Applejuice
Brony-
Zawartość
1987 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Applejuice
-
ZZ Top! Świetna piosenka ^^ Ja też mam swoją propozycję, oczywista oczywistość: http://www.youtube.com/watch?v=um6eNkswv3g
-
Ostatnie słowa Pyde'a mnie zainteresowały. Spojrzałem na niego. Wyglądał na osobę, która raczej zna się na rzeczy. Faktycznie miał w sobie to coś. Mogłem mu powiedzieć, że szukamy basisty, nie byłem jednak pewny, czy Mark już kogoś nie znalazł. Poza tym może to jeszcze było "tajne" dla zwykłych kucyków. Zresztą dopiero co go poznałem, zobaczymy jak to się ułoży. Trochę też posmutniałem, bo przypomniał mi się ten debil, Dave. Kiedyś miał prawie identyczną grzywę. - Dobry jesteś? - spytałem, uśmiechając się lekko do niego.
-
Wściekle drżące cztery struny? Hmmm... ____________________________________ Spojrzałem na Suzanne. - Alexandros ma wobec ciebie plany? - powtórzyłem, nieco zaskoczony. Przypomniałem sobie ten kucykowóz, którym jechaliśmy. Ta klacz mogła sobie kupić księżyc. - Nieźle - stwierdziłem, kątem oka zerkając na Lyriel i posyłając jej niewielki uśmiech. - Musiałaś jej czymś zaimponować.
-
Uśmiechnąłem się do Suzanne i Pyde'a. - Cześć. Jestem Ren - powiedziałem. Ostatnio przestałem już dodawać "Canady" do swojego imienia. Uznałem, że brzmi to zbyt oficjalnie i... lamersko. Zatrzymałem wzrok na twarzy Pyde'a i lekko pokiwałem głową. - Zawsze chciałem mieć takie kolczyki - oznajmiłem.
-
Usiadłem przy stole. - Bardzo - odparłem z uśmiechem. Lekkim kiwnięciem głowy wskazałem na okno. - Ten las niedaleko jest niesamowity. Magiczny wręcz. Właściwie wszysko jest niesamowite - dodałem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Z księżycem najfajniej się lata...
-
- Lecę - odparłem. Miałem ochotę podlecieć naprawdę, ale się powstrzymałem. Właściwie chciałem już latać przez cały czas. Postanowiłem, że codziennie będę robił rundkę nad okolicą rano i wieczorem - przy wschodzie i zachodzie słońca. Wtedy powietrze jest najwspanialsze, widoki także. Wszedłem do kuchni i uśmiechnąłem się. - Ładnie pachnie. Co to? - spytałem.
-
Skuliłem się i oparłem głowę o korę drzewa, spoglądając w dal. Nie obchodził mnie chłód. Właściwie było to bardzo orzeźwiające. Brakowało jeszcze tylko deszczu. Samotność była fajna. Może to właśnie tego najbardzej było mi potrzeba? Może po protu się nie nadaję na miłość. Może nie potrafię kochać. Ale chciałem kogoś kochać. Mieć kogoś takiego, kogo mógłbym przytulić, pocałować, darzyć zaufaniem. Tylko czy ktoś chciałby to robić dla mnie? Chyba... Reira chciała, ale po tym wszystkim na pewno mnie nienawidzi, nawet jeśli mówiła, że tak nie jest. Co teraz będzie się działo z naszym zespołem? To była jedna z tych chwil, kiedy znów zabrakło mi czyjegoś ciepła. Miałem ochotę wrócić do domku Lyriel, ale... No właśnie. Lyriel. Uświadomiłem sobie, że naprawdę ją kocham. Nikt nie zrobił dla mnie tyle, co ona. Tyle tylko, że ona nie zamierza tego odwzajemnić. Westchnąłem i położyłem się na grzbiecie. Przecież wiedziałem o tym od samego początku. Nie miałem pojęcia za kogo ona mnie ma, ale na pewno nie darzy mnie miłością. Może tylko przyjaźnią. O dziwo łatwo się z tym pogodziłem. To było oczywiste, że nic z tego nie będzie. "Walczyć o marzenia". Dobre. Może udałoby mi się naprawić relacje z Reirą...? Znałem ją od wielu lat. Właściwie gdyby wziąć to pod uwagę, ona pomagała mi praktycznie przez całe życie. Zakryłem twarz kopytami. Jak mogłem być tak głupi? Co we mnie wstąpiło? Na chwilę doznałem uczucia, że chcę wrócić do Ponyville. Ale musiałem tu być jeszcze tydzień. Teraz już sam nie byłem pewny, czego chcę. Może Lyriel... Nie. Na razie musiałem dać sobie z tym spokój. Rozprostowałem skrzydła. Musiałem zachowywać się zwyczajnie i zapomnieć o sytuacji, która była pomiędzy nami w pociągu. Wszysto musi być normalne. Zamierzałem wykorzystać resztę swojego wolnego czasu i polatać po rozgwieżdżonym niebie, a potem wrócić. Nagle zachciało mi się spać.
-
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Na chwilę zatrzymałem się i zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w muzykę lasu. Była ona przepiękna i niesamowita. Tak wspaniale cicha, spokojna i fantastyczna, dosłownie koiła zmysły i naprawdę poruszała duszę... A przecież był to tylko zwykły szum liści, szmer leśnych zwierząt, które powychodziły ze swoich kryjówek, pohukiwanie sowy, a także mój własny oddech i bicie serca. Razem jednak te na pozór zwyczajne dźwięki tworzyły coś nieziemskiego. Po chwili ruszyłem dalej. Co jakiś czas dotykałem szorstkiej kory drzewa, trawy albo jakiegoś krzaczka. Postanowiłem znaleźć sobie jakiś punkt obserwacyjny. Uniosłem się w powietrze, szukając jakiegoś odpowiedniego drzewa, na którym mógłbym stanąć i podziwiać widoki.
-
Najbardziej chciałem latać wtedy, kiedy słońce zajdzie już całkowicie. Skoro latając w dzień czułem się tak nieziemsko, w nocy będzie jeszcze bardziej bombowo. Tym razem już się tak nie śpieszyłem. Powoli uniosłem się w górę i spokojnie szybowałem nad okolicą, obserwując teren. Po częściowym zachodzie słońca powietrze również się zmieniło. Po jakimś czasie zawróciłem w kierunku lasu i teraz leciałem do niego. W powietrzu zapominało się o wszystkim, co cię otacza. To uczucie wolności jest niesamowite... Porównałbym je nawet do stania na scenie. Dwa słowa: brak słow (lol). Gdy znalazłem się już blisko drzew, wylądowałem i ruszyłem przed siebie, ciekawy tego, co mnie otacza.
-
Również się do niej uśmiecnąłem. Robiłem to bez zastanowienia. Po prostu... gdy zobaczyło się jej uśmiech, to bez względu na twoje samopoczucie i nastrój, musiałeś to odwzajemnić. Kierowany tym impulsem pomyślałem sobie, że... - Moglibyśmy potem... Urwałem jednak natychmiast. Dotarło do mnie, że prawdopodobnie znów nic to nie da, i że znowu zrobiłem z siebie błazna. Po raz kolejny przypomniały mi się słowa Lyriel, które odbijały mi się echem w głowie, niczym jakaś straszna klątwa: Stanowcze "nie". Stanowcze "nie" dla mnie. Lekko skrępowany westchnąłem cicho i odwróciłem od niej wzrok. Trochę żałowałem, że to powiedziałem. Pewnie znowu coś sobie o mnie pomyśli... - Nieważne - bąknąłem i, chcąc zmienić temat, dodałem: - Będę za godzinę. Powoli wyszedłem z pokoju i zacząłem iść w kierunku wyjścia z domku.
-
Ledwo ją zobaczył i już miał się zakochać? x3 Ren jest zapatrzony w Lyriel, raczej nieprędko to zmienisz ;P Poza tym czemu ona ma się fochnąć? ;d Aha, wiem. Pewnie specjalnie tak zrobisz, żeby Ren nie zwracał już na nią uwagi. ___________________________________ Spojrzałem na nią i pytająco uniosłem jedną brew, ale nie skomentowałem jej kolejnego żartu, którego i tak nie do końca zrozumiałem. - Aha, ok - mruknąłem tylko i otworzyłem drzwi do swojego pokoju. - Chyba jeszcze pójdę polatać - dodałem, wchodząc do środka i odstawiając swoją gitarę gdzieś na bok. Przy okazji chciałem jeszcze rozejrzeć się po okolicy. Może gdzieś niedaleko był jakiś las. Nigdy nie byłem w lesie...
-
Wreszcie mogłem rozprostować skrzydła i odetchnąć. Wziąłem głęboki oddech, a potem, kompletnie nie myśląc co robię, uniosłem się w górę. Rozkoszowałem się tym świeżym powietrzem, które orzeźwiająco waliło mnie w twarz, gdy latałem nad Lyriel i Tisą. Porobiłem parę śrub i pętli, wreszcie mogąc poczuć się prawdziwym sobą. Brakowało mi tego jak nie wiem. Prawie nigdy nie latałem, a przecież byłem pegazem. To tak jakby zwykły kucyk nie mógł chodzić. I do tego te otwarte przestrzenie, zieleń, czyste powietrze... Mega. Wzleciałem ponad chmury i rzuciłem się na ich mięciutki puszek, obserwując zachodzące słońce. To miejsce było wspaniałe. Wszystko na pewno pójdzie gładko. Lyriel... może jeszcze coś nam się uda. A potem wrócę do Ponyville, do Reiry i do tego całego bagna, które zostawiłem za sobą. Ale nie mogłem o tym myśleć. Miałem tydzień wolnego czasu i musiałem go spędzić najlepiej, jak umiałem. Zorientowałem się, że Lyriel i Tisa pewnie na mnie czekają. Znów przebiłem się przez chmury i powoli wylądowałem na ziemi obok nich. - Kocham to miejsce - powiedziałem, uśmiechając się szeroko.
-
Nie wiem. ________________________ Ech, sąsiedzi. Chciałem być sam z Lyriel. Potem wtrąciła się Tisa, a teraz sąsiedzi. Kim oni w ogóle mogli być? Może to jacyś fani. I może znowu nie będę miał spokoju. Znów spojrzałem w okno i na zachodzące słońce. Chciałbym trochę polatać zanim całkowicie zajdzie. To musiał być piękny widok. Wszędzie tutaj było... pięknie, nawet jeśli to była tylko trawa i kilka krzaków. Nigdy nie byłem w takich miejscach. Ciekawe co by było, gdyby nie ten mój "buntowniczy charakter", jak to powiedziała Lyriel, i dalej siedziałbym w Manehattenie...?
-
Mówisz o zabudowaniu, teraz wyskakujesz z trzema budynkami x3 Myślałam że to początek jakiegoś miasta ;p _______________________ Wybierała najmniej odpowiednie momenty. Czując jej ciepło i słodki zapach włosów miałem ochotę znów się w nią wtulić. Nieco odsunąłem się, żeby zrobić jej więcej miejsca i czekałem, aż się napatrzy, co było trochę ciężkie. Cholera, to była taka zwykła błahostka, a ja już dostawałem jakiegoś obłędu. Musiałem się opanować...
-
- Jesteśmy koło jakiegoś miasta? - spytałem, zmieniając temat. Nie lubiłem tak gadać o sobie. I to było też trochę męczące. Gdy myślałem o swojej przeszłości, wspominałem także dawne Blast, kiedy jeszcze wszystko się układało... A teraz byliśmy w rozsypce. Ale miałem urlop. Chciałem od tego wszystkiego odpocząć. Może wiejski klimacik da mi trochę do myślenia.
-
Spojrzałem na nią. - Mnie jako jedynemu nie podobało się to, co oni robili. A im nie podobało się to, co ja robiłem - powiedziałem i wzruszyłem ramionami. - Po prostu muzyka klasyczna jest dla mnie takim symbolem... niewoli. Zresztą - bąknąłem i znów odwróciłem wzrok, patrząc w okno. - Wpajali mi ten cały szajs już od małego. Dopiero jak usłyszałem twoją grę zrozumiałem... że ta muzyka jest na swój sposób piękna.
-
- Ta - mruknąłem, nieco zażenowany samym sobą. - Mieszkałem w Manehattenie. To taki drugi Canterlot. Wiesz, banda wieprzy. Westchnąłem cicho i odwróciłem głowę w kierunku okna. - Pamiętasz jak ci mówiłem, że nie przepadam za muzyką klasyczną? - spytałem. Wtedy też powiedziałaś, że jestem słodki. Doskonale to pamiętam - Moi rodzice mnie na niej wychowywali, a ja tego nienawidziłem. Dlatego chciałem od nich uciec... no i tak wyszło, że zostałem gwiazdą, razem ze swoimi przyjaciółmi. Nie wiedziałem dlaczego mówię jej o tym akurat teraz. W końcu ona opowiedziała mi już o swojej przeszłości... - No i tak, nigdy nie miałem okazji być poza miastem - dodałem i spojrzałem na nią, uśmiechając się lekko.
-
Uśmiech zszedł mi z twarzy. - Nie chcę luksusu - odparłem i odwróciłem wzrok. Miałem dziwne wrażenie, że wszyscy uważali mnie za rozpieszczonego bachora. Może faktycznie tak było... - Całe życie żyłem w luksusie - dodałem.
-
Sprawa gitary. Zabrali mu ją, czy nadal ją ma? ;p _______________________________________ - Kurczę - westchnąłem, opadając na wygodne i miękkie siedzenie. Kucykowóz. Pierwszy raz widziałem taką maszynę. Ta Alexandros musi żyć w naprawdę niezłym luksusie. Nadal czułem zapach lasu. Nie pamiętałem kiedy tak naprawdę byłem na wsi. Chyba... nigdy. Nie chciałem jeszcze jechać. Wolałem wyjść i trochę się przejść, szczególnie przy tak wspaniałym otoczeniu. Mimo wszystko zależało mi też, żeby jak najszybciej być już na miejscu. Spojrzałem na Lyriel i uśmiechnąłem się. - Właściwie... jak wygląda twoja działka? - spytałem.
-
Większe bagaże? Kurde. Ja nie miałem ze sobą nic oprócz gitary. Chyba będę miał niezły problem, gdy już będziemy na miejscu... Znużony schowałem swój instrument i wstałem ze swojego miejsca. Dopiero po jakimś czasie dotarły do mnie kolejne słowa maszynisty. - Niespodzianka?
-
Trohę mnie ta sytuacja zdziwiła, ale tego nie skomentowałem. - Fajna - rzuciłem w kierunku Tisy, opadając z powrotem na swoje siedzenie. Jakoś nie potrafiłem z siebie nic wyrzucić; nie mogłem znaleźć żadnego tematu do rozmowy. Miałem nieco zepsute samopoczucie i czułem się trochę ponuro po tej ostatniej sytuacji z Lyriel. Miałem też wrażenie, że już nie opłaca mi się starać o nią, bo to i tak nie miało sensu. Może w jej oczach nadal byłem tylko szczeniakiem. Zastanawiałem się też, czy w jakiś sposób jestem dla niej atrakcyjny... bo w końcu miała już styczność z mnóstwem ogierów, może po prostu byłem dla niej taki sam i niczym się nie wyróżniałem? Więc musiałem jej jakoś zaimponować. Ale na Lyriel pewnie nie będą działały żadne gierki. Zresztą może nie powinienem nic robić, bo będzie jeszcze gorzej... Chyba się poddam. Chociaż właściwie został mi jeszcze cały tydzień. Ech, chrzanić to wszystko. Również skupiłem się na oserwowaniu krajobrazu za oknem, cały czas milcząc.
-
Wybacz za tę edycję twojego posta, nie mogłam się powstrzymać __________________________________________ - Dziękuję - odparłem. Wziąłem jeden kęs burgera i w ostatniej chwili powstrzymałem się, żeby od razu nie wziąć kolejnego. Ogier z wąsem mógł patrzeć. Był naprawdę dobry, a frytki były idealnie chrupiące. Zastanawiałem się czy nie wziąć sobie czegoś na wynos, ale ostatecznie dałem sobie spokój. Odwróciłem głowę w kierunku okna, zastanawiając się co ze mną dalej będzie. Wkrótce jednak to mi się znudziło i dalej nie zawracałem sobie z tym głowy. W końcu byłem na urlopie. Z Lyriel. Wcześniej nie zwracałem aż takiej dużej uwagi... no dobra, zwracałem, ale nie tak dużo jak teraz... na to, jaka ona jest piękna. Ta chwila, gdy ją łaskotałem... cholera. Chciałbym ją dotykać w inny sposób. Ale nie chodzi o spanie ze sobą. Chyba. Gdy mi zarzuciła tą propozycją, czułem się dosyć... dziwnie. Z żadną klaczą nie byłm jeszcze tak blisko. A ona... hm, no cóż. W końcu byłem tylko szczeniakiem. Dokończyłem swoje jedzenie i skierowałem się z powrotem do naszego przedziału.
-
- Wszystko? - powtórzyłem w zamyśleniu i chwilę się zastanowiłem. - Sianofrytki i sojowy burger raczej wystarczą - odparłem. ______________________ Najkrótsza odpiska w dziejach
-
Podszedłem do lady i chrząknąłem znacząco do ogiera. Zawsze uważałem, że wąsy są niesmaczne, podobnie jak broda. Poza tym nie pasowały do garnituru. Uśmiechnąłem się lekko, żeby nie wyjść na jakiegoś chama (kto wie co ogiery z wąsem sobie myślą). - Dzień dobry. Mogę tutaj coś zjeść?
-
- No - mruknąłem tylko tyle w odpowiedzi. Napiłem się jeszcze trochę wody i momentalnie stwierdziłem, że jestem głodny. - Pójdę coś zjeść - oznajmiłem i wstałem z siedzenia. Byłem pewny, że nie będę musiał nic płacić, więc nie sięgałem do swojego futerału. Zresztą nawet sam nie do końca wiedziałem, czy coś tam jest. Wyszedłem z naszego przedziału i udałem się w kierunku wagonu restauracyjnego.