Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Posty napisane przez Zegarmistrz

  1. Nowy dodatek:

     

    Epickość - gracze trafiają się różni, jedni lepiej piszą inni gorzej, każdy na swój sposób się uczy. Dlatego od dzisiaj(17.07) w sesjach będę przyznawał nagrody dla tych bardziej starających się. Nie mówię przez to że macie od razu robić tak, jak MG chce bo inaczej beee. Nie, bardziej, żebyście starali się wczuć w postać.

    Otóż nagrodami będą dwa typy żetonów w 2 kolorach. Jeśli chcecie użyć jakiegoś, który posiadacie, sposób jego wykorzystania piszecie w kolorze żetonu.

     

    Akcja/reakcja

    Ten żeton pozwala graczowi zrobić nadprogramową akcję, ułatwia akcję, może nawet uratować czyjąś skórę. Przykład:

    Przeszukiwał te cholerne skrzynie raz za razem i nic. No trudno, kolejna wydawała się taka jak inne, ale kto wie, może teraz będzie miał więcej szczęścia?

     

    O, motylek

    Ten żeton jest wart 10 żetonów Akcji - w założeniu wpływa na otaczający was świat. I to literalnie. Przykład:

    Uciekał, ale nie dość szybko, by nie mogli go dogonić. Wpadł na dach i rozglądając się znalazł wyjście, stare schody przeciwpożarowe, które z pewnością wytrzymają jego wagę.

     

    Żetony będę przyznawał w 2 przypadkach - albo jeśli gracze się wykażą(Złote) albo pod koniec przeżytej kampanii(Złote i Niebieskie).

    Warto wiedzieć, że żetony są przypisane do osoby - jeśli gracz siedzi u mnie na 2 różnych sesjach i w jednej łapie żetony, to może użyć je w drugiej sesji.

     

    Ilość żetonów warto śledzić tutaj -

  2. Imię:

    Rola:

    Moduł:

    Specjalizacja:

     

    Rola:

    Trybik

    Synchronizator

    Tik

    Tarcza

     

    Moduł:

    Vanguard

    Tok

    Spluwacz

    Szperacz

     

    Specjalizacja:

    Trybik

    Zwarcie - trybik specjalizujący się w broni krótkiej, zaczynając od pistoletów i wyrzutni strzałkowych a na strzelbach i bełtaczach kończąc.

    Dystans - trybik specjalizujący się w broni długiej, od lekkich wyrzutni sprężynowych po karabiny wyborowe i kusznice.

     

    Synchronizator

    Twórca - jak wskazuje nazwa, specjalizuje się w tworzeniu przedmiotów z innych przedmiotów.

    Niszczyciel - jak nazwa wskazuje, potrafi lepiej niż inni niszczyć, przykładowo potrafiąc określić słaby punkt przeciwnika.

     

    Tik

    Mechanik Życia - medyk, wyspecjalizowany w tworzeniu odtrutek, lekarstw i apteczek, wartościowy członek drużyny, choć fizycznie słaby.

    Mechanik Śmierci - zabójca, wyspecjalizowany w tworzeniu trucizn, morderczych mieszanek chemicznych i uśmiercaniu oponentów.

     

    Tarcza

    Tarczownik Obszaru - chodzący mur. Zdolny zatrzymać ataki idące z jednego kierunku, chroniąc przy tym siebie i innych za sobą.

    Tarczownik Jednostki - aegis legionów, zdolny zatrzymać ataki z każdej strony, choć cierpi na tym zasięg terenu który może bronić.

     

    Każda ze specjalizacji posiada odmienne umiejętności i ich wykorzystanie jest zależne od sytuacji w której się znajdą.

    Wybór konkretnej jest nieodwracalny, dlatego proponuję się zastanowić nad decyzją, bo będzie ona permanentna.

    Umiejki podam w chwili, kiedy ktoś zdecyduje się na konkretną rolę i specjalizację, tak samo ekwipunek.

    Tak, wybieracie w ciemno, mając generalną ideę czym będzie się posługiwać dana postać.

    Ryzyko, nie?

  3. M.a.b. - to teraz pomyśl o tym, co oferują obie postaci z twojego posta ;>

     

    Kalista ma na włóczni rybkę. Rybka robi komuś chaps i ten ktoś dzięki R Kalisty kończy pod waszym turetem :D Gram z kumplem takim układem, a że jesteśmy na TS to o zgranie nie trudno, efekty bywają co najmniej zabawne xD

    Ostatnio bawiliśmy się w ratowanie Lisandry - a wyglądało to tak. Przeciwnicy siadają na Lisandrę, ta odpala autoR, potem zonie, w tym czasie Tahm skacze do niej na R a Kalista trzyma go w zasięgu R. Ryba podbija w chwili jak znika Zonia, łapie Lis i dostaje R od Kalisty. W efekcie oboje lądują daleko poza zasięgiem przeciwników(Dodajmy do tego że Kalista ucieka na Q). Gra trwała ponad 47 minut, Lis nie padła ani razu xD

  4. Wiking

    Sprawdziłeś czy wszystko jest. I było, dziękować szczęściu. Cholerny trupak, pojawił się dosłownie znikąd. Postanowiłeś przeszukać budynek, ale wracając do mieszkania przez okno nie znalazłeś za wiele - trochę jedzenia które dziewczyna zostawiła za sobą, a ponad to ogołocone szafki. I zamknięte drzwi. Jeśli chciałbyś sprawdzić inne mieszkania - trzeba było wrócić na dach, albo próbować wybijać okna, choć dźwięk tłuczonego szkła może przyciągnąć czyjąś niepożądaną uwagę.

     

    Poczta

    Wyszliście na klatkę schodową, Jericho przodem a Siemion ubezpieczając tyły. Była ona dość przestrzenna, to pewnie tędy znosiło się co większe paczki do furgonetek. Schodziliście powoli po schodach, krok po kroku, orientując się w ciemności tylko dzięki znikomej łunie uderzającej przez nieliczne okienka. Kiedy dotarliście do parteru, zobaczyliście dwa truposze, które chodziły po parkingu. Jeszcze was nie zauważyły, ale powoli kierowały się do wejścia, najpewniej zwabieni zapachem juchy.

     

    Leda

    Wybrała sobie konkretne zadanie - lekarstwa i woda. Szpitale w takich chwilach były zatłoczone, o ile w ogóle aktywne, zaś największy w mieście był Szpital St. Paul mieszczący się na północnym końcu miasta. Z kolei woda była w każdym sklepie, których w okolicy było dużo. Pytanie czy nie rozszabrowali już wszystkiego, wszak w chwili kryzysu z ludzi wychodzi najwięcej zła. Ewentualnie były jeszcze apteki, lub w ostateczności sklepi z ziołami w bardziej chińskiej części miasta. Musiała zdecydować gdzie udać się najpierw.

  5. Leda

     

    Na dole było cicho. Za cicho, jak na twoje standardy. Latarnie padły a jedyne oświetlenie jakie było w okolicy to księżyc, co chwilę znikający za chmurami. Na ulicy gdzieniegdzie walały się jakieś ciała, mniej lub bardziej ogryzione do kości, liczne samochody pozderzane o siebie w jednym wielkim karambolu. Tak, zdecydowanie za cicho.

     

    Wiking

     

    Klapa nie tylko działała ale też była stosunkowo lekka, więc bez problemu wyszedł na dach. Kiedy tylko się wyprostował jego oczom ukazał się ogrom zniszczeń. Wiele budynków w oddali płonęło, dym niósł się nad miastem niczym zły omen. Gdzieś w oddali słychać było krzyki niesione wiatrem, choć ledwo słyszalne nawet dla niego. Z zamyślenia wyrwała go troska o swoje graty, które musiały być nieopodal. Każdy budynek tego typu miał zewnętrzną drogę pożarową w postaci metalowych schodów umieszczonych na boku budynku. Jeśli pamięć go nie myliła, kładka powinna być...tak, była tam gdzie mu się wydawało że będzie. Teraz zniszczona, nie nadawała się do przejścia, ale grunt że widział stąd swoje rzeczy. Leżały na 2 piętrze, na owych schodach. Konstrukcja była solidna, z pewnością utrzyma jego wagę.

  6. Leda, Wiking

     

    Wiking wyrwał topór z cichym mlaśnięciem mięsa. Było to solidne narzędzie, drewniana rączka zakończona wytrzymałym ostrzem. W założeniu nadawała się nawet do przecinania łańcuchów pomniejszej grubości. Kiedy zakończył demontaż nowego nabytku z trupa, udał się schodami ku górze, starając się dotrzeć na dach. Kiedy minął pierwsze załamanie schodów, z dołu dobiegł go dźwięk zamykanych drzwi.To z pewnością lokatorka opuszczająca swoje mieszkanie. Nie potrzebował dużo czasu by dotrzeć na 4 piętro, gdzie jego oczom ukazała się drabina przeciwpożarowa prowadząca do klapy w dachu.

     

    Dziewczyna wychodząc dostrzegła że uprzednio użyty topór zniknął, zaś na schodach prowadzących w górę dało się słyszeć oddalające kroki. Przed nią były dwa trupy, za nią, w mieszkaniu, jeszcze jeden. Cholerny makaron. Mogła udać się teraz w dół, w górę lub też na wprost, o ile Kris miał klucz przy sobie.

     

    Poczta

     

    Intruzi nie dostrzegli mężczyzn w pomieszczeniu. W ogóle zdawali się mało dostrzegać, bo mimo faktu posiadania latarni, co chwila na coś wpadali, rzucając jakieś pojedyncze słowa lub też całe zdania. Ale jedno było pewne, czegoś się bali, kierując się w głąb budynku. Raz jeszcze rozległ się krzyk, choć tym razem przypominał coś jakby wycie. A może nawoływanie? Na ten dźwięk ekipa z latarnią gwałtownie przyśpieszyła, zostawiając ukrytych w całkowitych ciemnościach. Jericho przez chwilę zastanawiał się gdzie reszta naliczonej ferajny, gdy do jego nozdrzy dobiegł jeszcze jeden zapach. Prawie go nie wyczuł przez tych imbecyli. Słodkawy zapach krwi, który ciągnął się za nimi.

  7. Poczta

     

    Kroki coraz bardziej się zbliżały, razem z narastającą ilością głosów. Jericho liczył po cichu ie tego tałatajstwa usłyszy - jeden, trzy pię...naliczył ośmiu, co nie było zbyt dobrą wiadomością. Półmrok panujący w uprzednio opuszczonym budynku był w sam raz na randkę z przeznaczeniem.

    Długi pas światła delikatnie oślepił strzelca, chwila potrzebna do odzyskania ostrości widzenia wydawała się wiecznością, a trwała tylko sekundę lub dwie. Na korytarzu stał jakiś mężczyzna z lampą biwakową, którą oświetlał sobie drogę. Siemion mógł dostrzec gazrurkę którą trzymał w drugiej ręce. Oraz dwóch typów którzy stali za nim z pałkami. Wszyscy powoli kierowali się ku drzwiom pomieszczenia w którym się znajdowali. Gdzieś z oddali dał się słyszeć krzyk, nijak nie przypominający ludzki. Na ten dźwięk mężczyźni stanęli w miejscu i zaczęli coś między sobą gadać. Wynikiem rozmowy było przyśpieszone tempo wejścia do pomieszczenia. Nie widzieli ani strzelca, ukrytego za ścianką jednego z terminali, ani tym bardziej Jericho, który teraz, dzięki latarni, jeszcze bardziej został zasłonięty przez cienie.

  8. Wiking

     

    Otworzyłeś drzwi na klatkę schodową z cichym skrzypnięciem. A zaraz za nimi ukazał ci się kolejny dzień z życia wariatkowa - mężczyzna z toporem strażackim wbitym w głowę tak bardzo, że prawie ją przepołowił oraz jakiś starszy jegomość, któremu głos uwiązł w gardle. Lub jego resztkach. I ściany ubabrane krwią. Niewiele dało się tu znaleźć czy zobaczyć ponad to co już było. Naprzeciw wyjścia były drugie drzwi, podobne do tych które właśnie opuszczał, oraz schody, te w dół jak i te w górę.

     

    Leda

     

    Chwilę to trwało, ale w końcu zebrałaś wszystkie rzeczy jakich potrzebowałaś. W międzyczasie intruz opuścił twoje mieszkanie, zostawiając cię z trupem w środku. Telefon głucho milczał, jakby wręcz szyderczo w ciszy która nastała. A jeszcze chwilę temu było tak spokojnie, teraz cisza wydawała się płonąć wspomnieniami ostatnich kilku minut. Pozostawało spytać - co dalej?

     

    Poczta

     

    Kiedy dwóch mężczyzn mierzyło się wzrokiem, z dołu, parteru, dobiegł ich dźwięk tłuczonego szkła i czyjeś przekleństwo. A przynajmniej tak to brzmiało, bo żaden z nich nie rozpoznał języka w którym zostało wypowiedziane. A potem doszedł do tego czyjś śmiech i więcej ostrzejszych słów, które zaczynały się zbliżać od strony schodów za Jerycho.

  9. W kwestii dialogów gadacie sobie jak wam wygodnie. Kiedy przejdziecie do akcji, wtedy ja wchodzę do gry. I żeby nie było mi sytuacji że ktoś coś gada a w międzyczasie opisuje jak bez problemu rozbraja to czy tamto albo przebija się przez coś innego. Tworzenie świata zostawcie mi(oczywiście do pewnego poziomu, jeśli postać chce podejść do lodówki i wyciągnąć z niej wodę do picia, a ta woda powinna tam być, to tam jest i złego słowa nie powiem. Ale jak ktoś na pustkowiu albo innym zdezelowanym miejscu lajtowo napisze że znajduje lodówkę i sobie taką wodę z niej wyciąga - nope).


    Zasadniczo, jeśli nie będziecie chcieli opuścić jakiejś lokacji, lub czegoś w niej robić(przebudować, pozwiedzać cokolwiek) to możecie sobie gadać do woli, chodząc po już odkrytych miejscach. Oczywiście będę raz na jakiś czas się wcinał, to tu to tam(a nuż coś nowego znajdziecie albo coś wyskoczy) ale powinno nam to dość ładnie iść.

  10. To był cholernie zły dzień.

    Każde z was do dzisiaj miało swoje życia, niektórzy porządkowane, inni nie. Ale były wasze.

    A teraz?

    Teraz wszystko pędziło kolejką szaleństwa, a wy mieliście ostatnie miejsca.

    Spokojnie, ostatni przystanek przed wami. Ciekawe kiedy dojedziecie...


    Jericho, Siemion


    To było nagłe. Z dnia na dzień ludzie oszaleli, a wasze życia poszły z dymem. Najpierw opady. Nie wiadomo skąd przyszedł front atmosferyczny, lecz niósł za sobą deszcze godne huraganów, wiatry wyrywające drzewa i lampy z betonu, a potem cyklon, który rozniósł miasto. Meteorolodzy zapowiadają, że jego oko utrzyma się przez cztery dni, a potem… potem niech ludzie zaczną się modlić. Odcięte linie zasilania, liczne powodzie, zawalenia budynków. I szkodniki - tysiące szczurów uciekających z kanałów, wygłodniałych i agresywnych. A to był dopiero pierwszy dzień. Drugiego zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ci którzy mieli radia długofalowe mogli dosłyszeć ostrzeżenia o nagłych wybuchach agresji. W ostatniej relacji były krzyki i strzały, niewiele można było zrozumieć. Do tego w mieście zaczęli znikać ludzie. Na początku nikt tego nie zauważał, lecz z czasem przez ulice zaczęły krążyć plotki o morderstwach, rytualnych zbrodniach a nawet aktach kanibalizmu. Trzeciego dnia przybyli oni. To było jak koszmar, lecz mimo wszelakich modłów prawda okazała się grozą. Na wpół wyżarte korpusy, odcięte lub gryzione kończyny, żywe trupy chcące pochłonąć wszystko na swojej drodze.

    Nawet nie wiecie jak szybko to wszystko poszło z dymem kolejnego pożaru. Jeśli gdzieś istniało jakieś bóstwo, to mieliście pewność iż szczerze was nienawidzi.

    Jericho nie zastanawiał się nad tym zbytnio, wyważając drzwi od poczty. To miejsce nie miało zbyt wielkich zasobów, lecz okratowane okna i wzmacniane zamki na wyższych piętrach mogły być obiecującą kryjówką. Nie wiedział jeszcze że chwilę temu, od tyłu, do tego samego miejsca ledwo dobiegł Siemion, rozglądając się uważnie czy nic go nie goni.Oboje wybrali schody, jeden wejściowe, drugi dla pracowników. Zaś ich wzrok spotkał się na piętrze, gdy ujrzeli się poprzez liczne terminale komputerowe, teraz wygaszone i ciche.


    Leda, Wiking


    Leda widziała złe rzeczy, widziała okropne rzeczy. Ale wiedziała, że widoku mężczyzny odgryzającego tchawicę jej sąsiadowi nie zapomni bardzo długo. A wszystko przez makaron. Noc zapowiadała się chłodno, cicha muzyka, książka, może jakaś ciekawsza kolacja. Ale zabrakło makaronu. Wychodząc z domu usłyszała za sobą zgrzyt schodów na klatce i dźwięk zamykanych drzwi z naprzeciwka. To Kris, starszy sąsiad, dziadek podwórka, wychodzący po gazetę o zwyczajowej porze. Obracała się żeby go pozdrowić kiedy to się wydarzyło. Bez ostrzeżenia na dziadka rzucił się jakiś koleś. Podarte ubranie i dużo krwi, a potem charkot umierającego. Nie zastanawiała się ani chwili, odkopując na schody napastnika. Rzut oka na leżącego ukazał trupa, któremu nie dało się już pomóc, a napastnik, mimo że chyba skręcił kark, wstał i zaczął czołgać się po schodach w kierunku dziewczyny. Nie była głupia, nie potrzebowała zgadywać co się dzieje. Faktem było, że coś zabiło jednego z nielicznych przyjaciół jakich miała. I że zapłaci za to. Kopnięcie rozbiło szkło zabezpieczające stary topór strażacki umieszczony na korytarzu. A trzy uderzenia później było już po sprawie. Wróciła do domu, przebrała się. Adrenalina zaczęła opadać dopuszczając świadomość trupa przed drzwiami. Dwóch, jeśli liczyć że właśnie kogoś zabiła. Już miała zadzwonić na policję kiedy stała się rzecz co najmniej dziwna. Przez okno w salonie wpadło dwóch mężczyzn. Jeden poszarpany, z urwaną ręką, wydający z siebie charkot, tak podobny do osobnika którego zostawiła za drzwiami z siekierą w głowie. Drugi owłosiony i postawny, oraz, co szybko zauważyła, uzbrojony. Wiking nawet nie wiedział na początku co się stało. Przechodził z dachu na dach, kiedy jeden z “nich” rzucił się na niego. Krótka szarpanina rzuciła ich na starą kładkę pomiędzy dwoma blokami. A kiedy ta pękła, to sturlali się wprost w szybę jakiegoś mieszkania. Czuł jak szkło tu i tam porozcinało delikatnie skórę. Szybko się pozbierał, wyciągając broń i strzelając stworowi w głowę. Jedna kula załatwiła sprawę, bydle leżało nieruchome. Pozostała jeszcze kwestia oniemiałej lokatorki.

  11. Tutaj możecie zadawać pytania związane z sesją, wątpliwości, własne usprawnienia. Dzielmy się wiedzą, specjalnie jeśli coś wam nie będzie pasować w moich opisach, lepiej to rozwiązać od ręki zamiast się niepotrzebnie denerwować ^ ^

  12. Cytat morderca widzę ._.''

     

    Ok, zrobię adekwatny temat, a jak go postawię, ten wyczyszczę. Zrobię temat z grą, jak tylko ogarnę Zapowiedź, no i oczywiście przyjmę was obu, macie na to dosłownie Vipowskie wejściówki :D

     

    PS: Tak, wrzuć ją tutaj, ogarnę temat to sobie poprzenoszę.

  13. Bezpiecznie tkwi na moim googledoc - dwa razy przepisywana, bo wrzucałem ją na początku tego dziadostwa od Clocuds, przez co wywaliło spory kawał tekstu w kosmos. Dzisiaj po 17.30 pojawi się temat i odnośnik do niego.

     

    Gracze:

    Pawlex

    Dżuma

    Tomek

    Ciastko

  14. Memory - narzekasz - powiem ci tak, rzuć okiem w spoiler nad twoim postem i zobacz jak rasa tam widnieje.

    Skoro mi się udało, to czemu nie mogło by się udać tobie? Nasz MG jest zdrowo rozsądkowi, jeśli nie psuje to zabawy, to podejrzewam że nie będzie problemu. Choć koniec końców to Drzewo musi się wypowiedzieć.

  15. Imię: Rasp


    Rasa: Diamond Dog

    Zawód: Technik/Żołnierz

    Historia: Diamentowe Psy. Mało się o nich mówi, jeszcze mniej się wie, prawda? Heh. Pora żeby ktoś wam opowiedział bajkę o nich. Zatem słuchajcie uważnie, bo to może być ciekawe.

    Większość widzi nas jako bestie, prawie że bezrozumne, kierujące się personalnymi upodobaniami. To prawda, choć też nie do końca. Widzicie, my Diamentowe Psy lubimy to co robimy. Zazwyczaj. Kradzieże, drobne nieprzyjemności, to nasza specjalizacja. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś się liczyliśmy, kiedyś ziemia dawała nam schronienie, karmiła nas, chroniła. Ale to się zmieniło. Bo nie patrzyliśmy uważnie co dzieje się na górze. Te cholerne konie się pokłóciły. Na dużą skalę, co więcej. Tak dużą, że ich kłótnia uderzyła też nas. Potrzebowali krwi i ciała Ziemi. Więc zaczęliśmy im ją sprzedawać. Dość byśmy zarobili, dość żeby ich walka nam nie przeszkadzała.

    Ale potem zaczęły się kłopoty.

    Bo my też potrzebujemy darów ziemi żeby żyć. Nasza dieta składa się w większości z mięsa, lecz żeby pazury mogły kopać a sierść nie bała się skaleczeń, potrzeba metali i klejnotów. A te cholerne konie chciały coraz więcej. A kiedy odmówiliśmy, przestały chcieć. Zaczęły brać.

    Nasze podziemne tunele nie stanowiły żadnego wyzwania dla ich magii. Nasze uzbrojenie było zabawkami w ich oczach. Wiele Psów wkroczyło w Ostatni Tunel, a wielu innych zostało sprzedanych w niewolę jako siła robocza. Jesteśmy rasą niewolników.

    Ale to tylko stare dzieje, teraz trochę się zmieniło. Wielu z nas dostało szansę z której nie można było nie skorzystać.

    I tu trafiamy na mnie. Nazywam się Rasp, jestem Diamentowym Psem który urodził się na długo po tym, co my nazywamy Zawaleniem. Jestem trochę inny niż moi bracia, powiedział bym, bardziej elokwentny. Byłem magazynierem od małego. To fucha polegająca na podzieleniu wszystkiego co przynoszą moi bracia na to co da się i na to czego nie da się zjeść. Któregoś razu wynajęto mnie, za odpowiednią sumę, bym pomagał pewnemu kucowi. To były ciekawe dni. Mój “Pan” był istotą niecierpliwą, nie lubiącą czekać. Więc na początku bardzo nam się nie układało. Ale moje zdziwienie miało dopiero nadejść, bowiem jak się okazało, był on o wiele sprytniejszy niż mogłem sądzić. Nie wiedziałem co prawda za jakie grzechy, ale kazał mi się uczyć. Uczyć, uwierzycie? Ledwo potrafiłem się komunikować a ten geniusz chciał ze mnie zrobić kogoś “cywilizowanego” jak mówił. Cóż, nie powiem że jego starania się zmarnowały, udało mu się wpoić sporo wiedzy w głupiego szczeniaka jakiego mu podrzucono. I jestem mu za to wdzięczny. A nawet podziękował bym, gdybym miał okazję.

    Na początku była mowa, potem pismo, finalnie przeszliśmy do matematyki, fizyki, chemii. Nie zrozumcie mnie źle, to że jestem Psem nie znaczy że jestem idiotą. Potrafię się uczyć, z odpowiednią dawką przemocy która popierała nauki, ale jednak. A kiedy zacząłem rozumieć co mnie otacza, zacząłem to lubić. Zacząłem sam się kształcić, czytając książki i słuchając mojego Pana i Nauczyciela. Można by powiedzieć, że rozkochał mnie w wiedzy. A ja w zamian oddałem mu siebie. Każde polecenie jakie mi dawał, spełniałem z najwyższą wdzięcznością. Każdy sprawunek wykonywałem niczym najważniejsze w moim życiu zadanie. Dni były wtedy jaśniejsze. Ale to co dobre musi się kiedyś skończyć, prawda?

    Wtargnęli do środka bez pukania. Chciałem ich zatrzymać, ale dość szybko mnie ogłuszyli.

    A mojego mistrza aresztowali, za sianie Lunarnej propagandy i zdradę stanu.

    Wszystko było jak zły sen. Pamiętam krzyki mojego Pana, moje własne skomlenie, rozmowy strażników. A potem ciemność.

    Obudziłem się kilka dni później, zakuty w kajdany, na statku transportowym. Nie wiedziałem jak się tam znalazłem i dlaczego. Ale nie trwało to długo, załoga okazała się bardziej gadatliwa niż można było zakładać. To od nich dowiedziałem się że mojego Nauczyciela stracono za zdradę stanu, jego majątek zlicytowano na poczet państwa, a ja, jako część tego majątku, zostałem wykupiony do jakiejś odległej kopalni.

    Nie wiedziałem ile czasu upłynęło od tamtych wydarzeń, ale los miał w kartach coś specjalnie dla mnie. Bowiem jeden dzień był inny niż reszta. Sądząc po alarmie jaki się rozległ, “nasz” stateczek został zaatakowany. Słyszałem strzały i krzyki umierających, po cichu modląc się o moje własne, choć bezwartościowe, to jednak życie.

    Często szukamy usprawiedliwienia dla tego, co się dzieje wokół nas. Chcemy obwiniać kogoś, a może być komuś wdzięczni za coś? Ja nie winiłem nikogo, kiedy ogier w nieznanym mi mundurze wszedł do mojej celi i wycelował mi broń między oczy.

    - Kim jesteś i co tu robisz, masz 3 sekundy, potem strzelam.

    - Nikim, ale zabierz mnie stąd a będę kimkolwiek.

    - Dobra odpowiedź chłopcze.

    Strzał rozległ się chwilę później, ale tylko odciął łańcuch który trzymał moje kajdany. Ogier schował broń, chwycił za odcięty kawałek który trzymał się moich oków, po czym zabrał mnie z magazynu. Wszystko w pośpiechu tak wielkim, że prawie nie zauważyłem martwych i rannych załogantów. A potem było już z z górki. Dowiedziałem się, że statek NLR zaatakował i przejął piracki transportowiec niewolniczy.  Wszystkie zasoby, ze mną włącznie, zostały przeniesione na pokład. Ja zaś zostałem wcielony do armii. Oczywiście najpierw sprawdzili kim do diabła jestem, ale jak się okazało, nie stanowiło to żadnego problemu, bo niewolnicy mieli swoje własne “etykietki” do których można było łatwo zajrzeć. Po dokładnym przesłuchaniu zostałem wcielony do załogi, a moje umiejętności okazały się ogólnopomocne. Czy to jako chłopiec na posyłki, czy siła robocza a nawet jako kucharz raz czy dwa. Teraz miałem wartość i miałem też cel. A mimo początkowej nieufności, teraz mam też dom.


    Umiejętności Rasowe:

    Diamentowy Metabolizm - może zjadać metale i kamienie szlachetne, posiłkując się ich wartościami odżywczymi.

    Dar Ziemi - dzięki czułym zmysłom potrafi lokalizować zarówno siebie jak i innych pod ziemią(sam też musi być pod tą ziemią).

    Zmysł Kierunku - postać nie gubi się w tunelach, czego nie można powiedzieć o powierzchni(że o kosmosie lepiej nie wspominać).

    Kłami i Pazurami - metale pożerane przez Psy wpływają na ich siłę, wzmacniając kły, pazury i sierść. O ile kły i pazury to nic niezwykłego, o tyle “metalowa” sierść nie czyni z psa terminatora. Czyni go tylko troszkę twardszym(coś jak nałożenie skórzni). Może też zatrzymać nóż czy inne kły i pazury.


    Umiejętności klasowe:

    Technik - ma wiedzę podstawową z zakresu chemii, fizyki, matematyki, trochę więcej w dziedzinie elektryki. Wciąż się uczy i rozwija, potrafi także czytać i pisać.

    Bokser - prawie naturalna umiejętność walki wpajana od małego, lecz długo niepraktykowana.

    Kucharz - umie dość dobrze gotować, zarówno dla siebie jak i dla kuców.

    Złota rączka - wyszywanie, majsterkowanie czy jakiś remont? Nie jest może w tym najlepszy, ale też nie trzeba mu tłumaczyć którą stroną trzymać pędzel.

    Walka nożem/rzucanie nożami - niedawno nabyta umiejętność, na razie potrafi trafić w cel z odległości nie większej jak 6 metrów.

     

    No to lecim z koksem.

×
×
  • Utwórz nowe...