po zioła, jestem zielarką i magiem i mam nazywam się Clover Scamp.- Szybko powróciła do czytania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Psia krew... ileż to już miesięcy jo wędruję za Beonar, a tu ni widu ni słychu o tymże przecudownym i przepiknym artefakcie. 

Ale ja nie zamarowałem się poddawać. O nie. Ja żem jest Olo ''Łamignat'' Bonecrusher, z zacnego klanu Bonecrusherów. A my się nigdym nie podajemy! Ni ważne czy to wojna, czy  burda weselna czy konkurs w puszczaniu bąków. A zwłaszcza że tu chodzi o Beonar! Cudny dar łod wszelakich bóstw świata, kufel co to potrofi napełnić się każdym trunkiem, i to w ilościach łoceanicznych! To dlatego go szukom. I bede szukoł aż znojdę.

A teraz usłyszałem że ten kufelek znajduje się w Górach Wiecznego śniegu, na Północy. Noż psia jucha, jak to ni będzie prawda to Olo się wkurzy jak cholera. W tej chwili siedziołem wraz z innymi kucami, Ogierami i jedną klaczą co to siedzi z nosem w książce. Witać że to gołowąsy. Hy, no ale nie należy ocenioć innych po wyglądzie ni? 

 

Wsparłem się na swoim wiernym Wybebeszaczu, potężnym toporzysku co to potrafi rozroąbać łeb jak sosnowy pieniek, i ozjamiłem gromko, jowialnie i grzecznie.

- A pywnie że wolno spytać kumie. - odparłem do kuca zwanego Treasure Chest - Jo żem jest Olo Bonecrusher, z klanu Bonecrusherów. Przez wrogów zawny żem Łamignatem, a przez niektóre klacze ''Niezrównanym'' - tu uśmiechnąłem się szeroko do klaczy Clover Scapm -. Jo kieruję się na Północ, w kierunku Gór Wiecznego Śniegu. Co umim? A no umim robić toporem, lać po mordzie i do mordy, śpiwoć piosenki, a przeda wszyskiem wędrować w zacnym towarzystwie. 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem przy ognisku, a wokół mnie jeszcze kilka osób. Dość niedawno dowiedziałem się o pewnym wysoce potężnym artefakcie którym według moich informacji mógł okazać się orężem Shadow Light'a kapitana oddziału Nocnych Gwardzistów. Według legendy oręż jest nasączona magią księżyca. Taka broń dałaby mi niesamowitą potęgę, lecz nie obchodzi mnie jej destrukcyjna moc. Postanowiłem wysączyć magię z przedmiotu dzięki zaklęciu które odkryłem jakiś czas temu w archiwum zakazanych zaklęć w stolicy.
Kolejny raz dała o sobie znać moja umiejętność dotycząca teraźniejszości czasu. Zauważyłem że w okolicznych krzakach ukrywa się pewien kuc. Nawet nie musiałem się odwrócić ponieważ zaklęcie które opanowało mój umysł kilka lat temu pozwalało mi mentalnie zlokalizować wszelkie anomalie ze strony innych osób. Więc raczej ciężko mnie zaskoczyć. Nie obchodziło mnie kto to jest. Jedyna rzecz jaka teraz mnie interesuje to artefakt.Do moich towarzyszy należało kilka ogierów (pewnie budowniczych), pewna klacz która czytała jakąś książkę(widać że jest bardzo oczytana, zawsze podobały mi się takie klacze), pewien knypek uzbrojony jak na jakaś wojnę, pewien dziwny pegaz(czułem że jest z nim coś nie tak). Pierwszy odezwał się niejaki Treasure Chest. Gdy opowiedział mi czego poszukuje, nieco mnie zatkało ale nie dałem tego po sobie poznać. On też poszukuje skarbu. Od teraz będę musiał na niego uważać. Potem kazał nam coś o sobie powiedzieć. Nie paliłem się do tego, w końcu nigdy nie byłem zbyt rozmowny. Poza tym nie wiem co by się stało gdyby dowiedział się czego poszukuję. Ładna klacz szybko go spławiła, a następnie knypek zaczął o sobie mówić. Pomyślałem że teraz moja kolej na zwierzenia, więc uchyliłem kaptur zacząłem mówić:

 

- Nazywam się Onyksis i.tak samo jak w twoim przypadku celem mojej podróży jest Wolfenburg.

 

Po wypowiedzi wyjąłem książkę z plecaka i zacząłem ją czytać.

Edytowano przez sajback
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Clover westchnęła z nad księgi.- Powiadasz z klanu Bonecrusherów- zwróciła się  do Olo- To moje przyjaciółki tak do ciebie wzdychają. Współczuję, nie wiem jak można lubić brutali?- twarz miała nie wzruszoną.

- Miło cię poznać Onyksis.

Edytowano przez Anathiela
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po swoim przywitaniu oczekiwałem odpowiedzi moich współtowarzyszy wyprawy.

Wpierw odezwała się Clover i powiedziała bym przestał się wydzierać. Jak ja mogę się nie wydzierać jak jestem podekscytowany wyprawą? Jednak jej chłodne powitanie zbiło mnie trochę z tropu. Widocznie na tym świecie są jajogłowe kuce, które ponad znajomości i zabawę wolą książki i naukę.

Wsłuchałem się też w wypowiedź Olo. Przypomina mi on podróżników, którzy przychodzili do sklepu mojego ojca i opowiadali historię swoich podbojów, wypraw i miłosnych uniesień. Wręcz lekka nostalgia za domem mnie wzięła.

Jednak krótkie zdanie Onyksisa sprawiło, że moje oczy zaświeciły jak dwa wielkie bity. Podbiegłem szybko do siedzącego Onyksisa i lekko odsunąłem książkę z jego widoku:

 

-Waćpan ty także idziesz na Wolfenburg!?! TO WSPANIALE! - wrzasnąłem z ekscytacji - Widzę, że jesteś oczytany. Zgaduje, że pewnie wiesz co tam się znajduje, bo wyglądasz na kuca co nie idzie byle gdzie bez powodu. Powiedz mi. Czy to starożytna broń? Albo albo magiczny relikt, a może skrzynia ze skarbem? Może różdżka do sterowania kamiennym golemem? A, a może to Święty Graal? Powiedz, powiedz, powiedz - mój entuzjazm nie słabnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ucieszyła mnie wypowiedź młodej klaczy. W końcu zawsze podobały mi się takie dziewczyny. Kiedy wróciłem do lektury, nagle moje obawy dotyczące niejakiego Treasure Chest'a ziściły się. Zapytał mnie o artefakt. Nie wiedziałem co powiedzieć więc przez chwilę się zamyśliłem nad odpowiedzią podczas gdy kucowi przez cały czas świeciły się oczy.

Po zastanowieniu doszedłem do wniosku że ktoś taki może mi pomóc.Lekko się uśmiechnąłem i zacząłem mówić:

 

- Możliwe że posiadam pewne informacje odnośnie tej sprawy. Jednak zanim cokolwiek powiem muszę zadać ci pewne pytanie. Po  co właściwie poszukujesz tego "skarbu"?

Edytowano przez sajback
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co? Że ja brutal? - zdziwołem się na wypowiedź Clover. - Ależ panieneczko najsłodsza, jo bym klaczy ni skrzydził w życiu, chyba żeby to była mojo teściowo to co innego. Tyle że jo ni jezdem jeszcze żonaty. HAHAHA! 

Następnie zwróciłem się do ogierów.

- Ha, a widzę że panowie to zawodowi łowcy skarbów, kak się zowie! - odparłem. - Bo widzita jo tyż szukom pewnego skarba, bo po co bym się pchoł o tej porze w Góry Wiecznego Śniegu? Toż teraz tam jajca można se osmrozić o tej porze roku, ale cel jest niezwykle szczytny powiadam wam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu kiedy usłyszałam Olo- Buachachacha, widzę poczucie chumoru to pan ma, panie Bonecrusher.- Uśmiechnęłam się- Chodzi mi o przemoc względem każdej żywej istoty panie Bonecrusher.

Teraz to już całkiem się rozproszyłam nie mogąc skupić uwagę na zaklęciach, które czytałam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A gdzie ja tam panienko jakiś ''Pan''. - machnąłem kopytem. - Jo nie jestem panem niczego poza swym cudnym losem. Toteż kak cię proszę, ni mów mi pan bom się stary czuję, jak mój dziadzio Bernard Bonecrucher, co kiedyś mógł za jednym razem wychlać całą bekę piwa i ustać na nogach, a teraz to jeno 6 kufelków i staruszek już usypia. - Tu westchnąłem ze skutkiem bom swego dziadzia lubił i szanowoł. - Wystarczy poprostu Olo, panienko. A wiesz... czasem poprostu trza wrogowi i ignorantowi w łeb przypieprzyć, no naprawdę czasem innej drogi ni ma.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze więc Olo, proszę tylko byś nie mówił do mnie panienko, tak do mnie mówi służba w domu, mów mi po imieniu Clover.- uśmiechnięta szybko włożyłam nos w księgę. Uczono mnie choć paru manier względem starszych od siebie, i zaczynam się czuć skrępowana. W ogóle, wciąż nie rozumiem, dlaczego wiele klaczy tak piszczy kiedy słyszą o tym kucu?

Oke muszę zająć się czymś ważniejszym, i tak jutro wyruszam w drogę do Orchid.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekając na odpowiedź Treasure'a przysłuchiwałem się ciekawej rozmowie Olo z Clover. Kiedy skończyli a Clover wróciła do czytania. Zacząłem mówić:

 

- Wnioskuje że mi też wolno zwracać się do ciebie po imieniu (chodzi o brak zaimka panno)

 

Popatrzałem na nią uśmiechając się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie za opóźnienia. Gram widzicie w dwie gry naraz. Team Fortressa jak i tą sesję =w=

 

U Onyksisa widać było lekkie zakłopotanie przez moje pytanie, więc trochę musiałem stłumić swój entuzjazm. Odrobinę spokojniejszy próbowałem odpowiedzieć na pytanie zakapturzonego kuca

-Jeżeli ty mi też powiesz po co ci ten artefakt, to też ci powiem po co mi by się przydał. Jak już mówiłem na samym początku, nie mam bladego pojęcia co to jest, wiec nie wiem raczej co bym z tym zrobił. W większości przypadków jak coś znajduję to daję to do sklepu ojca, by mógł to sprzedać. Trzeba jakoś rodzinie pomagać, co nie. Jakby to było coś pożytecznego to pewnie bym zostawił to dla siebie. Dla przykładu taka różdżka do sterowania golemem przydałaby mi się przenosić swoje bagaże. Czasami udaje mi się znaleźć gigantyczne skrzynie i ni ma bata bym sam to przewiózł. - rozmarzyłem się na myśl o własnym golemie na którym mógłbym jeździć, ale uspokoiłem się, bo chciałem odpowiedzieć trochę więcej - Jednak co by to nie było to jak to mówiła moja matka "Przygoda sama w sobie jest skarbem". Dlatego często gęsto zdarza mi się wrócić z wyprawy bez niczego. Jednakże kuce jakie poznaje, przeszkody jakie pokonuje i widoki jakie podziwiam są zawsze bliższe memu sercu niż to co znajdę w wyniku tej wyprawy. Dlatego chciałem się z wami wszystkimi zapoznać

Edytowano przez Kitsun
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ależ ni ma sprawy panien....e ten no... znaczy Clover. - odparłem jowialnie podchodząc do towarzyszki i ukłoniłem się nisko, nawet jak na swój nikczemy wzrost. - To miło spotkać magika co to nie jest arogancki, a grzeczny i uprzejmy. Olo Bonecrusher do twych usług! - oznajmiłem. - Rad jestem żeśmy w jednej drużynie. 

 

I wtedy mój bandzioch dopomniał się o jedzenie. Głośnio mi zaburcoło w żołądku, toteż usiadłem na zadzie, wyjąłem z torby żarełko i zacząłem pałaszować. 

Wtedy to odezwał się Treasure Chest. No z mordy to on dość porzędnie wygląda, taki trochę dzieciakowaty. Widać źółć tego świata jeszcze go nie doświadczyła za bardzo. 

- Ha... gadatliwyś Treasure Chest. I za skarbami widzę też gonisz, a z gęby tyż dobrze ci patrzy. - odparłem zażerajac się prowiantem. - A powiedz no mi... ty słyszał co o Beonarze, haw?

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypowiedź Treasure' a sprawiła ze nieco się uspokoiłem. Zrozumiałem że moja konkurencja raczej nie przysporzy mi dużo problemów. Moją odpowiedź zacząłem od pytania:

 

- Dobrze więc, lecz zanim zaczniemy, czy słyszałeś kiedyś o kucyku zwanym Shadow Light?

 

Ostatnie słowo zakończyłem lekkim uśmiechem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak nie mogłam już skupić uwagi na tym co czytałam, podniosłam głowę uśmiechając się do uprzejmego kuca Onyksis.- Tak po prostu mów mi Clover. Nie jestem z porcelany by wciąż tytułować mnie panienko.- Po czym zwróciłam się do Olo - Miło mi, więc pogłoski o tobie Olo nie były prawdziwe, arystokracja bywa gburowata i przesadnie zazdrosna.

Czując na plecach chłodny wiatr wyjęłam ze swojej torby płaszcz i się okryłam, a księgi i tak nie doczytam więc wsadziłam ją na swoje miejsce.

 

- Skarby, słyszałam, ponoć to nie jest bezpieczna wyprawa, musisz mieć wiele samozaparcia by tak samemu wędrować w świat Treasure. Chyba mogę tak się do ciebie zwracać?- Zakręciło mi się w głowie na myśl o tak trudnej i samotnej wyprawie, choć ja też sama wędruję, ale nigdy daleko od osad i pojedynczych domostw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa ogiery zadały mi pytania. Postanowiłem wpierw odpowiedzieć na pytanie Olo.

-Słyszałem tylko pogłoski. Podobno jest to Tawerniany Święty Graal. Napełnia się wszystkimi trunkami znanym kucom tylko za skinięciem kopyta. Dlatego też kto go zdobędzie zostanie Królem upojów i będzie musiał stawiać wszystkim kolejkę...Bynajmniej tyle słyszałem od tawerniarzy z Canterlotu. Oprócz tego miałem też kilka map do jakiś skarbów w Północnych Górach, jednak sam nie mam do nich zaufania. Zbyt często w pole mnie wyprowadzały i znajdowałem co najwyżej stary, zniszczony but. - odpowiedziałem pogodnemu wojownikowi. Po czym zwróciłem się do kuca którego wcześniej nagabywałem

-Wracając do ciebie Onyksis. Dziadek mi kiedyś opowiadał o tym śmiałku. Był kapitanem elity, która pomagała wilkom w pokonaniu Armii Changelingów. Jedno machnięcie jego ostrza potrafiło podobnoż pół lasu skosić. Dwa dni opierał się samotnie atakom wroga. Jego ciała podobnoż nie znaleziono

 

Po wiedzówce z przeróżnych legend i opowieści odezwała się do mnie Clover głosem słodkim jak miód. Typowym dla arystokrackich panien.

-Możesz mi mówić jak chcesz Koniczynko ^.^ - lekko się zachichotałem - Powiem ci to tak. Podróżując samemu zdarzyło mi się już wiele wypadków. Czy to wilki mnie zaatakowały, czy to wpadłem w bagno, czy to misiek chciał się do mnie przytulić. Jednak nic mnie nie powstrzyma jak ustanowię sobie jakiś cel. Mój półtorak już wiele razy uratował mi życie i wiele razy na pewno zrobi to ponownie- tutaj wyeksponowałem swój miecz, który jest ze mną od kiedy zdobyłem swój Cutie Mark - Mam po prostu pewne postanowienie. Chcę być jak ci podróżnicy co przychodzili do sklepu mego ojca. Chcę mieć własną historię do opowiedzenia. - odpowiedziałem.

Edytowano przez Kitsun
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     Podróż rozpoczęta standardowo od zaopatrzenia się w wózek na którym spoczywały co większe elementy ekwipunku, takie jak śpiwór i inne potrzebne przedmioty, a także znalezienia sobie grupy, w której bezpiecznie można przedostać się przez szlak. To jednak nieistotne szczegóły, które można chwilowo pominąć, gdyż podczas samej podróży nikt nie wykazywał większej chęci rozmowy, a sam Solid nie był specjalnie rozgadanym kucem. Cieszyło więc Solid Buildera to, iż zabrał się z nim jego księgowy Scribler Quill.

 

     Sędziwy kuc ziemny o blado zielonej maści. Jego sierść była matowa, w latach świetności zapewne miała nieco żywszy kolor, jednak siwienie to normala rzecz w jego wieku. Znaczek kuca przedstawiał pióro i kałamarz piszące po kawałku pergaminu. Po dokładnym przyjrzeniu się można było zauważyć, że atrament w kałamarzu był na wykńczeniu, a pergamin zapełniony mikroskopijnym druczkiem, niemożliwym do odczytania.

 

     Na początku nie był on zadowolony faktem ciągnięcia go za sobą, tamten jednak był uparty. Twierdził, że jeśli zostawi Solida samego w jakichkolwiek negocjacjach finansowych to później będzie tego srodze żałować. Cóż zrobić, praktycznie zawsze okazywało się to prawdą, dlaczego teraz miałoby to być wyjątkiem? Stary znajomy dotrzymywał towarzystwa lepiej niż niejeden na jego miejscu, jego trafne spostrzeżenia na temat wszelkiego rodzaju spraw, oraz niespodziewany w tym wieku wigor sprawiały iż był zawsze “wesołym wujkiem” zgromadzenia (A przynajmniej od czasu gdy nie musi się martwić o zatrudnienie).

 

     Solid odkąd pamiętał swoich najbliższych pracowników traktował po jakimś czasie jak przyjaciół, a Scribler był najbliższym z nich. Skoczyłby za piernikiem w przysłowiowa paszczę mantikory, gdyby musiał. Scribler o tym dobrze wiedział i czasami to wykorzystywał, jednak ostateczną decyzję w sprawach “firmy” zawsze miał Solid.

           

     Juz podczas podróży zdarzały sie postoje na “siku”, lub też z innych powodów. Podczas nich Solid Builder skrobał coś w swoim zeszyciku. Cribler postanowił zapytać co takiego robi.

           

     – Co takiego skrobiesz? Projekt zameczku? – zagaił Scribler z zaciekawieniem.

     – Hm... zobaczysz wieczorem – Odparł Solid z uśmiechem na pysku dodając kolejne obliczenia i kreski do prawie ukończonego już projektu.

 

     Kiedyś tworzył “z głowy”, jednak przekwalfikowanie na architekta miało swoje konsekwencje. Teraz lubił sobie wszystko rozrysować. Oszczędzało to czas. Goniące terminy to nie jest to co kucyki lubią najbardziej, trzeba jednak sobie z nimi radzić.

 

     Nadszedł wieczór. Wszyscy podrózni zgodzili się, że to dobra pora na rozbicie obozowiska. W czasie gdy inni rozpalali ognisko i zaczynali się pomalutku poznawać Solid wydobył swój zeszycik. Już po drodze nie zwracając niczyjej uwagi zbierał na wózek niektóre elementy otoczenia, takie jak gałęzie i kamienie znad rzeki przy której zatrzymali się by uzupełnić zapasy wody. Teraz zaczął zgodnie ze swoimi wcześniejszymi obliczeniami oporządzać tą stertę drewna w upatrzonym przez siebie miejscu. Tyle i tyle tej i tej długości drągów, tyle i tyle kamieni... Tak był gotowy. Za pomocą rzemieni, oraz młotka i gwoździ zbił konstrukcję przypominającą drabinę, by wejść po niej w górne partie lasu. Mianowicie w okolice czubków pomniejszych drzew. Do kilku z nich przymocował rosnące tu dziko pnącza, które były długie i solidne. Po czym oplatając końce tych pnączy naokoło grubszej z gałęzi poniżej stworzył coś na kształt prymitywnego bloczka o który się zakotwiczyły. Następnie pociągnął je wszystkie w dół zaginając korony czterech mniejszych drzewek, które aktualnie tworzyły coś na kształt prowizorycznego daszku. Następnie rozmontował swoją “drabinę” by użyć tych elementów do konstruowania dużo większej konstrukcji przypominającej kratę. Ową kratę położył na “podmurówce” ze znalezionych nad rzeką otoczaków, po czym wyciął w jej środku dziórę i stworzył w niej okrągłe palenisko. Całą konstrukcję wzmocnił odrobiną gliny, zaś na kracie położył gałęzie iglaków rosnących nieopodal. Z wózka wydobył moskitierę, której użył by stworzyć ściany konstrukcji. Całość zabrała niecałe dwadzieścia minut. Na obrzeżach obozowiska znajdowała się aktualnie prymitywna altana mogąca spokojnie z zapasem pomieścić wszystkich uczestników wyprawy. Konstrukcja w razie potrzeby mogła być złożona i załadowana z powrotem na wózek.

 

    Po skończeniu osobliwej konstrukcji rozpalił w jej środku kolejne ognisko, po czym wyścielił sobie podłoże kocykiem w miejscu gdzie planował spać. Wyszedł z “chatki”, podociągał kilka rzemieni, po czym z uznaniem kiwnął głową.

 

     – Tia... – Powiedział pociągając łyk z butelczyny zawierającej jakiś złotawy z koloru płyn i przełykając z ukontentowaniem.

 

     Po wszystkim dosiadł się do pierwszego rozpalonego tego wieczoru ogniska. Usłyszał, że wszyscy byli na etapie zapoznawania się. Jakże mógłby przepuścić okazję do poznania się z towarzyszami podróży? Posłuchał chwilę poprzedników, po czym sam zabrał głos.

 

     – Miło poznać was wszystkich, mam na imię Solid Builder. Jestem... budowniczym. W drogę wybrałem się z moim księgowym Scribler Quillem po otrzymaniu propozycji kontraktu. W międzyczasie zrobiłem dla nas mały szałasik, o ile zechcecie możecie w nim przenocować. No chyba, że wolicie walczyć z komarami. – Powiedział, po czym zaśmiał się lekko i pociągnął ponownie ze swojej buteleczki, która w świetle ogniska ukazywała logo “Sweet Apple Acres”.

 

     Co bardziej bywali w świecie z obecnych przy ognisku kucyków mogli z jego imienia wywnioskować, że był aktualnie dosyć znanym architektem, który z rzadka witał na pierwszych stronach Equestria Inquirer. Wygląd jednak na to nie wskazywał. Szary kuc ziemny o sierści koloru zaschniętej zaprawy spoglądał na obecnych znad butelki cydru, po której krawędzi spływała leniwie kropla piany. Jego znaczek przedstawiał ceglaną ścianę, spomiędzy której wypływała zaprawa murarska, oraz szpachlę. Odrzucił lekko kasztanową grzywę, odsłaniając zielone oczy, które aktualnie pogrążyły się w zadumie studiując dno butelki trzymanej przez spracowane kopyta. Na jego głowie znajdował się znoszony, szary kapelusz. Wyglądał, jakby czekał aż ktoś inny zabierze głos, jednak i tak miał wrażenie, że wszedł w połowie czyjejś rozmowy.





 

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- ŁO TO TO! - zawołałem głośno słysząc wypowiedź Treasure'a - No jokbym słyszał tych obszczymówów tawernianych, co to chrzczą piwsko wodą, albo sikają strudonym podróżnym do napiktu, taka ich mać, bodej im kuśki uschły za takie przekręty! 

A jo chcę ten kufelek odnaleźć, i jużem go 2 lata szukoł! I nie spocznę jak go nie znajdę. O ni! Jak Olo Bonecrusher zwany ''Niezrównanym'' oraz ''Łamignatem'' daje słowo, to go dotyrzymuje! Choćby świat się miał rozpierdzielić i usrać, to Olo słowa dotrzymie! A co!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Łeee tam.... - machnąłem kopytem na wypowiedź Onyksisa - No łokej, taki magiczny miecz czy tam topór to fajno sprawa, ale powidz... co jest bardziej epickie? Urżnięcie wrogowi łba magicznym orężem, czy utopienie go w oceanie piwa korzennego, albo w grzanym wińsku wiśniowym ha? - dodałem z rozmarzeniem. - No to by było dobre! BWHAHAHAHAHA! - zaśmiałem się serdecznie i poklepałem Terasure'a po plecach, co przy mojej sile zaowocowało tym że młody padł na glebę od jednego uderzenia. - ŁO jasny pierune, przepraszom Treasure Chest. - podniosłem kompana i usadowiłem go z powrotem na miejscu. - Nic ci czasem nie złamołem? 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...