Miłe zaskoczenie. Ostatnimi czasy zacząłem się skłaniać ku kreacjom Celestii władczej, zdecydowanej, wymagającej, czyli władczyni kompetentnej, opanowanej, silnej i bezwzględnej. Wicie, tak na poważnie Zaglądając do niniejszego wątku, obawiałem się, że tekst najwyraźniej prezentujący Celestię zgoła inaczej średnio przypadnie mi do gustu, ale jednak nie, bardzo mi się spodobał, no i samo to, że podczas wyliczania kolejnych wpadek Pani Dnia zachowywała śmiertelną wręcz powagę (aż do końca, kiedy to wreszcie przyznaje, że nigdy z nikim nie wygrała), było zabawne, w sam raz na poprawę humoru.
W tym wszystkim cieszy rola Luny, która wypada nie tylko jako ta, która sarkastycznie wypomina starszej siostrze stare kompromitacje, rzuca aluzje i wzbudza wstyd, nie tylko wydaje się być tą młodszą i denerwująca siorką, której wszystko się udaje, w fanfiku występuje także jako postać, która finalnie próbuje pomóc Celestii wziąć się w garść i podjąć jakąś decyzję, jak odważnie podejść do swojego pasma porażek i wreszcie znaleźć sposób na poprawę swojej wartości bojowej. Niuansami zostało nam nakreślone to, że Luna, o ile potrafi być zadziorna, cyniczna, wypominająca i szydząca, o tyle wie, jak podnieść na duchu i nawet jeżeli zachowuje się uszczypliwie, to czyni to tylko po to, by coś uświadomić, by sprawić, że w starszej siostrze dokona się zmiana na lepsze. Czyli jak najbardziej ma dobre intencje. I to jest bardzo pozytywne, dopełnia efektu
Wiadomo, biorąc pod uwagę kolejne wpadki oraz rezultat finałowego starcia z własnymi słabościami, można odnieść wrażenie, że ta Celestia jest troszkę niczym były zawodowy „mistrz” Europy K-1 federacji WKU, El Cholesterol. W sumie, coś w tym jest, natomiast, gdy przeczytałem następujący dialog:
Aż mi się skojarzył fragment legendarnego Hejt Parku z udziałem El Tosta, w którym to pokazywał on redaktorowi Borkowi pokonanych rywali, aż pan Borek zwrócił uwagę, że oni wszyscy mają ujemne rekordy, z czego jeden ma więcej porażek, niż wszyscy pozostali razem wzięci zwycięstw (ale to akurat był już inny program).
Koniec końców, Celestia nigdy nie była w stanie nawiązać prawdziwej walki z klasowym rywalem, stąd jeżeli akurat nie pokonała ichniego buma, to po prostu stała sobie gdzieś z boku, od czasu do czasu próbując wykazać swoją wątpliwą moc, co zwykle kończyło się kompromitacją. W tekście mamy wymienione między innymi starcie z manekinem służącym do ćwiczeń, które... no, spoglądam do mediów społecznościowych i jutuby, budzi to skojarzenia z jednym z filmików, którego "bohaterem" jest uprzednio wymieniony pan, a w którym to ten rozprawia się z manekinem w parterze... co nie wygląda groźnie, ani przekonująco. Równocześnie kojarzy się to z walką Rafatusa z drzwiami, tamta walka również zakończyła się zaskakująco (drzwi sprowadziły znanego patostreamera do parteru i ubiły go na ziemi).
Wiadomo, to tekst zagraniczny, a Coldwind zaserwował nam przekład (bardzo dobry zresztą, wszystko brzmiało po polsku świetnie i tak też się czytało, z ciągłym zaciekawieniem oraz uśmiechem, bardzo przyjemne doświadczenie), stąd raczej trudno posądzać autora oryginału o nawiązania do polskich internetowych celebrytów, ale wciąż, na naszym podwórku tekst potrafi wzbudzić podobne skojarzenia, co... sprawia, że fanfik zachowuje aktualność (w pewnym sensie), tym bardziej śmieszy i się podoba. Kolejna ciekawa rzecz związana z tymże tytułem
Hm, może do jednej rzeczy bym się przyczepił, mianowicie, w jednym (chyba) momencie mamy wymienione plecy zamiast grzbietu, a z kontekstu jasno wynika, że w danej scenie biorą udział wyłącznie kucyki, co nie zawsze ma miejsce. Wcześniej przytoczyłem fragment, w którym wspomniane zostają smoki, ale w podobnym stylu mamy nawiązanie do rasy gryfów oraz zatargach z tymże jakże dumnym gatunkiem, we własnej osobie przewijają się też minotaury (w charakterze barbarii, która atakuje Equestrię), z którym to dowódcą księżniczka oczywiście przegrywa po ciosie, ale na szczęście gwardia prędko opanowała sytuację, gdy już rozgorzała bitwa... W sumie, chyba najbardziej zaskakujący fragment – gwardia królewska nareszcie na coś się przydaje i odnosi bezstratne zwycięstwo z trzykrotnie liczniejszą armią, podczas gdy trenerzy i cutmani usiłują (zapewne, tego nie ma w tekście, ale tego się domyślam) przywrócić znokautowaną Celestię do stanu funkcjonalności. Ciekawe, ciekawe, możliwe, że mieli w charakterze dowódcy zastępczego maga znającego zaklęcia, przede wszystkim oślepienie oraz wskrzeszenie, oczywiście na poziomie mistrzowskim, coby wskrzeszone jednostki po walce nie zniknęły. Sporo wiedzy musiał mieć, no i mocy, to bez dwóch zdań. W ogóle, ciekawi mnie jego zestaw umiejętności. Chyba złupił z kilka Smoczych Utopii, zanim przystąpił do walki
Ucinając osobiste projekcje związane ze starciem z minotaurami, wspomnę o zatargach między siostrami, gdy te jeszcze były znacznie, znacznie młodsze. Ogółem, miło, że mimo komediowej otoczki, lekkiej formy oraz prześmiewczego podejścia do skądinąd szalenie istotnej i ważnej persony, jaką jest Celestia, fanfik próbuje wnieść co nieco do przeszłości Equestrii, mało tego, za każdym razem robi to dobrze, z polotem oraz humorem, toteż rzeczy nie nie odstają od głównego wątku opowiadania. No i miło było wyobrazić sobie małe księżniczki, gdzie starsza naraża się młodszej, na co ta odpowiada dźwignią założoną na nogę, powodując poddanie walki. Autor pomyślał zatem nie tylko o porażkach dyplomatycznych, taktycznych, ale także siostrzanych.
W sumie, na dworze też jakoś nieszczególnie szło tej naszej Celestii. Zastanawialiście się kiedyś, do jakiej wpadki mógłby przyczynić się mały, praktycznie świeżo narodzony Blueblood? Przeczytajcie, a się dowiecie Co prawda nie była to najbogatsza w fajerwerki wtopa, ale jej wyobrażenie także dało masę uciechy.
Wydaje mi się, że to dzięki kompetentnemu wykreowaniu postaci Celestii i Luny, ten bądź co bądź nietypowy, ale mający to i owo wspólnego z kanonem (W końcu kto podczas słynnego ślubu w Canterlocie został zoneshotowany przez Chrysalis?), posiada coś urokliwego i przede wszystkim zapewnia masę humoru, poprzez ukazanie koronowanej głowy nie tyle w krzywym zwierciadle, nie tyle jako kogoś niekompetentnego, co kogoś, kto rozpaczliwie próbuje, komu się nie udaje, ale mimo to uparcie sprzedaje swój wizerunek jako kogoś, kto cokolwiek może i kto odniósł sukcesy. W połączeniu z rolą oraz zachowaniem Luny, jak również przytoczonymi wcześniej skojarzeniami, daje to kreację, która nie trąci żenadą, nie wzbudza negatywnych emocji, gdyż kłóci się z określonymi wyobrażeniami księżniczki Celestii, ale po prostu się podoba i bawi, bo udała się w barwny, sympatyczny sposób.
Ostatecznie, treść okazała się całkiem urozmaicona. Cały czas oczom czytelnika ukazuje się coś nowego, jakieś nowe wspomnienie, nowa wpadka, natomiast fakt, że rzeczy te są przeplecione z dialogiem obu sióstr (prowadzonym całkiem dynamicznie zresztą), powoduje, że nie ma miejsca na nudę, a wyobraźnia pracuje, starając się zwizualizować ten lekki jak piórko, pełen humoru fanfik, który w żadnym momencie nie zawodzi. Cóż, nie pozostaje mi zatem nic innego jak gorąco polecić ów fanfik. Mnóstwo humoru, księżniczki trochę na poważnie, a trochę w krzywym zwierciadle, między wierszami udało się wnieść co nieco do lore, przekład czytało się znakomicie, lekko jak piórko, było po prostu przesympatycznie. Nie wspominając już o rewelacyjnej atmosferze towarzyszącej czytelnikowi przez calutki tekst.
Księżniczce Celestii oczywiście życzę wszystkiego dobrego i może Adam Małysz na następnego rywala