Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 08/01/19 we wszystkich miejscach

  1. Cheerful odchodził w swoją stronę, gdy napotkał przypadkowo spacerującą korytarzami szkoły Starlight wraz ze swoją pomocnicą i asystentką. Klacze żywo o czymś dyskutowały i na początku nie zwracały uwagi na gościa. Dopiero gdy zbliżył się do nich na kilka kroków Starlight uniosła kopytko. – Co jest?!? – Zdziwiona dziewczyna spojrzała na swoją mentorkę, a potem przeniosła wzrok na ogiera przed sobą. – Cheerful… – Podskoczyła ucieszona – Nie sądziłam, że tutaj wrócisz… czyżbyś się za czymś – Podeszła do ogiera i szturchnęła go kopytkiem w bok, dodając ściszonym głosem – Albo za kimś stęsknił? Starlight pokręciła głową, wzdychając i patrząc na nią karcąco. – Dziewczyno daj, że spokój naszemu Cheerfulowi. Na pewno ma ważną sprawę, a Ty zawracasz mu głowę swoimi pomysłami. –Starlight chciała podejść do klaczy, ale pamięć o dawnych wydarzeniach i jego kumplu Youkaiu zatrzymały klacz w miejscu. Niebyła pewna do końca czy mała nie miała racji… – Ojj… Starlight ja się tylko droczę z wujkiem Cheerfulkiem… – Zachichotała mała klacz i spojrzała na niego maślanymi oczkami. – Prawda wujku? Kopytko pani pedagog niemal automatycznie wylądowało na jej pyszczku. – Ja… przepraszam za nią.
    2 points
  2. oglądałem po raz trzeci serial Czarnobyl
    1 point
  3. Naprawdę tego chcesz? Możesz nie wytrzymać takiej przyjemności
    1 point
  4. joakaha Się nam księżniczka rozśpiewała!
    1 point
  5. SLB94 Smutna Pinkie?! Przytulić ją trza
    1 point
  6. Nowa tapetka, tym razem w wersji Live
    1 point
  7. Popełniłem ten błąd, że od lektury do pisania komentarza pozwoliłem upłynąć zbyt dużej ilości czasu. Przez to mam jeszcze większy problem by wyrazić moje mieszane uczucia, nie popadając przy tym w marudny ton, z którego ani autor niczego nie zaczerpnie, ani ja nie zdołam wyrazić swojego zdania. Więc tak – nie nazwałbym tego jeszcze pierwszym złym wrażeniem, ale już sama idea osadzenia w głównej roli córki króla Sombry mogłaby nie wróżyć dobrze temu opowiadaniu. Ów motyw potomstwa tego złego zwykle nie jest zbyt zręcznie przedstawiany przez twórców fanfikcji, a już na pewno trudno w nim o jakąś oryginalność. Jednak walczmy z uprzedzeniami i bierzmy się za lekturę. Prolog wypada chyba najbardziej interesująco. Już pierwsze słowa sugerują pojawienie się znacznych różnic w porównaniu z serialem. Pomysł zetknięcia się teraźniejszości z tysiącletnią przeszłością i przede wszystkim spojrzenie na ten problem od strony nieco bardziej technicznej – z wiążącymi się z tym obustronnymi korzyściami – jest jak najbardziej utrafiony i sensowny. Pierwsze słowa opowiadania każą spodziewać się całkiem poważnej historii, w której nie brak dbałości o szczegóły i pomimo, że w pewnej chwili prolog zaczął mi brzmieć jak film dokumentalny, spodziewałem się że podobnego przyjemnego w odbiorze światotworzenia będzie w dalszej części opowiadania więcej, a to znacznie zaostrzało apetyt na czytanie. Czym jednak byłby prolog bez mniejszego lub większego bum, mającego na starcie przykuć uwagę? Walka na pierwszych stronach to nic zaskakującego, zwłaszcza poprzedzona spokojną sielanką – to schemat, ale tutaj jest on przedstawiony jak najbardziej poprawnie. To klasyczny, zachęcający początek, w którym jednak już przebłyskiwały pierwsze niewyraźne jeszcze oznaki czegoś, co bardzo psuło mi dalszą lekturę, ale o tym za chwilę. Kolejny rozdział i powrót starej gwardii kojarzy mi się ze współczesną, popularną w przemyśle filmowym manierą grania na nostalgii widzów poprzez odgrzewania kolejnych kotletów. Trudno oczywiście przypisać to „Kruchości Obsydianu” – nie minęło jeszcze aż tyle czasu by podobne zabiegi nazwać odgrzewaniem – ale mam wrażenie, że autorowi bardzo zależy by przedstawić jak najwięcej „smaczków z przeszłości”, co w połączeniu z rzuceniem na głęboką wodę w dość nieznany świat, może wywoływać już nie tyle przesyt, co wręcz przeciwnie – poczucie niedostatku. Dla mnie osobiście kilka rzuconych tu i ówdzie szczegółów to zdecydowanie za mało by ujrzeć zmiany, jakie zaszły w znanej nam przecież krainie. Dostrzegam tu chęć trzymania się klimatu serialowego, a to wiąże się nierozerwalnie z pewnymi uproszczeniami, jednak w wielu przypadkach brakuje mi tutaj pewnej zręczności jeśli chodzi o dobór przedstawianych szczegółów. Miejscami są one bardzo trafione – dla przykładu, pomysł uczynienia ze znanego również w naszym świecie szóstego zmysłu krów zdolności wyczuwania magii to dla mnie wielki plus. Jednocześnie zdarzają się też rzeczy aż do przesady dziecinne – np. zachowanie tej mućki, o której wszyscy wiedzą, że o niej mowa. W moim odczuciu powstaje zbyt duża nierównowaga, która dezorientuje i rozprasza. Może gdyby historia działa się w czasach bliższych serialowi byłoby łatwiej nie pogubić się w tym świecie… Chociaż pogubić się to też nie to określenie, którego bym użył. Wspominałem, że to poczucie niedosytu i chyba właśnie o to mi chodzi. Nie mówię oczywiście o tym, że należałoby opisywać „każdą gałąź każdego pierd****ego drzewa”, ale myślę, że autor przesadził tutaj w drugą stronę – poruszył naraz zbyt wiele aspektów, w wyniku czego żaden nie został potraktowany z wystarczającą uwagę. Wiem doskonale, że cały czas mówię tu o wątkach pobocznych, jednak początek opowiadania sugerował chyba nieco większą dbałość o szczegóły. Przedstawiony świat nie jest jednakowoż głupi – wydaje się przemyślany i sensowny, po prostu za mało w nim szczegółów, co mam nadzieję, w dalszych rozdziałach ulegnie zmianie. Uczepiłbym się też tego, że autor przedstawia zmieniający się świat kucyków jakby technologicznie dążył mniej więcej w kierunku naszego świata. Sztuczna inteligencja i komputery nigdy jakoś nie pasowały mi tego uniwersum, zwłaszcza, że okres, który minął w opowiadaniu od czasów serialowych daje wielkie pole do popisu wyobraźni. Bardzo żałuje, że pomimo początkowych nadziei, tak niewiele poświęcono motywowi zetknięcia się kultur oddalonych od siebie o dziesięć stuleci. Zdecydowanie wolałbym gdyby autor miast skupiać się na bądź co bądź prostych założeniach rozwoju technicznego Eqeustrii, popuścił wodze fantazji nieco bardziej i zbudował swój świat na odmiennych fundamentach, niż te, na których stoi nasza rzeczywistość. Ale ja tu marudzę, a wszystko sprowadza się do tego, że sam zrobiłbym to inaczej, ale czy lepiej? Tego już nie jestem w stanie powiedzieć. Moją osobistą opinią pozostaje jednak, że autor nie do końca podołał ambitnemu skąd inąd zadaniu kreacji Equestrii po upływie tak wielu lat. Nie wykonał zachwycającej pracy, ale też niczego nie spartaczył. Moim zdaniem wymagałoby to jednak pewnych poprawek. Podobnie ma się sprawa ze słownictwem – pozornie jest w porządku, czyta się szybko i bez przystanków, zdarzają się jednak pewne miejsca z dość niezręcznie dobranym zwrotem. Musiałbym przeczytać wszystko jeszcze raz i dużo dokładniej, żeby wyłapać wszystkie takie zgrzyty. W pamięci utkwiło mi jednak określenie „opróżniony tron” czy zaskakujące częste wieńczenie pytań retorycznych takimi zwrotami jak „prawda?” albo „czyż nie” – myślę, że negatywnie wpływają one na płynność czytania, tzn. widzę w tym niepotrzebne zwroty do czytelnika, zwłaszcza jeśli jest ich aż tyle. Fabuła. Już sam opis opowiadania jednoznacznie określa czego można oczekiwać i na razie nie ma w opowiadaniu większych niespodzianek. Historia toczy się klasycznie – zapowiedź odnalezienia dziewczyny z innej epoki, odnalezienie jej, zagubienie w nowym świecie, próby odnalezienia się. Nic specjalnie zaskakującego, poza jednym – tym, co nieco niepokoiło mnie już na początku, a im dalej z lekturą, tym stawało się to coraz bardziej widoczne. Mianowicie, przesadna w moim mniemaniu powolność akcji. Autor w bardzo dużym stopniu skupia się na przedstawianiu przemyśleń Obsidian i Twilight, często przedstawiając tę samą sytuację z dwóch zupełnie różnych punktów widzenia i to zasługuje na pochwałę. Podoba mi się, że czytelnik prawie zawsze wie więcej od bohaterek i może kręcić głową nad tym jak i jedna i druga błądzą w swoich domysłach, jednak byłoby jeszcze lepiej gdyby towarzyszyły temu jakieś konkretniejsze działania. Bo chociaż jest tu jakaś podróż pociągiem, wykład, posiłki, to wszystko jest traktowane wyłącznie jako tło do dalszych przemyśleń i wszystko byłoby w tym względzie w porządku, gdyby przeplatało się to z jakimiś czynami, które same przemawiałyby za charakterami postaci. Jedna scena przenoszenia jabłek wiosny nie czyni, a i tak więcej jest w niej rozmowy niż robienia. Nie chcę tu wyjść na hipokrytę – sam nie zwykłem się spieszyć w opowiadaniu historii, ale owa powolność w połączeniu ze wspomnianym wyżej niedoborem szczegółów w światotworzeniu sprawia, że opowiadanie może się okazać dla niektórych osób nużące. Krótko mówiąc, chyba oczekiwałem czegoś innego i stąd moja niezbyt przychylna opinia. Niech jednak nikt nie traktuje tego jako pełnoprawnej recenzji, bo nawet teraz nie jestem do końca zadowolony z tego co tu wymęczyłem, nie wiem czy jest to cokolwiek warte, ani czy trafnie ująłem swoje przemyślenia. Sądzę, że jeśli ktoś lubi zagłębiać się w myśli literackich postaci, będzie z lektury Kruchości Obsydianu zadowolony. Jeśli jednak ktoś woli światotworzenie i ciekawi go jak Equestria będzie wyglądać za kilka dziesięcioleci, może się nieco zawieść, ale sam mam nadzieję, że autor nie powiedział jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa.
    1 point
  8. Starszy inżynier kontroli? Ile ty masz lat, 25?
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...