Zabrałam się ponownie za KH dzięki umowie z Cahan, po czym zasnęłam przy pierwszej próbie przeczytania prologu, co w zasadzie całkiem nieźle oddaje mój stosunek do tego fika. No ale umowa to umowa, udało mi się go doczytać do końca i wypada wreszcie skomentować, skoro po pierwszym razie mi się nie chciało.
Prolog sprawdza się w swojej roli, opisując świat przedstawiony, jego rasy i historię. Jak to u Verlaxa, światotworzenie jest mocno rozbudowane, a świat bardzo różni się w stosunku do serialowej Equestrii. Widać inspiracje ziemską historią i fascynację polityką autora. Postaci są oryginalne, z wyjątkiem Celestii i Luny zostały wymyślone przez Verlaxa. Widać między nimi wyraźne różnice zarówno w wyglądzie, jak i charakterze, nie ma tu szansy na pomylenie ich ze sobą. Choć nie twierdzę, że imiona Nieśmiertelnych zapamiętałam na tyle dobrze, żeby móc je bez sprawdzenia w tekście zapisać. Czego jednak mi w tych postaciach zabrakło, to jakichś emocji, które by wywoływały, sympatii do nich czy odrobiny humoru, która sprawiłyby, że zainteresowałabym się nimi i zależałoby mi na poznaniu ich dalszych losów.
Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie męczy w odniesieniu do fików Verlaxa już od dłuższego czasu – po co w ogóle pisać te opowiadania jako fiki do MLP? Świat przedstawiony ma niewiele wspólnego z Equestrią, w pewnych kwestiach jest sprzeczny z kanonem. Postaci serialowych prawie nie ma, zresztą o ile pamiętam, autor bardzo wcześnie skończył oglądać serial. Czasem mam wrażenie, że uczynienie z części postaci kucyków to tylko wymówka, żeby móc sprzedać fika fanom serialu, a w gruncie rzeczy dałoby się to napisać (być może pod pewnymi względami lepiej) jako oddzielne dzieło.
P. S. O formie nie będę pisać, bo lubię Gandzię, a pewne rzeczy po prostu przerastają nawet jego.