W przypadku wybuchu bomby atomowej spisz testament.
hmmm...kiedyś bawiłem się w strażaka na slipie, przy wycinaniu blachy na odcinku bo ja wiem czterech metrów, zajarały się szmaty i liny (które powinny wcześniej zostać usuniętę przez załogę) Gaśnic nie ma, węży nie ma, proszku do prania nie ma...dymaliśmy z wiaderkami, lejąc wodę na burtę (nie radzę wchodzić do siłowni), załoga pchacza w pewnym momęcie zorientowała się że ma pompe...którą odpalali 15 min, ale na szczęście zaskoczyła, podłączyli jakiś dziurawy wąż i sru! w miejsu w którym się paliło z burty i pokładu zeszła farba a buty zmieniały konsystęcje. Najlepszy był kapitan pchacza : "To ja wszystko zamknę niech się drań dusi" a ja myślę: "nooo jak później otworzysz siłownie to polecisz na drugi brzeg odry" gość zrezygnował. najlepszy tekst po całej akcji? "gaśnic urzywa się w ostateczności" nosz...k@#!#$!!! powiedziałem wtedy że będzie gorzej...no i było kilka miesięcy później zajarały się pomieszczenia mieszkalne na barce...a ci kurde zadowoleni! patrzą jak wszystko płonie, niestety nie było mnie wtedy na miejscu ale dym to widzieliśmy z bazy..straty? kilkanaście tysięcy...ale co tam gasimy w ostateczności, czyli kiedy? jak wszystko się sfajczy? kurde zwykły głupi proszek do prania by starczył...ale nie bo po co.