Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    364
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam! Cóż to była za przygoda. Technicznie, o dziwo, nie mam żadnych zastrzeżeń. Odnalazły się myślniki a nawet cudzysłowy, z jednym wyjątkiem. Jest zaledwie parę błędów. Styl jest dość dobry i oddaje tragikomizm całej sytuacji. Fabularnie jest jeszcze lepiej. Bo widzicie, w wielu fanfikach mamy „tych złych". Wiecie, tych, co chcą się zemścić, zapanować nad światem, okręgiem trzech stanów albo ukraść wszystkie sedesy. W małej ilości fików „tym złym się udaje", w jeszcze mniejszej trwa to dłużej niż rozdział-dwa. A tu, niedość, że się udało, to nic nie zapowiada zmiany losu. Bo tu, Sunset Shimmer, w swej demonicznej postaci, zawładnęła Equestrią... Doszła dalej, niż ktokolwiek przed nią. Dalej niż Sombra, Tirek, Chrysalis i inni razem wzięci. Ale co dalej? Nawet te wybitne umysły nie zaszły tak daleko w swych rozważaniach, a co dopiero Sunset. Klimat sytuacji, zarówno samych starań jednorożki jak i realiów, jakie stworzyła, jest wyczuwalny w swej oksymoroniczności, absurdalności i okrucieństwie. Sama postać Sunset… cóż, nie oglądałem EQ, ale jest wykreowana ciekawie. Ma to nawet jakiś tam swój, śmiesznotragiczny ale jednak, sens. Zarówno jej nieporadność jak i okrucieństwo dziwnie ze sobą współgrają. Niestety, fik mnie rozbawił zaledwie raz. Nie było to odkrycie roku jeśli chodzi o komedie. Tak samo jest w kwestii tagu Dark. Nie jest to złe opowiadanie, po prostu chce się skupić na obu rzeczach na raz i jak dla mnie – niezbyt dobrze to wychodzi. Pozdrawiam.
  2. Witam! Na Ozyrysa i na Apisa, co to było… Technicznie nie ma tragedii, ale serio, to nawet nie brak myślników. To angielski zapis dialogowy! Skandal! Stylistycznie nie jest dużo lepiej. Fabuła… chociaż to szumne słowo… nie jest skomplikowana. Ot, Fluttershy sprawdza co robi Pinkie podczas świąt Wigilii Serdeczności. I trochę z tego wynika. Opowieść, niestety, nie wciąga. O tyle dobrze, że nie jest długa. Niestety, przez ubogie opisy i chaotyczny styl fik nie ma żadnego klimatu. Postacie są… nawet ok. Pomijając niekanoniczność obu postaci, która wynika z naturalnego upływu czasu. Fluttershy nawet się spisuje. Pinkie wypada trochę gorzej. I wiecie, fik ten ma jakiś potencjał. Ale w ogóle go nie realizuje! To nawet nie jest średniak. Brakuje temu i tekstu i poprawności! A przede wszystkim, treści! Drogi autorze, nie mam pojęcia czy żyjesz, czy nie żyjesz, mniejsza. Jeśli kiedyś, jakimś cudem to przeczytasz, to wiedz, że to złe opowiadanie. Jednak nie poddawaj się. Próbuj dalej, jeśli jeszcze cokolwiek piszesz, nie ważne czy w tym fandomie czy innym. Pozdrawiam.
  3. Witam! Jako, że nie znam ani „Wiedźmy” (ani nie lubię „Wiedźmina” jako książek), ani „Zmienić swe życie”, uznałem, że doskonałym pomysłem będzie przeczytanie fanfika, który jest spinoffem tych dwóch opowiadań! Nic, tylko gratulować! Już czuje ten brak kontrowersji! Technicznie – ach, kochana klasyko – brak myślników, parę literówek. Nic strasznego. Stylistycznie jest lepiej. Opisy czyta się płynnie. Klimatu niestety nie poczułem. Nie wiem czy jakiś jest, pewnie tak, ale raczej, jeśli jest, wymaga znajomości oryginalnych opowiadań. Fabuła… cóż, tytułowi bohaterowie, czyli wiedźma Chromia i najemnik Lockdown (szkoda, że nie czytałem tego w trakcie pandemii), biją się, bo towarzyszka najemnika coś ukradła Chromi. Pochwalam, że sama akcja, chociaż szybka, to nie jest chaotyczna w tym wszystkim. Postacie… no nie mogę tego ocenić, po prostu ich nie znam. Podsumowanie? Bo ja wiem. Myślę, że to powinno zostać jako prezent dla tego kogoś, kto robił arty, niż być publicznie, ale co ja tam wiem… Pozdrawiam!
  4. Witam! Coś ja mam dziś szczęście do długowieczności. W każdym razie! Technicznie bez tragedii – przyzwyczaiłem się do braku myślników. Styl niestety nie jest dużo lepszy, ale daje radę. Historia, choć z pozoru ciekawa… może do tego przejdę później. Otóż mała klaczka znajduje pewną książkę. Niestety, nie może jej odczytać. Idzie więc z nią do swojego dziadka, ten odkrywa, że jest to pamiętnik. Pamiętnik samej Luny/Nightmare Moon. I niby jest to ciekawe, ale… jakim cudem, w absolutnie losowym miejscu (z tego co rozumiem dosłownie przed swoim domem, lel) mała klaczka odnajduje jej pamiętnik? Tu już mi się wszystko gryzie i rozpada. Klimat czasami czuć w fragmentach pamiętnika, ale tylko tam. I tylko czasami. Poza tym jest dość nudno. Ani postać klaczki, ani jej dziadka nie jest mocno zbudowana, chociaż dają radę. Nie jest to szczyt szczytów, ale jest znośnie. Czy fanfik polecam? Raczej nie, są lepsze rzeczy do czytania. Średniak ze zmarnowanym potencjałem. Pozdrawiam.
  5. Witam! Mamy tu do czynienia z krótkim fikiem wojennym, który bierze się za końcówkę wojny, o której opowiada. I mamy tu zwykłą sałatkę składająca się z braku myślników i złymi wcięciami. Sos ze stylu jednak nadaję temu wystarczająco dużo dobrego smaku. Wydarzenia przedstawione są o poruczniku Eagle, który dowodzi małym oddziałem czołgów średnich po stronie NLR (była stara, że jest te N w nazwie?). Niestety jego strona jest na skraju przegranej. Co się z tym wiąże? Cóż, desperacka walka. Akcja, chociaż szybka, to nie jest chaotyczna, nawet w scenie walki, co jak najbardziej wychodzi na plus. Sama postać porucznika, mimo, że ma mało czasu, jest dość wyraźna i dobrze zbudowana. Aż szkoda mi jego losów. Niestety fikowi nie udało się wykreować żadnego klimatu, nie czułem nic poza główną postacią podczas czytania, przez co fik wiele traci. Czy fanfik polecam? Na pewno warto spróbować. Nie jest zły, ani długi. Pozdrawiam.
  6. Witam! Hm, ciężki to był fanfik z wielu powodów, ale nie dla mnie. Technicznie jest bardzo dobrze. Występuje parę nielicznych błędów, ale nie psują one całości. Bardzo podobał mi się styl. Bardzo płynny i wręcz malowniczy. Polubiłem się z tym stylem. Kreuje on bardzo ciekawy klimat, który, choć już parę razy widziałem, jak na razie jest jednym z lepszych. A klimat jest relatywnie ciężki. Jak inaczej opisać takiego rodzaju fanfik? Wzniosły? Poetycki? Truizmy, jak z tym ciężkim klimatem. To trzeba po prostu poczuć. W fabule z pozoru dzieje się bardzo mało. Ot, pewna klacz idzie sobie przez pustynie. Jednak jaką pustynie? Czemu idzie? Gdzie? Te wszystkie pytania są bardzo ważne, także dla naszej postaci. A sama postać… Cóż, bywa równie zagubiona jak sam czytelnik. Wraz z nią odkrywamy niektóre rzeczy. Jest to piękne, serio. Bardzo szybko idzie domyślić się kim jest ta postać i czemu jest sama, ale wszystko przychodzi stopniowo. Cóż, sama postać dużo o sobie wbrew pozorom nie wie, my jesteśmy, jako czytelnicy, w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Czy fik polecam? Tak, chociaż, jak chyba każdy twór, nie jest on dla każdego. Zostawia on z pewnymi przemyśleniami… które mam za sobą, chcąc nie chcąc. Więc na mnie aż takiego wrażenia ten fik nie zrobił. Mimo to polecam. I pozdrawiam!
  7. Witam! Trochę nie czytałem równie mocnego tekstu. Chociaż nie rozumiem ubóstwiania kotów, o tyle nie mam nic przeciwko tym zwierzętom. Nie będę mówił, które zwierzęta są lepsze – czy psy czy koty – żadnego nie jadłem, więc ciężko powiedzieć. Technikalia to klasyka. Brak myślników i parę literówek, chociaż poprawianych przez innych w sugestiach. Styl, jak zwykle, radzi sobie lepiej. A także, jak zwykle, nie mogę ocenić strony tłumaczeniowej. Klimat historii przechodzi z, dość ciekawego, sola, do znacznie cięższego, chociaż w gruncie rzeczy także codziennego, klimatu. A historia... Cóż, obserwujemy tu codzienny żywot pegazicy Flitter. A także pewną rzecz, którą to codzienność wywraca do góry nogami. Bo musicie wiedzieć, że klacz ta ma kota. I ten kot w pewnym momencie choruję... Sama postać Flitter to dość nudna, pretensjonalna postać z podejściem do życia „Everyone is stupid, except me“. Serio, wybieracie sobię, że za cel życiowy wzięła sobie, by uświadamiać każdego, jak jest głupi. Nie byłoby może w tym nic złego, bo jej działania ponoć nawet mają efekty pozytywne, ale jej samozadowolenie i absolutne zadufanie w sobie sprawia, że ciężko ją lubić. I chyba taki miał być cel. Mimo to, wszystko to się spina i tworzy przyjemną, o ile tak można mówić przy tej tematyce, całość. Fanfik polecam. Choć zaznaczę, że dość wolno ujawnia swoje atuty. Również nie mogę powiedzieć, że przez ten tekst jakoś szczególnie płakałem jak reszta, ale to nie kwestia taka, że ten tekst nie może spowodować takich emocji, a raczej taka, że jestem jedną z tych osób, które (raz, że ciężko ruszyć pod tym względem, ale to inny temat) są absolutnie pierwsze i jedyne wybierane, do domykania tego typu spraw, na jakie inni nie mieli by siły. Chyba po prostu bliżej mi do drugiej istotnej postaci w tym fiku, niż pierwszej, ale oczywiście nie mogę powiedzieć co bym zrobił w takiej sytuacji. Pozdrawiam.
  8. Witam! Mamy tu do czynienia z lekko eksperymentalnym fanfikiem. Szanuje. Nie szanuje stanu technicznego, który, znów, zabrał za sobą myślniki! Opisy za to spełniają swe zadanie po całości, kreując niejasny, ciekawy twór. A klimat, chociaż z pozoru solowy, zakrawa o rzeczy wielkie. Czy tym bowiem nie jest sztuka? Znajdą się tacy, co będą próbować was przekonać, że to tylko fanfiki, że głupie teksty o konikach. Będą mówić, na lewo i prawo, o tym, że sztuka dawno się sprzedała biznesowi. Sączyć swój jad o tym, że nie ma wartości co kto napisze, jeśli się nie sprzeda czy nie przyjmie. Niech mówią! Ich strata! Zapewne mają troszeczkę racji, skoro tak w to wierzą! Ja powiem wam coś innego. Gdyby wszystko z tego było prawdo, żaden fanfik, ani książka, ani film, dramat, czy gra by nie powstała. Bo w końcu jaką mają wartość, skoro są tak prozaiczne w codzienności, pełnej poważniejszych zmartwień? A jednak, sztuka bywa i tam, gdzie najmniej by się jej człowiek spodziewał. Mniejsza jednak z moimi przekonaniami co do sztuki, nie po to tu jesteście! I tak nikt tego nie przeczyta, więc mniejsza! Tekst jest o, właśnie, pisarzu, zmagającym się ze swym tekstem. Chcącym poczuć się znów bogiem swojego świata. Znów uwierzyć w to, że to co tworzy, ożyje i go przerośnie. Jednak czy samemu da radę? Metafora tekstu jest bardzo czytelna, żeby nie powiedzieć prostacka, ale jednak daje radę. Bardzo mało wiemy o postaciach. Ot, kucyk pisarz i alikornica bogini. Mało szczegółów. Mało konkretów. Nie upatrywałbym jednak tego jako minus. Sam tekst niestety, w swym eksperymencie, zawiódł. Zbyt bezpośredni, zbyt uproszczony, zbyt… jednoznaczny i ostatecznie nijaki. Nie czyta się tego źle, po prostu szkoda, że autor nie szedł dalej, prezentując dalsze zmagania twórcy z dziełem stworzenia. Pozdrawiam.
  9. Witam! Cóż, mamy tu do czynienia z typowym TCB spod gatunku „ludzie złe”. Bez absolutnie żadnej próby zrozumienia natury człowieka i powodów, dla którego tak właściwie ludzie od wieków są jacy są. Technicznie zwykłe danie składające się głownie z braku myślników. Stylistycznie jest lepiej, opisy kreują nawet ten klimat. Który jest umiarkowanie ciężki. Niestety, mocno spłycone podejście do kucy i ludzi mocno odbiera wszelkie znamiona klimatu fanfikowi. Historia nie jest skomplikowana. Jakiś człowiek ledwo przeżył rozbicie śmigłowca, którym leciał. To co widzi, jest doprawdy końcem – przynajmniej jego życia. Nie robi wiele, by temu zapobiec. Bo i nie może. Postacie są dość mało opisane. Co ciekawe więcej wiemy o drugiej postaci, niż o głównym bohaterze. Jest to zdecydowanie fik z innych czasów. Czyta się to nawet okej. Może kogoś bardziej urzeknie. Osobiście jednak nie polecam. Pozdrawiam!
  10. Witam! „Atut Spike’a” mógłbym określić jako komedie nieporozumienia. I witamy w standardowej zakładce komentarza Ziemniakforda, edycja 2137. Technicznie jest jak zwykle. Bram myślników, czasem dolnego cudzysłowy. Styl jest, jak zazwyczaj, lepszy. Opisy są przyjemne, jakkolwiek nie zabrzmi to odnośnie… humoru… tej komedii. Opowiastka jest o Twi, próbującej zrozumieć, jak nagle tak wiele klaczy chodzi do jej asystenta po… pewne usługi, które tylko on może zapewnić. I o tym jest oparty cały żart. Tak jakby… Nie, po prostu nie. Przejdźmy dalej. Klimat jest mocno solowy, ale jest. To jakiś plus. Same postacie… Cóż, Twi nadal jest nadpobudliwa, a Spike… nadal jest kolcem naczelnym i nie mówi o co chodzi. Reszta M6 daje radę. Fik nie rozbawił mnie. Nic dziwnego, zwyczajnie nie lubię takiego humoru. Innym bardziej się podobał jak widać. Pozdrawiam.
  11. Witam! Czystą przyjemnością był dla mnie ten fanfik! Technicznie jest dobrze. Zaledwie parę literówek i brak dolnych cudzysłowy. Stylistycznie jest jeszcze lepiej. Opisy są pięknie wpasowane, przemyślenia postaci odpowiednie i nienachalne. Bardzo podoba mi się mocno stonowane tempo akcji. A akcji dużo nie ma, bo dużo się nie dzieje. Co absolutnie nie jest minusem! Poznajemy losy studenta akademii marynarki Equestriańksiej Cold Breeze, a także to, jak doszło do tego, że główna baza marynarki jest na takim zadupiu galaktyki. I jedną, istotną rzecz. Co właściwie oznacza tytuł fanfika? Podoba mi się tempo kreacji świata i to, jak dawkowane są odpowiedzi i pytania. Wszystko ma dość zwykły, solowy klimat, co, znów, nie jest minusem. Sama postać głównego bohatera jest dobrze oddana, chociaż szkoda, że tak mało o niej wiemy. Mimo wszystko jest wiarygodna i idzie ją polubić. Druga, równie istotna postać, też jest wiarygodna, chociaż jeszcze mniej zarysowana i wiemy o niej jeszcze mnie. Fanfik polecam przeczytać, choć zaznaczam, że nie każdemu się spodoba to, jak mało w gruncie rzeczy się tu dzieje. To tekst mocno oparty o budowę świata i jego historii, niż akcji i wydarzeń obecnych, mogących lepiej napędzać postacie. Pozdrawiam.
  12. Witam! Kolejna, średnio śmieszna komedia! Jej! Zacznijmy od kwestii technicznej i stylistycznej. A tu jest grubo! Technicznie jest dobrze, a styl… przerasta wszelkie oczekiwania co do samego siebie. Gdy człowiek już myśli, że nie da się opisać jakieś prozaicznej czynności w bardziej niepotrzebnie skomplikowany sposób. To mi przypomina małą teorie, że słownictwo specjalistyczne można podzielić na dwa typy: te, które faktycznie pozwala skrócić wyrażaną przez nas myśl, oraz te, które powstało tylko dla tego, by specjaliści mogli się chwalić, że znają specjalistyczne słownictwo. W tym wypadku mamy do czynienia z tym drugim i jest to całkowicie celowe. Nawet daje to radę. Postacie są absolutnie zmasakrowane przez styl i chyba nie ma w tym nic złego. Pozwólcie, że będę się posługiwał serialowymi nazwami postaci, bo to co się tu odwala w nazewnictwie to jeszcze wyższy poziom. Fabuła jest niby zwykła i jest mocnym pretekstem. Ot, Twi dostaje książkę do przeanalizowania od księżniczek. Absolutny pretekst do ukazania absurdu świata. Klimat… cóż, kojarzy mi się to z takimi pseudodokumentalnymi filmami/serialami puszczanymi o dziwnych porach na losowych kanałach tv, coś jak „Starożytni kosmici” czy coś w tym stylu. Czy fanfik polecam? I tak, i nie. Śmiałem się może trzy razy, resztę czasu rozkminiałem co autor miał na myśli. Może spodoba się bardziej osobom, które pamiętają więcej z biologii, bo chociaż miałem rozszerzoną z nawet dobrymi ocenami, to prawdę mówiąc nie podchodziłem do tego z chęcią. Chociaż prawdę mówiąc większość słów, o dziwo, rozumiałem. Czasem z kontekstu, ale jednak. Czy jednak nazwał bym to randomem? W pewnych kwestiach, takich jak założenia świata czy parę zdarzeń. Poza tym w sumie, zdarzeniowo i pomijając styl… jest to w 70% SoL. Pozdrawiam.
  13. Witam! Dobry romans to rzadkość. Ten jest średni. Technicznie mocny standard. Brak cięć, brak myślników. Za to opisy mocno nadrabiają, są w miarę szczegółowo i ładnie napisane. Same postacie są bardzo dobrze oddane, mocno serialowo, co jest na plus przy M6. I Fluttershy i Rainbow dają z siebie wszystko to, co znamy z odcinków. Chociaż uczucia Shy są mocno naciągnięte, no ale to już chyba cecha charakterystyczna fanfików, gdzie shipuje się ze sobą M6. Fabuła krąży wokół prób wyznania miłości przez FS, co oczywiście, zważywszy na jej charakter, nie przychodzi łatwo. Ma to nawet swój urok, chociaż pod koniec człowiek już się dziwił, jak coś szło zgodnie z planem. Przeciwności losu jest aż śmiesznie dużo. Wszystko to ma nawet jakiś swój klimat. Nie jest on ani mocno zarysowany, ani w ogóle mocny, ale jest. Akcja, zważywszy na specyfikę tekstu, nie jest szybka i wielu zapewne to odtrąci, ale jak dla mnie jest w sam raz. Ogólnie, jest to ten typ średniego, z lekkim naciskiem na dobrego, romansu, gdzie relacje są trochę zbyt naciągnięte, a zdarzenia zbyt nieprawdopodobne, ale jednak czyta się to okej i daje to jakąś tam przyjemność. Jeśli ktoś szuka tego rodzaju tekstu, który idzie poczytać bez zgrzytania zębami… no cóż, nie mogę go bezwarunkowo polecić ze względu na stan techniczny, ale nawet daje radę. Pozdrawiam.
  14. Witam! Jest to bardzo nadprogamowy komentarz do programu o ambitnej nazwie „Car-bomba", więc daje go od razu. Technicznie jest dobrze. Chociaż na początku zawieruszyła się jedna kropka i przecinek, co jest o tyle dziwne, że bardziej bym się spodziewał tego w dalszych partiach tekstu, gdzie przedczytacz i korektor byliby już zmęczeni w jakiś sposób tekstem. Styl był spoko. Wszystko ma częściowo SoLowy klimat, natomiast bardziej opowiadanie kieruje się ku byciu komedią... Co mu częściowo wychodzi. Historyjka jest dość sympatyczna. Celestia organizuje sobie dzień wolny, tylko i wyłącznie dla siebie. Jednak coś jej w tym dniu postanawia przeszkodzić. A konkretnie podmieńców takich dwóch, co ukradli księżyc jej naleśniczki. No nic nie mogło jej bardziej posuć dnia! Zwłaszcza, że dranie się uwzięli. Same gagi są okej. Nie zabójczo śmieszne, a szkoda, bo pewien potencjał był (zabrakło mi zwłaszcza kwestii kucharza, bo w końcu chyba sam bym się wkurzył, jakby mi kazali 30krotnie w ciągu godziny robić to samo danie!). Ale i pułapki i nieudane próby złapania podmieńców mogły być no... no nie wiem... Ten humor jest po prostu dosłownie bajkowy (co zresztą nie jest akurat niczym złym, sam fik mocno tym epatuje). Trochę się czułem, jakbym czytał scenariusz do jakiegoś odcinka poniaczy. Co może nie jest złym doświadczeniem, ale jednak szukam trochę innego gatunku żartu. Sama Celestia jest trochę niedomyślna w tym fiku, ale chyba miało tak być. Zresztą, nie szukałem w nim na siłę logiki, to nie ten typ fanfika. Poza tym jest to typowa fandomowa Celestia, wiecznie głodna naleśników i wysyłająca co bardziej nieposłuszne byty na księżyc. Jest to, no właśnie... sympatyczny fanfik. Nie dzieło wybitne, w żadnym razie, ale czytałem z zaciekawieniem co znowu wymyśli Celcia, by przepłoszyć szkodniki. Myślę, że zabrakło tu czegoś bardziej wymyślnego, wiele z tych rzeczy po prostu już widziałem za dużo razy. Nie mam jednak pomysłu co to by mogło być, prawdopodobnie autor miał ten sam problem. Albo po prostu, jak niejednokrotnie stwierdziłem, nasze humory pokrywają się tak bardzo jak San Escobar z podbojem kosmosu. Czytaj: prawie wcale. Bo mimo wszystko, nie roześmiałem się jakoś szczególnie. Ot, taka lekka komedyjka na zabicie czasu. Umiarkowanie polecam, bo nie jest to fanfik zły. Po prostu może komuś bardziej ten humor przypadnie do gustu. Pozdrawiam!
  15. Witam. Mam do czytających trzy prośby: • Nie szukajcie sensu tego opowiadania. • Nie pytajcie się mnie czemu je napisałem. • Nie pytajcie się mnie co brałem. To są za trudne pytania jak dla mnie. Podziękowania należą się Sunowi i Obsédé (rabini nawet wypowiedzieli się o pewnym żarcie o forum) za przedczytankę. Opowiadanie zawiera treści losowe, nieśmieszne żarty, dziwne skojarzenia, śladowe ilości orzechów arachidowych, głupi humor, nieodpowiedni żart o forum i znaczną ilość niepotrzebnych scen (czyt. całe opowiadanie). Czujcie się ostrzeżeni. Opis: Akcja dzieje się przed zdobyciem znaczków przez Znaczkową Ligę. Owa organizacja postanawia spróbować znaczni w jeszcze inny sposób niż dotychczas. Bo co jeśli ich przeznaczeniem jest rządzenie Equestrią? Niestety, małe klaczki nie wiedzą w co się pakują. Stawią czoła płatnym mordercom, wszechmocnym korporacjom, ruchom rewolucyjnym i zwolennikom starego ustroju. Bo w końcu taka rzecz nie może pójść od tak. Jak im wyjdzie? Przekonajcie się sami. Jak podbić Equestrie Pozdrawiam, życzę miłego czytania. Mam nadzieje, że wszystko dobrze jest z tematem xd. Zawsze się o to boje.
  16. Witam! Prawdę mówiąc nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do pisania tego tekstu. Jeśli miałbym się za to zabrać, to prawdopodobnie całkiem na nowo, bo za ruskie tanki nie pamiętam, jaki na to wszystko miałem zamysł (o ile jakiś był). Jeśli miałbym zgadywać sam siebie: prawdopodobnie wszystko szłoby w stronę jakiegoś absurdalnego planu, by za pomocą sedesów zapanować nad światem (nwm, sprzedając je później po zawyżonych cenach, jako, że każdy chciałby mieć zaciszne miejsce w swoim domu). Ale nie mam pojęcia co autor miał na myśli. A sam nim jestem! Dziękuje za komentarz. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że fik może się jakkolwiek spodobać, zwyczajnie wydawało mi się, że to raczej jakiś mój relikt przeszłości, który nie miałby żadnych szans u nikogo. Choć, jak już wiemy, humory i gusta mamy różne. Pozdrawiam!
  17. Witam! Miałem na początku czytać coś innego, ale, nie wchodząc w szczegóły, muszę obciąć na czasie dzisiaj. Cóż, autorze… nie obraź się, serio. Próbuj dalej. To po prostu nie wyszło. Technicznie brak wcięć, myślników a czasami niejasny zapis dialog/opis, brak kropek, dziwne akapity, brak spacji... do tragedii zabrakło jedynie nadmiaru błędów ortograficznych. Stylistycznie nie jest dużo lepiej. Tekst to w 90% dialogi. Samo w sobie nie byłoby to złe, gdyby nie fakt, jak przegonione i chaotyczne są. Fabularnie mamy tu dziwną sytuacje. Ot, jednorożcowi o imieniu Magick (z „k”) Discord, z jakiegoś powodu, mówi, że Fluttershy przyjęła jego oświadczyny. Jest to losowe, ale nie dlatego, że jest to random, a dla samego faktu losowości, która nawet nie jest śmieszna. Przez to wszystko, choć tekst ma klimat absurdu, klimat raczej wynika z braku umiejętności i chaotyczności tekstu, niż celowego działania autora. Postacie istnieją i są jedynie pretekstem, by ten twór istniał Podsumowując, mamy tu do czynienia z tworem fanfikopodobnym, który stara się być śmieszny. Nie wychodzi mu. Fanfika nie polecam. Pozdrawiam.
  18. Witam serdecznie! Muszę się do czegoś przyznać – nie umiem grać w szachy. To karygodne, ale prawdziwe. Mimo wszystko czytanie tego fanfika sprawiło mi ogromną przyjemność. Technicznie niestety jest zwyczajnie. Brak myślników! Na litość, który to odcinek? Ktoś to liczy? Stylistycznie… mmm… naprawdę piękny opis partii szachów, a także tego, co się za nią kryło. Bo naprawdę, to jak autorowi udało się przekazać za pomocą rzeczy tak niepowiązanej z niczym jak partia szachów emocje i postawy Celestii i Luny jest godne pochwały. Tak, rzeczywiście, nigdy nie warto się poddawać. Po raz kolejny się w tym utwierdziłem. Fabuła jest mocnym pretekstem w tym fiku do ukazania postaci. Treść jest o, wcześniej wspomnianym, pojedynku szachowym między Celestią a Luną, która jest w miarę świeżo po powrocie z banicji. Wiąże się to mocno z jej stanem… Bo musicie wiedzieć, że postacie w tym fiku to bardzo wysoki poziom, które trudno byłoby mi nie uznać, nawet jakbym, z jakiegoś powodu, chciał go nie uznać. Zrezygnowana, skostniała Luna, nie potrafiąca pogodzić się ze sobą i poddanymi, a naprzeciwko niej Celestia, wesoła, ale mądra, chcąca przywrócić siostrze nadzieje. Postacie tak kontrastowe, jak, hehe, dzień i noc. Pojedynek więc nie toczy się jedynie na szachownicy, o nie! Klimat tego opowiadania, tak błahego z pozoru, jest wyrazisty, mocno zarysowany. Pojedynek, jaki przyszło mi obserwować był dla mnie bardziej emocjonujący, niż setki kiepskich i średnich przygodowych fanfików i powieści, jakie czytałem, zarówno teraz jak i dawniej. Podsumowując, opowiadanie to jest godne wielkiej uwagi, której uzyskało zdecydowanie za małą ilość! A naprawdę szkoda! Pewnie moje zdanie, jako pisarza, którego pewnie i tak mało kto czyta, a zwłaszcza jego komentarze do fików, w większości, dawno martwych autorów, nie wiele tu zmieni, a także szkoda, ale jednak myślę, że jeśli czytasz te słowa, to powinieneś (powinnaś?) spróbować przynajmniej dać szasnę temu opowiadaniu. Bo chociaż jestem szalenie nieskuteczny w masowym promowaniu fanfików, zarówno swych i cudzych, to chociaż mogę się upewnić, że robię co w swej mocy, by jak ktoś czyta moje wypociny, mógł chociaż coś dodać do tej, bardzo niemej zapewne i jednostronnej, dyskusji. Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda! Pozdrawiam!
  19. Witam! Przed chwilą czytałem komedie, która mnie nie rozśmieszyła. Teraz czytam dramat, który mnie nie zasmucił. Jest i równowaga we wszechświecie! Technicznie mamy zemstę ze strony braku myślników. Styl jest lepszy, chociaż nie daje rady przedstawić powagi sytuacji. Ale nie ze swojej winy, o nie! A sytuacja stara się kreować na ciężką. Diamond Tiara otóż czyta list pożegnalny, dość jednoznacznie pożegnalny (jeśli wiecie, o co mi chodzi) od Silver Spoon. I to cała fabuła, serio. Bo musicie wiedzieć, że ten tekst jest po prostu za krótki jak na zawartą w nim historie! Nie znamy dobrze kontekstu, nie znamy dobrze przemyśleń i odczuć postaci, nie znamy w końcu także sensu tego, co się dzieje. Tego typu pożegnanie (nie, żebym miał w tym doświadczenie) zostało tu przedstawione jak coś najzupełniej błahego! Tak wiecie „a, jestem nieszczęśliwa, czas ze sobą skończyć, lel”. Nie wiedziałem, że temat ten można tak strywializować nieumiejętnością. Tym samym, tekst stara się mieć klimat, ale mu to nie wychodzi. Gdy ledwo, ledwo go poczułem… fik się zakończył! Ot tak sobie, ot co! Fanfika nie mogę więc polecić. Jest on za krótki jak na ładunek, który chce sobą ponieść. Nie oceniam tu oczywiście aspektu tłumaczenia. Pozdrawiam.
  20. Witam! Ach, jakże aktualny fanfik! Technicznie ani stylistycznie nie mam żadnych zarzutów. Są nawet myślniki! Dzielna Do odnalazła swój skarb! Styl oddaje klimat całej sytuacji. A sytuacja jest zarazem absurdalna, jak i trochę niepokojąca. Bowiem to Twi staje przed poważnym problemem i to już w pierwszym dniu sprawowania władzy. Nie znasz ani dnia, ani godziny, gdy pod twymi włościami zagoszczą imigranci! Co w tej sytuacji zrobi Twi? Oczywiście, że ześle wszystkich na Sybir do robót przymusowych! A na poważnie, to trzeba się samemu przekonać. Postać Twi jako nadgorliwej uczennicy, zdecydowanie zbyt przejmującej się wszystkimi niepowodzeniami, jest perfekcyjnie oddana. Ciekawa jest także postać RD, która, trochę jak w serialu, jest głupio-wierno-odważna. Cóż, rozumu się nie wybiera. Niestety, boleści, ta komedia także mnie nie rozbawiła! Być może kogoś innego, lecz nie mnie, nie mnie! Mimo to tekst nie jest zły, być może komuś, nawet dziś, się spodoba. Co tu dodać? Czy naprawdę polskie fanfikopisarstwo komediowe jest w tak złym stanie, że mnie prawie wcale nie bawi, czy ja mam jakiś skrzywiony humor? Odpowiedzi nie znam, choć się domyślam (to drugie). Pozdrawiam.
  21. Witam! Gdyby ktoś mi pokazał ten fanfik bez kontekstu, powiedziałbym, że napisał go Kredke. Ale tak nie jest! Zaczniemy od klasyki tradycji, od braku myślników. Plaga ta, powszechnie znana, występuje ochoczo i w tym fanfiku, sprawiając, że Dzielna Do ma co szukać w swych książkach. Stylistycznie jest znacznie, znacznie lepiej. Bardzo ładne, ciekawe opisy, żartobliwe (chociaż mnie akurat nie bawiące) i bezbłędne. Klimat całej opowieści uderza w tony lekko absurdalne, chociaż w swym absurdzie wyjaśnialne. Opowieść zaś jest o… właśnie, o czym? To bardzo dobre pytanie, które zadaje sobie sama główna bohaterka, Księżniczka Luna, próbując zapełnić bolącą ją wyrwę w pamięci jak i odnaleźć cenny artefakt, zwany Przecudownym Tworem Ogromu Kosmosu, by zapobiec klęsce negocjacji pokojowych. Sama postać Luny radzi sobie dobrze, choć nie mogę stwierdzić, czy jest ona serialowa, czy nie. Zwyczajnie mało pamiętam o tej postaci z serialu (nie, żeby było jej strasznie dużo). Cały fanfik niestety nie rozbawił mnie ani razu, co jest dość smutne jak na komedie. Mimo to, że czytało się przyjemnie, fanfika nie mogę polecić, bo nie spełnia swojego zadania jako komedia. Pozdrawiam.
  22. Witam! Nie biorę więcej polecajek od Suna… W każdym razie! Powiedziałbym, że w 90% jest to bardzo dobry SoL z mocnym zaznaczeniem nieco bardziej… ciemnych stron codzienności. Ale ktoś, z jakiegoś powodu, zdecydował się, że pozostałe 10% to też bardzo dobry pomysł! I wiecie, ja nie mam nic przeciwko temu, że ta niezbyt reprezentatywna strona codzienności występuje w tym fanfiku. Wręcz przeciwnie (chociaż pewien opis w rozdziale świątecznym jednak, jak dla mnie, przesadził), bo to jednak jest jakaś strona życia (chociaż nie powinna być w każdym SoLu), a nie mówienie o jakimś temacie nie sprawi, że ten zniknie jako problem (w ogóle uwielbiam te logikę. Chce poznać dzbana, który to zapoczątkował. To musiał być ciekawy proces myślowy „Nie mówmy o przemocy! To oduczy dzieci ją stosować!”). Ja mam coś przeciwko temu, że tu czasami aż się wręcz wydaje, że to tylko i wyłącznie jedyna strona życia w fanfiku. Naprawdę! Dawno nie czytałem tak przeciążonego SoLa! Być może to intencja, być może taki był plan – nie wiem. Mi to jednak wysoce nie pasuje. Na litość, kto, na litość partii komunistycznej, ma aż tak otoczone degrengoladą życie? Znajdą się zaraz pewnie tacy, od dwustu boleści, prorocy prawdy i życia, co pierwsi rzucą kamieniem, mówiąc „rzYcia NiE znAs!”, „mlOdSzY jEstEś, zaMkNij siE”, „jeScE sI PrzEkOnaz cZym JezD ZycIE”. Tych wszystkich odsyłam do poprzedniego akapitu, a także do tych słów; czasem wystarczy zapytać kogoś innego, jak wygląda twoja sytuacja. W każdym razie, bo ja się zacząłem rozgadywać nie na temat, ale po prostu wnerwiają mnie tacy ludzie (blok na miejscu), wracając: to aż dziwne, że fanfik składa się praktycznie wyłącznie z tego typu postaci! Naliczyłem dwie, słownie dwie, postacie, które się wybijają! Jest to Celestia (prawdopodobnie z racji na status, tak to też pewnie w fiku puszczałaby się na lewo i prawo, chlała na umór i tym podobne, wesołe rzeczy), i Vinyl, która jest chyba najbardziej pozytywną postacią w całym fanfiku, już nawet honorowo, na wzgląd wcześniejszych zasług, anulując jej z konta spotkania z inną klaczą za plecami jej męża (niezłe małżeństwo, na ale spoko – pracy i urlopów się nie wybiera zazwyczaj). Fabularnie, właśnie, mamy tu plasterki. Wycinki z życia różnych postaci, głównie tła (wyjątkiem jest Celestia, ale to tylko jeden fragment), luźno, lub wcale, ze sobą powiązane. Ot, niezbyt udane życie zawodowe, spotkania przy ognisku, dyskoteki czy schadzki. Pod tym względem mocno SoLowo. Plejada postaci jest duża. Od Octavii (bardzo shamowaciałej w tym fanfiku), przez Lyre, do Raven (sekretarka Celestii). Chyba każdy znajdzie kogoś dla siebie, kogo będzie lubił. Choć, jak mówiłem, przesycenie pewnymi wątkami w tych postaciach aż ujmuje im. Pewnie, w rzeczywistości jest znacznie więcej takich ludzi, ale na litość, nie sami tacy ludzie! Brakuje tu jeszcze jednej, może dwóch trochę bardziej pozytywnych postaci, wprowadzających jakąś równowagę. No ale jak mówię, może to taka wizja autora. Jeśli tak, no cóż. Mogę się z nią nie zgadzać, ale nie mam prawa w nią ingerować. Nie wymagam od postaci ideału moralnego, żeby nie było. Po prostu ilość skrzywionych postaci w zbyt widoczny sposób lekko mi nie pasuje. Klimat, w większości, mocno solowy, choć jest to mocny, ciężki czasami sol (ale jak mówię, czasem ciężki w zły, wymuszony jak dla mnie sposób). Technicznie jest dobrze, a styl nadaje jednak klimatu, tego mu nie mogę odmówić. I z tego wszystkiego może się wydawać, że dla mnie to opowiadanie jest złe. Nie. One nie jest złe. One po prostu nie jest dla mnie. Nie będzie więc ani podsumowania, ani oceny, bo nie będę po prostu, w żadnym stopniu, obiektywny, rzetelny ani w żaden inny sposób nieosiągalnie w żadnym innym wypadku, ale w tym szczególnie, idealny. Po prostu trzeba spróbować samemu i stwierdzić, czy proporcje tego opowiadania nam odpowiadają. Będą tacy, jak ja, co nie wrócą nigdy do tego opowiadania, uznając, że ma złe priorytety, zły rozkład ciężkości, dziwne proporcje… Ale są pewnie i tacy, którzy uznają, i jestem przekonany, że będzie ich sporo, że to jest właśnie to! SoL, który się nie boi czegoś cięższego! Który opisuje kucyki bardzo nieidealne, wręcz skarłowaciałe codziennością! Jeśli szukacie takich wrażeń, proszę bardzo. O samej jakości tego opowiadania, wiele mówi fakt, ile już piszę! Zatem jeszcze raz, to nie jest złe opowiadanie! One po prostu nie jest dla mnie. Edit: Zapomniał bym o Coco jako postaci pozytywnej, ale dużo o tej postaci mówi fakt, że o niej zapomniałem. Pozdrawiam.
  23. Witam! Zaczynamy dzień poświęcony randomom I komediom. I zaczynamy nie od byle czego! Choć opowiadanie ma tylko jeden wątek, tytułowy, pasujący do tagu random, to z warstwą komediową radzi sobie jeszcze gorzej! Uśmiechnąłem się może z dwa razy. Serio lubię absurdalny humor, ale to nie jest ani na tyle absurdalne w swym wyjaśnieniu, bym się z tego śmiał, ani na tyle śmieszne same w sobie, bym się z tego śmiał. Technicznie jest jak zwykle. Brak paru akapitów, brak myślników i te sprawy. Tłumaczenie wydaje mi się tylko w jednym miejscu zepsute, ale może to tylko wrażenie. Styl sobie co ciekawe radzi z absurdem sytuacji, chyba nawet aż za dobrze, bo wszystko wydaje się mniej absurdalne przez to, jak dokładnie jest opisane. Postać ukochanego RD oczywiście jest bezbłędna. Sama RD radzi sobie gorzej, nie spełnia się w 120%, a jedynie w 100. Klimatu romansu nie ma, komedii też, randomu trochę i głównie z początku, zanim fanfik zacznie wszystko obudowywać. Nie mogę zaprzeczyć, że jest w tym coś memicznego, ale mnie jakoś szczególnie nie bawi. Nie jest to zły fanfik, ale jak dla mnie mocno taki sobie. Pozdrawiam.
  24. Witam! Kojarzycie „Alicje w krainie czarów” albo „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”? Połączcie to, weźcie z tego cały absurd, dodajcie do MLP i wyjdzie wam ten fanfik. Fabuła jest niecodzienna. Zaczyna otóż się od tego, jak główna bohaterka, Flitter, spotyka, po raz któryś, Derpy siedzącą przy jeziorku, pytając się ją o motylka… Na co ta reaguje w dziwny sposób, zaciągając ją do kurnika, gdzie odkrywają portal do magicznej, jeszcze bardziej od Equestrii, krainy! Zwroty akcji nie są nawet niespodziewane, one są tak abstrakcyjne i absurdalne, że trzeba by siedzieć nad tym tekstem z parę godzin i analizować go krok po kroku, wydarzenie po wydarzeniu, by nadać temu więcej logiki, niż to byłoby potrzebne! Nie upatruje tego jako minus, bo tak widocznie miało być. Postacie są ciekawe. Od jeszcze bardziej niecodziennej Derpy, przez Flitter, która próbuje się odnaleźć w niezwykłym wirze wydarzeń, po Pinkie, która jest Pinkie. Myślę, że fanfik sobie radzi pod tym względem, dobrze dopasowując bohaterki to ciągu irracjonalnych wydarzeń. Technicznie…! Wiecie, zaginione przecinki to już dawno przeżytek. Czas na nową część Dzielnej Do. „Dzielna Do i tajemnica zaginionych myślników”, godna kontynuacja „[…] i świątynia pominiętych przecinków”. Pomijając, że nie patrzyłem akurat pod względem przecinków, bo myślniki (a właściwie ich brak) bardziej rzucał mi się w oczy. Pod względem stylistycznym jest ciekawie. Mam z nim pewien problem, ale nie jest on zły. Musiałem aż zerknąć na oryginał, co rzadko mi się zdarza, i tak, tłumaczenie dość dobrze oddaje ten styl. Klimat jest iście baśniowy. Wszystko wydaje się podziesięciokroć bardziej nieprawdopodobne co w zwykłym MLP. Wyobrażacie sobie tę skalę? Fika polecam, nie idzie się przy nim nudzić. Ciekawi i fabuła i niecodzienny styl, który kojarzy mi się z wypowiedziami dzieci, coś w rodzaju „No ja byłam dzisiaj w szkole. I w tej szkole byli inne dzieci, z którymi nawet się zaprzyjaźniłam. A zaprzyjaźniłam…”, wiecie, pewnie niektórzy to znają. Ma to swój urok. Chociaż nie nazwałbym fika randomem z krwi i kości, to nie ten typ fanfika. Pozdrawiam!
  25. Witam! Kolejna z komedii, których w życiu nie tknąłbym, gdyby nie konkurs i rady Suna. Rozbawiła mnie trzy razy (tak, notuje to sobie, jakby ktoś był ciekaw). Także jest tu jakiś sukces. Technicznie… A, mam was! Są myślniki! SĄ! NARESZCIE! To mnie bardziej cieszy, niż cała ta komedia! Styl jest różny, ale ma to uzasadnienie. Pierwszy jest spoko, drugi i trzeci… to trzeba zobaczyć, po prostu. Opowieść nie jest trudna, opowiada o pisarskich przygodach Twilight, a także o katuszach jej edytorek (no, niekoniecznie katuszach w jednym przypadku) i próbie uświadomienia jej, w jakim stanie jest jej zmysł literacki jeśli chodzi o pisanie. Postacie są dobrze oddane. Gdyby nie tematyka, myślę, że w pewien sposób mogłoby być to jakimś odcinkiem kucyków. Klimat jest ledwo-ledwo wyczuwalny i przez to ciężko mi go sprecyzować. Blisko temu do innych, podobnych komedii, które w ostatnim czasie czytałem, także bez konkretnego klimatu. Fika jednak nie mogę polecić, bo jednak trzy razy to strasznie mało, jak na taką długość tekstu. Dodatkowo nie jest to zwyczajnie, w większości, mój typ humoru. Także tego… Nie jest to fanfik zły, może komuś się bardziej spodoba. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...