- Wiesz... Jest teraz u mamy czy u... tego czegoś - spytałem się jej. Zależy gdzie jest. Wolę by u mamy, bo nie mam zamiaru spotykać się z tym demonem.
- U Chrysalis? Ona w ogóle o kogoś się martwi? Wolałem by była już u mojej matki na stałe niż u tego czarnego robala - powiedziałem wyraźnie wkurwiony.
Biorę ją na ręce. Trochę urosła, ale bez przesady. Sprawdzam czy już normalnie kontaktuje... Magią. No chyba, że jest niestabilna i doda do tego MEGA EKSPLOZJE!
Obejmuje ją - Cii... jestem tu - powiedziałem obejmując ją. No, będę się musiał przyzwyczaić... do Technologi, do urazie Twi jaki zapewne pozostanie... przyzwyczaję się.
Dobra... biorę ją w uścisk by nie mogła uciec... - Spójrz mi w oczy. Jak to cię nie przekona, to odejdę - powiedziałem i całuje ją w usta... może to coś da.
Pojawiam się Twilight przed oczyma. - Twi... to ja. Allan. Słyszysz mnie? Jesteś tam? - spoglądam na nią zmartwiony. Jeśli nic nie wskóra... o już nic nie możemy zrobić.
Robię jakoś by mnie zobaczyła... nie dotykając jej, bo w tym stanie zachowa się jak Lily pewnie... pośle mnie do piachu... BTW. - Wiesz, że tym manewrem, mogłaś mnie zabić. I nie miałbym ci tego za złe, tak? - mówię do Lily.
Powoli wchodzę do pomieszczenia. Patrzę na nią z uśmiechem... co prawda wymuszonym lekko, bo jedna strona mózgu wciąż jest fochnięta. Następnie mówię.
- Hej, kochanie.
Obejmuje Lily... - Nie martw się... cieszę się, że to ty wzięłaś tą odpowiedzialność. Jestem z ciebie dumny - powiedziałem i wstałem... koontynułuje drogę.
- Poważnie? I jak ci to wychodzi - powiedziałem biorąc kartę odwiedzin w psychiatryku. W sumie... nawet dobrze, że Lily włada krajem... choć spodziewałem się lekko tyranni.
- Wpierw jedno chce wiedzieć... Kto rządzi państwem? - spytałem się. Lyra i Faruk raczej nie pchali się do dziecka, i wątpie by im to było potrzebne, Nie lubił dzieci. Spisałem na to stanowisko, jak Faruk padnie, Twi... ale wiadomo co się stało...
- W moim testamencie było jedno. By Twi się nie załamała moją śmiercią, chociaż nie aż tak bardzo. Chodziło mi głównie o was, o Deli... chciałem by wami się zajęła potem... cokolwiek... ten stan, udowadnia, że Testament poszedł wiadomo gdzie...
Wciąż patrzę. - Nie uwierzy, że to ja. Znam ją, i wiem jaka jest kiedy ma TAKI stan. Weźmie mnie za halucynacje... poza tym. Ona ma siłę by się oprzeć temu... jednak... zawiodłem się...
- Nie gadajcie, że aż tak... - spytałem. TERAZ JESTEM MEGA ROZCZAROWANY! Myślałem, że zajmie się wszystkim kiedy mnie nie będzie... pierdolić, do psychiatryka, bo nie chciała spełnić ostatniej prośby męża.
- Wpierw załatwię sprawy... 100 lat odcisnęło piętno... - powiedziałem i załatwiam potrzebne sprawy. Potem idę tam gdzie jest Twilight i patrze się na nią rozczarowany.