Skocz do zawartości

Dolar84

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    3974
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    110

Wszystko napisane przez Dolar84

  1. Przeczytany prolog i rozdział I. Beware the spoilers! Albo i nie... Przy lekturze poczułem się jakbym wsiadł w wehikuł czasu i przeniósł się w okolice roku 2013-2014. Dlaczego? Ponieważ zarówno styl jak i historia bardzo mocno mi się kojarzy z opowiadaniami, których w tamtym okresie było na pęczki. Motyw rogato-skrzydlatej klaczki znalezionej w lesie to klasyk absolutny. Z tym że zwykle zajmowała się nią Twilight czy inna Luna a nie Starswirl. Jeżeli chodzi o styl... cóż, powiedzmy sobie szczerze iż nie jest on najlepszy. Z drugiej strony nie ma tragedii, widziałem mnóstwo o wiele gorzej napisanych opowiadań. Tutaj ma się wrażenie jakby na papier/ekran przelewano pojawiające się głowie myśli, jedna za drugą. Nie jest to zły pomysł, tylko później należy przejrzeć to co się przeczytało i poprawić to tak, by w tekście stanowiło płynną całość a nie zdania posiekane siekierą. Zdecydowanie polecam znalezienie prereadera lub korektora - oni nie gryzą, są wielce pomocni i z zasady podnoszą jakość tekstu. Sama historia specjalnie mnie nie porwała, ponieważ jest w niej sporo luk. Starswirl wychowyał Black Ice po czym sobie poszedł. Sama BI najpierw była miłym źrebakiem, po czym ni z tego, ni z owego wyrosła na totalną socjopatkę która nienawidzi... no właśnie. Kogo ona nienawidzi? Z tekstu wiemy że chodzi o klacz, jednak nawet sama bohaterka nie potrafi nam nic powiedzieć o swojej antagonistce - nie wie kim jest, jak się nazywa czy nawet do jakiej rasy należy. Niestety występują też początki Mario-Zuzannizmu, gdyż tutejsza IMBA (Irracjonalnie Mocny Biały Alicorn) wszystkie umiejętności opanowuje perfekcyjnie, a jak rzuca zaklęcie na śnieg to lepi z niego żywą klacz, którą mianuje swoją siostrą. Na dodatek uczy ją wszystkiego i ta także zaczyna przejawiać syndrom M-Z. W końcu ruszają na poszukiwania złej, przezłej klaczy i trafiają w okolice wiochy znanej jako Canterlot. W rozdziale poznajemy ultraciekawską Happy Hours i jej obdarzoną iście anielską cierpliwością matkę. Musze powiedzieć iż perypetie młodej najbardziej przypadły mi do gustu, czytało się je przyjemnie, mimo nadal występującego stylu siekanego. Była zwyczajnie sympatyczna i to pomimo, że przechodziła właśnie okres dzieciństwa sygnowany słowem "Dlaczego?", który jest wyjątkowo irytujący dla całego otoczenia, przyrody i Wszechświata. I wszystko byłoby fajnie gdyby nagle nie pojawiły się dwa alicorny przerabiające miasteczko na lodowe szaszłyki. Koniec końców coś tam wybuchło i Happy Hours uznała, że zabiorą jedną z alicornic do domu. Co mnie rozbawiło - napisano to tak, jakby jej matka zrobiła córci prezent z destrukcyjnego alicorna, a to z kolei wskazuje na fakt iż w Canterlot w pełni usankcjonowane jest niewolnictwo :D. Podsumowując - jeżeli przepuścić tekst przez żarna korekty i może nieco przemyśleć następujące po sobie wydarzenia, to powinien być to całkiem ciekawy fanfik. Życzę powodzenia czy to w ewentualnych przeróbkach czy w kolejnych projektach.
  2. Przeczytane wszystkie trzy. Beware the spoilers!!! Albo i nie... Naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Wnioskując po tagach spodziewałem się randomu i humoru. I o ile tego pierwszego było aż do przesytu, to drugiego w mojej ocenie zabrakło niemal kompletnie. Nie wiem, może jestem za stary, ale autentycznie oprócz kwestii bobra nie znalazłem w tych opowiadaniach nic śmiesznego czy nawet zabawnego. Wszystko wydawało się takie... robione siłę. A szkoda, bo pomysł jest naprawdę świetny, a postacie zakręcone jak świński ogon, co wychodzi im tylko na dobre. Jeżeli pojawią się kolejne teksty to na pewno do nich zajrzę, mając nadzieję, że tym razem znajdę tam wszystkie zapowiadane elementy. Albo przynajmniej jeszcze więcej pokręconego randomu, bo to także doskonała rozrywka.
  3. Plik usunięty z google docs. Archiwizuje.
  4. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  5. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  6. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  7. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  8. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  9. Plik z fanfikiem usunięty z dysku google. Archiwizuje.
  10. Dobra, w końcu udało się wygospodarować trochę czasu, bo od początku roku było z tym tragicznie. Ale do rzeczy. Co prawda trzeciego tomu Kryształowego Oblężenia jeszcze nie czytałem, więc nie jest to właściwy komentarz. Taki też się oczywiście pojawi w przyszłości, jednak teraz chciałbym się wypowiedzieć zarówno jako czytelnik jak i w swojej "oficjalnej" roli opiekuna działu opowiadań. Chciałbym w tym miejscu złożyć serdeczne gratulacje w związku z zakończeniem prac nad Kryształowym Oblężeniem. Niezależnie od prywatnych poglądów na temat fanfika nie sposób nie docenić wprost gargantuicznej pracy, jaka została włożona w zaplanowanie i wykonanie tak wielkiego projektu. Jestem głęboko przekonany, iż już nikt go nie zepchnie z pierwszego miejsca, pod względem długości. Jednocześnie podziwiam wytrwałość i konsekwencje jaka była potrzebna by Kryształowe Oblężenie doprowadzić do końca. To naprawdę wielkie osiągnięcie. Raz jeszcze najserdeczniejsze gratulacje i powodzenia w przyszłych projektach!
  11. Z drobnym opóźnienie wynikającym z czystego zapominalstwa i lenistwa zamykamy przyjmowanie prac na konkurs. Powiem szczerze, iż patrząc na to jakie tematy Wam zadaliśmy, frekwencja przeszła moje oczekiwania. I bardzo dobrze, lubię takie niespodzianki :D. W każdym razie zabieramy się do czytania i postaramy dostarczyć Wam wyniki w rozsądnym (czyt. najszybszym możliwym) terminie. Raz jeszcze dziękuję wszystkim za udział w konkursie.
  12. Rozdział V przeczytany. Beware the spoilers! Albo i nie... Kolejny rozdział, będący bezpośrednią kontynuacją poprzedniego. To samo miejsce, ten sam czas. Tylko ekipa się powiększyła. Znacząco. W sumie tą wesołą kompanię pamiętam jeszcze z pierwszego czytania. I mimo odruchowej sympatii w znacznej mierze też mnie irytują. Czym? Tą ich wydumaną demokracją. Nie chce wracać? To niech zostanie z nami. Do kurzej wątróbki, Night Shadow nie jest jakąś poszukującą przygód awanturniczką, tylko rozkapryszonym, nieposłusznym, niewychowanym i tępą jak beczka smalcu smarkulą, która żyje złudzeniami i gucio wie o życiu. Ani ona nie ma prawa podejmować decyzji jakie podejmuje, a oni już tym bardziej nie mieli prawa dawać jej jakiegokolwiek wyboru. Napój usypiający, obroża na róg i wysyłka Pony Expresem do rodzinki. To byłaby jedyna słuszna i naturalna opcja. Ale nieee, oni dają jej szansę na szybką śmierć... Tak, tak wiem wtedy fanfik szybko by sie zakończył, a poza tym jojczę i mędzę w kółko o tym samym, na dodatek jestem szowinistyczny i niepoprawny politycznie. No jestem. A za każdym razem jak czytam jej roszczeniowe, wydumane pierdoły o tym jak to kiedyś zasiądzie na tronie to krew mnie zalewa i szowinizm wbija na kolejny poziom. Naprawdę rzadko główna bohaterka fanfika irytuje mnie aż do tego stopnia co Night SHadow. Jeżeli ona na końcu fanfika nie zginie jakąś prozaicznie banalną śmiercią, którą spowoduje jej własne zadufanie i idiotyzm to będę szczerze nieszczęśliwy. Ale rozdział ogólnie bardzo dobry, tak jak poprzednicy. Poznajemy nowych bohaterów, dowiadujemy się o tajemniczej lokacji, więc i światotworzenie jest śladowa ilość. W zasadzie, oprócz subiektywnych odczuć opisanych powyżej nie mam się do czego przyczepić. Fajne, pisz dalej xD
  13. Forma to kwestie techniczne. Gramatyka, ortografia, stylistyka, interpunkcja etc. Także poprawny zapis dialogowy, ułożenie tekstu na stronie i tak dalej. U Ciebie główne zastrzeżenia były do tych pierwszych trzech wymienionych. Gucio dawało a nie przewagę. Dla zdeterminowanego przeciwnika namioty nie stanowiłyby wielkiej przeszkody. A można było jeszcze łatwiej - siedzą przy ognisku. Wróg atakuje z ciemności. Nasi bohaterowie ciula widzą w mroku, bo jak była już mowa siedzieli przy ognisku. I po zabawie. Tak naprawdę nic nie dawało im tam przewagi oprócz wcześniejszego uprzedzenia o ataku. Na szczęście pamiętali o wystawieniu wartownika, tylko to ich ratowało. O ile oczywiście ten nie będzie się lampił w ogień :D.
  14. Przeczytany prolog i rozdział 1. Beware the spoilers! Albo i nie... Dobra, piszę "na gorąco" zaraz po przeczytaniu prologu, a jeszcze zanim się wezmę za rozdział 1. Jak na razie jest nieźle. Na zaledwie sześciu stronach dostałem nieco światotworzenia, czwórkę różnokolorowych i różnorasowych bohaterów, a także nieco akcji i wieczorek zapoznawczy. Dobra, to ostatnie, to może lekka przeginka z mojej strony, ale naprawde ich rozmowa wywarła na mnie takie wrażenie, jakby spotkali się nowi pracownicy na korpobiwaku. Tutaj też naturalnie muszę pozrzędzić, iż jakoś tak za szybko chemia się między nimi zawiązała, ale z drugiej strony... czemu nie? Przynajmniej udało się uniknąć nagminnego w takich sytuacjach błędu, jakim jest naiwność bohaterów, którzy natychmiast odpowiadają sobie historie całego życia. Może to dlatego iż najpierw usiłowali się nawzajem popękać? Ale przynajmniej po walce uwolnienie więźniów miało jakieś podstawy - sprawdzenie czy nie należą do much było rozsądne, pragmatyczne i bardzo mile widziane. A tu jeszcze doszło hasło, którym nieznający się przecież rekruci mogą się nawzajem zidentyfikować. Bardzo fajny pomysł. Tak naprawdę jedyne poważniejsze zastrzeżenia mam do sposobu opisania walki, który jest straszliwie wręcz chaotyczny. Nie wiem czy chodziło tu o przedstawienie rzeczonego chaosu jaki zwykle panuje, gdy kuce usiłują dokonać demontażu swoich bliźnich, ale wypadło to nieciekawie, gdyż lektura tego akurat fragmentu jest zwyczajnie męcząca dla czytelnika. Jeżeli chodzi o formę, to nie dopatrzyłem się jakiś wielkich przewinień (oprócz mieszania czasów w kilku miejscach), ot może jedna czy druga stylistyczna pierdółka się trafiła. Póki co jest nieźle. Teraz czas na wrażenia z rozdziału 1. Oj, dużo tych wrażeń. Bardzo dużo. I wszystkie, co do jednego są absolutnie negatywne. Zacznijmy od najłatwiejszej rzeczy, czyli od formy. Po lekturze wspomnianego rozdziału jestem pewny, że prolog ktoś poprawił - tylko tak jestem w stanie wyjaśnić różnicę w poziomie. Tam forma była nawet niezła. Tutaj leży na ziemi i błaga o dobicie. Błędy ortograficzne, stylistyczne, błędy każdego rodzaju, wszędzie i w wielkich ilościach. Tu potrzebny jest naprawdę srogi korektor, żeby coś z tego było. Albo kilku. Aha - kiedy piszesz jak któryś z bohaterów opowiada o czymś co przeżył na zasadzie retrospekcji to najlepiej zaznaczaj to kursywą, bo inaczej zgubi się w tekście. Teraz przejdźmy do treści. O ile w prologu wszystkiego było po trochu i ładnie się to komponowało, to tutaj wygląd to tak jakbym miał do czynienia z brudnopisem. Albo pierwszym szkicem tego jak ma ostateczny tekst wyglądać... chociaż nie. Nawet tak nie potrafię tego wytłumaczyć. Bohaterowie, którzy wcześniej sprawiali wrażenie nieco naiwnych i niedoświadczonych (co wyszło dobrze, wszak to rekruci zmierzający do jakiegoś garnizonu), to tutaj ich naiwność wybija skalę, teksty mają prymitywniejsze niż dzieci w przedszkolu i zachowują się i wypowiadają jak banda źrebaków na wyciecze klasowej, którym na chwilę udało się zwiać spod opieki nauczycielki. Poziom ich wypowiedzi jest absurdalnie wręcz niski i totalnie infantylny, zarówno jeżeli chodzi o treść jak i formę wypowiedzi. Poza tym w wielu miejscach zabrakło elementarnej wręcz logiki, czego koronnym przykładem jest to - "Postanowili rozbić wszystkie wokół ogniska wejściem do ognia. Dawało to przewagę taktyczną. Wróg po prostu nie był w stanie zajść ich od tyłu." Naprawdę nie jestem w stanie pojąć toku rozumowania, który doprowadził do napisania czegoś takiego. Tutaj nie tłumaczy ich nawet brak doświadczenia. Jedyne co (ewentualnie) mogłoby ich wytłumaczyć to bezmózgowie. A takich rzeczy widziałem więcej... Autentycznie ręce mi opadły. Po naprawdę fajnie zapowiadającym się prologu dostałem rozdział, który kompletnie zrujnował mi opowiadanie. On powinien być raz jeszcze przemyślany i napisany od nowa. Nie jestem pewny czy po takim zimnym prysznicu jeszcze wrócę do tego fanfika, ale szanse na to są naprawdę niskie. Edit: Po ochłonięciu, pograniu w grę (i dokonaniu tam demonstracyjnego uderzenie nuklearnego na kitajców) i przemyśleniu sprawy chciałbym dodać co następuje: Ten fanfik jak najbardziej jest do uratowania. Pomysł na opowiadanie jest całkiem dobry, daje mnóstwo możliwości na rozwinięcie, tylko trzeba ostro wziąć się do galopu i napisać to porządnie. Póki co, jako że to zapewne debiut na poziomie prologu. Mierz póki co do tego, a jak już zaczniesz czuć się na rzeczonym poziomie swobodnie zacznij mierzyć wyżej. Im więcej będziesz pisał tym powinno być tylko lepiej. Powodzenia.
  15. Przeczytane Beware the spoilers! Albo i nie... Urocza opowiastka. Co prawda oryginału jako takiego nie widziałem, historyjkę znałem jedynie z wieczornych piwnych przypowieści. Pomysł na kucykowanie tego rodzaju rzeczy (o ile są na tyle dobre, by na to zasługiwać) uważam za wyśmienity (trudno żeby nie, skoro sam to kiedyś zrobiłem), a jeżeli zebrałoby się tego więcej, to może warto pomyśleć o jakiejś mini-akcji wydawniczej? Szczególnie jeżeli uda się zebrać/wymyślić dosyć tekstów, w których głównymi bohaterami będą Flim i Flam. Taki zbiorek szubrawczych opowiadać z pewnością ucieszyłby niejednego czytelnika. O samej treści pisać tu nie mogę, bo spaliłbym cały dowcip, Sun urwałby mi łeb za psucie niespodzianki i na dodatek nie byłoby herbatnika... Napiszę tylko tyle, iż z pewnością warto się z tą historyjką zapoznać. Tak dla jej humoru, jak i dla walorów edukacyjnych. A teraz przepraszam - idę łapać małpy.
  16. Przeczytany Rozdział 1. Beware the spoilers! Albo i nie... Skoro miałem tu do czynienia z tłumaczeniem, to swoim zwyczajem najpierw sięgnąłem po oryginał. To był wielki błąd. Tak tragicznie napisanego fanfika dawno nie widziałem na fimfiction. Jakim cudem to ma pozytywną ocenę to ja naprawę nie wiem. O ile do samej treści nie można się przyczepić, bo to typowe wprowadzenie do dalszej części, to forma woła o pomstę do nieba. Błędy wręcz się piętrzą - autor niemal na pewno nie pisze w swoim ojczystym języku. A jeżeli tak przypadkiem jest, to jest niemalże analfabetą, którego nie powinno się wypuścić z podstawówki. Na szczęście było to stosunkowo krótkie, więc zacisnąwszy zęby dobrnąłem do końca. Następnie przyszła pora na tłumaczenie. Po tym co napisałeś w pierwszym poście, podejrzewałem, iż może być to pierwsze podejście do przekładu fanfika. Albo jedno z pierwszych. No i tak było. Powiem tak - idealnie nie jest, ale na pewno nie ma tragedii. Owszem, w wielu miejscach przekład jest zbyt dosłowny i to mocno kłuje w oczy, ale to są potknięcia i błędy typowe dla kogoś kto dopiero zaczyna zabawę z tłumaczeniami i najczęściej znikają, kiedy nabierze się nieco wprawy. Tak więc nie należy się łamać a działać dalej - efekty mogą pojawić się zadziwiająco szybko. Tu na dodatek mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją - dosłowny przekład często powiela błędy, które popełnił sam autor. Przy pewnym doświadczeniu i większej ilości napisanego tekstu widziałbyś gdzie możesz niektóre rzeczy zmienić, żeby całość była strawna w naszym języku. I tak w paru miejscach widziałem takie właśnie zamiany i wyglądało to po prostu dobrze. Tak więc działaj dalej, a będzie dobrze.
  17. Przeczytani Władcy Wiatru Beware the spoilers! To było świetne. I to pod praktycznie każdym liczącym się względem. Światotworzenie, jak zawsze u Verlaxa stało na najwyższym poziomie. Dowiedzieliśmy się kolejnych rzeczy o tym jak popier... znaczy zagmatwane są stosunki arystokracji w dominium Celestii. Włączenie odpowiednika włoskich miast-państw i ich wiecznych konfliktów uważam za pyszny pomysł, który doskonale się sprawdził w opowiadaniu. A pomysł Białej Rury by musieli rozwiązywać swe spory bez użycia wojsk i ogólnej krzywdy jest wspaniałym, boskim wręcz pokazem złośliwości - zakładając, iż tamtejsze kuce posiadają temperamenty takie jak ich realni odpowiednicy. Mniejsza jednak o italo-kuce. Sednem fanfika jest Lazar. Doskonale wykreowana postać, o której stopniowo dowiadujemy się coraz więcej. Świetnie włada mieczem, jest obyty w eleganckiej mowie i mimo zżerającej go choroby będącej "karą za grzechy" (tfu!) nadal ma pewien autorytet. Jednocześnie mimo swojego cierpienia i postępującego zmęczenia wegetacją (bo życiem nazwać to trudno) nie zatracił do końca szlachetnych odruchów, co najlepiej widać w prologu. A kiedy w końcu zostaje ujawniona jego tożsamość... no to dopiero zaczyna się dziać. Właśnie dzięki jego prawdziwemu imieniu i pochodzeniu dostajemy wgląd w polityczne machinacje Unicornii. Jej stereotypowo nadambitny i przekonany o własnej słuszności władca jest idealnym obrazem zadufanego, przekonanego o własnej nieomylności arystokraty, który najlepiej wyglądałby jako wkład do gilotyny. Aż dziw, że przy takim <tu wstaw dowolną, mocną obelgę> jego obaj synowie nie wyrośli na rozkapryszone księciuniów, których głównym zajęciem (A przynajmniej jednego z nich) byłoby marnotrawienie rodzinnej fortuny i zadzieranie nosa. Widać Verlaxie, że wyciągnąłeś wnioski ze złośliwych komentarzy jakimi obdarzano Cię (no dobra, głównie ja obdarzałem) po lekturze pojedynków w KS. Tutaj walki, chociaż czasem dosyć długie absolutnie nie nużą. Są napisane zarówno z pomysłem jak i ze stosowną dynamiką. Fakt, iż są to nawalanki turniejowe, gdzie krew nie ma prawa się polać, tylko dodaje smaku opisom. Czytałem z przyjemnością, bez znudzenia i pewnie kiedyś raz jeszcze rzucę na nie okiem. Samo zakończenie fanfika to przysłowiowa wisienka na torcie. Nadęty arystokrata został upokorzyny, "dobre" miasto wygrało spór handlowy, gryf nie musiał wracać do ojczyzny, bracia zyskali tytuły i ich rozłąka się zakończyła (swoją drogą plot twist z młodszym Platinumem był fenomenalny). Jedynym zgrzytem był brak kary dla przedstawiciela "złego" miasta za urządzony przed turniejem napad. A do czego mogę się doczepić? Troszkę do formy, która w kilku miejscach zawierała minimalne niedociągnięcia. A bardziej do używania w niektórych sytuacjach nieco... nazwijmy to "ludowego" języka, który nijak się miał do pozycji jakie zajmowali używający go bohaterowie. Czasami to zgrzytało. Ogólnie jednak to pozycja doskonale uzupełniająca uniwersum Koła Historii. Takich więcej! Celujący.
  18. Rozdział II tomu II przeczytany. Beware the spoilers! No, panie Zodiak... to było naprawdę coś. O ile pierwszy rozdział pokazał nam trochę szerokiego świata, o tyle tu praktycznie cała akcja toczyła się w jednym, zapyziałym miejscu, które zapewne dla losów świata, czy też późniejszej fabuły jest kompletnie nieistotne. Ale to co się działo w nim w tym rozdziale? Nektar, nektar i ambrozja, powiadam! O ile lubię światotworzenie, pokazywanie szerokiego obrazu świata i opisy wojen, intryg, machinacji i innych interakcji społecznych, to miło w opowiadaniu o wiedźmach przeczytać rozdział, gdzie mamy opis zwyczajnego zlecenia dla jednej z przedstawicielek tej profesji. Było to przyjemnie odświeżające, a na dodatek absolutnie bezbłędnie napisane. Mowa naturalnie o treści, jeżeli chodzi o formę, to nie wątpię iż tej perfekcji znacznie dopomógł sztab prereadersko-korektorski. W każdym razie atmosfera była doskonale ciężka, historia odpowiednio przerażająca (swoją drogą kiedyś, przed liberalizacją, bym to wykopał do MLN), opisy cieszyły oko wytrawnym zastosowaniem makabry (w odpowiedniej dozie), akcja zaś toczyła się wartko i nie pozwala nawet na chwilę nudy. Jedyne nad czym się zastanawiam, to czy ktoś tak emocjonalny jak Erynia powinien być wiedźmą. Nie jest to oczywiście wada, wręcz przeciwnie - dodaje postaci miłego zróżnicowania, od tradycyjnego obrazu zimnej, wiecznie spokojnej wiedźmy. W tym kawale tekstu naprawdę mogę wyłącznie chwalić. Chciałbym być zmuszony częściej pisać takie komentarze. Ocena celująca. Z wykrzyknikiem.
  19. Rozdział IV przeczytany. Beware the spoilers! W sumie to dziwne, iż po tak długim rozdziale nie bardzo mam o czym pisać. Tak naprawdę wystarczyłoby jedno zdanie będące powtórzeniem kolejnych komplementów i wyrażeniem nadziei, iż pozostałe napisane części będą utrzymywały stały, wysoki poziom. Bo tak - światotworzenia znowu trochę jest, poznajemy miasto Cracow, dowiadujemy się również sporej ilości rzeczy o sporej ilości innych rzeczy. Bohaterowie drugoplanowi jak zwykle stają na wysokości zadania i widać, że nie są traktowani pobieżnie, lecz nad ich kreacją co najmniej chwilę pomyślano. Najważniejsze pozostaje oczywiście dalsze wykuwanie więzi między Twilight a Obsydian, co idzie wyjątkowo opornie. I słusznie, gdyż po latach jednego typu wychowania, szybka zamiana na coś zupełnie innego mogłaby wypaść nienaturalnie. A tymczasem mamy opisy pomniejszych i nieco większych zgrzytów, a wymiana światopoglądu postępuje powoli. Obawiam się jednak, iż niedługo przyspieszy, bo Twilight wykryje najfajniejszy czar Obsydian i ją popęka... Z drugiej strony może wtedy w końcu córeczka Sombry się wkurzy i odstrzeli jej ten lawendowy leb... Mimo braku fajerwerków, czy zakakujących plot twistów rozdział bardzo mi się podobał - nie zauważyłem w nim praktycznie żadnych wad, za to trafiło się kilka perełek, z których największą jest oczywiście poznanie tożsamości męża Applejack (może było to powiedziane wcześniej, ale nie pamiętałem i solidnie mnie to zaskoczyło). Celujący.
  20. Kończący się rok 2020 był (a raczej nadal jest)... wyjątkowo upierdliwy. Z wielu różnych powodów, chociaż oczywiście na czele stoi utrudniająca życie na wiele sposobów pandemia. Dodając do tego wyczyny sceny politycznej, ogólny bajzel w kraju i na świecie, to czasami nawet lektura dobrego fanfika nie jest w stanie poprawić humoru. Na dodatek nie dostajemy ich tak wielu jak kiedyś... No ale z drugiej strony niektórzy autorzy nadal publikują, pojawiają się nawet nowe twarze, a ostatnimi czasy od komentarzy dział wręcz spuchł (wielkie podziękowania dla Cahan za organizację wiadomego eventu). Można więc powiedzieć, iż pomimo pojawiających się od lat kasandrycznych przepowiedni nasz dział nadal żyje i jest to głównie zasługą Was - czytelników, autorów, komentatorów nie zapominając również o rzeszach korektorów i prereaderów, jak również fandomowych lektorów przybliżających szerszej publiczności naszą bagraninę. I właśnie Wam wszystkim, chciałbym Wam wszystkim, oraz oczywiście każdemu użytkownikowi, oraz niezrzeszonym na nim członkom fandomu życzyć wesołych i spokojnych Świąt. Najpewniej będą inne niż te do których przywykliśmy, jednak mam nadzieję, iż nadchodzące dni dadzą Wam możliwość odetchnięcia, zrelaksowania się i pewnego uspokojenia po tym szalonym roku. Nieco uszczegółowiając życzenia, to przede wszystkim życzę (tak, wiem paskudne powtórzenie) wszystkim zdrowia, żebyście nie dali się zarówno obecnie królującej parszywej zarazie jak i wszelkiemu plugastwu współistniejącemu. Życzę Wam szczęścia, świąt spędzonych w rodzinnym gronie, wytrwałości w dążeniu do upragnionych celów no i rzecz jasna jeszcze raz pieniędzy! Mam nadzieję, iż nadal, mimo upływu lat będziecie czerpać przyjemność zarówno z czytania jak i z pisania i komentowania fanfików i jeszcze wielu z Was postanowi zaznaczyć swoją obecność w naszym dziale. Kończę ten serię życzeniami udanego (na ile to obecnie możliwe) sylwestra, oraz lepszego, spokojniejszego i normalniejszego Nowego Roku!
  21. Rozdział IV przeczytany. Beware the spoilers! No i kolejny dobry rozdział za mną. Tym razem podczas lektury czułem się jakbym gonił pasikonika, bo co i rusz przeskakiwano z tematu na temat. Wyszło to jednak całkiem zgrabnie, na dodatek dostaliśmy oprócz dalszej części drogi głównej bohaterki również nieco solidnego światotworzenia, szczególnie w dziedzinach geograficzno-politycznych. Jak podczas pierwszej lektury stwierdzam, iż Darkness Sword to moja ulubiona postać, coś w jego pragmatycznym podejściu do otaczającej go rzeczywistości doskonale mi pasuje. Może chodzi po prostu o fakt, że jest nader kompetentnym władcą? A przynajmniej póki co sprawia takie wrażenie. Jego odpowiednik z kraju Słońca też nie wypada najgorzej. Może sprawia wrażenie nieco optymistyczniejszego, ale składam to na karb zwiększonej ilości witaminy D w organizmie. Jeżeli chodzi o przygody Night Shadow to bardzo aprobuję postać Kotka. Głównie dlatego, że jest kociakiem rzecz jasna. Reakcję jego matki też uważam za dobrze opisaną. Oczywiście można było napisać jak to zaatakowała główną bohaterkę i poniechała morderczych zamiarów dopiero kiedy mały wystąpiłby w obronie swojej przyszywanej mamki, ale podejrzewam, iż wypadłoby to o wiele gorzej. W sumie hołubię w duszy (której nie mam) nadzieję, iż ta mantykora okaże się strzelbą Czechowa i jeszcze ją w fanfiku zobaczymy. Naturalnie po kilku/kilkunastu latach. W sumie przez chwilę zastanawiałem się, czy mała jadowita kicia nie będzie towarzyszyć Night - wtedy można byłoby powiedzieć, że wraz z młodą księżniczką tworzą parę podobną do Gratcha i Richarda Rahla (oj, oberwę za to porównanie...). Natomiast Random Adventure ma minusa na starcie. Skurwykuc strzela do kotków! Co z tego, że latających, jadowitych i drapieżnych? Podsumowując rozdział był prima sort, czytało się go szybko i przyjemnie. Takich więcej proszę.
  22. Przeczytane. (Cahan nie bij, ten komentarz to sytuacja wyjątkowo i czysto impulsywna) Beware the spoilers! Na pierwszy rzut oka opowiadanie jest proste i zabawne, jak napisał przedmówca w uroczy sposób parodiuje znany angielski zwyczaj i występujące wraz z nim (prawda, że głównie w dowcipach, parodiach i szyderstwach) chwilowe oderwanie się od świata i rzeczywistości. Co prawda odnoszę wrażenie, iż rozmowa Twilight i Chrysalis, z niewielkimi wtrąceniami Spike'a jest pisana nieco na siłę, ale to rozpalająca się, to gasnąca furia i podejrzliwość Starlight pozwala nieco ukryć tę niezręczność. Na dodatek cała kreacja pokazuje, że jest istotą zdecydowanie myślącą, gdyż racjonalnie-nieracjonalne i logicznie-nielogiczne argumenty popijających herbatkę arystokratek absolutnie do niej nie trafiają. W końcu zdrowy rozsądek kapituluje i jej obecność w fanfiku kończy się wrzaskiem i łomotem. Następnie pojawia się zakończenie, które jest suche jak gardło chlora po tygodniowej popijawie. Zdecydowanie spodziewałem się w tym tekście większej dawki humoru i nawet wspomniane wcześnie "urocze parodiowanie" do końca fika nie ratuje. Co zaś do tłumaczenia... We are not amused. Panie Coldwind, spodziewałem się czegoś zdecydowanie lepszej jakości. W niektórych miejscach przekłady są zbyt dosłowne, w innych zaś tak sztywne, że zamiast uśmiechu wywołują grymas niezadowolenia. Jednocześnie podkreślam, iż nie są to de facto błędy, ale można było posiedzieć ciut dłużej i dodać nieco... elastyczności do tej lokalizacji (tak, czytałem bloga autora oryginału, który chwalił sie wszem i wobec, że jego fanfik został nie tylko przetłumaczony, ale i zlokalizowany - moje gratulacja za uznanie od autora :D). Na pewno by jej to nie zaszkodziło.
×
×
  • Utwórz nowe...