-
Zawartość
4953 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wizio
-
- Dlaczego? Coś cię gryzie? Jeśli chcesz to... możesz mi powiedzieć. Może... spróbuję ci pomóc... - powiedziała nie kryjąc swojego zaciekawienia.
-
Wolałem milczeć, niż wysłuchiwać kolejnych obelg ze strony mojej towarzyszki. Postanowiłem bardziej skupić się na przebijaniu się przez trupy niż użeraniu się z Nią. Miałem jednak nadzieję, iż nie będę musiał niańczyć cholernych kucyków. I tak już mam chyba na pieńku ze wręcz wkurw**** klaczą, która katowała trupy tuż za mną. Nawet bym się nie zdziwił, gdyby mnie tu zostawiła.
-
- Jakiś ty miły - ponownie cię pocałowała po czym wstała. - Dobra kochaniutki... ja będę już się zbierała, więc... miłego dnia ci życzę - powiedziała z uśmiechem po czym udała się do salonu. Zabrała z niego teczkę oraz jakąś muszkę, którą założyła w trakcie spaceru do drzwi, a następnie opuściła mieszkanie zostawiając cię samego.
-
Westchnąłem widząc ostre zdenerwowanie z oczu mojej towarzyszki. - Słuchaj... jak tak bardzo ci to przeszkadza to możemy im nie pomagać - odpowiedziałem już bardziej zdenerwowanym głosem.
-
< Aurora jest masochistką? ._. > Po jakimś, niedługim czasie stałaś już w wejściu do lasu Evefree. Miejsca, z którego kucyki w większości nie wracają.
-
- Nie spinaj się tak. Później się na mnie wyżyjesz - powiedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy. - Tak poza tym nie musisz w cale mi pomagać. Chcąc czy nie chcąc to ty decydujesz o własnym życiu, a szkoda je zmarnować na pomoc komuś takiemu jak ja - powiedziałem już z większą powagą.
-
- No ale... nie kryjemy się tylko... jesteśmy razem tutaj co nie?
-
- No nie wiem, nie wiem, ale wiem, iż jesteś zdolny do wszystkiego.
-
- Cholera nie rozumiesz mnie... - odpowiedziałem z irytacją po czym zacząłem przedzierać się "przez trupy, zabijając każdego, który chciał do mnie podejść i jednocześnie próbując wywalczyć drogę dla ocalałych.
-
- Co ty do cholery zrobiłaś? - zapytałem się jej ze zdziwieniem. - Mam ich zabić? Właściwie taki plan... miałem od początku. Lepsze to niż zostawienie ich na pastwę szwendaczy.
-
Westchnąłem po czym zeskoczyłem z płotu i zawiesiłem łuk na szyi, a następnie chwyciłem w kopytka strzały. Wbiłem pierwszą strzałę jednemu ze szwendaczy po czym zabrałem się za kolejnego. - Jeśli będzie robiło się ostro to uciekaj, a ja spróbuję odwrócić ich uwagę. Jednak jeśli nam się uda to nie myśl, że chce mi się ich targać ze sobą. Dodatkowy balast jest zbędny, a i tak myślę, iż cię obciążam. Właściwie to co z nimi zrobimy to już zależy od ciebie no i jeszcze jedno... Dzięki...
-
- Wiem, że to może być pewna śmieć ale... nie pozwolę ci zrobić tego samego. Musisz zejść i uciekać... beze mnie. Ty masz jeszcze szanse, ale ja mam jeszcze w sobie chodź trochę kucykowości (człowieczeństwa), aby ulżyć im cierpienia. - usiadłem na płocie po czym wyjąłem kilka strzał i pojedynczo słałem je w stronę ocalałych. - Przepraszam was... - powiedziałem cicho do siebie. Była to strata strzał, których i tak miałem mało, lecz czasem trzeba poświęcić coś dla kogoś.
-
Jedyny pobliski las jaki był w okolicy to las Everfree. Zostawał ci też również jabłeczny sad Applejack.
-
- Czy to ukrywanie? To jest tylko siedzenie razem w pokoju. Jak Twilight oraz Rarity - uśmiechnęła się.
-
- Ano boje się trochę - powiedziała po czym lekko poczochrała cię po twojej grzywie.
-
- Nie krzycz... - powiedziałem uciszając ją kopytkiem. - Słuchaj... to jedyne wyjście, więc daj mi to zrobić. - Mogę stracić życie i zostać jednym z nich, ale przynajmniej będę wiedzieć, iż zrobiłem to by kogoś ratować... - po tych słowach wyminąłem klacz i zacząłem wspinać się przez płot. - Jeśli ich nie da się uratować to chodziarz można ulżyć im cierpienia.
-
Sierp i młot!
-
- No nie... - pomyślałem ponownie chwytając łuk i szykując strzałę do wystrzału. Miałem drobną nadzieję, iż to... coś co tam jest ma co najwyżej neutralne zamiary.
-
< Ta... to był mój ulubiony bohater zaraz po Derylu. Szkoda mi go... > < > Westchnąłem. - To nie będzie zbyt mądre - pomyślałem po czym ruszyłem na pomoc tym ocalałym. Nie wiedziałem, czy mi się uda przejść przez kratę, lecz trzeba sobie pomagać.
-
< No cześć ^ ^ > Na na jednym ze stołów czytelniczych mogłaś ujrzeć małą torbę, która prawie zlewała się z otoczeniem. Darkness tylko posłał ci dziwne spojrzenie po czym również popatrzył na torbę, a następnie zabrał ją i podszedł z nią do ciebie. - Dobra... to jest jedyne co tu... jest - powiedział po czym otworzył torbę i wyjął z niej zawartość. Była to lampa naftowa oraz coś na kształt pozytywki.
-
- Może lepiej je przeszukać? - rzucił Darkness wstając. - Jeśli jest tu coś ważnego, co może nam pomóc to warto to zabrać - powiedział po czym zaczął rozglądać się po bibliotece.
-
- W Ponyville... alternatywnym Ponyville... - Darkness odpowiedział bez przejęcia. Wyglądało na to, iż widział co się dzieje i co miało się dziać. - Powiem ci tyle... musimy uważać... i to bardzo...
-
< Da ._. > Nawet jeśli nie czułaś bólu, to obecność dość dużej rany dawała się we znaki. Musiałaś jednak wytężyć mózgownicę i pomyśleć co masz zrobić.
-
< > - Dzięki... - odpowiedziałem zabierając go po czym ruszyłem za nią. - Cholera... gdyby nie ona to bym już martwy... - pomyślałem w trakcie drogi za nią.
-
< DA ^ ^ > - No mam nadzieję - odpowiedziała z uśmiechem, lekko sarkastycznym tonem.