Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    368
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Ja mam na prawdę problem z tym fikiem. Z jednej strony chce poznać go całego. Z drugiej jestem nim absolutnie zdziwiony. Z trzeciej mam go dość. Z czwartej ja go na prawdę lubię. Podchodzę od trzystu sześćdziesięciu stron do tego fika i każda jest inna! Czegokolwiek bym nie chciał, to i tak bez znaczenia, bo i tak nie ma przetłumaczonej reszty, także fajrant, można pisać komentarz. Mam wrażenie, że fik padł ofiarą własnego założenia - by pisać ten jeden rozdział dziennie. Prędzej czy później u każdego wytworzyło by to rozdziały zapełniacze. Tu jest ich dość dużo. Na 88 rozdziałów jakie przeczytałem, czuje, jakbym przeczytał może z 10. Ten fik zasługuje na porządny rewrite. I właściwie ciężko mi powiedzieć wiele poza tym. I to nie jest tak, że w tym fiku nic się nie działo, wręcz przeciwnie, działo się bardzo dużo, zwłaszcza w ostatnich, przetłumaczonych rozdziałach. Fabuła jest dość prosta, chociaż właściwie ciężko tu mówić o fabule jako takiej. Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że gdybym czytał te rozdziały w losowej kolejności, nie straciłbym wiele, zwłaszcza ze wcześniejszych. Rainbow Dash (dalej, RD) leci na wschód, robiąc sobie masę problemów swoim, wprost to ujmując, idiotyzmem, a także chęcią pomocy. A czasem obydwoma tymi rzeczami na raz. To nawet nie jest tak, że te rzeczy RD robiła bezcelowo. One po prostu są oddzielnymi historiami często. Wydaje mi się, że najpierw powstała chęć pisania jednego rozdziału dziennie, a potem pomysł na fanfik i jakoś tak się to potoczyło, że urosło do ponad 200 rozdziałów. Stylistycznie jest okej. Pierwsze rozdziały zwłaszcza przyjemnie mi się czytało dla stylu. Było w tym coś takiego pierwotnego, dziecinnego. Chęć po prostu odlecenia od tego wszystkiego, gdzieś daleko i wysoko. Potem jest już tylko okej. Ciężko mi tu ocenić same tłumaczenie, ale wierze, że jest dobre. Postacie… no są no, tak szczerze. RD jest mocno jak RD i to się chwali. Jedynie Gold Petals jakoś bardziej zapadła mi w pamięć, chociaż może to kwestia tego, że de facto ona była bardzo ważna na końcówce. Dobra, a z innych rzeczy? Prawdę mówiąc, nie wiem. Na tę ponad sto stron, załóżmy, że jest tego około 200, ale nie liczyłem, nie czuje, bym miał coś więcej do powiedzenia. Być może z mojego komentarza wyłania się obraz fanfika średniego, jednakże… jest w nim coś urzekającego. Coś, co sprawia, że chciałbym go dalej czytać, gdyby było tłumaczenie. A tak, zostaje to kolejny punkt na liście niezakończonych fików, których nigdy nie przeczytam w całości. Być może jest to moje zamiłowanie do najbardziej eksperymentalnych fanfików, a być może po prostu jest to fik lepszy niż mi się obecnie wydaje. A być może, i to najpewniejsza opcja, po prostu moja desperacka chęć zajęcia czymś myśli uczyniła czytanie tego fika po prostu przyjemnym, bo odciągającym. Mniejsza. W każdym razie, ciężko mi polecić tego fika… może inaczej, te tłumaczenie, bo o fanfiku ciężko mi się wypowiedzieć, jako, że nie znam całości… A ciężko mi polecić głównie przez sam fakt niedokończenia. Trochę tak, jakbym miał ocenić film, ale dane mi było oglądać tylko jedną trzecią, a reszta jest po hebrajsku i ze zepsutymi klatkami. Ta opinia jest więc niedokończona i zawieszona, jak samo tłumaczenie. Nie mam tu nic do tłumacza, nie zrozumcie mnie źle. Fakt jest jednak faktem, siły na niebie i na ziemi, w piekle i w czyśćcu nie zmuszą mnie, bym przeczytał fika po angielsku, bo po prostu nie lubię tego języka całym serduszkiem. By nie być jednak całkowicie negatywnym, bo chyba tak wychodzi ta ocena na razie, ja naprawdę mam niewiele przeciwko temu fanfikowi. Jest jak jest i jeśli ktoś umie czerpać przyjemność z czytania po angielsku, to zachęcam do kontynuacji i opowiedzenia mi czy warto. Z tego co widzę, raczej warto i tej drobnej nadziei bym się trzymał. Powtarzając początek: „Podchodzę od trzystu sześćdziesięciu stron do tego fika i każda jest inna!” A tłumacząc czemu: Chcę poznać go całego, bo mnie zaciekawił. Zadziwił mnie, jak wiele miejsca można poświęcić, na w gruncie rzeczy, czysto solowe rozdziały. Mam go dość, by przez to wszystko, w niczym na razie nie był wyśmienity, najwyżej dobry. Z czwartej, ja naprawdę polubiłem czytanie go, tak po prostu. Pozdrawiam!
  2. Witam. Jako, że w kolejce stoją mi do przeczytania fanfiki, wziąłem się za taki, którego nie miałem początkowo w tej kolejce. No, to do tematu: Prawdę mówiąc, nie miałem żadnych oczekiwań co do fanfika. W tym sensie, że nie wiedziałem o czym będzie, co się wydarzy. Sam opis niewiele mówi. Jedyne oczekiwanie, jakie miałem, to te, że będzie wysokiej jakości. Czy tak jest? Jak to powiedział pewien znany człowiek: „Jeszcze jak!” Ciężko mi trochę mówić o tym fanfiku, same moje notatki są w znacznie większym chaosie niż zazwyczaj, chociaż trochę ich jest. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas czytania, to to, że jest to SoL, bardzo specyficzny, ale jednak SoL. Jeśli ktoś oczekuje akcji, wybuchów, pościgów i klaczy w krótkich spodniczkach, raczej odbije się do tego fanfika. Także to miejmy już za sobą. Cała ciekawość tego fanfika, polega na tym ,jak buduje kolejne tajemnice, dając czytelnikowi zazwyczaj zaledwie zrębki odpowiedz. Ten fik wymaga, by na nim się skupić, by nad nim przysiąść i pomyśleć. Nie jest to oczywiście wada, osobiście bardzo to cenie, ale nie każdemu to pasuje. O czym jednak fik opowiada? Fanfik jest… i ciężko to też jakoś rozsądnie ująć… o Księżniczkach. Twilight, Celestii, Lunie, Cadanze i Flurry Heart (chociaż te dwie ostatnie są na razie stosunkowo rzadko w fanfiku). Wszystkie, z nieznanego nam powodu, są na księżycu, skazane na swoje towarzystwo. Twilight jest główną bohaterką jak na razie, to wokoło niej toczy się większość narracji, to jej od początku towarzyszymy w… no, przygodzie to dużo powiedziane… w tej opowieści. Twilight, która na początku czyta, gdy, pół celowo, przerywa jej Celestia, by powiadomić ją, że księżniczka Cadanze ma urodziny, dwusetne zresztą. Sama wiadomość jest zaskoczeniem dla filetowej alikorn. Dość powiedzieć, że czas zupełnie inaczej płynie na księżycu. Twi oczywiście chce znaleźć prezent dla swojej dawnej opiekunki, która nie jest w najlepszym stanie. Tak zaczyna się, początkowo niepozorny, ciąg wydarzeń, w który niejednokrotnie zostały wplecione retrospekcje z życia Twilight. Czas wielokrotnie jest zmieniany, ale nie miałem jakichś szczególnych problemów odnaleźć się w tym, co jest teraźniejszością, a co z przeszłości było gdzie na linii czasu. Same postacie są dość specyficznie oddane. Mam wrażenie, że nie są do końca sobą, chociaż może kwestia tego, że dawno serial oglądałem albo tego, że sam fik jest do innej publiczności i stąd są wynikające zmiany. Twilight chyba ktoś przełączył pokrętło w głowie z napisem „nadaktywność/nadgorliwość/itp.”, ale zamiast zmniejszyć, zwiększył je do absurdu. W tym znaczeniu, że Twi myśli i rozpatruje wszystko jeszcze głębiej niż w serialu, oczywiście czasem to, co nie trzeba, a gdy faktycznie trzeba pomyśleć, działa bardzo szybko. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie spisuje sobie listę osiągnieć, wątpliwych, warto dodać. W każdym razie, wszystko w wewnętrznej logice się spina i jest to bardzo dobrze napisana postać. Celestia jest w tym wszystkim najbardziej serialowa, jej podejście wydaje mi się przedłużeniem filozofii „dajmy Twi wyzwanie, zobaczymy co odwali xdd”. Przedłużeniem nie tylko jakościowym (?), a nawet ilościowym, bo na księżycu zdaje się bawić trochę wszystkim. Luna, która jest lepiej przedstawiona w drugiej połowie obecnych rozdziałów opowiadania, jest w tym wszystkim najbardziej… przyjazna. I zdecydowanie najbardziej pokrzywdzona. Ciężko mi zrozumieć, czym zasłużyła, raz, na ponowne wygnanie, dwa, na takie traktowanie ze strony innych. Chociaż jeszcze nie wiem wszystkiego. Z Cadanze i Flurry na razie mam ten problem, że było ich najmniej i ciężko coś więcej mi o nich powiedzieć. Flurry nie akceptuje faktu, że Cadanze jest jej matką, ale poza tym to całkiem miła postać. Cadanze z kolei… cóż, Cadanze jest cała w strachu przed czymś. Ale przed czym konkretnie, to już polecam odkryć samemu. Trochę znikąd, pragnę przejść do strony techniczno/artystycznej. I pod tym względzie jest bardzo dobrze. Technicznie nie mam nic do zarzucenia (chociaż moje oko nie jest najlepsze w tej kwestii), a artystycznie… Bardzo podobają mi się retrospekcje z Twi źrebaka. Jest w nich coś sympatycznego, właśnie dziecięcego. Autorka naprawdę potrafi pisać tak, by oddać klimat pisanych scen. Moje top jeden jak na razie to scena z Luną i Twi na weselu (i to nawet nie jest tak, że Luna i Twi się żenią!). Bardzo umiejętnie w to wszystko są wplątywane kolejne zagadki i tajemnice. A te, to niewątpliwie najważniejsza część fanfika, jeśli chodzi o pewną satysfakcje z jego czytania. Czy to prosta tajemnica tego, co Twi robiła za dzieciaka, czy zagadka z kotem, czy też ważniejsze, jak to, dlaczego w ogóle, na pierwszym miejscu, są na księżycu? Dlaczego mieszkają w dwóch pałacach? Dlaczego jest pałac na księżycu? Jakie historie skrywa Luna? Dlaczego Cadanze jest w takim stanie? Pytania, pytania i pytania, jedno za drugim! Karty odkrywane są w bardzo dobrym tempie, chociaż raczej pytań przybywa, niż ubywa. Wszystko to niewątpliwe ma prowadzić do czegoś ciekawego i bardzo wielkiego. Chyba jedyną sceną, która odbiegała mi jakościowo, była ta pogodzenia się Twi z jej… no, nie chce tu spoilerować. Żeby nie było, sam nie wiem czy dałbym radę takiej scenie. Ostatecznie nigdy nie byłem w takiej sytuacji (i raczej zważając na mój krzywy ryj nigdy nie będę), ale jakoś to tak szybko się wydarzyło. Do tej pory starałem się mówić o fiku bez większych spoilerów, ale tu nastąpi trochę więcej omówieni poszczególnych aspektów historii. Także polecam najpierw przeczytać samemu obecne rodziały, zanim ktoś sięgnie w część ukrytą komentarza. Czy coś jeszcze… No, jest parę ciekawych wątków i pomniejszych pytań, ale ten komentarz dłużyłby się u dłużył, jakby chciał wszystko tu wspomnieć, a trzeba wyjść poza spoiler znów! Także tego, jakby to podsumować jakoś tak rozsądnie, by wydawało się, że fik rozumiem bardziej niż w rzeczywistości i że jestem bardziej mądry niż głupi… hmmm… Mam pewne nieopisane wrażenie, że jest fik, nie tyle trudny, o ile tajemniczy w całej okazałości. Wymaga on od czytelnika wiele, ale w zamian daje znacznie więcej. Osobiście odnalazłem się mocno w tym fanfiku, chociaż od autorki wolę „W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę”, ale być może coś się zmieni w przyszłych rozdziałach. Sytuacja, w której znalazły się bohaterki, jest nie do pozazdroszczenia. Same, na księżycu, wiele tysięcy kilometrów od domu. Już to tworzy pewien, bardzo smutny i przygnębiający, klimat. Być może stąd także wynikają zmiany w postaciach – skoro tyle siedzą, same ze sobą, pewnie się i zmieniły. To wszystko prowadzi do licznych przemyśleń, odnośnie fabuły i fika, ale także poza nimi. Poprzeczka jest wysoko postawiona, ale wierze, że autorka da radę dokończyć fika tak, bym napisał jeszcze dłuższy, finalny komentarz. Obecnie, polecam, chociaż z paroma zastrzeżeniami, że do tego fika serio trzeba mieć czas i trzeba mu poświęcić dużo uwagi. Polecam i pozdrawiam.
  3. Co by nie mówić, jest lepiej. Lepiej, ale czy dużo? Poprawki techniczne zostawiłem. Trochę tego było, ale całkowicie znośnie. Poza tym? Trochę nie wiem. Z jakiegoś powodu usunięto całkowicie uzasadnienie czemu Luna się nie sprzeciwia (i w sumie nadal nie wiemy jak to jest, że alikorn przegrywa z trzema jednorożcami, a już zwłaszcza, że mogła ich zamęczać w snach), ale za to przedstawiono bardziej to, co planują strażnicy. Dodatkowo wiadomo, że była także druga część schronu, ale jako, że jedyne (?) (!) przejście się zawaliło, to kucyki tam się chroniące nie miały dużych szans przeżyć. I tak w sumie, tak teraz to czytam, tak myślę... że trochę bardziej kojarzy mi się to z Falloutem, a nie z Metrem 2033. I chyba znaczenie ma tu fakt, że akcje umieszczono w schronie, a nie w jakimś, właśnie, metrze. Poza tym ciężko mi nadal coś więcej powiedzieć. Zobaczymy, co będzie dalej. Zasadniczo jest trochę lepiej, ale nadal można doszlifować parę rzeczy, a inne zwyczajnie czekają na rozwój w przyszłych rozdziałach. Jak np. temat szaleństwa Celestii. Ale to raczej plus, że fanfik stara się zaciekawić czytelnika.
  4. Przybyłem. W sumie nie wiem czemu akurat tutaj, skoro tyle fików zalega mi w kolejce do przeczytania. Może mam jakiś syndrom lub kompleks, by czytać dzieła zaczynających pisać? Sam komentarz może wydać się autorowi negatywny, ale proszę tego tak w ten sposób nie intepretować, chcę jedynie pomóc, a do autora nic nie mam. Przeczytaj komentarz do końca i na spokojnie. Mniejsza. Pierwsze rzeczy jakie rzucają mi się w oczy po otworzeniu dokumentu, to brak wcięć i możliwości komentowania, a także używanie - zamiast –. No nic czego bym nie widział w ostatnich parudziesięciu fanfikach jakie czytałem, ale tak czy siak, warto by to poprawić. A także już kompletna głupotka, ale zastanawiam się, czy raczej na początku nie powinno być „cytat z filmu", bo nie jest to jego fragment. Ale nie wiem, może już mi odbija, bo czytam ten tekst na godzinę przed porą, o której powinienem iść spać. Znowuż, mniejsza, bo to serio drobne rzeczy do poprawienia w pięć minut, a nawet mniej! I od czego by tu tak na prawdę zacząć ten komentarz? Bardzo dziwi mnie, że tylko paru kucykom udało się ocalić w tym pałacowym schronie. No ale może akurat tak wyszło, kto wie. Inna sprawa, że jak na pałacowy schron jest on dość... ubogi z opisów. Mocno dziwi mnie także to, że Luna, jako alikorn, tak po prostu daje się pomiatać strażnikom. W teorii powinna mieć przewagę siłową taką, że nie powinni w ogóle jej oszalałej siostry, ani ocalałej służby atakować. Autor stara się to uzasadnić zamkniętą przestrzenią schronu, przez co nie ma możliwości lotu, ani stosowania konkretniejszych zaklęć. Tak sobie w to wierze, no ale zawieśmy tę niewiarę! Sami strażnicy też są nieźli. Nie powinni być lepiej dobierani? Jeśli ktoś się mnie spyta o cytat opowiadania, to zdecydowanie „Szukanie sensu jest sensowne tylko wtedy gdy coś jest bez sensu…"! Mówiąc już całkowicie zwięźle i poważnie, tekst to na razie jeden, niezbyt długi, rozdział. Nie mamy podanych przyczyn takiego stanu rzeczy, ani tego, co się dzieje gdzie indziej (chociaż jest jedna informacja, że Cadance żyje i wymienia z Luną listy, prawdopodobnie magią). Nie oceniam jednak tego źle, prawdopodobnie postacie znają te informacje i rozmowa o nich mijałaby się z jakimkolwiek celem, albo ich całkowicie nie znają i mogą mieć jedynie domysły. Nie oceniam samego siedzenia w schronie tak długo, nie znam się na tych sprawach, ale wydaje mi się, że już po paru latach jednak powinno się dać jakkolwiek wychodzić ze schronu. Zostawiam to jednak do oceny dla innych. W tekście także namiętnie brakuje przecinków, a także brak w nim dolnego cudzysłowy. Mimo to, nie jest to zły stan techniczny. Brakuje mu dopieszczenia, ale to nie jest tak, że zajęłoby to parę dni. Z innych rzeczy? No ciężko mi coś więcej powiedzieć. Nawet nie mogę wskazać czy tekst ma potencjał, czy nie. Na pewno nie zaszkodzi mu dobra korekta i poprawa paru błędów logicznych już z początku (lub ewentualne ich wyjaśnienie, nawet nie koniecznie teraz, ale podanie przyczyn takiego stanu rzeczy po prostu w fanfiku, bo jak na razie niektóre fakty są przynajmniej dziwne, jak właśnie to, jak wyposażony jest schron pałacowy). Czy polecam? Zobaczymy. Osobiście zachęcam autora do poprawy błędów i pisania dalej. No, chyba, że ktoś lubi znęcać się nad pierwszymi tekstami, wtedy będzie bawił się wyśmienicie. Dość powiedzieć, że sam opis fanfika można by doszlifować. Wiecie, czytałem „Metro", oglądałem kucyki, czytałem wiele fików. Kojarzę ten koncept, a nawet znam konkretny fanfik, który go realizował. Niestety, skończył się na pierwszym rozdziale. Mam nadzieje, że tu tak nie będzie. Pozdrawiam serdecznie!
  5. No dobra, czas odpowiedzieć na pewne pytania, dopowiedzieć pewne kwestie i naprostować parę spraw. I zastrzegam, że będą czasem głębokie spoilery, także tego… smacznego? Ogólnie cieszę się, że fanfik przynajmniej umiarkowanie się podoba ^.^ Zobaczymy, może coś jeszcze… A, tu was mam. Jest coś jeszcze! Mały bonus dla chętnych (to, że i tak muszę zaktualizować pierwszy post, to ciiii), zainspirowany czytaniami na kąciku. Zaproponował to bodajże Diamond lub Hoffman, ale poprawcie mnie, jeśli się mylę. Mianowicie, rymowana wersja pojedynku między Handlarzem a Złodziejem. Można powiedzieć, że jest to... Właściwy pojedynek. Pozdrawiam.
  6. Witam! Wynudziłem się, szczerze mówiąc. Nie ruszają mnie takie typowe akcyjniaki, nie mój typ fanfika. Czy jednak jest to zły fanfik? Technicznie na pewno tłumacz się nie popisał. Nie oceniam tu samej kwestii tłumaczenia, bo na tym się nie znam, ale tekst zastałem w dość nieciekawej sytuacji wielu problemów, od dziwnych zdań, do literówek, przez brak myślników, po brak wcięć. No było źle, na szczęście tłumacz się przykłada i stara się poprawiać. Stylistycznie sceny akcji są mocno chaotyczne, w samym środku zgubiłem się i nie wiedziałem co się dzieje. Jaka jest fabuła? A no taka sobie. Państwo gryfów szykuje inwazje na jakiś kucykowy kraj, więc Nowe USA chce temu zapobiec, by nie mieć w okolicy niebezpiecznych sąsiadów. Jakieś 70% tekstu to opis pojedynku samolotów, jak na razie. Nie jest to zbyt ambitne, ani tym bardziej ciekawe, no, chyba, że ktoś lubi akcje dla akcji. Postacie jak na razie nie zapadły mi w pamięć. Tekstowi też nie udało się wykreować jakiegoś klimatu. Jak mam to podsumować? No nie do końca wiem co kierowało tłumaczem przy wyboru akurat tego fanfika. To, że się zaczyna? To, że był łatwy do tłumaczenia? Czy po prostu bardziej mu się spodobał, niż mi? Nie jest to zły fanfik, ale osobiście mocno bym się zastanowił, czy warto to tłumaczyć. No chyba, że w ramach budowy warsztatu. Po prostu, jak na razie, jest to ze wszechmiar średniak, zwłaszcza, jeśli tłumacz poprawi błędy techniczne. Pozdrawiam.
  7. Witam! KO, znowu wra… a nie, chwila! Mniejsza. Słyszałem wiele różnych opinii o „Kruchości Obsydianu”… no, może nie aż tak dużo. Ale miałem pewne wyobrażenia tego fanfika, które w końcu starłem z rzeczywistością. I jak wypadło to opowiadanie w starciu z tymi oczekiwaniami? Inaczej. I ja wiem, że jest to odpowiedź typu „wszystko lub nic”, ale ciężko mi to inaczej, w tak krótki sposób, to opisać. By lepiej zobrazować, co mam na myśli, chyba warto zacząć od skróconej wizji tego, jak sobie wyobrażałem to, co zastane: Przede wszystkim, nie spodziewałem się aż tak wielu zmian jakie zaszły w świecie Equestrii jaki znamy z końcówki serialu, a jaki jest tu przedstawiony. Jest to chyba pierwsza, najistotniejsza rzecz jaka rzuca się w oczy. Dość powiedzieć, że sam w tej jednej kwestii czułem się jak Obsidian – przytłoczony i zagubiony ilością zmian. Nie wiem, czy to celowy zabieg, ale myślę, że działa pozytywnie. Pozwala znacznie lepiej ją zrozumieć w tej akurat kwestii. No właśnie, Obsidian… ale zanim przejdziemy do niej, przelecę szybko po ogólnikach, by mieć to za sobą. Technicznie jest bardzo dobrze. Widać, że korekta się postarała. Chociaż Ghattor mógłby przejrzeć parę sugestii, jakie zostały zostawione, ale jest ich naprawdę symboliczna ilość. Styl w większości opowiadania jest bardzo przyjemny. Aż przechodzi się do żartów. Humor opowiadania jest specyficzny, czasem częściowo samoświadomy. Nie każdemu on będzie pasował. Mnie parę razy rozbawił, ale częściej po prostu nie przeszkadzał, może z wyjątkiem sceny przesłuchania tej zebry z początku – moim zdaniem najmniej udany żart. A suchar słowny z kaczkami przebił nie tylko czwartą ścianę, ale także sufit i podłogę. Ps, włącz sugestie w 9 rozdziale i 8,5! Sama fabuła toczy się dość powoli w większości tekstu. Nie jest to wada, ale nie każdemu taki wolny przebieg akcji będzie pasował. Co jednak się dzieje? Otóż, parę lat po akcji serialu (chociaż, z tego co rozumiem, chyba jest tu pominięta przynajmniej część ostatniego sezonu), do Kryształowego Imperium w dziwnych okolicznościach powracają słudzy Sombry. Zaczyna się z grubej rury, bo od hiperagresywnego minotaura. Później jest już, na szczęście, spokojniej. Aż nagle zostaje odkryte, że następnym Przebudzonym (czyli właśnie powracające żywe antyki służące Sombrze) ma być sama… córka Króla Sombry, Obsidian. Zostaje podjęta decyzja o próbie jej, hm, nazwijmy to… nawrócenia, a na przewidywane miejsce jej powrotu przybywa całkiem spora siła ognia. Sama powracająca do życia klacz dość szybko zdaje sobie sprawę z braku szans i poddaje się. Jest mocno przytłoczona ogromem zmian jaki zaszedł w przeciągu jej nieobecności, a także… No właśnie, Obsidian. Myślę, że szok kulturowy to najlżejsze określenie, jakiego można użyć co do zderzenia z ideami, technologiami, kulturą i codziennością współczesnego świata. Chyba są to najciekawsze opisy w opowiadaniu, gdy oczekiwania i przyzwyczajenia Obsidian są, mniej lub bardziej brutalnie, zderzane z rzeczywistością. Ogólnie Obsidian jest bardzo dobrze zbudowaną postacią. Wychowanie Sombry odcisnęło na niej wyraźny ślad, mimo to… nie potrafię jej nazwać złym kucykiem, zresztą jak większość postaci. Niedostosowanym? Owszem. Żyjącym cudzymi marzeniami? A jakże. Wiecznie porównująca się do osoby, którą uważa za najwyższą, czyli Sombre? Tak. Zanurzoną w jego ideach? Żeby tylko! Ale złą? Nie, miała już dość okazji, by taką zostać nazwaną, ale z jakiegoś powodu z nich nie skorzystała. Oczywiście, nadal wierzy w powrót swojego ojca (do teorii fabularnych przejdę potem), nadal jest wierna, przynajmniej w dużej części, jego słowom, ale jest w stanie zaakceptować pewne zmiany i przynajmniej częściowo się do nich dostosować. Powiem więcej, nawet planuje wykorzystać swojego obecnego wroga (w bardzo ogólnym założeniu Equestrie, a przede wszystkim Twi), by jak najwięcej dowiedzieć się o dzisiejszym świecie, by móc, w razie powrotu ojca, być jak najprzydatniejszą, ale… no właśnie, ona ma jakiś kręgosłupek (bo do kręgosłupu jednak trochę brakuje) moralny. Przede wszystkim; stara się nie łamać obietnic i jest wierna. To już dość dużo, jak na córkę kogoś takiego. Oczywiście wierna także temu komuś, ale to inna sprawa. Nie do końca wiemy na ile jest to strach przed nim, a na ile faktyczny podziw jego i szczera wierność. Jest bardzo sumienna w swych obowiązkach i stara się jak może, zwłaszcza jeśli chodzi o naukę. Jest też bardzo inteligentną i dość mądrą klaczą, choć jej wiedza nie jest najbardziej aktualna, a i jej poglądy są przynajmniej bliskie stalinizmowi, nazizmowi, polpoteizmowi i maoizmowi razem wziętymi (sombryzm?). Ma też zakorzeniony szacunek do autorytetów (na ile wynika on ze strachu to też inna sprawa), a także jest ambitna (chociaż niekoniecznie w dobrych celach, ale sama w sobie ta cecha nie jest zła). Myślę, że gdyby Twi bardziej rozsądnie podchodziła do prób jej resocjalizacji, fanfik wyglądał by całkowicie inaczej. Bo musicie wiedzieć, że Twi, mimo lat doświadczenia, a już zwłaszcza w postaci Cozy Glow i Starlight Glimmer, powinna wiedzieć, że nie może podejść do tego jak do problemu logicznego, który można rozwiązać wystarczającą ilością różnych prób i błędów, a jak do kucyka. Kurczę, gdyby ona słuchała się własnych rad, prawdopodobnie ten fanfik już by zmierzał w wątku jej resocjalizacji do szybszego rozstrzygnięcia! A aktualnie nie jest on nawet w 1/10. Twi boi się (albo przynajmniej nie chcę) z nią rozmawiać, zwłaszcza o ojcu i jej przekonaniach! Nie potrafi zrozumieć, że ona była tresowana, a nie wychowywana (choć sama chyba o tym mówiła, albo przynajmniej ktoś w jej otoczeniu tak to określił). Serio, pomysły jej przyjaciółek wydają mi się przynajmniej trochę rozsądniejsze, niż to, co sama czasami robi. Jestem ciekaw, kiedy Twi stwierdzi, że może należy spróbować ten problem rozmową i spokojnym obalaniem argumentów jej światopoglądu. Szczerze, to chyba Twi wypada najsłabiej ze wszystkich księżniczek (bo musicie wiedzieć, że jej przyjaciółki też zostały księżniczkami, a nawet doczekały się potomstwa), już nawet pomysł Luny, który byłby co prawda zamieceniem problemu pod dywan, wydaje mi się łatwiejszy i skuteczniejszy w realizacji, niż to, co próbuje uskuteczniać Twi. Aż dziwne, że nikt nie poprosił Luny o zbadanie jej snów, zwłaszcza, że wiadomo, że ma koszmary. I to, że Luna jest przynajmniej wroga co do Sombry i jej córki to inna sprawa – obowiązek państwowy niestety czasem trzeba oddzielić od prywatnych uczuć, zwłaszcza, jako władczyni. Właściwie najwięcej szacunku Twi u mnie zyskała za herbatę jaśminową. I wiem, znajdą się zaraz tacy, co będą mówić, że piszę to z perspektywy czytelnika, który jest uprzywilejowany względem postaci… Ale na litość, kto jak kto, ale Twi powinna mieć przynajmniej trochę więcej rigczu przy próbach resocjalizacji kogoś, kto wypowiedział ze pięć zdań podczas akcji serialu, a głównie atakował i zniewalał. Fascynuje mnie też to, że większość tak bezwarunkowo ufa Obsi. Wygląda na to, że nie tylko ona nie wyciąga poprawnych wniosków z lekcji przyjaźni, a czasem wrogości. No i oczywiście nutka fałszu u Obsidian najmniej obchodzi Twi wtedy, gdy mowa o czarnej magii. Twi prawdopodobnie będzie ponosić porażki do momentu, aż sama nie zastosuje się do, przynajmniej, swoich porad – między innymi o nie baniu się w kwestii zadawania pytań. Czas na kącik teoretyka spiskowego (zakłada foliową czapkę) fabularnego! Jako, że fanfik nie jest ukończony, a ma jakieś tam na to szanse (małe bo małe, patrząc, po dacie ostatniego rozdziału, ale jednak), mogę pobawić się trochę w bezczeszczenie myśli i zamiarów autora i zostawionych przez niego wskazówek i wyciągania z nich sprzecznych z jego planami wniosków. Prawdopodobnie autor śmiertelnie się na mnie obrazi za brednie, jakie prawdopodobnie jego zdaniem wysnułem z misternie zostawianych przez niego szlaków, wskazówek i dowodów, no ale na razie tylko to przychodzi mi do głowy. Choć nie powiem, śmiesznie będzie, gdy opowiadanie potoczy się jednym z przewidzianych przeze mnie torów, ale no nie mogę zakładać, że tak będzie. Równie możliwe jest jakieś dziwne zakończenie, gdzie w planetę przywala asteroida i kończy przygody Obsi, Twi i spółki! To by było zakończenie, a nie jakieś pletu metu z próbami reformacji Obsidian! O! Ale mówiąc już w pełni poważnie, mam nadzieje, że chociaż częściowo odgadłem „co autor miał na myśli”, i że się na mnie nie obrazi, jeśli tak nie jest. Podsumowując, jest to bardzo dobry SoL, będący w swoim klimacie, chociaż potrafiącym od czasu do czasu wykreować inną atmosferę. Wyjątkowy w tym jak podchodzi do kwestii szoku kulturalnego. Świetny w tym jak kreuje postacie. Idealny w swoim tempie akcji. Nie bezpośredni w konflikcie (co akurat może się odbić czkawką Equestrii i Twi, ale to już ich problem) między nowym a wykrzywionym starym. Wciągający (jeśli siedzę nad lekturą do 5 nad ranem, mówiąc sobie „jeszcze jeden rozdział” to jest świetnie!). Chociaż oczywiście nie jest to fanfik dla każdego, głownie właśnie przez swoją SoLowość i tempo akcji z niej wnikające. Nie jest to SoL czystej krwi, jest tu mocny kontrast między swego rodzaju… nawet nie wiem jak to nazwać… epickością?... wydarzeń, w postaci losów Kryształowego, ilością (luźnych, bo luźnych, ale jednak) księżniczek na tekst kwadratowy, wątkami mrocznej magii a codziennością, uczeniem się i przyjaźnią… jednak myślę, że nie jest to minus, a raczej cecha charakterystyczna fika. Nie każdemu się ona spodoba, ale mi akurat podpasowała. Także polecam. Coś jeszcze? Chyba nie. Komentarz i tak ma prawie 4 i pół strony w Wordzie, także… Pozdrawiam!
  8. Witam! Ech, kontynuacja nie jest dużo lepsza od poprzednika. Nawet w jednym aspekcie jest gorsza, bo jest niedokończona! Technicznie jest troszeczkę, ociupińke lepiej, ale chyba tylko dlatego, że sam fik jest krótszy. Brak myślników, niedobór kropek, wcięć i tego typu rzeczy. No nic karygodnego, ale jest źle, nadal. Styl nie jest dużo lepszy, ale jak na razie nie ma jeszcze ogólnego chaosu. Fabuła? Nasz bohater, po powrocie do domu, ma nadal amnezje. By mu pomóc, łaskawie Celestia zgadza się, by wraz z nim była Derpy. Jak na razie tyle. Nic ciekawego. Na razie jedyne, co z tego wynika, to to, że w Equestrii nie ma cebuli, a bohater ma magiczną lodówkę, która sama się uzupełnia. Bohater? Z jakiegoś powodu trzyma przy podręcznikach książkę „Historia Dzieciństwa”. Tyle ciekawego się dowiedzieliśmy. Reszta to taki typowy bohater HiE. Podsumowanie? Fanfik może jest niedokończony, ale za to jest zły. Mimo to, absolutnie mnie nie zaciekawił. I choć wydawałoby się, że będzie inaczej, to jednak go nie polecam. Pozdrawiam.
  9. Witam. Spodziewałem się czegoś innego. Dostałem... w sumie sam nie wiem co. Od strony technicznej brakuje myślników, dolnych cudzysłowów, a przy dialogach wcięcia się dziwnie zachowują. Fabuła jest dość prosta. Twi, poszukując informacji o wiewiórkach, odkrywa w swojej piwnicy Wikipedie. Prawdę mówiąc oczekiwałem więcej śmiesznych interakcji z tym zwiazanymi, a to od czytania o wiewiórkach płynne przejście do historii eksploracji kosmosu, może jakieś rzeczy związane z błędami w wiki, albo chociaż wieczne sprzeczki o mityczny „styl encyklopedyczny". Niestety jest tego zaskakująco mało. Czy zatem jest to zły tekst? Nie, ale nie jest on też dobry. On jest idealnie średni. Nie mogę go polecić. Osobiście jestem lekko zawiedziony. Pozdrawiam.
  10. Witam? Jest to jeden z tych fików, które nie wiadomo jak skomentować. Jest to dość dobry random oparty na tym jednym, absurdalnym pomyśle uczynienia z bohaterek mlp sterowców, udowadniający prawdziwość zasady 34 internetu. Jeśli chodzi o stan techniczny, to jest on znośny. Doskwiera zaledwie brak myślników i wcięć. Styl jest... no i w sumie tyle. Dobrze oddaje sytuację. Sama fabuła, mimo przyjętej koncepcji na świat, jest prosta i mało losowa. Ot, Twi leci pomóc jakiemuś miasteczku po katastrofie, ale po drodze spotyka Trixie... Trixieburga! A jak. Ciężko mi jakoś rozsądnie skomentować ten fanfik. Nie roześmiałem się jakoś szczególnie, a sama koncepcja wydaje mi się wysoce jednorazowa. Czy tekst polecam? Są lepsze randomy, tak powiem. Pozdrawiam.
  11. Witam! Co to było za barachło! Ech, stan techniczny? Braki w wielkich literach, nadmiar a czasem niedomiar akapitów, braki we wcięciach, powtórzenia, braki kropek, powtarzająca się Twilight przez dwa „l”, brak myślników, myśli zapisywane jak dialogi, ogólne problemy z zapisem dialogowym… mogę jeszcze wymieniać. No jest bardzo źle. Brakuje tylko błędów ortograficznych. Styl może radzi sobie lepiej? Nie! Mieszanie czasu teraźniejszego z przeszłym, czasem nawet w obrębie tego samego zdania, a czasem nawet więcej, bo mieszanie narracji pierwszo i trzecioosobowej, też czasami w tym samym zdaniu, ogólna chaotyczność, stosowanie naprzemiennie angielskich i spolszczonych nazw niektórych rzeczy, proste zdania… ale są też wady! A co z fabułą, może ona ratuje ten fanfik? To najbardziej typowe HiE, ze sponyfikowaniem, jakie czytałem. Gościu trafia do Equestrii po wypadku, staje się kucykiem (konkretnie pegazem), oczywiście trafia do lasu Nigdyszybkiego, gdzie napada go potwór, ratuje go CMC, nocuje u Applejack (co jest jedną z nielicznych wyrw w typowości, zazwyczaj była to Twi), zakochuje się w randomowej postaci (Tu: Derpy), ma imprezę powitalną, zamieszkuje z Derpy, nie ma żadnych problemów z poruszaniem się czy robieniem rzeczy za pomocą kopyt, a na koniec oczywiście ma uratować Equestrie, a jak już cieć zrobił swoje, to cieć może odejść, dosłownie, bo prawie siłą go odganiają z Equestrii. Na sztampa sztampą sztampę pogania. Jest tu zaledwie jeden ciekawy motyw, ze zwidami i głosami w głowie bohatera, ale tylko tyle. Nie prowadzi on do niczego ciekawego. Bohater zaś powinien dostać nagrodę Darwina. Jego iloraz inteligencji w niektórych sytuacjach jest równy temu krewetki, ale zazwyczaj trzyma się jakiejś ludzkiej normy. Niby oglądał, na szybko bo na szybko, mlp, ale nie sprawia takiego wrażenia, bo motyw amnezji (w sumie takiej pół amnezji, autor chyba nie był pewien, bo czasem mam wrażenie, że on wszystko pamięta, a czasem, że nic). Nikogo nie dziwi kwestia, że istota z innego wymiaru trafia do Equestrii i staje się kucykiem (o czym przekonuje się przynajmniej m6). Ciężko komentować mi niektóre jego decyzje. Odwołam się do tej jednej, za którą mógłby dostać nagrodę Darwina: >miej cały dzień złe przeczucia >idź do najniebezpieczniejszego miejsca w okolicy z ukochaną osobą Szkoda, że ostatecznie nie spełnił tego warunku koniecznego, by taką nagrodę dostać. Podsumowanie? Odnoszę wrażenie, jakby ten fanfik był pisany przez dziesięciolatka (chociaż data urodzenia na profilu wskazuje raczej, że autor miał około 18 w chwili pisania). Już pominę taką kwestie, jak zaskakująco niska Equestriańska dniówka (całe 7 monet!... No dobra, nie wiadomo ile to jest warte, ale to nawet nie brzmi dumnie), czy ponad przeciętna długość życia kucyków (z jednego zdania przypadkowo wynikło, że przynajmniej tysiąc lat). Serio, to nie ma żadnego znaczenia. To po prostu jest złe opowiadanie i czepianie się takich szczegółów to kopanie leżącego. Ja się zmuszałem, by to czytać! Czy są jakieś zalety? Bo ja wiem? Opowiadanie nie jest niby długie, ale i tak ZA DŁUGIE. A może inaczej, na tej długości mógł powstać znacznie lepszy tekst. No jest to niemiłosierny relikt swojej epoki, rodem z 2012. Dobrze, że takie teksty już nie powstają. Nie polecam. Pozdrawiam.
  12. Witam! W spoilerach oceny poszczególnych tekścików: „Poświęcenie" „Jeden dzień" „Ślub" „Ekspedycja" „Czarny kryształ" Jeśli miałbym podsumować jakoś wszystkie te teksty, to muszę napisać: konkursoza. Ostra i przewlekła. Zwłaszcza przy ostatnim tekście czułem, że z tego można było wycisnąć dużo więcej. Mimo to, nie są to złe teksty, a jedynie nierozwinięte w całości. Pozdrawiam!
  13. Witam! Znów ten sam format. W spoilerach oceny. Przebaczenie Rutyna Ciemny Romans Pełen Smutku Magia Członek załogi Marzenia Czy coś całościowo o tych tekstach mogę powiedzieć? Widać, że są z różnych etapów twórczości, ale nie na zasadzie dopracowania technicznego, bo tu jestem bez zarzutów do każdego tekstu, ale na zasadzie podjętej tematyki. Pierwsze trzy są zupełnie inne, niż kolejne. Można wyczuć wielką zmianę w połowie. Poza tym raczej są to dobre teksty i warte przynajmniej zerknięcia. Pozdrawiam.
  14. Witam! Ech, piękna klasyka (f/r)andomu. Szkoda, że nie bawi mnie tak jak kiedyś. Nie wiem, czego to jest kwestia. Zbyt dobrze pamiętam te żarty? A może to ten humor się tak zestarzał? Nie wiem. W każdym razie, technicznie jest dobrze. Zaledwie brakuje myślników. Styl ma bardzo mało miejsca na siebie, ale przekazuje co ma przekazać. Fabuła jest… no nie jest jednolita. W każdym z… odcinków? Bo rozdziałami ciężko mi to nazwać… Sweetie Bell robi za inny przedmiot (mniej lub bardziej) codziennego użytku. I tak, pracuje jako gaśnica, strzała, poduszka i wiele innych, równie kreatywnych rzeczy. Nie do końca wiadomo czemu, być może chce tak zdobyć znaczek, ale czy to ważne? No jest to random z krwi i kości. Piękna klasyka, do której warto wrócić. Chociaż, jak mówię, mnie po latach nie rozbawiło. Ale doceniam pomysł. Osobiście polecam, zwłaszcza, jeśli kogoś to ominęło. Pozdrawiam.
  15. Witam! Zaczniemy od strony technicznej. A jest źle, brak myślników, wcięć, literówki… Wiecie, tego typu rzeczy i to w sporym natężeniu. Stylistycznie bywa chaotycznie, ale jest znośnie. Strona fabularna… jest taka sobie. Jakiś statek kosmiczny rozbija się na pustyni. Jakimś cudem przeżywa dwóch załogantów, kapitan i nawigatorka. Akcja skupia się na ich ucieczce. Niezbyt emocjonującej. Ale nie dlatego, że akcja się rozgrywa wolno, o nie. Dlatego, że po prostu mało to nas wszystko obchodzi i jest okropnie chaotyczne. A zakończenie jest lekko zdupne. Bohaterowie są ledwo-ledwo zarysowani. Ciężko się przejąć jakkolwiek ich losem. Jest to słabawy fik. Widać, że jeden z pierwszych autora, dlatego też nie będę po nim szczególnie jechał, bo Sakitta pisał później całkiem dobre fiki. Jednak nie jestem w stanie tego polecić. Pozdrawiam.
  16. Witam! Kurczę, opowiadanie z okropnie uciętym końcem. A przynajmniej taki mi się wydaje. Technicznie jest dobrze, chociaż była zauważalna ilość potknięć. Największe przewinienia to myśli zapisane jak dialogi i powtórzenia imion. Styl jest miejscami chaotyczny, zwłaszcza na początku. Fabuła jest dość niesztampowa w swej sztampowości. Otóż Twilight ma problemy ze snem po przyjeździe do Canterlot. Śni jej się pewne miejsce, ale zawsze, gdy ma tam wejść, już się budzi. By rozwiązać swe problemy, idzie do Luny po pomoc… Coś jednak idzie nie tak. No kurczę, sam główny twist daje radę, ale wszystko jest ucięte jakby w połowie i tak na siłę. W tym fiku jest nawet jakiś klimat tajemnicy. Stopniowo (dość szybko) rozwiązywanej, ale jednak. Wydaje mi się, że jest masa straconego potencjału w tym fanfiku. Jedyne, co z niego tak naprawdę wynika, to to, że Celestia nie ufa Twi. Mimo to, fik ma jakiś ciekawy pomysł, który choć kojarzyłem pod paroma innymi postaciami, to jednak fik mi o nim przypomniał. Myślę, że warto dać szansę temu tekstowi. Pozdrawiam.
  17. Witam! Czytałem jak coś wersje rozszerzoną. Technicznie jest bardzo dobrze, nie zauważyłem błędów, chociaż muszę powiedzieć, że byłem roztrzęsiony. Styl jest przyjemny. Tekst to w 90 procentach opisy, więc ma okazje zaistnieć. Historyjka jest bardzo prosta i ciężko coś o niej powiedzieć, by jej nie spoilerować. Zwłaszcza, że choć prosta, to ma swój urok. Mi się osobiście podobała. Akcja jest powolna, co nie jest oczywiste, ale jest zdecydowanym plusem. Jeśli miałbym jakoś opisać swoje przeżycia z tym fanfikiem, to określił bym je jako: spoko. To nie jest dzieło wybitne, ale dość dobre, by je polecić bez wyrzutów sumienia. Także… no to było dobre. Pozdrawiam!
  18. Witam! Doprawdy, czasem trafiają mi się fanfiki, przy których nie mam pojęcia co powiedzieć. To jedno z nich. Technicznie jest dobrze. Co ciekawe, występują tu bardzo dobre, rytmiczne rymy. Fabuła… ugh… No jest to prymitywny humor, nie każdemu to będzie pasować. Ja się nawet ze dwa razy zaśmiałem, ale to raczej z tego. W każdym razie, jest o ogierze, który ma problemy z niepowstrzymaną czynnością, polegającą na wydalaniu, przez narząd do tego przystosowany, gazów trawiennych w słyszalny i wyczuwalny sposób. No jest to proste jak drut. Podoba mi się pewien kontekst pomiędzy dość dopracowaną stroną techniczną, a niewysublimowanym humorem. Jeśli ktoś to lubi, to polecam. Taki odmóżdżacz na szybko. Wystarczy polać wodą. Pozdrawiam!
  19. Witam! Po raz pierwszy autor skasował tekst NA MOICH OCZACH. I to PODCZAS czytania. W sumie niezły efekt domino: >konkurs komentatorski >czytanie Osobliwości na kąciku lektorskim >powrót moich chęci do czytania po utracie pracy >... >usunięcie losowego fanfika z 2013 i wyjście Verarda z serwera Na nieszczęście autora, zdążyłem przeczytać na tyle, by móc to skomentować. Sam stan techniczny nie był najgorszy. Brak myślników, braki przecinków, czasem dziwnie złożone zdanie i inne tego typu rzeczy. No nic tragicznego. Styl był dość prosty, ale nie odstraszał od czytania. Fabuła to trochę takie typical fandom fantasy. Wiecie, alikorny, mroczne jednorożce, smoki, skarby i przygody. Nic, czego byśmy nie znali. Na początek mamy umiarkowanie długi wstęp, w którym pada masa nazw, które nic czytelnikowi nie mówią i są czasem pobieżnie tłumaczone. Sam wstęp jest (był?) o tym, jak doszło do tego, że w pewnej krainie zadomowił się pewien czarnoksiężnik, mroczny jednorożec o imieniu Dark Nightmare. Potem akcja przenosi się do miasta, którego nazwy już nie pamiętam. W każdym razie, najpierw tam mamy akcje w zakonie, któremu przywodzi alikornica. I ta alikornica szuka swojej mocno niepokornej córki, której nie widzi się życie paladyna (paladynki?), ale za to chce być poszukiwaczką przygód. No, to do tego momentu, plus minus dotarłem. Jak mówiłem, zapowiadało się na takie typowe fantasy. Czy to jednak coś złego? Nie, zwłaszcza, że „Wyprawa w górę Rio Gero" narobiła mi ochoty na taki fanfik. Oczywiście, nie każdemu to będzie pasować. Albo przynajmniej nie każdemu by pasowało. O samych postaciach mogę powiedzieć dość mało, jednak uciąłem, chcąc nie chcąc, czytanie gdzieś w połowie. Buntownicza córka i jej przeciwieństwo, matka, którą określiłbym jako praworządną dobrą. A, no i jeszcze stary, który poszedł po mle... znaczy na przygodę, tak, to miałem na myśli. Nie wydawali się źle zbudowani, ale to ostatnie co mogę powiedzieć. Czy fanfik mi się podobał? Nawet, nie wiem na ile to była kwestia tego, że akurat miałem na coś takiego ochotę, ale tak, nawet mi się podobał. Tym bardziej dziwi mnie decyzja autora. Żeby to był jakiś tragiczny fanfik, spoko. Ale on taki nie jest... nie był... ciężko m się przestawić. Sztampowy? Trudno. Typowy? No ok. Ale zły, tragiczny, będący pomyłką? Nie, w żadnym razie. Nwm, autor pewnie tego komentarza nie przeczyta, ale jak coś... no dziwi mnie ta decyzja, ale odblokuj mnie na dc (jeśli to kwestia zablokowania, być może chodzi o to, że nie mamy wspólnych serwerów), bo chcę jedną rzecz na pw przekazać. Nie wiem czemu autor tak zareagował, czemu, de facto, się poddał. Zresztą, autora sprawa. Chce tu przekazać zupełnie co innego: nie warto kasować fików. Uważamy je za złe? Za zamknięty rozdział przeszłości? Za rzecz niewartą uwagi? Trudno! Usunięcie ich nie sprawi, że cofniemy ich napisanie. Sprawi jedynie, że autor staje się kolejną ikoną usuniętych dzieł, których i tak jest już za dużo. A nóż widelec, jeszcze komuś, jak mnie częściowo, by się spodobało, albo nawet zainspirowało. No serio, nie warto. I jest to taki pierwszy, smutny przypadek, gdzie chciałbym nawet to komuś polecić, bo w jakiś sposób mi się podobało, ale nie mogę... bo nie ma już fanfika! Co to w ogóle jest za sytuacja?! Ech, mniejsza. Pozdrawiam.
  20. Witam! Nie wiem czemu, po tytule myślałem, ze to będzie coś o Scootalo. Opis i okłada szybko mnie wyprowadziły z błędu. Czy fanfik nazwałbym komedią? Nie. Czy fanfik nazwałbym słodkim? Tak. Czy Rainbow nazwałbym niską? Aż sobie porównałem kadry z serialu i nie wydaje się niska, no ale nie mierzyłem co do piksela (i nie wiem czemu, wyobraziłem sobie gigantyczną Rainbow Dash przemierzającą Equestrie…). Może skurczyła się w praniu? Technicznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Styl ma na siebie mało miejsca, połowa tekstu to dialogi, ale zdołał jakiś zalążek klimaciuku SoLa wykreować. Historyjka jest bardzo prosta, ale sympatyczna. Rainbow po wypadku musi nocować u którejś z przyjaciółek (gdyż ma oszczędzać skrzydła), pierwszą więc pyta Fluttershy. Ta wita ją herbatką, a RD ma problemy by poruszać po domu… w którym wiele rzeczy wydaje się wielkie. I temat rozmowy schodzi na wzrost Rainbow. Sympatyczna, dobrze podana historia. Kurczę, fajny fik. Podobał mi się. Polecam. Pozdrawiam.
  21. Witam! I na litość… już sam nie wiem czego… czemu ja się zdecydowałem to przeczytać? To wręcz krzyczało, darło mordę swym tytułem, „NIE JESTEM FANFIKIEM DLA CIEBIE”… No człowiek wiedział, ale jednak się łudził. Miałem chyba jakąś głupią nadzieje, że będzie tu jakiś dziwny zwrot akcji czy coś. Technicznie jest bardzo dobrze. Styl nie jest przesadzony, ale zastrzegam, że fanfik nie unika… hm, będę miał problem się wysławiać… dość oczywistych nazw i zwrotów, a także tych mniej oczywistych. Doprawdy, jeśli ktoś tego nie chce, to niech po prostu nie czyta tego fanfika. Fabuła jest dość… i znów brakuje mi słowa. Prosta to złe słowo, ale chyba najbliższa temu co chce przekazać. Otóż musicie wiedzieć, że wszystko skupia się wokoło postaci Rarity i Sunset. Sunset odkrywa, że powstał w mieście sklep z zabawkami erotycznymi o bardzo podobnej nazwie do butiku Rarity. I nie jest to przypadek. Po wejściu okazuje się, że prowadzi go sama Rarity. Dochodzi do, o dziwo, bardzo kulturalnej wymiany poglądów i przyjemnej rozmowy. Ta rozmowa to bardzo przyjemna i istotna część fika, każda z bohaterek ma coś do powiedzenia i zapytania. Same bohaterki naprawdę dają radę. Nie oglądałem EQG, ale po prostu w swej kreacji wydają się całkiem wiarygodne. Jest między nimi wyraźny kontrast, który jednak nie rodzi konfliktu. Czy jest to dobry, a może zły fik? Zdecydowanie nie jest to zły fanfik, ale nie jest to fik dla mnie. I to jest ta jedyna puenta podsumowania, na którą możecie liczyć. Nie jest to dużo, ale za to uczciwie. Jeśli muszę koniecznie cokolwiek więcej powiedzieć o tym fanfiku, to jedynie tyle, że, parafrazując, 6/9, podobało mi się, pisz dalej. Nie zamierzam zniechęcać autora ani nikogo do podejmowania takiej tematyki, ostatecznie piekło też jest dla człowieka, jednak no po prostu mocno niezręcznie mi się po tym poruszać. Pozdrawiam.
  22. Witam! Nie wiem, czy opowiadanie miało być komedią, czy czymś smutnym, więc potraktuje je jako… no sam nie wiem jak. Bo musicie wiedzieć, że jest to bardzo nijakie opowiadanie. Na czterech stronach upchało one historie gościa, który żyje w alternatywnym uniwersum, gdzie powstały podróże między wymiarami. W ciągu tych czterech stron gościu; kupuje bilet na podróż do Equestrii, podróż zostaje odwołana bo covid, gości chudnie 50kg, ważąc… zaledwie 75 teraz (można powiedzieć, że to człowiek dużego formatu), co prawda przy prawie 2 metrach wzrostu, ale jednak… Mniejsza! Kupuje na czarnym rynku części do portalu, konstruuje go, przenosi się, spada z nieba przy pikniku Rarity i AJ, a ostatecznie te zabierają go za sobą. Streściłem wam cztery strony niczego, nie dziękujcie. No nudy i sztampa, no. Technicznie nie ma myślników. Poza tym jest dość dobrze. No nie polecam, no. Odnoszę też wrażenie, że to opowiadanie napisane dla znajomych… i chyba u tych znajomych powinno zostać. Pozdrawiam.
  23. Witam! Hm, nawet mi się to podobało. Ale nie jestem przekonany, że to komedia. To po prostu SoL. Technicznie jest całkiem dobrze. Styl jest nawet przyjemny. Fabuła jest dość prosta. Dzieje się, z tego co rozumiem, po akcji serialu. Opowiada o jednym z przedstawień Trixie, które poszło… nie do końca zgodnie z planem. I jest to dość delikatnie powiedziane, bo ginie jej ulubiona, z jakiegoś powodu, moneta. Podobał mi się ten klimat i zdarzenia, takie sympatyczne. Mimo, że w sumie doszło do kradzieży, jakby na to nie patrzeć. Sama Trixie jednak wydaje mi się trochę mało wyraźna. Jakoś tak nie robi tego, czego oczekiwałbym od niej. Np. wydaje mi się, że jednak bardziej by się uniosła, gdy złapała złodzieja. A postać Bingo, mimo, że wpierw chciałem jej szybkiej śmierci, ostatecznie mi się spodobała. Poza tym? No nie wiem. Dobry SoL, zerowa komedia. Polecam więc jedynie jako SoL. Pozdrawiam.
  24. Witam! Jest to jeden z tych fików, które mogę podsumować krótko, a czytelnik komentarza nic na tym nie straci: hm, trzeba uczynić bajkę dla dzieci dorosłą… wiem, niech kucyki coś mordują! Nie wiem, doprawdy, czemu tłumacz zdecydował się na to. Technicznie nie jest źle, styl wykreował nawet jakąś atmosferę. Fabuła jest prosta jak budowa patyka, bo nawet cep byłby tu zaawansowaną konstrukcją. Ot, Apple Bloom zostaje wezwana przez siostrę w Noc Koszmarów, by odprawić pewną rodzinną tradycje. Szkoda, że o tej tradycji praktycznie nic nie wiemy. Nie wiemy, skąd się wzięła, kto ją zapoczątkował, ani nawet jak konkretnie działa. Jedyne informacje jakie mamy, to takie, jak się ją robi. Tyle. No nie polecam. Pozdrawiam.
  25. Autor powrócił jak stary z mlekiem, to co mi szkodzi wrócić. Najnowszy rozdział przybrał formę listu pisanego przez syna do matki. Sam główny bohater przybywa z prowincji do stolicy w celu nauki. W liście tłumaczy obyczaje stolicy dotyczące wigilii, a także podkreśla jak te się różnią względem jego rodzinnych stron. Szkoda, że nie podaje swoich aż tak dużo zatem, no ale pewnie wynika to z tego, że pisze do osoby, która je zna. Co do technikaliów, było dość dobrze. Zasugerowałem parę poprawek, ale nic poważnego się nie trafiło. Styl, znów, jest przyjemny do czytania. No i ten rozdział wpisuje się w opisy poprzednich: brak akcji, czyste światotworzenie. Mi się podobało. Nawet polecam. Ale nadal podtrzymuje pytanie: czy to do czegoś doprowadzi? Do ostatecznego rozdupcenia wszystkiego przez Sombre, czy co? Pozdrawiam.
×
×
  • Utwórz nowe...