Skocz do zawartości

Talar

Brony
  • Zawartość

    1041
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    33

Posty napisane przez Talar

  1. Nie jest to żadne zdziwienie, iż czekałem na ten odcinek z niecierpliwością. Już podczas tych rysunkowych zapowiedzi nie mogłem się doczekać, aby go zobaczyć. Powiem tak: odcinek jest dobry, nawet bardzo dobry, lecz spodziewałem się czegoś o ciupkę lepszego.

     

    Zacznę może od ogółu, czyli samego pomysłu na odcinek. Już na pierwszy rzut oka widać, iż epizod w 90% był robiony z myślą o bronies. Co prawda, nie lubię, gdy twórcy robią jakieś takie rzeczy na dużą skale dla nas, to w tym przypadku (nie licząc jednego momentu) narzekać aż tak nie mogę. Taka tam, drobna wada. Ale wracając do samej fabuły, to zaowocowała ona wieloma świetnymi elementami, jak wrzucenie mane 6 w kalosze super-bohaterek, specjalne stroje oraz moce, zmutowana psycho-zła postać, która chce zawładnąć nad światem, walki armią złych pomocników, chwilowy tryumf głównego złego oraz pokonanie go jego własną bronią. Istna parodia komiksów oraz filmów o super-bohaterach. Jednak ja polubiłem ten aspekt nie tylko za to, iż parodiuje on słynne produkcje, lecz za to, że takie coś jest po prostu fajne. Nie jestem zwolennikiem komiksów, a filmy o współczesnych herosach, uzbrojonych w nadprzyrodzone super-moce lekko mnie nużyły, lecz tutaj mamy istny majstersztyk. W sumie, mogła by to nawet nie być parodia, lecz odcinek "na poważnie" to i tak by mi się to spodobało. Super pomysłem według mnie, było by stworzenie osobnego filmu o czymś takim, ale moja fantazja chyba zachodzi teraz zbyt daleko. Mówiąc krótko: sam pomysł jest świetny i muszę przyznać, że dobrze im to wyszło.

     

    Lecz zanim powiem o poczynaniach naszych super-bohaterkach, zacznę od tego, co ukazuje odcinek przed tym, a mianowicie o odbudowie zamku. Główny wątek sezonu 4, jak to brzmiała jeden z kawałków Turbo, "Toczy się po linie". Założę się, że nie raz i nie dwa zobaczymy nasz stary, lecz już nieopuszczony zamek. I dobrze, fabułą powinna się ciągnąć przez cały czas, a nie tylko w pierwszym i ostatnim odcinku.

     

    Dobra, zamek za nami, czas więc przejść do naszego nowego super-teamu, czyli Power Ponies. Jak już wyżej pisałem, sam ogół jest spoko, lecz postaram teraz skupić się bardziej na każdej z nich osobno.

    Wpierw zacznę od Twiligth, czyli "Zamaskowanej Matter-Horn". Ubiór jest raczej średni. Ten dziwny "wiśniowy", czy jaki to tam jest kolor jakoś tak słabo pasuje. Zresztą, jej wielkie bryle, które raczej przypominają mi krążki do hokeja pasują jak smark do rękawa, a ten jej róg komponuje się dość... dziwnie, jakby był doklejony. Jeśli jednak chodzi o moc, to jest ona dość typowa, lecz pasująca do postaci.

    Druga z kolei jest Rarity, jako "Radiance". O ile do stroje nie mogę się przyczepić, to jej moc strasznie mi się spodobała, i nie chodzi mi tylko o to, jaka ona była, lecz jak Rarity jest używała. Dla takiego fana tej postaci, każdy jej czyń był przezabawny.

    Czas na Pinkie, która, dosłownie, biega w fatałachach "Fili-Second". Stój, przypomina mi film "Tron", pasuje do postaci, natomiast jej moc, czyli bieganie w siedmiomilowych bamboszach nie dość, że było fajne, to do Pinki pasowało jak ulał, przez co każde jej użycie oraz jej radość wywoływało salwy śmiechu z mojej strony.

    Kolejna w kolejce jest Rainbow Dash w roli "Zap" (pierwsze skojarzenia z Dotą i Strom Spiritem). Kostium bardzo fajny, a moc miotania niczym Zeus piorunami nawet nawet, lecz używanie tego gwizdka, którego ciągle trzymała w zębach było trochę głupie.

    Kolejna na moim widelcu jest Applejack, której przypadła postać "Mistress Mare-velous". Wygląd jest ok, lecz super-moc to już inna sprawa. U niej postawili zamiast na nadprzyrodzone mocne, na szeroki wachlarz uzbrojenia i gadżetów, niczym Batman. W sumie, to ma to swoje umysłowe lasso, lecz posiada także inne zabawki, jak rzucane podkowy-shurikeny i inne cuda. Lekko odstępuje ona od nadprzyrodzonych mocy, lecz marudzić nie powinienem.

    I na samym końcu Fluttrehsy: Saddle Ranger. Strój jakoś tylnej części ciała nie urywa, lecz jej moc... Gdy zobaczyłem ten moment, to stało się coś takiego:

    Uwaga! Brutalna scena! Wchodzisz na własne ryzyko!

    Zabronione jest wstawianie r34/gore na forum.

    Mogę powiedzieć, że jest to największa wada tego odcinka. Twórcy mocno przesadzili i mam nadzieje, że jest to ostatni taki wyczyn. Ten zniekształcony głos, ten masakryczny wygląd oraz to skandaliczne zachowanie... Twórcy, hamulec! My nie chcemy czegoś aż takiego! Wstrzymajcie konie i zajmijcie się bardziej przyziemnymi i realnymi sprawami, a przynajmniej ja wolałbym bym, żeby tak było.

    Mogę jeszcze dodać tutaj Spike'a, który odegrał fajtłapowatego "Humdrum'a". Jedyne, co mogę powiedzieć, że strój jest dobry, bo do takiej łamagi, jaką jest ten komiksowy bohater pasuje.

    Podsumowując te wszystkie postacie, to ich moce są w porządku, w szczególności Rarity, jednak FS to gruba przesada, która nie powinna mieć racji bytu. Stroje lekko wykonane na pół gwizdka, lecz nie jest źle. Jeśli chodzi jednak o nazwy, to są one całkowicie niezapadające w pamięci, lecz tragedii niema. Ogółem Power Ponies wykonane jest dobrze, lecz mogło być niezaprzeczalnie lepiej.

     

    Skoro omówiłem już nasze herod-baby, przyszedł czas, aby rozkminić to, z czym walczą. Naszym Super-Villiainem jest niejaka "Mane-iac". Na ogół, jeśli bym oceniał ją opierając się na postaciach z komiksów, to spełnia ona swoje zadanie. Jednak jeśli oceniałbym ją jaką jedną ze złych postaci z MLP, to postać także nie wychodzi źle. Dlaczego? Bo jest ona mocno stuknięta Jej zachowanie, styl oraz ciągłe zmiany tonacji mowy, wygląd i super moc podobają mi się zarówno jako złej postaci z komiksu, jak i złej postaci z tego serialu. Po prostu jej zachowanie mi się podoba, a zarazem pasuje idealnie do swojej roli. Zresztą, jej "powstanie" to wręcz chleb powszedni dla tego typu komiksów, więc można się tylko cieszyć. Jej zły plan, który polegał na ukradnięciu jakiegoś tam przedmiotu oraz doczepieniu jej do jakiegoś "inatora", który nietypowym kształtem dorównuje specyficznym celu użycia; w tym przypadku, chęć rozrośnięcia się włosów u wszystkich. Czyn całkowicie oderwany od rzeczywistości, lecz w takiej parodii prezentuje się perfekcyjnie. Wygląd również nie zawodzi, a jej specjalne zdolność zadowoliła by każdego czytelnika kolorowych gazetek. Została pokonana w równie spektakularny sposób. Nawet te jej miniony są spoko. Spełniają swoją rolę bezużytecznego mięsa armatniego, a przy okazji śmieszą. Ogółem nasz zły charakter oraz wszystko z nim związane jest w 100% wykonane prawidłowo, a dzięki temu, że sama postać po prostu przepadał mi do gustu, jestem całkowicie usatysfakcjonowany naszym głównym antagonistą.

     

    Jednak odcinek posiada widoczne gołym okiem wady. Jak już wspominałem, Flutterhulk jest zbyt kuriozalnym pomysłem, który nie powinien trafić do żadnego odcinka, natomiast sam fakt stworzenia odcinka o super-kucykach, który ewidentnie był tworzony z myślą o bronies, a nie o małych dzieciach, jest lekką wadą, lecz mogło być znacznie gorzej. Drażniącym minusem jest sposób, w jaki mane 6 dostały się do świata komiksów. Jakiś niby zaczarowany komiks, który nagle wchłonął czytelnika wraz z paroma innymi osobami. Pomysł taki trochę na odwal, który mógłby zostać wykorzystany lepiej, np. Spike szukał lupy, by przeczytać napis, lecz zamiast niej znalazł jakiś dziwny, przezroczysty kamień, który po przyłożeniu do komiksu stworzył portal. Szczerze, to na początku myślałem, że właśnie w taki sposób one się tam dostaną. Zresztą wiem, że ten komiks jest jakiś zaczarowany, lecz fakt, iż na samym końcu zniknął, był... nie wiem. Jakby już nie wiedzieli, co mają począć z tą gazetką. Ostatnią wadą, która jednocześnie łączy się z tą, że twórcy za dużo robią dla nas, jest to, iż zamiast dość normalnych, przyjemnych i śmiesznych odcinków, coraz częściej mamy ukazane jakieś bijatyki. Przełomem było, jak podczas ślubu pojawiła się epicka bitwa z Podmieńcami, lecz do tej pory, w sezonie 4 pojawiły się już dwie (ten odcinek i Daring Don't). Co z tego, że było one mniejsze, niż to w ostatnich odcinak 2 sezonu, to i tak coś tu jest nie w porządku. Wolałbym, aby odcinki wróciły do swojej starszej formy (ta z S2 byłaby najlepsza), czyli do dużej dawki ciekawych lecz przyziemnych przygód, humoru z pomniejszymi "oczkami" dla bronies. Jednak jeśli serial będzie dalej prowadzony takim stanie, jaki jest, a co gorsza, pogłębi się on, to przyszłość MLP widzę raczej w czarnych kolorach. Lecz mam nadzieje, że twórcy się opamiętają oraz żeby jakoś wróciła jak to była dwa sezony wcześniej.

     

     

    Krótkie podsumowanie:

    Zalety:

    -Ciekawy pomysł z super-bohaterkami

    -Mane 6 jako Power Ponies

    -Pełno sparodiowanych nawiązań do filmów/komiksów

    -Idealnie wykonana główna zła postać

    -Odbudowa dawnego zamku księżniczek na tle fabularnym

     

    Wady:

    -Fluttreshy w roli Hulka, czyli ogromna przesada ze strony twórców

    -Dziwny pomysł z "zaczarowanym" komiksem

    -Za dużo walki jak na ten serial.

     

     

    Ocena: 8/10

     

    Nie licząc pierwszego, podwójnego odcinka, ten jak dotąd remisuje wraz z Castle Mane-ia o najlepszy, zwykły epizod w sezonie 4. Dość fajny pomysł sparodiowania postaci z komiksów w kucykowej formie wyszedł idealnie Samo mane 6, jako Power Ponies prezentuje się bardzo dobrze. Zresztą, Mane-iac jako główna zła postać także wykonana została z godną podziwu pieczołowitością. Fabuła, dzięki odbudowie zamku, wciąż się rozwija i nie stoi w miejscu. Jednak takie wady, jak przede wszystkim transformacja Fluttershy oraz powolne przeinaczanie się serialu w Mortal Combat z udziałem kucyków dodaje parę punktów w plecy. Gdyby nie te dwie rzeczy, odcinek zarobił by soczyste 9,5 na 10, lecz niestety twórcom chyba brak hamulców, przez co tworzone przez nich rzeczy zbytnio zachodzą o fandom, co miejsca zbytnio mieć nie powinno. Fandom tworzony jest po to, aby dopełniać serial; nie na odwrót. Mam nadzieje, że jest to ostatni taki ich wybryk.

     

    Na przyszłość: uważaj na język i nie umieszczaj linków do r34/gore. ~Draques

    • +1 2
  2. Przyjaźń w internecie? Różnie z tym bywa. Przede wszystkim wiele ludzi w wirtualnym świecie zachowuje się o wiele inaczej, niż normalnie, więc możesz poznać fajną osobę na jakimś forum, a w realu jest on skończonym chamem, bądź na odwrót. Jednak, jeśli osoba zachowuje się tam samo zarówno przed komputerem, jak i poza nim, nie widzę problemu, dla którego nie mógłby znaleźć sobie jakiegoś kolegi. Jednak szukanie sobie kolegów w internecie "bo mnie nikt nie lubi" jest dość głupim pomysłem.

     

    Ja osobiście wierze w to, że można sobie znaleźć przyjaciela w internecie, spotkać się w realu i nadal być przyjaciółmi. Jednak w dzisiejszych czasach nikt Ci nic nie zrobi, jeśli będziesz zachowywać się jak cham, więc duża część ludzi ujawnia swoje zwierzęce cechy i zachowują się jak skończeniu skur*iele.

     

    Czy miałem taką sytuacje? Kiedyś na tym forum poznałem kolesia, z którym zawiązałem kontakt. Często i dużo z nim pisałem. W sylwestra, w boże narodzenie, w urodziny itd. Gadaliśmy o wszystkim, nawet o własnych, życiowych problemach. Pomagaliśmy sobie nawzajem, lecz nigdy nie spotkaliśmy się. Dzięki niemu zacząłem grać w dzisiaj moją ulubioną grę, jaką jest Dota 2. Pamiętam, że po zobaczeniu Equestrai Girls bardzo mi się ten film spodobał i namawiałem go, aby i on obejrzał, pomimo iż był negatywnie do tego nastawiony. Po obejrzeniu stwierdził, że jest to najgorszy i najgłupszy film na świecie, że piosenki to dno itd. Ja, nie mogąc słuchać takich słów od tak bliskiej mi osoby, kazałem mu się zamknąć, a ponieważ to nie skutkowało, skończyłem rozmowę. Od tamtej chwili się nie odzywamy, lecz wciąż mam go w znajomych. Wiem jednak, że czasem "lekko" mnie obgadywał z moim bratem, a czasami zachowywał się bardzo dziwnie, lecz ja wciąż się z nim zadawałem, aż do tej chwili.

     

    Pomimo tej sytuacji, wciąż wierze, że w internecie można znaleźć osobę, która może stać się twoim najlepszym przyjacielem. Wierze, że może powstać taka sama więź, która łączy kucyki z mane 6. Bądźmy dla siebie mili, szanujmy się i zachowujmy, jak na ludzi przystało, a poznamy dzięki temu wiele wspaniałych ludzi, pomimo iż będziemy widzieć tylko ich avatary.

  3. (Skoro bierzesz udział w magicznym pojedynku, to jakim cudem możesz nie być jednorożcem?)

     

    "Złaś zemnie, ty... płonąca klucho!" krzyknąłem, jednak klacz nadal siedziała na moim brzuchu, perfidnie się uśmiechając. "Dobra, sama tego chciałaś!", po czym wyczarowałem sobie na kopycie rękawice, która zakończona była ostrym szpikulcem. Chwile wypatrywałem odpowiedniego miejsca, po czym z całej siły wbiłem igłę prosto w jej lewe oko. Klacz wydarła się w niebo głosy, a ja, wykorzystując sytuacje, uwolniłem się od jej ciężaru. Leżałem na plecach, dysząc. Rzuciłem okiem na Timber, która leżąc na boku kręciła się w kółko, wydzierając się jakby ją torturowali. Olałem ją całkowicie, zajmując się sobą. Przyłożyłem sobie kopyto do szyi i nawet nie wiem, czego dotknąłem. "Hmmm... ciekawe... Lecz równie dobrze mogła by ona dźgnąć mnie podpalonym kijem" wymamrotałem do siebie. Lekko się zawahałem, po czym wstałem. Ledwo ustałem na kopytach, lecz jakoś udało mi się. Spojrzałem na rywalkę, która wciąż nie mogła dość do siebie, a jej wrzaski i piski zaczęły mnie już denerwować. "Przestań się mazgaić i wstań." Nie zareagowała. "Powiedziałem WSTAWAJ" machnąłem kopytem na wysokość twarzy. Timber, niczym kukiełka, uniosła się na lekko nad ziemie. Jej kopyta zwisały bezwładnie, lecz opadła twardo na ziemie i zachowała równowagę. Jednak głowę miała spuszczoną, więcej nie widziałem rany. "Ostro zagrałaś, moja droga" wypowiedziałem, lecz mój głos nie był już taki, jakim zawsze przemawiałem. Był bardziej zmęczony, bez siły. "Zbyt ostro. Ja nie chciałem mieć dziury w szyi, Ty nie chciałaś mieć szpikulca w oku, jeśli w ogóle dobrze trawiłem. Teraz żarty się skończyły, więc trzeba wytoczyć ciężką artylerię. Ciężką, lecz nie najcięższą." Skupiłem się, przez co zaczęła mnie mocno boleć głowa. Z mojego rogu wyleciał podłużny, czerwony pocisk rozmiaru butelki prosto w górę. Po paru sekundach wyleciał drugi. Pociski leciały w górę, lecz stopniowo zwalniały, aż gdzieś na wysokości 100 metrów, gdzie ledwo je było widać, zatrzymały się, zawisły chwilę w powietrzu po czym zaczęły spadać. "Bomby w dół" szyderczo się uśmiechnąłem. Timber wpatrzona była w pocisk, który spadał ze świstem. Po dosłownie sekundzie czerwony obiekt spadł centralnie na klacz. Niszczący bębenki w uszach huk rozległ się echem po całej arenie. W promieniu jakiś 10 metrów od rywalki ziemia była mocno popękana, spalona oraz roztrzaskana. Na prawie całej arenie piach poskoczył na ok. 10 centymetrów. Timber zwalona na ziemie, leżała na brzuchu z podniesioną głową. Od pierwszego uderzenia nie minęły 3 sekundy, po czym uderzył drugi pocisk w to samo miejsce. Huk był o wiele głośniejszy, ziemia cała zadrżała, a nad miejscem uderzenia unosił się czarny dym wraz z rozwianym piachem. Po paru chwilach dym rozwiał się, ukazując skutki zniszczeń. W promieniu 15 metrów od Timber powstał krater na głębokość jednego metra, a w samym jej środku leżała całkowicie wbita w ziemie klacz. Tak płasko chyba jeszcze nigdy nie leżała. Usiadłem na brzegu krateru, czekając z opuszczoną głową na ruch mojej rywalki.

  4. "Czy" warianty:

    -Albo ten cały duch na końcu został dodany od tak, dla wesołego. Troll ze strony twórców, którzy chcą, abyśmy główkowali przy czymś, co nie będzie miało żadnego uzasadnienia w serialu. Zapewne także z tego powodu oczy przypominają wzrok Zecory

    -Była to jakaś nowa zła postać, lecz co tam robiła, nie wie nikt.

    -Jakaś nowa dobra postać, która śledzi mane 6, aby w kluczowym momencie wyskoczyć zza krzaka, przynosząc pomocne kopyto.

     

    Spodziewam się pierwszego myślnika, lecz wszystko jest możliwe.

    • +1 1
  5. To zależy od wielu czynników. Jako iż nie lubię ciągłego biadolenia, iż Hasbro myśli tylko o kasie, to pieniądze odgrywają tutaj zapewne znaczną role. Nie wiem, kiedy twórcą wysiądą fundusze; nie myślę o tym. Jednak sądzę, iż ich portfele będą pełne przez długi czas. W sumie, to przy ogromie pomysłów, to sezonów możemy się spodziewać wiele. Nikt chyba nie wie, ile. Zresztą, po jakimś 10 mogą wydać 5 generacje, która będzie się niewiele różnić. Dodajmy do tego wiele filmów i innych pierdół a uzyskamy dość dużą liczbę. Zresztą, możliwe jest, iż jakaś inna firma to wykupi, co daje nam ogrom nowych pomysłów.

     

    MLP będzie trwać jeszcze długo. Jestem tego pewien, a przynajmniej opiewam w to wielką nadzieje. Lecz oby ilość nie przewyższyła jakość...

  6. Zapomniałem jeszcze napisać cuś o Pannie Harshwhinny. O ile w odcinku "Games Ponies Play" była mi ona całkowicie obojętna, to tutaj mogę powiedzieć, iż wyszła całkiem całkiem. Nawet lubię takie sztywne i dyscyplinarne postacie jak ona. W dodatku, jej wszystkie sznupy, jak np. to: http://cheezburger.com/7955282944 mocno mnie rozwalały. W zasadzie, to mocno się ona zmieniła od tamtego wcześniejszego odcinka. I dobrze.

    A, i nadal przypomina mi ona Twix'a ;P

  7. Leżąc na plecach, wychyliłem głowę, spojrzałem na rywalkę i podniosłem kopyto do góry, mówiąc "Jesteś chyba najbardziej bezwartościowym wrogiem, z jakim walczyłem!". Podskoczyłem, żeby wstać a przy lądowaniu lekko straciłem równowagę. "Ja ci daje szanse użycia największej mocy, jaką w sobie posiadasz, a tą okazje tak marnujesz? Mogłaś strzelić swoim najsilniejszym czarem prosto we mnie, a Ty mi po prostu dałaś po ryju! Skandal!" Podszedłem szybkim krokiem do niej i gwałtownie chwyciłem ją za przednie kopyto. "To miało być to, co miało mnie pokonać?!? Chciałaś mnie pokonać tym odnóżem?!?" Chwyciłem ją za głowę i potrząsłem. "Użyj w końcu tej swojej łepetyny! Czy ten twój róg to jakaś plastikowa zabawka? To jest w końcu MAGICZNY pojedynek. M-A-G-I-C-Z-N-Y. Wyciągnie jakiegoś asa z rękawa, a nie, że albo okładasz mnie tymi "kopytkami", albo stosujesz jakieś bezwartościowe i nudne jak dupa węża kule ognia o sile przeciętnego przeczkolaka!!!" Oburzony odwróciłem się i poszedłem przed siebie, przeklinając w myślach. Zatrzymałem się parę kroków od rywalki, po czym szybkim ruchem stanąłem do niej bokiem i wyciągnąłem kopyto w jej stronę. Przy pomocy magii wystrzeliłem olbrzymią falę dźwiękową. Była ona płaska i lekko przeźroczysta. Z olbrzymią prędkością uderzyła w pierś Timber. Powstał wtedy głośny huk, a sama klacz, całkowicie ogłuszona, niczym na lodzie, przesunęła się o jakieś dwa metry do tyłu. Timber mocno piszczało w uszach, głowa ją bolała oraz lekko się chybotała. Kiedy ona powoli dochodziła do siebie, ja odwróciłem się do niej tyłem. "Twoja kolej! Zrób mi coś, cokolwiek, co może mną zaimponować! Wykaż się! Pochwal, jaka to dobra jesteś! Śmiało, nie krępuj się! Stoję tutaj!"

  8. Talar- nigdy nie widziałam hejtu na Flima i Flama, za to ciągle widzę, jak ich fani marudzą, że nikt ich nie lubi. Może nie mają dużo fanów, ale to nie oznacza, że się ich nie lubi.

    Może nie tyle hejt, co bardzo często zauważyłem opinie, które głosiły, że albo oni są najgorszymi postaciami, albo ich odcinek jest najgorszy bądź piosenka. Dużo ludzi o ile nie hejci, to po prostu ich nie lubi. Jednak raz czy dwa natknąłem się na prawdziwych hejterów, którzy bardzo ich nie lubili i mocno to podkreślali.

  9. Nie wiem, jak tam z treścią (brak czasu) mogę powiedzieć, że tragedii niema, lecz:

    -za dużo ficków

    -czasem tekst zlewał się z obrazkiem

    -niewygodny format

    -kapkę za dużo artykułów niezwiązanych z kucykami

     

    Wszystko inne, ok.

     

    Mogę jeszcze dodać, iż występuje bliźniacze podobieństwo do Brohoofa, więc trochę dziwnym pomysłem jest tworzenie drugiej gazetki o wręcz identycznej zawartości. Jednak proszę was, abyście nie pisali do mnie całych stron wyjaśnień, że są pomiędzy tym spore różnice. Już ten temat wałkowałem.

  10. Pamiętam, że kiedyś Derpy w fandomie było od groma, a jej ilość fanów była dość duża. Lecz teraz, z niewyjaśnionych okoliczności, liczba ta zmalała. Sam osobiście ta postać, jak chyba każda taka z tła, jest mi obojętna. Dlaczego? Bo nie mamy absolutnie żadnego pojęcia o jej charakterze, a dla mnie jest to element kluczowy dla każdej postaci. Owszem, niby jest taką ciamajdą, ale co z tego? Większość jej cech uformował fandom, a niektóre z nich są dość głupi. Najgorsze jest to, gdy robią z niej jakąś super-duper dobrą postać, którą oddała by własną nogę potrzebującej osobie oraz rzuciła by się pod pociąg, aby uratować przechodzącą dżdżownice. Robienie czegoś takiego jest po prostu głupie. Coś mi się wydaje, że Depry posiada małą liczbę zainteresowanych, gdyż

    -jej fani zaczynali wszystkich wkurzać

    -pojawiły się nowe postacie bądź uaktywniły starsze, które ją zastąpiły

    -jej lubienie było modą, która przeminęła

    -inne

    To tyle. Jednak nazwa i główne pytanie tego tematu jest zła. Depry nie jest nielubianą postacią. Ona jest po prostu mało lubianą, a pomiędzy tymi rzeczami istnieje różnica. Nie lubiani to są: Gilda, Diamond Tiara z Silver Spoon i Flim z Flamem. Mało lubianą postacią jest np. Spike, CMC, Kredens, Armor oraz właśnie Depry. Jakoś nie widzę dużej ilości hejtu na zezowatą klacz.

  11. Kolejny odcinek, kolejna mdła i niechciana recenzja w moim wykonaniu. Pierwszy epizod o CMC w tym sezonie. O ile od połowy 2 sezonu odcinki o naszych łowcach znaczków znacznie się poprawiły, to ten lekko odstaje do reguły. Co prawda nie jest on zły, lecz dupy nie urywa; taki tam, zwykł odcineczek.

     

    W zasadzie, to jest to już drugi odcinek poświęcony tym całym igrzyskom.  Kiedy odbędą się one odbędą? Zapewne będzie to przedostatni odcinek owego sezonu, lecz spodziewam się jeszcze co najmniej jednego epizodu poświęconego temu wydarzeniu. Ale wracając już do odcinka, do pomysł wybrania grupy, która targać będzie sztandar nie jest zły. Dziwi mnie jednak fakt, dlaczego brano jedynie kandydatów z Ponyville? Być może CMC będzie dzierżyć jedynie "flagę Ponyviile", jeśli w ogóle istnieje. Może w każdym mieście były takie wybory? Raczej nie sądzę, lecz wolałbym, aby było właśnie tak, jak mówię.

    Pretekst, że Scootaloo musi się nauczyć latać oraz jej przejmowanie się tym było dość naiwne, chociaż to dopiero dziecko. Bardziej zdziwiła mnie głupia kłótnia, przez którą pomarańczowa zdobywczyni znaczków zostaje w domu. Najlepsze przyjaciółki kłócą się z takiego powodu? Z gruba ciosany pomysł, który, według mnie, wychodzi na minus odcinka. Kolejnym dziwem jest dotarcie CMC do królestwa. Pojechały tam na komarków... przez góry, doliny, pustynie, równiny... Rozumiem, że ta jazda motorkiem była potrzebna to wykonania epickiego "dżampa" przez koło w następnej scenie, ale no kurde. Już lepiej by było, gdyby jakiś cudem zdążyły one na inną stacje i wsiadły do pociągu, niż przejechały monstrualne odległości przy pomocy skuterka. Ale tak poza tymi pojedynczymi aspektami, czepiać się nie mogę. Sama fabułą jest przyjemna i pasuje to takiego odcinka. 

     

    Chyba największym fenomen spowodowała długo oczekiwana piosenka. Niby się przyjęła, lecz u mnie pozostawia niedosyt. Nie jest zła, lecz po protu średnia. W refrenie mi jakby brakowało jednego słowa do idealnego brzmienia. Śpiew jest dobry; po prostu dobry i nic więcej. Muzyka jakaś tam przygrywa. Ogółem fenomenu nie ma, lecz nie jest wcale źle. Piosenka na pewno lepsza od "CMC song" oraz stoi na równi z "The Perfect Stallion", która również jest mi lekko obojętna. Mam nadzieje, że w późniejszej fazie sezonu twórcy zafundują nam jakieś lepsze hiciory.

     

    Co mogę jeszcze powiedzieć... Rainbow Dash znowu (a zwłaszcza na początku odcinka) dawała się we znaki i to z negatywnej strony, lecz chyba przestane już dodawać ją jako minus. Nie lubię jej, lecz jest ona jedną z głównych bohaterek, więc już sobie daruje wiecznego stękania na kuriozalne zachowanie owej postaci. To samo uczycie z naszą ulubioną gromadką z samego końca alei, czyli gang Silver Spoon i Diamond Tiary. Te postacie są jakie są, i już nie ma sensu zaniżać oceny odcinka przez ich zachowanie. Zresztą, według mnie, nie są one najgorszymi postaciami. Czasem są one lepsze, niż wspomniana wcześniej RD, ale starczy gadania o nich. W odcinku możemy dostrzec aż dwa razy Hardkorowego Kuca, którego zawsze witam z otwartymi ramionami. W dodatku, moment, w którym wystraszył się motylka mocno mnie rozbawił. Jednak nie licząc tego momentu, raczej rzadko się śmiałem, gdyż ten odcinek raczej do śmiechu nie służył. 

    Niektórzy narzekają na barak ujawnienia się znaczków w tym odcinku. Ja szczerze ciesze się z tego faktu, iż po co w takim zwykłym odcinku zabijać jeden z głównych wątków serialu? Jak już ma to być, to najlepiej z hukiem. Coś mi się wydaje, że ta olimpiada będzie miejscem, gdzie w końcu zobaczymy jakiś obrazek na tyłkach młodych klaczy.

     

    Krótkie podsumowanie i tak krótkiej recenzji:

    Plusy:

    -dość przyjemna fabuła odcinka

    -ponowne info o zbliżających się igrzyskach sportowych

    -fakt pojawienie się piosenki, która sama w sobie nie jest plusem

     

    Minusy:

    -niedorzeczna kłótnia, która z logicznego punktu widzenia w ogóle nie mia racji byt

    -dojazd do Kryształowego Imperium na motorze

     

    Ocena: 5/10

     

    Wysuwając wnioski, odcinek jest trochę więcej niż średni, lecz jednak trochę mniej niż dobry. Przynajmniej nie jest tak źle, jak w poprzednim odcinku. Dość ciekawy wątek mamy z poszukiwaniem grupy przybijających flagę na Iwo Jimie, lecz kilka aspektów z tym związanych jest pozbawionych logiki. Kolejne informacje o igrzyskach, które sądząc po takich przygotowaniach, będą czymś niezapomnianym. Piosenka co prawda najlepsza nie jest, lecz da się przeżyć. I w sumie, to chyba tyle. Mogę jeszcze dodać, iż nie mogę się doczekać następnego odcinka, który zapowiada się bombowo.

  12. Leżałem plackiem na ziemi, lecz po chwili dźwignąłem się. Nie licząc mniejszych zadrapań i urazów, miałem zapewne złamany nos, gdyż krew się z niego sączyła dość mocno.

    "Ych..." - nabrałem trochę krwi z nosa na kopyto, po czym dobrze się przyjrzałem - "Heh... krew! Moja pierwsza krew w tym starciu. No cóż, trzeba to uczcić. Najlepiej krwią." Spojrzałem się na rywalkę, po czym bardzo powolnym i nierównym krokiem zacząłem do niej podchodzić. "Wiesz, jak krew może być uniwersalna? Element niezbędny do życia dla każdego. Bardzo użyteczna. Wiele mikstur i wywarów opiera się na niej. Krew spisuje historię, a jej przelanie może decydować o zmianach na dużą skale. Krew daje życie, lecz jej niedobór może je odebrać." Zatrzymałem się 20 metrów przed zdezorientowaną rywalką. "Spójrz, oto moja krew" - machnąłem kopytem umazanym krwią, której kropelki pospadały tuż przed klaczą - "Grupa 0Rh-. Teraz ja chce zobaczyć, jaką ty masz krew." Mój róg zaświecił na fioletowo i czarną. Owe zaklęcie klasyfikowało się właśnie do czarnej magii. Z rogu wystrzeliło wiele pojedynczych promieni, które w locie zamieniły się w tak jakby kawałki szkła. Promienie wbiły się w ciało Timber. Ta stała zdziwiona, gdyż z początku nic się nie działo, lecz po chwili na miejscach trawionych przez zaklęcie pojawiły się przecięcia, z których zaczęła z dużych ilościach sączyć się krew. Klacz wydobyła z siebie przeraźliwy krzyk, po czym zaczęła biegać w kółko oraz wymachiwać kończynami, wciąż krzycząc. "Nie ruszaj się. Im gwałtowniejsze ruchy, tym więcej krwi uronisz." jednak Timber wciąż biegała niczym oszalała. "Doznałaś szoku. Zaraz zaklęcie przestanie działać, a wraz z nim i ty się uspokoisz." Klacz wywróciła się na ziemie i zaczęła toczyć, a jej krzyk roznosił się echem po arenie. Był to bowiem krzyk tak przeraźliwy, że trudno byłoby o nim zapomnieć do końca życia. Jednak po chwili krew ustała, a rany zniknęły. Timber leżała na ziemi, ciężko dysząc. Podszedłem do niej i stanąłem przed twarzą. "Spokojnie, nie zginiesz i zaraz dojdziesz do siebie. Miało to bardziej na celu spowodować panikę, niż zabić. Sam kiedyś to przeszedłem, więc wiem, co to za uczycie. Ponieważ mój chwyt był nieco nieczysty, daje Ci teraz szanse. Oto ja stoję przed tobą, całkowicie bezbronny i gotowy przyjąć atak. Czyń swoją powinność." Uśmiechnąłem się. "Nie zmarnuj okazji".

  13. Odcinek, w którym mamy dużo takich perełek jak eksploatowanie Equestrii, walki z czarnymi charakterami oraz takie bonusy jak świątynie, pułapki czy inne cuda na kiju, na papierze powinien być odcinkiem idealnym. Niestety, tak tu nie jest.

     

    Zaczynając od ogółu, już na wstępie zauważyłem, że odcinek wywołał mniejsze bądź większe kontrowersje ze strony fandomu. W sumie, niema co się dziwić, skoro stworzył go Dave Polski, która odpowiedzialny jest za takie zaje*iste twory jak "Too Many Pinkie Pies", "Games Ponies Play" oraz współtwórstwo przy tak rasowym gniocie, jakim jest "Spike at Your Service". Mi się osobiście odcinek mało spodobał. Już sam pomysł jest jakiś taki nietrzeźwy, a po jego realizacji wyszła dość mierna produkcja.

     

    Jednak zacznę do plusów, których tutaj ze świecą szukać. Postać Dr Caballerona z wyglądu prezentuje się dobrze, a jego głos bardzo mi się spodobał, lecz sam kucyk pojawia się w dość ubogim okresie czasowym (może jakieś 3 minuty?). Szkoda, bo odcinek mógł być głównie o nim i jego brygadzie, która również prezentowała się nieźle. Może jakiegoś ficka o nim napiszę? Ahuizotl również mi się spodobał, lecz mniej niż doktorek. Pomimo fajnego głosu i wyglądu twarzy, to dupy nie urywał, ale miał w sobie, w przeciwieństwie do samego odcinka, więcej plusów, niż minusów. Początkowe przyjęcie było nawet fajne. Twilight, pomimo, iż było jej jak na lekarstwo, także można uznać za mały plus, gdyż kilka jej scen wywołało mały uśmiech na twarzy. Zresztą, Pinkie też parę razy pozytywnie dała się we znaki. Bardzo śmieszne była jednak podróż to domu pisarki 'ala Indiana Jonasz oraz fakt, iż Pinkie w rzeczywistości robiła ten czerwony ślad. Dialog pomiędzy Twilight a Rainbow Dash, w którym sporadycznie wymieniały one wydarzenia we wszystkich tomach Daring Do był nawet śmieszny, lecz to chyba wszystko, co można by do plusów dopisać. Co najwyżej mogę dodać to, iż lekko mnie zdziwił, a zarazem rozwalił moment, w którym cała zła banda poszukiwaczy siedziała przy ognisku i jadła snopki siana czy tam słomy. Mogę powiedzieć,  że mnie to "zmajndfakowało".

     

    A teraz czas na wady, których w tym odcinku jest na trzęsienie. Chyba największym skandalem jest wszechobecna brak logiki. Daring Do nawala się z bandą koksów, którzy w młodości pewnie nosili arbuzy pod pachami, a mane 6 stoi sobie przy oknie i podziwia kunszt walki, lecz ten moment to małe piwo w porównaniu z tym, co jest dalej. O wybuch głowy przyprawił mnie fakt, iż ta cała zła świątynia znajduje się tak blisko. Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy to zobaczyłem. Sposób wydostania się naszej poszukiwaczki przygód powoduje uśmiech politowania. Pomysł głupi i bez sensu. Równie dobrze mogła ona chwycić kapelusz i przeciąć te okowy... Jeśli usuniemy ostatni pierścień, świątynie pójdzie w niepamięć... Jedno... wielkie... WTF?!?! To chyba najgłupszy pomysł, jaki mógł być. Jaka jest logika tego, iż świątynia się rozpadam gdy brakuje jednego złotego krążka cebulowego? I skąd Daring Do o tym wie? Chyba, za przeproszeniem, z dupy. Aż nie mogłem uwierzyć, że to jest na prawdę w tym odcinku. To całe złote kółko rozpada się po rzuceniu w ziemie? Przeżyło miotanie w domu D.D w tym przypieczenie w kominku oraz natychmiastowe ugaszenie sokiem winogronowym (co swoją drogą także było głupim pomysłem), całą podróż oraz kolejną łapankę w tej piramidzie, aż tu nagle rozpada się przy rzuceniu o ziemie??? FUCK LOGIC!!!!! A na koniec, pożegnanie RD i DD, które było tak czułe, jak przejście koło betonowego bloku.

     

    Sama postać Daring Do mocno mnie zawiodła. Tam ogółem, to fakt istnienia jej oraz Ahuizolta mocno mnie rozczarował. Wolałem ją jako postać fikcyjną, a nie kucyka z krwi i pości. Ale wracając do tematu, to owa wyszła bardzo biednie. Z charakteru: wiecznie niezadowolona, samotna baba, która nie chce nawet słyszeń o jakieś pomocy. Owszem, na koniec się zmienia, ale to na koniec a przez cały odcinka jest, jaka jest. Jej zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Zresztą, rozumu też jej chyba brak, gdyż pomysł z przebraniem oraz wymianą za worek "golda" był mono oklepany. W sumie, to mogła by to być po prostu RD i to ona by zaproponowała handel wymienny, lecz nie! DD musi sama, bo musi! Ech, a mogła być to jakaś spoko postać, jak np. jej ludzki plagiat, czyli Indiana Jones.

     

    Wisienką na tym "gównianym" torciku jest sama Rainbow Dash. Jej zachowanie w tym odcinku woła o pomstę do nieba. Ponownie podkreślone jest to, że tęczowej klaczy brakuje kilkunastu punktów do średniej IQ, a cały rozsądek chyba wyciekł jej uszami. Nie będę tutaj przytaczać przykładów, lecz po prostu RD zachowywała się jak idiotka. Fanatyzm książkami oraz samą Daring Do wyszedł u niej dość obskurnie. Wiele jej poczynań było bardzo bezmyślnych oraz pozbawionych logicznego myślenia. Jednak czarę goryczy przelewa jej zachowanie po porwaniu DD. Postanawia wrócić, bo zawiodła swoją idolkę (co było szczerze faktem, lecz nie powodem to odwrotu) oraz nie chciała jej z bardzo błahego oraz kuriozalnego powodu. Ogółem, to w tym odcinku mamy ukazaną Rainbow Dash, która jest o te swoje niedorzeczne 20% bardziej sobą, niż wcześniej.

     

    Skupując to wszystko:

    Plusy:

    -podróż na mapie oraz czerwona linia Pinkie

    -parę śmiesznych momentów

    -fajna, choć niewykorzystana postać Doktora Caballerona

     

    Minusy:

    -fakt istnienia Daring Do i Ahuizotla

    -masakryczna ilość błędów logistycznych i fabularnych, które mógłbym wypisać w co najmniej 5 myślnikach

    -skopana do bólu postać Daring Do

    -Rainbow Dash w całej swojej okazałości

     

    Ocena: 5/10

     

    Odcinek nieco poniżej średniej. Pomimo tak wielocyfrowej liczbie głupoty i nielogicznych momentów, odcinka nie oglądało się aż tak źle. Było kilka gorszych. Przynajmniej nie jest tak hardkorowo, jak w np. "The Show Stoppers", "Griffon the Brush Off", a o "The Mysterios Mare Do Well" nie wspominając. Mam nadzieje, że reszta sezony nie będzie zniżać się do takiego poziomu oraz że ten odcinek to taki wyjątek. Jednak zauważyłem coś ciekawego. Rainbow Dash na samym końcu piszę w dzienniki. Czy to nie jest aby czasem ten dziennik, o którym wspominała Twilight? (patrz: poprzedni odcinek). Być może jednak nie olali tego wątku, jak myślałem. Tak czy siak, może ten odcinek miał nas "zagłodzić", abyśmy bardziej cieszyli się z tego, co zafundowali nam twórcy dalej? Oby tak.

  14. Przez chwilę próbowałem ugasić ogień, a gdy już to zrobiłem, wstałem i otrzepałem się.

    "Phi, oskarżasz mnie o umyślny atak na swoją grzywę? To był po prostu efekt szybko uwolnionej energii, która miała Cię powalić, a nie rozczochrać włosy. Myślisz, że skupiam się na tam beznadziejnym celu, jak niszczenie Twojej fryzury? Ale starczy tego gadania"

    Wyczarowałem małego, pomarańczowego smoka. Dosiadłem zwierze i wzbiłem się na około 3 metry wysokości.

    "Skoro tak bardzo lubisz ogień, to może spodoba ci się TO"- krzyknąłem, po czym z mojego rogu wyleciała ognista struga wprost w Timber. Jednak w locie ogniste pasmo zaczęło stawać się w płonącą liną, która jakby sama była zrobiona z ognia. Ogniste lasso owinęło się wokół pasa klaczy i mocno się zacisnęło. W tej chwili smok zaczął lecieć przed siebie, a naprężona lina zwaliła Timber z kopyt i zaczęła ciągnąć ją po arenie. Jednak to nie było wszystko. Smok w locie zaczął zionąć pod siebie ogniem, który osadzał się na ziemi. Zrozpaczona klacz usiłowała uwolnić się z ucisku, lecz płonące lasso mocno ją ściskało, przez co po chwili sunęła przez płomienie. W nieszczęściu dla niej, podczas wierzgania Timber obróciła się twarzą do ziemi, i tak przez jakieś 30 sekund szurała po twardej, kamienistej i pokrytej kamieniami ziemi. Jednak po tym czasie smok przerwał wypluwanie ognia i zatrzymał się. Mocno szarpnąłem lassem, aby wyciągnąć rywalkę z płomieni, która uderzyła plecami o podłoże. Płonąca lina znikneła, a ja sam zeskoczyłem ze smoka, który odleciał tam, gdzie odlecieć mu kazałem.

  15. "NIE!" - krzyknąłem, odsuwając się o parę kroków i chwytając spalone kosmyki własnej grzywy. W powietrzu unosił się smród spalonych włosów.

    "Każdy jeden mój włos ma w sobie większą moc, niż jesteś w stanie pojąć!" - wrzasnąłem, przepełniony wściekłością, jednak po paru głębokich wdechach doszedłem do siebie.

    "Widzę, moja droga, że lubisz władać ogniem. Wybrałaś sobie jeden ze słabszych żywiołów." Pochwyciłem garstkę własnej grzywy na wyciągniętym kopycie.

    "Niech twoje płomyki schowają się przy potędze, jaką kryje w sobie... ziemia". Uderzyłem kopytem z włosami o ziemie. Od miejsca, na którym postawiłem kopyto zaczynała wychodzić szczelina. Z początku małą, po chwili mocno się powiększyła, przemieszczając się w stronę Timber. Pęknięcie przeszło pomiędzy jej nogami, aż zatrzymała się kawałek za nią. Rywalką wpierw spojrzała na szczelinę, potem na mnie. Nagle olbrzymia moc w postaci zielonego światła wydobyła się z hukiem z pęknięcia. Siła uderzenia mocno poderwała grzywę i ogon Timber w górę, natomiast ją samą lekko podrzuciło na jakieś 5 centymetrów. Wywróciła się, lecz po kilku chwilach wstała, zapewne obolała.

    "To nawet nie była połowa siły, jaką może dać mi to, na czym stąpasz."

  16. Pierwszy "normalny" odcinek sezonu czwartego. Powiem tak: nie jest źle, lecz odcinek lekko odstaje od typowej średniej 2 sezonu, jakim była ocena 8/10. Jedna marudzić nie można i pomimo paru dziwów, epizod warty jest obejrzenia.

     

    Główny atut odcinka: humor. Twórcy zamiast epickiego zwiedzania zgrzybiałego zamku postawili na kupę żartów oraz prześmiesznych momentów, które na dodatek poruszają w jakimś stopniu główny wątek, czyli wskazówki dotyczące skrzyni, a w zasadzie ich brak. Ale wracając do tematu, w odcinku można wręcz lać ze śmiechu. Niektóre momenty powalały. Pinkie przez ten długi czas pomiędzy sezonami nie próżnowała i tworzyła listę potencjalnych żartów. Jej zachowanie śmieszyło praktycznie przez cały czas, gdy owa postać występowała. Najbardziej rozwaliło mnie dzwonienie w dzwon w jej wykonaniu. Jednak nie tylko Pinkie wywołuje śmiech. Reakcja Twiligth na widok biblioteki oraz wszechobecne podniecenie, gdyż stare księgi się w niej zachowały także śmieszył, zwłaszcza tych, co uważają Twilight za jedną z lepszych postaci, bądź po prostu ją lubią. Także moment, w którym pomimo iż zdaje sobie sprawę z tego, że zamek jest strasznym oraz rozpadającym się niczym sucha plastelina miejscem, całkowicie się tym nie przejmuje i z uśmiechem na ustach czyta księgę. Również zabawnym aspektem były te przeróżne pułapki. Panika Fluttreshy oraz ostrzeganie Angela, że coś mógł sobie zrobić na początku odcinka także wywołuje uśmiech na twarzy. Tekst Rarity, który zaszlochanym głosem wypowiedziała podczas gdy spad na niej koturn: "Próbowałam tylko odnowić starożytną sztukę!" oraz jej siedzenie w miejscu na tyłku i płakanie również wywołało u mnie atak śmiechu, jednak wszystko to przebija moment, w którym po naciśnięciu klawisza w organach, poprzez pułapkę w ścianie znika AJ, Rarity oraz... Angel otrzymuje miskę marchwi. No myślałem, że padnę ze śmiechu!

     

    Sam zamek prezentuje się ciekawie. Lubię takie miejsca pułapki. Fakt, iż większość tych zapadni i tym podobnych psikusów jest na zawołanie, a raczej na kliknięcie klawisza w organach. Taki panel sterujący wręcz. Wszystko cacy, lecz jedna rzecz mnie lekko zastanawia. Po co były im to wszystko? Niby do zabawy, ale wynika z tego, iż siostry lubiły bawić się w dość drastyczne zabawy. Trochę to dziwne, ale wracając do zamku, to bardzo podoba mi się jego wnętrze. Te palanty z jakiś tam seriali o renowacji domu itd. mogliby się co najwyżej w kryć w kontach przy dawnej siedzibie Celestii i Luny. Oprócz tych perfidnych pułapek i sterujących organów mamy także zakurzone i zjedzone przez mole koturny, korytarze pełne kamiennych kopyt jako pochodnia, pełno zardzewiałych i skrzypiących zbroi oraz starą bibliotekę, pełną pajęczyn i rozpadających się książek. Lubie budowle przepełnione takimi pierdółkami, więc owy pomysł jest na sto dwa.

     

    O odcinku mamy także dobrze ukazane całe mane 6. Jeśli ktoś mówi, że z czasem charakter naszych bohaterek się zmienił, to powinien chyba przewietrzyć pokój, bo zdatne do oddychania i trzeźwego myślenia powietrze chyba zostało wymienione na trujące wyziewy ludzkiego ciała. Twilight nadal jara się książkami, przez co nie zauważa wszechobecnego niebezpieczeństwa. Pinkie jedzie jak szalona, a wszelkie dowcipasy i randowmy wypluwa z prędkością karabinu maszynowego. Rarity nadal jest tą samą zaje*istą klaczą, jaką była wcześniej. Fluttershy to wciąż strachajło jakich mało, a jej panika oraz szlochanie śmieszy niejednego. Rainbow Dash wciąż jest głupia i zgrywa lepszą, niż jest i pomimo iż nadal jej zachowanie mnie wkurza, to wolę, by została ona taka, jaka jest, a nie, że nagle się jakaś super-inna robi. Applejack... no, krótko mówiąc, nie zmieniła się i niema co się rozpisywać. Postacie w byciu sobą zdają się na medal, więc wszelkie marudzenie jest bezpodstawne.

    Pomysł z pisaniem wspólnego dziennika jest dość... dziwny i trochę bez sensu. Zresztą, coś mi się wydaje, że ten pomysł zostanie dość olany i co najwyżej raz na jakiś czas będzie mała wzmianka o nim.

     

    Jednak odcinek nie jest bez skaz i jakieś tam wady posiada. Po pierwsze; początek (od samego początku aż do intro). Przebiegł on w tak błyskawicznym tępię, że nim się obejrzałeś, Twilight była już w zamku. O ile sam nie zauważałem jakiegoś przyspieszonego tępa w odcinku o koronacji Twilight, to tutaj to jakby ktoś przewijał taśmę. Sam fakt, iż całe mane 6 nagle i przez całkowity przypadek znalazło się w zamku też jest lekko sztuczny. Wręcz olbrzymia przewidywalność jeśli chodzi o Pinkie-grajka. Zresztą, jej pretekst, dlaczego się znalazła w zamku także pozostawiał wiele do życzenia. Na sam koniec; Twilight która dosłownie mówi, że nic nie udało się jej znaleźć. Tak ważną kwestie mogła jakoś bardziej poruszyć. Jednak i tak początek odcinka to największa wada.

     

    Krótko mówiąc:

    Zalety:

    -olbrzymia dawka humory

    -ukazanie starego zamku oraz wszystkiego, co się w nim znajduje

    -mane6 w całej swoje okazałości

     

    Wady:

    -rozpoczęcie szybsze od światła

    -dość dająca się we znaki przewidywalność

    -kilka "tyci" minusików związanych z fabułą

     

    Ocena: 8/10

     

     

    Ogólnie mówiąc, odcinek jest fajny, lecz daleko mu do ideału. Epizod śmieszy i to nie jednokrotnie, lecz to za mało. Pomimo, iż mamy tutaj ładnie ukazane mane 6 oraz epicki zamek, to klika drobnych niedociągnięć fabularnych, przewidywalność oraz "łorpowy" początek trochę to rujnują. Lecz tak, to jest dobrze i dalszy taki stan serialu usatysfakcjonowałby mnie. Jest dobrze, ale oby było lepiej.

    • +1 1
  17. A dla mnie w tym pudełku jest tylko elementem układanki. W środku znajduje się jakaś wskazówka pod postacią listu, zaklęcia, książki a może nawet i innego klucza. Nie sądzę, aby w tej skrzyni znajdował się jakikolwiek "efekt końcowy". Zapewne owe znalezisko będzie takim jakby nowym rozdziałem 4 generacji, tak samo jak koronacja Twiligth na końcu trzeciego sezonu. Tak czy owak, zainteresowanie ową skrzyneczką jest ze strony fandomu dość nikłe. Ale co mnie to obchodzi. Czas pokaże, jakie sekrety kryje w sobie kryształowy kufer. W sumie, może w środku znajduje się serce Daviego Jonesa?

     

    A co do kluczy, to żadnego pomysłu nie mam, lecz w środku sezonu spodziewam się jakiegoś poruszenia tego tematu.

  18. Powolnym, lecz stanowczym i opanowanym krokiem zbliżałem się do oponenta. Powolne stąpnięcia ciężkimi butami po zbitej ziemi roznosiły się wręcz echem. Gdy odległość dzieląca mnie od mojej rywalki była na tyle bliska, aby ta mogła mnie wyraźnie dostrzec, przemówiłem donośnym oraz dźwięcznym głosem, który mógł zmrozić krew niejednemu.

    "A więc to Ty śmiesz wyzywać mnie na już przesądzony pojedynek? Twoja brawura jest godna podziwu, skoro piszesz się na tak nieprzemyślany wyczyn".

    Zatrzymałem się jakieś 50 metrów od rywalki.

    "Zobaczymy, czy jesteś tak drewniana, jak twoje imię.".

    Stanąłem wyprostowany z wypiętą piersią. Dumnie zwrócony do przeciwnika na sekundę zamknąłem oczy, a mój róg zaświecił. Zaśmiałem się pod nosem. Zdziwiona widownia wypatrywała jakiś znaków rozpoczęcia walki i tylko nieliczni dostrzegli cieniutki promyk światła, który prosto z nieba padał na głowę Timber, która w ostatniej chwili usłyszała świst. Nagle w miejsce oznaczone stróżką prosto z olbrzymią prędkością spadł olbrzymi promień światłą, który z hukiem uderzył o cel. Timber była lekko ogłuszona oraz oślepiona, a ziemia wokół niej była spalona oraz popękana.

    Spojrzałem na swoją rywalkę z uśmiechem na ustach.,

    "Szach".

  19. A ja powiem tak. Nie czytam tego magazynu, tylko go przeglądam i jak zobaczę coś ciekawego, to wtedy zatapiam się w lekturę. Tym razem nawet nie zorientowałem się, że doszedłem do końca... Zresztą, ten kleks przedstawiający human-Luny z bogatym dekoltem w artykule o śmierci Mystherii jest całkowicie zbędny i odtrąca (mnie).

  20. Ach, sezon 4. Któż go nie oczekiwał... Zapewne jakieś 90% oczekiwało tego dnia bardziej niż święta, bardziej niż własne urodziny, bardziej, niż dzień wypłaty czy też bardziej, niż dzień narodzin własnego dziecka (o ile znalazł się ktoś taki). Zakładam także, że wszyscy mieli pełno w gaciach przy pierwszych sekundach światowej premiery. Ja jednak zaliczam się do tych, dla których live-streamy są zbyt ciężkie do przeżycia, więc zaczekałem do wersji z napisami. Ogółem zauważyłem, że odciek się w miarę przyjął. Dla niektórych jest świetny, dla wielu bardzo dobry bądź po prostu dobry. Narzekań zbytnio nie ma. Ja powiem tyle, że jako rozpoczęcie 4 sezonu odcinek mnie zadowolił, to poza wyżej nie zaszedł.

     

    Ale żeby dłużej nie przedłużać (:P), czas zagłębić się bardziej w to, co nam dał 23 listopada. Zacznę chyba od najważniejszego elementu tego typu odcinków, czyli fabuły. No, ja na nią osobiście narzekać nie mogę. Mamy jakiś fabularny postęp. Niczym papier toaletowy rozwija się wątek Elementów Harmonii, Księżniczki Twiligth oraz przyjaźni. Jakby tego było mało, poznajemy przełomowe momenty, które wywarły piętno na Equestrii. Wybrzydzać nie warto, skoro twórcy zafundowali nam tyle aspektów, które na kolanie raczej pisane nie był.

     

    Zacznę może od tym, co wywołało największą sensacje, czyli Elementy Harmoni wraz z ich Drzewem. Jeśli chodzi o same klejnoty, to w końcu wiemy, skąd się wzięły. Z tego, co pamiętam, nigdzie nie było wytłumaczone,skąd Celestia je ma. Teraz już wiemy, że pochodzą one z tajemniczego "drzewa", które ma w sobie tyle mocy i dobra, co nowy odkurzacz z Mango z domontowaną krótkofalówką i noktowizorem. Oczywiście, pojawia się pytanie, skąd wzięło się dane drzewo, lecz jest to chyba jedna z takich pytań, na które nie jest wymagana odpowiedź. Mamy jeszcze moment oddania elementów drzewu, żeby uratować Equestrię przed ogrodową plagą. Pomimo, iż główna szóstka traci swoje ulubione, chroniące cały świat klejnoty, to nasze magiczne drzewo jest roznoszącym harmonie generatorem, które zapewnia lepszą ochronę niż jakieś tam głupie naszyjniki. Samo drzewo to dość ciekawy element fabuły. Jest takim jakby nasionem, od którego powstałą harmonia. Jakby jedynym prawdziwym dobrem na tym świecie, a jego owoce (elementy) to czyste dobro, które dzierżyć mogą nieliczni. Fajnie się prezentuje i ma jakieś znaczenie, więc pewnie dla tego stary zamek Księżniczek zbudowano tuż koło niego. Problem w tym, że zamek jest już opuszczony i jego ruiny grzybieją ze starości, a samo drzewo, które dzięki oddaniu mu elementów, jest jeszcze potężniejsze, stoi sobie... samotnie... w grocie... w lesie... bez żadnej ochrony... Tak czy siak, jest jakaś nowinka o pochodzeniu elementów, a w nagrodę za ich zwrócenie, roślina rodzi kwiat, który na skutek mutacji, zamiast zalążka ma olbrzymi kufer, który otworzyć mogą jedynie 6 kluczy i nawet kurier z Fallouta, Hitman oraz Sam Fisher mogą przy nim co najwyżej pogmerać sobie w zadzie. A co ukrywa w sobie skrzynka? Zobaczymy. Natomiast kluczę można kupić w Team Fortressie oraz Docie za 2,5 euro.

     

    Oprócz drzewa i klejnotów, głównym "elementem" odcinka są złe moce, które za wszelką cenę chcą przeszkodzić mane 6. Tym razem, zamiast ludzkiej, czy tam kucykowej postaci, mamy szkodliwa pogodę, buntującą się roślinność oraz takie zaburzenie ruchów ciał niebieskich, że aż Kopernik przewraca się w grobie. Same ciernie rozrastają się niczym pędy bambusa, są kolczaste oraz lubią chwytać kucyki za nogi. Dosłownie gratka dla tworzących clopy niższych form życia, chociaż są to zbyt lekkie słowa. Ale wracając do cierni, to niektóre z nich zaburzają działanie magii, co jest według mnie bardzo ciekawym pomysłem oraz tworzą szkodliwe wyziewy, które... w sumie, nie wiem, co robią. Chmury sieją spustoszenie piorunami, oraz, w przeciwieństwie do tych zwykłych, lepią się, jakby były oblane miodem. Natomiast jednoczesna noc i dzień chyba nie wymaga komentarza. Ogółem te "złe" rzeczy, jakie twórcy nam zaprezentowali, według mnie wyszły bez zarzutów. Nie czuje jakiegoś braku próbującej przeszkodzić mane 6 działalności ze strony innych form życia. Ciernie, chmury oraz dzieńoc w zupełności mi wystarczają, lecz pojawia się jedno pytanie. Rozumiem, że ciernie są zrodzone z tych nasion oraz że słońce góruje z księżycem poprzez uwięzienie Księżniczek przez magiczne ciernie. Wszystko fajnie, ale skąd się wzięły te chmury? Z nasion chyba nie wyrosły. Pomimo, iż to pytanie pozostaje bez odpowiedzi, to nie jest one jakimś nurtującym mnie aspektem, który nie daje mi zasnąć.

     

    Kolejna, bardzo przyciągająca uwagę rzeczą są historyczne retrospekcje. Pierwsza z nich ukazuje zbuntowanie się Luny, która przeradza się w Nightamre Moon oraz jej walki z Celestią, która doprowadziła do wysłania nocnej klaczy tam, gdzie jej miejsce, czyli na zadupie zwane księżyc. Super, hiper klawo bomba, krókto mówiąc. W końcu mamy przedstawione, jak to dokładnie wyglądało, a wyglądało zacnie, chociaż teraz wiele ficków odnośnie tej tematyki ląduje do kosza, ale kto się tam przejmuje. W dodatku, ta scena zamknęła gęby tym, którzy ciągle majaczyli, że "celestia to tyran! bez zadnego powodu z zimną krwią wysłała Lune na księżyc! biedna luna, jej siostra ją wogle nie kocha! niech teraz luna włada, a celestia przesiaduje na słońcu!!!" Takie biadolenie nie będzie miało teraz podstaw, lecz tacy ludzie wciąż będą tak gadać. Szkoda. Ale wracając do tematu, bardzo podobało mi się to, że Celestia ze łzami w oczach zrobiła to, co zrobić niestety musiała. Ogółem cała ta scena była spoko. Jednak wielu oglądających ciśnie się pytanie na usta "Po co w ogóle była?". Otóż wedle mnie, miała ona przedstawiać głównie Elementy Harmonii oraz ich użycie. Zauważcie, że w każdej z tych retrospekcji były ukazane elementy oraz to wokół nich kręciła się fabuła + mały ukłon dla bronies. Pomimo, iż nie lubię naciąganych momentów, takich jak gadająca Derpy, to nie mam nic przeciwko temu. Zresztą, drugi moment, przedstawiający pokonanie Discorda też jest tak jakby dla fanów robiony. Tak samo, jak poprzednik, moment ten wgniata w fotel oraz ukazuje, kolejną wręcz przełomową chwilę, która wstrząsnęła Equestrią. Trochę dziwny jest fakt, że Discord niczego się nie nauczył, gdyż historia niemal się powtórzyła na początku drugiego sezonu. Ale wracając do tego momentu, to mocno rozbawiło mnie drwienie Króla Chaosu z sióstr. Ziarenka uderzające o twarze niewzruszonych Księżniczek mocno mnie rozśmieszył. Jednak ta retrospekcja nie ukazuje tylko zwalczenie Discorda, gdyż w zanadrzu mamy jeszcze ukazane Drzewo Harmonii oraz ujawnienie się, tak kluczowych w dalszej części historii całego wręcz świata, Elementów Harmonii. Dla mnie, cacy! Ostatnia retrospekcja ukazuje skąd wzięły się owe ciernie. Gdy po raz pierwszy oglądałem ten moment, zbierałem szczękę ze zdziwienia. Fakt, iż za tym wszystkim umyślnie stał Discord wręcz mnie zmiażdżył. Takiego obrotu akcji się nie spodziewałem. Być może nie mieli pomysły, co z tym zrobić, lecz nawet jeśli i tak, to całe to rozwiązanie jest w dechę, a przynajmniej taki krytyk-amator jak ja narzekać nie może. Jednak coś tutaj nie gra. Mamy każdy moment, w którym Celestia z Luną używają Elementów Harmonii, prawda? Otóż gówno prawda, gdyż nie pokazali moment, w którym pokonali Sombre, nad czym ubolewam w cierpieniach. A szkoda, bo bardzo chętnie bym to zobaczył.

     

    Pozwolę teraz odbiec od fabuł i popiszę trochę o innych ciekawych aspektach owego odcinka. Na pierwszy ogień idzie oczywiście tytułowa Princess Twilight Sparkle. Moja ulubiona klacz oraz druga ulubiona postać jest księżniczką. Mi się ten motyw bardzo podoba, a oglądanie naszej głównej bohaterki ze skrzydłami w roli księżniczki to sama przyjemność. Sztuka latania wychodzi jej z olbrzymim problemami i nie ma się szczerze czemu dziwić. Lata, jakby zderzyła się z brzozą, a Rainbow Dash próbuje ją jakoś wyuczyć. Wszystko jest w porządku, o ile to "szkolenie" jest takie po przyjacielsku. Jak będzie odcinek o nauce przez RD latania, to się lekko wkurzę, ale to nie jest miejsce do pisania o tym. Skrzydła Twilight wyszły w tym odcinku świetnie, o ile mogę tutaj użyć takiego określenia. Jeśli chodzi o obowiązki naszej świeżo-upieczonej księżniczki, to panika oraz strach przed nimi wyszły zajedwabiste (np. moment, w którym tłumaczy, dlaczego nie mogą pojechać na chwilę do Ponyville). Dopowiem jeszcze o tej dziwnej gwieździe, którą pod koniec odcinka wykonała Twilight. Nie wiem, jak ona powstałą oraz co oznaczała, ale była spoko. Jednak bardziej pasowała by ona do zachodu, a nie wschodu słońca. Twiligth jaka była, taka jest i to bardzo dobrze. Nie wiem, dlaczego niektórzy hejterzy Twilicorna twierdzą, że jej charakter uległ zmianie.

     

    Kolejna rzecz wymagająca pozytywnego komentarza to "grafika" podniesiona na wyższy szczebel zaje*istości. Animacja samych klejnotów Harmonii (która przypomina mi animacje obracających się monet z jakieś starej gry), wygląd ratusza w tle oraz światło padające na kucyki przy witrażu zadowoliłby chyba najbardziej wymagającego części wizualnej w bajce krytyka. Po prostu cud, miód malina. Skoro już tu jestem, mogę dopowiedzieć coś o nowym intro. Pomimo, iż różni się jedynie zakończeniem, to zawsze jakieś jest. Liczyłem na dużo zmian i trochę się przeliczyłem, a szkoda. Lecz nie jest to w żadnym sensie źle zrobione. Po prostu to ja wyczekiwałem cudów na kiju. Wracając do samego intra, to dodanie większej ilości postaci z tła w zdjęciu jest mi szczerze lekko obojętne, natomiast chamsko wklejona Luna, która znad łba wychyla się za Celestią jest raczej dobrym pomysłem, gdyż nie zaprzeczajmy, jest ona jedną z ważniejszych postaci, a skoro w intro pojawił się Pan Cake, to dlaczego by nie Księżniczka Nocy?

     

    Sam w sobie odcinek poza spektakularną fabułą jest również dość śmieszny. Oczywiście jest to za sprawą Discorda. To, co on w tym odcinku wyrabiał przechodziło ludzkie pojęcie. Czasem można było lać ze śmiechu. Najbardziej rozwalającym momentem było to, jak po wyjściu z pierwszego transu Discord pokazał Twiligth ruchomy plakat, na którym ona sama płakała wraz z dodany dźwiękiem płaczu dziecka. Ubaw po pachy! Jednak nie tylko on był zabawny. Śliniąca się na myśl o lukrze Pinkie także śmieszyła. Zresztą, w tym odcinku było wiele jej wybryków, takich jak: to z tym lukrem, jest list po odjeździe pociągiem, malowanie kolorowanek w książkach oraz jej schodzenie ze schodów. Ale nie tylko Discord i Pinkie mogą nas rozśmieszać. Kuriozalne nalewanie herbaty, pasy bezpieczeństwa "na" Twiligth, reakcja Fluttreshy, jak wyjrzała za drzwi oraz, co najważniejsze, lądowanie Twiligth w bibliotece poprzez teleportację wraz z rozsmarowaniem Spikie'a na szybie było komiczne.

     

    Jednak odcinek zawiera także wiele ciekawych drobnostek, o których warto wspomnieć chociaż słowem. Zalicza się do nich chociażby nowy witraż, a każdy z nich witam z otwartymi ramionami. Podobało mi się także rozegranie dość ważnej roli strażników, którzy zawsze byli jako tło. Czarna magia Twiligth przy zabawie kolorami oraz "zgaszenie" rogu, jak to Rarity zrobiła bardzo mi się spodobało. Lego-krokodyl to też dość ciekawa sprawa; w końcu mamy jakiś przykład z lasy Everfree. Być może pamięć mnie zwodzi, ale odgłos rogów na samym końcu odcinka bardzo kojarzył mi się z Władcą Pierścieni. Być może jestem w błędzie, ale czy to właśnie ten dźwięk nie pochodził stamtąd?

     

    Jednak czas, abym trochę pomarudził. Jest kilka drobnostek, które trzeba poruszyć. Na przykład skąd Zecora ma napój, który działa tylko na alicorny i czyni takie cuda? Jeśli go uwarzyła, bo ma przepis, to ta zebra jest chyba zbyt OP. Tak ogółem, to po kij trzeba było zmieniać kolor tego wywaru? Wiecie, co mnie jeszcze zdziwiło? Brak królewskiej oraz "staro-equestriańskiej" mowy Luny. Niby tak się przecież kiedyś mówiło, a tu placek. Dziwnym momentem było także, że w połowie drogi do zamku mane 5 kazało Twilight wracać "dla dobra Equestrii". Dobra, wymówka nie była zła, ale mogły to wspomnieć wcześniej, przed wyjściem, a jeśli postanowiły tak po ataku krokodyla, to już mogła z nimi zostać. Pomysł lekko oklepany, lecz do niego mam akurat tylko drobne, nie zmieniające w niczym zarzuty. Jednak gdy Twilight postanawia wrócić i jest w rozterce, Spike wpada na pomysł, aby wlazł na drzewo i się rozejrzał. Twiligth chyba zapomniała, ze ma niedawno dostała udka w prezencie, a wymówka, że kiepsko lata nie wchodzi w grę, gdyż podlecieć to mogła, a jeśli nawet i nie, to teleportacje też ma. Chociaż dopiero teraz zauważyłem, że magia buntowała się przeciwko Rarity... Hmmmm... Twilight wcześniej też czarowała i nic jej nie było, więc to jednak ja mam racje. Dość nieprzemyślany moim zdaniem ten moment. Jednak i tak w praniu jest on prawie niezauważalny. Na koniec jeszcze się spytam, po co one w ogóle oddawały one te elementy? Nie mogły ich przy tym drzewie użyć? Być może nie mogły, ale to chociaż mogli o tym wspomnieć.

     

     

    A teraz zbierając to do kupy:

     

    Plusy:

    -długooczekiwany sezon 4

    -świetna fabuła

    -dowiadujemy się czegoś więcej o Elementach Harmonii oraz mamy okazje zobaczyć kluczowe momenty, często wspominane w serialu

    -Księżniczka Twilight

    -ciekawa zła forma życia

    -polepszona część wizualna

    -nowe intro

    -dużo śmiechu i drobnych ciekawostek

     

    Minusy:

    -kilka drobnostek które nie mają wpływu na ocenę

     

    Ocena: 9/10

     

    Konkludując, początek 4 sezonu wyszedł jak najbardziej na plus. Co prawda jest gorzej, niż początek drugiego i trzeciego sezonu, to i tak trzyma on poziom. Fabuła to główny atut odcinka, a dla mnie jest to najważniejsza część tych podwójnych epizodów. Mamy wiele wyjaśnień oraz wiele nowych pytań. Ciekawe zło oraz to, skąd się wzięło. Wiemy już dużo o bardzo ciekawiących fanów wydarzeniach, których chyba każdy chciał zobaczyć. Ulepszona "grafika" czasem wręcz zapiera dech w piersiach. Humor i dobra zabawa towarzyszą nam przez cały odcinek. Skoro jest tak dobrze, dlaczego nie ma 10/10? Otóż z najwyższą oceną za filmik jest jak z najwyższą oceną w szkolę. 5 dostajesz wtedy, gdy znasz wszystkie podstawowe materiały. 6 dopiero wtedy, gdy wiedza wykracza poza materiał. Tam samo jest z 9 oraz 10 na 10.

    Sezon 4 rozpoczął się dobrze i oby ten stan trwał aż do końca. Co prawdą recenzja jest trochę spóźniona, gdyż nie miałem wpierw komputera, potem prądy, to lepiej późno niż wcale.

×
×
  • Utwórz nowe...