Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/10/21 we wszystkich miejscach

  1. No i stało się. Koniec. Ten post to jeszcze nie jest właściwe pożegnanie, ale już taki tyci wstęp... 2700 stron A4, mniej więcej oczywiście. 8 lat. Pisanie tego na wykładach, w pociągach, w autobusach, codziennie i z miesięcznymi przerwami. Setki stron scen niewykorzystanych, setki ilustracji i notatek koncepcyjnych. Dziesiątki książek kupionych i przeczytanych tylko po to, aby dowiedzieć się czegoś przydatnego do drugowojennego fanfika. A także pareset sprzedanych woluminów. I miliony podziękowań ode mnie dla wszystkich, którzy mi w tym pomogli, czytali, kupili, dołożyli coś od siebie... jak na przykład jakiś, nawet najdrobniejszy obrazek. Ilu ich jest? Lub było? Ciężko policzyć, ale ze trzydzieści osób miało realny wpływ na kształt tego tekstu. Wliczając korektorów. Warto też wspomnieć, że w fanfiku wystąpiły setki OC. Część jest moja, ale sporo z nich nadesłali czytelnicy, w tym w ramach akcji "Equestria Walczy", która powinna spać gdzieś na tym forum. To nierzadko pamiątki po osobach, których już w fandomie nie ma i raczej nie będzie. Powiało nostalgią... Poniżej mamy cztery ostatnie rozdziały. To koniec, więcej nie będzie. UWAGA! Nie zostały poddane zewnętrznej korekcie. Powód? brak czasu moich korektorów, co w pełni respektuję. Zaistniałe w ostatnich czasach problemy zmusiły mnie do przełożenia "ilości" nad "jakością" edycji tekstu. Bardzo mi przykro z tego powodu i z góry przepraszam każdego, komu to będzie przeszkadzało. Niestety, ale zrobienie tego zgodnie ze sztuką definitywnie przesunęłoby premierę o dobre dwa-trzy kwartały, a kto wie, co będzie się wtedy działo. I także zapewniam, że przed wydaniem książkowym CAŁY tekst zostanie poddany jeszcze jednej rewizji. Czy będzie to moja bieda korekta, czy coś lepszego? Obawiam się, że to już nie te czasy, aby można było szybko znaleźć sztab korektorów, którzy za free wykonają tyle roboty. Podjąłem gorzką decyzję .Zgadzam się i przyznaję: tak nie powinno się robić. Ale tutaj po prostu objętość tekstu przerosła fizykę. I mnie samego. Jeszcze raz przepraszam i zapewniam, że to nie jest lekceważenie czytelnika. PDF https://drive.google.com/file/d/1shLFSjZuq_Bzn81H4OPTodNFB-2y7Gu1/view?usp=sharing 16 https://drive.google.com/file/d/1_ZVl2nnJpCHDS9jGi-Z8OqDS7iu20CWJ/view?usp=sharing 17 https://drive.google.com/file/d/1tpXrNNXH8vPe4Qey_z7GkCPXQiKa0bak/view?usp=sharing 18 https://drive.google.com/file/d/14bPddbbnQT67-UoDbU8Nne_zUYVxoScq/view?usp=sharing 19 (postludium) GOOGLE DOCS https://docs.google.com/document/d/11ppdtsBn1Xx_YPlpmpJDsMTH4NxIaiTdU93qwA_jNOQ/edit?usp=sharing 16 https://docs.google.com/document/d/1LqzdsqaS9pkWtT7q4RzNkY53hny_NdxJFmUisgegdV4/edit?usp=sharing 17 https://docs.google.com/document/d/1QJ3hH6vjzgD3bQhbD_zHnYJnhKAxeKg9O4Jh2OxnaHw/edit?usp=sharing 18 https://docs.google.com/document/d/1SVbgOrLXHxHo8oxQyNwE1TRhBADAdS5X0YSKBgZkj9E/edit?usp=sharing 19 (postludium) Niedługo pojawi się formularz z przedsprzedażą trzeciego tomu, a także wznowieniem starych. Dziękuję jeszcze raz. Za to długie osiem lat! Rany... 8 lat... Uff... nareszcie. NARESZCIE WOLNY!
    1 point
  2. Przykro mi trochę, że uznałeś mój komentarz za "rzekę hejtu". Nie, nie, nie. To nie jest traktowanie Ciebie, tylko Twojego tekstu. A teraz wracając do początku: 1. Oczywiście, że autor ma prawo nie zgodzić się z krytykiem. Gdybym była innego zdania, w komentarzu zawarłabym formułkę: "Siedź cicho i słuchaj, bo każdy komentujący to nieomylny bóg i trzeba mu bić pokłony". Nie spodobał mi się jedynie sposób, w jaki odpowiedziałeś na komentarz. Sugerowanie czytającemu, że "nie zrozumiał, o czym tekst jest" po tym, jak wyraził negatywną opinię podpartą argumentami, daje wrażenie zarozumialstwa. 2. Nie chodzi o to, co zostało napisane, ale o to, w jaki sposób. Ogrom kryminałów opiera się na podobnym schemacie: zabójstwo-śledztwo-na końcu wielkie "ach". Od sposobu wykonania zależy, czy tekst kogoś zainteresuje i czy zostanie uznany za "dobry" bądź "zły". W przypadku Twojego tekstu mocno widać podążanie schematem, na którym opierają się w większości romanse: bohater jest w dołku, bo nikt go nie kocha, odnajduje miłość swego życia, jest szczęście, a potem, by nie było tak cukierkowo, jest nieszczęście i albo mamy słodki happy end, albo gorzki kres. 3. Dużo treści w małej objętości zawiera instrukcja obsługi pralki, a jakoś nikt tego literaturą nie nazywa. 4. To nie był dosłowny przykład z tekstu, tylko wrażenie, jakie po jego przeczytaniu odebrałam. Myślałam, że nie będę musiała tego zaznaczać... Nieważne. Oczywiście w tym miejscu mogłabym napisać, że Twój styl pisania nie pozwala na odebranie relacji bohaterów w sposób inny, niż ten, który opisałam wyżej, ale Ty byś zaraz wysunął argument, że "dłużyzny nudzą" i że "nie będziesz rozwodził się nad każdym kwiatkiem". W tej kwestii raczej nie dojdziemy do porozumienia - mogę jedynie stwierdzić, że z reguły powieści są chętniej czytane niż zbiory opowiadań, co chyba wskazuje na to, że czytelnicy wolą jednak, gdy "dłużyzny" pozwalają im zaprzyjaźnić się z bohaterami i poznać dobrze ich historię. 5. Dokładna charakterystyka jednego z głównych bohaterów nie jest potrzebna? To niby skąd my, jako czytelnicy, mamy wiedzieć, za co Feather go tak kocha? Za to, że mają niby podobne charaktery, co opisałeś w bodajże dwóch akapitach? Że jest zabawny? Rodzinny? Jeszcze jakiś inny? Jeżeli coś takiego nie jest dla Ciebie konieczne, to ja już nie wiem, co jest... 6. Kiedy właśnie mi się ta fabuła podoba. Uważam pomysł za dobry, choć nie innowacyjny, a uczynienie głównymi postaciami pary gejów jest super. Zresztą, napisałam to w pierwszym komentarzu. Nie sądziłam, że poczujesz się urażony uszczypliwościami dotyczącymi inspirowania się "Trudnymi sprawami" czy inną gadziną... Ale dobrze, jeżeli tak było - przepraszam. Szkoda tylko, że czytając Twoją odpowiedź, w głowie pęczniała mi niepokojąca myśl: "Czy wszystko, co nie jest hymnem pochwalnym, musi być od razu nazywane hejtem"? 7. Ależ w porządku. Tobie się podoba, więc miałeś prawo umieścić to w opowiadaniu. Mnie się nie podoba, więc miałam prawo wyrazić na ten temat taką a nie inną opinię. Na tym generalnie polega publikowanie czegokolwiek w publicznym miejscu. Skoro Ty mi zarzucasz, że chcę Cię zmusić do składania pokłonów każdemu krytykowi, to równie dobrze ja mogę zarzucić Tobie, że każdą nieprzychylną opinię nazywasz hejtem. 8. Ja też oglądam kompilacje faili i wiesz co? Często ląduję na podłodze, wijąc się ze śmiechu. Ale gdybym stała obok człowieka, który tonie, prawdopodobnie wpadłabym w cholerną panikę i na pewno nie byłoby mi do śmiechu. 9. Ale przecież każda opinia jest personalna! Jak miałam napisać ten komentarz tak, żeby nie był moją własną opinią? Zresztą, wmawianie mi, że wylałam na Ciebie wiadro pomyj jest bezzasadne i niesprawiedliwe, bo nigdzie nie napisałam, że "opowiadanie jest beznadziejne", "pomysł do luftu", "nienawidzę Cię", "jesteś błaznem", "co za [tu wstaw jakikolwiek obelżywy wyraz]". Nie zauważyłeś, że praktycznie wszystkie moje zastrzeżenia odnoszą się do wykonania? Nie jestem zwolenniczką krytykowania pomysłu samego w sobie, bo uważam, że nawet z najbardziej oczywistego da się wycisnąć świetną historię, jeżeli zrobi się to odpowiednio. 10. A niech sobie będzie nawet postacią Twojego wujka matki kuzyna babci ze strony teściowej. Chodziło mi o to, że ten akapit sprawia wrażenie "doklejonego po fakcie", jakbyś sobie po czasie przypomniał, że musisz w tym miejscu coś wyjaśnić. A nawet, jakby go nie było, nie sądzę, by ktoś się przyczepił (tak, to słowo wyjątkowo często pojawia się w Twoim komentarzu w odniesieniu do mnie, to teraz ja go użyję), bo przecież latanie z miasta do miasta na długich dystansach musi być męczące, a takich kucyków ziemskich nikt by nie podejrzewał o podróżowanie setek kilometrów na piechotę. Na koniec mogę jedynie przesłać pozdrowienia i życzyć szczęścia, zdrowia, weny, czy czego tam jeszcze pragniesz i ewentualnie ponownie stwierdzić, że mi przykro za nazwanie mnie hejterem. Madeleine
    1 point
  3. KOMENTARZ ZAWIERA SPOILERY. Dobra. Wytłumaczy mi ktoś, kto u diabła zapoczątkował hejcenie odmiany nazw własnych? Już któryś raz spotykam się z tym, że młody pisarz niepewny jeszcze warsztatu poprawia gwałtem wszystkie nazwy własne, bo ktoś w poście zrobił „wrrrrr…”. Istnieje jakakolwiek sformalizowana zasada, która zabraniałaby pisania „Canterlotu”? Może jakaś klauza generalna wzięta ze słownika języka polskiego? Toż to jakiś obłęd! Nie lubię odgrzebywać aż tak starych tematów, więc cieszę się, że ktoś to zrobił za mnie. Na (nie)dobry początek: Zapomniałeś dodać, że jak mu się nie podoba, to na górze po prawej stronie znajduje się taki czerwony krzyżyk, po kliknięciu którego jego problem zniknie… Trochę pokory, mój drogi. To, że ktoś skrytykował dzieło, nie znaczy, że go nie zrozumiał. Od nigdy i żaden z komentujących podobnej herezji nie wygłosił. Chodzi o to, by WYCZERPAĆ TEMAT. Twoja lakoniczna praca nijak się do tej fundamentalnej zasady nie stosuje. NIJAK. Bóstwa wszelkich kultur, dajcie mi cierpliwość. Grentonumanuma nic takiego nie napisał i bynajmniej nie chodziło mu o „epickie” przygody ze smokami i mieczami! Chodziło mu o to, że ten tekst w ogóle nie opisuje relacji między bohaterami. Poznają się, rozmawiają, coś tam robią, zakochują się, jest dobrze, potem źle i koniec. Czytelnik nie ma szansy na to, by wgłębić się w historię, bo jej po prostu nie ma! Co my niby wiemy o przyjacielu Feathera – że ma jakąś rodzinę, mieszka w Appleloosie, że jego ojciec zachorował, że prowadzi sklep? A co wiemy o ich związku? Że podobają się sobie fizycznie, lubią ze sobą gadać i spędzać razem czas. Och, ach, jakież to głębokie. Szczególnie, że to samo można powiedzieć o własnym bracie (o ile oczywiście ten brat jest przystojny, ale brata powinno się kochać niezależnie od tego). Jeżeli zamiast rozdziału poświęconego powoli rozwijającemu się uczuciu piszesz: „Spojrzał na jędrne pośladki przyjaciela i poczuł, że się czerwieni”, nie dziw się, że czytelników to bynajmniej nie porywa. Z tego, co wyczytałam w komentarzach, Grentonumanuma najbardziej docenił Twoją pracę – w rzetelny i szczery sposób ocenił, co jest dobrze, a co źle. Wskazał Ci błędy, powiedział, czemu tekst powinien wyglądać inaczej. Wiesz, po co to zrobił? Bo Cię, kuźwa, szanuje i chce, żeby Twoje przyszłe dzieła były lepsze! Bo widzi, że opowiadanie kosztowało Cię dużo pracy i chce się odwdzięczyć komentarzem, który Ci coś da! Jeżeli nie przyjmujesz krytyki, nie powinieneś publikować. Właśnie obraziłeś użytkownika, który dał Ci najbardziej pomocny komentarz w temacie oraz wszystkich potencjalnych krytyków, którzy zechcą skomentować to dzieło. Gratulacje. W obliczu tego, co napisałam wyżej, nie jestem pewna, czy powinnam się wysilać nad komentarzem dotyczącym treści, skoro i tak napiszesz, że jestem mentalną gimbusiarą i ni krzty nie rozumiem Twojego geniuszu… Niech stracę. Oto komentarz właściwy. Pisany był w trakcie czytania fanfika i przeznaczony jest przede wszystkim dla autora. Niezrozumienie używanych słów – z której strony bym nie patrzyła, „doraźnie” tu nie pasuje. Bohater nazywany jest jednocześnie ciapatym i białasem, co jest dość zabawne. Domyślam się, że chodziło Ci o kolor… Niestety, słowo „ciapaty” w znaczeniu „nakrapiany” nie istnieje. A w tym drugim, cóż… Nie dość, że jest pejoratywne, to na dodatek kłóci się z „białasem”. Polecałabym raczej inspirowanie się ambitniejszymi produkcjami. W tekście jest jedna rzecz, która irytuje niemiłosiernie – wszechobecne zdrobnienia, przez które bohater nie wydaje się uroczy, tylko po prostu debilny. I nie, nie oddaje to bynajmniej „słodkości” MLP. Szeroki uśmiech w towarzystwie osoby, która wyraźnie miała problemy z wypłynięciem z wody i zaczerpnięciem oddechu nie świadczy o niej najlepiej. O cholera, to jest facet! Wybacz. Ale to nie ma nic do rzeczy. Sam narrator zauważa, że jednorożec był świadkiem prawie-utopienia (utonięcia brzmi lepiej). Teraz się cieszy, a za chwilę chwyci siekierę i rozrąbie drzwi jak w „Lśnieniu”. Mnóstwo literówek, często pojawia się zły szyk zdania, masz problemy z gramatyką i powtórzeniami. W FONTANNIE?! Niech jeszcze przepierkę w niej zrobi! W fontannie woda powinna być czysta, szczególnie w upalne dni, kiedy chłodzą się w niej dzieci nie zawsze świadome, że nie wolno z niej pić! HAHAHAHAHAHAHAHA!!! Przepraszam, ale to jest tak bosko dwuznaczne, że nie jestem pewna, czy sam autor zdaje sobie z tego sprawę. A alarm w tym czasie wył i wył, i wył… Serio. Złodziej zabiera na akcję nowicjusza i pozwala mu dłubać w zamku przez dziesięć minut. Jestem pod wrażeniem. Pełna profeska. Przy okazji – nie sądzisz, że ogólna ofermowatość Feathera oraz jego zajęcie polegające na chytrości i zaradności odrobinkę się ze sobą kłócą? Już chyba jestem za stara na tego typu żarciki, ale dla mnie to jest po prostu żenująco niesmaczne. Kolejny już raz widzę, że ktoś w opowiadaniu pisze „księżyc” i „słońce” wielką literą w wyrażeniach typu: „wzeszło słońce”, „w świetle księżyca”. Nie mam pojęcia, skąd to się wzięło, ale strasznie to wkurzające. TUTAJ masz wyjaśnienie, jak się powinno pisać. A ja mogę powiedzieć, jak wyglądało powstawanie tego akapitu: 1. Napiszę, że nie ma kasy, więc zabierze się z kimś, kto jedzie w tę samą stronę. 2. O cholera, przecież mój bohater to pegaz! Może polecieć! 3. Isoteras? 4. Kurna, po co ja mu te skrzydła dospawałem? 5. Ha! Wiem! Napiszę, że ma wadę skrzydeł czy coś tam, nikt nie będzie mógł się doczepić! Tak się zamyka usta hejterom, byczys! Jeżeli Twoją intencją było uczynienie z bohatera totalnej fujary, ofiary, ciućmy i maminsynka, którego żaden czytelnik nie zdoła polubić, to gratulacje – udało Ci się. Nie mam słów, żeby to skomentować. To się nazywa głęboka i wiarygodna przemiana psychologiczna bohatera! Szyjka to może być rakowa albo indycza, się ją gotuje i wysysa! Borze zielony, te zdrobnienia to jakaś paranoja. Opowiadanie już zabiły, teraz zabierają się za mnie. I właśnie dlatego, gdy Feather przybył do sklepu Cookiego, padli sobie w objęcia, tuląc się i sapiąc sobie nawzajem w ramiona, po czym zaczęli rzęsiście ronić łzy. Kilka uwag ogólnych: Wątek gejowski to naprawdę miła odmiana po tych wszystkich jedynych-słusznych-opowieściach-o-tym-jak-samiczka-z-samiczką. Za to motyw szeroko pojętego złodziejstwa głównego bohatera jest może i ciekawy, ale rozwinięty w sposób irytujący i bezmyślny (kradnie ciastka – o, przepraszam: ciasteczka – i za karę bezzębny niedźwiedź – o, przepraszam: niedźwiadek – zlizuje z niego miód – o, przepraszam: miodek? Że też posłużę się zaczerpniętym z klasycznej polszczyzny pytaniem: WTF?). A przerabianie dowcipów starszych od Internetu i wplatanie ich w tekst jest ryzykowne, bo taki zabieg bawi tylko wówczas, gdy jest wykonany PORZĄDNIE (przykład: Przypowieść o Kicku Paskowanz Dolara). Fabuła jest do bólu przewidywalna, a zakończenie tym bardziej. Owszem, jest mocne, ale poprzez swoją lakoniczność nie oddziałuje na czytelnika tak, jakbyś sobie tego życzył. Główny bohater w przeciwieństwie do wyżej komentujących nie przypadł mi do gustu – jest ciamajdowaty, irytujący i bardziej przypomina mi wydelikaconego hipstera w rurkach niż bohatera, którego mogłabym polubić. Cała akcja nie jest wartka, jest zbyt skąpo opisana i nie, takie postępowanie nie oznacza unikania dłużyzn, tylko brak pomysłu lub umiejętności na rozwinięcie fabuły. To, że Tobie fik wydaje się głęboki jak Rów Mariański nie znaczy, że taki jest – owszem, finalny motyw z nietolerancją i tym, co z niej wynikło, może i przekazuje jakiś morał, ale widziałam milion tekstów, w których ten sam motyw został wykorzystany lepiej. Tym miłym akcentem kończę swój przydługi wywód. Pozdrawiam, Madeleine
    1 point
  4. -1 points
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...