Skocz do zawartości

Niklas

Moderator
  • Zawartość

    5524
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    97

Wszystko napisane przez Niklas

  1. Dawniej nie byłem dobry w obserwowaniu emocji. Znaczy, widziałem je tak, jak każdy inny kuc. Dopiero późniejsza specjalizacja i życie na pustkowiach wyrobiło we mnie dodatkowy talent. Dla kogoś postronnego Dexter wyglądał na niewzruszonego, ale ja widziałem dokładnie, jak bardzo to przeżywa. Był naprawdę zżyty ze swoją ekipą. - Przykro słyszeć - powiedziałem, po czym zwróciłem się do Scalpela. - Co teraz?
  2. - Swoją drogą... gdzie jest Iron? - spytałem. - Wiem, że wszyscy tam głównie przebywaliście poza naszą enklawą, ale... ciebie i twoje kuce to widziałem dość regularnie. Irona widziałem może... raz? Dwa? A Stainlessa to w ogóle, jedynie wtedy, gdy przyniósł nam tego rozsadzonego ogiera wczoraj...
  3. - Nosz piórwa... - syknąłem. - Co to za szumowiny siedzą w tym Rdzeniu, że tak przeszyli Dextera? Obejrzałem z daleka ochroniarza. Nie wyglądało to najlepiej. Przednia kończyna była do wycięcia, by uratować go przed gangreną i czym innym piórestwem. Pozostałe rany raczej powinny się zagoić w mojej opinii. Trudno jednak było stwierdzić, jak to wygląda wewnątrz, ale cóż... trzeba było się dowiedzieć.
  4. Od razu zwróciłem się do niego: - Scalpel... co tutaj się stało? Znowu jakiś szturm przypuścili na dzielnice mieszkalne? Zastanawiało mnie też, co działo się z ochroną, skoro mimo ich starań, ofiar wciąż przybywało.
  5. Wyglądało na to, że znów czeka nas od cholery pracy, więc już teraz nastawiałem się na zapierdol. Jednak póki co, musiałem znaleźć Scalpela i dowiedzieć się, jak mamy zorganizować teraz prace, by pomóc jak największej ilości kucy. No i wypadało też dopaść któregoś z ochrony, żeby dowiedzieć się, jak sprawy się mają.
  6. Były blokady, sprawdziły się średnio, więc jest jak jest teraz
  7. Mruknąłem coś pod nosem. - No nawet się wyspać nie dadzą - mruknąłem niezbyt zadowolony, po czym podniosłem sie z łóżka. Ruszyłem do łazienki, a zaraz potem od razu do szpitala polowego.
  8. Ale czy serio byłbyś? Jakbyś miał taką mentalność i myślenie jak 5-latek, a nie obecną? Książka jak książka, jest tym, czym powinien być film (chociaż nie unika niektórych... takich sobie wątków). Nie wiem, jak polskie tłumaczenie, ale angielski oryginał jest ok.
  9. Westchnąłem. Od razu powróciły do mnie wspomnienia z czasów spokojnego życia w Stajni. O ile Ruby nie miała problemów ze snem, ani niczego się nie bała, Sunny wystarczył nagły syk wydobywający się z rur, by wskoczyła mi do łóżka. Widać wciąż miała mnie za swoją spokojną ostoję, jak niegdyś... Pogładziłem ją lekko po głowie i przytuliłem, po czym przymknąłem oczy i spróbowałem zasnąć.
  10. Przebudziłem się nagle. Westchnąłem, trąc oczy. Kolejny koszmar do kolekcji... Nie śniłem zbyt wiele, ale jak już, były to podobne senne wizje jak ta dzisiejsza. - Co... co jest? - odezwałem się zmęczony.
  11. Trochę naciągana ta myśl - trochę takie "skoro nie widziałem, to znaczy, że nie ma" IMO ok, JESZCZE nie pokazali, ale to nie znaczy, że nie zobaczymy męskiego alicorna (chyba że zaznaczą WYRAŹNIE, że tej godności doświadczyć mogą tylko klacze, wtedy przyznam ci rację ).
  12. Przypadki również niewiele się różniły od tego, co widywaliśmy w pozostałej części Hoofington. Przeważały złamania kończyn oraz rany postrzałowe. O dziwo jednak nie mieliśmy wielu ciężkich przypadków, o co była obawa. Raptem trafiły się takie trzy kuce. Jeden z nich, ogier, zmarł jeszcze zanim jeszcze trafił na stół, ale nie dziwiło mnie to - przypominał bardziej sito niż żywą istotę, cud, że przeżył tak długo. Dwie klacze trafiły do nas z podobnymi obrażeniami. Krwotoki wewnętrzne, przebite narządy, wiele sińców... Dużo pracy zajęło nam doprowadzenie ich do stanu, w którym ich przeżycie wynosiło czterdzieści procent. Zajęło nam to... kilkadziesiąt godzin? Cóż, ważne, że jakoś dały radę i teraz dochodziły do siebie. Obecnie leżałem na swojej pryczy i odpoczywałem po kolejnym nieco bardziej skomplikowanym zabiegu.
  13. Rzuciłem badawcze spojrzenie na pomieszczenie. Widywało się gorsze warunki. Hoffington zdecydowanie mnie zaskakiwało na plus. Spodziewałem się większego... nieporządku w tym mieście, zwłaszcza słysząc historie o nim. A tymczasem spotkaliśmy czysty hotel, jeszcze czystszy szpital, a wygląd placówki polowej w strefie wojny wyglądał lepiej niż niejedna klinika na Pustkowiach. Ba, chociażby ta w Nowej Appleloosie była brudniejsza. - Zdecydowanie nie jest źle - stwierdziłem, wrzucając swoje rzeczy na górne łóżko stojące w rogu. - Widywałem dużo gorsze warunki - rzuciłem do reszty ekipy.
  14. Westchnąłem. Moi towarzysze byli dobrzy w swoim fachu, ale zdecydowanie brakowało im odwagi. Co było dziwne, zważywszy, że przecież na co dzień zmagaliśmy się z gorszymi sytuacjami niż rozmowa... - Jak mniemam, pan tu przewodzi? - spytałem, podchodząc do siwego kuca. - Jestem Orange Snow, a to wsparcie przysłane przez doktor Zodiak.
  15. Jak będzie zrobione Czyli jak Crusier ogarnie naukę do końca i jak przestanie ciągle czekać
  16. Aha, zatem miała na imię Serenity..., pomyślałem. Też ładnie, a i nie brzydka nawet... Ale i tak ma się nijak do Candi... - A tam, doświadczenie. - Machnąłem kopytem. - Każdy z was by sobie z tym dał radę, nawet Serenity - dodałem, patrząc na nią. - Ale... dobra, skoro tak bardzo nalegacie, to mogę się tym zająć. Mam nadzieję, że nie próbujecie mnie tutaj w coś wrobić. - Zmierzyłem ich wzrokiem.
  17. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  18. Jednak nie potrafiłem sobie przypomnieć jej imienia... W sumie, i tak głównie używaliśmy tam formy "doktorze". Teraz czułem się nieco głupio, nie znając imienia, ale cóż... Nic na to nie mogłem poradzić. - Co jest? - spytałem.
  19. Przynajmniej z głowy mieliśmy kwestię amunicji - nic nie wskazywało, by tej miało szybko zabraknąć. Przysłuchiwałem się nieco tej rozmowie, ale jakoś odnosiłem wrażenie, że ktoś z premedytacją umieścił tam te mutanty. Nieumarłe bestie były wytrzymałe i próbowały zasadzić się na nas taktycznie, zwykle potwory tego typu nie potrafiły atakować w taki sposób... Chociaż nie... chyba mam już lekką paranoję, stwierdziłem w myślach, krocząc przy Sunny i podziwiając otoczenie.
  20. No to łatwo nie będzie. Jacyś się trafią, ale raczej się nie spodziewasz, że wszyscy będą wspaniali, bo jaśnie wielce elita? Hue. Ale cóż, będą i tacy.
  21. Od razu uważnie się rozejrzałem, na ile pozwalała mi przestrzeń. Częściowo z ciekawości, częściowo, by upewnić się, że aby na pewno nic nie grozi Sunny. Co prawda furia już mnie opuściła, ale zachowywałem czujność. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się ponownie sięgnąć po miecz. - Już ci przeszło ogłuszenie? - spytałem Sunny.
  22. Całkowicie przypadkowe, bo nie znam tego opowiadania. Oczywiście błąd, poprawiłem już na właściwe. A do jakich się przywiązujesz? Bardzo mnie to cieszy.
  23. Odetchnąłem lekko, widząc światło przed nami. Jedno zagrożenie mniej, ale wciąż nie było pewne, co zastaniemy na górze. Po tej przygodzie oczekiwałem najgorszego. - Przynajmniej na razie koniec z tymi bestiami - szepnąłem do Sunny, gładząc ją po głowie.
×
×
  • Utwórz nowe...