Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/23/25 we wszystkich miejscach
-
Jak dla mnie nowy rozdział tym bardziej sugeruje, że Thoraxa tam nie ma. Twilight o nim śni (trochę beka, że tak marudziła jak to Celestia ją do ślubu zmusiła, a teraz jest "mężu, wróć, potrzebuję cię"). Czasami i na jawie. Wydaje mi się też, że tej sali tortur tam nie ma. Bo czemu miałaby być na Księżycu? Oczywiście, jest opowieść o podmieńcach z księżyca i Change... Ale czy podmieńce w ogóle budują komnaty tortur? Szczególnie, że ich kultura jest różna od kucykowej, a z tego co wiemy, takie miejsca znaleźć można w Zamku Dwóch Sióstr i w Canterlot. Czyli to element kultury kucyków. Podmieńce raczej wyglądają na istoty, które wolą tortury psychiczne i magiczne. Ciekawe, że kucyki w tym świecie mają takie wynalazki i to za czasów królewskich sióstr - najwyraźniej im to nie przeszkadzało. Nie żeby to było moralnie niewłaściwe, po prostu tortury są dość nieskuteczne, torturowany w końcu powie wszystko, to co chce od niego usłyszeć kat. Przyzna się do win, których nie popełnił. Dlatego w cywilizowanym świecie ich stosowanie jest mocno ograniczone i robione po cichu zabronione. Swoją drogą, część z wymienionych w tym rozdziale urządzeń do ćwiczeń agonizujących nigdy nie była stosowana w praktyce. Istniały jako sensacje z wieków późniejszych do szokowania okrucieństwem wieków ciemnych. Ciekawe, czy w świecie kucyków też tak jest. Inna sprawa, że żelazna dziewica (która prawdopodobnie nigdy nie była używana) jeśli już, to służyła za narzędzie egzekucji, a nie tortur. Swoją drogą, zastanawiające jest to jak Celestia karała Lunę. I ciekawe za co. Oczywiście, rozważania Twilight, że Celestia Luny nie kocha wyrzuciłabym do wora "brednie". Bądźmy poważni, Celestia wiedziała, że Luna umila sobie karę, to raz. Udawanie psa czy ścięcie grzywy to zwykły głupi dowcip do jakiego zdolne jest rodzeństwo/bliscy przyjaciele. Tak sobie myślę, że chyba wiem czemu Flurry twierdzi, że Twilight cuchnie podmieńcem. I czemu Twilight ma schizy. Na przebierankach się nie skończyło. Twilight próbowała przemienić się w królową podmieńców. Tak jak przemieniła się w alikorna czy jak przemieniła szczura czy co to tam było. To by wyjaśniało jej księżycową amnezję. I wątek z magią przemiany. Do tego mamy symbolikę imion. Twilight oznacza zmierzch, czyli czas zmiany z dnia na noc. Imagination Domina - wyobraźnia prowadzi do wprowadzania zmian w życie, Twilight jest królową wyobraźni, a więc i zmian. I zmieni się w imago. W formę dorosłą. Change chyba nie muszę tłumaczyć. Za to Kryształowa Alicja - Crystal Alice - okej, w zagadce niby chodzi o Chrysalis, ale czy tylko i wyłącznie? Cadance jest księżniczką Kryształowego Imperium. Twilight i Chrysalis są do siebie podobne, bo obie oznaczają przemianę. I to że obie są do niej w pewnym sensie niezdolne. Chrysalis nie zmieniła się w tęczożuka, a Twilight w Chrysalis. Jak to poskładać do kupy, by miało najwięcej sensu... Szczególnie, że przypominam - według Flurry Twilight pachnie podmieńcem, a Cadance nie jest jej biologiczną matką. A Flurry wydaje się być z nich wszystkich dość normalna. Jednocześnie jest bardzo młoda i nie pamięta zbytnio życia przed Księżycem i nigdy nie wąchała 100% podmieńca. Dostaliśmy trochę informacji o zwyczajach reprodukcyjnych podmieńców. I o tym, że podmieńce inne niż królowa też się rozmnażają i lubiły podrzucać swoje młode królowej. Cadance, Luna i Celestia pachną podobnie, są raczej z tego samego gatunku. Flurry wyczuwa, że Twilight jest inna, czyli albo Twilight jest jedynym kucykiem albo jest kucyko-podmieńcem po eksperymentach magicznych. Obie wersje mogą być w sumie jednocześnie prawdziwe. Przypatrzmy się linii czasowej: 1. Legenda o Change. 2. Rządy Celestii i Luny. 3. Wygnanie Luny. 4. Tu skądś się bierze Cadance. 5. Dzieciństwo Twilight. 6. Powrót Luny. 7. Alikornizacja Twilight. 8. Rodzi się Flurry Heart. 9. Twilight hajta się z Thoraxem. 10. Wygnanie. Śmierć Chrysalis wydarzyła się gdzieś pomiędzy 7 a 9. Nie wiemy za to kiedy zginęła siostra Chrysalis. Ani czy na pewno zginęła. Co jeśli tylko została wygnana? Alikorny jakie znamy podległy przemianie, by nimi zostać - jest to prawdziwe przynajmniej przy Twilight. Ale czy wszystkie startowały z poziomu kucyków? W końcu wygnanie jest łaską, by nie cierpiały braku miłości w Equestrii. A młoda Cadance nie mogła jeść normalnego żarcia. Cadance, księżniczka miłości, księżniczka tego, co najbardziej pożądają podmieńce. Istnieją opowieści, że księżyc jest z sera. Księżyc jak ser jakoby miałby mieć dziury. Księżyc też ciągle zmienia fazy, choć tak naprawdę to nie. Zmienia się to jak na niego patrzymy. Konkluzja: Podmieńce faktycznie pochodzą z Księżyca, ale pokolenie Change było odmienne od pokolenia Chrysalis. Podmieńce od Change opuściły Księżyc w poszukiwaniu miłości - nie dlatego, że musiały ją żryć, po prostu życie na Księżycu to nuda. Nic tam się nie dzieje. Change paradoksalnie była tą, która nie potrafiła się zmienić. Ale od tych podmieńców wywodzą się zarówno Chrysalis i jej siostra, jak Celestia i Luna. Tylko przybrały inne formy dorosłe. Dwie pary sióstr. I obie pary zaliczyły rozstanie. Tak jak Luna zmieniła się w Nightmare Moon, tak Cocoon zmieniła się w Cadance/Cadance jest z jej linii. I została wygnana przez swoją siostrę. Ale kiedy Luna na wygnaniu otrzymała samotność, Cadance dostała miłość i została przygarnięta przez Celestię. Luna wróciła i wygrałaby tym razem z Celestią gdyby nie Twilight. Chrysalis znowu starła się z Cadance i wygrałaby gdyby nie Shining Armor. Ostatecznie Chrysalis została zabita i wydaje mi się, że zrobiła to Cadance. Nawet jeśli nie bezpośrednio, to ona to zleciła. Cadance ma wąty do Luny, bo po pierwsze zazdrości jej miłości Celestii i tego, że Lunie wybaczono i mogła wrócić do domu, nawet jeśli według Cadance ta na to nie zasłużyła. Cadance nie mogła mieć dzieci z Shiningiem, bo ona nie jest kucykiem. Dlatego poprosiła o pomoc Celestię, a ta załatwiła jej jakoś Flurry. Możliwe, że odebrała ją Chrysalis i przemieniła na ich modłę i podobieństwo. Ponieważ wszystkie, poza Twilight, nie są kucykami, tylko formą ewolucyjną podmieńców, formą, która nie może się już tak łatwo zmienić, to mają lepiej rozwinięty węch. Dlatego według nich podmieńce mają jakiś inny zapach. I pewnie mają inny od nich. Różne formy rozwojowe wydzielają różne związki zapachowe. A kto je wygnał? Myślę, że zgodzę się z teorią @Suni zaryzykuję, że Celestia lub Twilight. Po tym co Twilight odwaliła ze swoimi eksperymentami z przemianą i po ujawnieniu czym są księżniczki, uciekły z Equestrii, by nie cierpieć braku miłości od swoich kucyków. Borze, napisałam to na trzeźwo ._.2 points
-
Najwyższa pora powrócić do "Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu", poprzednim razem historia posiadała jedenaście odcinków, a teraz ma ich czternaście. Sprawdźmy zatem co przyniosły nam najnowsze trzy odcinki tejże fabuły - co się wyjaśniło, co się zagmatwało, czy otrzymaliśmy jakieś nowe poszlaki, a może to, co sądziliśmy do tej pory, okazało się znaczyć coś zupełnie innego? Ostrzegam jednak, że oznacza to, iż w komentarzu pojawi się mnóstwo istotnych spoilerów, a zważywszy na to, że poszczególne nowe rozdziały wnoszą do historii niejedną rewelację, a nawet można uznać je za przełomowe, czytając tego posta narażacie się na zepsucie sobie radości samodzielnego odkrywania losów postaci w ramach lektury, toteż rekomenduję najpierw przeczytanie fanfika, a potem niniejszego komentarza. Rozdziały nie są długie, czyta się je wartko, więc co Was powstrzymuje? Już po lekturze? No to jedziemy! Ostatni rozdział, który miałem przyjemność komentować - odznaczony numerem jedenastym - cechował się tym, że wyhamowywał tempo akcji, zgodnie z duchem fanifka żonglując przeszłością i teraźniejszością, dotykając tematyki podmieńczej, acz koncentrując się na relacjach między księżniczkami zarazem. Rozdział dwunasty podobnie pozwala sobie na spowolnienie akcji, nieco chętniej powraca do przeszłości, z tą różnicą, że, odwrotnie od swego poprzednika, skupia się na wątku królestwa Podmieńców oraz Twilight próbującej się odnaleźć w nowej roli - królowej roju, matki roju i żony króla roju. Ciekawym detalem jest to, że jak w poprzednim rozdziale protagonistka usiłowała wykazać, że na pewno nie jest Chrysalis, a kto uważa inaczej, to bzdury plecie, tak w tym odcinku zaczyna myśleć o tym co mogłaby zrobić, by nią być; może nie w sensie dosłownym, lecz jak stać się królową, którą pokochają i zaakceptują Podmieńcy. I te fragmenty, podobnie jak wymienianie tysiąc razy powodów, dla których Twilight nie jest Chrysalis (A może to było tysiąc powodów? Już nie pamiętam.), są przeurocze. Chociaż na inny sposób. Należy pochwalić styl, w jakim autorka wplotła do treści trochę światotworzenia, poświęcając uwagę głównie podmieńczej kulturze. Ale po kolei. Fabularnie, znajdując się w teraźniejszości, tkwimy na etapie pisania opowiadania urodzinowego dla Cadance. Bohaterce towarzyszy księżniczka Luna, z którą to konsekwentnie wydaje się mieć najzdrowszą relację, zatem Pani Nocy wydaje się idealną powierniczką wszelkich wątpliwości i trosk byłej już księżniczki przyjaźni. Natomiast będąc w przeszłości, śledzimy losy Twilight, która stara się wpasować tam, gdzie, jak ona sądzi, nie pasuje i gdzie jej nie chcą. I tak dowiadujemy się, że o ile Thorax rzeczywiście darzy ją uczuciem, o tyle Pharynx wręcz nią gardzi, przy okazji oskarżając brata o uległość wobec woli Celestii. Jeżeli owszem, wówczas królewska para już ma coś wspólnego - oboje nie potrafią się oprzeć podpowiedziom Pani Dnia, która przecież musi mieć rację, bo jest najmądrzejsza. Ciekawe. Ale tak czy inaczej, z rozdziału jasno wynika, że tych dwoje autentycznie ma się ku sobie, po prostu cała ta królewska otoczka sprzyja przykrym sytuacjom i nieporozumieniom. Zastanawiam się jakby to było, gdyby - może w międzyczasie się pobierając, a może nie - nie byli razem jako para królewska, ale jako alikornia księżniczka i odmieniony Podmieniec, i żyli sobie gdzieś daleko, mając tylko siebie. Taki obraz wydaje mnie się czymś ładnym i przyjemnym. Gdyby tylko oboje mieli w sobie więcej asertywności i odwagi, naprawdę mogłoby być... może jak w bajce. Nie jak w baśni, ale jak w bajce właśnie. Twilight najwyraźniej tak czy inaczej nie zostanie pokochana przez swych nowych poddanych tak, jak Chrysalis, a Pharynx wydaje się oddalać od brata, więc... Koniec końców Twilight i Thorax mają tylko siebie. Tylko na sobie mogliby polegać. Im dłużej o tym myślę, tym ciekawsza wydaje mnie się ta relacja. I wielka szkoda, że ich życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Co więcej, o ile oczywiście Twilight, a ramach całej "Nowoczesnej baśni o Księżycu", daje odbiorcy powody, by ją lubić, by jej nie lubić, rzadko kiedy świeci racjonalnością i spokojem, pomimo wszystkich nietypowych sytuacji, także momentów, w których wybucha, o tyle wydaje mnie się, że nie zasłużyła na to, co ją spotkało. I co spotyka ją teraz. W każdym razie nie na wszystko. No bo nadal mam z tyłu głowy to, że tyle razy wystarczyłoby powiedzieć "nie" i odebrać swój los z kopyt Celestii, ale wciąż - bywają momenty, kiedy mnie osobiście jest jej trochę szkoda. To z kolei cecha wspólna z księżniczką Luną - patrzymy, a raczej czytamy o tym, czym ją raczą towarzyszki niedoli i ciężko otrząsnąć się z wrażenia, że klacz sobie na to nie zasłużyła, naturalną reakcją na te rzeczy wydaje się zwyczajne współczucie. Zatem wchodząc głębiej, daje się dostrzec punkty wspólne, analogie między losami poszczególnych postaci. Odkrywanie tych szczegółów niezmiennie satysfakcjonuje, dodaje ekstra spójności całemu fanfikowi i po prostu wydaje się pasować, ogólnie. Prócz tego protagonistka zaczyna zadawać sobie pytania o to, co właściwie czuła/ czuje wobec postaci Chrysalis, zastanawia się jak mogłaby - nie będąc Podmieńcem - zastąpić nowym poddanym ich poprzednią królową, w międzyczasie odkrywając w głębinach gniazda grotę, która jest zamknięta, a którą otworzyć może tylko prawdziwa królowa Podmieńców, gdyż do zamku wchodzi nie konwencjonalny klucz, a odpowiednio zakrzywiony, podziurawiony, podmieńczy róg. Jest to chyba pierwszy moment w fanfiku, w którym słyszymy o tajemniczej Cocoon - siostrze bliźniaczce Chrysalis, która miała ponieść śmierć z łap stwora, który zalągł się w tych podziemiach, a którego zgładziła późniejsza królowa Podmieńcow. Jest to kolejna tajemnica w fabule - dla nas i dla Twilight - do późniejszego rozwiązania. Bo nie wydaje mnie się, by cokolwiek, co dotyczy kogoś, kto jest bliźniaczką samej Chrysalis, zostało dodane do historii po to, by być. A teraz wspomniane światotworzenie - autorka umiejętnie powplatała szczegóły dotyczące kultury Podmieńców i ich zwyczajów, budując wokół nich sytuacje, krótkie scenki, niekiedy też mini-wątki (jak chociażby miłość jako fizyczna forma pożywienia, która ma swoją barwę i smak), unikając zbytnich ekspozycji czy dalej idącego spowalniania akcji po to, by coś wytłumaczyć czytelnikom. Wszystko wydaje się wprowadzone naturalnie, po to, by rozszerzyć podmieńcze tło i zarazem uatrakcyjnić lekturę. I tak dowiadujemy się chociażby tego, jakie są typowe barwy miłości, jako fizycznego pożywienia, i do czego mogą one nawiązywać, nabieramy pojęcia jak silny jest wśród Podmieńców kult Chrysalis, okazuje się też, że Podmieńcy, ogólnie, często spluwają. Chyba ostatecznie nie dowiadujemy się dlaczego, więc może to być zwykły nawyk, a może coś, co niesie ze sobą znaczenie, w zależności od sytuacji. Ogólnie rzecz biorąc, choć rozdział ten nie wyróżnił się długością, miałem wrażenie, że wydarzyło się w nim dużo. Od samego początku prezentowana przez autorkę przeszłość występujących w "Nowoczesnej baśni o Księżycu" postaci bardzo mnie intryguje, toteż nie przeszkadza mi ani trochę zwolnienie, a wręcz zatrzymanie akcji, po to, by raz jeszcze zerknąć przez okno na minione wydarzenia, które ukształtowały te postacie i które w mniejszym lub większym stopniu mogły doprowadzić do tego, że wylądowały na Księżycu. Niezmiennie tekst czyta się zaskakująco lekko, jak na podejmowaną tematykę, nie uświadczyłem żadnych dłużyzn ani fragmentów, które wydają się nie pasować; poszczególne sceny zawsze wydają się ze sobą powiązane w ten czy inny sposób, a motywem, który towarzyszy nam ciągle podczas lektury, jest zagadka - co się tak naprawdę stało, w jakiej kolejności i kto jest tutaj winowajczynią. Zajmująca intryga, w połączeniu z czasem ponurym, czasem groteskowym, ale zawsze tajemniczym klimatem, skutecznie przyciąga do fanfika i nie pozwala się od niego oderwać, ani tym bardziej przestać myśleć o fabule. Rozdział trzynasty nie marnuje czasu i już na początku udziela nam ważnej lekcji - wygląd to nie wszystko. W swych staraniach, by być bardziej jak Chrysalis, Twilight uciekła się do zmiany swego designu, co wprawdzie uczyniło ją bardziej podobną do poprzedniej królowej... Lecz Pharynx nie szczędzi jej cierpkich słów i trudno się z nim nie zgodzić. Przynajmniej w kwestii bycia podróbką. Jasnym staje się, że Chrysalis to więcej niż wygląd zewnętrzny. W ogóle, przy tym rozdziale zacząłem zauważać, że autorka między wierszami porywa się na eksplorację tejże postaci. Z biegiem czasu Chrysalis przestaje się jawić jako ofiara niefortunnego wypadku, nawet jej reputacja złoczyńcy jest w "Nowoczesnej baśni na Księżycu" podmywana. Chociaż nie bierze fizycznego udziału w fabule, post mortem poznajemy ją jako ukochaną władczynię, nie do podmienienia, a także matkę, pragnącej miłości. Eksploracja ta odbywa się zwykle poprzez narrację czy też z perspektywy Thoraxa, który to... w tym rozdziale zjawia się na Księżycu! Informacja ta wprawdzie niezupełnie spada na czytelnika nagle, niemniej osobiście było to dla mnie małe zaskoczenie. Jednakże to jego rewelacje stanowią największy (jak do tej pory) szok, ale i wątpliwości, albowiem dowiadujemy się kto był tak uprzejmy wysłać księżniczki na Księżyc, jak również dlaczego król Podmieńców tak długo nie zorientował się, że u jego boku brakuje Twilight Sparkle. No właśnie - dwusetne urodziny Cadance. Wprawdzie nie wiemy od jak dawna księżniczki siedzą na srebrnym globie, jednakże jeżeli ktoś już spekulował, że trwa to od dawna, to w rozdziale trzynastym otrzymuje potwierdzenie: Zatem to faktycznie dosyć dziwne, na chwilę odstawiając na bok rolę Trixie - Thorax nie zauważyłby, te ponad sto lat temu, że Twilight gdzieś zniknęła? I przez cały ten czas nie próbował jej odnaleźć? A pozostałe księżniczki? Ich zniknięcia też nikt nie zauważył? Nikt nie dociekał, co się z nimi stało? Nikt ich nie szukał? Właściwie to, co zdradza nam Thorax, również wydaje się grubymi nićmi szyte. Bo załóżmy, że było tak, jak sam powiedział. Czyli była przy nim "Twilight". Niby-Twilight. Nadal pozostaje pytanie o Celestię, Lunę, Cadance czy Flurry Heart. Nawet jeśli przyjąć, że Starlight Glimmer była w stanie wszystkim się zająć sama, nadal nie rozwiązuje to tajemnicy tego, co się z nimi wszystkimi stało. No bo Starlight coś musiała powiedzieć poddanym kucykom, co nie? Ktoś musiał widzieć, że większości księżniczek brakuje. Musiała przedstawić jakieś wytłumaczenie... Albo i nie - skoro stała się księżniczką, to mogła zrobić inaczej. Raczej by się nie przyznała... Ale tu rodzi się pytanie o to, jak była potężna. Może miała idealne możliwości, by poddanych zastraszyć i wybić im z głowy chociażby wątpliwości. A może stało się coś jeszcze innego. Oczywiście jeżeli to, co mówi Thorax, jest prawdą. Bo prawdą wcale być nie musi. I po namyśle, a także wielokrotnym przeczytaniu/ przeanalizowaniu tekstu, ilekroć wyobrażam sobie jak musiała wyglądać Equestria przez te ponad sto lat, nie potrafię się pozbyć dziwnego wrażenia, jakoby miejsce to było wrogie kucykom, niepokojące, obce w stosunku do tego, co było, w jakimś sensie puste. Bez znanych księżniczek, z tą najnowszą na czele, co do której nie wiadomo jak będzie rządzić ani jak się będzie zachowywać, a która najwyraźniej przeszła pewną transformację w związku z opisanymi w fanfiku wydarzeniami. Kiedy na Ziemi nadal były księżniczki, a jej pogodzenie się z Twilight najwyraźniej nie było szczere... Skoro zrobiła to, co zrobiła. Sam nie wiem. Jakbym opuścił miejsce, które znałem od zawsze i dla którego byłem istotny, przeniósł się daleko i sobie żył, mając świadomość, że tamto miejsce nadal istnieje. I zastanawiał się w jakiej postaci przetrwało beze mnie, bo przetrwać jakoś musiało. A może nie? Perspektywa powrotu i samodzielnego sprawdzenia kusi... No właśnie - gdyby księżniczki nagle powróciły, jaką zastałyby Equestrię? A może to wszystko nieprawda? Nawet pomijając to, że wersja Thoraxa, przynajmniej na etapie rozdziału trzynastego, brzmi naciąganie, trudno przeć się wrażeniu, że coś tu jest nie tak. Tutaj zarazem muszę sprostować jedną rzecz, o której pisałem wcześniej: Okazuje się zatem, że źle to sobie wyobraziłem. Sprawdziłem czy tekst mógł zostać napisany mało zrozumiale, ale nie, przyczyna leży gdzie indziej - tekst nie sugerował niczego konkretnego, zabrakło kontekstu. Był to element zagadki, a może małej "pułapki" przemyślanej przez autorkę, by mało rozgarnięty odbiorca myślał, że tak to wyglądało. Ale teraz faktycznie zza tej mgły tajemnicy wyłania się prawdziwy obraz - wszystkie księżniczki trafiły na Księżyc wbrew swej woli, zesłane przez osobę trzecią, a na satelicie najwyraźniej musiały być już jakieś rzeczy, w tym żywność, którą w komentowanej wcześniej scenie rozdzieliła Celestia. Teraz, mając pełniejszy kontekst, wygląda na to, że był to jeden z ostatnich, desperackich momentów normalności, jakie usiłowała wykreować Celestia. Zastanawiam się co ona sobie wówczas myślała. Nie wiem czemu, ale teraz cała ta scena z "pakowaniem się" wydaje mnie się nie tyle groteskowa, co surrealistyczna. Oderwana, zawieszona gdzieś pomiędzy, niby zrozumiała, możliwa do wytłumaczenia, ale jest w niej coś dziwacznego. "Pakowanie się" na wycieczkę do miejsca, na którym już się było, wydzielanie racji żywnościowych z żywności, która najwyraźniej była tam od dawna, chociaż alikorny nie muszą jeść, pozbywanie się rzeczy z kuferka, rzeczy wziętych nie wiadomo skąd i tak dalej. Tekst z czasem przynosi brakujący kontekst i odpowiedzi na różne pytania, ale im dalej - mam wrażenie - tym więcej pełzającej grozy się tu udziela. Pełzającej, bo wiele zależy od tego jak dany czytelnik zinterpretuje sobie te sceny i co sobie wyobrazi. A wyobraźnia, to potężna rzecz. Kto wie? Może obecność Thoraxa na Księżycu i jego opowieść to kolejna "pułapka"? Jak uczy dotychczasowa lektura, wyciąganie wniosków zbyt szybko może zwieść na manowce, toteż warto po prostu czytać dalej. Mieć teorie i podejrzewania, ale weryfikować je na bieżąco. Wracając do samego rozdziału - konstrukcyjnie jest to istny kalejdoskop; sceny z teraźniejszości mieszają się z retrospekcjami, które to retrospekcje wydają się swobodnie porozrzucane po osi czasowej. I tak znów czytamy o małej Twilight, powróci wątek z czarną magią, ale będzie także spotkanie z przyszłą pewną bardzo potężną czarodziejką, padnie nawet, chyba po raz pierwszy w fabule, nowe imię dla Twilight, które wymyśliła - a jakże - Celestia. Brzmi ono Imagination Domina. Jak dla mnie postać, która nosi takie imię, może być zarówno najodważniejszą bohaterką, która nie bacząc na nic rzuci się na ratunek, pokona wszelkie zło ku chwale, jak i kimś, kto zdolny jest dla własnej uciechy złamać każdego i czerpać satysfakcję z każdej jednej chwilki spędzonej na pochodzie po zgliszczach tego, co stało na jej drodze. Imię brzmi podniośle, dumnie, ale ma w sobie coś mrocznego. I to również mnie się podoba Będzie także scenka ukazująca nam pierwsze chwile Twilight na Księżycu, zaraz po zesłaniu. I ze wszystkiego, co przewinęło się w rozdziale trzynastym, to właśnie ona ma jak dla mnie najluźniejszy... Inaczej - najmniej napięty nastrój. Tam jest najmniej tajemnicy. Ba, to w niej jest rozwiązanie niejednej wątpliwości po poprzednich odcinkach. Widać bowiem jak to było i że to nie była ani zaplanowana, ani tym bardziej skoordynowana z pozostałymi zesłanymi wojaż. A jeszcze wracając na moment do Chrysalis – ten rozdział sprawił, że zacząłem się zastanawiać, jak to się właściwie stało, że stała tam wtedy przy torach, dostatecznie blisko, by ktoś mógł ze skutkiem śmiertelnym wepchnąć ją pod pędzący pojazd, w ogóle, co się musiało stać, by komukolwiek przyszło do głowy uczynić coś podobnego, w biały dzień, pośród kucyków. Pierwsza myśl? Dzień jak co dzień, Chrysalis w kogoś się przemieniła, by karmić się czyjąś miłością - miłością do tego kogoś, kogo postać przybrała. Najwyraźniej popełniła błąd i ktoś się zorientował. Ale jak było naprawdę? Ogółem rozdział ciekawy, powiedziałbym wręcz, że dla paru wątków może to być przełomowy rozdział, gdyż przynosi nam kilka odpowiedzi, zapewnia brakujący wcześniej kontekst, ale zarazem zadaje kolejne pytania i w ten sposób pogłębia tajemnicę. Dosyć dynamiczny, za sprawą wielu scenek, może nawet nieco chaotyczny, ale zrozumiały dla odbiorcy; jeżeli ktoś do tej pory czytał uważnie, to bez problemu ogarnie co się kiedy dzieje i o co chodzi. Klimat niezmiennie intrygujący, tekst śledzi się z niegasnącym zainteresowaniem, losy poszczególnych postaci nie są obojętne i po skończonej lekturze zawsze pozostaje chęć ciągu dalszego. Stąd rozdział czternasty może zdziwić. W materii bieżącej fabuły nareszcie idziemy do przodu... aczkolwiek nie dzieje się w nim wiele. Twilight najwyraźniej robi postępy w pisaniu opowiadania urodzinowego dla Cadance. Thorax na początku jeszcze jej towarzyszy, ale już po chwili znika z fabuły. I to jest bardzo dobrze napisany fragment; dobrze kreuje tego Thoraxa na Księżycu jako postać enigmatyczną, która tak samo, jak się nagle pojawiła, równie dobrze może nagle zniknąć, chociaż jego obecność może nadal być wyczuwalna. No i podobały mnie się rozkminy Twilight, choć ja osobiście... jestem pewien, że tak naprawdę go tam nie ma. Pytanie zatem czy Thorax kiedykolwiek na tym Księżycu był? Może Twilight go sobie wymyśliła, a może... użyła czaru przeistoczenia? A może przemieniła się w niego Change, która jednak istnieje i cały czas tam jest? A może był to Podmieniec udający którąś z księżniczek? Mamy tu parę możliwości. Skoro mowa o Change, to jej motyw tu wraca. Bohaterka natrafia bowiem na salę tortur znajdującą się w zamku, za przejściem, którego najwyraźniej wcześniej nie zauważyła... A które w rzeczywistości wydaje się prowadzić donikąd. Czy ten zamek ma jakieś podmieńcze właściwości? On też umie się zmieniać, bawić się swymi bywalcami? Ale po co? Musiałby chyba wtenczas posiadać swoją świadomość, czyż nie? Wszystko to nakazuje mi sądzić, że możliwości są dwie. Albo Twilight Sparkle - jak przystało na miano Imagination Dominy - może mimowolnie, a może nie, może w sposób niekontrolowany, chociaż niekoniecznie, sama kreuje sobie postacie, z którymi wchodzi w interakcje i lokacje, które zwiedza, co zapewne wypływa z silnego pragnienia zobaczenia się z ukochanym albo po prostu spędzony na Księżycu czas zaczyna odciskać na niej swoje piętno. Albo... ktoś chce, by Twilight tak myślała; że na Księżycu jest Thorax, że na Ziemi zastąpiła ją Trixie, że za zesłanie odpowiedzialna jest Starlight, a w zamku było przejście do sali tortur, z której z pewnością ktoś kiedyś korzystał. Pytanie tylko, kto taki? Zapewne ta sama osoba, która pisała z nią jako Change. Celestia? W obu scenariuszach Thoraxa tak naprawdę tam nie ma. Nie tylko w tym rozdziale - jego nigdy nie było na Księżycu. Chyba nie jest dziełem przypadku, że Celestia została wspomniana po tej scenie. Jako ostatnia trafiła na Księżyc, ale zarazem to właśnie ona tchnęła w swe towarzyszki niedoli trochę energii, a nawet pozytywnych emocji. Tak opisuje to rozdział. Może dalej to robi? Sonata Lunarna (szkoda, że autorka nie postanowiła użyć tu "Sonaty Księżycowej" ("Moonlight Sonata"), zawiązanie byłoby zacne ), która w pewnym momencie dociera do uszu bohaterki zdaje się sugerować, że ta jednak zaczyna wariować... ale jednak nie - po niedługiej wędrówce Twilight znajduje Lunę, która wygrywa tę melodię na swej szałamai. Po raz kolejny przekonujemy się o dwóch rzeczach: pierwsza, czyli przeszłość Pani Nocy i jej relacje ze starszą siostrą, jak się okazuje, nie było kolorowo, kto wie o czym jeszcze nie wiemy, a dwa, to właśnie z nią Twilight ma najzdrowsze relacje. Scena z nimi, poza tym, że była bardzo miła i przyjemna, wydawała się nawiązywać do ich tańca na weselu byłej już księżniczki przyjaźni. W gąszczu scen nacechowanych tajemnicą, mrokiem, groteską i smutkiem, takie ciepłe, serialowe momenty są bardzo w cenie - ubogacają całość, dają czytelnikowi coś pocieszającego, taki moment wytchnienia, w którym bohaterkom nic nie grozi; ani napastnik, ani rozczarowanie, ani przykrość. Jednocześnie nie wolno zapominać o drobnym światotworzeniu, chociaż tu głównie jest to dalsze rozwijanie podmieńczej kultury, poprzez narrację; które zwyczaje są dla nich naturalne, a które zaadaptowali z czasem, po swojej przemianie, od kucyków. Plus wstydliwość Luny, wynikająca ze staromodnych zwyczajów i pojęcia obyczajności, do którego nadal jest przywiązana - zawsze uroczo się to czyta. Podobnie robi się uroczo, gdy odbiorca zda sobie sprawę, że postępy w pisaniu opowiadania dla Cadance nastąpiły dopiero, gdy u boku Twilight znów pojawił się Thorax. Jakby bez niego naprawdę nie była sobą, bo była niekompletna, a obecność ukochanego ją dopełniała, na tyle, że mogła się skupić i ruszyć z tworzeniem podarku dla bratowej. Bardzo ładny motyw. Może tak bardzo zależy jej na bratowej, tak bardzo chce stworzyć dla niej piękny prezent, że wyobraziła sobie męża, bo wiedziała, że bez niego nigdy tego nie dokona? Prócz Luny, która faktycznie jawi się jako jedyna prawdziwa przyjaciółka, zasługująca na jej szczerość, to chyba na Thoraxie i Cadance najbardziej jej zależy. W sensie, to są jedyne bliskie jej osoby, które tutaj z nią są; jedna duchem, druga ciałem. Och, znowu zapomniałem o Flurry Heart. Oj tam, oj tam W ogóle, jakby się nad tym zastanowić, Twilight z biegiem fabuły wydaje się uspokajać. Możliwe, że to również w związku z pozytywnym wpływem, jaki ma na nią mąż (to znaczy, jego wyobrażenie, ale takie bardzo, bardzo realne), a może sytuacja wymogła to na niej. Nie wiem. Tak czy inaczej, Twilight na tym etapie historii to nie do końca ta sama Twilight, co na jej początku. Zatem... czy możemy mówić o przemianie postaci? A może jest to efekt tego, że nie ma w jej pobliżu Celestii? Wciąż nie odrzucam scenariusza wedle którego to ona okaże się... może nie "tą złą", ale tą najbardziej odpowiedzialną za to, co spotkało/ spotyka te postacie. Pomijając brak asertywności Twilight. I jej naiwność. Ogółem postrzegam ten rozdział jako "ciszę przed burzą". Coś czuję, że jest to moment wyciszenia, nim na bohaterki spadnie coś... dużego. Urodziny Cadance zbliżają się wielkimi krokami (poważnie, teraz to oczekiwanie jawi się bardziej jako odliczanie) i napięcie rośnie. Mam nadzieję, że szałamaja przeżyje Zaskakująco przyjemny rozdział. Nawet jeżeli wydarzyło się niewiele, to sporo uwagi poświęcono relacjom między poszczególnymi postaciami, pogłębiono nieco kreację Twilight i widzę tutaj detale świadczące o tym, jak złożona może to być w tejże historii postać. Detale, które zgrabnie łączą się ze wszystkim tym, o czym opowiadały poprzednie rozdziały. Niewątpliwie coś się szykuje. Podobają mnie się konsekwentne kreacje bohaterek, sposób w jaki zostają ukazane relacje między nimi, odpowiada mi zwięzłość opisów, dialogi brzmią w porządku, bywają mocniejsze, bardziej emocjonalne momenty, a także bardzo ładne, nawet romantyczne motywy, które ocieplają nieco nastrój. Czuję się usatysfakcjonowany nowymi rozdziałami. Otrzymałem parę odpowiedzi, zostałem w paru aspektach sprowadzony na Ziemię (), ale nie poddaję się i atakuję kolejnymi teoriami, mam kolejne wątpliwości i niezmiennie trzyma się mnie napięcie - co będzie dalej, co być może odgadłem i jak szokujące okaże się rozwiązanie zagadek. Cieszy też koncentracja wokół Podmieńców i ich zwyczajów, próby eksploracji postaci postaci Chrysalis również zatrzymuje mnie przy lekturze. Ostatecznie pragnę z całego serca polecić tę historię, jak również najnowsze rozdziały, jeżeli jeszcze ich nie czytaliście. Wiedząc już, że rozdziałów będzie siedemnaście (oficjalne info od autorki, post wyżej), zastanawiam się czy nie warto będzie... zaczekać, aż ciąg dalszy zostanie opublikowany, już do końca, wraz z epilogiem. Opowiadanie czyta się wartko i ciężko się od niego oderwać, więc może najlepszym sposobem na jego doświadczenie będzie przeczytanie go od razu w całości... Na co już się nie kwalifikuję, ale myślę, że może to być jakaś opcja Wygląda na to, że może to być kolejna z tych historii, których najpoważniejszą - o ile nie jedyną - wadą jest to, że nie można ich przeczytać ponownie po raz pierwszy Zatem pozdrawiam serdecznie i polecam!2 points
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00