Skocz do zawartości

Kirara

Brony
  • Zawartość

    392
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Kirara

  1. Krótko mówiąc - gdyby modnym stał się styl Applejack, Rarity prawdopodobnie załamałaby się W końcu pamiętnym jest odcinek, w którym to obie klacze zarzucają sobie niedbalstwo, wszędobylski brud i kompletny brak stylu (to Rarity o AJ), lub w drugą stronę - przesadną dbałość o czystość i doskonałość (AJ o naszej modnisi)... Taak... obstawiam, że Rarity mimo wszystko nie zdecydowałaby się zrezygnować ze swoich upiększeń, nawet, jeśli brud i niechlujstwo byłyby ostatnim krzykiem mody. Kłóciłoby się to z jej naturą.
  2. A teraz, Drodzy Bronies, pytanie jest bardzo proste. Jaką decyzję powinna podjąć Twilight? Czy powinna wziąć udział w turnieju, czy też... odciąć się od niego z pełną stanowczością? Swoje propozycje, wraz z uzasadnieniem przedstawcie w tym temacie
  3. Witajcie Bronies! Jako nowa Regentka Twilight Sparkle, pragnę zaprezentować Wam mój pierwszy wpis w jej pamiętniczku. Prowadzę narrację w trzeciej osobie, ale myślę, że na dłuższą metę nie będzie to Wam w niczym przeszkadzało. Niniejszym, życzę Wszystkim miłej lektury! Turniej Najbardziej Uzdolnionych Jednorożców [justify] To miał być jeden z zupełnie normalnych dni w miasteczku Ponyville. Życie toczyło się tu zwykłym trybem – na targu kwitł handel, w Sugar Cube państwo Cake jak zwykle raczyli mieszkańców smakołykami, a w szkole źrebięta chłonęły wiedzę niczym gąbki. Tej sielanki nie miało burzyć nic w najbliższym czasie – a przynajmniej, nic tego nie zapowiadało… A jednak życie mieszkańców (zwłaszcza tych, co byli jednorożcami) zostało wywrócone do góry nogami... A to wszystko przez jeden plakat, który pojawił się na słupie ogłoszeniowym w centrum miasteczka. Twilight Sparkle, podobnie jak małe klaczki w klasie, z zapartym tchem studiowała kolejną księgę poświęconą magii. Nie zamierzała dzisiaj wyściubiać nosa ze swojej biblioteki, więc nie wiedziała o burzy jaką wywołał nieszczęsny plakat w sercu Ponyville. - Spike, to po prostu niesamowite! – zawołała z radością klacz do swojego smoczego asystenta. - Co jest takiego niesamowitego, Twilight? – zapytał uprzejmie smok, kończąc układać kolejne z naręczy książek, które właśnie skończyła czytać Sparkle. - Właśnie poznałam zaklęcie rozdymające! Mogę powiększać… na przykład… jabłka do wielkości domu! Jeśli kiedyś Equestrię dosięgnie głód… to mam już na niego remedium! – kontynuowała podekscytowana klacz, po czym zaprezentowała Spike’owi swoje nowe zaklęcie. Wycelowała rogiem w komódkę na której stał wazonik z kwiatami… lecz zamiast się powiększyć, komódka rozdęła się i… rozpadła na kawałki, co zaskoczyło czarodziejkę. - Oj… będę musiała nad tym jeszcze popracować – mruknęła z zakłopotaniem. - Najwyraźniej… - rzucił z przekąsem młody gad, schodząc z drabinki na której stał, by ułożyć książki. – Pewnie mam to posprzątać, co? – rzucił od niechcenia. - Jeśli byś mógł… - na pyszczku Twilight pojawił się cień nieśmiałego uśmiechu. - A mam inne wyjście? – wymamrotał do siebie smok, kiedy klacz ponownie zamknęła się w swoim pokoiku. Kiedy Sparkle chciała się ponownie zagłębić w lekturze, usłyszała głośny trzask otwieranych drzwi, odgłos tłuczonego szkła i podniecone głosy dwóch kucyków, którym akompaniował złorzeczący Spike, który prawdopodobnie spadł z drabiny pod wpływem impetu z jakim wpadły owe kuce. Twilight od razu rozpoznała głosy… należały one do… - Rarity i Pinkie Pie? – przemknęło przez myśl klaczce, po czym odłożyła ona czym prędzej swoją księgę i wróciła do głównej izby. - Dziewczyny, co tu robicie o tej porze? – zapytała Sparkle, obserwując z zaskoczeniem swoje przyjaciółki spod grzywki. - Jak to co? Jak to co? Rarity, ona się jeszcze pyta, co! – zaczęła Pinkie, doskakując do Twilight, obejmując przy tym jej szyję. – Nie uwierzysz co widziałyśmy w mieście! No to po prostu taka bomba, że szok! Ja się dziwię, że jeszcze cię nie rozsadziło z ciekawości, po prostu no! - Eee…tak, Pinkie? – Twi przełknęła ślinę i zerknęła z niepewnością na swoją różową przyjaciółkę. – Co jest takie arcyciekawe, że zwalacie się tu tak… nagle? - Och, Pinkie ma na myśli Turniej Najbardziej Uzdolnionych Jednorożców! Organizują go w Canterlot! Nie mogę w to uwierzyć, po prostu nie mogę! – zawołała Rarity, podchodząc do swoich przyjaciółek. – Już to widzę oczami wyobraźni… JA, Rarity, wchodzę na dwór Księżniczki Celestii odziana w jedną ze swoich najwspanialszych sukni… rzucam na kolana wszystkie zebrane tam kucyki! Och, taaaak… Wszyscy wokół pytają: „A któż to zaprojektował taką niesamowitą suknię?! Któż jest taki uzdolniony?!” … a wtedy ja, skromnie, trzepocząc rzęsami odpowiadam: „To mój projekt!”… Wyobrażacie to sobie? - No ba, że tak, Rarity! – zakrzyknęła z energią Pinkie Pie. – I TY też musisz, po prostu MUSISZ wziąć w tym udział, Twilight! To turniej stworzony wprost dla ciebie! Nie uważasz?! Och, chciałabym mieć komu kibicować! A tak się składa, że prócz Rarity jesteś jedynym jednorożcem, któremu z całego serca pragnę udzielać swojego wsparcia z widowni! Znasz tyle niesamowitych zaklęć, masz talent! I… i to taka fajna impreza, że ja cię nie mogę! Muszę na niej być! Całkowicie rozbrojona tymi informacjami Twilight patrzyła na swoje przyjaciółki niczym kucyk na malowane wrota. „Ja miałabym wziąć udział w tym… całym turnieju? W Canterlot? Na oczach… tylu… tylu innych kucyków? JA, Twilight Sparkle miałabym prezentować swoje umiejętności przed widownią…?” [/justify]
  4. Co do opisów... Efekt jest zamierzony. Bardzo zależało mi na podkreśleniu majestatu smoków, dlatego się tak z nimi... obeszłam. Ale myślę, że aż tak źle to nie wyszło i mimo wszystko, dobrze się czyta mój prolog. A tak z innej beczki... Zapraszam na rozdział pierwszy Życzę miłej lektury!
  5. Ok... Przeczytałam całość (przy małym akompaniamencie mojego Bona, który to wspaniałomyślnie zdecydował się zwalić z szafki kubek i blaszaną miskę... niech no ja go dorwę...!). Ale do rzeczy. Tarreth, historia którą przedstawiasz, jest bardzo ciekawa i liczę, że niedługo zamieścisz kolejny rozdział. Element Chaosu... zabrzmiało to tak, jakby Discord miał się znów pojawić i zacząć prawdziwą rozwałkę ^^ Jednakowoż wiem, że zapewne Chaosem będzie jakiś kucyk pokroju Nightmare Moon. Ale co tam :3 I tak liczę na więcej! Spodobała mi się także kreacja Fearbane... Taki stateczny pegaz, który wiele już w życiu widział i bardzo przeżywa to, że nie zginął podczas walki ze swoim oddziałem lata temu... Bardzo mi się przez to skojarzył z Broxigarem (zapewne wiesz o kim wspominam! Fanie Knaaka!)... Taak... nasze klaczki wiele się od niego nauczą. A i Spike skorzysta. Tym nie mniej... pora na kilka wytknięć... Powtórzenia. Nagminne. Stawiasz kropkę po zakończeniu wypowiedzi jakiejś postaci, następnie myślnik i... zaczynasz nowe zdanie z małej litery. Oj, oj. Nieładnie! Wklejam cytat, żeby nie było, że jestem gołosłowna. To mnie najbardziej boli, po prostu :< Mam nadzieję, że o tym będziesz pamiętał :3 Ale wiesz, znam na to radę. Przeczytaj parę(naście) razy tekst nim go wrzucisz na forum. Wtedy powinieneś wyłapać większość swoich potknięć (bo to tylko potknięcia, to nie są kardynalne błędy, co to, to nie!)... Ale, generalnie... JEST BARDZO DOBRZE! I ani mi się waż twierdzić, że jest inaczej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy czytałam tekst, który wrzuciłam na forum, nim go komuś pokazałam... Pewnie ze czterdzieści, żeby wyłapać każdy nawet najmniejszy błąd. I proszę, nie uważaj tego, co napisałam jako jakąś tyradę, czy ciosanie kołków na głowie - po prostu chcę Ci pomóc doszlifować warsztat, bo ten masz już całkiem niezły, serio!
  6. Hej, ale bez takich! Studiuję Dziennikarstwo (haha, byłam na 4 wykładach, ale co tam, jak to brzmi! XD) i generalnie jestem molem książkowym, stąd moja "wesoła twórczość" ma taki kształt Tarreth - chętnie zapoznam się z Twoim fanficiem - wiersze były poruszające, więc zakładam, że i w prozie radzisz sobie świetnie
  7. Raczej Bogowie :3 Jest wzmianka o nich w "Rozbiciu" (trzeci tom trylogii "Wojna Starożytnych" zdaje się...). Co prawda, tam w ujęciu "złych Bogów" czyli podszeptów, które nakłoniły Nelthariona do stworzenia Dysku... Ale postanowiłam optymistycznie zakładać, że skoro są "źli Bogowie", to czemu miałoby nie być dobrych? Najlepszy komplement, jaki mogłam usłyszeć
  8. Kirara

    Ogólne ogóły

    Rainbow Dash to prawdziwa chłopczyca. Jest nastawiona na rywalizację i to ostrą, nie zawsze zgodną z zasadami fair play, więc nie dba o swój wygląd, dlatego jest taki... dość drapieżny. Zakładam, że jej grzywa zapewne dawno nie widziała na oczy szczotki Ale to nie zmienia faktu, że jest ładnym kucykiem o dość fantazyjnych barwach - w końcu, jej imię do czegoś zobowiązuje
  9. Ok. Jak w temacie - opowiadanie, które zamierzam tu zamieszczać jest czystą fantastyką. Jego akcja toczy się w świecie Azeroth - czyli w uniwersum Warcrafta. Opieram się na dodatku do gry World of Warcraft - Wrath of the Lich King, ponieważ bardzo przypadł mi on do gustu... i szczerze mówiąc, gdy to pisałam, jeszcze nie było mowy o kolejnym rozszerzeniu - czyli "Kataklizmie"... Proszę się nie dziwić sposobowi, w jakim przedstawiam świat Azeroth, postacie czy poszczególne rasy... moim mentorem w tej kwestii jest Richard A. Knaak, którego książki poświęcone uniwersum "Warcrafta" po prostu uwielbiam... Na nim się wzorowałam i często zdarza mi się wplatać wydarzenia, które miały miejsce w jego twórczości I wybaczcie mi braki tabulatorów, nie wiedziałam jak je wprowadzić :( A teraz... zapraszam do lektury! PROLOG [justify] W mrocznej krainie skutej lodem od stuleci, obudziło się Zło. Jest ono tak potężne, i tak nieprzewidywalne, że zadrżeli wszyscy możni w świecie Azeroth. Nie wiedzieli co dokładnie zbudziło się w mroźnym Northrend. Mieli jednak świadomość, że jeśli nic nie zrobią, to ich świat, który zdołali odbudować i doprowadzić do względnej równowagi po dwóch najazdach straszliwego Płonącego Legionu, oraz wyniszczającej wszystko i wszystkich dookoła Plagi Nieumarłych… Ich świat czeka zagłada. Nawet prastara rasa – Smoki – odczuła zło sączące się z odmętów ciemności. Te szlachetne behemoty, a dokładnie Szkarłatne stado cudownego Aspektu Życia Alexstraszy zaczęło się niepokoić. Nawet sama Ta Która Jest Życiem odczuła dreszcz strachu, który przebiegł jej od czubka szlachetnej głowy, aż po końcówkę pięknego, pokrytego łuskami ogona. Postarała się zebrać więc pozostałe Aspekty na zebraniu w ich sekretnej komnacie, jednak spośród pięciu zjawiło się prócz niej, jeszcze tylko dwoje – Ysera, Ta Która Jest Śnieniem, Szmaragdowa Pani Snu i Marzeń Sennych, oraz Nozdormu, Pan Czasu, ogromny piaskowy lewiatan skrzący się wieloma kolorami. Jego dumne oczy ze szlachetnych kamieni o idealnym szlifie błyszczały tajemniczo w odróżnieniu od oczu Śniącej, które zawsze pozostawały zamknięte. Na zebraniu zabrakło zdrajcy smoczego gatunku, Nelthariona, Aspektu Ziemi, najpotężniejszego spośród Wielkiej Piątki, czarnego behemota, który pogrążony w szaleństwie stworzył maleńki złoty dysk. Duszę Smoka, w której zamknął esencję z każdego żywego smoka. Wtedy szlachetne gady sądziły, że potężny hebanowy Aspekt tworzy dysk do walki z Legionem. Jednakże, bardzo się myliły… Za ich pomyłkę zapłacił kolejny nieobecny – Pan Magii, Malygos. Neltharion broniąc swe ukochane dziecko, złoty dysk, Duszę Smoka, tak celnie nazwaną później „Duszą Demona”, wykorzystał jej moc przeciwko Błękitnemu gigantowi, wybijając całe jego stado i na zawsze zamieniając pogodnego, żartującego smoka, który nigdy nie miał miny innej, niż rozbawiona, w pogrążoną w mrocznym szaleństwie, kochającą samotność bestię… Tak. Skrzydła Śmierci, bo i pod takim mianem znany był Neltharion, na zawsze zmienił losy smoczego gatunku… - Cieszę się, że zjawiliście się, moi szlachetni krewniacy – zaczęła czerwona smoczyca, obdarzając dwójkę Aspektów najszczerszym, ze swych łagodnych spojrzeń. – Moje stado, jak i ja, a także, głównie mój młody małżonek, Korialstrasz, wyczuliśmy Zło, które zbudziło się do życia w Naszym Domu. W Northrend. Ysera milczała, wsłuchując się w słowa swej siostry. Pozornie nieruchoma, z zamkniętymi oczami, jednak pod powiekami można było dostrzec ruch gałek ocznych. Nozdormu zdawał się falować w swej ogromnej piaskowej postaci. Jednak podobnie jak Śniąca, i on był skupiony na tym, co mówi Ta Która Jest Życiem. - Obawiamy się, że to Arthas… Król Lich obudził się i pragnie zemsty… Wszyscy mamy odczuć na sobie jego gniew… Uważam, że my, jako strażnicy tego świata, powinniśmy podjąć jego ochronę, przed plugawym, żądnym zemsty Królem Plagi… - Siostro – Śniąca zwróciła swój piękny pysk w stronę Szkarłatnej Aspekt. – Rozumiem twoje obawy, i również je podzielam – zaczęła Ysera. – Jednak zanim podejmiemy jakieś działania, powinniśmy pozwolić, by młodsze rasy wzięły sprawy w swoje ręce. Nim pomogliśmy im w walce z okrutnym Płonącym Legionem, długo sami dawali sobie radę… Pozwól mi obserwować ich poczynania we śnie… - po tych słowach, szmaragdowa postać zamigotała i znikła, jednak jej dumna osoba nadal była wyczuwalna. - Dobrze rzekła nasza ssssiossstra, droga Alexsssstraszo – podjął temat Pan Czasu. – Gdyby to Malygosss chciał sssię mścić… Wtedy musssielibyśmy wkroczyć od razu… A teraz..? Dajmy szansssę wykazania się innym… Pamiętaj, że to mówię ja… Ten Który Jest Przeszłością… Teraźniejszością… I Przyszłością… - Macie rację oboje, moi drodzy… - powiedziała Królowa Smoków dumnie składając skrzydła. – Jednak dla pewności, poślę między śmiertelników swego syna, Eternistrasza. Niech on będzie naszym obserwatorem i ambasadorem wśród młodszych ras… - Młody Eternistrasz? – cielesny kształt szmaragdowej Ysery pojawił się wewnątrz idealnie okrągłej Komnaty Aspektów, która była tak wielka, że to prawdopodobnie tam został stworzony świat. – Tak... To dobry wybór. Jest zupełnie taki, jak twój szlachetny małżonek… Myślę, że dobrze sprawdzi się w swojej roli. Nozdormu tylko skinął z aprobatą swym ogromnym łbem, i począł przesypywać się z jednego miejsca w drugie, niczym ziarna piasku w klepsydrze. - Zebranie zatem uznaję za zamknięte… Niech Bogowie mają Azeroth w opiece… [/justify] JEDEN [justify]Słońce chyliło się już ku zachodowi nad krainą Teldrassil. Dzienne stworzenia układały się do snu, a w miasteczku Dolanaar właśnie budziło się życie. Mieszkańcy z ulgą powitali mrok, który począł się roztaczać wokół. Nocne elfy, wysokie i smukłe istoty, których odcienie skóry mieniły się od głębokiego fioletu po delikatne barwy mające więcej wspólnego z kobaltem, właśnie wieczory i późne noce najbardziej ceniły i uważały, że to wtedy powinno toczyć się życie towarzyskie. Po zmroku były pełne sił i wigoru, a za dnia czuły się niekomfortowo i ospale, odcięte od kojącego światła księżyca, swojej bogini, Elune. Jednakże Ventress Stormrage nie przejmowała się zbytnio porą dnia, czy nocy. Tak jak i ojciec, została adeptką druidyzmu, od zawsze bowiem czuła nierozerwalną więź z naturą. Szczęśliwie, elfka miała dwóch wspaniałych nauczycieli – półboga lasów, kniei i puszczy, Cenariusa, oraz swego ojca, Malfuriona Stormrage’a, który dzięki swym umiejętnościom zdołał powstrzymać pierwszy atak Płonącego Legionu na Kalimdor. Po zakończonych naukach, które toczyły się za dnia, bo wtedy można było odebrać najwięcej bodźców od otaczającego świata, elfka zmierzała do niewielkiego domu leżącego na obrzeżach miasteczka. Ventress w odróżnieniu od członków swojego ludu, ceniła prostotę i stonowane barwy, w przeciwieństwie do pretensjonalnych, jaskrawych kolorów, którymi mieniły się domostwa w centrum Dolanaar. Podobnie miało się zresztą z ubiorem. Nocne elfy kochają przepych i wystawne stroje, wprost ociekające zdobieniami. Młoda druidka natomiast, ceni sobie proste suknie i płaszcze w kolorach ziemi – na pierwszy rzut oka szarobure i zupełnie nie pasujące do jej kształtnego, pięknego ciała, jednak dodające jej jeszcze więcej uroku. Zresztą, nikt nie mógł odmówić urody adeptce druidyzmu. Twarz miała piękną, delikatnie naznaczone kości policzkowe, duże srebrne oczy bez źrenic, w ciemnościach błyszczące tajemnicą. Do pasa sięgały jej włosy w kolorze głębokiego granatu, gdzieniegdzie poprzetykane srebrzystymi kosmykami. To na jej widok, serce Ravona Shadowsonga zaczynało szybciej bić. Młody członek straży miasta szybko odnotował powrót do domu swej przyjaciółki z dzieciństwa. To zawsze on o tej porze patrolował ulice miasteczka, dosiadając swej potężnie zbudowanej, zadbanej nocnej pantery. Ravon był barczystym młodzieńcem, o pociągłej twarzy i lekko skośnych oczach, które odziedziczył po ojcu, Jarodzie Shadowsongu. Prócz oczu, przejął po nim zamiłowanie do wojska, układał wymyślne taktyki i wspaniale władał każdym typem broni, choć wolał sprawdzone ostrze swego elfickiego miecza. Na jego atletycznej sylwetce idealnie leżał lekki, aczkolwiek wytrzymały pancerz Dolanaarskiej straży. Długie fioletowe włosy wiązał zawsze w koński ogon, by nie przeszkadzały mu w pracy. - Witaj Ventress Stormrage. Światło księżyca oświetlając twą twarz, ukazuje zmęczenie – oficjalnie rozpoczął rozmowę, gdyż był na służbie. Elfka wzdrygnęła się lekko, nie spodziewając się spotkania ze swoim przyjacielem z dzieciństwa. - Witaj Ravonie. Odłóż na bok te konwenanse, przecież wszyscy wiedzą, że się przyjaźnimy, i nie przeszkadza nam w niczym fakt, że jesteś na służbie – zaśmiała się, gdy zauważyła oficjalną minę Shadowsonga. Na te słowa, Ravon uśmiechnął się lekko i szybko ześlizgnął się z grzbietu wielkiego kota. - Cieszę się, że ciebie widzę – zaczął, łapiąc elfkę delikatnie za ręce. Już tyle razy chciał jej powiedzieć, co do niej czuje… Jednak zawsze brakowało mu odwagi. - I ja się cieszę. Nie masz dzisiaj zbyt wiele pracy, jak widzę – Ventress obdarzyła go delikatnym, nieśmiałym uśmiechem, starając się zapanować nad ciepłem, które ją ogarnęło na jego widok. – Znalazłeś nawet czas, by zauważyć mój powrót do domu – jej oczy zamigotały lekko, i druidka wyswobodziła się z delikatnego uścisku rąk strażnika. Czuła, że coś się między nimi dzieje. Już od roku czuła to narastające napięcie między sobą, a Ravonem. Jednak elfka nie potrafiła jeszcze przyjąć do wiadomości, że między nimi dwojgiem zaczęło rodzić się głębsze uczucie, niż zwyczajna troska, czy przyjaźń. Zawsze w podobnych chwilach uciekała niczym spłoszona łania, szybko zmieniając temat. Tak było i tym razem. Nawet nie przeszkadzał jej w niczym fakt, że inne elfki w jej wieku mają już zalotników. Ona nie była taka jak inne. I Ravon o tym wiedział. - Oczywiście, że znalazłem dla ciebie czas, Ventress… - odpowiedział młody strażnik z uśmiechem. – W końcu jesteśmy przyjaciółmi – dodał trochę ciszej, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od swej towarzyszki. - Zawsze wiedziałam, że… - Ventress chciała dodać coś jeszcze, jednak przerwało jej zagranie rogów. Na ten sygnał Ravon od razu wskoczył na grzbiet swojej pantery, a następnie pochylił się, by spojrzeć druidce w oczy po raz ostatni przed odjazdem. - Powinnaś odpocząć… Twój shan’do bardzo cię ostatnio męczy… - to powiedziawszy, odjechał, zostawiając elfkę samą na placu. Jednak czuł na sobie jej wzrok tak długo, aż nie zniknął w tłumie. [align=center]***[/justify] Młody Eternistrasz, syn Alexstraszy i Korialstrasza, wyruszył by spełnić zadanie, które powierzyła mu matka, jedna z pięciu Aspektów. Aspekt Życia. Początek miał iście mistrzowski. Odleciał właśnie z Dragonblight – smoczych ziem, jednej z krain na mroźnym kontynencie Northrend – upajając się tym, co smoki kochają najbardziej – lotem. W myślach cieszył się tym, co mu powierzono. Od dawna pragnął żyć między zwykłymi śmiertelnikami, poznać ich zwyczaje i problemy, móc się od nich czegoś nauczyć. Najbardziej fascynowali go magowie z frakcji Kirin Tor, mieszkający w Dalaranie. Mieście czarodziejów. Wiedział, że nie miałby problemu, by zapoznać się z obszernymi bibliotekami znajdującymi się w Fioletowej Cytadeli. Jego ojciec – Korialstrasz, był bowiem mentorem obecnego przywódcy Gildii Magów, Rhonina. Krasus (bo pod tym imieniem magowie znali jego ojca), wysłał wtedy młodego maga na misję, by uwolnił jego małżonkę, Alexstraszę, z niewoli orków. Oczywiście odbyło się to nie bez problemów, a Rhonin nie wiedząc, że działa na zlecenie smoka, wybaczył mu fakt tak niecnego postępku. Od tamtego momentu, oboje byli dobrymi przyjaciółmi. Na samo wspomnienie tej niesamowitej historii, Eternistrasz pokiwał z uznaniem swym wielkim szkarłatnym łbem. Nim się obejrzał, a przed nim zaczął rozciągać się kontynent – Kalimdor. Nie wiedzieć czemu, młody karmazynowy smok kierował się prosto na wyspę Teldrassil, krainę zamieszkaną przez nocne elfy. Kiedy wylądował w, zdawałoby się, pustym lesie, przybrał swą drugą postać – bardziej upodabniającą go do śmiertelników. Gdy był jeszcze pisklęciem podejrzał to u ojca. Miał całe pięćdziesiąt lat, by dopracować tę sztukę. Na swoje szczęście, niedaleko usłyszał szum źródła, więc mógł się przejrzeć i ocenić efekt swojego zaklęcia. W szemrzącej tafli wody ujrzał przystojną twarz młodego elfa. Krótkie, białe jak śnieg włosy połyskiwały w świetle księżyca, a złote oczy błyszczały ogromną mocą. - Tak… Od teraz będę przedstawiał się jako Eternus… - powiedział do siebie cicho, a kiedy się odwrócił, stanął twarzą w twarz z oddziałem nocnoelfickiej straży. „No to pięknie rozpocząłem spełniać swoje zadanie” – przemknęło przez myśl młodego smoka, gdy wpatrywał się w błyszczącą klingę miecza, który dzierżył jeden ze strażników, na wysokości jego nosa. - Zostajesz pojmany za naruszenie granicy państwa nocnych elfów – warknął przywódca. – Radzę ci nie stawiać oporu, przybyszu. Kapitan Darkmoon na pewno będzie miał do ciebie kilka pytań – to powiedziawszy, elfy spętały nadgarstki Eternistrasza i bez słowa wrzuciły go na grzbiet nocnej pantery, niczym podróżny tobołek. „Zapomniałem użyć zaklęcia ochronnego” – zganił się w myślach Eternus, jednak po chwili znalazł jedną dobrą stronę w zaistniałej sytuacji. „W ten sposób szybciej dotrę do miasta i nawiążę kontakty… Może znajdę kogoś, kto będzie mógł podjąć się zadania eksploracji Northrendu… I Cytadeli Śmierci w Icecrown…”. [/align] DWA [justify]Ravon Shadowsong pognał na swej rączej panterze prosto do centrum Dolanaar. Zachodził w głowę co też mogło się wydarzyć – w miasteczku zawsze panował spokój, a i w okolicach trudno było natrafić na łotra, złodzieja czy skrytobójcę – czynienie zła nie leżało w naturze nocnych elfów. W końcu, w głowie młodego strażnika zakiełkowała myśl, że być może osada została zaatakowana przez obce siły. Orkowie, taureni, trolle… Któraś z wymienionych grup mogła w końcu złamać panujący pakt o nieagresji. Jakże wielkie zdziwienie ogarnęło Ravona, kiedy zauważył na środku głównego placu w mieście klatkę, a w niej… No właśnie. Więzień bardzo przypominał nocnego elfa. Ale z pewnością nim nie był. Przypominał raczej Wysokiego Elfa (rasę spokrewnioną, aczkolwiek nie do końca), jednak i tu się coś nie zgadzało. Wysokie elfy, zgodnie z opisem w księgach znajdujących się w zbiorach Darnassiańskiej biblioteki, mają oczy błękitne. Zaś odłam z ich rasy, który jest wrogo nastawiony i popiera Hordę, mianując się Krwawymi elfami, mają oczy zielone. Osobnik w klatce miał oczy złote. I promieniowała z niego ogromna moc. Większa, niż ta, którą można było wyczuć u Wysokiej Kapłanki Elune, Tyrande Whisperwind, matki Ventress. Przybysz z żywym zainteresowaniem odnotował jego przybycie. Można by rzec, że ucieszył się na jego widok. - Lepiej na niego nie patrz Ravonie. Ten elf jest dość dziwny – do uszu strażnika dobiegł cichy głos jego przyjaciela z jednostki. – Emanuje jakąś dziwną mocą. - Tak… zdołałem to wyczuć, Xantusie – młody elf potarł w zamyśleniu brodę i z ciekawością spojrzał jeszcze raz na przybysza. Ten z nonszalancką miną zaczął przyglądać się swoim paznokciom, jakby nagle zauważył w nich coś godnego uwagi. Nocny elf pokręcił głową z niedowierzaniem i zwrócił się do swojego znajomego. - Cóż on uczynił, że został zamknięty w klatce? – zapytał w końcu, zupełnie tracąc rezon. Ani chybi, przybysz wzbudził jego zainteresowanie. - Chyba ma to coś wspólnego z tym, że nasi magowie wyczuli nieznane sobie zaklęcie, na dodatek wykonane przez istotę innej rasy niż nocny elf. - Nigdy nie podobało mi się podejście Darkmoona – westchnął Ravon, nadal wpatrując się w niecodziennego gościa. – Przecież to uwłaczające. Tylko dlatego, że pojmany nie jest nocnym elfem, zamknięto go jak jakieś zwierzę w klatce? Xantus nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami. Prawdopodobnie miał równie ksenofobiczne podejście do nieznajomego, co dowódca. - Byłbyś tak dobry i go przypilnował? Muszę na chwilę odejść z posterunku – nie czekając na odpowiedź przyjaciela, Xantus oddalił się w sobie tylko znanym kierunku. Ravon jednakże wiedział co chodziło mu po głowie. A w zasadzie kto. W tłumie zauważył młodą partnerkę Xana, Mei. - Nie wytrzyma nawet ośmiu godzin bez rozmowy z nią – westchnął ciężko, zupełnie zapominając o tym, co sam robił wobec Ventress. - Taki jest urok miłości – do uszu Ravona dostał się łagodny, aczkolwiek dźwięczny głos. Nocny elf zwrócił się w stronę klatki, w której zamknięty był „więzień”. Złote oczy były teraz w pełni skupione na jego osobie. Strażnik mógł wyczytać w nich determinację oraz ponurą irytację, ze względu na nieciekawe położenie w którym przybysz się znalazł. - Jesteś zdziwiony, że tak dobrze znam twój język, nocny elfie? – nieznajomy poprawił odrobinę swoją pozycję na wygodniejszą. O ile takową można było w ogóle przybrać w klatce z żelaznymi prętami. Na które, tak na marginesie mówiąc, rzucono zaklęcie blokujące jakąkolwiek działalność magiczną. Biedny białowłosy nie był w stanie uwolnić się samodzielnie. - Może trochę. Wyglądasz obco, ale mówisz naszym dialektem zupełnie bez akcentu. Niesamowite – mimowolnie młody elf wydał z siebie westchnięcie zaskoczenia. - No cóż, możliwe, że kiedyś zdradzę ci od czego jest to zależne, młodzieńcze – mruknął nieznajomy, rad, że młody wojownik podszedł do niego na tyle blisko, by móc swobodnie rozmawiać szeptem. - Martwi mnie tylko fakt, że ktoś taki jak ty przybyszu, został schwytany – Ravon dotknął prętów klatki, i od razu cofnął dłoń. Poczuł dość nieprzyjemne ukłucie mocy którą zostały otoczone. - Niefart – skwitował to krótko „więzień”. – A ja… cóż. Ja zjawiłem się tu po to, by znaleźć sojuszników. Nie mam czasu na siedzenie w klatce – Eternistrasz wyczuł w Ravonie przyjazną duszę i fakt, że nocny elf jest tak po prostu spragniony przygody. Od dawna bowiem, Ravon skrycie marzył o jakiejś niebezpiecznej misji. - Ja… nie wiem… Nie wiem, czy powinienem zlekceważyć polecenia przełożonych… - srebrne, lekko skośne oczy Ravona zamigotały. Wtem tłum na placu lekko się rozstąpił robiąc miejsce pewnej nie rzucającej się w oczy elfce. - Ravon? Co tu się dzieje? Na dźwięk jej głosu, młody wojownik od razu się odwrócił. - Ven…? Co tu robisz? - To ja ci się pytam, co tu się dzieje. Dlaczego ten elf jest w klatce? – młodziutka druidka bez śladu strachu podeszła do więzienia białowłosego i klęknęła przed nim, z szacunkiem pochylając głowę. - Bądź pozdrowiony nieznajomy. Rini fandu’talach* – szepnęła w języku nocnych elfów nadal będąc w ukłonie przed nieznajomym. Ventress nie miała pojęcia kim jest ów pojmany. Wyczuwała jednakże jego moc i wiedzę. Mocy jej przekonaniom dodawał zaś fakt, że nieznajomy ma oczy koloru czystego złota. U nocnych elfów bowiem fakt posiadania złotych, bądź bursztynowych oczu zdradzał szansę na dokonanie wielkich czynów przez ich posiadacza. Owym kolorem odznaczała się dawna królowa elfów, Azshara, która ściągnęła na swój lud Płonący Legion w imię oczyszczenia swego ludu z niewiernych, za namową swego lorda doradcy, Xaviusa. Był jeszcze jeden posiadacz bursztynowych oczu. Znacznie bliższy Ventress. Jej stryj… Illidan Stormrage. Przeklęty na wieki zdrajca… - O da rini fandu’talah thoribas al’shar dath’anar** – szepnął czystym darnassiańskim nieznajomy. Na te słowa Ventress z uśmiechem uniosła głowę, patrząc białowłosemu z szacunkiem w oczy. Chwilę potem zwróciła się do swojego przyjaciela z dzieciństwa. - Ravonie. Trzeba go uwolnić – szepnęła poważnie, podchodząc do wojownika. – Skoro taka istota jak on… wyczuwam to, taka… ważna. Skoro zjawił się tutaj, na pewno ma niezwykle ważny powód. Musimy zwrócić mu wolność i pomóc… - Naprawdę tak uważasz, Ven? – Ravon skwapliwie wykorzystał moment, w którym młoda druidka znajdowała się tak blisko niego. Złapał ją za dłonie i popatrzył głęboko w jej srebrne oczy. Na policzkach Ventress pojawiły się leciutkie purpurowe wypieki. I odwróciła wzrok, speszona. - Zrobię to dla ciebie, moja droga Ventress… - mruknął Ravon, tuż przy uchu dziewczyny. „Zrobię to…” – pomyślał. – „Sprzeniewierzę się poleceniom dowódcy oddziału…” - A dla mnie? – w tę intymną chwilę wkradł się głos białowłosego więźnia, który teraz z wszechwiedzącym uśmieszkiem obserwował parę nocnych elfów. Spłoszona Ventress odepchnęła od siebie lekko Ravona i wróciła do klatki, w której zamknięty był pojmany tajemniczy elf. - Mam pomysł jak sprawić, byś był wolny – szepnęła zdeterminowana druidka i sięgnęła do sakiewki którą miała u pasa. - Czyżby to były zioła? Ususzone i zmielone złotokorzenie oraz słoneczna trawa? Z odrobiną łez Arthasa i królewską krwią? – jednym tchem wyrzucił z siebie białowłosy. – Takiej mieszanki używała tylko jedna osoba. Na dodatek znam ją tylko z opowiadań… - przybysz wyraźnie się ożywił i w skupieniu wpatrywał się w drobne dłonie młodziutkiej elfki. - Przyrządzać tę mieszankę nauczył mnie mój ojciec, Malfurion Stormrage – z dumą mruknęła Ventress, rozcierając zioła w dłoni. Następnie zamknęła oczy, pogrążając się w medytacji i prosząc wiatr o rozniesienie drobin startych na proch ziół wśród osób znajdujących się na placu, z wyłączeniem jej, tajemniczego więźnia i Ravona. Białowłosy aż kucnął, w pełnym skupieniu wpatrując się w druidkę. „Córka samego Malfuriona! Doprawdy, nie mogłem trafić lepiej!”[/justify]
  10. Kirara

    Dyskusja ( sezon 3 )

    No to pora zacząć udzielać się w dziale mojej kolejnej ulubienicy Z przyjemnością odpowiem na Twoje pytania, Flutteryay. Zatem... jedziemy z tym koksem :3 Co najbardziej lubisz w Fluttershy? Co w niej lubię? Dobre pytanie. I trudne. Bo jest tego tyle, że trudno to wszystko zebrać do kupy i wymienić. Ale postaram się... lubię Fluttershy za to, że jest taka łagodna, opiekuńcza i... nieśmiała, tak tak, uwielbiam ją za jej nieśmiałość! Bo to jest cecha, która mnie z nią łączy. Oraz zamiłowanie do zwierząt... To także jest coś, co mam wspólnego z Fluttershy. Dodatkowo, mogę powiedzieć, że w jej animowanej wersji ujął mnie jej głos. A także wielkie ni to zielone, ni to morskie oczy. Jak podoba Ci się jej "Discordowa" forma (Edit: Flutterbitch, łagodniej Fluttercruel)? Och... jej brutalna forma mnie zadziwiła. Ale i śmieszyła, zwłaszcza przekomarzanie się z Pinkie Pie i to, jak obchodziła się z Twilight. Ale ze swojej strony mogę jeszcze dodać, że Fluttershy zaimponowała mi tym, że jako jedyna z kucyków została "przemieniona" siłą, bowiem Discord nie wytrzymał i nadużył swoich mocy... Tak, to mi się podobało... I jeszcze jedno - tekst o Angelu, kiedy to stadko długonogich królików stratowało biedną Sparkle... Och tak, to było mocne I mimo tego, że scenarzyści tak ją ukazali, Flutter nadal pozostała jedną z moich ulubienic. Jak podobają Ci się jej kolory? Powiem tak... Nigdy nie przepadałam za różem. Wręcz zawsze uciekałam od tego koloru jak najdalej... Ale jeśli idzie o Fluttershy, to zupełnie mi on nie przeszkadza. Wręcz twierdzę, że idealnie on do niej pasuje... i... może trochę naiwnie jej barwy porównam do połączenia... truskawki z wanilią. Zwróćcie uwagę, że lody właśnie w tych smakach mają kolory Fluttershy! A to jedno z najlepszych połączeń :3 Jak podoba Ci się jej uroczy znaczek? Jest uroczy, jak cała klaczka Motylki idealnie odzwierciedlają jej delikatność... W końcu, Fluttershy sama przypomina takiego motylka. Jest właśnie delikatna, jak już wspominałam, oraz płocha niczym motyl, którego może przerazić mocniejszy podmuch wiatru... Czy to Twoja ulubiona postać z całego mane6? Jak już wspomina Tarreth - kucyki się albo lubi w całości, albo nie lubi się wcale. Więc... lubię ją tak bardzo, jak pozostałą szóstkę Czy tylko ją lubisz? Patrz wyżej - albo lubisz wszystkie po równo, albo nie lubisz żadnego :3 Czy lubisz Angel? Dlaczego? Jak miałabym nie lubić tego słodkiego, uroczego, puchatego stworzonka, które potrafi być tak wredne? Angel ma wiele za uszami, jak każdy pupil (wiem to z autopsji - mój trzymiesięczny labrador też wiele ma już na sumieniu, a tak krótko żyje! XD), Fluttershy wiele mu wybacza... Ale z drugiej strony, królik jest bardzo pożyteczny - przypomina naszej klaczce o ważnych sprawach Zatem tak - lubię Angela - za całokształt! Wolisz Fluttershy jako pegaza jednorożca czy ziemnego kucyka? Nie widziałam jeszcze Flutter jednorożca, więc zostanę przy kanonie - najlepiej jej jest w pegaziej skórze
  11. Kirara

    Największe wpadki sezonu 1

    Wytrwałam dwadzieścia minut... Ale nie powiem, jak będę miała "wenę", to obejrzę całe... I ten... nie sądziłam, że tych błędów w animacji jest tyle... po prostu kiedy oglądałam MLP masowo (odcinek za odcinkiem - po 5-6 albo lepiej)... to chłonęłam fabułę i mało interesowały mnie detale...
  12. Kirara

    Poznajmy się!

    Witam wszystkich! Na imię mam Agnieszka, wiosen mam 22 (sądzę, że jestem tu najstarsza ), a MLP zainteresowałam się... tak ze dwa tygodnie temu. Ot, byłam ciekawa co to za nowa "mania", bo kucyków pełno w Internecie... i puff! Pochłonęło mnie bez reszty. Cały sezon pochłonęłam w tydzień i chcę więcej! Mieszkam w Poznaniu, studiuję Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną w SWPS i... Uwielbiam mistrzować w grach - tak, PBF (Play By Forum) to moja domena. Aktualnie jestem czynnym mistrzem na forum poświęconym Pokemonom (Pokemon Polska). Warsztat literacki mam nie najgorszy Cóż jeszcze... od kilku lat jestem namiętną graczką w WoW'a, chociaż od czerwca zrobiłam sobie przerwę (gram na serwerze oficjalnym, żadne piracenie). No... i to chyba tyle Mam nadzieję, że dość szybko się wciągnę w życie forum
×
×
  • Utwórz nowe...