Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. Applejuice

    Slender

    Grałam w Slendera, koleżanka siedziała obok. Zebrałam 2 kartki, potem zawsze Pan Młody Bez Twarzy mnie zabijał. Ale za to grałam, to już jest duży sukces. Koleżanka cały czas zakrywała twarz. Haha. Jestem awesome! Sama jednak nie gram, bo... bo nie.
  2. Draco Brae? I przepraszam, że wczoraj mi się tak zniknęło. _______________________________________ Nie spodziewałem się tego i mimo wszystko lekko drgnąłem, gdy musnęły mnie aksamitne włosy Lyriel. Spojrzałem na nią. Cały czas zastanawiałem się, co tak naprawdę chodzi jej po głowie. W pewnym momencie dotarła do mnie dziwna myśl, że może jest zazdrosna. Bo wcześniej nie chciałem, żeby obejrzała moje plecy, a teraz wyskakuję jej z tym, że Suzanne się mną zajęła. Może też miała jakieś wyrzuty sumienia? W to akurat wątpiłem, jednak nie wykluczałem tej możliwości. Kto wie, co o mnie teraz myśli... Odłożyłem tacę na bok, a potem kopytem delikatnie odgarnąłem włosy Lyriel. Położyłem się obok niej i uśmiechnąłem się. - Wiesz... - zacząłem. - Przydałby mi się jednak jakiś opatrunek. Byłbym wdzięczny, gdybyś zerknęła na mój grzbiet. Trochę nie byłem pewny czy to na pewno dobre zagranie, ale... ech, trudno.
  3. Zerknąłem kątem oka na Lyriel, ale nic nie powiedziałem. W milczeniu jadłem swoje śniadanie. Pewnie coś ją dręczyło, ale, o dziwo, coś odpychało mnie od spytania co. Miałem dziwne wrażenie, że to coś dotyczyło mnie, i że i tak mi nic nie powie. Czułem się trochę... inaczej. Ech, może to wszystko przez ten masaż. To uczucie do Lyriel... jeszcze bardziej nie byłem co do niego pewny. Chyba ostatecznie dałem sobie spokój po tej sytuacji w pociągu. Przez to byłem w jej obecności nieco skrępowany, a chyba też w pewnym sensie zażenowany. Nie utrzymywałem z nią kontaktu wzrokowego. Gapiłem się w tacę i jadłem, starając się myśleć tylko o tym, żeby jeszcze znaleźć chwilkę czasu na poleżenie w łóżku.
  4. "...w sporym odstępie". Musiałeś to aż tak podkreślić? ________________________________________________ Słysząc pierwsze pytanie otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale od razu je zamknąłem, uświadamiając sobie, że Lyriel nie oczekuje na nie odpowiedzi. Ostatecznie jednak mruknąłem: - To miłe. - Potem zmieniłem temat. Nie musiałem niczego ukrywać, jednak nieco pozbawiłem swoją wypowiedź szczegółów, o których raczej nie chciałem mówić Lyriel: - Była u mnie Suzanne, powiedziała, że ma wobec mnie wyrzuty sumienia i nasmarowała mnie jakąś maścią. Teraz jest o wiele lepiej. Przyjrzałem się kanapkom i wziąłem jedną z nich. - Nigdy nie jadłem kanapek z jabłkami - powiedziałem, nie chcąc dalej rozmawiać o sytuacji z Suzanne, a potem wziąłem kęs kanapki. Nieco obawiałem się jej smaku, ale nie pokazywałem tego, nie chcąc drażnić Lyriel.
  5. - Nie musiałaś - powiedziałem zaskoczony i powoli wstałem z łóżka, teraz już nie mając innego wyboru. Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem od Lyriel śniadanie. - Dzięki. Z powrotem usiadłem na łóżku i położyłem sobie tacę na kolanach. Chwyciłem kubek z herbatą i przyłożyłem go do ust, biorąc łyk gorącego napoju.
  6. Mocniej otuliłem się kołdrą i jęknąłem cicho. Teraz, gdy mogłem położyć się w łóżku normalnie, nie miałem ochoty tak od razu z niego wychodzić. Leżąc na boku lub na plecach było o wiele wygodniej niż na brzuchu. - Chciałbym - bąknąłem.
  7. Warknąłem jakieś przekleństwo i, wściekły na samego siebie, szybkim krokiem wyszedłem z jej sypialni, kierując się do wyjścia z jej domku. Starałem się otworzyć i zamknąć drzwi najciszej, jak potrafiłem. Pyde pewnie niedługo się obudzi. Brakowało mi tylko tego, żeby mnie zauważył. Już i tak byłem totalnie pogrążony. Nie mogłem wejść ot tak do domku Lyriel. Ona i Tisa pewnie jeszcze leżały w łóżkach. A ponieważ moje skrzydła chyba jeszcze zbytnio nie nadawały się do użytku, utknąłem na zewnątrz. Jak najszybciej oddaliłem się od domku Suzanne, nadal rozzłoszczony. Choć może to nie było na miejscu, obwiniałem również ją. Po co masowała mi podstawę skrzydeł? A potem dziwi się, że są uniesione i ucieka. Rany! Właściwie ja też uciekłem. Ale co innego mogłem zrobić? Poczekać aż wróci i udawać, że niby nic się nie stało? Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Ale to też jej wina, właściwie w szczególności jej wina. Usiadłem przy ścianie domku Lyriel pod swoim oknem i westchnąłem ciężko. Co za katastrofa. A może Suzanne... ech, zresztą. Starałem się nie myśleć o tej sytuacji. Czekałem, aż wreszcie będę mógł latać. Potem położę się spać.
  8. Moje TOP 5? Hmm. To strasznie trudne. Wydaje mi się jednak, że wygląda ono tak: 1. Wszystkie piosenki 2. 3. 4. 5.
  9. I czar prysł. Zorientowałem się, że jednak nie jest w porządku. Od razu uniosłem się i usiadłem. Było mi cholernie głupio. A skrzydła nadal pozostawały uniesione. - Ja... Przepraszam - bąknąłem i odwróciłem się od Suzanne, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Miałem ochotę wyjść z jej sypialni i wrócić do siebie, ale zdałem sobie sprawę, że chciała założyć mi jeszcze opatrunek. Poza tym bez niego nie wytrzymałbym za długo. To chyba była jedna z najbardziej krępujących sytuacji. Cholerne skrzydła. Ten odruch był totalnie bezsensowny. Skąd on się w ogóle wziął? I dlaczego skrzydła? Ych. Dobrze, że nie unosiły mi się gdy Lyriel mnie przytulała. To dopiero byłaby masakra...
  10. To było do przewidzenia... i chyba nie powinno stworzyć u Suzanne jakiejś specjalnej reakcji. W końcu... to było przecież normalne, prawda? I tak nie potrafiłbym teraz złożyć skrzydeł, a nawet gdyby i tak mi się to udało, uniosłyby się znowu. Suzanne chyba to rozumiała, zresztą też była pegazem. Skoro na to nie zareagowała wszystko było w porządku. Chyba... Również starałem się to zignorować. Udawałem, że nic się nie stało. Nadal miałem zamknięte oczy i delektowałem się jej cudnym, leczniczym masażem. Mogłem tak leżeć godzinami. Co jakiś czas, gdy już nie mogłem się powstrzymać, cicho wzdychałem, zalany falą rozkoszy.
  11. Na początku byłem nieco spięty, lecz gdy poczułem na sobie ciepłe i delikatne kopyta Suzanne, to uczucie natychmiast zniknęło. Rozluźniłem się i wygodniej ułożyłem głowę na pościeli, zamykając oczy i delektując się jej dotykiem. Ogarnęło mnie błogie poczucie ulgi, gdy zamiast bólu na plecach czułem łagodne kopyta klaczy, które sprawiały, że z każdą chwilą coraz bardziej ogarniało mnie cudne uczucie rozkoszy. Kiedy zeszła do podstawy skrzydeł drgnąłem lekko, ale ból trwał tylko parę sekund. Znów powróciło uczucie narastającego ciepła. Czując dotyk Suzanne w tym miejscu westchnąłem cicho. To było najbardziej czułe miejsce u pegazów, a ona musiała o tym doskonale wiedzieć; nie przerywała masażu. Czułem się nieziemsko. - Jesteś wspaniała... - szepnąłem.
  12. Applejuice

    MoonSun

    Tak sobie czytam ten temat i... Już na początku pierwszego rozdziału widzę sporo błędów i niejasności. Niektóre słowa wżerają mi się w mózg, totalnie ;X Zielona magia? WTH? Poza tym jest zbyt krótki, by nazwać to rozdziałem. No nie, pojechałeś. 70 m0Sh3 1@ 8ĘdĘ P|$@ć 7@k? :twilight9: Tutaj jest napisane: to może ja będę pisać tak? (xP) Oczywiście, spamuj emotkami, rób w postach co chcesz, dopóki jakiś moderator tego nie zauważy i nie wlepi ci za to warna. Komuś może to przeszkadzać, a to, że tobie tak odpowiada, nic nie znaczy. Może później przeczytam te "rozdziały". Kolejny alicorn w OC, no cóż... ciekawe.
  13. - Em... - bąknąłem idiotycznie. - OK. Trochę niepewnie podszedłem do łóżka i położyłem się na nim, kładąc się na brzuchu. Spojrzałem na Suzanne. - Może najpierw powinienem się jeszcze raz umyć? - spytałem zakłopotany, zerkając na swój grzbiet.
  14. Poczułem się trochę nieswojo. Nie za bardzo wiedziałem, jak mam się zachować. Suzanne bardzo się tym przejęła i nie sądziłem, że to aż tak ją dotknęło. Chciałem usiąść na łóżku, ale bałem się, że je ubrudzę. Wszedłem więc do pokoju i podszedłem do słonecznej klaczy. - Nic takiego się nie stało - powiedziałem i uśmiechnąłem się. - To drobnostka, poboli i przestanie. Nie zadręczaj się.
  15. - Nie trze... - odruchowo chciałem odpowiedzieć, ale urwałem i westchnąłem cicho. Nie miałem innego wyboru. To paskudztwo na grzbiecie wyjątkowo mi dokuczało. Musiałem coś z tym zrobić. - Dziękuję - ponownie zwróciłem się do Suzanne. Przetarłem kopytem zmęczone oczy i rozłożyłem skrzydła, powoli i nadal leniwie wylatując z pokoju. Latając rany dokuczały mi nieco bardziej, więc oszczędzałem się. - Dlaczego przyleciałaś tak wcześnie? - spytałem.
  16. DUMA MU NIE POZWOLIŁA?! D: Pieszczuś, przecież to była wspaniała okazja żeby byli ze sobą bliżej T_T _________________________________________ Leniwie spojrzałem w stronę okna i powoli wstałem, przeciągając się. Nie wyspałem się przez ten ból grzbietu... i do tego jeszcze ten głupi sen. Trochę zaskoczył mnie widok Suzanne, ale nie obudziłem się jeszcze do końca, żeby się nad tym zastanawiać. Nieco chwiejnym krokiem podszedłem do okna i otworzyłem je. - Co jest? - mruknąłem.
  17. Applejuice

    Przełam swój strach

    Pękłam ze śmiechu po prostu xD Hm. Ja nienawidzę owadów, wszystkich, nawet motyli. Uciekam przed nimi. Do tego strasznie denerwują mnie ryby, przenigdy żywej ryby nie dotknę Martwej tym bardziej. Boję się też dentysty xP Odruchy wymiotne jednak już mi tak często nie dokuczają jak kiedyś x3 Hm... no i takie oczywiste rzeczy jak to, co inni sobie o mnie pomyślą i tak dalej, ale to chyba ma każdy.
  18. Applejuice

    Zapytaj Hulkretha

    Dlaczego wszystko rozwalasz? To trochę bez sensu, nie uważasz? :3
  19. Spojrzałem na Lyriel i uśmiechnąłem się lekko. Jak zwykle dostrzegała wszystko. - Trochę boli mnie grzbiet, to nic takiego - odparłem i wreszcie nieco odwróciłem się, żeby spojrzeć na swoje rany.
  20. Parsknąłem śmiechem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Co za pusty szpaner... Pewnie i tak padnie już po tej jednej puszce, no, chyba że jest już zahartowany. W sumie jest ode mnie młodszy tylko o dwa lata, to nie aż taka wielka różnica. - Dobra - westchnąłem, jednocześnie sięgając po swoją gitarę, nadal uważając, żeby nie robić zbyt gwałtownych ruchów. - Teraz ja. Pochyliłem się nad swoim instrumentem i chwilę się zastanowiłem. Cicho przejechałem kopytem po strunach i w następnym momencie melodia sama pojawiła się w mojej głowie. Zamknąłem oczy, chcąc się jeszcze bardziej skupić, i zacząłem grać. Moim zdaniem wersja nie robiona w studiu jest lepsza, bo tutaj czasami nie wychodzą mu te walnięcia w struny i w pewnym momencie słychać, że źle docisnął (2:18 ;p). Ale tutaj jest lepsza jakość, więęęęc...
  21. Wziąłem swoją gitarę i położyłem ją obok siebie na ziemi. Ostrożnie usiadłem, jednocześnie krzywiąc się nieco. To, co mi spływało po grzbiecie, musiało być krwią. Krew. Nie chciałem się odwracać za siebie, żeby to zobaczyć, więc po prostu starałem się to ignorować. Nie mogło być aż tak strasznie. Nie miałem pojęcia, o co chodziło Suzanne. Nie zdążyłem się jednak nad tym zastanowić, bo Lyriel zaczęła grać. Delikatnie oparłem głowę o kopyta i zacząłem na nią patrzeć. Oczywiście nie tak łakomie, czy coś. Zwyczajnie ją obserwowałem. Grała przepięknie, zresztą to nic dziwnego. Także pięknie wyglądała. Cały czas wyglądała pięknie. Gdy skończyła grać, po prostu się do niej uśmiechnąłem. Chyba nie potrzebowała ode mnie żadnych słów uznania... zresztą sam nie wiedziałbym co powiedzieć. Na pewno musiała zrobić duże wrażenie na reszcie.
  22. Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. - Dzięki - powiedziałem. Po chwili wahania dodałem: - Wiesz, ja... nie chciałem cię wtedy urazić. Też przepraszam.
  23. O, Pyde jest jednorożcem? xP ____________________________ Zignorowałem Lyriel i natychmiast zwróciłem się do Suzanne: - Tak. Marzyłem tylko o tym, żeby pozbyć się tego cholerstwa. Przez cały czas powstrzymywałem się od wydania z siebie nawet najcichszego jęku. Czułem się trochę źle, że Suzanne odebrała moje wcześniejsze słowa w taki sposób. Postanowiłem z nią to później wyjaśnić. Grzbiet bolał mnie niemiłosiernie. Nie zdziwiłbym się, gdybym miał na sobie jakieś poważniejsze rany. Co za gówno z tego wozu...
  24. Również zbliżyłbym się do niej, ale ten durny zaprzęg mi na to nie pozwalał. Mogłem tylko uśmiechnąć się ciepło, patrząc na Suzanne. - Wiem - powiedziałem łagodnie, a potem chciałem zmienić temat, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy, więc milczałem.
  25. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na nią, unosząc znacząco brwi. - Naprawdę wyglądam tak beznadziejnie? - spytałem znużony i uśmiechnąłem się. - Daj spokój, poradzę sobie.
×
×
  • Utwórz nowe...