Skocz do zawartości

Dolar84

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    3974
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    110

Wszystko napisane przez Dolar84

  1. Przeczytany rozdział III. Beware the spoilers! Po raz kolejny przed lekturą czułem pewien niepokój, ponieważ Kairos w prologu budził moją największą antypatię. Coś mi w nim po prostu nie grało, obawiałem się więc, że i rozdział o nim będzie męczący. A tu niespodzianka! Z tych naprawdę przyjemnych. Zacznę od tego, iż wybitnie przypadła mi do gustu idea Helvetii jak dzikiego, acz niezmiernie bogatego kraju. A jeszcze bardziej to, iż w ostatecznym rozrachunku w niczym im to bogactwo nie pomogło. To takie... świeże spojrzenie. Pomysł by język kóz był krańcowo odmienny od innych też jest świetny, na dodatek dodaje do światotworzenia więcej, bardzo potrzebnej, różnorodności lingwistycznej. A skoro już jesteśmy przy dziwnych językach to daję minus za czerwoną czcionkę z "ozdobnikami" - ilekroć to widzę, to szlag mnie trafia. Parsknąłem serdecznie z szydery jaka została zafundowana odpowiednikowi turbolechitów - był to bardzo miły przerywnik. Podpisuję się jednak pod teorią, że Discord był pierwszy i źli Nieśmiertelni ukradli mu władzę! Pod lód z nimi! Od razu dodam tu kolejną pochwałę, za pomysł umiejscowienia w miejscu akcji cienkiej granicy pomiędzy strefą materialną a magiczną. To daje szerokie pole do popisu i zostało tu wykorzystane bardzo, ale to bardzo dobrze. Rozwinięcie charakteru Kairosa jako wrednego intryganta i manipulatora też poszło jak trzeba. Teraz wiadomo iż w świecie KH mamy odpowiednik Discorda, tylko że dużo wredniejszy i bardziej nieobliczalny. Możliwości wykorzystania tej postaci jest doprawdy legion. Na koniec wspomnę o najlepszej w moim mniemaniu części rozdziału czyli o atmosferze i klimacie. Jest ciężki, miejscami wręcz mroczny i bardzo, ale to bardzo przytłaczający. I to jest wspaniałe. Podczas lektury cały czas gdzieś w tle kryje się coś groźnego i niestrudzenie zakłóca spokój czytelnika. Najlepszą sceną jest oczywiście pierwsze spotkanie z Nieśmiertelnym. Posunąłbym się wręcz do stwierdzenia, iż ten krótki tekst lepiej nadawałby się na dreszczowiec czy nawet horror, niż spora część "klasycznych" książek z tych gatunków jakie czytałem. Jest tak dobry, iż mogę nawet przymknąć oko na powtórzenia, których w tekście było całkiem sporo. Bezwzględnie ocena celująca!
  2. Nie zgadzam się w pełni z żadnym z podanych argumentów. Dlaczego? Ponieważ fanfik ma tag [Wojenny]. Po czymś takim spodziewałbym się więcej soczystych i/lub suchych opisów poszczególnych starć. Albo chociaż dwóch-trzech najważniejszych. Naturalnie rozumiem, iż tu zdecydowanie przewodzi tag [Political] no ale... Natomiast uznanie, iż detaliczny opis brzmiałby "Nieśmiertelny pozwolili na to" lub "to było nieuniknione" uznaję za chybione totalnie. Dlaczego? Ponieważ na polach tych bitew, prócz opisanej ostatniej latającego piżmaka nie było. Walczyły kuce/inni i wynik starcia zależał tylko od nich. Ich "Nieśmiertelny" był w tym czasie zajęty byciem totalnie bezużytecznym grzejąc futrzaste jaja w wulkanie. Tak więc byłby to temat interesujący dla każdego historyka, nie tylko dla hobbystów historii wojskowoście. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mam nadzieję, iż w czasie fanfika szefostwo Mandatu Niebios odkryje, iż nie jest tak nieśmiertelne jak im się wydaje, a ich Wielki Plan zostanie zdruzgotany na strzępy. Ich arogancja... boli mnie w serduszko. Aha - odwoływanie się do komentarzy innych nie zadziała - póki sam nie przeczytam całości to nawet na nie nie patrzę, by sobie nie spoilerować. Tyle polemiki, później dodam jeszcze wrażenia z czytania Przygód Misia Kolargola. Zapowiadany edit. Beware the spoilers! Wspaniały rozdział! Autentycznie wspaniały! Przed lekturą byłem przekonany, iż będę wieszał psy na kolejnym Nieśmiertelnym, za kunkatorstwo, niezdecydowanie i ogólnie bycie piz** większą od Kolargola. A tu niespodzianka, Rimstuar okazał się znaczącą potęgą i to obdarzoną niezłym charakterkiem. Bardzo podobał mi się motyw rozprawienia ze smokami - tu w opisach batalistycznych udało się pokazać klimat i utrzymać doskonałą równowagę pomiędzy suchymi faktami a emocjonującycm przebiegiem walki. Uczelniane pogawędki po raz kolejny wypadły świetnie, wymienianie przywar Nieśmiertelnych uważam za pyszny pomysł. Znalazłem tam jednak jedną rzecz, która mnie poważnie zastanowiła. Wcześniej wspomniano iż w Caracie nie występowały pegazy. A tu się okazało, iż Rimstuar ma moc wpływania na pogodę. Czy nie byłoby sensowne, skoro w Equestrii wiele z nich zajmuje się jej regulacją, by niejako uznały wielkiego niedźwiedzia za swojego patrona? Myślę, iż można byłoby spodziewać się fal imigrantów z innych państw, które chciałyby żyć w kraju rządzonym przez Nieśmiertelnego, który dzięki swym mocom może uchodzić za wzór dla nich. A może to pojawi się później, nie wiem, w każdym razie takie wydarzenie byłoby dla mnie logiczne. Zdrowo się ubawiłem czytając o tym jak to Vassa ze swoimi żubrami utarli misiowi nosa, przez złożenie hołdu latającemu piżmakowi - rozwiązanie cudowne w swej wredocie. No i dwie wisienki na torcie, czyli ustrój Caratu, gdzie dzięki cyklowi życiowemu niedźwiedzi zapanowała niejako równowaga we wpływach plebejskich kuców i niedźwiedziej szlachty. Miodnie! Za najlepszą część uznaję jednak opisy samej kolonizacji Wielkich Stepów i Żelaznego Lasu - budowa miasteczek, starcia z wilkiam, tworzenie zrębów państwowości... o tym mógłbym czytać i czytać. Doskonała robota. Celujący!
  3. "Rozdział I - Saoshyant" przeczytany. Beware the spoilers! Zacznę od rzeczy ogólnych - przez większość czasu fanfika czytało się miodnie. Mimo poruszania ciężkostrawnych tematów, pióro było lekkie, więc i lektura była przyjemnością. Oczywiście od czasu do czasu pojawiał się jakiś kwiatek (najczęściej dziwaczne sformułowanie), ale było ich na tyle mało (a im dalej tym mniej), że można to spokojnie wybaczyć. Czytając spodziewałem się sporej dawki światotworzenia i oczywiście się nie zawiodłem - ilość informacji jaką Verlax ładuje w tekst może na pierwszy rzut oka przytłoczyć, ale jest to wyłącznie pierwsze, nie do końca prawdziwe, wrażenie. Poznajemy geografię, historię, religię, ba! Nawet socjologię. Jestem też zachwycony formą w jakiej te informacje trafiają do czytelnika. Co prawda całość wygląda prawie jak podręcznik, ale gdyby wszystkie podręczniki były tak pisane, problem wagarów przestałby istnieć (no chyba że gdzieś dawaliby darmowe piwo). Opisy kolejnych kampanii kraju Nieśmiertelnego (nadal nie wiadomo jak dokładnie wygląda, według mnie jest skrzydlatym piżmakiem. Bo świeci. Nie pytajcie.) stanowią.... może nie tyle słabą, co mniej dobrą część tekstu - powiedziałbym, że są za mało rozbudowane. Gdyby choć jedna z wielu bitew opisana została nieco dokładniej (na przykład w suchym, formalnym stylu sprawozdania) to wyszłoby to lepiej. Tak to się dowiadujemy, iż X poszło tam, a Y tam i zrobiło to. Przy okazji, Verlax ma wyraźną słabość do liczby 40 000. Chyba trzy armie miały taką liczebność. Teraz część, która najbardziej mi się podobała, czyli porcja uczelnianego socjologicznego pieprzenia (inaczej się tego nazwać nie da). Naturalnie, większość przekazywanych w nich treści bła oburzająca, obrzydliwa i ogólnie fe i be :D. Jak to ustalony porządek? Jak to brak wolnej woli? Jaki znowu Wielki Plan? Jakie teokratyczne uprawnienia Stanowicieli? Pod lód! Pomijając jednak moje ze wszech miar słuszne oburzenie na taką konstrukcję świata starożytnego, to przyznaję, iż jest spójna, choć paskudna. Z przyjemnością dowiem się więcej i oczywiście będę gromok kibicował, by rzeczony Wielki Plan, Harmonię a przede wszystkim Mandat Niebios szlag jasny trafił :D. No ale to już pewnie w kolejnych rozdziałach, póki co dają piątkę. Byłaby z plusem gdyby nie wcześniej wspomniane kwiatki.
  4. "Koło Historii" przeczytane. W końcu się doczekałeś. Może nie całości, ale od czegoś trzeba zacząć. Dzięki temu będę miał też okazję sypnąć większą ilością komentarzy. Przejdźmy jednak do samego sedna. Beware the spoilers! Fanfik niezmiernie przypadł mi do gustu. Osobiście uwielbiam tego typu opowiadania, gdzie dostajemy dużo informacji o świecie, jego historii, polityce, intrygach itd. A tutaj, nie dosyć, iż światotworzenie stoi na wybitnym poziomie, to na dodatek autor zadbał by dostarczyć czytelnikowi nieco akcji. I mam tu nie myśli nie tylko dobrze opisaną bitwę, ale głównie dyskusje Nieśmiertelnych, która w mojej opinii stanowi główną oś tego opowiadania. W sumie to wyjątkowo skąpy opis bitwy jest dla mnie jedyną "wadą" prologu. Czy może inaczej... Sądzę, iż byłem świadkiem próby uzyskania równowagi między wypełnionym suchymi faktami Ordere de batalie, a bardziej... żywiołowym opisem, gdzie oprócz strzałek na mapie czujemy strach żołnierzy, słyszymy szczęk oręża i czujemy kolejne ciosy miecza wgniatające nam pancerz... Odnoszę nieodparte wrażenie, iż tej drugiej opcji było nieco za mało, ale jest to odczucie czysto subiektywne. I w niczym nie zmienia faktu, iż opis bitwy był dobry. Ale mógł być wybitny... W ogóle sam koncept nadnaturalnych istot, będących OP z samej natury uważam za wyborny i to mimo własnych poglądów - z zasady nie lubię bohaterów OP, a tu autor pisze, że oni nie mogą przegrać. Mam jednak nieodparte wrażenie, poparte końcówką fanfika, iż ta zasada, jak również zakaz wojen między Nieśmiertelnymi może okazać się prostsza do złamania, niż się to wydaje. "Pax Imperios Immortales" brzmi dumnie, wspaniale i wręcz nieskończenie. Na bank więc go szlag trafi, o czym będę czytał z niesłabnącym zainteresowaniem. Oczywiście o ile dalsze rozdziały dorównają poziomem prologowi, ale znając Verlaxa o to się jakoś nie martwię.
  5. Wiem, że miałem tłumaczyć co innego (zapomniałem co...) i że Przygody nie są też jeszcze skończone, ale pod wpływem chwilowej inspiracji przełożyłem krótkiego oneshota, gdzie najwredniejszy lokaj Canterlot spotyka właścicielkę pizzerii, Marenarę. Chaos jak za Discorda... Aha, uprzedzam od razu, iż to opowiadanie jest seksistowskie i niepoprawne politycznie. Pewnie dlatego tak mi się spodobało... "Schadenfreude zamawia pizzę" [PL][Oneshot][Comedy][Random] Życzę udanej lektury.
  6. Po pierwsze, chciałbym podziękować wszystkim za nadal żyjące zainteresowanie projektem i jego losami. To sprawiło, iż postanowiłem wziąć się w garść i podjąć kolejną próbę popchnięcia tłumaczenia ku upragnionemu końcowi. Ale tym razem zrobię to trochę inaczej... Otóż, po napisaniu tej wiadomości, w poście tytułowym pojawi się link do 5 rozdziału BP. Nie, nie jest on jeszcze przetłumaczony. A żeby był i żebyście mogli na bieżąco sprawdzać postępy, postanowiłem w drodze wyjątku zwalczyć swą niechęć do pisania/tłumaczenia w Google Docs. Postaram się codziennie coś tłumaczyć, jednocześnie zachowując wersję oryginalną (przez ograniczony czas - powiedzmy po 2-5 dniach fragmenty angielskie będą stopniowo znikać). Dodatkowo będzie uruchomiona opcja komentarzy, więc jeżeli zobaczycie, że popełniam jakiś koszmarny błąd, lub po prostu macie ochotę zasugerować inny przekład fragmentu to bez wahania komentujcie. Aha - na koniec każdego dnia, będę dodawał komentarz w miejscu, w którym skończyłem dzienną pracę - w ten sposób sami będzie mogli ocenić jak szybko idzie przekład i pilnować, bym się nie opieprzał. No i będziecie mieli szybciej dostęp do przełożonego tekstu. Oficjalny start tego projektu to sobota 20.06.2020. Raz jeszcze dziękuję za pamięć.
  7. Krótkie opowiadanie z konkursu na Broniec Corner (gdzie zostało wdeptane w glebę ), czyli potyczka redakcji Equestria Times z zarazą. Tagi to zarówno Sad jak i Comedy, bo o ile wtajemniczeni zapewne parskną przy niektórych opisach, to dla ludzi spoza redakcji starałem się jednak utrzymać nieco cięższy klimat. Czy mi się udało? Ocena należy do Was. Zapraszam do lektury i jednocześnie dziękuję Gandzi za korekt. Łabędzi Śpiew
  8. Lista znowu działa. Ravin naprawił - bądźcie mu wdzięczni :D.
  9. Numer przejrzany i częściowo przeczytany. Recenzje fików bardzo dobre, chociaż z wieloma elementami zawartymi w Cahanowym tekście o Homelands się nie zgadzam (głównie z poglądem na ogólny świat Opadu: Konioziemi). Sun z kolei swoją recenzją bardzo mocno zareklamował "The Mare Who Once Lived on the Moon". Artykuły fandomowe i inne zostawiłem sobie na później, ale z przyjemnością przeczytałem wywiady. Dobrze przeprowadzone, dobrano ciekawe osoby i całość zasługuje na celujący. Komiks na końcu to czysta perfekcja. Wspaniale narysowany (mówię to oczywiście z punktu widzenia kompletnego laika graficznego, ale ta kreska to dla mnie poezja) i na dodatek całkiem zabawny. PS: Kogo muszę zabić, żeby trafić do jednego z komiksów Porcelanki?
  10. Z okazji zbliżających się/trwających świąt Bożego Narodzenia/Hanuki/Jul/wszelkich innych świąt dział opowiadań pragnie złożyć Wam wszystkim, którzy wytrwale śledzicie losy forum najserdeczniejsze życzenia przede wszystkim zdrowie, szczęścia, ciepłej rodzinnej atmosfery, bogatego Gwiazdora (znowu się biedak przez kaloryfery musi przeciskać), a jakby wcześniej wymieniony się nie zjawił to i tak góry prezentów, zawsze dobrego humoru i zdrowego dystansu do otaczającego nas zwariowanego świata, treści kucykowych w dowolnie wybranym przez Was samych wymiarze, no i jeszcze raz pieniędzy. Tego wszystkiego oraz wszelkich innych rzeczy, o których z powodu sklerozy zapomniał życzy Dzierżący Łopatę, Opiekun Działu Opowiadań, Car Wszechfanfikcji Dolar84.
  11. Po raz kolejny dłuższa przerwa spowodowana czynnikami różnymi. Jako że możecie mieć przez to niedosyt Schadena, to tym razem częstujcie się trzema rozdziałami. Podziękowania dla @Kredkeza pomoc w tłumaczeniu rozdziału 9 (ostrzegam, że w porównaniu z oryginałem nie jest tak śmieszny) i standardowo dla niezawodnej grupy spod znaku Świętej Korekty czyli @Gandziai @Rarity Rozdział 9 - Na odwrót i wspak bawię się słowami (feat Kredke) Rozdział 10 - Schaden człowiekiem Rozdział 11 - Witamy w Ponyville (Część 1)
  12. Przeczytane. Beware the spoilers! Wszechpotężna Celestia obracająca wrogów w pył bez żadnego wysiłku? Wskrzeszająca poddanych i modyfikująca ich pamięć (a tym samym życie)? Naprawiająca gigantyczne zniszczenia w ciągu sekund? Czegoś takiego dawno nie widziałem. I w sumie mam nadzieję, że za często widywać nie będę. Proszę tego ostatniego zdania nie traktować jako krytyki opowiadania, które jest bardzo dobre, trzyma cały czas wysoki poziom, czuć w nim odpowiedni klimat i czyta się je wyśmienicie. Koncepcja takiej Ceśki mnie zainteresowała, a sam fanfik sprawił dużo przyjemności w trakcie lektury. Bardzo mile czytało się o władczyni, która jest po prostu najpotężniejsza. Skąd więc stwierdzenie, że nie chciałbym widzieć takich kreacji za często? To czysto osobista niechęć do postaci, u których wskaźnik OP wybija skalę, przebija sufit i leci śladem luny na Srebrny Glob. Jednak od czasu do czasu jest to nawet miła odmiana, tym bardziej w bardzo dobrym wykonaniu. We are amused.
  13. Wykażę się karygodnym lenistwem i po protu przekleję tu swoją post-konkursową recenzję, bo wątpię bym zdołał wyrazić się lepiej niż wtedy. Beware the spoilers! Tutaj jak zwykle miód-malina. Nie wiem czy uda mi się złapać kiedykolwiek Malvagia na choćby średnim opowiadaniu, ale jakoś powątpiewam. W niewielkiej ilości słów dostaliśmy tak naprawę wszystko co było konieczne by tekst zdobył rząd serc i dusz. Wędrówkę, pokonywanie przeszkód, metaforyczną ewolucję głównej bohaterki, w końcu zaś przyziemną w porównaniu z poprzednimi zjawiskami rozmowę. Na dodatek gęsto przeplataną wstawkami z obcego języka, który to szczegół wyjątkowo przypadł mi do gustu. No i samo zakończenie. Wrażenia jakie wywołało… coś pięknego. Tekst tej końcówki jest tak wciągający, tak można się w tych kilku-kilkunastu zdaniach zapamiętać, iż praktycznie słyszy się melodię wyśpiewywaną przez chór. Forma jak zwykle bez zarzutu. 10/10 Perełka! Naturalnie z punktu oddaję głos na [Epic]
  14. Przeczytane. Do lektury zabierałem się od dłuższego czasu i w końcu się udało. Jakie wrażenia? Beware the spoilers! Otóż nienajlepsze. Jak bardzo lubię fanfiki spod znaku [Slice of Life] i rzadko który decyduję się określić jako "fik o niczym", to tutaj jestem bliski użycia tego określenia. Całość wydaje się być wyrwana z kontekstu, jakby stanowiła część czegoś większego, czego stanowiłaby idealne uzupełnienie. Dlaczego? Ponieważ tutaj tak naprawdę nie dowiadujemy się zbyt wiele o niczym, wyjąwszy wgląd w dzieciństwo Ceśki i Lulu. I ta część wypadła interesująco, ponieważ w tym momencie tekst nagle nabrał głębi. W pozostałych momentach miało się wrażenie ślizgania po powierzchni i nic tak naprawdę nie pozwalało wgryźć się temat. Jeżeli chodzi o rozmowę AJ i Ceśki, to zupełnie mnie nie porwała. Żeby była jasność - absolutnie nie nazwałbym jej nudną, tym bardziej że miło uzupełniały ją kolejne przygody kulinarne, ale nie całej tej długiej, stanowiącej większość opowiadania scenie nie znalazłem żadnego momentu, który by mnie napawdę wciągnął w lekturę, pomijając wcześniej wymieniony wgląd w przeszłość Królewskich Sióstr. W sumie w całym tekście jest tylko jedna rzecz do której mógłbym się przyczepić - wejście Pinkie Pie. Wydaje się nieco za słabe jak na efekty, które spowodowało. Mam nieodparte wrażenie,, że dodatkowe zdanie czy dwa jakiegoś zręcznego opisu mogłyby tę scenę ulepszyć. Jeszcze jedno mini-spostrzeżenie. W pewnym momencie, przy opisie wyglądu Ceśki, tego fartucha, włosów spiętych w kok i tak dalej nasunęło mi się skojarzenie z Matyldą z Ani z Zielonego Wzgórza. Co prawda nie utrzymało się, gdyż Ceśka była za miła, łagodna i za mało zasadnicza ale przyjemne wrażenie pozostało. Podsumowując, "Śniadanie" to fanfik dobry, a nawet bardzo dobry, który jednak zupełnie mi się nie podoba, co jest rzadkością przy SoL-ach. Ale winię za to tag [EqG] gdyż wyraźnie nie jestem odpowiednim targetem dla tego typu fanfików. Za mało kuców w kucach. Tak więc, chociaż z czystym sumieniem nie mogę tego opowiadania polecić, to mam dziwne wrażenie, iż zdecydowana większość osób, które zdecyduje się po nie sięgnąć będzie po lekturze zadowolona.
  15. Wypowiedziałem się już w temacie konkursowym, więc tu tylko dorzucę krótkie podsumowanie. Beware the spoilers Opowiadanie dostało ode mnie 10/10 z minimalnym brakiem do perełki. Dostaliśmy tutaj doskonale "typową" przygodową komedię z minionami. No, może nie aż tak typową, bo zarówno sługusy jak i samo zło wcielone okazuje się być zaskakująco kompetentne i pomysłowe w pokonywaniu przeszkód, jakie stawia przed nimi bezlitosna fizjologia (i autor). Co ciekawe właśnie ta wspomniana "typowość" jest jednym z najmocniejszych punktów opowiadania - wiemy mniej więcej czego się spodziewać i otrzymujemy to w doskonałej jakości. Przyznaję, że po lekturze jestem ciekaw dalszych losów skrzydlatej zarazy. No a imiona to już w ogóle ubaw po pachy. Nadal w mojej ocenie wygrywa Kołatek. Taki funkcjonalny! Głosuję na Epic. Bo mogę i w mojej ocenie opowiadanie na to zasługuje.
  16. W związku z pojawiającymi się ostatnio problemami z długością postów, na chwilę obecną częściowo zawiesza zakaz double-postingu. W jakich wypadkach? Naturalnie wtedy, gdy komentarz (czy to z cytatami czy bez) będzie na tyle długi, że trzeba go będzie podzielić na dwie lub więcej części. I tak, takie komentarze się trafiają - ostatnio coraz częściej nawet. Czasami, przy długich postach, nie da się też edytować tytułowego - wtedy publikujcie rozdziały w kolejnych postach, a kiedy problem zniknie, to się wszystko poustawia na miejsca. Oba problemy zostały zgłoszone do działu technicznego, teraz musimy czekać.
  17. Po pierwsze chciałbym podziękować za komentarz i stwierdzić, że jest taki jakiego w głębi serca pragnie każdy autor. Długi, szczegółowy, zostawiający miejsce na polemikę i odpowiednio czepliwy. 10/10 miód-malina. No i osobne podziękowania za głos na Epic. Cieszę się, iż opowiadanie się spodobało. A teraz czas na wspomnianą polemikę. Jeżeli chodzi o wspomniany paradoks to nie pamiętam czy mówiłem wtedy o Aleo w szczególności, czy ogólnie o moich fanfikach. Ale fakt, zwykle nie tworzę super pozytywnych postaci. No chyba, że jak Xiphos (choć niepozbawiony wad) są mi do czegoś potrzebne. Ale paradoks zabawny, nie da się ukryć. Niekonsekwencja mogła się trafić, przez długi okres pisania fanfika. I oczywiście jedyną słuszną jest wersja "Krystallina Autokratorias". Którą to nazwę wymyślić @Cygnusi pozwolił mi ją do Aleo zakosić za co raz jeszcze mu dziękuję. Bohaterowie - Zważywszy na to, iż kronikę pisał jeden z obrońców Cesarstwa trudno byłoby mu nie przejaskrawiać jej bohaterów i to w obie strony. Sombra to potwór, a obrońcy są (zwykle) nieskalani. Wymaganie od niego obiektywnej oceny jest nierealne i dlatego zrezygnowałem z tego, jednocześnie kilkukrotnie wkładając mu w usta słowa o tym jak stara się wspomniany obiektywizm utrzymać. Ego mi podskoczyło jak przeczytałem o cenieniu mnie w sztuce fanikopisarstwa Co do tłumaczenia nazw na polski i angielski wynika to z dwóch rzeczy. Po pierwsze lubię angielski. Po drugie miałem swego czasu nadzieję, iż Aleo zostanie przełożone czy to przeze mnie czy przez kogoś innego. Co do tego byka to faktycznie był i szokujące dla mnie jest to, że tak długo uchował się zarówno przede mną jak i przed korektorami i czytelnikami. Już został oczywiście poprawiony. Jeżeli chodzi zaś o "Akuoamarinisa" to tak właśnie powinien być zapisany. "Aqua" to byłaby łacina. Tu poruszono kilka wątków, więc się nimi zajmijmy po kolei. Po pierwsze i najważniejsze - kanon. Czytając mojej opowiadania najlepiej przyjąć założenie, iż z kanonu biorę jedynie kuce i Equestrię jako taką. Wszystko inne jest dla mnie kompletnie nieistotne i nie waham się tego zmienić kiedy mi tylko coś nie pasuje. Realia, podejście, charaktery i motywacje postaci - to są moje zabawki i "kanoniczne" są jedynie, kiedy mi to pasuje, a nie odwrotnie. Taki urok fanfików - nie muszę się dokładnie dopasowywać do świata, tylko ja go dopasowuję do swoich potreb. Po drugie - Cadance nie pojawia się w kronice w żadnej formie. Nie ma o niej najmniejszej nawet wzmianki. Głównie dlatego, iż opisywane wydarzenia dzieją się bardzo długo (pewnie ponad 1000 lat) przed jej urodzeniem i wyniesieniem na alikorna, a Cesarstwem rządzili bazyleusowie z dynastii Smaragdi. Jak było wcześniej w komentarzach wspomniane Aleo to fanfik szowinistyczny i tam do zasiadania na tronie KA wymagane były jajca. Nie wgłębiałem się w to w fanfiku, więc tu wyjaśniam :D. Jeżeli zaś chodzi o kwestię przepowiedni to nie mówiła ona o Kredensie, tylko o nieokreślonym zbawcy, który miał się pojawić i ich uratować. Nie pojawił się, nie uratował, przepowiednia okazałą się stekiem bzdur (jak w rzeczywistym upadku Konstantynopola) i miasto upadło. Dodam również, iż w kreowanych przeze mnie (póki co) światach Cadance ma z Cesarstwem tyle wspólnego że w nim rządzi. Jest obcą z urodzenia i pochodzenia władczynią narzuconą temu państwu przez Celestię co w efekcie czyni z CE wasala lub protektorat potężniejszego sąsiada. Po trzecie - Co do spłycenia roli Serca to nie mogę się z tym zgodzić - było potężnym artefaktem, działało jak kanoniczne, dodałem mu tylko dodatkową opcję, bo potrzebowałem powstania bariery i jej zniszczenia. A co do rytuałów, to czytelnik nie wie, czy mają się nijak do charakteru Serca, bo jako autor poskąpiłem ich opisu, pokazując jedynie sam "włącznik". A co do perpetum mobile, to rzeczywiście w określonych okolicznościach mogło. Tu jednak Sombra skutecznie temu zapobiegł. Po czwarte - piszesz, iż rozczarowały Cię pobudki Sombry. Ale jakie inne mogły być? Jak inaczej wyrzucony z wojska żołdak, mający zostać bandytą zdołałby podbić bogate i potężne państwo? Miałem z niego robić super czarnoksiężnika czy postać która jest zła "bo jest zła"? Nie ma mowy, takich motywów się napatrzyłem i uznałem, że u mnie się ich nie uświadczy. Sombra u mnie jest uzdolniony i bardzo silny (tak fizycznie jak i magicznie), ale nie wykracza za bardzo poza ramy "zwykłego" kuca. Jedynym co go odróżniało od innych było to że dostał okazję i ją wykorzystał. Jeżeli zaś chodzi o spisek kupców. No cóż, szukałem czegoś realistycznego i przekonującego właśnie, co jednocześnie nie angażowałoby obcego rządu, bo to oznaczałoby regularną wojnę i regularną armię gdzie nie byłoby miejsca dla Sombry. Kupcy byli koniecznością Kwestia Xiphosa i rebelianckiej retoryki - Xiphos miał budzić sympatię. Niby polityk, ale jednak stary wiarus, gotowy oddać życie za bazyleusa. Co do tym, że niektóre z tekstów tych złych zajeżdżały komunizmem, to masz całkowitą rację. Szukałem odpowiednich tekstów, a że te Adolfa H. nie pasowały, bo nie było kwestii rasistowskich (to w Equestrii), to postanowiłem podkraść trochę retoryki towarzyszy Włodzimierza i Józefa. Oni umieli porywać masy, a tam za dużo intelektualistów nie było. Populizm to potężna broń i tu został bezlitośnie wykorzystany. Sombra dobrze wiedział, że uczucia rządzą rozumem i dlatego na nich grał. I poprzedzający go rekrutanci rebelii też. O Sombrze już wcześniej pisałem, tu tylko powtórzę, iż ja jego czarnoksięskie zdolności potraktowałem po macoszemu, bo jeżeli sam jeden zdołałby magią podbić KA to byłby za potężny dla moich celów. Założyłem, iż w magii, szczególnie tej czarnej (określenie pojawia się chyba dwa-trzy razy w fanfiku) podszkolił się później, a miasto zdobył głównie żelazem i krwią. No i scena gdzie waląc z rogu niszczyłby kopułę, byłaby zbyt wielką zrzynką ze sceny z Harrego Pottera gdzie Voldemort psuje tak obronę Hogwartu Jeżeli chodzi o Kechrimpariego to cieszy mnie fakt, iż był popularny wśród czytelników, bo to zdecydowanie moja ulubiona postać. Moooożliwe, że mimowolnie (lub świadomie, nie pamiętam) podrzuciłem mu kilka swoich lepszych cech (jak właśnie pragmatyzm i cynizm :D). Nie pasuje Ci zachowanie Equestrii, bo przykładasz do obrazu kanoniczne Królewskie Siostry. A to nie ta bajka. Tutaj, za uratowanie KA, siostrzyczki zażądałyby (co najmniej!) potężnych koncesji w handlu i odpowiedniego wynagrodzenia. O ile nie złożenia sobie hołdu. To pragmatyczne władczynie, które dbają o swój kraj i jego mieszkańców, a dobro dziedzin zagranicznych nie bardzo im leży na sercu, o ile nie mają na tym nic do zyskania. Co zaś do hołubienia Luny to mnie to zdziwiło, bo nie pamiętam bym którąkolwiek wyróżniał. W Aleo są niewiele znaczącym epizodem. Z opisów bitew jestem dumny, szczególnie z morskiej bo się nad nią nasiedziałem i nasprawdzałem i namęczyłem by była realistyczna. Cieszę się, iż się to udało i wywołują one uniwersalnie pozytywne reakcje. Co zaś do Hegemonii Mułów, to moje autorskie państwo, o którym już wspominałem tu i tam właśnie w takim stylu jak w Aleo. Ale jeszcze kiedyś napiszę fanfika, gdzie dam mu większą rolę. I specjalnie po to by wkurzyć biologicznie poprawnych (pozdrawam @Cahan) muły będą tam płodne Jeżeli chodzi o epilog to długo nad nim myślałem (złośliwi powiedzą, że cztery lata) i w końcu jest jaki jest. Wpis Sombry był zaplanowany od początku, ale śmierć kronikarza we "współczesnych" czasach pojawiła się jako pomysł już w trakcie jego pisania. No ale dało mi to pretekst by również na końcu epilogu a nie tylko ostatniego rozdziału użyć słów "Aleo he Polis'
  18. Kilka spraw. Po pierwsze (primo) - chciałbym bardzo podziękować Cahan za znalezienie jurora i Rarity, która wspaniale wywiązała się z tego obowiązku. Lepszą osobę do sędziowania byłoby naprawdę ciężko znaleźć. Jednocześnie chciałbym przeprosić uczestników, iż sam się z tego obowiązku nie zdołałem wywiązać, ale było to spowodowane przyczynami... obiektywnymi. No dobra obiektywnymi dla mnie, ale faktem jest, iż nie byłem w stanie fanfików czytać. Przeszło mi dopiero teraz, stąd ten post. Po drugie (także primo) - nie spodobała mi się "dyskusja", która miała miejsce po ogłoszeniu wyników. Za dużo było w niej negatywnej energii, skierowanej przeciwko jurorce. Mam nadzieję, że nigdy więcej czegoś takiego tu nie zobaczę. Fakt, Rarity ocenia inaczej niż ja, jak sama pisała mniejszą wagę przywiązując do recenzji a większą do bardzo konkretnej oceny. Żeby być całkiem szczerym to stwierdzam, iż jej oceny są dużo konkretniejsze niż moje - ja się zwykle rozpisuję ogólnie, podczas gdy Rarity jasno pokazuje co było źle. Tak więc a przyszłość proszę o więcej uprzejmości ze strony ocenianych. No chyba, że ja będę oceniał to możecie atakować ile chcecie. I obserwować efekty. Po trzecie (również primo) - @Foley, masz całkowitą rację, iż konkursy mają służyć do szlifowania umiejętności. Taki cel przyświecał im od początku i cieszę się, że nadal korzystacie z okazji. Po czwarte (papug, ty już dobrze wiesz co.... primo) - przeczytałem wszystkie opowiadania, oceniłem i napisałem recenzje. Z wielką radością stwierdzam, iż opowiadania były świetne. Treść wszystkich była dobra, a wykonanie w większości. No i mamy dwie perełki i jedną "omc". Takich fików więcej. Recenzje znajdziecie tutaj. Wypiszę też moje oceny, chociaż oczywiście wiążące są te od @Rarity @Danio Doża Venucci - 6/10 @Lyokoheros- 9/10 @Malvagio- 10/10 Perełka! @Mordecz- 10/10 Perełka! @Foley- 10/10 Pozdrawiam Edit: Zły link do recenzji. Poprawiłem,
  19. Przez kolejny tydzień lub nawet dwa praktycznie mnie nie będzie. Na ten czas moje miejsce w roli opiekuna działu zajmuje @Cahan. Proszę się nad nią nie znęcać, bo nie chcę po powrocie znaleźć w dziale zwału trupów
  20. Z taką koncepcją wioski naukowej się jeszcze nie spotkałem, a ciut opowiadań z F:E mam przeczytane. Jedno tylko mnie jak zwykle zastanawia i w sumie trochę irytuje: Dlaczego? No dlaczego? Gdzie wyrachowanie, gdzie dbałość o korzyść własną, gdzie na płonące jajniki Celestii odrobina zdrowego rozsądku podszyta życiową warstwą egoizmu? No gdzie, ja się pytam?
  21. To co oczywiste dla czytającego kronikę nie zawsze jest widoczne dla uczestników wydarzeń - w każdym razie nie tak dokładnie. Zresztą w dalszych rozdziałach opisywałem jak długo trwały przygotowania do całej rebelii i że nie raz i nie dwa ktoś tam wpadł. A że akurat tutaj nie? Cóż, namiestnik był dobrym kucem i to się zemściło. Każdy popełnia błędy. Każdy. A warto zauważyć, że przed tym oblężeniem Sombra praktycznie nie miał doświadczenia - wszystko co wiedział to była teoria. Która owszem, jest ważna i przydatna, ale czasami zawodzi w starciu z realiami. No i nie zapominajmy, że mimo swych rozlicznych zalet Sombra był pewnym siebie arogantem. To oczywiste, że żołnierze płynęli na pewną śmierć. Flota płynęła nie tyle ugasić rebelię co ewakuować mieszkańców zaatakowanych prowincji. Wiadomym więc jest, że na statkach nie wystarczyłoby miejsca zarówno dla cywili jak i dla płynących nimi żołnierzy. Więc tak, oni zostali wysłani na pewną śmierć i dobrze o tym wiedzieli. Co zaś do sukcesu ekspedycji to został on w znacznej mierze osiągnięty - ewakuowano wielu cywili, ergo odniesiono sukces. To że w ogólnym rozrachunku nic on nie dał to inna sprawa. A to pewnie dlatego, że patrzysz na te postacie przez pryzmat serialu i zachowań kanonicznych, na które ja nie zwracam uwagi. Po uderzenie katarapakthoi nie bardzo kto miał ich ścigać, zważywszy na fakt, iż szeregi w które się wbili zostały skruszone i zdemoralizowane. A nowi musieli się dopiero dopchać na miejsce zabitych. Dodatkowo jest wspomniane, iż te kuce to były najsilniejsze, najsprawniejsze i w ogóle naj. Tak więc sądzę, że mieli całkiem niezłą szansę na udane odwroty. Co do tego, że walczyli na otwartym polu przeciwko liczniejszemu przeciwnikowi i że to jest głupie... Tak. To jest głupie. Ale pamiętaj, że dla nich to była hołota, plebs i ogólne obszczymurki, które pod uderzeniem pancernej pięści rozlecą się jak czeczeńskie domki. Zwyczajnie zlekceważyli przeciwnika i za to zapłacili. Jak wspomniałem wcześniej - każdy popełnia błędy. PS: Rohan nie "rochan" a pod Czarną Bramą to była de facto armia Gondoru, jeźdźcy byli tylko aliantami. Wtedy wyłomu jako takiego jeszcze nie było, po prostu nadkruszony mur. A poza tym chroniła ich bariera, to co się mieli martwić? Ups... Hełmy nijak mi nie pasowały do fabuły, więc je zwyczajnie zignorowałem. A Sombra coś tam czaruje, chociaż w mojej kreacji nie opiera się głównie na męczącej magii, a na swoich zdolnościach bojowych. To głównie żołnierz a dopiero później czarnoksiężnik. Wysokie morale to jedna z podstaw. Dodajmy do tego doskonałe wyszkolenie, świetny sprzęt i masz wszelkie podstawy by sądzić, że rozgromisz armię rebelii, która owszem, też ma wysokie morale, ale ze sprzętem i wyszkoleniem już gorzej. W historii nie raz mieliśmy na to przykłady. Jednak jak wspominałem głównym czynnikiem wydania walki na otwartym polu była arogancja i lekceważenie przeciwnika. Pewnie że nie była całkiem bezpodstawna, ale trudno spodziewać się by kronikarz, były arystokrata całkowicie potępiał w czambuł swoje państwo, którego upadku był świadkiem. Taki obiektywizm nie istnieje. Już to, iż przyznawał, że takie rzeczy miały miejsce z jego punktu widzenia było gigantycznym ustępstwem. Na zastrzeżenia odpowiedziałęm, za komentarz bardzo dziękuję, bo był taki, jakich każdy autor pragnie - długi, czepialski i konkretny
  22. No i koniec. Przyznaję, iż jeszcze wczoraj myślałem, że będzie to najszybsze sędziowanie w historii konkursów. A tu proszę! Przyjemna niespodzianka. No i utrzymanie tradycji z publikowaniem na ostatnią chwilę. Wszystkim uczestnikom dziękuję, wynik postaram się opublikować jak najszybciej.
  23. Myślę, że nie ma czego tu przerabiać, ale fajnie jakbyś w przyszłości rozważył czasem taką opcję przy pisaniu. Takie urozmaicenie raz na jakiś czas naprawdę może pomóc. Nawet jeżeli uznałby jej istnienie za herezję to przecież i tak nic by z tym nie zrobił, a to z dwóch powodów (jak to sobie wyobrażam). Po pierwsze - nie byłby w stanie, bo ona przecież mogła zawiązać go w supeł i przetrzeć nim podłogę jakby doszło do wymiany ciosów. I to nie robiąc mu przy tym zbytniej krzywdy. A że nic w kreacji postaci nie wskazuje na to by był idiotą, to po jej pokazie na pewno by sam nie zaatakował. Po drugie - nawet gdyby uznał że nie ma uprawnień bo jej istnienie jest herezją (i wiedząc, że nie jest w stanie jej pokonać) to i tak powinien zażądać by poszła z nim do jego bezpośredniego przełożonego. Scarlet mogłaby nawet posłuchać, bo biorąc pod uwagę fakt jaką jest szychą, sprawa szybko zostałaby wyjaśniona a Golden mógłby wtedy uzyskać część wyjaśnień od przełożonego a część od niej - i już masz urozmaicenie dodatkowe. Daje to też świetną możliwość rozbudowania więzi między nimi, kiedy ta mogłaby z pewną dozą nieobraźliwej kpiny, ot takim niewinnym humorystycznym docinkiem pochwalić go za czujność i dobrą służbę. A możliwości rozwiązania tej sytuacji na pewno jest o wiele więcej. To tylko umacnia to co pisałem wcześniej, gdzie przy hipotetycznym przeniesieniu sytuacji na grunt zawodowy i wplątaniu przełożonych sprawa wyjaśniłaby się szybko, prosto i dając możliwości na rozbicie tych nieszczęsnych quasi-monologów.
  24. Nie do końca zrozumiałeś to co chciałem powiedzieć, ale i ja też nie do końca precyzyjnie to określiłem. Zgadzam się, że pozytywne postacie mają swoje miejsce w cięższych klimatach i zwykle nawet bardzo dobrze się w niego wpasowują i dobrze mu robią. Problemy są dwa. Postacie dobre tak, ale już nie "cukierkowe". A takie właśnie wrażenie wywarł na mnie Golden Wing. Był zbyt wrażliwy, zbyt serialowy, nijak nie pasował do mroczniejszego świata, który starałeś się kreować. Do tego zresztą jeszcze wrócę poniżej. Drugim zaś problemem jest to, iż tej mrocznej atmosfery się nie czuje. I jest to głównie wina braku sugestywnych opisów. Wytworzenie tego typu klimatu dialogami, lub jak w tym przypadku praktycznie monologami jest niesamowicie trudne no i nie wyszło. Nawet scena pierwszej walki i późniejszej kaźni nie wywierały takiego wrażenia jak powinny. Były zdecydowanie za lekkie. I nie, nie chodzi o to, że trzeba się wdawać w szczegółowy opis mordów, ale bardziej o otoczkę. Powtarzam - brakuje opisów. Akurat serialowy Shining nie jest najlepszym przykładem, bo kreowany jest nie na kogo wrażliwego, ale na totalną piz.... pam pa ram. Pomijam już fakt, że jego jedyną zdolnością bojową jest rzut Kredensem. Co do Golden Winga to chodzi o ogólne wrażenie. Owszem, rzucił się na pomoc z gołymi kopytami i to jest plus, ale nadal ogólne wrażenia jest takie, iż zwyczajnie jest za miękki. Też brakuje mu pewnej... bezwzględności, twardości którą w żołnierzach można zobaczyć. Jednak jeżeli jak wspomniałeś jest to początkujący czy nawet kadet, to w tym momencie kreacja nabiera całkiem nowego i o wiele bardziej pozytywnego obrazu. U takiego szczypiora te cechy, które opisałem mogły się jeszcze zwyczajnie nie wykształcić. Tak więc jakieś zdanie choćby sugerujące, iż to dopiero początek jego kariery mogłoby bardzo kreacji postaci pomóc. Nope, błędu poznawczego tu nie ma. Inkwizycja miała swoje za uszami i te przypadki nie były wcale rzadkie, ani przesadnie tępione. Ale to materiał na ewentualną rozmowę w innym miejscu. Nadal więc uważam, że Scarlet jest zbyt łagodna jak na postać o jej randze i zadaniach. Dopuszczam jednak możliwość, iż odnoszę takie wrażenie z powodu jej dalszego zachowania. Mimo wszystko twardo stoję a stanowisku, iż nawet surowości jest trochę brakuje. Co zaś do jej wyczynów bojowych to doszedłem do takich wniosków jakie sam tu wymieniłeś - jest badassem tłukącym amatorów i tyle w temacie. Byli zwyczajnie bez szans. Wspomniałem już wcześniej, że dla mnie nie były to dialogi a monologi praktycznie. A jak mógłbyś to zmienić lub nawet nie tyle zmienić co urozmaicić? Załóżmy sytuację, że Scarlet zaczyna nawijkę historyczno-mitologiczną i urywasz ją po jednym zdaniu, kończąc wielokropkiem. I w tym momencie ładujesz opis tego o czym mówiła unikając przełądowania rozmowami, zyskując szansę na dodatkowe światotworzenie, no i by podkreślić, iż jest to opis tego co mówi uzupełniasz to jednym czy dwoma zdaniami-ozdobnikami w stylu "Golden Wing bez reszty zasłuchał się w nieznanej mu wcześniej części historii Equestrii" itp. Wrzucam tylko fragment wypowiedzi o tym że za dużo mu zdradziła, ale odnoszę się do wszystkiego. Nie kupuję Twojego tłumaczenia. Owszem teoretycznie jest ono racjonalne i sensowne, ale brak mu przełożenia na realia. Scarlet może być samotna jak to pijawy, mogła nabrać sympatii do Golden Winga za jego czyny (i to uzasadnionej), ale mimo wszystko takie otwarcie się na pierwszym spotkaniu z zasady nie występuję w naturze. No a już na pewno ze strony wysokiego rangą oficera (tak wiem, Inkwizycja to inny łańcuch dowodzenia, ale zasada ta sama) w stosunku do jakiegoś żołnierza świeżo po szkole. Wypada to po prostu sztucznie i nienaturalnie. Co zaś do tego, że zostawiała go z pewną wiedzą i niby nie mogła ryzykować? Ależ mogła! Nawet więcej - nie usiała wcale ryzykować i absolutnie nie musiała go przy tym zabijać co byłoby tragicznie sprzeczne z kreacją postaci. Wystarczyło, że jako wyższy rangą kuc kazałaby mu trzymać gębę na kłódkę (naturalnie mogła i pewnie wyraziłaby się znacznie uprzejmiej), a jeżeli by nie posłuchał bo nigdy nie słyszał o jej formacji (postępując notabene słusznie) to wystarczyło by poszła z nim do kogoś wyżej w hierarchii dowodzenia zorientowanego w sprawie i wtedy on młodemu kazałaby trzymać gębę a kłódkę (zapewne mniej uprzejmie niż ja tu piszę). Dla złagodzenia niekorzystnego wrażenia Scarlet mogła powiedzieć Goldenowi, że pochwala jego zachowanie i może przy kolejnym spotkaniu powie mu coś więcej. Stosując takie lub podobne rozwiązanie sytuacji uniknąłbyś sztuczności a dodatkowo za darmo rozbudował postacie i nakreślił pierwsze nitki wiodące do ich późniejszego związku. Też wrzucam tylko część akapitu, bo i wypowiedź będzie po tym wyjaśnieniu krótka (i nijak nie wpływa na wcześniejszą ocenę opowiadania) i w sumie kończąca temat tej kwestii o ile nie zostanę sprowokowany do kontynuacji (mam nadzieję, że nie). Potępiam Twoje podejście w czambuł.
×
×
  • Utwórz nowe...