Applejuice
Brony-
Zawartość
1987 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Applejuice
-
Och Xyziu. Światło oświetla tylko część twojej twarzy xP Nie widzę jej dokładnie. Bóóó.
-
Nie wydawało mi się, żebym kiedykolwiek wspominał o tym, że rezygnuję z gitary. Zresztą... ostatnio dużo mówiłem. Jeśli serio tak powiedziałem, to teraz już na pewno mogę się nazwać totalnym idiotą. Chyba że Lyriel chodziło o całkowitą rezygnację z życia. Milczałem, wcześniej uśmiechając się lekko do Tisy. Odłożyłem instrument, a potem napiłem się wody. Nieco opróżnioną butelkę rzucłem na wolne siedzenie obok mnie. Zamyślony spojrzałem na swoją gitarę. Była ze mną od zawsze. To ta gitara, od której rozpoczęło się moje prawdziwe życie. Bez niej byłbym nikim. Ile ona już miała lat...? - Zabrałbym ją do grobu - powiedziałem w końcu. - I nigdy z niej nie zrezygnuję.
-
Postać Applejack. Tutaj dyskutujemy o wszystkim, co nie mieści się w pozostałych tematach dyskusyjnych. Na początek zacznijmy może od najbardziej ogólnych rzeczy. Co sądzicie o Applejack? Co najbardziej się wam w niej podoba? Czy jest waszą ulubioną postacią? Zapraszam do dyskusji!
-
Witam! Ta dyskusja, jak sama nazwa tematu wskazuje, dotyczy tematu dlaczego Applejack jest niedoceniana. Tutaj możecie prowadzić rozmowy, dzielić się spostrzeżeniami i pokazać innym, że się mylą co do postaci naszej ulubionej kowbojki. Na początek postarajmy się przeliczyć wady oraz zalety Applejack. Zacznijmy od tych dobrych cech, czyli zalet. Jak wszyscy doskonale wiedzą, Applejack reprezentuje Element Uczciwości. W związku z tym mam dla was pytanie: w jakich sytuacjach Applejack wykazała się tą cechą? Oprócz tego postarajcie się wymienić jeszcze inne jej zalety. Jakie one są? Czy są przydatne? A może bezwartościowe? Mam nadzieję, że dzięki temu do czegoś dojdziemy. Zapraszam do dyskusji! :smug:
-
Tutaj wstawiamy filmiki z Applejack.
-
Tutaj wstawiamy memy z Applejack.
-
Wtedy dostrzegłem jeszcze jedną możliwość - może po prostu się ze mną bawiła. Niedługo kompletnie oszaleję. Musiałem dać sobie spokój. To było jedyne wyjście. Przez ten tydzień może coś się wyjaśni... Uśmiechnąłem się lekko do Lyriel. - Jasne - odparłem z westchnięciem. Ułożyłem się wygodniej na swoim siedzeniu i pochyliłem się nad gitarą. Chwilę się zamyśliłem, a potem uderzyłem w struny... http-~~-//www.youtube.com/watch?v=6VAkOhXIsI0 Start 0:30
-
Chwilowy entuzjazm lekko zanikł w momencie, gdy zobaczyłem Lyriel. Przypomniały mi się jej słowa: "komplementom mówię stanowcze nie." Może mówiąc to miała na myśli, że... że po prostu mam jej nie zawracać głowy? Ale teraz się uśmiechała. Może chciała sprawić wrażenie, że nic się nie stało. Zapomniała o tym. Tak samo jak mi dawała do zrozumienia, że mam zapomnieć o niej. Albo... kryło się za tym jeszcze coś, czego nie potrafiłem dostrzec. Wziąłem od niej butelkę z wodą, a potem mruknąłem, nie mogąc zmusić się do tego, żeby spojrzeć jej w oczy: - Jeśli czymś cię uraziłem, przepraszam.
-
Kopytki xD ___________________________ [justify]Przerwałem swoją grę i spojrzałem na Tisę, uśmiechając się lekko. - Dzięki - powiedziałem. - Wydaje mi się jednak, że na razie nic nie musisz robić... Powinienem sam odkryć co we mnie siedzi, a ostatnio kiepsko mi to idzie. Wszyscy chcą mi pomagać... Jestem aż taką sierotą? Postanowiłem już nie zawracać sobie głowy Lyriel. Musiałem ją przeprosić - choć sam nie wiedziałem za co, ale przecież tak trzeba - gdy wróci. Nie chciałem jej psuć urlopu, a sam też nie powinienem zachowywać się jak rzucony przez swoją dziewczynę trzynastolatek. - Możesz tak zrobić jeszcze raz? - spytałem nagle i machnąłem kopytami przed sobą, tym dziwnym gestem pokazując jej o co mi chodzi. - Tylko tym razem żywiej - dodałem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Lubiłem Tisę. Była sympatyczna, tylko szkoda, że taka nieśmiała. Miałem nadzieję, że nie będzie się przy mnie krepować, ale skoro już zaproponowała, że mi pomoże, chyba nie musiałem się martwić. Jeszcze raz pochyliłem się nad swoją gitarą, ale tym razem już nie grałem dołującego smęta. Pochwaliłem się wymianą paru skomplikowanych chwytów i mocnymi szarpnięciami w struny. Ostatnio mało grałem na swojej gitarze i trochę mi tego brakowało.[/justify]
-
Odsunąłem się od okna i zerknąłem na Tisę, a potem sięgnąłem po raz kolejny po swoją gitarę. - Nic się nie stało - odparłem. - Po prostu... - zacząłem i urwałem, cicho wzdychając. - To moja wina. Chyba za dużo sobie wyobrażałem - mruknąłem, pochylając się nad swoim instrumentem i przelewając swoje emocje na struny, tworząc jakąś smętną i cichą melodię.
-
Nie odwracając się do niej i nawet na nią nie patrząc, mruknąłem cicho: - Wodę... Chwilowo odzyskany humor znów gdzieś się ulotnił. Powróciło to durne uczucie, od którego chciało mi się rzygać. Czułem kłucie w okolicach serca, głowa mnie bolała i miałem dziwne wrażenie, że cały zdrętwiałem. Jak zwykle wszystko zepsułem. Sam nie wiedziałem co i jak. Może po prostu liczyłem na zbyt dużo i byłem zbyt dosłowny... nie rozumiałem tylko zachowania Lyriel. Teraz byłem już prawie pewny, że nici z mojego "marzenia".
-
Szczery? Byłem aż za szczery? Nie rozumiałem jej zachowania. Chyba w niczym nie przesadziłem... ani się nie wygłupiłem, co nie? Również na nią patrzyłem, starając się zrozumieć, w którym miejscu ją uraziłem. Po chwili jednak odwróciłem głowę i zacząłem patrzeć w okno. Oczywiście wszystko co robię musi się skończyć źle, ba, przecież nie ma innej możliwości, prawda? Milczałem, nie mając nic do powiedzenia. Analizowałem w myślach sytuację, która między nami zaistniała i nigdzie nie mogłem znaleźć popełnionego przeze mnie błędu. Może po prostu faktycznie jej nie obchodzę i powinienem sobie dać spokój... Może właśnie to chciała mi przekazać.
-
Usiadłem po drugiej stronie, obok mojej gitary. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale po głowie chodziła mi pewna myśl... Ignorowała mnie? Mogłem to rozumieć na wiele sposobów. Albo naprawdę nic jej to nie obchodzi, albo się mnie boi, albo... Właściwie... co miałem rozumieć przez "to"? I co ja chciałem osiągnąć? Otrząsnąłem się słysząc, że mówią coś do mnie. - Łaskotki? - powtórzyłem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Jasne, kiedy tylko chcesz. Poza tym Lyriel zna parę dobrych żartów - dodałem.
-
Przestałem ją "torturować" i również wybuchłem śmiechem. Mimo tego, że weszła Tisa, jeszcze nie wstawałem. Uśmiechałem się do Lyriel i patrzyłem jej w oczy. Powoli pochyliłem się i szepnąłem jej do ucha: - Miło cię widzieć w innym stanie niż powaga. Podniosłem się szybkim ruchem skrzydeł, a potem podałem Lyriel kopyto, pomagając jej wstać.
-
Nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy się obrazić. Przez dłuższą chwilę milczałem, nadal odwrócony do Lyriel tyłem. Ten "żart" trochę mnie dotknął i poczułem się jeszcze bardziej głupio niż przedtem. Powoli odwróciłem się i lodowatym wzrokiem spojrzałem w oczy Lyriel. A potem... bez słowa rzuciłem się na nią i zacząłem ją łaskotać po żebrach w ramach zemsty.
-
Poczułem, że cały się czerwienię. - C-co...?! - wykrztusiłem z trudem. - Nie... J-ja... Gwałtownie odsunąłem się od niej i odwróciłem głowę w przeciwną stronę. - N-nie to miałem na myśli... - mruknąłem. - Nieważne... Zapomnij... Jeszcze nigdy nie czułem się tak głupio. Co ze mnie za idiota... Zresztą co jej przyszło do głowy? Nie sądziłem, że powie do mnie coś takiego. Cholera jasna, kompletnie tego nie rozumiałem...
-
Spojrzałem z nienawiścią na tego Sebastiana. - Och, oczywiście. Jesteś piekielnie dobrym pachołkiem, czyż nie? - mruknąłem. - Gratuluję tak wspaniałej posady. Odwróciłem się do niego tyłem. - Będziesz miał poważny problem gdy już wrócę do swojego hotelu, obiecuję ci to.
-
Uśmiechnąłem się do niej, patrząc jej w oczy. - Chyba mam - odparłem. - Właściwie... nie jestem pewien, czy jedno z tych marzeń właśnie się nie spełnia. Mogłem na niej leżeć cały czas... mogłem też zrobić inną rzecz, ale obawiałem się, że to się skończy źle. Powoli i niechętnie podniosłem się, wcześniej obejmując Lyriel i pomagając jej usiąść obok mnie.
-
Uśmiechnąłem się lekko. Lyriel była niesamowita. Świadomość tego, że mogę... umrzeć... była wystarczająca, żebym się nie załamał. Odchyliłem się nieco i tym razem przytuliłem się do policzka Lyriel. - Nie wiem dlaczego to robisz, ale dziękuję ci - szepnąłem. - Mając takiego kogoś jak ty na pewno się nie załamię.
-
Czułem, że serce wali mi jak szalone. Starałem się opanować, nie chcąc zrobić jakiejś głupiej rzeczy, której potem będę żałować. Delikatnie objąłem Lyriel i wtuliłem się w nią mocno, bojąc się, że to okaże się tylko kolejnym snem. Wdychałem słodki zapach jej włosów i starałem się uspokoić. Jej pierwsze słowa mnie przeraziły. - Więc... umrę...? - spytałem cicho i skryłem twarz w jej jedwabnej grzywie...
-
Ostatnie pytanie nieco mnie zakłopotało. Opuściłem kopyto i zacząłem patrzeć przed siebie. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, więc przeszedłem do tematu Trapnest. - Ostatnio też straciłem na to motywację - powiedziałem. - Bo w sumie chciałem, żeby Blast było lepsze od was... ale teraz już jakoś nie. Może dlatego, że już was znam. - Zerknąłem na Lyriel i uniosłem nieco kącik warg. Później tylko westchnąłem i osunąłem się niżej na swoim siedzeniu.
-
- Sam nie wiem czego szukam - mruknąłem ponuro. - Głównie chodziło mi o to... żeby ktoś przy mnie był. Ale teraz mam wrażenie, że wszyscy odchodzą. I najgorsze jest to, że to chyba prawda. Odłożyłem wreszcie gitarę gdzieś na bok. Oparłem głowę o kopyto i zbliżyłem się do okna. - Poddawać się? - powtórzyłem. - Ja i tak nie mam już o co walczyć... a tym bardziej dla kogo. Moje marzenie o zostaniu gwiazdą już się spełniło. Teraz po prostu żyję tylko po to, żeby żyć. Nie mam właściwie żadnego celu do spełnienia, błądzę w pustce, z której nie potrafię się wyrwać. Spojrzałem na Lyriel. - Pewnie myślisz, że gadam jakieś głupoty. I pewnie masz rację. - Znów odwróciłem wzrok w kierunku okna. - Nie rozumiem samego siebie, nie rozumiem niczego, co mnie otacza. Jestem beznadziejny...
-
- Ciągle mam świadomość, że nic nie zmienię - bąknąłem. - A myśląc, że przez tydzień będę z tobą, a potem wrócę do swojego bagna... - urwałem na moment. - Wiesz, to mnie nie pociesza... Lekko uderzyłem kopytem w korpus gitary. Odechciało mi się już grać, ale nie chciałem jej odkładać.
-
Spojrzałem z pogardą na tego Magnusa. Co za prostak... Na szpitalne jedzenie jedynie zerknąłem kątem oka. Tak, może byłem głodny, ale nie zamierzałem jeść niczego, co pochodziło od tych porąbanych kucyków. Może była tam jakaś trucizna, albo Celestia wie co. - Widzę, że już wyprałeś swój frak - zauważyłem słodko. - Ja chcę tylko jednego: wrócić do swojego hotelu i zapomnieć o tym, że to byłem.
-
Chwilę ją obserwowałem w milczeniu. Jak zwykle zarzuciła jakimś mądrym tekstem, po którym odechciało mi się cokolwiek powiedzieć. Ostatecznie wreszcie wyjąłem swoją gitarę. Cicho przejechałem kopytem po strunach. - Jesteście profesjonalistami, a Blast to jedynie banda dzieciaków, która z niczym sobie nie radzi i do tego nie potrafi się dogadać - odezwałem się w końcu, unikając jednocześnie tematu o życiu i jego cenach za wszystko.