Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    368
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam! Cóż… znacie te kwestie… Ja czytałem ten fanfik! Podoba mi się oryginalna nazwa dla sklepu. „Sklep”. Poza tym technicznie jest norma. Brak myślników i dolnych cudzysłowów. Styl jest dość nijaki. Co do fabuły… ta jest dobra, ale brakuje jej czegoś. Zaczynamy od obudzenia głównego bohatera i jego amnezji. I o dziwo, nie ma tu ratowania świata, a zaledwie mocny SoL. Bohatera wita żona, która tłumaczy mu sytuacje. I całkiem ciekawie się to rozwija. Podobało mi się to. Wracając do tego, czego brakuje… Sam fik ma jest całkiem dobry. Ma jakiś pomysł na siebie, nie wykorzystuje go w pełni, ale jest w tym zadowalająco wykorzystany potencjał. Ogólnie polecam. Tylko ostrzegam, nie ma tu wybuchów, akcji, ani tego typu rzeczy. To spokojny, cywilizowany fik. Pozdrawiam.
  2. Witam! Małe kombo, drugi fanfik z sercem w tytule. Może znaleźć trzeci? Co do samego fanfika, to nie jest on zły. Technicznie jest bardzo dobrze, nie mogę jednak ocenić strony samego tłumaczenia. Styl jest specyficzny, wynika to z paru rzeczy. Pierwszoosobowej narracji, a także… nabytej głuchości bohatera. To się serio przyjemnie czyta. Historia jest skupiona na nauce Pegaziego Języka Migowego, który jest serio szczegółowo opisany i to ogromny plus opowiadania. Mam serio wrażenie, że najpierw powstał język, a potem fik do niego. A to dlatego, że reszta jest w sumie taka sobie i pospieszna. Bo oprócz tego, fik także ma motyw relacji między głównym bohaterem a jego przyjacielem… A może kimś więcej? I to kimś więcej jest strasznie… dziwne. Z jednej strony jest wyraźnie powiedziane, że każda strona to czuje od jakiegoś czasu, ale ja, jako czytelnik… no tak średnio. Mimo to i tak jest dość znośnie. No, może pomijając, że to lekki yaoi content i nie każdemu to będzie pasować (no, chyba, że płeć zaginęła podczas tłumaczenia, jak u Sowalicji, ale wątpie). Dla mnie to mocno obojętne. Czy fik mi się podobał? Tak, zwłaszcza PJM. Dla samego opisu tego języka, warto. Pozdrawiam.
  3. Witam! Ech, od czego tu zacznąć? No nie lubię być tym, który dodaje do beczki miodu łyżkę czegoś gorzkiego... Ja chciałbym powiedzieć, że jestem smutny jak inni po przeczytaniu tego fanfika czy coś, ale kłamałbym. Czuje jedynie głębokie niezrozumienie sytuacji. Zacznijmy może od tego, że technicznie jest zaledwie parę błędzików i to miła odmiana po tekście Snowiego. Styl jest dość ładny i płynny. W tym wszystkim czasem przewija się jakiś klimat, ale… No właśnie, ale… Czemu tego nie czuje? Z bardzo prostego powodu. Ja po prostu nie rozumiem, co tu się stało. Po prostu Sombre pewnego dnia rzuciła dziewczyna, bez podania powodu (na zasadzie „nie_zasługujesz_na_mnie.exe”) i weź się czytelniku smuć jaki ten Sombra biedny. Co prawda przewija się, że jakoby nie było to dobrowolne rozstanie, ale wiadomo jedynie tyle. No fajnie, ale co z tego? O tyle dobrze, że Sombra jest w miarę ogarnięty i stara się żyć bez tego, a nie odpala protokół typowego bohatera romantyzmu, czyli „zabić_się.exe”. I wiecie co, niewiele zabrakło by to było serio świetne. Wskazówka, dwie. Strona więcej. Coś, co dałby mi powód, by cokolwiek poczuć do Sombry i jego niespełnionej miłości. Hoffman pisał, że było tego wystarczająco wiele, by wczuć się w postać… ja jestem na drugiej stronie skali. Za mało. Ile za mało? Nie wiem, ale czuje, że niewiele. Ale może to też wynika z tego, że jestem wiecznym przegrywem i nie mam ani pieniędzy, ani pracy, ani dziewczyny, więc nie mogę się wczuć w człowieka sukcesu. A najgorsze jest to, że sama relacja między postaciami wydaje mi się zbudowana dobrze. To zerwanie jest dla mnie tak samo bezsensowne, jak dla Sombry. Chciałbym czuć to postać, chciałbym czuć ten fik, ale zwyczajnie nie mogę. Po prostu za mało wiem o sytuacji, za mało jestem związany z wykreowaną postacią, by jakkolwiek przejąć się sytuacją. Dla mnie jest to takie „rzuciła go? Ok”. No i tyle. Tekstu nie mogę więc polecić. Nie jest to złe opowiadanie, a zaledwie takie, którego nie rozumiem. Pozdrawiam.
  4. Witam! Dawno nie słyszałem równie zachęcającego wstępu. Na razie przeczytałem prolog i pierwszy rozdział „Popromiennych zawieruch”, więc tylko to skomentuje. Stan techniczny faktycznie jest zakazany, ale co ciekawe, są myślniki. Starałem się jak mogłem dać sugestie poprawek, zobaczymy, co z tego zrobi autor. Radzę jednak na przyszłość znaleźć kogoś do korekty. Styl bywa mocno kolokwialny, miejscami nawet wulgarny. I mam nadzieje, że pisanie „pibuk” jest celowe… Po za tym autor ma skłonność do pisania irracjonalnie długich zdań bez żadnych przecinków, które często dotykają różnych wątków i powinny być podzielone na mniejsze zdania. Opowieść jest mocno solowa, chociaż o życiu w stajni po apokalipsie. Całość jest o klaczy, zwanej Snowi (oryginalnie :P) i jej ostatnim dniu nauki. Zaczynamy od pobudki w pokoju, będącym prawdopodobnie dziełem Discorda, potem spotkanie przyjaciółek, wspólne mycie… No mocny SoL. Mam wrażenie, że całość jest parodią gatunku. I oby tak było… Snowi, jako postać, ma jakieś dziwne ciągoty proniemieckie. Porównuje swoje przywitanie do „[…] jakbym była jakimś her generałem Lunarnych szwadronów śmierci.”, kapitana ochrony do Goebbelsa (co prawda niepoprawnie napisanego, ale jednak), a o samej sobie mówi „Jam jest Snowikus megus, dumny przedstawiciel odmiany kuca aryjskiego, a nie żaden karzeł, ty podkmiotku.”. No bohaterka idealna. Inne postacie często mają mało kucykowe imiona i ksywy (Borys [co ciekawe dla klaczy], Zośka, Janusz, Bob…), ale poza tym dają radę. Drugi rozdział przeczytam pewnie jutro i dam nowy komentarz… albo będę edytował ten, zobaczę. Na razie od niedoboru przecinkozy i kropkozy mam dość. Czy całość, chyba nieukończona, mi się podobała, dam znać wtedy. Pozdrawiam!
  5. Witam! I doprawdy, jak ja mam to skomentować? Zacznijmy od tagów… co one oznaczają tak właściwie? Autor niby coś tłumaczył, ale chyba nie miał pojęcia co piszę. Na przyszłość radzę odstawiać na bok substancje psychoaktywne przed pisaniem. Jednak już na poważnie… Prawdę mówiąc SSB źle mi się kojarzy, a jeśli ma coś mówić TYLKO autorowi, to lepiej, żeby nie było takiego tagu. To samo tyczy się FRI. Może być to jakieś abstrakcyjne pojęcie z filologii (nawet kurczę hiszpańskiej), nie interesuje mnie to jakoś szczególnie, ale znów, jeśli na pierwszy rzut oka ma coś mówić tylko autorowi, to lepiej nie dawać tego tagu. Ilu osobom to coś mówi? Trzem? Jeśli chcesz dotrzeć do potencjalnych czytelników, to jednak raczę chociaż trochę stosować się do ułatwiającej życie standaryzacji tagów. Raz je tłumaczyłeś? Fajnie. Czytelnik nie ma obowiązku przeszukiwać twoich postów w poszukiwaniu ich znaczenia. Pewnie ktoś to zrobi, ale jednak większość nie. Dla ciebie to szybkie kopiuj-wklej, dla czytelnika zrozumienie lub nie, co autor chciał osiągniąć. Jeśli miałbym jakoś określić ten tekst, to jest mu najbliżej do wiersza białego, zachowującego jedynie czterowersowe zwrotki, ale bez rymów i ograniczeń długości poszczególnych linijek. Wierzcie mi, lubię eksperymentalne teksty. Serio. Po stokroć bardziej wole eksperymentalny utwór, który w jakimś stopniu się nie udał, niż setny plus minus udany tekst o przygodach M6 czy innej Celestii. Ale tu ZDECYDOWANIE coś poszło nie tak. To jest bardzo płytki wiersz na każdym swoim poziomie. Jeśli miałbym odnieść go do kogokolwiek, to byłby on o Sunset. Chciał przedstawić coś głębszego, ale utkwił na bardzo prostym, często dosłownym poziomie. No chyba, że w tej dosłowności mam szukać głębszego sensu, ale wtedy zgaduje, że wiersz by mnie czymś zaskoczył. Czy tekst mi się podobał? Czyta się go źle, nic z niego nie wynika a dodatkowo męczę się okropnie próbując wytknąć wszystek tego, co według mnie poszło nie tak. Nie chce autora zniechęcać (był relatywnie niedawno na forum, może przeczyta…), ale na litość bogów mitologii tego świata… no po prostu nie. Mogę teraz tu walić truizmami na lewo, prawo, środek, górę i dół. Żebyś się nie poddawał, żebyś pisał dalej, żebyś próbował. Ale to wszystko bzdury, nic nie dają kolejne próby, jeśli nie ma się komentarzy i opinii kogoś innego. Powiem więc coś innego; chcesz pisać wiersze? To zerknij na pięć minut jak wygląda przykładowy wiersz biały. Znajdź sobie ulubionego autora, wiersz czy coś i spróbuj się wczuć w klimat. Osobiście bardzo lubię Zbigniewa Herberta, ale nie każdemu musi pasować ten rodzaj poezji. Na początku radzę doszlifować ci stronę techniczno-wyglądową tekstu, potem brać się za robienie tekstowi głębi. Nawet jeśli chcesz pisać wiersze białe, to i tak radzę ćwiczyć rytm i rymy, bo po prostu wtedy łatwiej piszę się jakikolwiek wiersz. Mojego pierwszego fanfika nie ma na forum (i całe szczęście), ale gdy ogólnie zerkniesz na moją twórczość, to coś wartego uwagi to dopiero „Pewna podróż”, która też ma masę swoich bolączek. Ale dostałem wtedy jakieś komentarze, niestety nie na forum (a przynajmniej nie szybko), od paru osób i wiedziałem, czego nie robić a co ma być plus minus. Wystarczy porównać PP z następnym moim fikiem, chyba „Pony City”, a to już jest ogromna różnica. I w samym eksperymencie i w samej treści. Mam nadzieje, że ty też wyciągniesz jakieś wnioski, drogi autorze. I nie popełnisz tych samych błędów. Ostatecznie tekstu nie jestem w stanie polecić. Pozdrawiam.
  6. Witam! „W górę Rio Gero” to fik, którego początek mnie zaciekawił, środek wynudził a końcówka… nwm, co zrobiła, ale coś zrobiła. Technicznie brak korekty dał się odczuć w postaci niedoboru przecinkowzy. Styl jest nawet ładny, podoba mi się jak się zmienia narracja w zależności od sytuacji. Na przyszłość radzę jednak unikać paru akapitów jako dialog. Podobała mi się przedstawiona tu historia, nawet przez chwile myślałem, że będzie to jakiś fik przygodowy… aż do nieszczęsnego meczu, będącego chyba ponad połową tekstu. No nie interesował mnie poza swym aspektem kulturowym. Właściwie od tego momentu był to fik skupiony na sporcie. No wynudziłem się. Sama postać Blueblooda rzeczywiście jest tu sympatyczna. Czy fik polecam? Trochę się na nim zawiodłem. Nie jest to zły tekst, ale ominął moje oczekiwania, jak niedoświadczony uczeń na kursie jazdy mija oczekiwania uczącego, gdy ten mówi „na rondzie prosto”. Mimo to zobaczyłbym taką serie o przygodach zreformowanego Blueblooda i Rarity. Raczej nie ma na to szans, ale kto wie…? Pozdrawiam!
  7. Witam! Dziś omówimy przypadek… no, może jeszcze nie porzuceniozy, ale temu przypadkowi bliski. Trochę czasu jeszcze brakuje, bym uznał, że to zdecydowanie porzucone opowiadanie. Technicznie brakuje masy przecinków, a i dolnych cudzysłowów. Styl jest bardzo suchy, co o dziwo z czegoś wynika. Historia jest dość prosta. Całość dzieje się, z tego co rozumiem, tysiąc sztuk złota lat po akcji serialu. Z jakiegoś powodu Twilight oszalała, a w Equestrii w tym czasie drastycznie wzrosła przestępczość. By walczyć z tym, a także poważniejszymi zagrożeniami, powołano najpierw policje (która co prawda była pokazana w serialu, ale z jakiegoś powodu autor o tym po prostu [chyba] zapomniał), a potem, jak Twi jej obcięła uprawnienia, organizacje „Protektorzy” (czemu tytuł opowiadania w takim razie jest po angielsku?). Nie zdążyło mnie to zaciekawić, a informację są podane strasznie pospiesznie. Realnie opowiadaniu udało się niewiele, poza kreacją świata. Poza tym autor próbował zaciekawić czytelnika, zwłaszcza ostatnią… bo ja wiem… Chyba mogę to traktować w kategoriach strumienia świadomości. Myślę, że wyszłoby na dobre opowiadaniu, jakby ten ostatni fragment był krótszy. Poza tym? No nie wiem, mam tu za mało treści, by móc rzetelnie ocenić jej jakość. Zobaczymy co postanowi autor. Pozdrawiam.
  8. Witam! Format znany. W spoilerach (mini)recki do (mini)fików: „Ściana tekstu” „Ekspres do melisy” „Fik wojenny” Jeśli miałbym to jakoś podsumować w stylu autora, który został nam tu zaprezentowany, to Pozdrawiam!
  9. Witam! „Ostatnia rzecz jaką zrobi” to fanfik wyjątkowo dla mnie ważny, a także ważny dla fandomu. Pod wieloma względami wybitny, tajemniczy, piękny. Czytam ten fanfik nie powiem już który raz (bo nie pamiętam), ale może być to nawet 10… i nadal przytłacza mnie. Całkowicie pochłania, wciąga, miażdży, wypluwa i zostawia same kości. Za każdym razem ten fanfik stoi na fundamencie z moich resztek. Mimo, że znam go właściwie na pamięć! Nie ma on jednak samych zalet. Zacznijmy od rzeczy technicznych. Zapis myśli jak dialogów! Ach, sam to robiłem, więc nie będę po tym jechał aż tak. Są także błędy w relacji dialog-didaskalia. Często jest niepotrzebna kropka na końcu dialogu i wielka litera na początku didaskalii. Czasem przecinek jest w złym miejscu, czasem jego brak, parę literówek, powtórzenia imion, Bywają też drobne nieścisłości logiczne. Choćby z początku, gdy Cloudy jedzie autem z Tomkiem i narrator komentuje, że to pierwszy raz jak jedzie pojazdem nie ciągniętym przez kuce. A pociągi w Equestrii? A nawet ten autobus sprzed chwili? Bardzo dobra jest za to kreacja postaci, począwszy od Blue, przechodząc przez sucz doktor Majską czy sympatycznego, chociaż bojaźliwego Foresta, kończywzsy na pozytywnej i niewinnej Cloudy. Śmieszne rzeczy wynikają także z niepoprawnego tłumaczenia. I w te wszystkie postacie wplątany jest on, Tomek, nie zdając sobie sprawy z siatki powiązań w jaką się wplątał, gdy na początku uratował Cloudy. Doprowadzi go to przez liczne niebezpieczeństwa i dziwne przeżycia aż do samej księżniczki Celestii. Zagubiony, poszukujący prawdy, zadający pytania, chcący pomóc. Klimat tego opowiadania jest genialny. Ciężki jak ołów, wyczuwalny i widoczny. Przytłaczający. Jednak te opowiadanie posiada też bardzo dobre akcenty humorystyczne, przeplatane w tym ciągu, niezbyt wesołych, zdarzeń. Chyba najbardziej bawiły mnie porównania do smoka (kto czytał ten wie). Fabuła jest relatywnie prosta z początku. Ot, Tomek ratuje Cloudy przed pobiciem w autobusie, za to ta odwdzięcza mu się… kopniakiem, nawet dwoma. Ponieważ myśli, że on także chciał coś jej zrobić. Po wyjaśnieniu nieporozumienia, Tomek oferuje jej nawet podwózkę do BA, w którym ma pracować. I tak, przez nieporozumienia i wypadki, Tomek przyjmuje ofertę pracy w biurze. Wszystko powoli się kręci, Tomek jest coraz bardziej wpychany w te machinę ponyfikacji… I zakończenie. O mój boże, za każdym razem mam od niego ciarki na plecach. Najpiękniejsze. I dopiero czytając to tym razem… chyba zrozumiałem zakończenie. Tą potworną niedoskonałość brylantu. Ten los, który miałbyć ponoć nie do zmiany. Absolutną świadomość, że coś się zniszczyło. Największym niedopowiedzeniem tego fanfika, jest to, że nie ma tagu EPIC. Oddaje swój głos. Może kiedyś ktoś to dopnie. Polecam bezwzględnie! Pozdrawiam!
  10. Witam wszystkich bardzo serdecznie! Piękny absurd mam przed swoimi oczami... ale ja to już czytałem! Nie zmienia to faktu, że jest to świetny random. Technicznie... mój dzbanie... DERBI, CHWILKI, KUMUNIŹMIE, AAAAAA. To nawet mnie boli. Poza tym jest problem z zapisem myśli. Styl jest dość prosty, czasem wręcz brutalistyczny. Fabuła jest bardzo... no jest. W wigilię Dzielna Do, podczas prób pisania książki, dostaje wezwanie z FZŚM. Jak się okazuje, skrót ten nie oznacza Francuskiego Związku Śniadania Meksykańskiego, a zaledwie Fabrykę Zabawek Świętego Mikołaja. Tak więc bohaterka przybywa na miejsce, gdzie okazuję się, że Mikołaj schlał się w trupa. A to zaledwie początek przygód naszej dzielnej poszukiwaczki... no cóż, przygód. Całość obfituje w mniej lub bardziej śmieszne i smaczne żarty. Fika nie radzę czytać jeśli w bliskim czasie jedliście, jecie lub będziecie jeść. Całość ma wspaniały klimat absurdu. Same postacie są świetnie napisane, sama Do ma odpowiednie reakcję do sytuacji. Misiek komunista i renifer nie odstają jej poziomowi. Fik polecam. Chociaż czytałem go drugi raz i żarty nie bawiły mnie jak za pierwszym razem, to nadal bawiłem się dobrze. Pozdrawiam.
  11. Witam! „Zdobywcy Uroczego Czołgu" to tekst od którego oczekiwałem wiele już po samym tytule i tagach. Jakie to mogło być randomowe i śmieszne! W głowie już miałem sceny jak CMC próbuje zdobyć czołg, nieudolnie prześlizgując się przez bazę wojskową. Albo próbujące uciec z tym czołgiem, gdy żadna nie ma umiejętności jego prowadzenia! Oczekiwałem oparów płynnego absurdu rodem z mojego niedawno napisanego fanfika „Jak podbić Equestrie" (którego do tej pory nie mam pojęcia jak napisałem)... niestety fanfik nie spełnił żadnego z wymagań. Techniczna strona fanfika jest bez zarzutu. Styl jest bardzo okej, czyta się to płynnie. Historia... no nie mogę tego streścić. To zaledwie 2 strony. Ujmę to inaczej. Szkoda, że kończy się to na drugiej stronie, bo jak mówiłem, był w tym potencjał. Historia nie jest może zła, ale to absolutnie ostatnie co mogę o niej powiedzieć. Mamy tu typowy przypadek choroby zwanej konkursozą: fik jest krótki, ma niewykorzystany potencjał i sam w sobie nie jest najgorszy. Ciężko mi go nazwać randomem, a tym bardziej komedią czy crossoverem (no, chyba że takim naprawdę lekkim, korzystającym zaledwie z założeń uniwersum [nie, żebym oglądał GuP, ale po prostu nie zauważyłem niczego, poza ziemskimi nawiązanymi]). Bardziej tagi kierowałbym w stronę... no właśnie sam nie wiem. Z jednej strony jest tu element naszej planety, w postaci wspomnianych Niemiec, Rosji i Japonii. Z drugiej nie wynika z tego wiele. Z jednej strony jest tu jeden żart w klimacie czarnego humoru, z drugiej nie jest on jakiś śmieszny. Być może, co jest najbardziej prawdopodobne, nie jest to po prostu fanfik dla mnie. Także podsumowanie będzie ucięte jak zakończenie tego fanfika. Pozdrawiam.
  12. Здравствуйте ребята! Małpi biznes to jeden z tych filków, które miałem przeczytać dawno, no ale trafiło się dopiero teraz. Nie jest to fanfik wybitny, ale jest dobry. Podstawy nie znam, więc ciężko ocenić mi jej wpływ na całość. Technicznie nie zauważyłem żadnych poważnych baboli, także jest dobrze. Czy fanfik mi się podoba? Jest na tyle prawdziwy, że aż serio ciężko mi się śmiać, więc tak. Pozdrawiam.
  13. Witam! W korekcie rzadko robiłem, częściej jako przedczytacz, szczególnego oka do przeciwników nie mam (inaczej mówiąc, jeśli ja wychwytuje błędy, to jest serio niezbyt dobrze ze stanem technicznym). Nie trafiło mi się też robienie w jakimś bardzo złym fanfiku, ani dla autora widmo. Mimo to tekst mi się podobał. Podobał, bo wiem, ile błędów robię i czemu zawsze staram się znaleźć kogoś do korekty. Prawdę mówiąc, zawsze to działało w drugą stronę. To korektorzy stawali się widmami po tym, jak pomogli mi z fikiem. Może rzeczywiście lądują w oddziale zamkniętym po przeczytaniu moich wypocin? Hoffman, mrugnij trzy razy jak cię przetrzymują wbrew tobie! Technicznie jest dobrze. Styl to znów krzywe zwierciadło. Fabuła jest o dniu pewnego korektora, który, trochę wbrew sobie, zgodził się na korektę fanfika początkującego twórcy. Nie kończy się to za dobrze. Ma to swój urok. Czy opowiadanie mnie rozbawiło? Nawet tak. Także polecam. Pozdrawiam.
  14. Witam! „Byliśmy lektorami" to tekst, z którym nie do końca mogę się utożsamić. Nie dlatego, że nie robiłem jako lektor na Kąciku (a robiłem, z jakimi skutkami to już innych proszę pytać), ale dlatego, że większość z tych problemów mnie nie dotyczyła. Mimo to bawiłem się dobrze, bo wiem jak wygląda życie w bloku. Technicznie zauważyłem ledwie brak dolnych cudzysłowów. Także jest dobrze. Poza tym? Bo ja wiem... Ciężko mi ocenić styl, nie przeszkadzał on może w czytaniu, ale nie każdemu te krzywe zwierciadło będzie pasować. Historia jest o młodym lektorze, który zmaga się z problemami życia codziennego przy lektoracie. A to sąsiad uruchomi wiertarkę, a to żule zaczną drżeć mordy pod blokiem, a to ktoś zacznie spamić na discordzie... no znamy to. Humor mocno sytuacyjny. Czy fik polecam? Jeśli ktoś chociaż parę razy chociażby rozmawiał przez telefon w niesprzyjających okolicznościach, to będzie się bawił dobrze. Pozdrawiam.
  15. Witam! Spidi, KO stworzycielu… włącz sugerowanie w dokumencie! Poza tym? Technicznie jest dobrze, zauważyłem brak jednej spacji, jednego dolnego cudzysłowu i jedną literówkę. Styl jest spoko, dość przyjemny. Historia jest ciekawa i niepozorna. Opowiada o pewnym gryfie, wysłanym w delegacje do Equestrii. Dość powiedzieć, że nie jest zadowolony z tego stanu rzeczy. On ma tego już dość zanim tam pojechał. Sama postać gryfa jest dość ciężkostrawna i chyba miała taka być. Rasista, kucofob… ale ma też wady! Znaczy co? Przewodniczka to jego kompletne przeciwieństwo, wesoła aż do przesady… do czasu… Ale nie będę spoilerował. Jest to bardzo SoLowy fanfik, przyjemny w czytaniu, chociaż nie można polubić postaci samego gryfa. No a to jednak wokoło niego krąży historia. Czy polecam ten fanfik? Raczej tak, jest serio dobry i nie za długi. Pozdrawiam.
  16. Witam. Kultura końca to fik, który wiele razy miałem przeczytać, no ale jakoś tak się trafiło, że robię to dopiero teraz. Styl jest bardzo typowy dla autora, bazuję na pewnych skojarzeniach i typowym dla autora humorze. Lubię ten styl, chociaż czasem odnoszę wrażenie, że powstał przez losowe łączenie słów w tekście. Technicznie zauważyłem jedynie parę potknięć, jest poza tym dobrze. Bardzo smutny jest to fanfik fabularnie, wbrew początkowym pozorom. Opowiada on o trzech podróżnikach, Motcie, Maestro i Magnet. Zmierzają oni w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Pewnego skarbu, kryształów, które mają wyjątkowe właściwości. Zapewniają energię magiczną, elektryczną, termiczną a także rzeczy, w tym kosztowności... ciekawy pomysł, ale skądś to kojarzę. Jednakże by zdobyć ten skarb, muszą zdać sobie sprawę z natury i rzeczywistej istoty Końca. Bardzo smutne i poniekąd życiowe zakończenie jest istotną zaletą tego fanfika. Postacie są ciekawe. Skonstruowane pospiesznie, ale jednak dobrze. Wydaję mi się, że fik skorzystałby tu wiele po rozbudowie. Lubię także klimat tego fika, nieoczywisty przez większość czasu, a pod koniec całkowicie przytłaczający. Jednak na swój bardzo wyjątkowy sposób. Kurczę, ogólnie był to świetny fanfik. Aż mi szkoda, że czytałem głównie takie sobie komedie autora, a autor je pisał zamiast rozbudowywać takie perełki. Polecam zapoznać się z tym dziełem. Pozdrawiam.
  17. Witam. Mamy tu do czynienia z sympatyczną historyjką, zrobioną dobrze i posiadającą małą ilość niewybrednego humoru. Mimo tagów, osobiście powiedziałbym, że mimo wagi wydarzeń, które się dzieją podczas fika, jest to bardziej SoL, niż coś innego. Sama historia jest, jak tytuł mówi, o stworzeniu świata. A tworzy go młoda bogini, Harmonia. Przez swój brak doświadczenia popełnia parę błędów, ale te skrycie poprawia jej brat, Discord, dodając coś od siebie. Całkiem to sympatyczne. Jest to wszystko nawet przyjemne w czytania, chociaż nie bawi w sensie komediowym. Ot, taka lekka opowiastka. Pozdrawiam.
  18. Witam! Ciekawy pomysł w dobrym wykonaniu. Wydaję mi się jednak, że nie całość potencjału została wykorzystana. Technicznie zauważyłem zaledwie jedno potknięcie, czyli jest bardzo dobrze. Podoba mi się lekki klimat absurdu utrzymywany przez cały fik, chociaż myślę, że mając postać Discorda można było wyciągnąć więcej. Sama historia jest o Discordzie sprzedającym klacze jak samochody. A właściwie o próbie znalezienia klaczy dla jednego klienta. Jest to całkiem fajnie i nietypowe. Chyba najbardziej rozbawiły mnie dinozaury, tak szczerze mówiąc. Poza tym jest to całkiem spoko lekki fanfik. Myślę, że nie wykorzystano potencjału całego pomysłu, ale i tak jest nieźle. Pozdrawiam.
  19. Witam, Mordecz! Kurczę, któryś to już twój fik jaki czytam i któryś, o którym mógłbym powiedzieć jedno zdanie i zamilknąć: „no nawet okej”. Ogólnie technicznie tradycja, brak myślników i jednego wcięcia. Styl radzi sobie lepiej, jest równie chaotyczny jak postacie, które opisuje – co jest akurat plusem. Historyjka jest o, heh, zebraniu istot wyższych (jak inaczej mam to interpretować?), które, co roku, sprawdzają stan światów i ich mieszkańców, a w szczególności ich pragnienia. Jest to w typowym dla autora absurdalnym klimacie, który, chociaż bardzo nie chce mu ująć… chyba tu nie pasuje. Odnoszę wrażenie, że po prostu mój humor jest dla autora tym samym co Honolulu dla mieszkańca wsi Wbdziszewo leżącej koło Zaplocia Górnego – czymś tak egzotycznym i niepojętym, że nigdy się nie zrozumiemy. Bo chyba tylko to tłumaczy ten notorycznie powracający klimat – humor autora. Albo naprawdę pokręcone i niecodzienne spojrzenie na świat. Nie wiem co jest gorszą dla mnie opcją… Nie był to zły fanfik, ale ze względu na swoją krótkość, nie mogę stwierdzić, czy jest to coś dobrego. Jest jak jest. Nie mogę tego niestety polecić. Pozdrawiam.
  20. Aaaach, witam. Krótko, bo i sam tekst jest krótki: czasem nie ma rymu, rytmu zresztą też. Sama konstrukcja jest mocno nieidealna. Także do tekstu, o dziwo, wkradł się jeden poważny błąd. Nie wyobrażam sobie tego wersji śpiewanej, autor chyba też, bo nic, jak widać, nie ma. Nie wiem, no. Dziwne to było. Jak dla mnie, zbędne, co naprawdę rzadko mówię. Pozdrawiam.
  21. Witam! Mam dziwne wrażenie, że fanfik był inspirowany serią gier „Persona”, ale może się nie znam. Poza tym? Technicznie jest mieszanie. Braki myślników, spacji, podwójne wcięcia, RĘCE… No nie jest najlepiej. Styl sobie lepiej radzi. Nie odstrasza, a to mimo wszystko ważne. Nie ma w tym wszystkim też żadnego klimatu. Historia jest dość zawiła i prawdę mówiąc nie do końca wiem co się działo. Jest tu mocny chaos. Fik skacze z wątku na wątek. Zaczyna się dość niewinnie, od wylegiwania na balkonie, szczepienia, jedzenia sianoburgerów… No, ale pojawia się pewna intryga. I dość, jak dla mnie, niejednoznaczne zakończenie. Chociaż może nadinterpretuje fakty. Postacie są dość szczątkowe w tym fanfiku, no ale są. Nie ma z nimi żadnej więzi. Czy to był zły, czy dobry fik? Nie wiem, boli mnie od niego głowa. To chyba jakiś wyznacznik jakości, nie wiem. Podoba mi się, do tej pory, jedyny, powyższy komentarz do tego fanfika. Pozdrawiam.
  22. Witam! Do tego opowiadania mam jedno, ale potężne ALE. Jednak chodźmy powoli… Technicznie nie jest źle. Częściowy brak myślników, parę potknięć. Nic poważnego. Sam styl jest ładny, chociaż kreuje dość mało klimatu (ale nie wcale!). Samo podejście do fanfika i jego historia jest ciekawa, chociaż ma w sobie sprzeczności. Opowiada ona o dniu pewnej klaczy, która, w drodze powrotnej od domu swych rodziców, spotyka starca, którego odrzucono od gościny w innych domach. Ma to jakiś swój klimat, ale… No właśnie ale: No po prostu ten fanfik jest miejscami nielogiczny i to moje wielkie „ale”. Mimo to, nie jest to zły fanfik. Powiedział bym, że jest to dobry fik z pewnym niedopowiedzianym potencjałem. A szkoda. No nic, został pomysł, tekst i ja, ten komentarz. Nie wiele po nas zostaje… Pozdrawiam!
  23. Witam! Te opowiadanie jest idealnie pośrodku między byciem nudnym a ciekawym. Technicznie jest dobrze. Zauważyłem zaledwie parę drobnych potknięć, i jakiegoś anonima masakrującego dokument. Styl jest dość przyjemny, kreuje jakąś SoLową atmosferę. Historia opiera się na poszukiwaniu pewnej teczki (oczywiście na kogoś, jak nakazuje stary radziecki zwyczaj) przez Spitfire. I nie może jej absolutnie nigdzie znaleźć. A szuka w wielu miejscach! Godne pochwały. Niestety, w całej swej rozciągłości, choć jest to przyjemna opowiastka, nie jest ona ani trochę śmieszna. Ogólnie całe te opowiadanie jest idealnie na środku w całej skali. To jest idealny, książkowy przykład średniaka. Wykonanego dobrze ze strony techniczno-stylistycznej, to prawda, ale jednak średniaka. Idealna połowa. Pozdrawiam.
  24. Hello there! (general Ziemniakford?) Heh, nie był to najgorszy random jaki czytałem, ale i nie najlepszy. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy jest to w ogóle random. Technicznie brakuje zaledwie dolnych cudzysłowów. Styl jest całkiem przyjemny i oddaje pewne szaleństwo sytuacji. Nie mogę, ponownie ocenić strony tłumaczenia. Historia jest o Twi. Która, jak to Twi, przeczytała książki. Wszystkie. Absolutnie wszystkie książki. WSZYSTKIE. Prawdę mówiąc, myślałem, że wyniknie z tego coś ciekawego. Ale zakończenie jest… nijakie. Walory komediowe są, ale nie jest to opowiadanie, przy którym śmiałbym się w niebogłosy. Jednak nie jest to złe opowiadanie, jest to po prostu stracony potencjał. Myślę, że opowiadanie byłby lepsze, gdyby skupiło się na samej Twi i jej próbach czytania wszystkiego, łącznie z etykietami domestosu przy kiblu (i reakcją zaczerpniętą z Gothica 3, „Tu jest napisane cos o alchemii.”). W bardzo umiarkowany sposób polecam. Pozdrawiam
  25. Witam! To było… niespodziewane. Technicznie zobaczyłem parę drobnych potknięć, ale poza tym jest bardzo dobrze w swym ogóle. Fabularnie jest to rasowy random. Rarity przejmuje władzę nad Ponyville i wypowiada wojnę reszcie Equestrii, pod przywództwem Luny. Rarity, wiedząc, że wojna nie będzie lekka, chce zbudować w Ponyville 20 dywizji pancernych, tyle samo piechoty i masę ciężkiego przemysłu. I chociaż brzmi to bardzo poważnie, to takie nie jest. Sama strona komediowa jest bardzo umowna. Prawdę mówiąc sama koncepcja mnie bawi, jak nad tym myślę, ale jej wykonanie niezbyt. Jest to po prostu znośny random. Może komuś bardziej się spodoba. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...