Skocz do zawartości

Matalos

Brony
  • Zawartość

    1435
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Matalos

  1. Zolkistet

    Kiedy rozległ się łoskot niemal natychmiast odskoczył od ściany. Rozejrzał się, jego wzrok błyskawicznie śmigał od ściany do ściany. Nie zauważył niczego podejrzanego, ale nadal trzymał uniesioną broń.

    Kiedy jego moduł odleciał, nawet się za nim nie odwrócił. Wiedział, że kiedy będzie go potrzebował to ten będzie przy nim.

  2. Zolkistet

    Spojrzał w dół. Zobaczył błękitne światło i uśmiechnął się. Skoro na dole jest bezpiecznie, znaczy że przygoda jest dopiero przed nimi. Schował miotacz i ruszył w dół.

    Drabina wydawała się nie mieć końca. Schodził i schodził, droga zdawała się być nieskończona. W końcu jednak dotarł na dół i z zadowoleniem postawił stopy na dnie. Odwrócił się i machnął ręką ku towarzyszom na górze.

    Następnie oparł się prawym barkiem o ścianę i trzymając miotacz w lewej dłoni wpatrywał się we właz.

  3. Zolkistet

     

    Wyszedł z windy jako ostatni, poprawił gestem okulary, kiedy przekroczył próg podziemi.

    Staruszek wydał mu się... Intrygujący. Że też chciało mu się siedzieć tutaj i witać kolejnych wchodzących.

    Zbliżył się do reszty i chwycił swój miotacz.

    - Wchodźmy - rzucił krótko. - Jestem ciekaw, co czeka nas na dole.

  4. Zolkistet

     

    Ruszył jak strzała do windy, jak tylko pojazd się zatrzymał. W dłoniach trzymał parasol, przez co wyglądał nieco komicznie. W biegu aktywował swojego Vanguarda, który leciał teraz za nim. Mały sześcianik towarzyszył mu już przez wiele lat i pojawiło się między nimi coś w rodzaju więzi. Może nie było to coś specjalnego, ale Zolkistet wiedział, że nie zamieniłby swojego ochroniarza na nic innego. Zbyt wiele mu zawdzięczał.

    Dobiegł do kartki i szybko wpisał swoje imię. Potem winda. Przed wejściem złożył parasol i położył go przed wejściem.

    Metal na nosie utrudniała mu oddychanie, przez większość czasu wymiana gazowa odbywała się u niego przez usta. Teraz głośno wciągał i wypuszczał powietrze.

    Wyjął powoli miotacz iglic. Sprawdził czy wszystko jest w porządku i przyszykował się do wyjścia. Ustawił się na tyłach, jego rolą raczej nie była walka na bliski dystans.

  5. Zolkistet

     

    Siedział spokojnie. Przyglądał się wszystkim zza swoich żółtych okularów, nigdy nie skupiając na nikim wzroku na dłużej niż na kilka sekund. Nie był chudy, jak inny z poszukiwaczy przygód, który siedział naprzeciw niego, ale nie mógł się też pochwalić zbytnią masą. Oczy pod okularami były koloru niebieskiego i co ciekawe, świeciły delikatnie. Synchronizator był ubrany w szary płaszcz, sięgający do kostek, rękawiczki z wycięciami na palce, wysokie buty, pomiętą koszulę oraz spodnie. Wszystko było w tym samym, nijakim kolorze burzowego nieba. Twarzy nie osłaniał, pokazując swój delikatny zarost, który jakoś do niego nie pasował oraz nos, który kiedyś był długi, ale widać że czyjeś ostrze zmieniło ten stan rzeczy dość dawno i teraz w tym miejscy widać cienką, metalową płytkę.

    Kiedy jeden z nich się odezwał, przeniósł na niego wzrok i przez chwilę uważnie obserwował mówcę. Wzniósł swój kubek, wypełniony zielonkawą substancją i wziął mały łyk, nie przerywając obserwacji.

    - Oby nam wszystkim ta wyprawa się poszczęściła. Mów mi Zolkistet. - stwierdził krótko i wrócił do obserwacji siedzących.

  6. Ambroży cofnął się zaskoczony, kiedy zobaczył że jeszcze jeden przeciwnik pojawił się na arenie. Nie widział już Edwina, gdyż ten nowy oponent ustawił się z olbrzymią tarczą, która zasłaniała mu widok.

    Zanim jeszcze zaskoczony Ambroży zdążył zareagować, nowy przeciwnik wbił w ziemię lancę, którą trzymał w drugiej ręce i mag kawy poczuł, jak zaczyna się wznosić do góry. Rozejrzał się i zobaczył, że jest na jakiejś kolumnie, która wznosi się w górę z zamiarem zmiażdżenie Ambrożego o sufit. Zanim zdołał wymyślić odpowiednie zaklęcie, otoczyła go kolumna światła.

    Mag kawy postanowił zastosować zaklęcie, za które na pewno będzie musiał stanąć przed radą. Jednak wolał to, niż zostać zgnieciony o sufit.

    Ambroży umieścił jedno, czarne ziarenko w filiżance a następnie położył się na ziemi, byle jak najdalej od niego. Wyszeptała inkantację i machną palcami.

    Filiżanka wypełniła się czarną kawą. Nie zwykłą, jaką dostajemy z ekspresu, lecz kawą tak czarną, że pochłania ona światło. Magowie kawy stworzyli to zaklęcie podczas walk z Serterami, istotami które żywiły się światłem.

    Kawa zaczęła pochłaniać całą kolumnę światła, a przy okazji zaczęła rozsnąć i wypływać z filiżanki.

    Sufit był coraz bliżej Ambrożego, jednak on musiał jeszcze chwilę poczekać.

    Kiedy cała kolumna światła zniknęła wewnątrz czarnej kawy, nastąpiła druga faza zaklęcia, czyli eksplozja.

    Wybuch odłamał spory kawał kolumny i odrzucił Ambrożego bardzo daleko, praktycznie na drugi kraniec areny.

    Mag kawy, kożystając ze strumieni pary wylatujących z dysz na jego rękach wylądował na ziemi. Rozpoczął finałowe zaklęcie.

    Najpierw przyzwał wszystkie rozrzucone przez niego ziarenka kawy. Potem zebrał w jedno miejsce tą resztkę kawy jaka wypełniała arenę.

    Uformowała z tego wszystkiego olbrzymią ścianę kawy, w którą rzucił jeszcze kilkanaście czarnych i czerwonych kulek.

    Ściana za plecami Ambrożego sięgała już do połowy sufitu i składała się z nieprzeliczonych rodzajów naprarów z ziaren kawowca. To był punkt pierwszy.

    Punktem drugim było rzucenie fiolki z tajemniczym naparem, prosto do środka fali. Ziemia zadrżała, kawa zafalowała a Ambroży ustawił się plecami do ściany kawy.

    Pstryknął palcami i na Edwina ruszyła wielka fala kawy, rycząc niczym wściekłe zwierze. Kawa przypominałem jedne z tych gigantycznych ścian wodnych na morzu, tylko że ta składała się z magicznie zasilanej kawy.

    Magowie kawy tylko raz w przeszłości użyli tego zaklęcia. Było to podczas walk o Mochito, gdzie zbuntowany czarodziej schował się za wysokimi murami. To właśnie zaklęcie pozwoliło magom kawy zniszczyć umocnienia i dostać się do środka zamku.

    Ambroży nie ucierpiał od fali. Jego kostium z pianki kawowej uniósł go ponad falę, robiąc z Abrożego coś na kształt deski surfingowej.

    Fala kieruje się prosto na Edwina, niosąc Ambrożego na swoim grzbiecie ze spienionej kawy.

  7. "Dobrze... Na razie wszystko działa" - mruknął Ambroży, widząc jak jego oponent otrzymuje trafienie z lodowej kuli. Edwin upadł na ziemię a Ambroży, korzystając z chwili triumfu, schował swoja łyżkę i zaczął przygotowywać swój najnowszy zakup.

    Położył torbę na ziemi i najpierw wsadził jedną rękę do niej, następnie drugą a na samym końcu włożył do niej głowę. Wyprostował się z workiem na głowie i pozwolił, aby ten zsunął się na niego. Cały proces trwał zaledwie dwie sekundy i Ambroży wyłonił się ze swojej torby, uzbrojony w nową zabawkę.

    KAVA 2000 była ekspresem ręcznym, przez co uniemożliwiała magom kawy czarowanie i musieli polegać na tym urządzeniu. Dlatego też, ośrodki badań techmagicznych magów kawy wypuściły ostatnio na rynek nowy model, KAVA 3000.

    Jest to magiczny pancerz, który nie tylko ochrania użytkownika przed obrażeniami kinetycznymi, dzięki obudowaniu go pianką kawową,to jeszcze dzięki wbudowanemu na plecach ekspresowi jest w stanie zapewnić nosicielowi odpowiednią siłę ognia i mobilność. No i robi kawę.

    KAVA 3000 składa się z dwóch elementów, ekspresu i pancerza. Ekspres jest umieszczony na plecach i pokryty dodatkową warstwą rozpraszacza magicznego, przez co wszelkie czary są na niego nieskuteczne. Natomiast pancerz to podwójna warstwa pianki kawowej, z wzmocnieniami i układem rurek wewnątrz. Z dysz umieszczonych nad rękawicami można wystrzeliwać strumienie wszystkiego, co ekspres naprodukuje.

    Ambroży wyszedł w dobrym momencie, aby zauważyć jak lodowa kula leci w jego stronę. KAVA 3000 prawdopodobnie wytrzymałaby ten atak, jednak Ambroży wolał być pewny.

    Szybkim ruchem nadgarstka wybrał interesujący go strumień, wymierzył i wystrzelił.

    Rozgrzana para z sykiem wyleciała z dysz i trafiła prosto w kulę, powodując jej topnienie. Do Ambrożego doleciała o wiele mniejsza kula, która uderzyła o jego pancerz pozostawiając delikatne wgniecenie w powierzchni pianki.

    Mag kawy przyglądał się polu walki poprzez otwór umieszczony przed oczami. Ograniczał poro pole widzenia, jednak postać Edwina zobaczył wyraźnie. 

    - Ice caffe - mruknął pod nosem i wymierzył w przeciwnika jedną ręką. Wyleciał z niej strumień kawy wraz z dużą ilością lodu. Ten atak, jeśli trafi to w najlepszym wypadku zamrozi Edwina w miejscu. W najgorszym, Edwin zostanie poczęstowany bardzo dobrym napojem.

  8. Ambroży zaśmiał się wesoło. Jego zaklęcia sprawdzało się nadzwyczaj dobrze, a fakt rosnącej chmury tylko sprawiał mu przyjemność.
    Teraz, kiedy miał chwilę, uklęknął i odetchnął głęboko. Żebra, które pewnie sobie uszkodził przy zderzeniu ze ścianą, zaczęły znowu go boleć. Co gorsza, wzrok zaczął mu się rozmywać, a serce przyspieszało bicie.
    Musiał jak najszybciej reagować, zanim nastąpi fala drgawek a na koniec serce mu wysiądzie. Sięgnął do torby, nie zważając na czyny przeciwnika już zupełnie. Grzebał tam, czując jak jego oddech staje się coraz bardziej płytki. W końcu jego palce trafiły na fiolkę której szukał. Wyciągnął ją i zerwał magiczną plombę.
    Po arenie rozszedł się zapach kawy. Ten jednak był okrutnie mocny, jak gdyby ktoś sproszkował mocną kawę i wepchnął ją każdemu do nosa. Nie przeszkadzało to, ale też zbyt przyjemne nie było.
    Ambroży przechylił fiolkę i wypił prawie cały brązowy, gęsty płyn jaki znajdował się na dnie. Poczuł jak odzyskuje werwę i pomysły na dalszą walkę.
    Rozejrzał się po arenie. Ściana ognia utrudniała widoczność, jednak coś mógł zobaczyć. Ujrzał, jak jego kawowa chmura zostaje zamieniona w blok lodu i czuł, jak cała zamknięta w niej magia znika. Troszkę się tylko tym zasmucił, gdyż chmura miała być tylko dodatkiem do wielkiego ataku, jaki szykował.
    Rzucił za siebie kilka ziaren. Następnie spojrzał na Edwina. Zobaczył, jak zmienia się w świetlistą sylwetkę, upodabniając się do pozostałych trzech na arenie. Następnie oponent Ambrożego ruszył szarżą w jego stronę.
    Mag kawy jednak wpadł na genialny plan. Wykorzystał swoje niesamowite umiejętności rzutu i jednym, celnym wymachem posłał ziarenko kawowe dokładnie tam, gdzie chciał aby trafiło. Pod bryłę lodu.
    Jeśli dobrze rozumiał zasadę działania tego lodu, uniemożliwiał na używanie magii wewnątrz pokrywy. Jednak popychanie kuli lodu to coś zupełnie innego. Kulka wybuchła, tworząc falę kawy, która skierowała bryłę lodu w kierunku Ambrożego.
    Ten, w czasie kiedy jego ziarenko leciało, przemieścił się tak, by Edwin znalazł się na linii Ambroży-Edwin-Bryła Lodu
     
    Mag kawy przyszykował też plan awaryjny, na wypadek gdyby lód blokował każdą magię, nawet tą dookoła. Zamierzał stoczyć z nim uczciwy pojedynek, uzbrojony w swoją łyżkę bojową, długości męskiej ręki, którą właśnie wyjmował z torby. Był szczęśliwy, że jego torba potrafiła pomieścić niemal wszystko.
  9. http://m.youtube.com/watch?v=Bz0s6H2tWqo

    Mam mundur. Jest śliczny ^^ mierzyłem już i pasuje perfect.

    Ale teraz muszę poczekać. Strzelanek na razie nie ma w planach i nie wiadomo kiedy będą...

    Nawet kupiłem sobie taśmę maskującą do broni. W weekend poobklejam karabin i może w tym tygodniu dokupię kulki i dodatkowe (2-4) magazynki. Jeszcze akumulator i jestem gotowy *squee*

  10. Początek wydawał się w porządku. Trafił Edwina, odrzuciło oponenta na sporą odległość. To zapowiadało się dobrze.

    Ambroży uśmiechał się złośliwie, kiedy to konstrukt obracał się w kierunku jego oponenta. Ambrożemu podobała się wizja Edwina wciągniętego do wnętrza kubka z kawą.

    Edwin krzyknął coś (Ambroży źle słyszał przez całą warstwę kawy oddzielającą go od oponenta) i rzucił jakiś przedmiot w kierunku jedne z postaci. Ten chwycił ją i przyjrzał się temu przez chwilę.

    Ten wzniósł to coś w górę i krzyknął. De Couffe na początku nie zauważył żadnej różnicy. Jednak gdy poczuł jak jego twór spowalnia, spojrzał go góry. Musiał się powstrzymać przed opadem szczęki, który niechybnie by go utopił. Bo oto jego wspaniałe dzieło zaczynało zamarzać, a fala lodu kierowała się ku niemu.

    Ambroży postanowił działać. Sięgnął do torby i wyjął trzy kulki. Zaczął szybko wymawiać inkantację:

    - Eksspresso... Grande... Chilii... - kulki zabłyszczały na czerwono i połączyły się w jedno.

    Instynkt kazał mu spojrzeń na Edwina. Mag kawy podniósł głowę znad wykonywanego czaru i spojrzał na oponenta. Ten trzymał w dłoniach... Wielki młot bojowy! I właśnie zamachiwał się nim na niego.

    Niewiele myśląc, czarodziej kawy wypłyną poza swój konstrukt. Właśnie wychylał głowę, kiedy Edwin zadał cios.

    Trudno było uwierzyć, że w takiej postaci znajduje się aż taka siła. Uderzenie rozniosło się po arenie. Kawałki lodu i kawy leciały na wszystkie strony, Ambroży poleciał na fali kawy, jaka kiedyś była jego konstruktem.

    W ręce nadal miał gotowe zaklęcie. Tera wystarczyło zgnieść kulkę i skierować gniew chili na jakiegoś oponenta.

    Wtem dostrzegł blask światła i ujrzał świetlne liny, jakie kierowały się ku niemu. Zadziałał na szybko.

    Rzucił zaklęcie przed siebie, uprzednio zgniatając kulkę. Przed Ambrożym pojawiła się ściana ognia, która powinna wytrzymać przez jakiś czas. I która powodowała, że cała kawa w okolicy zaczęła parować, tworząc małą, brązową chmurę.

    De Couffe wyjął z torby swój bojowy ekspres, KAVA 1000, odkręcił spieniacz na maksa i rzucił go, rzutem mogącym mu zapewnić zwycięstwo w turnieju koszykówki, prosto na liny. Te powinny zaplatać się na nadlatującej maszynie. Alb przynajmniej strumień pary zmieni trochę ich linię lotu.

  11. Batponies? Wunderbar!

     

    Name und Vorname: Moon Dawn

    Alt: 29

    Rasse: Batpony

    Geschlecht: Ogier

    Niedlich Abzeichen(CM): Tarcza z księżycem.

     Cechy: Wielka szybkość i wytrzymałość. Czarna sierść i ciemno-zielone oczy. Fryzura ogolona na łyso.

    Rodzina: Artyści. Ojciec rzeźbiarz, matka malarka. Adoptowani. Prawdziwi... Nieznani, dane utajnione.

    Charakter: Nadpobudliwy, żartowniś, ale na misji potrafi być skoncentrowany i spokojny. Ma duszę artysty i pisze opowieść o czynach swojej drużyny i jego. Na piersi ma mały notatnik z pomysłami.

    Historia: Jego rodzice tworzyli różne dzieła dla Equestrii. Od prostych rzeźb na place, po nowe style ulotek propagandowych. Nie należeli do bogatych, ale tez nie byli biedni. Znaleźli go przed drzwiami z notatką "Zajmijcie się nim. Potrzebuje rodziny." Artyści, będący kucykami o dobrym sercu przygarnęli go i wychowali jak swoje dziecko. Młody wzrastał w otoczeniu sztuki i dumy narodowej. Rodzice kochali go pomimo jego inności a on kochał ich.

    Z nieznanych przyczyn dostarczono mu list werbunkowy. Od samej księżniczki Luny. Kucyk pożegnał się z rodziną i ruszył tam gdzie był punk werbunkowy.

    Jego szkolenie przeszło w miarę dobrze. Nie był jednym z najgorszych, ale nie zdobył też najwyższych ocen. Przyznano mu dowódcę, łóżko i zadanie. Szkolić i zabijać.

  12. Moje OC, mam nadzieję że się nada :)

     

    Imię: True Courage

    Nacja: Sombria

    Wygląd: (nie mam zdjęcia) kucyk ziemny o brązowej maści z szarymi oczami. Ma prawie 30 lat. Jego zielone włosy zaczynają przenikać siwizną. Zawsze ma przy sobie pistolet oraz chodzi tylko w mundurze, a do spania zdejmuje odznaczenia, których jest tak wiele, że ciążą mu na jego piersi.

     

    Charakter: narwaniec, patriota, szczęściarz. Te trzy słowa wystarczą aby go opisać. Zwykle widać go na czele pochodu, jak prowadzi wojaków prosto na linie nieprzyjaciela. Często też jego pistolet kieruje się nie na przeciwnika, tylko na sojusznika który stchórzył. Jest fanatycznie zapatrzony w Sombrę i odwaga jest dla niego najważniejszą cechą u żołnierza. Jest lojalny, nie poddaje się nigdy. Krążą plotki że sam przeszedł włamał się do bazy wroga aby odzyskać swoich ludzi. I kiedy wracali do swoich i jeden z ocalonych wolał przejść na stronę Equestrii zastrzelił go na miejscu. A czemu szczęściarz? Bo jeszcze nikt nie zastrzelił go. Ani wrogowie, ani swoi.

     

    Historia: True urodził się w małej wiosce w głębi Sombrii. Jego ojciec kiedyś walczył w "Wojnie Odzyskania" kiedy Sombra odbudowywał swoją potęgę. Słuchając jego opowieści, chłopak podrósł na wielkiego fanatyka Sombry. Kiedy osiągnął odpowiedni wiek, samodzielnie zapisał się do lokalnej grupy poparcia Imperatora (czyt. agitatorów). A gdy wybuchła wiadomość o wojnie był jednym z pierwszych jacy udali się do punktu poborowego. Jednak oficerowie, widząc tak młodego, narwanego patriotę postanowili że taki kucyk nie może się zmarnować. Ustanowili go jako "wspieracza morale". I to była bardzo dobra decyzja. Stał się małą legendą frontu. Zawsze był na przodzie oddziału... I nigdy nie popuszczał tchórzom.

     

    <jest 4 w nocy... Nie wiem czy to będzie dobre OC. W każdym razie próbuję>

  13. Ambroży uśmiechnął się, widząc że jego plan na wykrycie Edwina działa.

    Jednak mina mu zrzedła, kiedy zobaczył, że przeciw niemu staje nie jeden, ale aż czterech oponentów.

    Trzy zakute w zbroję postaci. Jedna z łukiem, druga z dwoma mieczami i trzecia z halabardą. I każdy z nich wyglądał bardziej przerażająco od pozostałych.

    Postać z łukiem wymierzyła w maga kawy, ten instynktownie cofnął się i sięgnął do torby bo ziarna. Jednak w jego kierunku nie poleciała ani jedna strzała, ani jeden pocisk.

    Tymczasem pozostałe dwie postaci, te z bronią białą, zaszarżowały z dwóch stron, odcinając biednemu De Couffe drogę ucieczki.

    Pierwszy z nich, ten z dwoma mieczami, zamachnął się trzymaną bronią i kawa między nim a kawowym magiem zaczęła zamarzać. De Couffe już miał w ręku odpowiednią broń, gdy nagle przed jego oczami błysnęło niesamowicie jasne światło, które sprawiło, że Ambroży dalej chlapał kawą niż widział.

    Pozbawiony wzroku De Couffe musiał zdać się na inne zmysły. Słuch. I zapach. Nie przydały mu się za bardzo, gdyż magowie kawy nie są szkoleni w polepszaniu swoich zmysłów w sytuacjach kryzysowych.

    Więc przypartemu do muru magowi kawy pozostało tylko jedno...

    Sięgnął do torby i wyciągnął z niej kolejne ziarenko. Ci którzy byli na widowni wyraźnie widzieli jadowito-zielony kolor tej kulki. Ambroży postanowił zdać się na ślepy traf i liczyć że dostanie coś porządnego.

    Zgniótł ziarenko w palcach. Natychmiast poczuł jaki typ ziarenka zgniótł i wiedział, co nadchodzi.

    Kawa jaka była rozlana na całej powierzchni areny zaczęła obniżyła swój poziom znacząco. Magia zaklęta w ziarenku była tak silna, że przekroczyła bariery rozpięte nad areną i ci co posiadali jakąkolwiek kawę w kubkach, widzieli jak ich napój powoli opuszcza ich naczynia i zmierza w kierunku pola walki.

    Dookoła Ambrożego, który już powoli zaczynał odzyskiwać wzrok, zaczął się tworzyć olbrzymi walec, na szczycie którego pojawiła się gruba warstwa z wzmocnionej pianki kawowej, która powinna zatrzymać strzały i nie pozwolić im dotrzeć do Ambrożego.

    Kawowy konstrukt wytworzył ręce i nogi. Miał dobre pięć metrów wzrostu i trzy obwodu. Posiadał nawet własna słomkę, przez którą Ambroży sobie oddychał. Konstrukt przypominał przeźroczysty, wypełniony po brzegi kubek na kawę, tylko powiększony kilkaset razy.

    Monstrum tylko przez chwilę stało w miejscu, rozglądając się dookoła. Gdy tylko ujrzało Edwina, ruszyło na niego z furią pary wylatującej z ekspresu. Zamrożona powierzchnia pękała, kiedy ta istota, pchana rządzą wyrządzenia komuś krzywdy biegła, napędzana mocą czystego cafe Brule. Nie zatrzyma się, nie wystraszy się niczego... Będzie cały czas biec na przeciwnika. Jest niczym nosorożec podczas szarży.

  14. Ambroży masował rozbolałe żebra i uważnie obserwował ruchy przeciwnika. Wyczarował sobie małą, porcelanową filiżankę i szybko opróżnił zawartość, wypijając wszystko do dna. Pomacał resztki kawy jakie znajdowały się na dnie palcem i odłożył filiżankę na ziemię. Gdy Edwin przyszykował pręty, Ambroży sięgnął do torby i zaczął w niej grzebać.
    Z racji tego, że cały czas obserwował przeciwnika, zajęło mu to sporo czasu i gdy jego oponent szykował się do wykonania ataku, mag kawy szczęśliwie znalazł to czego szukał.
    Wyciągnął całą garść brązowych kulek, mniej więcej wielkości orzecha włoskiego.
    Wtedy właśnie Edwin wystrzelił w jego stronę chmarę metalu.
    Ściana wypełniona drobnicą żelazną wyglądała iście przerażająco i Ambroży nie chciał za żadne kawy świata stanąć na jej drodze. Musiał zmienić swój plan.
    Miał kilka sekund do namysłu. Chwycił mocno leżącą filiżankę, wrzucił do niej wszystkie kulki i wbił porcelanę w ziemię denkiem do góry. Nie miał czasu na inkantacje, więc zakrzyknął szybko:
    - Rakietowe Expresso!!
    I wzbił się w powietrze  na strudze gorącej pary i kawy, która wyniosła go poza zasięg metalowej fali. Widział jak tuż pod nim fala nakrętek, śrubek i gwoździ, szpilek... Cała drobnica metalowa, która mogła zmienić czarodzieja w pociętego trupa. Miał szczęście, że zdążył wyciągnąć te kulki na czas.
    Wylądował na ziemi, fala przeszła za nim i uderzyła o ścianę, rozsypując się.
    Ambroży martwił się pojedynkiem. Dopiero drugi czar a on już prawie pozbył się swoich najlepszych zaklęć. Jak tak dalej pójdzie zostanie mu robienie kawy z żołędzi...
    Tymczasem magowi kawy przybyło zmartwień. Oto jego oponent... zniknął. Teraz De Couffe był w kropce. Edwin nie mógł uciec z areny, bo by sędzia coś ogłosił.
    Spodziewał się jakiejś sztuczki. Postanowił jednak działać.
    Pierwsze co zrobił to rzucił w ziemię kilka drobnych ziarenek. Następnie wyciągnął czarną kulę wielkości guzika i położył ją na ziemi. Wzniósł ręce do góry i mocno nadepnął na nią. W ciągu kilku sekund arena wypełniła się kawą. Nawet jeśli Edwin był niewidoczny to każdy jego ruch spowoduje zaburzenia na powierzchni. De Couffe rozejrzał się uważnie w poszukiwaniu przeciwnika.
  15. Ambroży zarumienił się lekko, słysząc komplement. Rzadko je słyszał i jeszcze rzadziej je wypowiadał, więc nie przychodził mu do głowy żaden konkretny komplement. Kiwnął głową i uśmiechając się zamruczał w zakłopotaniu.

    Na szczęście ta niepewność szybko minęła, kiedy to jego przeciwnik rozpoczął inkantację. Ambroży wsłuchał jej uprzejmie, w końcu pojedynkowali się niczym ludzie honorowi. Nie przystoi nikomu przerywać zaklęcia podczas pojedynku.

    Mag kawy stał jak zauroczony, kiedy kolorowe kule zaczęły krążyć dookoła niego. Przyglądał się każdej z nich, praktycznie nie słuchając słów oponenta. Co mógł poradzić, że te kolory działały na niego tak...

    Wtem poczuł mocne szarpnięcie, gdyby ktoś przytwierdził go do rozpędzonego pociągu. Jakaś tajemnicza siła, zwana "magnetyzmem" zaczęła ciągnąć go prosto na ścianę.

    "Przypomnij sobie szkolenie" pomyślał. Ładunki o przeciwnych biegunach przyciągają się do siebie... natomiast ładunki te same odpychają się... Tylko tyle uczyli ich na pierwszym roku, poza zbieraniem najlepszych ziaren kawy. Wtedy nie wierzył że mu się to kiedykolwiek przyda. A tu taka niespodzianka.

    Czyli musi teraz zamienić jakiś ładunek. Najlepiej by było to zrobić poprzez...

    Rozmagnetyzowanie ściany! Czy raczej rozmagicznienie.

    Wyszarpnął z torby szare ziarenko i rzucił je w ścianę. Miał nadzieję, że zdążył.

    Po ścianie, wysuwając się z ziarenka, zaczęły snuć się szare pnącza oplatając kamienne bloki  i wysysając z nich magiczną energię jaka przelała do nich kula. Powoli siła przyciągania zaczęła słabnąć, aż w końcu zniknęła. Niestety de Couffe nie znał się na prawach dynamiki, co brutalnie odbiło się na nim. Rozpędzony uderzył w ścianę, może nie aż tak mocno jak wcześniej, ale i tak zabolało.

    Przyszedł czas na kontrę. Czarodziej kawowy wyciągnął z torby białe ziarenko. Rzucił je wysoko w górę i zakrzyknął:

    - Oto i zaklęcie... "TRAPPUCINO!"

    Na jego oponenta zaczęła spadać z wysoka olbrzymia, półkolista, plastikowa pokrywka. Zbliżała się nieubłaganie do ziemi, gotowa uwięzić w swoim przeźroczystym więzieniu zarówno Edwina jak i jego portal.

×
×
  • Utwórz nowe...