Skocz do zawartości

Piszemy telenowelę!


Airlick

Recommended Posts

1. Tak na serio, ona hmmm. Nie wypowiem się na ten temat. 2. Tutaj sam, nie wiem o co chodzi. Ale jeśli chodzi o Rainbow Dash wciska kita jednorożcowi, że jest jej przykro i że zakochała się w jakimś pegazie. Tak naprawdę chcąc udobruchać, i z powrotem odzyskać przyjaciela w postaci Rarity. Dlatego nie ma, żadnego innego calu w tej podróży. 3. Uda się sama w głąb lasu, przecie nie jest taka strachliwa. Co udowodniła w kilku odcinkach. 4. Raibow ukradła pewien drobiazg z pałacu. Dzięki niemu można się cofnąć o parę dni wstecz. Po jego zniknięciu nad Equestrie nadeszły ciemne chmury. PS. Przepraszam z góry za ten dopis. Lubie takie opowiadania, ale jakoś dla mnie dzieje się to za szybko. Za szybko Rarity przestałą się gniewać na pegaza. Mając na uwadze to, że jej koleżanki spełniają swoje marzenia ,które stawały się rzeczywistością, w jej przypadku to nie działało. Jak i kilka innych sytuacji.

Link do komentarza
  • 2 weeks later...

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o

ODCINEK 5:JASKÓŁKA- SIOSTRA BURZY..

Co działo się w poprzednim odcinku:....

-Rainbow Dash, wybacz impertynencję, ale dlaczego jeszcze ze mną jedziesz? Minęłyśmy co najmniej dwie stacje, na których mogłaś spokojnie wysiąść. Jeżeli wciąż zamartwiasz się tym, czy Ci wybaczyłam, to już dłużej nie musisz. Nie mam już pretensji.- powiedziała Rarity.
-Wiem, że mogłam to zrobić, ale nie chcę tego robić.-
-Co Cię ciągnie do Fillydelphii? Miasto mniej wyszukane od Canterlot, może i całkiem duże, ale co będziesz tam robiła? Chyba, że jesteś fanką Dolphinów, w takim razie znajdziesz pełno pubów w pomarańczowo-niebieskich barwach, gdzie będziesz mogła oglądać mecze i wyzywać Manehattan Mooses i ich zielono-czerwone lampiony, które wypuszczają w niebo po każdym zwycięskim meczu.-
-Powiedzmy, że mam swój cel w tym, gdzie zmierzam. Poza tym czy nie przyjemniej Ci jechać w takim niesamowitym towarzystwie do jednego z najsuperowszych miast, jakie Equestria posiada?-
-„Najsuperowszych”, powiadasz?
-Tak. Zobaczysz, będzie fajnie. We dwie zawsze raźniej.-

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

-Nie panikuj, będzie dobrze. Masz szczęście, że nie poobijałaś się tak, jak ja. Czuje, że siniaki będę miała nawet na uszach. Teraz już wiem, jak może się czuć ktoś, kto odbył kąpiel w pralce. Przekichane uczucie.-
-Taak, to tylko moja wyobraźnia. Zaraz przyjedzie pomoc i pojedziemy dalej, do przytulnego, jasnego miasta, oświetlonego jasnymi, bardzo jasnymi lampami. Tak, he he, jeszcze chwila.-

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

-Wiesz, Rare, tak sobie myślę: deszcz nieco osłabł. Drogi są praktycznie nieprzejezdne, a torowiska zakopane w mule z osuwisk. Gdzie niegdzie są tak wymyte, że zapadają się. A to może być niebezpieczne. Ale powietrze, to co innego. Tu nie ma takich problemów. Więc… może wezmę Cię ze sobą liniami Rainbow (Dash)Tours i przelecimy bezpiecznie nad lasem. To, co pociąg jest w stanie przejechać w ciągu pół godziny, ja jestem w stanie przebyć w połowę tego czasu! Walizek też nie jest znowu tak dużo i ciężkie nie są. Dam radę odwieźć Ciebie i walizki.-

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>




Deszcz, deszcz wszędzie. Gdy już można było odsapnąć na chwilę od irytującego żywiołu, ten znów nie dawał o sobie zapomnieć i wracał ze zdwojoną siłą. Chłód pozornie spokojnej nocy wywoływał dreszcze na karku białej klaczy. Las spowity mgłą wręcz ociekał złem, które o tej porze doby królowało w bezkresnych liściastych i iglastych przestrzeniach. Tak… „ociekał” to zdecydowanie idealnie dobrane słowo, zważywszy na to, że teraz wszystko miało bezpośrednią styczność z niezliczoną ilością wody, która uprzykrzała życie chyba każdemu mieszkańcowi nie tylko Ponyville, ale całej rozległej i potężnej Equestrii. Srebrny Glob Księżniczki Nocy dodawał nieco otuchy uwięzionym w leśnej pułapce kucykom; jego promienie rozświetlały mrok, którego nie powstydziłaby się nawet sama Nightmare Moon. Temperatura w pociągu stawała się coraz niższa, pasażerowie zaczęli wyciągać co grubsze ubrania z walizek, by straszliwy ziąb nie przeszył ich ciał podczas snu, który wydawał się nie tyle ukojeniem, co udręczeniem i odliczaniem godzin do wschodu Słońca, gdy znów zapanuje pozorny ład i bezpieczeństwo, które- kucykom w każdej epoce, nastającej kolejno na końskich ziemiach, kojarzyło się z ciepłym promieniem ognistej kuli. Tymczasem należało pogodzić się z faktem, że tuż za cienką pociągową szybą odbywał się bal wszystkich nocnych stworzeń, które skryte w najróżniejszych zakamarkach za dnia, nocą prezentowały się światu w całej swej okazałości.
Rarity dostrzegła ruch za szybą. Leniwy, ledwo dostrzegalny ruch, który postawił na baczność wszystkie jej zmysły, budząc przy okazji jej wyobraźnię. Jakimże przekleństwem jest wyobraźnia! Owszem, jest cudowna, gdy trzeba wykonać niesamowicie trudne zlecenie od wybrednego klienta oraz gdy brakuje „świeżego” pomysłu na nową kolekcję sukienek. Może też być nieocenionym źródłem rozrywki, w szczególności, jeżeli przepada się za czytaniem książek( a z resztą, wystarczy tylko zapytać Twilight Sparkle, ona opowie Wam o tym fenomenie znacznie więcej, jednak Rarity też przepadała za czytaniem). Pozwala na wprowadzenie odpowiednich „warunków”, stanowi podłoże dla suchych, czarnych liter, które w zetknięciu ze wspomnianą wyobraźnią rozwijają się i kwitną jak najpiękniejsze róże Canterlotu. Wyobraźnia, jak wszystko w życiu, ma jednak swoją drugą, mniej przyjemną stronę: otóż w czasie takich sytuacji, jak ta zaistniała ( nazwijmy ją…”zagrożeniem”, bo nie wiemy, czy w tym lesie faktycznie czai się coś, co chce zrobić krzywdę naszej bohaterce- ale oczywiście Rarity nieugięcie wciąż twierdzi, że tak) lubuje się w płataniu psikusów, a popuszczenie wodzów fantazji tak ekspresyjnej klaczy, jaką niewątpliwie jest biały jednorożec, nigdy nie wróży niczego dobrego.
Klacz uważnie przyglądała się tęczowemu pegazowi, który wdzięczył się i prostował przed nią skrzydła. Nie była przekonana do szalonego pomysłu Rainbow Dash. „Jak tu wierzyć w pomyślny przebieg pomysłu? Czy ona na pewno wie, co robi? Czy ja chcę to zrobić? Czy spakowałam wszystkie walizki? Czy moja fryzura zniesie tę tyradę przez tak długi czas w deszczu i wietrze? Czy ja nie wyglądam przypadkiem grubo w tym szal…”
-Rarity! Możesz się wreszcie na coś zdecydować? Pakuj się i zmykamy stąd! No chyba, że tak Ci się podoba „pierwsza klasa” tego złomu.- powiedziała Dash zniecierpliwionym głosem.
Rarity na ten niespodziewany wybuch przyjaciółki uniosła brew i wydęła usta w geście niezadowolenia.
-Rainbow Dash! Doskonale wiesz, że to nie jest taka prosta decyzja. Na zewnątrz w taką pogodę może nam się przydarzyć wszystko, dosłownie wszystko! Nie chcę brzmieć jak czarnowidz, ale każdy pegaz miałby spore trudności z utrzymaniem kursu- w tym momencie klacz otwierała usta, by coś powiedzieć, jednak projektantka szybko dodała dwa ostatnie słowa, z wybitnym naciskiem na to pierwsze-… NAWET Ty. To zbiło z tropu kolorowego pegaza, który obruszył się na słowa powątpiewania ze strony swojej przyjaciółki. Rainbow Dash odwróciła wzrok od Rarity, najwyraźniej dotknięta tym, co przed chwilą usłyszała. –Kto jak kto, Rarity, ale ty powinnaś wiedzieć najlepiej, że jestem mistrzynią w lataniu. Już raz uratowałam Twój biały zadek, pamiętasz? Jestem to w stanie zrobić raz jeszcze. Być może ta znów zaczęłaby opierać się przed niebezpiecznym pomysłem, gdyby nie głośne BUM! W sam środek szyby wagonu. Obydwie klacze skierowały swój wzrok wprost na źródło dźwięku. Za szybą, w pełnej okazałości, ukazał się wysoki, czarny kształt, który swymi żółtymi ślepiami mierzył istoty znajdujące się wewnątrz. Umieścił jedną ze swych łap na szybie, prezentując przy tym długie i ostre szpony. Strzyga zawzięcie pukała w jedyną granicę dzielącą ją od potencjalnego posiłku, obnażając swoje białe zębiska.
-CO DO KU…. Rarity usłyszała początek krzyku towarzyszki niedoli, a potem mimowolnie udała się do krainy, w której przytomność nie była nikomu potrzebna. Obudziła się, jak tylko chłód dawał się jej we znaki. Nieprzyjemne podmuchy i dreszcze na całym ciele. Chyba nawet się obśliniła, bo ewidentnie czuła na ciele wilgoć. Gdy jednak otworzyła oczy zdała sobie sprawę, że szybuje kilkadziesiąt metrów nad ziemią, a jedyną ochronę przed deszczem stanowią dwa rozłożyste, akwamarynowe skrzydła, podnoszące się i opadające miarowo.-Świetnie, obudziłaś się już! Szkoda tylko, że tak późno. Wywlekanie Cię z tego wagonu to był istny horror. Nawet nieprzytomna potrafisz się tak zaprzeć, że w pewnym momencie myślałam, że robisz to specjalnie.
-Ale leje! I te pioruny! Celestio dopomóż, chcę tylko bezpiecznie przebyć tę podróż, nic więcej. Naprawdę. Chcę tylko żyć dalej.
-No bez przesady, widzisz chyba, że wciąż trzymam kurs i nie zanosi się na to, żebym miała nagle stracić na wysokości, albo ulec kolizji z innym pegazem.
-Tere Fere! „Flightanic” rozbił się w podobną pogodę, a to była ogromna maszyna i do tego obsługiwana przez najlepsze pegazy. A wszyscy doskonale wiedzą, jak to się skończyło. Nikt nie zwrócił uwagi na tę czarną chmurę i piorun…
-Skończ z tym! To wcale nie pomaaa~gaaa!- zakrzyknęła Dashie, całą swą uwagę poświęcając przestrzeni przed sobą.- Lepiej przemęczyć się tutaj niż zostać w lesie i liczyć na to, że nocne potwory jednak nie będą Cię chciały wtrząchnąć na śniadanko.
-A właśnie… Widziałaś to straszydło? Co to było?
- Na szczęście nikomu już nie zagraża, a to wszystko dzięki…
-Niech zgadnę, „Tobie”?- zapytała biała klacz z przekąsem.
-Nie, tym razem nie. Chciałam powiedzieć, że to dzięki AJ, a właściwie to dzięki jej krewnym, którzy jechali tym samym pociągiem. Tuzin silnych i zdrowych farmerów, którzy nie boją się niczego. Upiór miał zdecydowanie gorszy dzień.
-To była najbardziej szkaradna postać, jaką kiedykolwiek widziałam.
-Widziałaś ją ledwie przez ułamek sekundy. Po tym, jak odłożyłam Cię w bezpiecznym miejscu i przywiązywałam do siebie bagaże, miałam szansę obserwowania całej sceny i powiem Ci, że to monstrum wyglądało jeszcze gorzej, gdy mu się przypatrzyłam. Wiesz, że miał rogi?
Myśl o kreaturze bardzo wstrząsnęła biednym jednorożcem. Wróciła pamięcią do żółtej poświaty bijącej z jego oczu i zębisk wyszczerzonych w podłym uśmiechu.
-Nie rozmawiajmy już o tym nigdy w więcej.- powiedziała i wtuliła się w ciepłe futro młodej lotniczki.
_____________________________________________________________
-Patrz! Patrz tam! Widzę pierwsze budynki! Udało się, udało się!
-Fillydelphia? Nigdy wcześniej nie widziałam jej z lotu ptaka. Ależ się tu pozmieniało przez te 5 lat! Nie pamiętam tych wieżowców! O, i tego banku też tu wcześniej nie było! Tylko uważaj na tym zakręcie, tu ciągną się przewody wysokiego napięcia. Teraz skręć w lewo… a tu w prawo…
-Ile mam tak lecieć na wprost?
-Jak miniesz tę żółtą kamienicę, to skręć proszę w lewo.
-Dobrze lecę? To na pewno tutaj?
-Tak, to te przedmieścia. Może nie jestem już źrebięciem, ale z pamięcią u mnie całkiem dobrze. Jestem bardzo pamiętliwa.
-No co Ty nie powiesz…- przewróciła oczami niebieska klacz.
-Nie wygłupiaj się, tylko skup na locie. Już prawie jesteśmy na miejscu…
-…
-Dobrze, a teraz wyląduj przed tym domem. Podróż uważam za zakończoną. Rarity szybkim krokiem podbiegła do dwupiętrowego białego domku, z równo ściętym trawnikiem i małym ogrodem rozpościerającym się na tyłach budynku. Z powodu późnej pory światła już dawno były zgaszone, domownicy pewnie smacznie spali. Gdyby nie pociąg i ten deszcz, to już dawno by tu przyjechała i nie musiałaby niepokoić mieszkańców. Nie będzie jednak mokła na deszczu przez kolejne godziny, by nie wydać się nieuprzejmą, a nie zamierzała nocować w pierwszym lepszym motelu, który nie mógł zaoferować choćby w połowie tak standardów, jak miejsce przed jej oczyma. Podążając żwirową ścieżką w kierunku masywnych, sosnowych drzwi, Rarity rzuciła okiem na dużą kałużę przed swymi kopytkami.-A niech to Discord kopnie! Mój wizerunek! ZNISZCZONY! Fryzura, makijaż, wypielęgnowana sierść! Prezentuję się wyjątkowo okropnie!
-Eeeeh, nie jest tak źle. Widziałam Cię w gorszym stanie.- stwierdziła druga klacz, podążając w ślad za purpurowym, przemoczonym do suchej nitki ogonem. To prawda, Rarity nie wyglądała zbyt pięknie: makijaż spływał z jej pyszczka, upodabniając ją do pandy; włosy po kołtunione, a sierść na całym ciele niemal wołała o ręcznik i szczotkę.-Jeszcze chwilka i znów będziesz schludna i cała fru-fru, jak to masz w zwyczaju. Tylko zapukaj wreszcie do tych drzwi, bo mi z zimna kopyta odpadną!
-Już dobrze, już dobrze, pukam… jeny..- Po tych słowach nastąpiło dość głośne pukanie. Druga seria uderzeń pojawiła się w kilka minut po pierwszym. I kolejne. Rarity zaczęła już powątpiewać, czy aby na pewno zapamiętała dobry adres, gdy nagle na pierwszym piętrze zapaliło się nieśmiałe światełko, zapewne lampka nocna. Chwilę potem usłyszała kroki na schodach, a potem głośny stukot kopyt zmierzających w kierunku drzwi. Mechaniczny chrzęst świadczył o tym, że zamki od wewnątrz zostały otwarte, a zaraz po tym drzwi nieśmiało się uchyliły.
-Wielkie Nieba, Rarity! Jak Ty wyglądasz?! Wchodź szybko, bo zaraz się przeziębisz!
-Właściwie, to nie jestem sama, jest ze mną przyjaciółka, która mnie tu podwiozła. Nie ma się dokąd udać…
Rozmówca zmierzył wzrokiem skrzydlatą kupkę nieszczęścia, stojącą wciąż za drzwiami, która szczerzyła się, wyraźnie zawstydzona.- E-he-he..dobry! Jestem Rainbow Dash…
-Naturalnie. Miło Cię poznać, Rainbow. Myślę, że dla Ciebie też znajdzie się łóżko i suchy ręcznik. Chcecie czegoś ciepłego do picia? Na zewnątrz panuje istny harmider.
Rarity odetchnęła z ulgą i wdzięczna za taką a nie inną reakcję na jej nocną eskapadę, podeszła do krzątającego się w kuchni ogiera i przytuliła się do niego.- Dzięki tato, jesteś najlepszy…


Ciąg dalszy nastąpi...
Link do komentarza
  • 3 weeks later...

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o

ODCINEK 6:BYŁO KIEDYŚ W PEWNYM MIEŚCIE WIELKIE PORUSZENIE...

Co działo się w poprzednim odcinku:....
-Ale leje! I te pioruny! Celestio dopomóż, chcę tylko bezpiecznie przebyć tę podróż, nic więcej. Naprawdę. Chcę tylko żyć dalej.
-No bez przesady, widzisz chyba, że wciąż trzymam kurs i nie zanosi się na to, żebym miała nagle stracić na wysokości, albo ulec kolizji z innym pegazem.
-Tere Fere! „Flightanic” rozbił się w podobną pogodę, a to była ogromna maszyna i do tego obsługiwana przez najlepsze pegazy. A wszyscy doskonale wiedzą, jak to się skończyło. Nikt nie zwrócił uwagi na tę czarną chmurę i piorun…
-Skończ z tym! To wcale nie pomaaa~gaaa!
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Patrz! Patrz tam! Widzę pierwsze budynki! Udało się, udało się!
-Fillydelphia? Nigdy wcześniej nie widziałam jej z lotu ptaka. Ależ się tu pozmieniało przez te 5 lat! Nie pamiętam tych wieżowców! O, i tego banku też tu wcześniej nie było! Tylko uważaj na tym zakręcie, tu ciągną się przewody wysokiego napięcia. Teraz skręć w lewo… a tu w prawo…
-Ile mam tak lecieć na wprost?
-Jak miniesz tę żółtą kamienicę, to skręć proszę w lewo.
-Dobrze lecę? To na pewno tutaj?
-Tak, to te przedmieścia. Może nie jestem już źrebięciem, ale z pamięcią u mnie całkiem dobrze. Jestem bardzo pamiętliwa.
-No co Ty nie powiesz…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Wielkie Nieba, Rarity! Jak Ty wyglądasz?! Wchodź szybko, bo zaraz się przeziębisz!
-Właściwie, to nie jestem sama, jest ze mną przyjaciółka, która mnie tu podwiozła. Nie ma się dokąd udać…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
- Dzięki tato, jesteś najlepszy…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wreszcie nastała noc, która nie była kolejną- od czasu „wypadku” na pokazie- nieprzespaną męczarnią. Nasza bohaterka właśnie kładła się spać w pokoju, który doskonale pamiętała z lat dziecinnych: średniej wielkości niebieski pokoik, z toaletką, biurkiem, na którym wciąż stoi jej pierwsza maszyna do szycia, otrzymana w dniu ósmych urodzin, cała półka zapełniona figurkami kucyków odzianymi w maleńkie stroje projektu Rarity, kilka regałów z książkami Stephena Mane, Aghaty Hoovstie, Katarzyny Gropony oraz wielu innych autorów, głównie piszących rozczulające romanse- oczywiście nie zapominając o „Obowiązkowych Pozycjach Szanującego Się Romantyka”, takich jak „ Broneo & Filliet”, „ Duma i ukorzenie” czy „ Cierpienia młodego ogiera”, jeden model, którego zakupiła na początku liceum za pieniądze zarobione u miejscowej krawcowej, duże i barrrrdzo wygodne łóżko, przyozdobione granatową kapą i stosem mniejszych lub większych poduszek oraz dwuosobowa kanapa stojąca pod oknem, na której smacznie chrapała już umęczona trudami kilku dni Rainbow Dash. Projektantka miała na nią doskonały widok- wystarczyło, że przekręciła głowę w prawo, by zobaczyć rozczochraną czuprynę towarzyszki. Bardzo szybko zasnęła- ledwie co osuszyła się ręcznikiem i dopiła gorące kakao, które przyrządził jej ojciec Rarity, a już spała snem tak twardym, że wątpliwe było, by zbudziła się przez najbliższy tydzień, nie mówiąc już o zbliżającym się poranku.
-Niby już jej przebaczyłam, tak jak i Pinkie Pie, jestem jej wdzięczna za wszystko, co dla mnie bezinteresownie zrobiła i nadal robi, ale myślę, że nie będzie mi tak łatwo zapomnieć. Zwyczajnie wstydzę się tego, że jestem „gwiazdą” takiego faux pas, o którym wiedzą chyba wszystkie kuce w zachodniej części Equestrii.- pomyślała, nieświadomie tuląc się do swojej maskotki pluszowego kotka, Ruby. Po raz ostatni tej nocy spojrzała w okno i dostrzegła fragment księżycowej tarczy. Deszcz ,jak zwykle- no tak, teraz to było przecież rutyną, że woda lała się z nieba dniami i nocami- pukał monotonnie w szybę, rozmazując kontur podopiecznego Luny. Gałązki okazałego drzewa co i rusz uderzały w takt wodnej symfonii o parapet. Znużona klacz zamknęła oczy i przewróciła się na bok, zadowolona z faktu, że jest w ciepłym i bezpiecznym miejscu oraz sennie mamrocząc pod nosem o konieczności napisania listu do Fluttershy z informacją o jej stanie i miejscu przebywania oraz że Rainbow Dash przez jakiś czas zatrzyma się w Fillydelphii.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
ŁUP! TOMP!
Dwa dźwięki zbudziły Rarity z przyjemnego- o dziwo!- snu, w którym na powrót była małą klaczką. Śniły jej się wakacje u babci, której nie widziała przez bardzo długi czas. Pamięta, jak świetnie się z nią bawiła. To właśnie babcia nauczyła ją piec najróżniejsze ciasta oraz wpoiła maniery, których Rarity do dziś stara się przestrzegać. Floral Fragrance zawsze potrafiła wspaniale zająć się wnuczką, wymyślając co i rusz nowe zabawy, które nie tylko rozbudzały wyobraźnię jednorożca, ale i sprawiały olbrzymią przyjemność. Uwielbiała bawić się z nią w teatr i tworzyć najróżniejsze kwiatki z bibuły, z którymi potem ozdabiały cały dom.Czasem zabierała ją i Sweetie Belle do swojej własnej perfumerii, gdzie jeszcze wtedy przyszła projektantka miała okazję ćwiczyć wrażliwy węch i przy okazji uczyła się historii składników poszczególnych mieszanek. Gdyby choć część nauczycielek Rarity ze szkoły potrafiło opowiadać z taką pasją o zwykłych rzeczach… -Hmm, ciekawe, czy babcia prowadzi jeszcze swoją działalność, mama pewnie wie na ten temat więcej…
Teraz wypadało podnieść swą głowę i sprawdzić, co też jest źródłem donośnych dźwięków, które nie pozwoliły na dokończenie przyjemnego marzenia sennego. Drzwi do pokoju otworzyła Sweetie Belle i nieśmiało zaglądnęła do środka. Zmieniła się nieco od ostatniego spotkania. Nic w tym dziwnego, skoro widywały się tylko w urodziny najbliższych, wakacje i w Hearts Warming Eve. Przez pracę i pościg za karierą Rarity rzadko bywała w rodzinnym domu, jednak drzwi do jej butiku zawsze stały otworem dla ukochanej siostrzyczki i rodziców. Doskonale pamięta, gdy ta mała klacz wyparła się ich siostrzanej więzi- od tego momentu Rarity w miarę swych możliwości starała się być dla niej wzorem i podporą. Prawie dorównywała jej wzrostem , ale pozostała przy swojej dziecięcej fryzurze, która tylko dodawała jej wdzięku. Nie malowała się- No cóż, Sweetie nie jest mną, nie musi robić tego, co ja, ale mogę jej podpowiedzieć, w czym byłoby jej do twarzy. Sweetie była już od dłuższego czasu szczęśliwą posiadaczką Cutie Marku w kształcie „ósemki”- małej, czarnej nutki, która dumnie prezentowała się na białym tle. Klacz uczęszczała już do szkoły średniej, a po ukończeniu marzyła jej się Akademia Muzyczna w Canterlocie.
-Moja krew! Wybiera tylko to, co dla niej najlepsze. Canterlot jest wspaniałym miejscem do rozwoju. Do dziś mam sentyment do ich Akademii Sztuk Pięknych, w szczególności do pani profesor Silver, pomogła mi zorganizować swój pierwszy pokaz mody, to były czasy…
-Hej Rarity! Tata wspomniał rano, że do nas przyjechałaś, więc chciałam się przywitać!- Sweetie spojrzała na kanapę, na której w nietuzinkowej pozie z otwartym pyszczkiem pochrapywała Rainbow Dash- Nie wspomniała jednak, że przywiozłaś kogoś ze sobą. To może ja wpadnę później…- powiedziała i już chciała zamykać drzwi, gdy zatrzymał ją głos starszej siostry:- Ależ skąd, Sweetie Belle! Nie krępuj się i wskakuj do łóżka jak za starych, dobrych czasów. Poopowiadasz swojej fantastycznej siostrze jak Ci się ostatnio układa- poklepała kopytkiem wolną stronę łóżka. Młodsza klacz uśmiechnęła się szeroko i jednym susem już była na wskazanym miejscu.
- Wiesz, Rarity… Najpierw było mi dość ciężko się tu zaaklimatyzować, ale teraz jestem jedną z rozpoznawalnych osób, no i nauka też nie idzie mi jakoś specjalnie ciężko. Tęsknię jednak za Applebloom i Scootaloo- z Applebloom spotykamy się od czasu do czasu w Ponyville no i regularnie piszemy do siebie listy, ale Scoots od czasu przyjęcia do Akademii Lotniczej Cloudsdale mało co się do nas odzywa. A jeszcze tak niedawno bawiłyśmy się razem po szkole i szukałyśmy swoich Cutie Marków.
-Kochanie, doskonale wiem, jak się czujesz. Pamiętasz Golden Dust, Millenium, Moon Shine i Flush Stroke?
-Tak, prawie codziennie przesiadywałyście u nas w domu, a w dodatku nie chciałyście mnie wpuszczać- mruknęła niechętnie klacz.
-Tak, ale wiesz dobrze jak bardzo irytujące potrafią być młodsze kucyki- pracowałaś już jako opiekunka do źrebiąt. Potrzebowałam nieco swobody, to wszystko.
-Wiem, wiem, nie mam pretensji… Aż takich, ale na zawsze zapamiętam Twoje haniebne postępowanie, które przysporzyło mi tyle bólu i sprawiło, że zapadłam na ciężką depresję, czując się odrzucona i niepotrzebna. Być może w tym momencie odkryłam, że przeznaczony jest mi smutek i samotność- odpowiedziała.
Rarity zmierzyła skonfundowanym spojrzeniem swoją siostrę, która nie okazywała żadnych emocji. Po kilku sekundach roześmiała się jednak wesoło i szturchnęła fioletowo grzywą w bok. Ta też się rozchmurzyła i zmierzwiła fryzurę swojej rozmówczyni.
- Lekcje teatru to był definitywnie zły pomysł, kochanie. Teraz nie będę mieć zielonego pojęcia czy to, co mówisz jest prawdą, jesteś za dobra w te klocki.
- Prawdziwa gwiazda musi mieć wiele talentów, aby zalśnić przed całym światem- powiedziała Sweetie i odwróciła głowę w kierunku pegaza, który podczas swoich sennych przygód zsunął się razem z pościelą na ziemię, machając tylnim kopytkiem i mamrocząc.
-Czy ona zawsze ma taki twardy sen?
-Erm… powiedzmy, że na wszystkich Pijama Party kładzie się spać i wstaje ostatnia. Świt oznacza dla niej godzinę dwunastą w południe.
-Ranny z niej ptaszek, nie ma co…
-Hej, ładnie to obgadywać?- zapytał cyjanowy pegaz i otworzył jedno oko. Po chwili klacz wstała i podniosła kołdrę, która przypominała teraz bardziej mantykorowe posłanie.
-No proszę, tak to śpi jak zabita, ale wystarczy tylko wspomnieć o Rainbow Dash i PACH! Już się obudziła. A ładnie to podsłuchiwać?- zapytała Rarity delikatnie się uśmiechając. Rozmowę przerwał burczący brzuch Dashie, który w głośny sposób dał znać o swoich potrzebach.
-A właśnie! Śniadanie! Prawie zapomniałam! Jak już się doprowadzicie do porządku to zapraszam na dół do kuchni. Mama przygotowała istny szwedzki stół.
-Rainbow Dash, jeżeli chcesz skorzystać z łazienki, to możesz użyć mojej. Ja udam się do tej na piętrze. Spotykamy się przy stole- powiedziała Rarity , po czym udała się do stojącej toaletki i wzięła najpotrzebniejsze kosmetyki oraz szczotkę do włosów i rześkim krokiem zmierzała do drzwi znajdujących się na samym końcu korytarza. Dobre pół godziny zajęło jej przygotowania się do spotkania z rodzicami na dole. Klacz zeszła schodami wprost do salonu i udała się do jadalni połączonej z kuchnią.
-Witam wszy~stkich!- zakrzyknęła radośnie i zajęła miejsce między Sweetie a Rainbow. Naprzeciw niej siedział ojciec, czytając jak zwykle „Przegląd Equestriański”. Prenumerował tę gazetę chyba od początku świata, a przynajmniej odkąd pamiętała Rarity. Mama kończyła właśnie zmywać naczynia i usadowiła się obok męża. Rarity podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazywały jej roześmiane oczy pegaza: jedzenie. To prawda, mama zawsze potrafiła ze zwykłego posiłku zrobić istny majstersztyk. Na stole wylądowały chyba wszystkie pozycje śniadaniowe, jakie może zaoferować szanujący się lokal. Klacz sięgnęła po paterę z naleśnikami i dzbanek z świeżo zaparzoną kawą. Mmm… kawa z mlekiem i nutką cynamonu, jak mama ją dobrze znała. Sweetie standardowo zaczęła od miseczki płatków śniadaniowych Hornflakes a jej przyjaciółka nakładała właśnie jajecznicę , tworząc tym samym podparcie dla pokaźnej wielkości stosu przysmaków, które już teraz ledwo mieściły się na talerzu Rainbow.
-Mój malutki Diamenciku, jak Ci się powodzi w dużym świecie bez nas?- zapytała gospodyni i zaczęła spokojnie pałaszować muf finkę z jagodami.
-Mamo, nie przy gościach…- wycedziła przez zaciśnięte zęby klacz, wskazując oczami na dławiącą się ze śmiechu towarzyszkę.
-Ależ, nie ma się czego wstydzić, to naturalne, że rodzice zwracają się w ten sposób do swoich dzieci. Jak będziesz miała swoje…
-Tak, tak, wiem, mamo. Możemy pomówić o czymś innym niż moje Zycie uczuciowe? Dziękuję.
-Ptysiu, kiedy my naprawdę chcemy jak najlepiej dla Ciebie. Myślę, że Emerald wciąż żałuje, że nie dałaś mu drugiej szansy. To był taki dobry ogier, traktował Cię jak księżniczkę. Od czasu zerwania nie pojawiał się u nas, jednak od jakiegoś miesiąca regularnie do nas wpada . Nie chce jednak powiedzieć, co go trapi. Chciał napisać, ale twierdzi, że to zbyt osobiste.- dodał swoje trzy grosze Pan Domu, odkładając gazetę i chwytając swoją aurą gofra.
-Miałam swoje powody, by zakończyć tę znajomość. Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, bym musiała się wam tłumaczyć.
- Nie muszą się państwo martwić! Rarity jest w dobrych kopytkach, w Ponyville każdy ogier się za nią ogląda i traktuje z szacunkiem, proszę mi uwierzyć- powiedziała Rainbow, dokładając sobie gofrów.
-I wreszcie jakaś dobra wiadomość! Opowiedz nam z kim się spotykasz- powiedziała mama.
Zirytowana klacz przycisnęła kopytko do pyszczka i wydała zniecierpliwiony jęk. –Staram się skupić na swojej karierze jako projektantka, nie w głowie mi teraz związki i małżeństwo. Szczególnie teraz muszę pracować ciężej niż dotychczas.
-Za dużo czasu poświęcasz na pracę, całe życie ucieka Ci między kopytami. Kiedyś obudzisz się i stwierdzisz, że przegapiłaś ważny rozdział w swoim życiu, a nie chcę, by to nastąpiło gdy będziesz już w sędziwym wieku.
-I to niby ja dramatyzuję…- szepnęła biała klacz
-Po kimś to masz- szepnął ogier, jednak przeszywający wzrok małżonki zachęcił go do skupienia się na posiłku. Jeszcze nigdy gofry nie wydawały mu się tak interesujące.
-No dobrze, skoro Panna Obrażalska nie chcę podjąć ze mną rozmowy, to może Ty mi coś o sobie opowiesz, Rainbow Dash? Znając moją zapracowaną córkę nie wie też, co dzieje się w miejscowości, w której mieszka, więc może opowiesz, co dzieje się w Ponyville?
-Niewiele, proszę pani. No, może poza ciągłym deszczem, ale u was widzę, że pogoda też nie daje za wygraną. A prywatnie jestem członkiem Wonderblots, wprawdzie znajduję się w rezerwie, ale Spitfire też tak zaczynała, więc jestem dobrej myśli.
-O, godne podziwu. A jak tam z życiem prywatnym?
-Eee…dobrze? Znaczy się, nikogo nie mam, znaczy się z nikim się nie spotykam na stałe, znaczy się…- widząc zmieszanie i pąs na twarzy współtowarzyszki, Rarity rzuciła tylko:- Owszem, ma kogoś na oku, ale nie są parą.
Podczas tej rozmowy Rarity zadziwiła dziwna nieśmiałość siostry, której kiedyś nie dało się uciszyć bez pomocy taśmy klejącej… albo karmelków. Widać było, że tematyka ta zupełnie jej nie odpowiada, mimo to projektantka postanowiła zadać jej pytanie, które nurtowało ją od pewnego czasu: -Powiedz, Sweetie, a jak tam u Ciebie z ogierami? Masz już kogoś? A może potrzebujesz rady starszej siostry? Wiesz, że chętnie pomogę.
-…
-Nie musisz się wstydzić, jeżeli nie masz specjalnej osoby, to z pewnością nie będzie to piętnowane- posłała wymowne spojrzenie w kierunku swojej matki, która na tę uwagę prychnęła.
-No, e, ja… to nie jest takie proste, bo ja no…
- Sweetie, rozmawiałyśmy już na ten temat. Hormony przez Ciebie przemawiają- powiedziała najstarsza klacz w towarzystwie.
-Zaraz? Czego nie chcesz mi powiedzieć, kochanie? Słucham uważnie.
-Nie, nic, mama ma rację, takie tam, głupstwa. Nikogo nie mam- klacz uniosła magią łyżkę i dosypała płatków.
-No dobra… jeżeli nie chcecie o tym rozmawiać, to nie, ale ewidentnie tu jest coś na rzeczy- powiedziała i wstała od stołu, zabierając ze sobą pusty talerz.
-Mamo, śniadanie było naprawdę przepyszne, jak zawsze zresztą. Świetnie gotujesz.
-To prawda psze pani! Jajecznica była boska, a te gofry? Niesamowite! Nie zapomnijmy też o naleśnikach i babeczkach, szczególnie te ostatnie…
-Tak, tak, tak, wiemy. Wybacz jej, ale przez żołądek łatwo trafić do jej serca, który- mam takie wrażenie- stanowi podstawową część Rainbow Dash. A teraz wybaczcie, ale muszę wyjść z domu i nie wiem kiedy wrócę.
Rainbow Dash bez entuzjazmu spojrzała na odziewającą się w płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze towarzyszkę. Czemu tak bardzo chce opuścić miejsce, gdzie jest sucho ciepło no i najważniejsze- dają dobrze jeść? Ohhh, powinna iść z nią, w końcu jest Elementem Lojalności, ale tak bardzo jej się nic nie chciało…
-Masz coś przeciw, jeśli pójdę z Tobą?
-Skąd! Zaczekaj chwilkę, tylko znajdę jakiś płaszcz dla Ciebie. Nie chcemy przecież, abyś się pochorowała. Uprzedzam jednak, że ta wycieczka trochę potrwa.
-Jupi…-burknęła
_____________________________________________________________
-A więc dokąd najpierw?
-Myślę, że zaczniemy od Poczty, muszę zakupić parę rzeczy. Potem przejdziemy się w kilka starych kątów, a na końcu pokażę Ci Stare Miasto. Skoro już jesteśmy w Fillydelphii, to chociaż poznaj jego kwintesencję.
Klacze skręciły w jedną z krętych ulic i przeciskały się pomiędzy nieustannie śpieszącymi się przechodniami. Po pewnym czasie udało im się dotrzeć do olbrzymiego murowanego budynku. Rarity kupiła kilkanaście kopert i dwa razy więcej znaczków. Przy okazji nabyła też parę czasopism, długopisów i krzyżówkę ( wszak trzeba dbać o rozwój intelektualny, nieprawdaż? Wciąż też nie wiedziała jak długo potrwa jej wizyta u krewnych, więc w razie czego musiała się zaopatrzyć w coś, co pozwoli jej być na bieżąco ze światem (światem mody również)). Schowała cały pakunek pod płaszcz i udały się na obiecany spacer. W zachodniej części miasta znajdował się mały, skromny salonik fryzjerski. Obie klacze weszły do środka i przerwały toczący się wywód na tematy damsko-męskie.
-Fringe, i ja jej mówię tak: Dobrze wiesz, że każdy ogier potrzebuje do szczęścia tylko trzech rzeczy. Po pierwsze…- mówiąca zielona klacz w średnim wieku zwróciła swoje oczy w kierunku drzwi, nad którymi wesoło pobrzmiewał mały dzwoneczek.- A niech mnie Luna kopnie, jak to nie nasza mała ulubienica!
-Kto, Bun? – zaskrzeczała jej artretyczno- błękitna rozmówczyni.
-Wnuczka DF. Ta, co w 98’ przewróciła Twój ulubiony wazon, a ten upadł na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak. Tak się wtedy przestraszyłam, że niechcący zgoliłam klientowi całego wąsa. Ależ był wtedy nam nie zły!- zaśmiała się Bun.
-Moją wazę z Dynastii Pink? Ty nieusłuchana pannico, już ja Ci wymierzę karę za wybryki, tym razem babcia już Cię nie uratuje!- starsza pani ze srogą miną podeszła z wolna do Rarity, jednak złapała w swoim silnym, pomimo sędziwego wieku, uścisku i długo tuliła, chwaląc jej wygląd i osiągnięcia.- Moja Milusiu, tyle Cię nie widziałam. Babcia wciąż wpada do nas i opowiada o Tobie. Musisz ją odwiedzić, bardzo się za Tobą stęskniła. A może już to zrobiłaś?- zapytała.
-Nie, przyjechałam( właściwie to „przyleciałam”, ale nie będę się wdawać w zbędne szczegóły) wczoraj wieczorem i dopiero dziś zamierzam odwiedzić wszystkie bliskie mi osoby.
-OOOOH, słyszałaś, Bun? Uważa nas za bliskie jej osoby, czyż to nie urocze?- odezwała się Fringe, tarmosząc policzek Rairty, który pod wpływem nacisku lekko się zaróżowił.
-Tak samo urocza, jak ta młodsza. One to mają we krwi.
-Double F zagwarantowała podarowała im całkiem niezłe geny.
-Double F?- szepnęła na ucho Rainbow Dash.
-Floral Fragrance, moja babcia. Wolą mówić na nią Double F, bo ze sztuczną szczęką ciężko powiedzieć „Fragrance”- odpowiedziała Rarity.
-Ach, to już wszystko jasne. Dobrze, że Ty masz krótkie imię, nie będę musiała się zbytnio na starość męczyć.
- Cieszę się Twoim szczęściem, doprawdy.
-A pannica za Tobą to ktoś z rodziny?- zapytała Bun, przecierając okulary.
-Właściwie, to można by tak to ująć- odrzekła Rarity, zachęcając Rainbow do przesunięcia się odrobinę do przodu, by dwie panie mogły jej się lepiej przyjrzeć. I wtedy się zaczęło:
-No kto by pomyślał, że zięciu Double F gustuje w pegazach…
-Cicha woda brzegi rwie, jak to powiadają, Bun.
-Ale żeby aż tak zmieniać swoje upodobania? To co teraz, alicorny?
-Ło ho ho, no to by było ciekawe. O ile może u tej starszej miałby szansę, w końcu sama należy do tych starszych…
-Chciałaś powiedzieć „starożytnych”, Fringe.
-Dzięki niej nie musimy mieć kompleksów wieku, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie od nas starszy.
-Ale wiesz, ja to bym chciała mieć w jej wieku taki zadek, no i te nogi! Jak ona stała w kolejce po zabójczy wygląd, to ja chyba stałam w tej po kebaba.
-Prędzej w tej do gastrologa, bo kapusta nie wpływa na Ciebie najlepiej.
Rozmówki ciągnęły by się jeszcze dłużej, gdyby nie Rarity, która uściśliła, że Rainbow jest dla niej jak siostra, jednak nie jest BIOLOGICZNĄ siostrą ( choć może to i lepiej, jednak nie czas na rozmyślanie). Klacze zaparzyły wrzątku i zaprosiły na herbatkę.
_____________________________________________________________
Cała gromadka spędziła dobre dwie godziny na wspominkach: Rarity zadowolona z miłego towarzystwa, Rainbow z odpoczynku i chwili odetchnienia od miernej pogody. Chcąc nie chcąc dowiedziała się wielu rzeczy z życia Rarity i jej krewnych. Poznała chyba przy okazji historię Equestrii od średniowiecza ( choć, może lepiej je nazwać „latami młodości” Bun i Fringe) po dzieje współczesne. Jedne historyjki były całkiem ciekawe, inne powodowały, że najchętniej zasnęłaby na fryzjerskiej skórzanej kanapie. –„Te dwie dobrały się jak w korcu maku…” -pomyślała.- „ Aż dziwne, że pracują już ponad pięćdziesiąt lat w jednym zakładzie i wciąż nie zamierzają zamykać. To się nazywa prawdziwa pasja…”- uśmiechnęła się do swoich myśli. Przytulny salonik działał na nią kojąco i pozwalał zapomnieć o niedawnych wydarzeniach, w które Rainbow Dash się wpakowała ( a raczej została wpakowana). Myśleliście, że jej największym problemem było podarcie sukienki?- nie. Owszem, odzyskanie Rarity było jednym z najważniejszych zadań, jakie postawiła sama przed sobą, ale było też coś, co sprawiało, że nie chciała wracać ani do Ponyville ani tym bardziej do Cloudsdale, gdzie praktycznie nie miałaby życia. Nie mogła jednak powiedzieć niczego jednorożcowi- odrzucenie i niezrozumienie zniszczyłoby ją jeszcze bardziej. Już i tak jest wrakiem kucyka.
Z rozmyślań wyrwał ją odgłos powstającej z fotela Rarity, która zaczęła się żegnać i po tysiąckroć obiecywać, że znów odwiedzi salonik i to prędzej niż za pięć długich lat. Ku uciesze pegaza, dostały nawet trochę ciasteczek z marmoladą- „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”- pomyślała, chwytając jedno i pośpiesznie zakładając płaszcz.
_____________________________________________________________
Biała klacz prowadziła przyjaciółkę klimatycznymi brukowanymi uliczkami, co i rusz pokazując stare, zabytkowe kamienice i opowiadając ich tajemnice. Rainbow była pod wrażeniem, że z pozoru skupiona tylko na igle i nitce projektantka potrafi zapamiętać aż tyle o swoim mieście. Czy ona byłaby w stanie opowiedzieć aż tyle o rodzinnym Cloudsdale? Raczej nie, choć raz już robiła za przewodnika pozostałym przyjaciółkom. To właśnie tego dnia uratowała Rarity po raz pierwszy i już wtedy czuła, że nie ostatni.
Jeżeli ktoś z was był już w Fillydelphii, to na pewno pamięta, jakie to olbrzymie miasto robi wrażenie na każdym turyście. Tworzy ono niesamowity klimat, a przeplatanie współczesności ( wieżowców, banków, siedzib korporacji) i przeszłości (trzy mosty: Generała ManeRoda, Wszystkich Wpaniałych i Most Ku-Wieczności, ratusz i wiele, wiele innych budynków, płaskorzeźb i pomników) udało się jak mało któremu miastu. Nic dziwnego, że kobaltowo grzywa tak dobrze czuła się w Canterlocie- Fillydelphia przypominała nieco tamte strony, choć oba miejsca dzieliła pokaźna odległość. Właśnie przechodziły przez centralną część miasta- Most Ku-Wieczności, o nazwie którego krążyły dwie historie: Oficjalna mówiła o tym, że kucyki po zbudowaniu tego mostu nazwały go w ten sposób, gdyż przekroczenie tak rozległej rzeki, jaką jest Watergate należało do nie lada wyczynów, jak na tamte czasy. Pionierzy od zawsze marzyli o przekroczeniu Watergate, której drugi brzeg zachęcał niezliczonymi łąkami i bujną roślinnością, której potrzebowali pierwsi osadnicy. Teraz drugi brzeg zdobią głównie małe księgarnie, kawiarnie i centra handlowe (dla których pewnie do dziś wszystkie kucyki podążają Ku-Wieczności… spędzonej w galeriach i butikach). Druga, nieco mniej optymistyczna zakłada, że most był przez te wszystkie stulecia niemym świadkiem samobójstw zdesperowanych kucyków, które pragnęły wiecznego odpoczynku od trosk, wojen terytorialnych odbywających się tu przez wieki i nieszczęśliwych miłostek. Most stał się także sławny przez fakt, że sam Dzidzic grodu Fillydelphii skoczył z niego do rzeki, gdy dowiedział się, że jego ukochaną porwał Władca Gryfów, a następnie uwięził i zagłodził na śmierć.
-Rarity, a może teraz opowiesz coś weselszego, od tak, dla poprawienia nastroju?- powiedziała magentooka chłopczyca.
- Mogę opowiedzieć Ci historię legendarnego zwycięstwa mieszkańców Fillydelphii w konflikcie Zachów-Wschód. Dzięki odwadze i przebiegłości Generała ManeRoda, Zachód nie dość, że musiał skapitulować, to jeszcze zbudował nam w ramach zadośćuczynienia dwa pozostałe dwa mosty i jeszcze oddał pełno ziemi. Jego pomnik stoi gdzieś niedaleko, zaraz Ci go pokażę. Wszystko zaczęło się w roku 1718, gdy…- opowieść trwała i trwała, ale Rainbow uwielbiała tematykę sporów i zbrojnych starć (dlatego między innymi tak bardzo pragnęła zagrać w przedstawieniu), więc słuchała z rosnącym zainteresowaniem.- „Jeżeli Rarity nie wyjdzie praca w świecie mody, to powinna robić za przewodnika, ma do tego talent”.-
Potem odwiedziły kamienny ratusz, Dzwonnicę, z której podziwiały panoramę miasta, Dom Kultury Fillydelphii, Bramę Equestiańską i ulubioną część miasta Rarity- Lochy Królowej Desiree, które ani trochę nie przypominały teraz lochów- podziemia miasta mogły pochwalić się teraz licznymi kawiarniami, pubami, dyskotekami, Zakątkiem Poezji, który w sobotnie wieczory organizował występy młodych poetów, a także klubami z muzyką R’n B, Soul, Jazz i alternatywną. Gdyby porównać do czegoś te Lochy, to można by je określić mianem serca miasta, tętniącego świeżą energią młodych kucyków, żyjącymi marzeniami i chwytającymi każdy dzień za rogi. Tu też Rarity poznała Emeralda, swojego ex-chłopaka, z którym definitywnie nie chciała mieć już nic wspólnego.
Zakończeniem dzisiejszej wycieczki miała być wizyta w kawiarni „ Lighting Blue”, która serwowała wspaniałą mrożoną kawę z lodami. Obie zajęły miejsce przy stoliku w zaciemnionym kącie i zamówiły interesujące je pozycje z karty. Z głośników sączyła się delikatna muzyka, a pyszczki oświetlała waniliowa świeczka.
-Uwielbiam to miejsce- zaczęła Rairty- Zawsze tu przychodziłam, jak chciałam się odstresować. W szkole średniej nie znałam jeszcze potęgi SPA, ale uważam, że kawa i lody mogą wyciągnąć z dołka.- zachichotała.
-No, jest w porządku, ale dla mnie zbyt…- zawahała się rozmówczyni
-Zbyt „dziewczyńskie, kochanie? To chciałaś powiedzieć?- dokończyła za nią Rairty
-Właśnie, dzięki. To miejsce stało by się o dwadzieścia procent bardziej wyluzowane, gdyby pozbyli się tych świeczek, te firanki też dziwacznie wyglądają…
_____________________________________________________________
Dochodziła godzina dziesiąta wieczorem, a klacze rozmawiały o wszystkim ,co im ślina na język przyniosła. W pewnym momencie Rainbow wpadła na pomysł, który nie przypadł jednak do gustu projektantce:- Rare, a może pójdziemy na jakieś piwko, czy coś? Mijałyśmy pub, w którym będziemy się mogły świetnie zabawić. Spędziłyśmy tu już dużo czasu, teraz możemy go spędzić w moim stylu.
-Dobrze rozumiem? Chcesz iść w podejrzane miejsce pełne nieznajomych typków spod ciemnej gwiazdy, pić alkohol i wąchać papierosowy dym?
-Tak, to właśnie chciałam powiedzieć. A teraz płacimy i zmywamy Się do „Dolphin’s Pride”!- zakrzyknęła entuzjastycznie lotniczka.
-Niech Ci będzie, w końcu jesteś moim gościem…
_____________________________________________________________
„Dolphin’s Pride” nie było tak szemranym miejscem, jak na początku sądziła właścicielka diamentowego Cutie Marku. Owszem, dym był wciąż wyczuwalny, ale starsze ogiery były bardziej zajęte sobą, aniżeli dwójką obcych. Wystrój utrzymywany był w żółto-niebieskich barwach, a na ścianach dumnie prezentowały się szale miejscowej drużyny. Kilka wycinków z gazet o mistrzostwach z czasów, gdy zdjęcia były jeszcze czarno-białe, podobizny najlepszych zawodników, tarcze do rzutków i olbrzymi napis „DO BOU DELFINY!” to wszystko, co zdobiło to miejsce. Żadnych firanek, żadnych kwiatków doniczkowych, nic, co mogłoby wskazywać na istnienie płci pięknej w tym oceanie samczyzny. Zaczęło się niewinnie- Rainbow zamówiła jedno piwko, tak jak i Rarity. Co zdarzyło się później, bo koło dwunastej w nocy, wpłynie na to, czy obydwie ujrzą jeszcze kiedyś wschód Słońca…
_____________________________________________________________
-HIC! Nie było tego aż tak…dużo, Rarrr, to tylko kilka…naście pi -HIC!-iiiw, no i troszkę wódeczkiii dla wątróbeczkiiii~ HIC!
-Rajbo… Rambooo… Dash… mamy już doźć, ja sma czuję, że na dziź wystajczyyy. Czaz płaci- HIC!-pardon, płaźić i wynosić się do domuuu…
-Wie…sz, zanim pójdziemy do domku, to…chcę Ci powiezieć, że chyba wim, skąd ten deszcz, ta caaaa~ła woda.
-Skąd?- zapytała zaciekawiona Rarity.
-Bo wizisz, to… wdech, wydech… to moja wina… Częździowo ja to zrobiłam, gdy wpadłam do budyniu…budynku centrum tworzenia pogo..dy. Yyy, tak. A tam były te kuce, one coś przestawiły i uciekły, a zaaaanim wstałam, to ochro-HIC!-na dorwała mnie, ledwo uciekłam. A leziałam tak sziiiibko, że fotoradar musiał zrobić mi miejsce…to znaczy zdjęcie.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi tego w-częsniej, co? Musim-HIC!-y to ja~koś odkręcić.-„ A w głowie kręci mi się już coraz bardziej”-pomyślała.
-A może jeszcze jeden kielisz-HIC!-eczek , tak dla równo~wagiii, w końcu kucyk ma aż…cztery? Kopyta…
-Nie, dość, idziemy…- klaczka zatoczyła się i wyprostowała, strzepując kurz z barku i poprawiając swoją fryzurę, która wciąż wyglądała niesamowicie.
W tym momencie do stolika podeszły dwa wysokie i dobrze zbudowane ogiery: jeden z nich miał czarną sierść i siwą grzywę, drugi brązową grzywę i żółtą sierść. Cutie Marki nie były zbyt łatwe do rozpoznania, gdyż procenty już dawały o sobie znać. Czarny jegomość objął kopytkiem Rarity i uśmiechnął się zawadiacko, obnażając krzywe i pożółkłe od papierosów zębiska.
-Cześć laluniu! Szukasz okazji do zabawy? Już nie musisz, jak pójdziecie z nami, to zapewnimy wam wszystko, czego potrzebujecie…
-O, koleżanka też niczego sobie! Weźmiemy was dwie pod swoją opiekę, zadowolenie gwarantowane, albo zwrot pieniędzy- zażartował jego towarzysz.
-Nie dziękuję. Może jestem le…kko poch…do…podchmielona, ale nie zamierzam nigdzie z Wmi iźć, Au Revoir…
- I hasta la pasta, bejbe!- dorzuciła od siebie Rainbow, wychylając głowę zza pleców jednorożca.
-O nie, kiedy my nalegamy…-rzekł nachalnie jeden z ogierów i chwycił za kopyto Rarity, ciągnąc ją w stronę drzwi.
-NIE! POWIEDZIAAAAŁAM NIJEEE! PUŚDŹ MNIE TY PASKUDNY OBECHU!- wyrywała się najlepiej, jak potrafiła, jednak była zbyt słaba, by móc dać radę komuś tak wielkiemu i barczystemu.
- Czekaj na mnie Bart, wezmę ze sobą tę drugą.- drugi kucyk sięgnął po Rainbow Dash, która leżała już wyciągnięta na kanapie.
Rarity zaczęła krzyczeć coraz głośniej, jednak, gdy czarny kuc przystawił jej ostrze noża sprężynowego do gardła, poczuła taki strach, że nieświadomie wstrzymała oddech. Do oczu napływały jej łzy, a mózg pracował na coraz wyższych obrotach.- CO MAM ROBIĆ, CO MAM ROBIĆ, CO MAM ROBIĆ?!- krzyczała w myślach.


Pytania:
1. Co ukrywa matka i siostra Rarity?
2. Czemu Emerald chce się z nią skontaktować?
3. Co ma zrobić projektantka, by wybrnąć z sytuacji?
Link do komentarza

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o

ODCINEK 6:BYŁO KIEDYŚ W PEWNYM MIEŚCIE WIELKIE PORUSZENIE...

Co działo się w poprzednim odcinku:....
-Ale leje! I te pioruny! Celestio dopomóż, chcę tylko bezpiecznie przebyć tę podróż, nic więcej. Naprawdę. Chcę tylko żyć dalej.
-No bez przesady, widzisz chyba, że wciąż trzymam kurs i nie zanosi się na to, żebym miała nagle stracić na wysokości, albo ulec kolizji z innym pegazem.
-Tere Fere! „Flightanic” rozbił się w podobną pogodę, a to była ogromna maszyna i do tego obsługiwana przez najlepsze pegazy. A wszyscy doskonale wiedzą, jak to się skończyło. Nikt nie zwrócił uwagi na tę czarną chmurę i piorun…
-Skończ z tym! To wcale nie pomaaa~gaaa!
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Patrz! Patrz tam! Widzę pierwsze budynki! Udało się, udało się!
-Fillydelphia? Nigdy wcześniej nie widziałam jej z lotu ptaka. Ależ się tu pozmieniało przez te 5 lat! Nie pamiętam tych wieżowców! O, i tego banku też tu wcześniej nie było! Tylko uważaj na tym zakręcie, tu ciągną się przewody wysokiego napięcia. Teraz skręć w lewo… a tu w prawo…
-Ile mam tak lecieć na wprost?
-Jak miniesz tę żółtą kamienicę, to skręć proszę w lewo.
-Dobrze lecę? To na pewno tutaj?
-Tak, to te przedmieścia. Może nie jestem już źrebięciem, ale z pamięcią u mnie całkiem dobrze. Jestem bardzo pamiętliwa.
-No co Ty nie powiesz…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Wielkie Nieba, Rarity! Jak Ty wyglądasz?! Wchodź szybko, bo zaraz się przeziębisz!
-Właściwie, to nie jestem sama, jest ze mną przyjaciółka, która mnie tu podwiozła. Nie ma się dokąd udać…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
- Dzięki tato, jesteś najlepszy…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wreszcie nastała noc, która nie była kolejną- od czasu „wypadku” na pokazie- nieprzespaną męczarnią. Nasza bohaterka właśnie kładła się spać w pokoju, który doskonale pamiętała z lat dziecinnych: średniej wielkości niebieski pokoik, z toaletką, biurkiem, na którym wciąż stoi jej pierwsza maszyna do szycia, otrzymana w dniu ósmych urodzin, cała półka zapełniona figurkami kucyków odzianymi w maleńkie stroje projektu Rarity, kilka regałów z książkami Stephena Mane, Aghaty Hoovstie, Katarzyny Gropony oraz wielu innych autorów, głównie piszących rozczulające romanse- oczywiście nie zapominając o „Obowiązkowych Pozycjach Szanującego Się Romantyka”, takich jak „ Broneo & Filliet”, „Duma i ukorzenie” czy „ Cierpienia młodego ogiera”, jeden model, którego zakupiła na początku liceum za pieniądze zarobione u miejscowej krawcowej, duże i barrrrdzo wygodne łóżko, przyozdobione granatową kapą i stosem mniejszych lub większych poduszek oraz dwuosobowa kanapa stojąca pod oknem, na której smacznie chrapała już umęczona trudami kilku dni Rainbow Dash. Projektantka miała na nią doskonały widok- wystarczyło, że przekręciła głowę w prawo, by zobaczyć rozczochraną czuprynę towarzyszki. Bardzo szybko zasnęła- ledwie co osuszyła się ręcznikiem i dopiła gorące kakao, które przyrządził jej ojciec Rarity, a już spała snem tak twardym, że wątpliwe było, by zbudziła się przez najbliższy tydzień, nie mówiąc już o zbliżającym się poranku.
-Niby już jej przebaczyłam, tak jak i Pinkie Pie, jestem jej wdzięczna za wszystko, co dla mnie bezinteresownie zrobiła i nadal robi, ale myślę, że nie będzie mi tak łatwo zapomnieć. Zwyczajnie wstydzę się tego, że jestem „gwiazdą” takiego faux pas, o którym wiedzą chyba wszystkie kuce w zachodniej części Equestrii.- pomyślała, nieświadomie tuląc się do swojej maskotki pluszowego kotka, Ruby. Po raz ostatni tej nocy spojrzała w okno i dostrzegła fragment księżycowej tarczy. Deszcz ,jak zwykle- no tak, teraz to było przecież rutyną, że woda lała się z nieba dniami i nocami- pukał monotonnie w szybę, rozmazując kontur podopiecznego Luny. Gałązki okazałego drzewa co i rusz uderzały w takt wodnej symfonii o parapet. Znużona klacz zamknęła oczy i przewróciła się na bok, zadowolona z faktu, że jest w ciepłym i bezpiecznym miejscu oraz sennie mamrocząc pod nosem o konieczności napisania listu do Fluttershy z informacją o jej stanie i miejscu przebywania oraz że Rainbow Dash przez jakiś czas zatrzyma się w Fillydelphii.
_____________________________________________________________
ŁUP! TOMP!
Dwa dźwięki zbudziły Rarity z przyjemnego- o dziwo!- snu, w którym na powrót była małą klaczką. Śniły jej się wakacje u babci, której nie widziała przez bardzo długi czas. Pamięta, jak świetnie się z nią bawiła. To właśnie babcia nauczyła ją piec najróżniejsze ciasta oraz wpoiła maniery, których Rarity do dziś stara się przestrzegać. Floral Fragrance zawsze potrafiła wspaniale zająć się wnuczką, wymyślając co i rusz nowe zabawy, które nie tylko rozbudzały wyobraźnię jednorożca, ale i sprawiały olbrzymią przyjemność. Uwielbiała bawić się z nią w teatr i tworzyć najróżniejsze kwiatki z bibuły, którymi potem ozdabiały cały dom.Czasem zabierała ją i Sweetie Belle do swojej własnej perfumerii, gdzie jeszcze wtedy przyszła projektantka miała okazję ćwiczyć wrażliwy węch i przy okazji uczyła się historii składników poszczególnych mieszanek. Gdyby choć część nauczycielek Rarity ze szkoły potrafiła opowiadać z taką pasją o zwykłych rzeczach… -Hmm, ciekawe, czy babcia prowadzi jeszcze swoją działalność, mama pewnie wie na ten temat więcej…
Teraz wypadało podnieść swą głowę i sprawdzić, co też jest źródłem donośnych dźwięków, które nie pozwoliły na dokończenie przyjemnego marzenia sennego. Drzwi do pokoju otworzyła Sweetie Belle i nieśmiało zaglądnęła do środka. Zmieniła się nieco od ostatniego spotkania. Nic w tym dziwnego, skoro widywały się tylko w urodziny najbliższych, wakacje i w Hearts Warming Eve. Przez pracę i pościg za karierą Rarity rzadko bywała w rodzinnym domu, jednak drzwi do jej butiku zawsze stały otworem dla ukochanej siostrzyczki i rodziców. Doskonale pamięta, gdy ta mała klacz wyparła się ich siostrzanej więzi- od tego momentu Rarity w miarę swych możliwości starała się być dla niej wzorem i podporą. Prawie dorównywała jej wzrostem, ale pozostała przy swojej dziecięcej fryzurze, która tylko dodawała jej wdzięku. Nie malowała się-"No cóż, Sweetie nie jest mną, nie musi robić tego, co ja, ale mogę jej podpowiedzieć, w czym byłoby jej do twarzy." Sweetie była już od dłuższego czasu szczęśliwą posiadaczką Cutie Marku w kształcie „ósemki”- małej, czarnej nutki, która dumnie prezentowała się na białym tle. Klacz uczęszczała już do szkoły średniej, a po ukończeniu marzyła jej się Akademia Muzyczna w Canterlocie.
-"Moja krew! Wybiera tylko to, co dla niej najlepsze. Canterlot jest wspaniałym miejscem do rozwoju. Do dziś mam sentyment do ich Akademii Sztuk Pięknych, w szczególności do pani profesor Silver, pomogła mi zorganizować swój pierwszy pokaz mody, to były czasy…"
-Hej Rarity! Tata wspomniał rano, że do nas przyjechałaś, więc chciałam się przywitać!- Sweetie spojrzała na kanapę, na której w nietuzinkowej pozie z otwartym pyszczkiem pochrapywała Rainbow Dash- Nie wspomniał jednak, że przywiozłaś kogoś ze sobą. To może ja wpadnę później…- powiedziała i już chciała zamykać drzwi, gdy zatrzymał ją głos starszej siostry:- Ależ skąd, Sweetie Belle! Nie krępuj się i wskakuj do łóżka jak za starych, dobrych czasów. Poopowiadasz swojej fantastycznej siostrze jak Ci się ostatnio układa- poklepała kopytkiem wolną stronę łóżka. Młodsza klacz uśmiechnęła się szeroko i jednym susem już była na wskazanym miejscu.
- Wiesz, Rarity… Najpierw było mi dość ciężko się tu zaaklimatyzować, ale teraz jestem jedną z rozpoznawalnych osób, no i nauka też nie idzie mi jakoś specjalnie ciężko. Tęsknię jednak za Applebloom i Scootaloo- z Applebloom spotykamy się od czasu do czasu w Ponyville no i regularnie piszemy do siebie listy, ale Scoots od czasu przyjęcia do Akademii Lotniczej Cloudsdale mało co się do nas odzywa. A jeszcze tak niedawno bawiłyśmy się razem po szkole i szukałyśmy swoich Cutie Marków.
-Kochanie, doskonale wiem, jak się czujesz. Pamiętasz Golden Dust, Millenium, Moon Shine i Flush Stroke?
-Tak, prawie codziennie przesiadywałyście u nas w domu, a w dodatku nie chciałyście mnie wpuszczać- mruknęła niechętnie klacz.
-Tak, ale wiesz dobrze jak bardzo irytujące potrafią być młodsze kucyki- pracowałaś już jako opiekunka do źrebiąt. Potrzebowałam nieco swobody, to wszystko.-
-Wiem, wiem, nie mam pretensji… Aż takich, ale na zawsze zapamiętam Twoje haniebne postępowanie, które przysporzyło mi tyle bólu i sprawiło, że zapadłam na ciężką depresję, czując się odrzucona i niepotrzebna. Być może w tym momencie odkryłam, że przeznaczony jest mi smutek i samotność- odpowiedziała.
Rarity zmierzyła skonfundowanym spojrzeniem swoją siostrę, która nie okazywała żadnych emocji. Po kilku sekundach roześmiała się jednak wesoło i szturchnęła fioletowo grzywą w bok. Ta też się rozchmurzyła i zmierzwiła fryzurę swojej rozmówczyni.
- Lekcje teatru to był definitywnie zły pomysł, kochanie. Teraz nie będę mieć zielonego pojęcia czy to, co mówisz jest prawdą, jesteś za dobra w te klocki.
- Prawdziwa gwiazda musi mieć wiele talentów, aby zalśnić przed całym światem- powiedziała Sweetie i odwróciła głowę w kierunku pegaza, który podczas swoich sennych przygód zsunął się razem z pościelą na ziemię, machając tylnim kopytkiem i mamrocząc.
-Czy ona zawsze ma taki twardy sen?
-Erm… powiedzmy, że na wszystkich Pijama Party kładzie się spać i wstaje ostatnia. Świt oznacza dla niej godzinę dwunastą w południe.
-Ranny z niej ptaszek, nie ma co…
-Hej, ładnie to obgadywać?- zapytał cyjanowy pegaz i otworzył jedno oko. Po chwili klacz wstała i podniosła kołdrę, która przypominała teraz bardziej mantykorowe posłanie.
-No proszę, tak to śpi jak zabita, ale wystarczy tylko wspomnieć o Rainbow Dash i PACH! Już się obudziła. A ładnie to podsłuchiwać?- zapytała Rarity delikatnie się uśmiechając. Rozmowę przerwał burczący brzuch Dashie, który w głośny sposób dał znać o swoich potrzebach.
-A właśnie! Śniadanie! Prawie zapomniałam! Jak już się doprowadzicie do porządku to zapraszam na dół do kuchni. Mama przygotowała istny szwedzki stół.
-Rainbow Dash, jeżeli chcesz skorzystać z łazienki, to możesz użyć mojej. Ja udam się do tej na piętrze. Spotykamy się przy stole- powiedziała Rarity, po czym udała się do stojącej toaletki i wzięła najpotrzebniejsze kosmetyki oraz szczotkę do włosów i rześkim krokiem zmierzała do drzwi znajdujących się na samym końcu korytarza. Dobre pół godziny zajęło jej przygotowania się do spotkania z rodzicami na dole. Klacz zeszła schodami wprost do salonu i udała się do jadalni połączonej z kuchnią.
-Witam wszy~stkich!- zakrzyknęła radośnie i zajęła miejsce między Sweetie a Rainbow. Naprzeciw niej siedział ojciec, czytając jak zwykle „Przegląd Equestriański”. Prenumerował tę gazetę chyba od początku świata, a przynajmniej odkąd pamiętała Rarity. Mama kończyła właśnie zmywać naczynia i usadowiła się obok męża. Rarity podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazywały jej roześmiane oczy pegaza: jedzenie. To prawda, mama zawsze potrafiła ze zwykłego posiłku zrobić istny majstersztyk. Na stole wylądowały chyba wszystkie pozycje śniadaniowe, jakie może zaoferować szanujący się lokal. Klacz sięgnęła po paterę z naleśnikami i dzbanek z świeżo zaparzoną kawą. Mmm… kawa z mlekiem i nutką cynamonu, jak mama ją dobrze znała. Sweetie standardowo zaczęła od miseczki płatków śniadaniowych Hornflakes a jej przyjaciółka nakładała właśnie jajecznicę , tworząc tym samym podparcie dla pokaźnej wielkości stosu przysmaków, które już teraz ledwo mieściły się na talerzu Rainbow.
-Mój malutki Diamenciku, jak Ci się powodzi w dużym świecie bez nas?- zapytała gospodyni i zaczęła spokojnie pałaszować muffinkę z jagodami.
-Mamo, nie przy gościach…- wycedziła przez zaciśnięte zęby klacz, wskazując oczami na dławiącą się ze śmiechu towarzyszkę.
-Ależ, nie ma się czego wstydzić, to naturalne, że rodzice zwracają się w ten sposób do swoich dzieci. Jak będziesz miała swoje…
-Tak, tak, wiem, mamo. Możemy pomówić o czymś innym niż moje życie uczuciowe? Dziękuję.
-Ptysiu, kiedy my naprawdę chcemy jak najlepiej dla Ciebie. Myślę, że Emerald wciąż żałuje, że nie dałaś mu drugiej szansy. To był taki dobry ogier, traktował Cię jak księżniczkę. Od czasu zerwania nie pojawiał się u nas, jednak od jakiegoś miesiąca regularnie do nas wpada. Nie chce jednak powiedzieć, co go trapi. Chciał napisać do Ciebie, ale twierdzi, że to zbyt osobiste.- dodał swoje trzy grosze Pan Domu, odkładając gazetę i chwytając swoją aurą gofra.
-Miałam swoje powody, by zakończyć tę znajomość. Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, bym musiała się wam tłumaczyć.
- Nie muszą się państwo martwić! Rarity jest w dobrych kopytkach, w Ponyville każdy ogier się za nią ogląda i traktuje z szacunkiem, proszę mi uwierzyć- powiedziała Rainbow, dokładając sobie gofrów.
-I wreszcie jakaś dobra wiadomość! Opowiedz nam z kim się spotykasz- powiedziała mama.
Zirytowana klacz przycisnęła kopytko do pyszczka i wydała zniecierpliwiony jęk. –Staram się skupić na swojej karierze jako projektantka, nie w głowie mi teraz związki i małżeństwo. Szczególnie teraz muszę pracować ciężej niż dotychczas.
-Za dużo czasu poświęcasz na pracę, całe życie ucieka Ci między kopytami. Kiedyś obudzisz się i stwierdzisz, że przegapiłaś ważny rozdział w swoim życiu, a nie chcę, by to nastąpiło, gdy będziesz już w sędziwym wieku.
-I to niby ja dramatyzuję…- szepnęła biała klacz
-Po kimś to masz- szepnął ogier, jednak przeszywający wzrok małżonki zachęcił go do skupienia się na posiłku. Jeszcze nigdy gofry nie wydawały mu się tak interesujące.
-No dobrze, skoro Panna Obrażalska nie chcę podjąć ze mną rozmowy, to może Ty mi coś o sobie opowiesz, Rainbow Dash? Znając moją zapracowaną córkę nie wie też, co dzieje się w miejscowości, w której mieszka, więc może opowiesz, co dzieje się w Ponyville?
-Niewiele, proszę pani. No, może poza ciągłym deszczem, ale u was widzę, że pogoda też nie daje za wygraną. A prywatnie jestem członkiem Wonderblots, wprawdzie znajduję się w rezerwie, ale Spitfire też tak zaczynała, więc jestem dobrej myśli.
-O, godne podziwu. A jak tam z życiem prywatnym?
-Eee…dobrze? Znaczy się, nikogo nie mam, znaczy się z nikim się nie spotykam na stałe, znaczy się…- widząc zmieszanie i pąs na twarzy współtowarzyszki, Rarity rzuciła tylko:- Owszem, ma kogoś na oku, ale nie są parą.
Podczas tej rozmowy Rarity zadziwiła dziwna nieśmiałość siostry, której kiedyś nie dało się uciszyć bez pomocy taśmy klejącej… albo karmelków. Widać było, że tematyka ta zupełnie jej nie odpowiada, mimo to projektantka postanowiła zadać jej pytanie, które nurtowało ją od pewnego czasu: -Powiedz, Sweetie, a jak tam u Ciebie z ogierami? Masz już kogoś? A może potrzebujesz rady starszej siostry? Wiesz, że chętnie pomogę.
-…
-Nie musisz się wstydzić, jeżeli nie masz specjalnej osoby, to z pewnością nie będzie to piętnowane- posłała wymowne spojrzenie w kierunku swojej matki, która na tę uwagę prychnęła.
-No, e, ja… to nie jest takie proste, bo ja no…
- Sweetie, rozmawiałyśmy już na ten temat. Hormony przez Ciebie przemawiają- powiedziała najstarsza klacz w towarzystwie.
-Zaraz? Czego nie chcesz mi powiedzieć, kochanie? Słucham uważnie.
-Nie, nic, mama ma rację, takie tam, głupstwa. Nikogo nie mam- klacz uniosła magią łyżkę i dosypała płatków.
-No dobra… jeżeli nie chcecie o tym rozmawiać, to nie, ale ewidentnie tu jest coś na rzeczy- powiedziała i wstała od stołu, zabierając ze sobą pusty talerz.
-Mamo, śniadanie było naprawdę przepyszne, jak zawsze zresztą. Świetnie gotujesz.
-To prawda psze pani! Jajecznica była boska, a te gofry? Niesamowite! Nie zapomnijmy też o naleśnikach i babeczkach, szczególnie te ostatnie…
-Tak, tak, tak, wiemy. Wybacz jej, ale przez żołądek łatwo trafić do jej serca, który- mam takie wrażenie- stanowi podstawową część Rainbow Dash. A teraz wybaczcie, ale muszę wyjść z domu i nie wiem kiedy wrócę.
Rainbow Dash bez entuzjazmu spojrzała na odziewającą się w płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze towarzyszkę. Czemu tak bardzo chce opuścić miejsce, gdzie jest sucho ciepło no i najważniejsze- dają dobrze jeść? Ohhh, powinna iść z nią, w końcu jest Elementem Lojalności, ale tak bardzo jej się nic nie chciało…
-Masz coś przeciw, jeśli pójdę z Tobą?
-Skąd! Zaczekaj chwilkę, tylko znajdę jakiś płaszcz dla Ciebie. Nie chcemy przecież, abyś się pochorowała. Uprzedzam jednak, że ta wycieczka trochę potrwa.
-Jupi…-burknęła
_____________________________________________________________
-A więc dokąd najpierw?
-Myślę, że zaczniemy od poczty, muszę zakupić parę rzeczy. Potem przejdziemy się w kilka starych kątów, a na końcu pokażę Ci Stare Miasto. Skoro już jesteśmy w Fillydelphii, to chociaż poznaj jej kwintesencję.
Klacze skręciły w jedną z krętych ulic i przeciskały się pomiędzy nieustannie śpieszącymi się przechodniami. Po pewnym czasie udało im się dotrzeć do olbrzymiego murowanego budynku. Rarity kupiła kilkanaście kopert i dwa razy więcej znaczków. Przy okazji nabyła też parę czasopism, długopisów i krzyżówkę (wszak trzeba dbać o rozwój intelektualny, nieprawdaż? Wciąż też nie wiedziała jak długo potrwa jej wizyta u krewnych, więc w razie czego musiała się zaopatrzyć w coś, co pozwoli jej być na bieżąco ze światem (światem mody również)). Schowała cały pakunek pod płaszcz i udały się na obiecany spacer. W zachodniej części miasta znajdował się mały, skromny salonik fryzjerski. Obie klacze weszły do środka i przerwały toczący się wywód na tematy damsko-męskie.
-Fringe, i ja jej mówię tak: Dobrze wiesz, że każdy ogier potrzebuje do szczęścia tylko trzech rzeczy. Po pierwsze…- mówiąca zielona klacz w średnim wieku zwróciła swoje oczy w kierunku drzwi, nad którymi wesoło pobrzmiewał mały dzwoneczek.- A niech mnie Luna kopnie, jak to nie nasza mała ulubienica!
-Kto, Bun? – zaskrzeczała jej artretyczno- błękitna rozmówczyni.
-Wnuczka DF. Ta, co w 98’ przewróciła Twój ulubiony wazon, a ten upadł na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak. Tak się wtedy przestraszyłam, że niechcący zgoliłam klientowi całego wąsa. Ależ był wtedy nam nie zły!- zaśmiała się Bun.
-Moją wazę z Dynastii Pink? Ty nieusłuchana pannico, już ja Ci wymierzę karę za wybryki, tym razem babcia już Cię nie uratuje!- starsza pani ze srogą miną podeszła z wolna do Rarity, jednak złapała w swoim silnym, pomimo sędziwego wieku, uścisku i długo tuliła, chwaląc jej wygląd i osiągnięcia.- Moja Milusiu, tyle Cię nie widziałam. Babcia wciąż wpada do nas i opowiada o Tobie. Musisz ją odwiedzić, bardzo się za Tobą stęskniła. A może już to zrobiłaś?- zapytała.
-Nie, przyjechałam( właściwie to „przyleciałam”, ale nie będę się wdawać w zbędne szczegóły) wczoraj wieczorem i dopiero dziś zamierzam odwiedzić wszystkie bliskie mi osoby.
-OOOOH, słyszałaś, Bun? Uważa nas za bliskie jej osoby, czyż to nie urocze?- odezwała się Fringe, tarmosząc policzek Rairty, który pod wpływem nacisku lekko się zaróżowił.
-Tak samo urocza, jak ta młodsza. One to mają we krwi.
-Double F zagwarantowała im całkiem niezłe geny.
-Double F?- szepnęła na ucho Rainbow Dash.
-Floral Fragrance, moja babcia. Wolą mówić na nią Double F, bo ze sztuczną szczęką ciężko powiedzieć „Fragrance”- odpowiedziała Rarity.
-Ach, to już wszystko jasne. Dobrze, że Ty masz krótkie imię, nie będę musiała się zbytnio na starość męczyć.
- Cieszę się Twoim szczęściem, doprawdy.
-A pannica za Tobą to ktoś z rodziny?- zapytała Bun, przecierając okulary.
-Właściwie, to można by tak to ująć- odrzekła Rarity, zachęcając Rainbow do przesunięcia się odrobinę do przodu, by dwie panie mogły jej się lepiej przyjrzeć. I wtedy się zaczęło:
-No kto by pomyślał, że zięciu Double F gustuje w pegazach…
-Cicha woda brzegi rwie, jak to powiadają, Bun.
-Ale żeby aż tak zmieniać swoje upodobania? To co teraz, alicorny?
-Ło ho ho, no to by było ciekawe. O ile może u tej starszej miałby szansę, w końcu sama należy do tych starszych…
-Chciałaś powiedzieć „starożytnych”, Fringe.
-Dzięki niej nie musimy mieć kompleksu wieku, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie od nas starszy.
-Ale wiesz, ja to bym chciała mieć w jej wieku taki zadek, no i te nogi! Jak ona stała w kolejce po zabójczy wygląd, to ja chyba stałam w tej po kebaba.
-Prędzej w tej do gastrologa, bo kapusta nie wpływa na Ciebie najlepiej.
Rozmówki ciągnęły by się jeszcze dłużej, gdyby nie Rarity, która uściśliła, że Rainbow jest dla niej jak siostra, jednak nie jest BIOLOGICZNĄ siostrą ( choć może to i lepiej, jednak nie czas na rozmyślanie). Klacze zaparzyły wrzątku i zaprosiły na herbatkę.
_____________________________________________________________
Cała gromadka spędziła dobre dwie godziny na wspominkach: Rarity zadowolona z miłego towarzystwa, Rainbow z odpoczynku i chwili odetchnienia od miernej pogody. Chcąc nie chcąc dowiedziała się wielu rzeczy z życia Rarity i jej krewnych. Poznała chyba przy okazji historię Equestrii od średniowiecza (choć może lepiej je nazwać „latami młodości” Bun i Fringe) po dzieje współczesne. Jedne historyjki były całkiem ciekawe, inne powodowały, że najchętniej zasnęłaby na fryzjerskiej skórzanej kanapie. –„Te dwie dobrały się jak w korcu maku…” -pomyślała.- „ Aż dziwne, że pracują już ponad pięćdziesiąt lat w jednym zakładzie i wciąż nie zamierzają zamykać. To się nazywa prawdziwa pasja…”- uśmiechnęła się do swoich myśli. Przytulny salonik działał na nią kojąco i pozwalał zapomnieć o niedawnych wydarzeniach, w które Rainbow Dash się wpakowała (a raczej została wpakowana). Myśleliście, że jej największym problemem było podarcie sukienki?- nie. Owszem, odzyskanie Rarity było jednym z najważniejszych zadań, jakie postawiła sama przed sobą, ale było też coś, co sprawiało, że nie chciała wracać ani do Ponyville ani tym bardziej do Cloudsdale, gdzie praktycznie nie miałaby życia. Nie mogła jednak powiedzieć niczego jednorożcowi- odrzucenie i niezrozumienie zniszczyłoby ją jeszcze bardziej. Już i tak jest wrakiem kucyka.
Z rozmyślań wyrwał ją odgłos powstającej z fotela Rarity, która zaczęła się żegnać i po tysiąckroć obiecywać, że znów odwiedzi salonik i to prędzej niż za pięć długich lat. Ku uciesze pegaza, dostały nawet trochę ciasteczek z marmoladą- „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”- pomyślała, chwytając jedno i pośpiesznie zakładając płaszcz.
_____________________________________________________________
Biała klacz prowadziła przyjaciółkę klimatycznymi brukowanymi uliczkami, co i rusz pokazując stare, zabytkowe kamienice i opowiadając ich tajemnice. Rainbow była pod wrażeniem, że z pozoru skupiona tylko na igle i nitce projektantka potrafi zapamiętać aż tyle o swoim mieście. Czy ona byłaby w stanie opowiedzieć aż tyle o rodzinnym Cloudsdale? Raczej nie, choć raz już robiła za przewodnika pozostałym przyjaciółkom. To właśnie tego dnia uratowała Rarity po raz pierwszy i już wtedy czuła, że nie ostatni.
Jeżeli ktoś z was był już w Fillydelphii, to na pewno pamięta, jakie to olbrzymie miasto robi wrażenie na każdym turyście. Tworzy ono niesamowity klimat, a przeplatanie współczesności (wieżowców, banków, siedzib korporacji) i przeszłości (trzy mosty: Generała ManeRoda, Wszystkich Wpaniałych i Most Ku-Wieczności, ratusz i wiele, wiele innych budynków, płaskorzeźb i pomników) udało się jak mało któremu miastu. Nic dziwnego, że kobaltowo grzywa tak dobrze czuła się w Canterlocie- Fillydelphia przypominała nieco tamte strony, choć oba miejsca dzieliła pokaźna odległość. Właśnie przechodziły przez centralną część miasta- Most Ku-Wieczności, o nazwie którego krążyły dwie historie: Oficjalna mówiła o tym, że kucyki po zbudowaniu tego mostu nazwały go w ten sposób, gdyż przekroczenie tak rozległej rzeki, jaką jest Watergate należało do nie lada wyczynów, jak na tamte czasy. Pionierzy od zawsze marzyli o przekroczeniu Watergate, której drugi brzeg zachęcał niezliczonymi łąkami i bujną roślinnością, której potrzebowali pierwsi osadnicy. Teraz drugi brzeg zdobią głównie małe księgarnie, kawiarnie i centra handlowe (dla których pewnie do dziś wszystkie kucyki podążają Ku-Wieczności… spędzonej w galeriach i butikach). Druga, nieco mniej optymistyczna zakłada, że most był przez te wszystkie stulecia niemym świadkiem samobójstw zdesperowanych kucyków, które pragnęły wiecznego odpoczynku od trosk, wojen terytorialnych odbywających się tu przez wieki i nieszczęśliwych miłostek. Most stał się także sławny przez fakt, że sam Dzidzic grodu Fillydelphii skoczył z niego do rzeki, gdy dowiedział się, że jego ukochaną porwał Władca Gryfów, a następnie uwięził i zagłodził na śmierć.
-Rarity, a może teraz opowiesz coś weselszego, od tak, dla poprawienia nastroju?- powiedziała magentooka chłopczyca.
- Mogę opowiedzieć Ci historię legendarnego zwycięstwa mieszkańców Fillydelphii w konflikcie Zachów-Wschód. Dzięki odwadze i przebiegłości Generała ManeRoda, Zachód nie dość, że musiał skapitulować, to jeszcze zbudował nam w ramach zadośćuczynienia dwa pozostałe mosty i jeszcze oddał pełno ziemi. Jego pomnik stoi gdzieś niedaleko, zaraz Ci go pokażę. Wszystko zaczęło się w roku 1718, gdy…- opowieść trwała i trwała, ale Rainbow uwielbiała tematykę sporów i zbrojnych starć (dlatego między innymi tak bardzo pragnęła zagrać w przedstawieniu), więc słuchała z rosnącym zainteresowaniem.- „Jeżeli Rarity nie wyjdzie praca w świecie mody, to powinna robić za przewodnika, ma do tego talent”.-
Potem odwiedziły kamienny ratusz, Dzwonnicę, z której podziwiały panoramę miasta, Dom Kultury Fillydelphii, Bramę Equestiańską i ulubioną część miasta Rarity- Lochy Królowej Desiree, które ani trochę nie przypominały teraz lochów- podziemia miasta mogły pochwalić się teraz licznymi kawiarniami, pubami, dyskotekami, Zakątkiem Poezji, który w sobotnie wieczory organizował występy młodych poetów, a także klubami z muzyką R’n B, Soul, Jazz i alternatywną. Gdyby porównać do czegoś te Lochy, to można by je określić mianem serca miasta, tętniącego świeżą energią młodych kucyków, żyjącymi marzeniami i chwytającymi każdy dzień za rogi. Tu też Rarity poznała Emeralda, swojego ex-chłopaka, z którym definitywnie nie chciała mieć już nic wspólnego.
Zakończeniem dzisiejszej wycieczki miała być wizyta w kawiarni „ Lighting Blue”, która serwowała wspaniałą mrożoną kawę z lodami. Obie zajęły miejsce przy stoliku w zaciemnionym kącie i zamówiły interesujące je pozycje z karty. Z głośników sączyła się delikatna muzyka, a pyszczki oświetlała waniliowa świeczka.
-Uwielbiam to miejsce- zaczęła Rairty- Zawsze tu przychodziłam, jak chciałam się odstresować. W szkole średniej nie znałam jeszcze potęgi SPA, ale uważam, że kawa i lody mogą wyciągnąć z dołka.- zachichotała.
-No, jest w porządku, ale dla mnie zbyt…- zawahała się rozmówczyni.
-Zbyt „dziewczyńskie", kochanie? To chciałaś powiedzieć?- dokończyła za nią Rairty.
-Właśnie, dzięki. To miejsce stało by się o dwadzieścia procent bardziej wyluzowane, gdyby pozbyli się tych świeczek, te firanki też dziwacznie wyglądają…
_____________________________________________________________
Dochodziła godzina dziesiąta wieczorem, a klacze rozmawiały o wszystkim ,co im ślina na język przyniosła. W pewnym momencie Rainbow wpadła na pomysł, który nie przypadł jednak do gustu projektantce:- Rare, a może pójdziemy na jakieś piwko, czy coś? Mijałyśmy pub, w którym będziemy się mogły świetnie zabawić. Spędziłyśmy tu już dużo czasu, teraz możemy go spędzić w moim stylu.
-Dobrze rozumiem? Chcesz iść w podejrzane miejsce pełne nieznajomych typków spod ciemnej gwiazdy, pić alkohol i wąchać papierosowy dym?
-Tak, to właśnie chciałam powiedzieć. A teraz płacimy i zmywamy Się do „Dolphin’s Pride”!- zakrzyknęła entuzjastycznie lotniczka.
-Niech Ci będzie, w końcu jesteś moim gościem…
_____________________________________________________________
„Dolphin’s Pride” nie było tak szemranym miejscem, jak na początku sądziła właścicielka diamentowego Cutie Marku. Owszem, dym był wciąż wyczuwalny, ale starsze ogiery były bardziej zajęte sobą, aniżeli dwójką obcych. Wystrój utrzymywany był w żółto-niebieskich barwach, a na ścianach dumnie prezentowały się szale miejscowej drużyny. Kilka wycinków z gazet o mistrzostwach z czasów, gdy zdjęcia były jeszcze czarno-białe, podobizny najlepszych zawodników, tarcze do rzutków i olbrzymi napis „DO BOU DELFINY!” to wszystko, co zdobiło to miejsce. Żadnych firanek, żadnych kwiatków doniczkowych, nic, co mogłoby wskazywać na istnienie płci pięknej w tym oceanie samczyzny. Zaczęło się niewinnie- Rainbow zamówiła jedno piwko, tak jak i Rarity. Co zdarzyło się później, bo koło dwunastej w nocy, wpłynie na to, czy obydwie ujrzą jeszcze kiedyś wschód Słońca…
_____________________________________________________________
-HIC! Nie było tego aż tak…dużo, Rarrr, to tylko kilka…naście pi -HIC!-iiiw, no i troszkę wódeczkiii dla wątróbeczkiiii~ HIC!-
-Rajbo… Rambooo… Dash… mamy już doźć, ja sma czuję, że na dziź wystajczyyy. Czaz płaci- HIC!-pardon, płaźić i wynosić się do domuuu…
-Wie…sz, zanim pójdziemy do domku, to…chcę Ci powiezieć, że chyba wim, skąd ten deszcz, ta caaaa~ła woda.
-Skąd?- zapytała zaciekawiona Rarity.
-Bo wizisz, to… wdech, wydech… to moja wina… Częździowo ja to zrobiłam, gdy wpadłam do budyniu…budynku centrum tworzenia pogo..dy. Yyy, tak. A tam były te kuce, one coś przestawiły i uciekły, a zaaaanim wstałam, to ochro-HIC!-na dorwała mnie, ledwo uciekłam. A leziałam tak sziiiibko, że fotoradar musiał zrobić mi miejsce…to znaczy zdjęcie.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi tego w-częsniej, co? Musim-HIC!-y to ja~koś odkręcić.-„ A w głowie kręci mi się już coraz bardziej”-pomyślała.
-A może jeszcze jeden kielisz-HIC!-eczek , tak dla równo~wagiii, w końcu kucyk ma aż…cztery? Kopyta…
-Nie, dość, idziemy…- klaczka zatoczyła się i wyprostowała, strzepując kurz z barku i poprawiając swoją fryzurę, która wciąż wyglądała niesamowicie.
W tym momencie do stolika podeszły dwa wysokie i dobrze zbudowane ogiery: jeden z nich miał czarną sierść i siwą grzywę, drugi brązową grzywę i żółtą sierść. Cutie Marki nie były zbyt łatwe do rozpoznania, gdyż procenty już dawały o sobie znać. Czarny jegomość objął kopytkiem Rarity i uśmiechnął się zawadiacko, obnażając krzywe i pożółkłe od papierosów zębiska.
-Cześć laluniu! Szukasz okazji do zabawy? Już nie musisz, jak pójdziecie z nami, to zapewnimy wam wszystko, czego potrzebujecie…
-O, koleżanka też niczego sobie! Weźmiemy was dwie pod swoją opiekę, zadowolenie gwarantowane, albo zwrot pieniędzy- zażartował jego towarzysz.
-Nie dziękuję. Może jestem le…kko poch…do…podchmielona, ale nie zamierzam nigdzie z Wmi iźć, Au Revoir…
- I hasta la pasta, bejbe!- dorzuciła od siebie Rainbow, wychylając głowę zza pleców jednorożca.
-O nie, kiedy my nalegamy…-rzekł nachalnie jeden z ogierów i chwycił za kopyto Rarity, ciągnąc ją w stronę drzwi.
-NIE! POWIEDZIAAAAŁAM NIJEEE! PUŚDŹ MNIE TY PASKUDNY OBECHU!- wyrywała się najlepiej, jak potrafiła, jednak była zbyt słaba, by móc dać radę komuś tak wielkiemu i barczystemu.
- Czekaj na mnie Bart, wezmę ze sobą tę drugą.- drugi kucyk sięgnął po Rainbow Dash, która leżała już wyciągnięta na kanapie.
Rarity zaczęła krzyczeć coraz głośniej, jednak, gdy czarny kuc zatkał jej pyszczek swoim kopytem, poczuła taki strach, że nieświadomie wstrzymała oddech. Do oczu napływały jej łzy, a mózg pracował na coraz wyższych obrotach.- "CO MAM ROBIĆ, CO MAM ROBIĆ, CO MAM ROBIĆ?!"- krzyczała w myślach.


Pytania:
1. Co ukrywa matka i siostra Rarity?
2. Czemu Emerald chce się z nią skontaktować?
3. Co ma zrobić projektantka, by wybrnąć z sytuacji?
Link do komentarza

Epicka ściana tekstu! Uwielbiam Twoje żarty, w tak prosty i subtelny sposób wplecione w całość i urozmaicające zacną lekturę.

Acz do rzeczy, odpowiedzi!

1. Czyżby Sweetie Belle miała chłopaka, który odwiedził Most Ku-Wieczności? Jest chory? Rzucił ją? A może dziwnie się czuła w temacie ogierów? Tyle możliwości...

2. Najpewniej rzuciła go już ta setna, więc czas wypłakać się na ramieniu tej Najlepiej Wspominanej ^^

3. Hm... I tu mamy problem. Jak pijany jednorożec ma stawić opór kibolowi Dolphinów? Proponowałbym solidny kopniak między nogi. Kopytne znane są z siły w tylnych kopytach, więc jegomość ćwierkać będzie, jak skowronek.

Ewentualnie może spróbować użyć magii, by się z nimi rozprawić. Jakaś telekineza, czy bardziej twórczy czar... Użyje kamieni, by ich ostrzelać?

ni wiem, na prawdę...

I czekam na kontynuację!

Link do komentarza
  • 2 weeks later...

Rzadko żałuję, że Rarcia jest tak elitarna, ale gdy coś tak dobrego ma po dwóch tygodniach tylko jedną odpowiedź... To jedna z tych chwili.

Czyżby Sweetie zaczęła spotykać się z Emeraldem, ale nie wiedzą, jak to przekazać Rarci, i boją się, że będzie zazdrosna? I dlatego biedny, odrzucony kochanek musi się z nią skontaktować, chociaż to raczej pretekst, żeby móc spędzać w domu Sweetie wystarczająco czasu, żeby dać się poznać ojcu, a w rezultacie nie dostać w zęby podczas coming-outu czarnej polewki.

Jak ma wybrnąć z sytuacji... Gdyby była AJ, wystarczyłby kopniak w rodzinne klejnoty, ale jednorożec nawet bronić się winien z klasą, więc raczej telekineza.

W każdym razie, szlachta czeka na więcej!

Link do komentarza

No cóż... co można by tu wymyślić inaczej od Tarretha. Jakoś nic nie przychodzi mi do głowy, może z powodu godziny o której piszę tego posta, ale chyba wiem co mogłaby spróbować zrobić Rarity. Może po prostu jakąś butelką dać tym dwóm ogierom po łbie. Co prawda jest w takim w stanie, że może mieć problemy z wycelowaniem, ale kto wie, może się uda?

Link do komentarza

No nareszcie robi się klimatycznie. Ale taka ściana tekstu może porządnie odstraszać użytkowników. Zabawa dla wytrwałych! :raritylaugh: 1. Sweetie i mamusia co mogą ukrywać, raczej chyba nic. Czyżby młodsza siostra tak szybko dorosła i poznała jakiegoś rumaka :flutterblush: w szkole, który zdobył jej serce i chcą patatajać w wspólnym kierunku razem. Ale będę inny. Sweetie raczej jest za słodka i takie tematy jak u każdej nastolatki wywołują rumieńce. Odskoczę od tego swoimi przemyśleniami. Klaczka po prostu wyprowadza się do Canterlotu, jej talent jest już szybko rozpoznawany co przynosi jej ogromną sławę, która powoli dociera do dalszych mieścinek. 2. Szkoda, że od miesiąca, tak bym mógł myśleć, iż odwiedziny są po to aby dowiedzieć się coś o Rarity i jej problemach na jakie natrafiła podczas tego nieszczęśliwego pokazu. Ale znając Rarity z tego całego Emeralda może być "pajac" , coś na kształt księcia Blueblood'a lub po prostu chodziło mu o jedno, dorwać najpiękniejszą z miasta i oznajmiać wszystkim, że jest kimś. A co za tym idzie ( aż mi się nie chce o tym myśleć ) chciał się z nią zabawić. 3. Tutaj, o tak ( będzie krew, łamane gnaty hyhy - nie, tak na spokojnie ) Rarity mimo tego, że wszyscy z niej robią słodką paniusie, nie wyłapują z kreskówki, że mogła wcześniej uczęszczać na kursy samoobrony. Skąd taka klacz mogła by znać cios z pół obrotu któremu nawet Chuck by mógł pozazdrościć ;) Jak i poza do ataku z odcinka o Spike'u. Ale wracając do realiów. Magia, na stole pełno butelek i przepiękne pole do popisu jak i do możliwości wszczęcia burdy w pubie. Wiadomo jacy są mężczyźni. Jest jeszcze jedna możliwość. Procenty dają znać. Uratuje je pewien już wspomniany ogier Emerald, który od pewnego czasu śledził je gdy przybyły do miasta. ( Wieści szybko się rozchodzą ) Może wcale nie jest z niego du... Ale ma coś co mnie niepokoi. Lub nie potrafił zapewnić Rarity tego co potrzebowała.

Link do komentarza

Każdy z Szanownych Panów powiedział coś ciekawego- jak znajdę chwilę to zabieram się za pisanie ;3 Cartoon Tiger- cóż, telenowela ma to do siebie, że jest nieskończenie długa (patrz: Moda na sukces). Dla wytrwałych? I owszem, ale postaram się uprzyjemnić lekturę najlepiej, jak tylko potrafię. Ostrzegam jedynie, że z braku nowych ficków o Rarity utworzę tu własną Diamentową Epopeję :raritylaugh:

Link do komentarza
  • 2 weeks later...

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o

ODCINEK 7:JAKI TU SPOKÓJ, NA NA NA NA...
Co działo się w poprzednim odcinku:....
-Witam wszy~stkich!-
-Mój malutki Diamenciku, jak Ci się powodzi w dużym świecie bez nas?-
-Mamo, nie przy gościach…-
-Ależ, nie ma się czego wstydzić, to naturalne, że rodzice zwracają się w ten sposób do swoich dzieci. Jak będziesz miała swoje…
-Tak, tak, wiem, mamo. Możemy pomówić o czymś innym niż moje życie uczuciowe? Dziękuję.
-Ptysiu, kiedy my naprawdę chcemy jak najlepiej dla Ciebie. Myślę, że Emerald wciąż żałuje, że nie dałaś mu drugiej szansy. To był taki dobry ogier, traktował Cię jak księżniczkę. Od czasu zerwania nie pojawiał się u nas, jednak od jakiegoś miesiąca regularnie do nas wpada. Nie chce jednak powiedzieć, co go trapi. Chciał napisać do Ciebie, ale twierdzi, że to zbyt osobiste.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Powiedz, Sweetie, a jak tam u Ciebie z ogierami? Masz już kogoś? A może potrzebujesz rady starszej siostry? Wiesz, że chętnie pomogę.
-…
-Nie musisz się wstydzić, jeżeli nie masz specjalnej osoby, to z pewnością nie będzie to piętnowane- posłała wymowne spojrzenie w kierunku swojej matki, która na tę uwagę prychnęła.
-No, e, ja… to nie jest takie proste, bo ja no…
- Sweetie, rozmawiałyśmy już na ten temat. Hormony przez Ciebie przemawiają- powiedziała najstarsza klacz w towarzystwie.
-Zaraz? Czego nie chcesz mi powiedzieć, kochanie? Słucham uważnie.
-Nie, nic, mama ma rację, takie tam, głupstwa. Nikogo nie mam.-
-No dobra… jeżeli nie chcecie o tym rozmawiać, to nie, ale ewidentnie tu jest coś na rzeczy.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-A więc dokąd najpierw?
-Myślę, że zaczniemy od poczty, muszę zakupić parę rzeczy. Potem przejdziemy się w kilka starych kątów, a na końcu pokażę Ci Stare Miasto. Skoro już jesteśmy w Fillydelphii, to chociaż poznaj jej kwintesencję.
-Fringe, i ja jej mówię tak: Dobrze wiesz, że każdy ogier potrzebuje do szczęścia tylko trzech rzeczy. Po pierwsze…-
- A niech mnie Luna kopnie, jak to nie nasza mała ulubienica!
-Kto, Bun?
-Wnuczka DF. Ta, co w 98’ przewróciła Twój ulubiony wazon, a ten upadł na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak. Tak się wtedy przestraszyłam, że niechcący zgoliłam klientowi całego wąsa. Ależ był wtedy nam nie zły!-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Uwielbiam to miejsce-
-No, jest w porządku, ale dla mnie zbyt…-
-Zbyt „dziewczyńskie", kochanie? To chciałaś powiedzieć?-
-Właśnie, dzięki. To miejsce stało by się o dwadzieścia procent bardziej wyluzowane, gdyby pozbyli się tych świeczek, te firanki też dziwacznie wyglądają…
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Nie dziękuję. Może jestem le…kko poch…do…podchmielona, ale nie zamierzam nigdzie z Wmi iźć, Au Revoir…
- I hasta la pasta, bejbe!-
-O nie, kiedy my nalegamy…
-NIE! POWIEDZIAAAAŁAM NIJEEE! PUŚDŹ MNIE TY PASKUDNY OBECHU!-
- Czekaj na mnie Bart, wezmę ze sobą tę drugą.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Olbrzymi ogier nie zamierzał ustępować delikatnej klaczy, a jej zaprawione alkoholem groźby, a potem prośby nie robiły na nim żadnego wrażenia. Rarity była przerażona perspektywą pozostania sam na sam z tym prostakiem i jego kumplem ćwierć-mózgiem, bo pół-mózg to w jego wypadku było by komplementem i marnotrawstwem takiego dobra, jak centralny układ nerwowy. W przypadku Luke’a- czyli Left Hooka mózg odpowiadał za trzy funkcje: picie, plucie i bicie się. Bardziej wysublimowany flirt mógłby mu spalić obie półkule (zakładając jednak, że takie posiada, co już w tej chwili wydaje się być pojęciem abstrakcyjnym). Nawet półprzytomna od etanolowego uścisku klacz miała nad nim przewagę intelektualną- pytanie tylko, czy dlatego, że Rarity cechowała się niezwykłą ostrością umysłu czy może dlatego, że Luke był najzwyczajniej w świecie głupi jak stodoła.
-Bart, gdzie je zabieramy?
-Jak to gdzie, imbecylu, do naszej meliny!- czarny ogier zwrócił się teraz do zapierającej się w miarę możliwości klaczki- Może to nie królewskie komnaty, do których jesteś przyzwyczajona, ale poczujesz się jak księżniczka, ciziu. Masz słowo swojego rycerza!- zamaszystym gestem uderzył się w pierś.
-Kurde Bart, jak Ty to robisz, że potrafisz walnąć od niechcenia taką gadkę?
-Trening Luke, trening. Sam spróbuj, może wreszcie coś Ci się uda.
Żółty kuc podniósł bezwładną Rainbow i odwrócił jej bełkoczącą głowę w swoją stronę, biorąc olbrzymi wdech gęstego od nikotyny powietrza, po czym rzekł:
-Mała, nie zabieram Cię do kościoła, ale i tak dziś wieczorem będziesz wzywać Boga głośniej, niż kiedykolwiek.- - Jak mi poszło?- zapytał swojego mentora.
-No, całkiem całkiem, jak na początek da się znieść.-
Rarity poczuła silne skurcze na dnie żołądka. Nie była pewna, czy mdłości zawdzięcza nadmiarowi alkoholu, czy też zasłyszanemu przed chwilą taniemu tekstowi na podryw. A może to przez jedno i drugie. Nieco otrzeźwiona przez stres i ulatujący z jej ciała alkohol, Rarity postanowiła podjąć walkę o swoją wolność i nietykalność cielesną (dosłownie jak i w przenośni). Klacz dostrzegła kątem oka zielony ręcznik do naczyń barmana i pochwyciła chwiejącą się aurą. Może nie była ona w wyśmienitym stanie, ale wciąż całkiem użyteczna. Następnie skierowała magię na siebie i ściągnęła czerwoną chustkę, oplatającą alabastrową szyję, na której z łatwością można było wyczuć szalejący puls, napędzany przez bijące mocno jak mosiądzowy dzwon serce. Zgrabnym ruchem przewiązała oba materiały i przełożyła swojemu „rycerzowi” przez głowę. Poczuła, że jest w stanie znów wysławiać się w zrozumiały sposób, nie zniekształcając przy tym wyrazów. Przećwiczyła w myślach parę razy kwestię, którą zamierzała wypowiedzieć i skupiła się na ratowaniu ośmiu liter- swoich czterech i tęczowych literach towarzyszki –„Teraz najważniejsza część planu: …Celestio miej mnie w swej opiece, albowiem nie wiem, co czynię.”- jednorożec przymknął oczy i zmusił się do najgłośniejszego krzyku: -JAK MOŻESZ TWIERDZIĆ, ŻE DELFINY ZDOBYŁY PIERWSZE MIEJSCE W OGÓLNOEQUESTRIAŃSKIM PUCHARZE, BO ZALICZONO IM NIESŁUSZNIE BRAMKĘ W FINALE Z MANEHATTAN MOOSES?! TWIERDZISZ, ŻE DELFINY SĄ OSZUSTAMI?! A TERAZ ŚMIESZ PODRYWAĆ ICH DZIEWCZYNY?!-
Efekt został osiągnięty. Oczy wszystkich zgromadzonych w barze ogierów skierowały się na dwójkę wyrostków, stojących w progu. Jeden z nich miał na sobie czerwono-zielone barwy Łosi, o czym sam przekonał się dopiero w momencie, gdy zobaczył swoje odbicie w metalowym obiciu baru. Część Delfinów w grobowej ciszy zaczęła podnosić się z miejsc, nie spuszczając wzroku z dwóch przybyłych, marszcząc brwi i kręcąc z dezaprobatą głową. Panowie jednorożce ujęli w swoje aury długie i w miarę twarde przedmioty. Na twarz Rarity wkradł się mały i szatański uśmieszek, z którego sama Nightmare Moon była by dumna.- „Jeszcze tylko mały bodziec na zachętę…” –pod wpływem impulsu klacz sięgnęła po pustą butelkę po Equestriańskiej Wódce i z całej siły robiła ją na głowie Barta, poprzedzając całe wydarzenie krótkim okrzykiem „DO BOJU DELFINY!” na który niczym wycie psów gończych ozwał się chóralny okrzyk tratujących wszystko na swojej drodze żółto-niebieskich. Rozpoczął się prawdziwy Armagedon. Najpierw w ruch poszły stoły: podnoszone na znak siły i frustracji Delfinów wzbijały się w powietrze jak młode jaskółki i z impetem lądowały w najróżniejszych zakątkach sali i w niefortunnych pozycjach, co przyczyniało się do łamania i dewastowania wszystkiego wokół. Nadgorliwcy posuwali się nawet do łamania nóg krzeseł, by zdobyć „broń” i ukarać intruzów. W ferworze walki doszło nawet do tego, że szklanki i wszystko, czego barman nie zdążył ukryć, ewakuując się chwilę przed pseudo bohaterskim czynem fioletwogrzywej, posłużyło za granaty odłamkowe. Zabawa zaczęła się na dobre i nie było z niej odwrotu. Front skierował się dziarskim krokiem na dwójkę nieznajomych, a czerwono-zielone barwy dosłownie doprowadzały zebranych do furii. Rarity przezornie przeprowadziła (choć może powinnam użyć słowa: przeciągnęła?) Rainbow Dash na sam koniec lokalu, chowając ją i samą siebie pod stolikiem, przewracając również sąsiedni, który od tej pory miał służyć za ewentualną barykadę. W ten oto sposób powstał drewniany „bunkier”, który musiał znieść odbijające się od jego powierzchni szklanki, krzesła, żyrandole, cielska rzekomych Łosi a nawet telewizor, który sunął po powierzchni stołu jak po lodzie, roztrzaskując się z hukiem o kamienną posadzkę. A co! Jak się bawić, to na całego! Zamieszanie trwało jeszcze dość długo, a rozmówki męsko-męskie były tak obfite w przekleństwa, jak suknie Rarity w kolorowe kamienie szlachetne. Jednorożca zadziwiał fakt, że każde z nich służyło za epitet, metaforę, rzeczownik i czasownik. Jednocześnie.
Szarża uspokoiła się dopiero, gdy kibice usłyszeli znajomy dźwięk zbliżających się Narodowych Służb Porządkowych. Jako, że żaden z jegomościów nie chciał spędzić nocy- lub i kilku lat w miejscowym więzieniu z kolejnym niechlubnym wpisem do swoich „papierów”, to hałaśliwy lumpenproletariat rozbiegł się we wszystkich kierunkach tak szybko, jak się pojawił. Niektórym członkom krucjaty nie dane jednak było powrócić z tarczą- zamiast tego umęczeni, z poczuciem wypełnionej misji i okuci w srebrne bransolety powolnym krokiem skierowali się w kierunku komisariatu.
-Teraz już wiem, dlaczego mają tu tak mało mebli i dodatków. Gdyby było ich odrobinę więcej, to bar ucierpiałby w znacznie większym stopniu.-stwierdziła Rarity wstając spod stołu i otrzepując białe futerko z kurzu.- Stoły i krzesła powinny być przytwierdzane metalowymi śrubami na stałe do podłogi. Rainbow, żyjesz?- zapytała gramolącą się towarzyszkę niedoli.
-To-by-ło-NIE-SA-MO-WITE! Ale jazda! Gdybym tylko miała więcej siły, to sama bym dołączyła do tej epickiej bitki! Uwielbiam Fillydelphię!- to zdawało się mówić zacięte spojrzenie Rainbow, jednak z ust wydobyło się tylko bulgotanie przeplatane z dźwiękami niedostrojonego puzonu.
-O, robimy postępy, reagujesz już na swoje imię. Być może za kilka godzin będziesz w stanie powiedzieć coś wymagającego większego wysiłku, jak „mama” albo „tata”. Mam tylko nadzieję, że nie zaczniesz się znów moczyć, inaczej doświadczymy twojego dzieciństwa po raz drugi.
-Bu ha ha! Jdzo sz…ne!- odpowiedziała Dash i rozhuśtanym krokiem poczęła zbliżać się do wyjścia.
-O mój, zakasowałaś mnie tą ripostą, kochanie.- Rarity poklepała ją po plecach i sama z uśmiechem na twarzy podeszła do pozostałości drzwi, do których przytwierdzona była klamka i otworzyła je przed Rainbow. Już miała sama wychodzić, gdy poczuła czyjeś kopyto na swoim ramieniu.
-A dokąd to?- klacz usłyszała nad sobą dojrzały męski głos. Gdy podniosła głowę ujrzała złocisty hełm i surowe spojrzenie brodatego żołnierza.- Pan wybaczy, to nieporozumienie, e..he, bo widzi Pan, to całkiem zabawna historia. No więc ja i towarzyszka…- nie zdążyła dokończyć, gdyż ogier w tym momencie zatrzasnął na jej kopytach metalowe kajdanki zawołał kilku kompanów.- Drogi Panie! Nie jestem żadną przestępczynią, by traktowano mnie w ten sposób! JA JESTEM OFIARĄ TEGO ZDARZENIA! Przypadkową duszyczką, która znalazła się w nieodpowiednim czasie i miejscu! Do tego jestem DAMĄ, DAMĄ POWTARZAM! Nie godzi się traktować DAMY w ten sposób!- krzyknęła, nie wyrywając się jednak, by nie przysporzyć sobie dodatkowych poniżeń i szorstkiego traktowania. Oczywiście skrzętnie przemilczała fakt, że sama rozpoczęła tę jatkę. No bo przecież każdej damie od czasu do czasu zdarza się rozbić komuś butelkę na głowie i stanąć na czele „nietuzinkowej” bandy, uzbrojonej po zęby we wszystko, co wyprodukowała IKEA.
_____________________________________________________________

-Dzięki Dash! Wielkie dzięki! Jest godzina wpół do trzeciej, a my zamiast odpoczywać w domu albo udać się na dyskotekę gnijemy tu! W ARESZCIE! Zdajesz sobie sprawę, że alkomat dostał zwarcia przy Twoim wydechu? Nie wiem, ile tego wypiłaś, ale skoro nawet urządzenie przyzwyczajone do oparów alkoholu w starciu z Tobą umarło, to Celestia mi świadkiem, że albo jesteś pół-alicornem i masz jego nieśmiertelność, albo już za życia się zakonserwowałaś. Jest też trzecia możliwość- Ty po prostu masz więcej wątrób niż ustawa przewiduje! Brrr, jak tu jest ohydnie! Spójrz choćby na te ławki…- projektantka wypowiedziała ostatnie słowo z wyraźną odrazą.- …to są betonowe kloce, a nie ławki! Cela jest za mała! Potrzebuję powietrza! Te kraty mnie przytłaczają! Dlaczego wciąż tu siedzimy?! Nie możecie się zająć łapaniem przestępców, albo coś w tym rodzaju?- spacerując w tę i na zad odezwała się do strażnika, który kopytami usiłował zagłuszyć jazgot dobiegający od aresztowanej.
-CISZA! DO JASNEJ CELESTII! POWTARZAM PO RAZ OSTATNI: ZOSTAŁYŚCIE ZATRZYMANE W IZBIE WYTRZEŹWIEŃ, BO PANI WYNIK WSKAZUJE NA NADUŻYCIE ALKOHOLU, A WYNIK PANI PRZYJACIÓŁKI…- spojrzał na Rainbow Dash, która leżała wyciągnięta na ławce i z nudów po raz dziesiąty przeliczała liczbę metalowych prętów, za którymi się znajdowała, otrzymując po raz dziesiąty zupełnie inny wynik. -…jest nieprawdopodobny.
-Ja bym użył słowa „niesamowity”!- odezwał się przygrabiony i leciwy kucyk, zajmujący drugą ławkę.-Panie! Ja już od dwudziestu lat przychodzę tu co miesiąc, ale nigdy w życiu nie zdarzyło mi się pobić takiego rekordu! Hej, często tu wpadacie? Jakby co, to następnym razem możemy pójść razem, znam naprawdę fajny pub! „Dolphin’s Pride”, kojarzycie?-
Rainbow Dash zaczęła krztusić się od śmiechu, a zbita z tropu Rarity rzuciła tylko szybkie „powiedzmy…” i usadowiła się na wolnej ławce.- A teraz do rzeczy: to kiedy wyjdziemy?- zagadnęła strażnika.
-Już mówiłem, popełniły Panie przestępstwo. Proszę się cieszyć, że nie został Paniom postawiony zarzut uczestniczenia w bójce. Taka procedura dość długo trwa. Wypuścimy Was za jakieś 6 do 8 godzin, o ile przyjaciółka, która pewnie za młodu wpadła do kociołka z alkoholem po tym czasie nie zepsuje nam kolejnego alkomatu.
-Oj tam, oj tam, się zdarza się.- Machnęła kopytkiem z pewną miną cyjanowa klaczka.
-Nie, nie „zdarza się”, Panno Cysterno. Zanim Twoja krew znów zacznie przypominać krew, a nie rwącą rzekę whisky, minie więcej niż te 8 godzin…- jęknęła projektantka i z teatralnym gestem legła na niewygodnej ławie. Nie mając lepszego pomysłu na spędzenie tych kilku najbliższych godzin, zaczęła robić to, co sprawiało jej zawsze radość:

-„Boli mnie głowa i nie mogę spać,
chociaż dokoła wszyscy już posnęli,”


-O nie, tylko nie ta piosenka, proszę… nawet nie wiesz, ilu zatrzymanych ją śpiewa.- Powiedział strażnik, zakrywając kopytem swoje oblicze i jęcząc ze zdenerwowania.

-„Nie mogę leżeć a nie mogę wstać,
mija ostatnia nocka w mojej celi.”


-Właściwie to pierwsza i ostatnia, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło.- rzekła Rainbow Dash.
-Poważnie?- wciął się staruszek z pokaźnych rozmiarów brodą-Pierwsze podejście i już TAKI wynik?
-„Bo ja jestem Bogiem, uświadom to sobie, słyszysz słowo ,od którego włos jeży się na głowie…”- klacz zerwała się z ławki i zaczęła wyginać się w takt nuconej muzyki. Właśnie dotarła do partii, w której zaczęła naśladować ruch pocierania płyty, gdy leżący jednorożec wrzasnął -„Na miłość Celestyńską, Rainbow Dash!”-
-E? Co? Co Ci się nie podoba?- zapytała. Kiedy w odpowiedzi otrzymała ruch kopyta, zataczający olbrzymie koło wokół jej osoby, pegaz uniósł z pogardą pysk i usadził się tuż przed kratami.

-„Tylko noc, noc, noc, płoną światła ramp,
nocny reflektor teren przeczesuje,
owo światło to jak ja dobrze znam,
nigdy nie gaśnie ktoś zawsze obserwuje.
Nie wiem czy wierzę jej czy nie wierzę,
wierzę jej czy nie wierzę.”


-No nie. Jeszcze z tym nie skończyłaś? Nie wierzę, że muszę tego wysłuchiwać.- Strażnik zaczął nerwowo pukać kopytem w biurko stojące naprzeciw skromnej celi.

-„Ostatnia doba jutro będę tam,
ale na razie ciągle jestem tutaj,
nie mogę leżeć a nie mogę spać,
"gad" po "betonce" kamaszami stuka.”


-Hola Hola! To ostatnie to obrażanie funkcjonariusza!- zerwał z miejsca, jednak gdy ujrzał, że Rarity zamierza właśnie zaśpiewać refren, podszedł do celi i błagalnym gestem poprosił o przerwę.-Jeżeli przestaniesz śpiewać, to wypuszczę Cię za chwilkę, będziesz na wolności, tylko przestań…
– Istnieje więc inna opcja?- zapytała.
-Możemy ewentualnie powiadomić kogoś z rodziny o stanie, w którym się znajdujecie i udzielić im informacji o sytuacji. Uwolnimy Was natychmiast, jak członkowie rodziny zgodzą się zapłacić kaucję i odebrać Was z posterunku.
-Hmmm… -podniosła oba kopytka, tworząc z nich swego rodzaju wagę. Spojrzała na lewe:- z jednej strony osiem godzin albo i więcej odsiadki w wyrafinowanym towarzystwie…- podniosła i prawe:- z drugiej możliwość znalezienia się na wolności za jakieś pół godziny i niekończąca się pogadanka na temat mojego skandalicznego zachowania i wypominki do końca życia przy KAŻDEJ okazji…- Rarity ułożyła kopytka spowrotem i mrużąc oczy spojrzała na strażnika:- podjęłam decyzję, Panie Władzo…
_____________________________________________________________

RARITY GRACE ROCHE! JESTEM ROZCZAROWANA TWOIM SKANDALICZNYM ZACHOWANIEM! JAKIM CUDEM ZNALAZŁAŚ SIĘ W TYM OBLEŚNYM MIEJSCU?!- matka dopiero przekroczyła próg, mijając barczystego strażnika, który ledwo uskoczył po karkołomnym czynie otworzenia drzwi wściekłej klaczy, a już było ją słychać w pomieszczeniu oddalonym o jakieś trzydzieści metrów na wschód.
-Bez urazy. Wcale nie jest takie obleśne.-Ojciec dźgnął parę razy łokciem strażnika w bok z przepraszającą miną i zaczął na powrót nucić Marsz Imperialny.
-Proszę za mną.- ozwał się wspomniany strażnik i poprowadził wąskim acz bardzo długim korytarzem małżeństwo i ich nastoletnią córkę. Sweetie uparła się, że koniecznie musi pojechać razem z nimi odebrać siostrę. Myślę, że była to dla niej swego rodzaju atrakcja: nie co dzień zdarzała jej się okazja, by odebrać członka swojej rodziny z izby wytrzeźwień. Poza tym nigdy nie była w takim miejscu, ale teraz była już pewna, że nigdy, ale to przenigdy nie chce tu już trafić- choćby i jako gość. Korytarz wyłożony był granitowymi płytami, a ściany pomalowane na ohydnie wyblakły miętowy kolor. Dodajmy do tego szereg grubych metalowych par drzwi, drewniane ławeczki pomalowane również wspomnianą farbą i kiepskie oświetlenie, a uzyskamy idealną scenerię do kręcenia horroru o zombie albo psychopatycznym mordercy. Sweetie posłusznie podążała za rodzicami, jednak myślami była zupełnie gdzie indziej. Zastanawiała się w co też jej siostra się wpakowała. Nikt oczywiście nie śmiał jej o niczym po informować i jak zwykle nie brał jej zdania pod uwagę. Najważniejsze dla rodziców były jej stopnie i to, że dzięki utalentowanym córkom mogą uchodzić za idealną rodzinę. Owszem, rodzice ją kochali - może nie potrafili tego właściwie okazać, ale zawsze byli przy niej i wspierali ją gdy miała problemy. Nie zawsze było jednak takie wsparcie, którego potrzebowała. Na myśl przyszedł jej epizod zaistniały jeszcze nie tak dawno, gdy postanowiła porozmawiać z mamą o swojej pierwszej miłości. Liczyła na zrozumienie, jednak (stwierdzenie tego przed sobą bolało ją niemiłosiernie) mama zupełnie nie potrafiła zaakceptować tego, co dzieje się w sercu nastoletniej córki. Istnieją tylko dwie osoby, którym mogłaby powierzyć swój sekret- obydwie są teraz w Manehattanie. Sweetie zawsze podziwiała niezależność i upartość starszej siostry: pamięta, jak dwudziestojednoletnia wówczas Rarity oświadczyła, że zamierza na stałe osiąść w Canterlocie- nie obyło się bez rodzinnej kłótni i groźby, że rodzice przestaną opłacać jej czynsz i wspomagać finansowo. Rarity uniosła się dumą (cecha, przez którą popełniła w życiu wiele błędów- jednak taka była Rarity, którą kochała i którą traktowała jak swój wzór) i zerwała kontakt z krewnymi na blisko dwa lata. Przez ten czas jej kariera rozwinęła się, stała się rozpoznawalna w światku mody, którego nie dane jest poznać zwykłym niezainteresowanym modą śmiertelnikom. Ku zdziwieniu autorytarnej matki klacz ani razu nie poprosiła o pieniądze- co więcej sama przysyłała nieco wypłaty „na słodycze” siostrze. Oczywiście przyszedł kryzys w equestriańskiej gospodarce i Rarity musiała porzucić ambitny plan pozostania po wsze czasy w stolicy, zamiast tego przeniosła się do Ponyville, gdzie ma własny salon. Carousell Boutique, jak wynika z listów Rarity, niemal dwukrotnie zwiększył swój rozmiar, jednak jej siostrze zawsze było mało. Ambicja to wspaniała rzecz, ale potrafi przysłonić ważniejsze wartości. Śmieszne, ale ta sentencja idealnie pasuje zarówno do siostry, jak i matki. Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
_____________________________________________________________

-Jesteśmy na miejscu. Sala numer 7, zapraszam.-Powiedział ogier w zbroi i znów otworzył drzwi przed klaczą, kłaniając się przy tym bardzo szarmancko. Wyjątkowo spokojny i opanowany typ. Z takimi predyspozycjami powinien był zostać saperem, a nie przeciętnym strażnikiem. Gdyby się pomylił, to doświadczyłby tylko jednego wybuchu, zamiast tego doświadczał takich „wybuchów” niemalże codziennie. Te matki… Rodzina Roche weszła do pomieszczenia, rozglądając się wokół bardzo nerwowo. Zapewne i dla nich było to nowe doświadczenie . Bokiem do drzwi stało duże sosnowe biurko, przy którym siedział inny strażnik w hełmie, młodzieniec o srebrnej sierści , jednak prędko poderwał się z miejsca na widok gości i ściągnął hełm, ukazując przystrzyżoną granatowa grzywę. Po prawej stronie w pełnej okazałości prezentował się obraz nędzy i rozpaczy. Zapuszczony stary kucyk z długą i siwą brodą drzemał w kącie celi, natomiast dwie przyjaciółki siedziały na ławce oparte o siebie wzajemnie plecami i pogrążone w błogim śnie. Grzywa białej straciła swój idealny kształt, a proste pasma włosów wesoło oplątywały się wokół talii, wraz z pasmami ogona, którego klacz użyła jako namiastki okrycia. Druga zaś wyglądała tak…. jak zwykle. No, może jej sierść była nieco bardziej zakurzona niż na co dzień. W jej wypadku niekorzystna zmiana bardziej rzucała się w nozdrza aniżeli w oczy. Zapach alkoholu bił od niej z taką siłą, że od samego wąchania mogłoby się zakręcić w głowie.
-O MOJA CELESTIO I LUNO RAZEM WZIĘTE! RARITY! RAINBOW DASH! CO WY TU ROBICIE I JAK WY WYGLĄDACIE?!- Matka jak na władczą matronę przystało, wpadła do pomieszczenia i nie zważając uwagi na nic ani nikogo, rozpoczęła istne przedstawienie. Co tam miłość! Werter miałby prawdziwy powód do samobójstwa, gdyby i jego mateczka urządzała takie sceny. Jej policzki oblały się pąsowym rumieńcem, a wzrok skupił na budzących się z przestrachem „przestępczyniach”.
-Pani Roche, jak mniemam?- zapytał młodszy strażnik i ukłonił się zamaszystym gestem.
-Owszem, to ja, a to-wskazała kopytem-mój mąż i nasza córka.
-Tą odebraliście z innego komisariatu po drodze tutaj?- srebrny ogier wyszczerzył się, jednak widząc skwaśniałą minę klaczy i zasłaniającego twarz kopytem wybranka, postanowił przywołać się do porządku, przyjmując znów oficjalny ton wypowiedzi.-Racja, głupi żart. A więc panna Roche i jej współtowarzyszka Dash mogą opuścić izbę wytrzeźwień, jeżeli podpiszecie Państwo odpowiednie oświadczenie. Sami rozumiecie, względy bezpieczeństwa.
-Dobrze, już dobrze…- Pani Roche sięgnęła po wieczne pióro swą aurą i prędko podpisała stosowny dokument. Nie obyło się jednak bez długiego monologu, wygłaszanego pod nosem, jednak w taki sposób, by dotarło to do uszu Rarity i wszystkich zebranych.- No pięknie, moja Panno, coś takiego w papierach! Twój dziadek przewracałby się w grobie!- Zawsze, gdy ktoś z rodziny zrobił coś skandalicznego lub choćby akceptowanego przez resztę klanu (choć w oczach matuli właściwie wszystko sprowadzało się do skandalu: nieważne czy to były machlojki finansowe, odsiadka w izbie wytrzeźwień czy choćby brak ważnego biletu miesięcznego- wszystko było opieczętowane słowem „SKANDAL” i wpychane do pękającej w szwach szuflady z napisem „Wszystkie-Złe-Rzeczy-Świata-Na-Które-Muszę-Ponarzekać-Lub-Będę-Narzekać-W-Przyszłości”) za wzór cnót przytaczana była osoba Świętej Pamięci Rusted Blade’a, mężnego dziada naszej bohaterki, Kapitana Oddziałów Imperialnych…
-…który służył na południowym froncie podczas wielkiej wojny między Zjednoczonym Królestwem Smoków a naszą nacją w 1925 pod Runnerbergiem, a wsławił się na kartach historii podstępem, dzięki któremu udało mu się okrążyć armię nieprzyjaciela i pojmać ich przywódcę, jednego z ważniejszych „pionków” Króla Charona III w niewolę.- Projektantka właśnie skończyła opowiadać na ucho o nestorze rodu Roche, dziadku ze strony ojca zaciekawionemu pegazowi.
- To teraz rozumiem, dlaczego tak zadzierasz nosa. Twoja rodzina od zawsze była związana z Equestrią i Księżniczkami. Jesteś prawie że wyższą sferą. Macie szlachecki tytuł?-
-Nie „zadzieram nosa” tylko jestem Damą, a to jest subtelna różnica. Owszem, mamy skromny herbik, ale mój honorowy dziadek odmówił przyjęcia tytułu. Księżniczka Celestia doceniła jego skromność i w zamian przyznała mu miejsce w Izbie Reprezentantów Kraju, gdzie miał szansę osobiście poznać takie znakomitości jak np. Manehatma Ghandi.
-Łooah, klaczo! Od źrebaka miałaś predyspozycje do dostania się w szeregi królewskiej rodziny.
-Wolę określenie: „ predyspozycje do osiągnięcia niebywałego sukcesu i zostania nieprzyzwoicie świetną projektantką, którą już jestem”. Teraz możesz powiedzieć, że zadzieram nosa.- Rarity wysunęła język i puściła oko do rozbawionej przyjaciółki, która odpowiedziała delikatnym kuksańcem.
-Moje drogie, czas na was!- srebrny jednorożec zbliżył się do krat i otworzył je tak szeroko, jak tylko zawiasy na to pozwoliły. Właścicielka diamentowego znaczka miała teraz szansę przyjrzeć się obliczu szorstkiego w obyciu strażnika, a jego lazurowe i spokojne oczy sprawiały, że nie miałaby nic przeciwko, by spędzić jeszcze kilka minut wpatrując się w rysy greckiego bóstwa, okutego w złotą i połyskującą zbroję. Prawie zaczęła wcielać plan w życie, gdy poczuła mocne pchnięcie w plecy od zniecierpliwionej Rainbow Dash.
-Już idę, czemu się denerwujesz…- odpowiedziała na zaczepkę biała klacz, wciąż jednak nie spuszczając wzroku ze strażnika.
-Nie cieszysz się, że możesz czmychnąć do domu?- zapytał, obdarzając aresztantkę delikatnym uśmiechem.
- Co mogę powiedzieć? Zżyłam się z tym komisariatem. No i nie będę miała już możliwości pośpiewania „Ostatniej nocki” przed publiką.
-Jak zmienisz repertuar to proszę tu znów wpaść, być może teraz nie będę zatykać uszu.
- Znów ugości mnie Pan w spartańskich warunkach, czy może tym razem będę mogła liczyć na dogodniejsze warunki?
-Może Panna polegać na moich dobrych manierach.
-Jednakże skrzętnie ukrywanych przed światem?...
-Nie chcę, by więźniowie wykorzystywali moją dobroć i grzeczność. Sądzę, że gdybym okazał Pannie więcej empatii, z pewnością postarałaby się Panna użyć ich do swoich celów. Nie sądziłem jednak, że znajdzie się na to inny sposób.
-Tyle Pan mówi o swoich nienagannych manierach, a wciąż nie znam Pańskiej godności.- powiedziała Rarity, gdy już zbliżała się do wyjścia z pomieszczenia.
-Brassard, Silver Brassard .
-Sądzę, iż nie istnieje potrzeba, bym i ja się przedstawiała, skoro moje dane osobowe już dawno wylądowały na Twoim biurku, Silverze.
Klacz opuściła salę i w towarzystwie strażnika w średnim wieku oraz rodziny i przyjaciółki zmierzała długim miętowym korytarzem do wyjścia. Surowy wzrok matki i cisza, jaka zapanowała od momentu otworzenia krat nie przynosiła o dziwo ulgi, potęgowała jedynie napięcie. Po zatrzaśnięciu frontowych drzwi komisariatu zgromadzeni wsiedli do pierwszej z brzegu taksówki. Sweetie Belle, Rarity i Rainbow Dash kolejno zajęły miejsca po jednej stronie, naprzeciw nich miejsce zajęli zdenerwowani rodzice. Rarity spojrzała przez szybę na wysokie budynki skąpane w blasku wschodzącego Słońca i deszczu. Ulicami spacerowały jedynie kucyki wyprowadzające swoich pupili oraz te, które z powodu wykonywanej pracy musiały być na nogach już o czwartej nad ranem. Śpiąca Sweetie Belle słodko drzemała wsparta o ramię starszej siostry, podczas gdy pegaz zajęty był uciszaniem burczenia w swoim brzuchu, domagającego się porządnego posiłku, którego nie doświadczył od wielu godzin. Ojciec łagodnym gestem przeczesywał gęste wąsy, a matka przeglądała się w małym lustereczku.
-Przybyli do nas o trzeciej nad ranem. Powiedzieli, że chodzi o was i że zostałyście zatrzymane. MASZ POJĘCIE JAKIE TO UCZUCIE-
-Mamo, na litość Celestii, jesteśmy w taksówce- nie podnoś tu na mnie głosu.
-Masz pojęcie…- matka ściszyła głos, jednak nachyliła się w jej kierunku, by młody jednorożec mógł lepiej słyszeć, co zamierzała jej od dłuższego czasu przekazać-… jakie to uczucie, gdy dwóch strażników zjawia się u progu Twoich drzwi, w dodatku o barbarzyńskiej godzinie i mówi, że są tu z powodu Twojego dziecka? Przecież ja myślałam ,że osiwieję! Bałam się, że coś Ci się stało, że Wam się coś stało, że ktoś was pobił, albo zrobił inną krzywdę, albo że zrobiłyście coś bardzo, bardzo złego. Przecież ja się nawet bałam, że nie żyjecie!- Rarity odwróciła głowę od okna i skupiła na rodzicielce, której oblicze opuścił już grymas złości, zastąpiony troską i zwyczajnym strachem. Widok sprawił, że umysł Rarity stał się pustą kartką. Co mogła odpowiedzieć? „Aha”?” Wiem”? „Tak jakoś wyszło”? Zamiast tego sięgnęła po najlepszy środek, jak przyszedł jej do głowy: ciszę. Zmęczona nocnym maratonem marzyła jedynie o szybkim posiłku, prysznicu i miękkim łóżku. Ściskając kopytkiem kieszeń płaszcza, w którym znajdowały się koperty i znaczki, już obmyślała treść listu do Fluttershy. Po przejeździe pod dobrze znany adres klacz chcąc nie chcąc musiała obudzić zaspaną siostrę, która właściwie od pewnego czasu spała smacznie opierając przednią część ciała na kolanach Rarity. Dom powitał ją przyjemnym ciepłem wygaszonego niedawno kominka i zapachem doniczkowej lawendy, dobiegającym z górnego piętra. Pierwsze kroki skierowała do łazienki na parterze. Chłodną wodą przemyła zmęczoną i piekącą od spożytej dawki alkoholu twarz. Dopiero podnosząc ją znad umywalki dotarło do niej, co zaszło tej nocy. Opuściła łazienkę w znacznie gorszym humorze, tym razem zmierzając do dużego pokoju. Jedynymi śladami obecności rodziców i siostry w felernym wydarzeniu były ociekające wodą kalosze i płaszcze, zawieszone w przedpokoju oraz burgundowa parasolka, po której rytmicznie spływały krople. Upadając z głośnym PUF na kanapę zauważyła kolorową ogon i parę kopyt wystających zza drzwi lodówki. W tejże chwili sama poczuła nieprzyjemne uczucie mrowienia w okolicach żołądka, jednak nogi odmawiały powstania z tak wygodnego siedziska.
-Wiesz Rar…- zaczęła Rainbow, nie tracąc czasu na choćby chwilowy kontakt wzrokowy z rozmówczynią-To był zwariowany wieczór. Prawdziwa z Ciebie luzaczka. Kto by pomyślał, że jesteś zdolna do takich rzeczy... Czemu tylko tutaj zachowujesz się w ten sposób?
-Dash, gdybym zachowywała się tak wszędzie, to prawdopodobnie ścigano by nie już listem gończym.- odpowiedziała klacz.-Mogłabyś być tak kochana i wziąć coś i dla mnie?
-A na co masz ochotę?
-Na to, co i ty. Jestem tak głodna, że zjadłabym krowę z kopytami. Metaforycznie rzecz ujmując.
_____________________________________________________________

Godzina: wpół do szóstej- wskazówki niemiłosiernie wskazywały początek długiego poniedziałku, którego poranne godziny przywitane zostały przez siedzące wciąż w salonie przyjaciółki. Dash spożywała kolejną KK-t.j Kolorową Kanapkę ( kanapka zawierająca praktycznie całą zawartość lodówki, upchaną na jednej lichej kromce chleba), podczas gdy Rarity pochylała się nad ławą i zapamiętale skrobała długopisem na kartce papieru. List ten pisała od dłuższego czasu, a jego treść brzmiała w następujący sposób:

Droga Fluttershy!

Najmocniej przepraszam, że nie odezwałam się do Ciebie wcześniej. Mam jednak nadzieję, że nie martwiłaś się o mnie zbytnio, gdyż jestem cała i zdrowa. Mam też ciekawostkę, którą pragnę się z Tobą podzielić.

Pamiętasz, jak mówiłaś, że nie masz pojęcia, co dzieje się z naszą kochaną przyjaciółką imieniem Rainbow Dash? Otóż wspomniana klacz w momencie pisania tego listu siedzi naprzeciw mnie w mieszkaniu moich rodziców. Spotkałam ją w pociągu w drodze do Fillydelphii i tak upływa nam trzeci dzień poza domem. Fillydelphię również opanował niekończący się deszcz, ale z pewnych źródeł dowiedziałam się, kto może za to odpowiadać. Miejmy nadzieję, że ulewa zakończy się tak prędko, jak się rozpoczęła.

Bardzo tęsknię za Tobą i resztą przyjaciół. Nie będę Cię prosić o dobrą opiekę nad Opal, bo wiem, że jesteś najlepszą opiekunką, jakiej mogłam powierzyć moje maleństwo. Pozdrów ode mnie naszą gromadkę i przekaż Pinkie, że nie chowam już do niej urazy. Z autopsji wiem, że są gorsze rzeczy niż porwana sukienka.

Z niecierpliwością czekam na list od Ciebie.
Buziaki

Rarity

P.S- Kochanie nie zapomnij o uregulowaniu rachunków Carousell Boutique na początku przyszłego miesiąca, gdyż nie przewiduję szybkiego powrotu do Ponyville. Wiesz, gdzie trzymam pieniądze.


P.P.S- Hejo Flutt! Mamy się tu nieźle! Nie uwierzysz, co nas tu spotkało. Zresztą, opowiem, jak wrócę.
TO-MIASTO-JEST- NIESAMOWITE! Ciao i trzymaj się ciepło.



-Ten dopisek był konieczny?- zapytała sceptycznie Rarity wyrywając kartkę spod długopisu Rainbow Dash.
-No co? Nie będę kłamać, było świetnie!
-Nie rozumiesz. Nie chcę jej martwić tym niechlubnym epizodem.
-Ahh tam, nie wdałam się w szczegóły.- odpowiedział pegaz i zebrał naczynia ze stołu.
-I całe szczęście.- Rarity dopiła herbatę i podążyła za skrzydlatą klaczą.

Pytania:
- Czy Rarity powinna opowiedzieć Fluttershy o tym, co zaszło w Fillydelphii?
- Czy Silver Brassard jest warty uwagi Rarity?
- Czy projektantka ma szczerze porozmawiać z matką? A może zapomnieć i nie wspominać o całej sprawie? Co powinna powiedzieć?
  • +1 1
Link do komentarza

Awww... :lol: Bezdyskusyjnie najlepszy rozdział do tej pory. Ale ty to na pewno wiesz. :raritylaugh: No, pytania. 1. Raczej nie chciałaby się chwalić epizodem w barze i na izbie, a reszta nie jest warta wzmianki. Więc nie - jak na razie. 2. Na razie niewiele o nim wiadomo, ale powiem, że tak, chociaż nie wiem, czy ta postać ma potencjał. 3. Rarcia zapewne nie chciałaby martwić matki, a przecież ona nie minęła się z prawdą - Rarcia i RD były w poważnym niebezpieczeństwie. Wiem, co ja bym zrobił - wymyśliłbym niezbyt poważną sytuację, która wyjaśniłaby upojenie i trafienie na izbę wytrzeźwień. Nie każ nam czekać tak długo na kolejne rozdziały. :despair:

Link do komentarza

1. Nie zdąży. Rainbow Dash zrobi to przed nią. xP 2. Umówić się na randkę nie zaszkodzi. Warto próbować, nawet jeżeli na początku nie daje się szans na związek. ;) 3. Z autopsji (tak jak poprzednie) — odpuścić rozmowę. Moja matka do tej pory nie może przeżyć, że wpadłem między pociąg a peron. xD

Link do komentarza

- Czy Rarity powinna opowiedzieć Fluttershy o tym, co zaszło w Fillydelphii?

Odp. Może nie do końca o wszystkim ale jednak powinna dać znać Fluttershy, że z nią wszystko w porządku. Wiadomo jaki charakter ma nasz pegaz. Gotowa by była zebrać całą resztę i ruszyć na ratunek.

- Czy Silver Brassard jest warty uwagi Rarity?

Odp. Może i nie, ale znając Rarcie, próbowała swoich sił, czy nie wyszła z wprawy w zdobywaniu samczych serc. Nawet w takim stanie, w jakim teraz była.

- Zamordujecie mnie :rarity4: - Może by miał szanse gdyby miał taki charakter jak ja XD Przesyłam kwiaty wprost do butiku Rarity !! :fabulous:

- Czy projektantka ma szczerze porozmawiać z matką? A może zapomnieć i nie wspominać o całej sprawie? Co powinna powiedzieć?

Opd. Rozmowa kluczem do sukcesu! Wiadomo jacy są rodzice. Rarity od pewnego czasu żyje na swój rachunek, potrafi dbać o siebie, ale nie powinna zapominać kto się nią opiekował przez te lata, gdy była szczęśliwym źrebakiem. Kto ją wspierał w pogoni za marzeniami!? Może i nie wspominać o tej sytuacji z przed kilku godzin, ale jakaś rozmowa szczera by się zdała. Nie róbcie już z Rarci nieczułej maszyny ;P

Link do komentarza

Tarreth w ciszy kontempluje sposób na uwiecznienie geniuszu autorki

Dobra, zanim na coś wpadnę, pewnie wszyscy w proch się obrócimy... Co epizod, to lepszy! Nie pamiętam, jak się subskrybuje watki, działy, etc, więc muszę skrupulatniej obserwować zielone kwadraciki. Geniusz! Te żarty! Po prostu świetne! Serio, ubierz to w jakieś fanficowe ciuchy i wyślij gdzieś. Będziesz sławna!

A teraz pytanka:

1. Jasne, bo czemu nie? Się pośmieją, zważywszy, że to przeszłość.

2. Jako, że nie znam się na relacjach damsko-męskich nie wiem, co odpowiedzieć. Przemilczę.

3. Naturalnie. Niech ta przeklęta szuflada w końcu idzie w zapomnienie - a już na pewno wypadek Rarity. Poza tym, będzie to dobry sposób, by jakoś odbudować kontakt.

Link do komentarza
  • 5 weeks later...

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=ah1lZwyTo0o

ODCINEK 8:SING-SING

Co działo się w poprzednim odcinku:....

–„Teraz najważniejsza część planu: …Celestio miej mnie w swej opiece, albowiem nie wiem, co czynię.”- jednorożec przymknął oczy i zmusił się do najgłośniejszego krzyku: -JAK MOŻESZ TWIERDZIĆ, ŻE DELFINY ZDOBYŁY PIERWSZE MIEJSCE W OGÓLNOEQUESTRIAŃSKIM PUCHARZE, BO ZALICZONO IM NIESŁUSZNIE BRAMKĘ W FINALE Z MANEHATTAN MOOSES?! TWIERDZISZ, ŻE DELFINY SĄ OSZUSTAMI?! A TERAZ ŚMIESZ PODRYWAĆ ICH DZIEWCZYNY?!-
- „Jeszcze tylko mały bodziec na zachętę…” –pod wpływem impulsu klacz sięgnęła po pustą butelkę po Equestriańskiej Wódce i z całej siły robiła ją na głowie Barta, poprzedzając całe wydarzenie krótkim okrzykiem „DO BOJU DELFINY!” na który niczym wycie psów gończych ozwał się chóralny okrzyk tratujących wszystko na swojej drodze żółto-niebieskich.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-To-by-ło-NIE-SA-MO-WITE! Ale jazda! Gdybym tylko miała więcej siły, to sama bym dołączyła do tej epickiej bitki! Uwielbiam Fillydelphię!- to zdawało się mówić zacięte spojrzenie Rainbow, jednak z ust wydobyło się tylko bulgotanie przeplatane z dźwiękami niedostrojonego puzonu.
-O, robimy postępy, reagujesz już na swoje imię. Być może za kilka godzin będziesz w stanie powiedzieć coś wymagającego większego wysiłku, jak „mama” albo „tata”. Mam tylko nadzieję, że nie zaczniesz się znów moczyć, inaczej doświadczymy twojego dzieciństwa po raz drugi.
-Bu ha ha! Jdzo sz…ne!- odpowiedziała Dash i rozhuśtanym krokiem poczęła zbliżać się do wyjścia.
-O mój, zakasowałaś mnie tą ripostą, kochanie.-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-A dokąd to?-
- Pan wybaczy, to nieporozumienie, e..he, bo widzi Pan, to całkiem zabawna historia. No więc ja i towarzyszka…-
- Drogi Panie! Nie jestem żadną przestępczynią, by traktowano mnie w ten sposób! JA JESTEM OFIARĄ TEGO ZDARZENIA! Przypadkową duszyczką, która znalazła się w nieodpowiednim czasie i miejscu! Do tego jestem DAMĄ, DAMĄ POWTARZAM! Nie godzi się traktować DAMY w ten sposób!-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Dzięki Dash! Wielkie dzięki! Jest godzina wpół do trzeciej, a my zamiast odpoczywać w domu albo udać się na dyskotekę gnijemy tu! W ARESZCIE! Zdajesz sobie sprawę, że alkomat dostał zwarcia przy Twoim wydechu? Nie wiem, ile tego wypiłaś, ale skoro nawet urządzenie przyzwyczajone do oparów alkoholu w starciu z Tobą umarło, to Celestia mi świadkiem, że albo jesteś pół-alicornem i masz jego nieśmiertelność, albo już za życia się zakonserwowałaś. Jest też trzecia możliwość- Ty po prostu masz więcej wątrób niż ustawa przewiduje! Brrr, jak tu jest ohydnie! Spójrz choćby na te ławki…-
- …to są betonowe kloce, a nie ławki! Cela jest za mała! Potrzebuję powietrza! Te kraty mnie przytłaczają! Dlaczego wciąż tu siedzimy?! Nie możecie się zająć łapaniem przestępców, albo coś w tym rodzaju?-
-CISZA! DO JASNEJ CELESTII! POWTARZAM PO RAZ OSTATNI: ZOSTAŁYŚCIE ZATRZYMANE W IZBIE WYTRZEŹWIEŃ, BO PANI WYNIK WSKAZUJE NA NADUŻYCIE ALKOHOLU, A WYNIK PANI PRZYJACIÓŁKI…-
-…jest nieprawdopodobny.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
RARITY GRACE ROCHE! JESTEM ROZCZAROWANA TWOIM SKANDALICZNYM ZACHOWANIEM! JAKIM CUDEM ZNALAZŁAŚ SIĘ W TYM OBLEŚNYM MIEJSCU?!-
-Pani Roche, jak mniemam?-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Nie cieszysz się, że możesz czmychnąć do domu?- zapytał, obdarzając aresztantkę delikatnym uśmiechem.
- Co mogę powiedzieć? Zżyłam się z tym komisariatem. No i nie będę miała już możliwości pośpiewania „Ostatniej nocki” przed publiką.
-Jak zmienisz repertuar to proszę tu znów wpaść, być może teraz nie będę zatykać uszu.
- Znów ugości mnie Pan w spartańskich warunkach, czy może tym razem będę mogła liczyć na dogodniejsze warunki?
-Może Panna polegać na moich dobrych manierach.
-Jednakże skrzętnie ukrywanych przed światem?...
-Nie chcę, by więźniowie wykorzystywali moją dobroć i grzeczność. Sądzę, że gdybym okazał Pannie więcej empatii, z pewnością postarałaby się Panna użyć ich do swoich celów. Nie sądziłem jednak, że znajdzie się na to inny sposób.
-Tyle Pan mówi o swoich nienagannych manierach, a wciąż nie znam Pańskiej godności.- powiedziała Rarity, gdy już zbliżała się do wyjścia z pomieszczenia.
-Brassard, Silver Brassard .
-Sądzę, iż nie istnieje potrzeba, bym i ja się przedstawiała, skoro moje dane osobowe już dawno wylądowały na Twoim biurku, Silverze.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
-Masz pojęcie…- matka ściszyła głos, jednak nachyliła się w jej kierunku, by młody jednorożec mógł lepiej słyszeć, co zamierzała jej od dłuższego czasu przekazać-… jakie to uczucie, gdy dwóch strażników zjawia się u progu Twoich drzwi, w dodatku o barbarzyńskiej godzinie i mówi, że są tu z powodu Twojego dziecka? Przecież ja myślałam ,że osiwieję! Bałam się, że coś Ci się stało, że Wam się coś stało, że ktoś was pobił, albo zrobił inną krzywdę, albo że zrobiłyście coś bardzo, bardzo złego. Przecież ja się nawet bałam, że nie żyjecie!-
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
„Droga Fluttershy!
Najmocniej przepraszam, że nie odezwałam się do Ciebie wcześniej. Mam jednak nadzieję, że nie martwiłaś się o mnie zbytnio, gdyż jestem cała i zdrowa. Mam też ciekawostkę, którą pragnę się z Tobą podzielić.
Pamiętasz, jak mówiłaś, że nie masz pojęcia, co dzieje się z naszą kochaną przyjaciółką imieniem Rainbow Dash? Otóż wspomniana klacz w momencie pisania tego listu siedzi naprzeciw mnie w mieszkaniu moich rodziców. Spotkałam ją w pociągu w drodze do Fillydelphii i tak upływa nam trzeci dzień poza domem. Fillydelphię również opanował niekończący się deszcz, ale z pewnych źródeł dowiedziałam się, kto może za to odpowiadać. Miejmy nadzieję, że ulewa zakończy się tak prędko, jak się rozpoczęła.
Bardzo tęsknię za Tobą i resztą przyjaciół. Nie będę Cię prosić o dobrą opiekę nad Opal, bo wiem, że jesteś najlepszą opiekunką, jakiej mogłam powierzyć moje maleństwo. Pozdrów ode mnie naszą gromadkę i przekaż Pinkie, że nie chowam już do niej urazy. Z autopsji wiem, że są gorsze rzeczy niż porwana sukienka.
Z niecierpliwością czekam na list od Ciebie.
Buziaki
Rarity
P.S- Kochanie nie zapomnij o uregulowaniu rachunków Carousell Boutique na początku przyszłego miesiąca, gdyż nie przewiduję szybkiego powrotu do Ponyville. Wiesz, gdzie trzymam pieniądze.
P.P.S- Hejo Flutt! Mamy się tu nieźle! Nie uwierzysz, co nas tu spotkało. Zresztą, opowiem, jak wrócę.
TO-MIASTO-JEST- NIESAMOWITE! Ciao i trzymaj się ciepło.”
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Poniedziałkowe popołudnie. Tak, dziś dzień zaczyna się od popołudnia. A z resztą, każdy dzień, kończący się rano, nie może się zacząć inaczej, jak właśnie w późnych godzinach popołudniowych. I tak ogromnym cudem było otworzenie się dwóch dużych szafirowych oczu, otoczonych firanką gęstych i długich rzęs tej samej doby. Tylko… dlaczego światło słoneczne przeciętnie mglistego dnia tak niemiłosiernie drażniło te oczy? Dlaczego odgłosy dobiegające z parteru były tak niemożliwie głośne, świergot ptaków za oknem przypominał znęcanie się nad skrzypcami i finalnie: dlaczego własne cykliczne bicie serca przyprawiało białą klacz o straszliwy ból głowy? Odpowiedź mogła być tylko jedna: syndrom dnia następnego. Katzenjammer. Kociokwik. Znane i powszechnie nielubiane zjawisko o jakże wdzięcznej nazwie: kac (zadziwiające, jak wiele synonimów określa jedną i tą samą zmorę, prawda?). Rarity z niewysłowioną przykrością zmagała się z pokusą ponownego zamknięcia oczu i zakopania się we flanelowej pierzynie na jakiś… bo ja wiem… rok? W każdym razie do ustąpienia objawów szalonej niedzielnej nocy, która zaczynała jej już wychodzić bokiem. Szalę zwycięstwa na rzecz powstania z łóżka przechylił fakt, że odwodniony organizm wręcz domagał się dostarczenia płynów. Powolnym ruchem przyczajonego tygrysa…wróć!… wycieńczonej świnki morskiej, Rarity pokonała niekończącą się przepaść między panelami podłogi a poziomem materaca. Powolnym krokiem udała się do łazienki przyłączonej do jej pokoju. Wiedziała, że nie jest w najlepszej kondycji, ale to, co ujrzała w lustrze przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania: smugi tuszu do rzęs okalające jej zaczerwienione i zmrużone oczy, gęsta sieć poplątanych fioletowych włosów, która wisiała teraz smętnie, pokładając swój ciężar na ramionach kucyka i niezdrowo różowy odcień policzków, którzy przebijał spod (niegdyś) białej sierści . Klacz przyjrzała się sobie. Wyglądała jak panda na detoksie. Jak panda na detoksie z niesamowicie długą grzywą. Jak panda na detoksie z niesamowicie długą grzywą, która w tym momencie postanowiła raz jeszcze rozważyć kwestię stałego meldunku w łóżku pod ciepłą kołdrą. –Zaraz…co to jest?- powiedziała do swojego odbicia i sięgnęła w głąb grzywy, skąd wystawał przezroczysty fragment szkła.-Czy to …ucho od kufla?- usta klaczy uformowały się w dużą literę ‘O’, gdy spojrzała na sporych rozmiarów szklany uchwyt, który jeszcze przed chwilą tkwił za lewym uchem -Arggggh!- warknęła niezadowolona i otworzyła drzwi do kabiny prysznica, który miał pobudzić jej ciało i umysł do prawidłowej pracy.
_____________________________________________________________

„Wodospad Willowlake to najwyższy wodospad w equestriańskich łańcuchu gór Niechmurnych. Woda potoku Wilowlake spada trzema kaskadami z wysokości 27 m. Za środkową kaskadą znajduje się grota sztucznie wykuta przez kucykowych górników Staliongradu, którzy przed wiekami znajdowali tu ametysty i topazy. Grota ta jest nazywana Szlachetną Jamą. Przed IV Wojną Międzykrólewską Wodospad Willowlake posiadał status pomnika przyrody, obecnie jest to teren ochrony ścisłej, wchodzący w skład Narodowego Parku Fillydelphskiego…”

Nie. To WCALE nie była wycieczka do Narodowego Parku Fillydelphskiego w szóstej klasie, a profesor McMuffin ZDECYDOWANIE nie udzielał jej kolejnego mało interesującego wykładu z geologii, siedząc na sedesie i wesoło wymachując tylnymi kopytkami. A miejsce, w którym klacz się znajdowała, nie miało nic wspólnego z Wodospadem Willowlake… wróć! Jednak miało. Natężenie życiodajnego płynu przypominało huk rwącej wody jednego z większych wodospadów całej Equestrii. Letni strumień lecący ze słuchawki ogłuszał ją i uniemożliwiał koncentrację. Rarity zacisnęła zęby( dosłownie jak i w przenośni) i sięgnęła po konwaliowy szampon. Być może przy okazji odnajdzie w swojej czuprynie pozostałe fragmenty kufla, poskleja je w całość i postawi na półce w sypialni jako wojenną zdobycz. W Hearts Warming Eve natomiast doklei do niego parę reniferowych rogów i powiesi nad kominkiem za to felerne ucho...
Aaach… znów piękna, czysta i estetyczna. Włosy doprowadzone do stanu idealnego (ciekawskich informuję, że uchwyt to jedyne znalezisko, która zaplątało się we włosy klaczy, a piękne loki uzyskane zostały kosztem wyraźniejszego bólu głowy, który spotęgowały suszarka i lokówka- no cóż, piękno wymaga poświęceń), śnieżnobiała sierść błyszczała, a oczy nabrały zdrowszego blasku i przytomniejszego wyrazu. Jako, że klacz nie zamierzała dziś nigdzie wychodzić, zrezygnowała z makijażu, inwestując jednak w maseczkę regenerującą i solidną dawkę kremu nawilżającego. Wychodząc z łazienki Rarity przypomniała sobie o swojej „towarzyszce niedoli”, której nie widziała od momentu” powstania z umarłych”. Jej łóżko było zasłane (może nie tak dobrze, jak zrobiłby to jednorożec, ale w formie ogólno akceptowalnej) a po cyjanowym pegazie w pomieszczeniu nie pozostało nawet piórko. –„Zapewne znów opycha się do granic przyzwoitości w kuchni”- pomyślała projektantka i nieco chwiejno-asekurującym krokiem udała się do miejsca, z którego dochodziły odgłosy żywej dyskusji. Jej wejście do pomieszczenia nie pozostało niezauważone. Wzrok przyjaciółki, siostry i rodziców skierowany był wprost na nią. Po minach Rainbow Dash i Sweetie Belle wnioskowała, że atmosfera nie jest napięta, a wręcz przyjacielska. Przywitanie, jakie jej zgotowały wołało o pomstę do Nieba i nie przypadło klaczy do gustu:
-„Sing-Sing nagle w oczach schudł
I wyczuwam w jego głosie jakiś chłód…”
- Sweetie skierowała swoje kopytko na starszą siostrę.
-Jeszcze nawet się nie odezwałam. Dzień dobry. Teraz możesz powiedzieć, że wyczuwasz chłód.
-„Słabo w karty gra, może kogoś ma,
A ja nie wiem pooo cooo~…”

-O moja Celestio, nie…- Rarity minęła stół, przy którym kończyła śpiewać Sweetie Belle i zbliżała się ociężale do ekspresu.
-„Sing-Sing, skowroneczku móóój,
Gdzie się podział nienaganny urok twój…~”

Rarity wyraźnie podniosła jedną brew na występ Rainbow Dash w geście milczącego niedowierzania. Pokręciła tylko głową i sięgnęła po filiżankę.-„ Jakbym kiedykolwiek go straciła…” -pomyślała.
-„…Co też Ci się śni, o co chodzi Ci,
Powiedz, powiedz, o co~”

-O KAWĘ. CHCĘ. TYLKO.TROCHĘ.KAWY.NIC WIĘCEJ MNIE NIE INTERESUJE NA TĘ CHWILĘ.
Obie klacze ucichły, by spożyć resztę obiadu, a w tej samej chwili odezwał się piękny męski baryton. Cała trójka podniosła wzrok na Pana Roche, który jak gdyby nic zaczął śpiewać, zalotnie mrugając w stronę starszej córki.
-„Czy ja nie jestem lepsza niż
Całą reszta pań, cały babski wyż,
Gdy mnie widzisz, czemu wołasz SOS,
Na mój widok SOS, SOS…”
-Pfrssshh..- Rarity usiłowała tłumić śmiech, który wywołał ten niecodzienny występ-… tato. Oczywiście, że jesteś najlepszą ze wszystkich dam.
-Od zawsze to wiedziałam. To pewnie dlatego Twoja matka zwróciła na mnie uwagę. A urodę i wdzięk macie po mnie, córeczki.- powiedział, przeczesując swoje gęste, sumiaste wąsy.
- Jak dobrze, że nie odziedziczyły po Tobie skłonności do nadmiernego owłosienia nad górną wargą i na brodzie.- dodała od siebie Pani Roche.
-O nie nie nie. To już definitywnie mają po matce.- powiedział ogier, przytulając do nadąsanej żony.
-HMPF! A daj Ty mi spokój…- powiedziała, odganiając jego nachalne kopyta.

W domu zapanowała atmosfera szczęścia i ogólnego zadowolenia. Co tam kac i ból głowy. Przez chwilę Rarity poczuła się jakby powróciła do lat dzieciństwa, gdy rodzice i Sweetie śmiali się i dokazywali niemal całe dnie. To co działo się w chwili obecnej tak bardzo przypominało żywe wspomnienie każdego popołudniowego posiłku, który rozpoczynał się od celebracji powrotu głowy rodziny z biura ( trzeba przyznać, że tata zawsze znał się swojej pracy, był prawdziwym pasjonatem liczb i wykresów) a kończył na czytaniu bajek na dobranoc. To ciepłe wspomnienie zadziałało skuteczniej niż najlepsze środki przeciwbólowe, topiąc także nieco zlodowaciałe od pretensji i niewypowiedzianych żali serce klaczy. Paradoksalnie, choć Rarity potrafiła bezkonkurencyjnie odczytywać intencje i emocje innych, choć była mistrzynią niezobowiązującego flirtu i pomagania przyjaciołom w zmierzaniu się z własnymi uczuciami, to jednak jej własne „życie wewnętrzne” oziębło, na co ogromny wpływ miała praca, stres, zawód miłosny na gali, nieudany pokaz oraz… były chłopak. Dopiero będąc tak blisko Emeralda, Rarity na powrót zaczęła myśleć o nim i o ich nieudanym związku. Być może gdyby dała mu kolejną szansę, to sprawy potoczyły by się zupełnie inaczej, może nawet nosiłaby dziś dumnie połyskujący naszyjnik zaręczynowy, ba!, ślubny nawet! Nie. Choć może kiedyś zostanie Panią Emeraldową Grey stanowiło dla niej miłą wizję i ciche marzenie, to jednak teraz myśl wywołuje więcej smutku i zażenowania.-„ Młoda byłam… Zaraz, właściwie to wciąż jestem. Byłam młodsza i bardziej naiwna (o, tak ładniej brzmi),aż wstyd mi przed samą sobą, że po tych wszystkich latach „weszłam do tej samej rzeki” i uległam urokowi kolejnego ogiera, który brzydził się ubrudzić bardziej niż ja. Czemu ja zawsze wybieram nieodpowiednich ogierów? A przecież chciałabym takiego, który byłby romantyczny, odważny, czuły i inteligentny, chyba istnieje gdzieś w Equestrii taki, który spełniałby moje oczekiwania? Który zerwałby specjalnie dla mnie nenufary, nie zważając na brudną i zimną wodę…”
Jakby w odpowiedzi rodzina usłyszała donośne pukanie w drzwi. Rarity odstawiła pustą filiżankę i sztućce, które trzymała w magicznym uścisku.-Ja otworzę! -powiedziała i wstała od stołu.- Zastanawiam się, kto też może do nas pukać o tej porze.
-„Tipu, tipu, tipu taj,
Ty mi tu tulipany daj,
Kormorany, ty mi, ty mi, ty mi daj,
Tipu,tipu,tipu taj,
Ty mi tu tulipany daj,
Nenufary, ty mi , ty mi daj~”
–podśpiewując pod nosem Rarity chwyciła niebieską aurą za pozłacaną klamkę drzwi.
-STOP. Moje życie zaczyna przypominać jakiś kiepski musical, musimy ograniczyć ilość śpiewania w tej rodzinie, i to zdecydowanie. Jeszcze trochę i nie odgonię się od tego rapera Pittbella, czy jak mu tam. Chyba jeszcze tylko ze mną nie nagrał duetu.- powiedziała na głos, otwierając drzwi.
-Dzień dobry, Rarity. Cieszę się, że nie pomyliłem adresu.- powiedział srebrny ogier, kłaniając się nisko i wręczając skromny bukiet żółtych tulipanów klaczy.
-Silver? N-nie spodziewałam się odwiedzin. Niech zgadnę: „Dolphin’s pride” chce jednak odzyskać to ucho?
-Słucham?- ogier przekrzywił lekko głowę.
-Nie, nic. Nie ważne, doprawdy, hehe… Dziękuję za kwiaty, są piękne. Wejdź do środka, proszę..-klacz pochwyciła bukiet i otworzyła drzwi w zapraszającym geście, nakłaniając granatowogrzywego do przekroczenia skromnych progów domu. Teraz klacz mogła w spokoju przyjrzeć się funkcjonariuszowi po godzinach, który bez umundurowania stawał się bardzo spokojny i jakby… nieśmiały? Potulny olbrzym, który spuszczał wzrok za każdym razem, gdy Rarity przyłapała go na wpatrywaniu się w jej osobę.
-Ja właściwie tylko na chwilkę. Chciałem się dowiedzieć, jak się czujesz i czy znów nie wpakowałaś się w jakieś kłopoty…
-Właściwie to przyłapałeś mnie na gorącym uczynku. Jutro zamierzałam napaść na bank, ale widzę, że wymiar sprawiedliwości znów mnie uprzedził.- klacz uśmiechnęła się zalotnie do strażnika, który nieco oswoił się już z obecnością klaczy i sam odpowiedział uśmiechem.
-Diamenciku, kto przyszedł?- rozmowę przerwał głos mamy, dochodzący z kuchni.
-Pan Silver, mamo…- słodka Luno, jak Rarity nienawidziła tego zwrotu. I to jeszcze przy gościach…
-Zaproś pana do kuchni! Panie Silverze, kawki, herbatki? Może zje Pan z nami posiłek?
-Bardzo Pani dziękuję, ale muszę z przykrością odmówić. Spieszę się do domu.
-Czy już się upewniłeś, że jestem bezpieczna i nie będę sprawiać większych kłopotów?
-Prawie. Jest jedno rozwiązanie, które sprawi, że przestanę się tak umartwiać, ale ostrzegam, że wymaga ono Twej współpracy.
-To znaczy?..
-Zapewnię Ci ochronę w postaci randki w tą sobotę. Dzięki temu będziesz bezpieczna a ja będę spać spokojnie.
-A ile należy się za tę ochronę, Panie Strażniku? Niestety nie mam przy sobie dość pieniędzy by opłacić własnego bodyguard’a.- z udawanym smutkiem klacz opuściła wzrok i teatralnie ryła kopytkiem w tę i nazad.
-Och, tym się nie przejmuj, okropny ze mnie altruista.
-A więc gdzie i kiedy?- zapytała klacz, tym razem już patrząc przybyłemu w oczy.
-Pozwól, że przyjdę po Ciebie o godzinie 19:00, w tą sobotę. Wybierzemy się do klimatycznej restauracji, zapewniam, że Ci się spodoba- szeroki uśmiech ogiera łagodził jego rysy i sprawiał, że patrzyło się na niego z jeszcze większą przyjemnością.
-Brzmi świetnie. A więc do zobaczenia już niedługo.
-Jasne, do tego czasu postaraj się nie wpaść w kłopoty-ogier raz jeszcze się ukłonił i opuścił mieszkanie.
-Nawet tutaj czuć fetor tego maślanego flirtu. Punkt krytyczny został przekroczony-powiedziała Rainbow Dash, kierując swoje słowa do zasiadającej ponownie do posiłku właścicielki diamentowego Uroczego Znaczka.
-Ja zaś czuję dziwny zapach…niuch,niuch… to zapach zazdrości i zdaje się… -klacz przechyliła się na swoim krześle w kierunku przyjaciółki- …że dobiega od Ciebie, kochanie…
-Też mi coś-odburknął pegaz.
-Ja tam wiem swoje~- Rarity dźwięcznie zakończyła danie i zabrała się do konsumpcji.
_____________________________________________________________

Nastał wieczór. Słońce zaszło, ustępując swojego miejsca srebrzystej tarczy Księżyca. Rarity wraz z Rainbow Dash i Sweetie Belle siedziały w sypialni młodszej z córek Roche. Rainbow Dash żywo gestykulowała nad głową młodego jednorożca, podczas gdy on sam wpatrywał się obsesyjnie w zapisaną kartkę zeszytu. Rarity z kubkiem karmelowego cappuccino siedziała przy oknie, co jakiś czas spoglądając przez nie na oświetlone uliczki spokojnego osiedla domków jednorodzinnych. Deszcz… nie nie, źle myślicie, deszczu już nie ma. Dziś z nieba nie spadła ani jedna kropla wody. Widocznie ekipa Cloudsdale naprawiła Pogodowe Centrum Dowodzenia. Rarity myślała teraz o historii, którą opowiedziała jej przyjaciółka. Ktoś chciał doprowadzić do katastrofy ekologicznej, tego jednorożec był pewien. Nieszczęście polega na tym, że postać Rainbow Dash jest teraz uwikłana w całą historię. Może to wszystko jakoś się ułoży, może nikt nie wie lub też nie rozpoznał jej przyjaciółki, gdy ta z impetem wylądowała wewnątrz budynku. W końcu… w środku było ciemno; skoro ona nie potrafiła rozpoznać włamywaczy, to jej tym bardziej nie rozpoznano. Tak, właśnie tak pewnie jest.



Przekonywanie samej siebie to jednak ciężki kawałek chleba.



-Teraz już wiesz, skąd wziął się X?- zapytał pegaz, wskazując kopytem na fragment równania.
-Tak… w sumie to nie jest takie ciężkie!- wesoło zakrzyknęła Sweetie Belle.
-A nie mówiłam ,dzieciaku? Matma jest prosta, jak się opanuje jej podstawy. To co? Jeszcze jeden przykład?
-Pewnie, Dash!
-I to rozumiem!- tęczowo grzywa pogłaskała młodszą koleżankę po głowie.
-Dziwne… nie tłumaczyli wam tego na zajęciach?- zapytała oprzytomniała Rarity. Wciąż myślała o tym, że ten krótki urlop przysłuży się nie tylko jej, ale i Dash. Właśnie…
-Rainbow, kochanie? Czy Wanderbolts wiedzą…?
-Tak, miesiąc.
-Słucham?
-Powiedziałam im, że biorę urlop na miesiąc. Nawet nie mieli pretensji. Czujesz to? PŁATNY URLOP!- klacz wykonała gest imitujący grę na elektrycznej gitarze.
-Ty to masz fajnie… -rozmarzyła się Sweetie.
-A Ty, skarbie, wracaj do nauki. Masz duże zaległości. Czy ty…?
-Nie! NIENIENIENIENIENIE! A SKĄD! WCALE NIE OPUSZCZAM LEKCJI, NO CO TEŻ CI PRZYSZŁO DO GŁOWY he he..hehehe…- Wypowiedź jednorożca nie była jednak zbyt przekonująca. Rarity i Rainbow Dash wymieniły się spojrzeniami, a potem rozpoczęły swoje własne, prywatne i zupełnie nie natarczywe…przesłuchanie.
-Dash,światło!- PSTRYK!-lampka stojąca na biurku została włączona, a jej promienie nakierowane wprost na twarz skrępowanej(ale tylko metaforycznie-Celestio broń!) Belle.
Rarity usadowiła się naprzeciw siostry, podczas gdy lotniczka krążyła od lewej do prawej, przypatrując się badawczo młodej „przestępczyni”.
-Sweetie, jak często opuszczasz lekcje?

-A więc jednak przyznajesz się, że je opuszczasz?

-Mów lepiej po dobroci, to bardzo ważna sprawa, pannico!- dodała zza pleców Damy cyjanowa klacz.
-Nie stresuj się, tylko powiedz prawdę. Obie bardzo się o Ciebie martwimy. Opuszczasz tylko matematykę, czy wagarujesz całe dnie?
-Nie, bo ja, bo no… po prostu nie mogłam się skupić, okej? Jestem ostatnio rozkojarzona i wszystko przychodzi mi znacznie ciężej niż wcześniej.
-Może to przez to, że prawie nic nie jesz. Widziałam, ile nałożyłaś sobie na talerz. To już królik Fluttershy je więcej. Odchudzasz się? Wiesz, że w Twoim wieku to bardzo niebezpieczne.
-Właśnie, dzieciaku! Jeszcze nam wpadniesz w anemię! Musisz jeść, daj sobie spokój z tymi wychudzonymi modelkami, stać Cię na więcej!
-Nie, ja się wcale ale to wcale nie odchudzam, PRZY-RZE-KAM.
-Mówże co jest grane, niecierpliwimy się!
-Dash, czy ty się aby za mocno nie wczuwasz w rolę złego gliny?
-Ktoś musi, skoro postanowiłaś być tym dobrym.
-Moim zdaniem to my bardziej przypominamy Thelmę i Louise, aniżeli prawdziwych gliniarzy.
-Czy one przypadkiem nie uciekały przed wymiarem sprawiedliwości?
-„Nie wiem, czy Ty nie będziesz musiała, jeżeli ktoś Cię rozpoznał w tym PCD.”- nie, coś Ci się pomyliło…Louise…
-Huh?- tęczo grzywa odwróciła głowę w stronę przyjaciółki.
-Nic,nic. W kaaaaażdym razie, Sweetie Belle, tak dalej być nie może. Nie wiem, co jest na rzeczy, bo chyba wszystkie siły świata wstrzymują Cię przed powiedzeniem mi, co Ci leży na sercu, ale musisz przestać, bo to się może źle skończyć.
-Ehh, dobrze, siostrzyczko, skończę z tym… A teraz, jeśli pozwolicie, chciałabym pójść się wykąpać. Jutro czeka mnie ciężki dzień. W SZKOLE.
Rarity wstała z miejsca i pociągnęła za sobą Element Lojalności, który niechętnie wstał ze swojego miejsca i obie udały się do pokoju na końcu korytarza.
_____________________________________________________________

-Wiesz, Dash?- zaczęła Rarity, zamykając drzwi do swojego pokoju od wewnątrz by uniknąć niepotrzebnych świadków rozmowy.
-Mhm?- Dash odpowiedziała, przeglądając jedno z pisemek.
-Wydaje mi się, że musimy się dowiedzieć, co dzieje się z moją ukochaną siostrzyczką.
-A niby jak?
-Proste, będziemy ją śledzić.
-Dobrze słyszałam?- Rainbow odłożyła na chwilę czytaną gazetę i skupiła całą swą uwagę na słowach przyjaciółki.
-Nawet bardzo dobrze. Skoro ona nie chce po dobroci, to osiągniemy cel…
-Siłą!- wcięła się jej towarzyszka.
-…sprytem, kochanie, sprytem. Odkryjemy małą tajemnicę. I to już jutro.
-Podoba mi się Twoja przebiegłość, Rare. Będzie niezła zabawa.- uśmiechnęła się zawadiacko klacz.
-W istocie, Rainbow Dash. A teraz idźmy spać, by jutro nie zaspać. Sweetie idzie do szkoły o wpół do ósmej. Musimy być zwarte i gotowe.

Ciąg dalszy nastąpi…
Link do komentarza

Jak zwykle bomba. Rany, czy ciężko Ci naraz tyle wątków przeplatać? Ja bym dostał szału...

Poza tym... Jak bardzo rozwiniesz postać Silvera? Czy był żołnierzem Equestrii? Może nawet Królewskim Gwardzistą? O rany, wooojskoooo!

Nie jest tak ciężko, wystarczy dobra pamięć. Mam nadzieję, że w czytaniu nie wydaje się tak ciężkie... :flutterblush:

*patrzy na Tarretha* Jak to jest mieć swojego osobistego fanboya, Magento? :rariderp:

Wspaniale, Airlicku, wspaniale :fabulous:

Link do komentarza
×
×
  • Utwórz nowe...