-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
- Zostawmy nasze gołąbeczki - powiedziałem chichocząc. Następnie przechodzimy do snu... hmmm... Fluttershy. Zobaczymy co jej się śni...
-
- Wiem co ją powinno uszczęśliwić - powiedziałem i klaskam w dłonie by zza rogu, wyszedł... kryształowy ja. Dwie ulubione rzeczy Rarci. Ja (Chyba) i kryształy.
-
Po sprawdzeniu ostatniego dzieciaka, idziemy do żon. Luny nie trzeba sprawdzać, sprawdzimy co się dzieje u Rarity... co jej się śni.
-
Przeżuwam tak łapczywie bo nie zdążyłem złapać powietrza. Po zjedzeniu łapię go trochę... spytacie się, czemu nozdrzami nie oddycham... to się niekiedy źle kończy. - Słuchaj... bardzo miło, że pokazujesz mi okolice, ale... mogłabyś trochę zwolnić... nie nadążam za tobą...
-
Więc przechodzimy do Bolta... ciekawe co on robi. Jak swoją standardową czynność to przechodzę do Lily... no cóż, dzieciakom nie będzie nic ciekawego się śniło. Potem obczajamy sny żon.
-
Teraz idziemy do Deli i mówimy jej, że nasza kłótnia się skończyła i się pogodziliśmy. Potem przenosimy się do snu Beaka.
-
Podchodzę i niszczę oba widma... - Szkoda, że tylko ja i Luna możemy w poważnym stopniu ingerować w sny - powiedziałem. Następnie podchodzę do Twi.
-
Patrzę na to ze smutkiem. - Należało by ingerować - powiedziałem patrząc na ten obraz ze smutkiem. Nigdy do czegoś takiego nie dopuścimy.
-
- Hmm... może Deli? - spytałem ją. Jeśli się zgadza to wchodzimy do jej snu. Jak nie, to do Beaka. Zobaczy się. Kolejność jest taka: Deli, Beak, Lily, Bolt.
-
Uśmiecham się - Więc co teraz porobimy? Może zobaczymy o czym śnią dzieciaki? - spytałem się, wstając...
-
No to przez najbliższą godzinkę, lekko przyśpieszam, aż wkońcu jak będę u maksimum, to wystrzeliwuje wypełniając ją sokami... następnie zatrzymuje i wpatruje się w nią...
-
Ja w odpowiedzi przyśpieszam posuw. Mam nadzieje, że sobie odpoczęła... jeszcze jeden dzień i będzie musiała wrócić. Ale moja obecność coś pomogła w leczeniu jej ciała, więc nie powinna już tak dużo się męczyć...
-
Wiem... Po jakimś czasie, nastawiam się by członki mogły wejść i robię to co powinienem... wpycham swoje członki w jej wejścia i zaczynam powoli lecz uczuciowo poruszać nimi.
-
Ja też... zadowalam ją tam przez jeszcze jakiś czas. Potem odwracam ją, tak bym mógł swoimi członkami ocierać się o jej Anal i wejście.
-
Mruczę i wsadzam język w jej wejście by wylizać je całe... sprawie jej tyle przyjemności, że nigdy nie zapomni tej konfy...rękami masuję ją po tyłku.
-
Uśmiecham się na wskutek działania tego mrowienia... po chwili... czekaj... Mam pomysł. Przerywam wszystko, by poczuła jak bym już nie chciał. Cofam się trochę, lecz klękam, i zaczynam lizać wokoło jej wejścia.
-
Po pewnym czasie, ręko-róg schodzi niżej, i zaczyna ją głaskać po nodze koło wejścia a z biegiem czasu przy samym wejściu. Wciąż patrzę na nią pełen miłości.
-
Też mruczę. Przybliżam swoje usta do jej, i stykamy się nimi złączeni w pocałunku. Po jakimś czasie, nasze języki zaczynają tańczyć... ręce niech dalej masują... a Ręko-Róg niech zacznie ją drapać za uchem.
-
Szkoda... odwzajemniam z uśmiechem kładąc się na ziemi, tak by ona była na górze... całuje ją i rękoma zaczynam masować jej skrzydła.
-
- Jak ja nauczyłem się magii, to tobie perfekcyjnie wyjdzie chodzenie... - powiedziałem i zacząłem ją namiętnie całować... ciekawe jaka była jej reakcja na moje... znaczy, na jej skarby.
-
Siadamy sobie gdzieś. - Jak tam w moim ciele? - spytałem się jej... kurwa, pewnie jej dziwnie wewnątrz mojego ciała...
-
- Owszem musiałem to robić... obiecałem ci, że będę cięchronił, i słowa zamierzam dotrzymać - powiedziałem całując ją lekko.
-
Ból głowy jest znośny... lecz rzyganie mnie dobija. Wśród pozytywów jest to, że ból głowy zaczął powoli ustępować... rzyganie, TROCHĘ też...
-
Podchodzę do niej z uśmiechem - Hey - powiedziałem... następnie podszedłem i ją przytuliłem. - Jak się czujesz? Odpoczęłaś co nieco?
-
Więc biorę i czekam na jakąs akcje. Przy najbliższej nocy wchodzę do snu Twilight i z nią spędze trochę czasu, jak nie przyjdzie. Mam nadzieje, że się uda ta terapia... dobrze, że Capo nie wie, bo by mnie zaczął nazywać Transwestytą.