-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Więc spawnuje jeszcze macki które mają się też nią zająć. Też powiększam członki i dwie macki które mają wejść w jej usta. Kopytem za grzywę pociągam ją w górę tak by siedziała. Dalej ją mocno posuwam i niech tak macki znów zrobią. Niech oplotą też jej ciało i bawią się jej rogiem. Ostry Seks to Ostra zabawa.
-
Uśmiecham się i zaczynam energicznie poruszać chwytając ją za grzywę. Robimy to na pieska więc mogę. Zdziwiłbym się, gdyby Rarity w normalu też lubiła by taki stosunek.
-
Powiększam drugiego i Kładę się na niej i zaczynam ją całować w pocałunku. Więc tak... ostra zabawa? O więc jak Arachnidy... bez gry wstępnej. Odłączam wargi od niej i patrzę na nią z uśmiechem i miłością. Następnie z Impetem wchodzę w nią.
-
Po chwili już byłaś na strzelnicy. Widziałaś za oknem statku, jak obecnie jest już w tunelu nadprzestrzeni. EDI pokazała ci jak się strzela, i w zasadzie, bardzo łatwi... prawie nie ma odrzutu.
-
- Kochanie... spójrz na to co mam - wskazałem na swoje członki - Masz ochotę na ostrą zabawę? - spytałem się ponętnym wzrokiem.
-
Więc... pilotem zakrywam żaluzje, wyświetlając na ekranie (Jak co to poinformuje was Telepatycznie) i rozpinam ją. Następnie ją tulę i zaczynam całować. Nie ważne, że będę ja dominować, czy ona... wyleczy ją ten stosunek.
-
- Wypijesz to? Dla mnie - powiedziałem i pokazałem jej butelkę. Jeśli wypije to podchodzę do wiadomego miejsca, a jeśli nie... to udaje smutek.
-
Przechodzę koło niej, przejeżdżając ogonem po jej boku - Mam nadzieje, że moja niespodzianka się podoba - patrzę na nią z uśmiechem. Stoje koło jej głowy i przybliżyłem się swoją głową.
-
- Oby to zadziałało - powiedziałem i wszedłem do środka gdzie jest Rarity. - Witaj, kochana - powiedziałem podchodząc do niej z uśmiechem. Powinno gładko pójść.
-
Kiwnąłem do niego głową i wracamy do domu. Kładę ją do łóżka i potem informuje klacze, że idę "Wyleczyć" Rarity. Niestety, trzeba to zrobić. Więc tepam się tam.
-
Jest zmęczona. Więc zasypiam i kiedy się budzę to czekam aż Deli wstanie. Potem po zjedzeniu śniadania i podaniu jej leków, idę z nią do Lekarza.
-
Więc robię kolacje reszcie rodzinki i idę do sypialni i zasypiamy poraz ostatni w całą czwórkę. Mmm... jak ja kocham zapach moich klaczy. Znając życie, jutro się Rarity obudzi... trzeba zrobić to na żywca.
-
- Jutro zaczniemy... wpierw już trzeba kolacje trzeba zjeść i do łóżka - powiedziałem mu z uśmiechem i idę do kuchni przygotować kolacje. Spoglądam na Deli. - Jutro pójdziemy do Lekarza...
-
- Wiesz... ja jestem dobry z WFu... do końca roku zostało jeszcze z kilka miesięcy, więc jak co, to mogę cię poduczyć. Jeśli chcesz - spytałem się, wstając.
-
Uśmiechnąłem się i odwzajemniam jego uścisk. - Bardzo ładnie rysujesz... jak zdasz szkołę, to kto wie, jak będziesz miał dobre oceny, to w Los Santos są dobre studia Artystyczne. Ale na razie, myśl by zdać tą szkołę. Masz z jakiegoś przedmiotu problem?
-
- Bo z Twilight, Lucy, Twi i Luną ustaliliśmy... bo spodobałeś się nam. Pasujesz idealnie do naszej rodziny, dogadałeś się z dzieciakami, zwłaszcza z Deli... więc. Chcesz zostać jednym z Al-Bashirów?
-
Lamarr nie może się uśmiechnąć, z powodu jego owalnej szczęki... ale to tylko szczegóły. - Jak ci się u nas podoba? Chciałbyś tutaj zostać na stałe? - spytałem się małego.
-
Siadam koło Beaka i spoglądam co rysuje - Jak tam? - spytałem się go. Rzekomo, Lamarr już go nie przeraża, a nawet go polubił. Muszę mu powiedzieć dobrą nowinę, że zamierzamy go adoptować.
-
Więc przenoszę je do domu i Daje Delicate leki. Następnie idę do kojca Lamarra w moim gabinecie, i kładę lekarstwo na głowię, a potem Lamarra tam kładę. Następnie chodze tak z nim przez resztę dnia. Ciekawe co porabia Beak.
-
Macham do niej - Do następnego razu - powiedziałem i odwracam się. Czuje coś palącego na twarzy ale to pewnie nic. Patrze z uśmiechem na Klacze. - To była Afra... moja najlepsza kumpela i jedyna na świecie Królowa Vindicusów.
-
Dźwięk tłuczonego szkła. Czyli ja podałem do wypicia, Wydzieline królowej Z TEGO MIEJSCA, z dodatkiem cukru, jabłek i cytryny? Cholera jasna. - Eeee... dziękuje raz jeszcze. Słuchaj, mówiłem ci o Lamarze, potrzebuje znaleźć dla niego parę tabletek, bo się źle poczuł. Cały czas siedzi w kojcu i wszystko ignoruje. A bawię się z nim regularnie.
-
- To dobrze. Chciałem ci jeszcze podziękować, za ten twój słoik Wężowej Widzieliny który pomógł wtedy Delicate.Tylko nie powiedziałaś mi skąd go wzięłaś.
-
- Co u Vindiego i reszty dzieciaków, z tego co pamiętam nie dawno się wykluły - spytałem z uśmiechem. Lucy jej nigdy nie poznała... za to słyszała jak z nią rozmawiam.
-
Najgorsze jest to... że ma ona piersi na mojej głowie... jeden opada... dmucham by stąd poszedł... nie, przylepił się do twarzy. - Mi też piło cię widzieć - odwzajemniam przytulenie i po dłuższej chwili... bo mnie nie póści, a ona ma siłę Lucy, wychodzę z jej objęć. - To jest Lucy i Luna... o Lucy ci mówiłem.
-
... jeszcze dochodzi wężowaty ogon. Dawno jej nie widziałem. Najlepsza kumpela - Afra... kope lat - powiedziałem podchodząc do niej z uśmiechem. I zaraz się zacznie to co mnie przy niej rozprasza... jak Luna i Lucy na nią spoglądają?