Czekaj... twi miała telefon. Jeśli jest to sprawdzam se neta na telefonie... ciekawe kiedy Twi(w moim ciele) przyjdzie... szczerze, spodziewałem się jej pierwszego dnia. Jeśli nie ma... to idę spać.
"Bóle głowy jakoś znoszę, lecz to ciągłe rzyganie... jem ledwo 3 kanapki dziennie, a rzygam z 41 razy dziennie. Przekaż jej, że wszystko idzie dobrze... i że Lily się domyśliła."
No to jestem w dupie... chyba że...
- Niby za co? Że nie chce, żeby twoja matka cierpiała? Że chce jej pomóc, bo moja dusza podobno ma coś co przyśpieszy leczenie? Za to, że bez mojej ingerencji jej stan mógł się nagle pogorszyć?
Jak wyjdą spoglądam na Lily - Jak mocno mnie pobijesz, jak wrócę do siebie? - spytałem się jej, niewzruszony... na zewnątrz. Wewnątrz...
POMOCY! RATUNKU ONA MNIE ZABIJE! WEŹCIE TĄ UZALEŻNIONĄ OD WAR SOURCE'A KLACZ!!!
Obejmuje ją... Wiem, że Lily się domyśli w ciągu paru sekund... dowiem się, że domyśliła się, jak będzie prosiła by Deli poszła z Dashem po wodę dla mnie... jak pójdą... to zacznie się rzeźnia.
Mrugam... KURWA ZAPOMNIAŁEM O DASHU!! Jak się Lily dowie... to elegancko poczeka, aż wrócę do swojego ciała... A WTEDY MNIE ZMASAKRUJE. Tłumaczę się jakoś... w stylu Twi...
Więc kładę się i śpię ostrożnym snem... bo na inne nie mam siły. Tak czy siak, było warto zamienić się ciałami... gdyż wiem, że Twi może teraz trochę odpocząć. Wkródce powinna mnie odwiedzić, zna moje strategie przekonywania. Ewentualnie przyjdzie z Orszakiem (Resztą rodziny)
Spoglądam na lustro i patrze na swój stan. Luno... czuje się jak chory na Księżycową Wysypkę... Federacyjne określenie Ospy Prawdziwej. Matko... to był dopiero mordor.
Więc biorę najbliższą miskę... i wypełniam ją swo... żygami Twi... matko, skoro jeden kęs potrafi tak rozwalić żołądek... to znaczy, że szpitalne jedzenie serio jest takie okropne.
Rly? Taka mała kanapeczka? Do tego bez stokrotki? Nawet za kuca nie zdołałem tego przełknąć... zobaczymy jak to będzie kubkami smakowymi mojej żony. Więc jem.
Oł... nie próżnowała. Ale i tak dam radę dla niej... tak dla pewności. "Lucy... słychać mnie?" mam nadzieje, że komunikacja jeszcze działa... sprawdzam czy wszystko gra z ciałem Twi... tak dla pewności się upewnie...
Więc szykuje się emocjonalnie do tego... następnie informuje Lucy, że już czas... no, znów będę kobietą. Raz nią byłem, po epizodzie z Nightmare Moon... NUMER 13. Matko, ta baba miała więcej powrotów niż Doktor Bulgot... wracając... szykuje się.
Raczej nie zauważą. One przez większość czasu zajmują się sobą, prócz Deli, która lubi przebywać ze mną i Twi. Tu Twi nie powinna mieć problemu. Najwyżej kto przyjdzie, to Lily... ale po kasę na Hamburgera.
Pocieszam jakoś Rarcie mówiąc... że poniekąd z nią będę... ciałem... czy jakoś tak. Do Luny mówię natomiast... na ucho, że robię to, by nie znosiła aż tak wielkiego bólu... a poza tym, szybciej się wtedy wyleczy. A co pozostałe myślą?
No to trochę już uśmiechnięty. Wstaję i podaje Twi rękę. Następnie pomagam jej wstać i resztę dnia się bawimy... w międzyczasie informujemy każdą żonę o tym co planuje zrobić dla Twi. ILE HEJTU DOSTANĘ!?