Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Atlatnis Gdyby nie zainteresowanie kulturą ludzi u jednego z organicznych, Cavil sam musiałby instruować swoich podwładnych w takich prostych sprawach. Ten wziął jeszcze jedną jednostkę organiczną i zabrali się za robienie pochodni. ( nie Cavil ) Leoben wyruszył. W miarę posuwania się w stronę domniemanego końca lasu deszcz przybierał na sile. Jednak było to tempo tak powolne, że jakiekolwiek zmiany zauważył dopiero po dłuższym marszu. Zauważając, że drzewa zaczęły być już bardzo rzadkie, oddelegował część mechaniczych do polowania, dając im dokładne instrukcje co do kolejności wykonywania czynności. Sam, biorąc resztę sił, udał się dalej. Sharon, po szybkim podliczeniu amunicji, udał się na pomoc Caprice. A ten nie był w najlepszej sytuacji. Przedtem uważał śrubokręt za prymitywne narzędzie. A w obecnych warunkach możliwość wytworzenia takiego ucieszyłaby go. Sharon nie umiał mu pomóc. Wiedział jednak, że ludzie tysiące lat temu używali jako narzędzi kamieni. Zaczęli ich szukać. Komputer - O nie, drodzy szeregowi. To wyście przekroczyli swoje uprawnienia, terroryzując ludność miejscową. Za mniejsze pomyłki degradowali, lecz niewątpliwie u was byłoby to niemożliwe - odpowiedział biały. - A ten wystrzał był odpowiedzią na waszą kulę. Mogliście zranić któregoś pegaza. Pomieszczenie za drzwiami było pełne dziwnych ubrań na nisko zawieszonych wieszakach, niskich szafek oraz bibelotów poustawianych na nich. Ale mimo tego dom wyglądał na całkowicie opuszczony. Dopiero oględne obejrzenie budynku przez żołnierzy powiedziało, że zostało ono opuszczone niedawno i bardzo szybko. Arceus Scrin wybuchł zebraną energią. Fala uderzeniowa rzuciła żołnierzami na ściany. Chwilę później było jednak wiadome, że nikomu nie stała się przy tym krzywda. Wszyscy byli porządnie obici, jednak cali. Gandzia Żołnierze zdążyli do wieczora wykonać rozkazy dowódcy. Wieczorem, tuż przed kolacją, przybyła delegacja władz miejskich. Zażądali od wartowników zaprowadzenia do dowódcy. Matalos Po kilku minutach jąkania kuc w końcu zdołał ogólnie wyjawić powód pościgu. Był mieszkańcem okolic terroryzowanych przez niego. Razem z żołnierzami przysłanymi do pomocy złapali go. Jednak ten zdołał uciec, a jego imię usłyszał jako jedyne. Był więc jedynym kucem, na którym mógł się zemścić. Kuc spojrzał na podaną stronę. I zaśmiał się. Szczerze, jakby przeczytał lub zobaczył coś naprawdę śmiesznego. Lecz szybko wziął się w kopyto i powrócił do spokoju. - Panowie, jedna z tych fabryk jest dużym przedsięwzięciem i musielibyśmy naprawdę szukać sposobów, by podołać zamówieniu. Ale proszę czekać na odpowiedź pana Stockpile'a.
  2. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Pado, nie mam pojęcia jak poprowadzić tą grę w bilarda. Nigdy nie grałem. Wybacz, musisz czekać na Matalosa. Sztandaf złożył ręce, oparł łokcie na biurku przed sobą i pochylił się lekko. Spojrzał na siedzących przed nim mężczyzn. Pierwszy kulił się, mimo młodego wieku i niedawno dumnie wypiętej piersi. Drugiego skulenie było potęgowane przez wiek. Niemiec z trudem patrzył na starszego już mężczyznę w tej pozie. To nie pasowało. Wiedział, że ten dobrze pracował, gdy jego ojciec przejmował wszystko. To nie pasowało. - Więc mówi pan, że ot tak przepuścił mojego pracownika? - zapytał się go. - Tak, proszę pana - odpowiedział staruszek. - Myślałem, że go nie obowiązują takie rzeczy. - A pan? - spojrzał na młodego. Ten przed chwilą wycierał pot z czoła w chusteczkę. - Nie dojrzał niczego niezwykłego przez monitoring? - Tak - wyjąkał po chwili ochroniarz. - N...niczego. - Dobrze. Panie Adamie, mógłby pan przeczytać bilans po wybuchu - bardziej rozkazał, niż poprosił Sztandaf stojącego obok mężczyznę w garniturze i z kartką papieru w dłoni. Ten zaczął z niej czytać. - Wedle raportu, permanentnemu zniszczeniu uległa całość sprzętu osobistego oraz część krótkofalówek. Zdatna do naprawy jest większość sprzętu specjalistycznego. Jeśli nie nastąpiło uszkodzenie części zapasowych, można przywrócić do pełnej sprawności wszystkie urządzenia specjalistyczne. Czas naprawy jest szacowany na pięć dni, do tygodnia. - Wy dwaj - odezwał się do ochroniarzy. Zauważył, że czoła obu aż lśniły od potu. - Macie znaleźć wszystko o Halickim. Każdą sekundę nagrań, każde zamówienie. Zróbcie to dobrze, a zapomnimy o tej pomyłce. A teraz wyjść. Obaj ochroniarze wstali. Widać było, że ich nogi są jak z waty. Lecz w spojrzeniu, niedawno podobnym do zwierzyny stojącej przed rzeźnikiem, teraz była nadzieja. Sztandaf właśnie zdobył dwóch bardzo dobrych pracowników. Był tego pewien. Młodego chyba wyśle Jonathanowi. Ale to dopiero, gdy obaj załatwią, co mieli załatwić.
  3. Matalos - T...t...tak - wyjąkał. W dymie nie było widać dalej, jak na kilka kroków. Jednak żadnemu technikowi póki co nic się nie stało. - Dobrze - powiedział i powrócił do swoich papierów. Ambasadorzy wraz z brązowym kucem wróciły do gabinetu. Brown Hammer usiadł za biurkiem, wyjął kartkę. - Dobrze, więc ile panowie potrzebują materiałów? - zapytał się i włożył długopis w pyszczek. Komputer Wraz z wystrzałem żołnierza, wystrzelił jeden z koni. Kula przeorała wewnętrzną część uda człowieka. - Coś ty, szeregowcu, zrobił! - warknął biały na swojego podkomendnego. - Do ciebie strzelał? - odwrócił się do zwiadowców. - Kogo zaalarmowaliście? - odwrócił się do kuca obok siebie i przekazał mu jakiś rozkaz. Ten pobiegł w stronę wieży. - Powtarzam pytanie - wysyczał. - Kogo żeście zaalarmowali? Oddział ratunkowy ruszył. Jednak od razu po wyjechaniu poza obręb obozu pokazała się pewna przeszkoda - przejeżdżający pojazd wgłębiał się w ziemię, suchą po powierzchni. Istniało uzasadnione ryzyko, że zjeżdżając z trawy pojazd zakopie się... na długo. Gandzia - Przedstawiciel władz miasta przybędzie do warowni już po zakwaterowaniu pańskiego oddziału. Manehattan, jedno z największych miast Equestrii. Jednak po wyjściu z dworca żołnierzy zaskoczyła pustka. Mały port, przystosowany na kilka małych barek, był praktycznie po drugiej stronie szerokiej drogi. Dworzec i port były jedynymi zabudowaniami przy ulicy. Żołnierze wraz z sprzętem w mig przenieśli się na barki. Odbili od brzegu. Rzeka niespiesznie niosła ich swoim nurtem. Oglądali zmieniający się krajobraz. Najpierw minęli kilka budowli właściwych dużemu miastu, takich jak ratusz czy rezydencja księżniczek. Każda z tych budowli była zaopatrywana przez łódeczki, wysoko zapakowane skrzyniami. Z czasem te budynki przeszły w rezydencje możnych. Od strony rzeki najczęściej były ogrody oraz przystanie na jachty. Rodziny korzystały z możliwości, jakie dawało sąsiedztwo rzeki. Bardzo często w jednym ogrodzie bawiło się kilka, czasami kilkanaście źrebaków. Następnie zaczęła się sztuczna, co łatwo było zauważyć, plaża. Kuce korzystały z promieni słońca. Wiele machało do żołnierzy, ujrzawszy ich na pokładach barek. Statki wypłynęły na morze. Żołnierze szybko dojrzeli warownie, w którym miało przyjść im spędzić dużo czasu. I już z daleka wiedzieli, że mogli trafić gorzej, na przykład do obozu ulokowanego po przeciwnej stronie zatoki. Zamek wyglądał okazale. Wysokie wieże, co prawda z dachami wystającymi z wody kilkadziesiąt metrów dalej, sterczały dumnie. Jednak reszta budowli wyglądała idealnie. W końcu barki przybiły do wystającej przystani. Drewno zatrzeszczało pod kopytami żołnierzy.
  4. Arceus Kamień pośrodku rozbłysnął. Każdy wiedział, co to znaczy - mięli już tylko chwilę, by zrobić cokolwiek. A i teraz nie ważne co zrobią, ucierpią - jak wystrzał nie będzie wycelowany, stworzy falę uderzeniową dookoła. Na szczęście ściany były gładkie. [Pamiętam o nich. Nadal wchodzą] Komputer Zwiadowcy nie przebiegli dwustu metrów, jak dziesięć koni z skrzydłami zawisło w powietrzu przed nimi. Każdy z nich kopytami utrzymywał karabin. Zwiadowcy pamiętali takie z muzeów - jednostrzałowe. Ale karabinów było dziesięć, już wycelowanych w nich. Ponadto słyszeli ruch za sobą. - Ha! - usłyszeli roześmiany krzyk białego konia. - A jednak nie idziecie! Tygrys wymagał już tylko wymiany gąsienic i byłby w pełni sprawny do ruchu. Atlantis Rano przywitały ich szare chmury, które po godzinie uwolniły mżawkę. Wartownicy zameldowali o kilkukrotnym zbliżeniu się organizmów zidentyfikowanych jako zające oraz dziki do obozu, które jednak nie zbliżyły się na bliżej niż trzydzieści metrów.
  5. Gandzia - Podpułkowniku, tak brzmiał rozkaz z samego Sztabu Generalnego. Nie mogąc z tobą wygrać, obdarł cię z tego, do czego miałeś niepodważalne prawo. To było pewne. Atlantis Cyloni ruszyli do pracy. Cavil widział, jak praca wrze. A wraz z jej postępami, słońce przesuwało się po nieboskłonie ku zachodowi. Było jeszcze całkiem wysoko, gdy z meldunkiem przyszedł Sharon. Zapasy amunicji, przygotowane nawet na atak i obronę ogniem zaporowym, przy oszczędnym używaniu mogły starczyć na długo. Tak samo jak w planach, miały wystarczyć na kilka godzin ostrzału pełnym potencjałem bojowym. Jedyny problem mógł wyniknąć z pożywieniem dla biologicznych modeli. Słońce znacznie schyliło się ku zachodowi, przyjmując pomarańczową barwę, gdy przyszedł Caprica. Zameldował, że zostały skończone ziemianki oraz osłony dookoła nich. Przenoszenie zapasów już się kończyło. Gdy słońce zaszło, powrócił Leoben. Teren dookoła obozu był bezpieczny. Nie znaleziono żadnych wartościowych surowców przemysłowych, choć zwiadowca, przewidziawszy taką potrzebę, przyniósł z sobą znaczną ilość owoców, rozpoznanych jako dzikie jabłka oraz jagody. Zwiad wrócił, gdy się ściemniło. Sprawdzili pobieżnie większy obszar niż grupa Leobena, których słowa mogli tylko potwierdzić. Jednak na wschodzie drzewa, wedle ich słów, przerzedzały się. Komputer Białe stworzenie z rogiem zapytało się o coś drugiego z skrzydłami. Te potwierdziło jego słowa. Inny z rogiem pobiegł do środka wieży. Biały skierował się do nich. - Jak już mi powiedziano, mówicie normalnie. Więc to na pewno wy. Żądam natychmiastowego złożenia broni! - rozkazał. Matalos - Oooooon - powiedział, kuląc się po sobie. Nagle coś w lesie ryknęło. Wszystkie pozostałe kucyki krzyknęły jednocześnie. - Smok! Ale nie rozpierzchły się. I prócz tego dymu, nic nie atakowało techników. [ I tu pierwsza nieścisłość - miałem na myśli raczej magazyn pod chmurką, gdzie kupki materiałów stoją na paletach i czekają. Wybaczcie, nowy jestem - postaram się pisać jaśniej ] - I mi miło panów poznać - odpowiedział Stockpile. - Więc z czym panowie ambasadorzy tutaj przyszli? - zapytał się, kierując pytanie do swojego pracownika. - Panowie ambasadorzy chcieliby złożyć duże zamówienie cegieł oraz cementu. Ciemnobrązowy kuc spoglądał to na nich, to na magazyn, choć było widać, że myślami jest gdzie indziej. Po kilkunastu sekundach ciszy w końcu skupił wzrok na ludziach. - Oj, panowie, nie wybraliście dobrego momentu na składanie zamówień. Wybraliście najgorszy możliwy - nie skrytykował, a raczej zauważył fakt. - To jest końcówka najgorszego okresu. Największe budowy w ciągu roku albo trwają, albo właśnie się zaczynają. A dostawy mają już zakontraktowane. Żeby podołać tegorocznym oczekiwaniu, musiałem szukać nowych dostawców. - Zamyślił się na chwilę. Widać było, że bije się z myślami. W końcu uśmiechnął się delikatnie. - Ale spróbuję coś zrobić. Niech nie liczą panowie na wiele. Prosiłbym tylko o przysłanie zamówienia na papierze - Patrząc na pismo, jakim były zapisane stronice przed nim, nie było się czemu dziwić. Arceus Scrin nie reagował, kontynuując to, co zaczął.
  6. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    - Mamy? - zapytał się niepewnie mężczyzna. Po chwili się zaśmiał. - Ja w tej kuchni połowę mojego mieszkanka bym zmieścił. Jak nie więcej! Podszedł, zamknął mu książkę i złapał pod ramię. - Może karabinem robić umiesz, ale zobaczymy, jak wychodzi ci prawdziwie męskie zajęcie! Umiesz grać w bilarda? Albo chociaż w pokera? - zapytał się, prowadząc go na dół, do piwniczki. - Dobrze, gdyby był pan tak miły, to prosiłbym o zdobycie dla mnie rozmowy z tą panią w cztery oczy - odpowiedział. Wiedział, że od razu, z miejsca żądając rozmowy z osobą ważną, straciłby możliwość. Ale prosząc, może wiele uzyskać.
  7. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    W mieszkaniu było cicho. Bardzo cicho. Rosjanin zdążył przeczytać prawie pół książki, oczekując na cokolwiek. A, że książki w domu Standhafta były grube, trochę czasu to zajęło. Nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Chwilę później do kuchni wkroczyło kilku mężczyzn. Widać było, że znają się - całą drogę w mieszkaniu wymieniali między sobą uwagi. Większość dotyczyła farta jakiegoś Jonathana. - O, młody, już tu jesteś? - najmniejszy z nich spojrzał na Iwanowa zaskoczony. Później wbił wzrok w książkę. - Zostaw to i chodź z nami pograć w bilarda. - Czuję tu jedzenie - zauważył najwyższy, najszerszy, po którym było widać posiłki zbyt duże nawet na osobę, która, zdawało się, na siłowni spędza pół dnia. - Michał, naprawdę? - zapytał się najmniejszy, spoglądając na olbrzyma zaczynającego grzebanie w szafkach. Ponownie spojrzał na Iwanowa. - Idziesz? Jonathan wyszedł za róg i od razu usiadł na ziemi. Powinien wydać tego dzieciaka policji. Właśnie zabił człowieka i nie wiadomo, czy wcześniej tego nie robił. Wedle jego słów był to przestępca - ale to nie powód. Takich powinno się zamykać, by w samotności rozmyślali nad swoim życiem. A jeśli sumienie nie byłoby wystarczającą karą, to wiedza, że już nigdy nie wyjdzie się czterech ścian powinna też zadziałać. Jak już będą w Wrocławiu przyciśnie go, skąd wiedział tyle i kto zrobił mu takie pranie mózgu, że zabijał. A wtedy weźmie sobie wolne i pojedzie pokazać mu, na co zasługuje osoba wysługująca się dzieciakami. Nie miał pojęcia, co nim kierowało. Jednak po chwili przypomniał sobie sytuację z misji - gdy zdobyli szkołę szkolącą młodych terrorystów, każdemu z związanych dał porządnego kopa. Co prawda następnego dnia chłopcy od przesłuchań sprawili, że ten kopniak okazał się bardzo delikatny, ale wtedy poczuł taki impuls. Wstał, otrząsnął się i wrócił do banku. Na szczęście jego motor ciągle stał. Trupa już nie było, ale ślad, otoczony przez kilka osób, został. Ktoś go poznał. Odtrącił tą osobę, brnąc w kłamstwo - zagroził jej, że pytania zahaczają o złamanie prawa i naprawdę, ale na prawdę ta osoba woli niczego nie wiedzieć. Wszedł do środka i korzystając już z tego, co robił, rozkazał pierwszemu przechodzącemu obok pracownikowi zaprowadzić się do szefa.
  8. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan wyjrzał przez okno. Za rogiem stała jakaś osoba. Wytężył wzrok, by ją obejrzeć. Próbował sobie przypomnieć, czy ją kojarzył. Nie, na pewno nie. Odsunął się od okna i sięgnął do kieszeni. Wyjął wizytówkę Sztandafa, na tyle której znalezionym długopisem napisał adres jego domu. Z wewnętrznej kieszeni wyjął portfel z funduszami na drogę. Przeliczył pieniądze. Dwa tysiące złotych, kilkaset euro i dolarów oraz podobnej wartości ruble. Podał mu połowę sumy z polskich pieniędzy oraz karteczkę. - Wyjdź za jakiś czas, gdy ruch się zmniejszy. Za pieniądze zdobądź jakiś środek transportu i udaj się pod adres z kartki. Zabezpieczenia pewnie szlag trafił, ale jeśli alarm zadziała, to konsola jest pod reprodukcją Słoneczników, a kod to 123465. Pewnie całą elektronikę spaliło. W podziemiach masz stół do bilarda, w kuchni świeczki. Jak przyjdą inni, powiedz, że jesteś kuzynem znajomego Jonathana. Przyjechałeś na wakacje tutaj i złapał cię ten bałagan. Zrozumiałeś?
  9. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Pado, zapomniałem - jeśli impuls był mocny, to mógł też spalić samoloty. Co prawda mają one zabezpieczenia, ale bezpośrednie uderzenie piorunu może spalić elektronikę - niech zadecyduje Hoffner. Dobrze, Hoffner? Magus, to się tyczy też ciebie. Kiedyś się dowie. Skoro nie chce mówić bez marchewki, nie musi. Nie będzie go tu teraz torturował dla jakiejś błahostki. - Nie wierzę ci, ale skoro masz jakieś powody, to sobie je miej. Przejdźmy do rzeczy - poszukuję ludzi zaznajomionych z bronią. Miałem szukać swoich starych znajomych, ale mój pracodawca nie podał ostatecznej liczby potrzebnych osób. Dlatego proponuję ci pracę ochroniarza. Na wasze to chyba będzie dwadzieścia tysięcy miesięcznie. Równe cztery tysiące euro. Ponadto zakwaterowanie, dostęp do najnowszej broni, pełna opieka medyczna. I to tuż przy Niemieckiej granicy - Ruscy szybko nie dojdą, a nawet jeśli, to przeniesiemy cię do samych Niemiec..Chętny?
  10. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan zastanowił się nad tym, co mówił morderca. Przez chwilę zbierał wszystkie myśli, odrzucał najbardziej absurdalne, a reszcie przypinał odpowiednie łatki. W końcu odezwał się. - Pamiętam o tamtym pistolecie, nie martw się - zaczął. - Coś mi się zdaje, że nadal coś przede mną ukrywasz. Jesteś za młody, by mieć jakieś doświadczenie w zbieraniu informacji. Tamten zabity chodził sobie otwarcie, jakby śmiejąc się w twarz policji. A ta ostatnio przeszła przez kolejną aferę korupcyjną. Ktoś odkryłby, jeśli zabity dawał w łapę komukolwiek. Zakładając, że na prawdę był złym, robił to dobrze się ukrywając. Czyli albo był drobnym przestępcą, na którego nie warto tracić czasu, albo należał do dobrze zorganizowanej dużej struktury. Jeśli tak, to natychmiastowe morderstwo oznaczałoby jego wysoką pozycję w strukturach tej grupy. W takim przypadku, dowiedzenie się czegokolwiek o nim wymagałoby wiele pracy. I to nie najprostszych tortur - bycie członkiem mafii zobowiązuje. Jeśli nie miałbyś dostępu do specjalistycznych środków, wiele taki by ci nie powiedział. A skoro umiesz zabijać i jesteś w tym wieku, to nie ma szans, byś umiał szukać. Czyli albo jesteś cholernym geniuszem, których ochroniarze tacy jak ja powinni zabijać z miejsca, albo masz jakiegoś informatora, który ponadto daje ci dostęp do takich środków. Albo pracodawcę, bo wątpię, by ktokolwiek narażał się na złapanie w imię samych zasad. Gdyby nie osoba na przeciwko, zacząłby się śmiać. Kiedy to ostatnio złożył tak długą wypowiedź? I do tego tak głupią?
  11. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan złapał nadgarstki złapanego grubą opaską uciskową. Co prawda jeśli się uprze, to zdoła ją zniszczyć - ale to musiało wyglądać jak najlogiczniej. Wyprowadził go z ulicy, a ciżba ciągnęła za nimi. W znacząca mniejszym składzie, ale jednak za nimi. Musiał to zmienić. Skierował się do otwartych przy pościgu drzwi. Biegnąc chyba zauważył otwarte mieszkanie. Gdy je minął, odwrócił się do ludzi. - Proszę dalej nie iść, bo będę musiała oskarżyć państwo z artykułu 404 ustępu 5 o przeszkadzaniu jednostkom specjalistycznym z pracy. Zaryzykował - wśród ludzi mógł być ktoś znający się na prawie. Ale jednak wygrał - tłumek zaczął topnieć, aż w końcu ostatnia osoba uświadomiła sobie, że stoi sama. Rada nie rada, odeszła. Zaczął prowadzić złapanego dalej po schodach. Na ostatnim piętrze znalazł zapamiętane drzwi. Wprowadził go do środka i zamknął je. Okazało się, że nie miały zamka. Jonathan rozejrzał się po mieszkaniu. A to trafili - ktoś się tu włamał. Jednak było tu za czysto. Przez chwilę szukał powodu. Znalazł go - złodzieje przyszli, gdy mieszkańcy już się wynieśli. Patrząc na fakt, iż w żadnym z pomieszczeń nie było żadnej elektroniki, stało się to przed EMP. Zdobycznym nożem przeciął opaskę i pchnął chłopaka na ścianę. - Kim tamten był, żeś go zabił? I dla kogo to zrobiłeś? - zapytał się, gdy ten już się odwrócił.
  12. Atlantis Niewiele mięli, by zbudować obóz. Na planecie-celu dowództwo nie planowało się okopywać. Dlatego jedyne, co mięli, to kawałki metalu z kapsuł. Szybko pojawiły się plany, by wykorzystać je do budowy osłon strzelniczych. Jako budowle spoczynkowe zaproponowane dwie możliwości - ziemianki oraz szałasy. Z tymi opcjami przyszli żołnierze do Cavila. Cavil znalazł jedno duże radio - zrzucone razem z nim w kapsule, do komunikacji z statkiem na orbicie. Wydawało się działać doskonale - tylko, że głośniki puszczały tylko szum. Zwiad ruszył między drzewa. To był zwykły las - bez żadnego śladu bytności istoty myślącej, mogącej go eksploatować. Jedynym, co się rzucało w oczy, była nienaturalność kolorów - wszystkie były żywe oraz ciepłe. Strumyk, który mijali, był nienaturalnie przejrzysty. Jaenr Darth wyszedł przed statek. Rozejrzał się dookoła. Wylądowali w ogromnej jaskini. Lecz nie wyglądała ona jak zwykła jaskinia. Prędzej jej było do podziemnej sali. Tak, jakby ktoś pod ziemią zbudował wielką strukturę. Lecz okres jej świetności był setki lat temu. Kolumny, nie zniszczone przez statek, nadal sięgały do sufitu, jednak całkowicie pogryzione zębem czasu oraz pokryte grubą warstwą porostów. Podłoga była poprzecinana przez płytkie bruzdy, lecz cała podłoga musiała być pierwotnie płaska. Widział resztki kamiennych ław, teraz pokruszone. W ścianach dojrzał wgłębienia, nienaturalnie głębokie i małe. Lecz znacznej części sali nie dojrzał - oczy, które patrzyły na rzeczy oświetlone światłem słońca, nie mogły przeniknąć części mroku, jaki też można było tu znaleźć. Spróbował wyskoczyć na powierzchnię. Nie zdołał. Poczuł, że moc nie chce z nim współpracować. I niczym adept, musiał skakać po występach skalnych, skok za skokiem przybliżając się do powierzchni. Pierwszym, co uderzyło Dartha po wyskoczeniu na powierzchnię, była fala gorąca. Chwilę później, jak już oczy całkowicie przyzwyczaiły się do słońca, rozejrzał się dookoła. Statek rozbił się w kanionie. W kierunku słońca oraz przeciwnym, jak okiem sięgnąć, była płaska powierzchnia, szeroka na kilkaset metrów. Nawet nie dało się dojrzeć punktu, w którym ziemia przemienia się w skałę - przejście było gwałtowne, a ściany dosłownie jak ściany. Lecz zamaskowany mężczyzna mógł dojrzeć drogi, biegnące po ścianie na prawo od niego. To musiały być drogi - natura nie tworzyła tak długich i tak płaskich półek skalnych. Matalos Kucyki razem z ósemką Techników w pełni sił ruszyły w drogę. Na wzniesieniach nic im nie przeszkadzało. Jednak po wkroczeniu na bagna, stało się coś niespodziewanego - nagle otoczył ich gęsty, gryzący w oczy dym. Póki byli na drodze, nic się nie działo. - O Księżniczko, znalazł mnie - powiedział cicho do siebie ledwo co znaleziony drwal, stojący tuż obok dowódcy. - Dobrze, proszę za mną. Kuc wyszedł zza biurka i ruszył ku drugim drzwiom. Za nimi były schody, znacznie łagodniejsze niż poprzednie. Ambasadorzy nawet nie zauważyli, jak zeszli na dół. Znaleźli się za budynkiem magazynu. A tam był otwarty magazyn. Wielkie ilości materiałów budowlanych były zebrane w wysokie góry. Koło nich krzątały się kucyki, każdy z jakąś kartką lub innym świstkiem papieru. Na tle tego zabieganego towarzystwa wyróżniał się ciemnobrązowy kuc ziemny z szarą grzywą i skrzynką na boku. Stał on w miejscu, przeglądając zawartość kilku kartek, leżących przed nim na sporych rozmiarów skrzynce. - Panie Stockpile, Ambasadorzy do pana - powiedział Brown Hammer, stając obok Stockpile'a. Komputer Zwiadowcy ruszyli dalej drogą. Na podwórze nie mięli co wchodzić - słyszeli harmider panujący za budynkiem. Z pewnością wszyscy, będący jeszcze kilka chwil temu tam, znaleźli się już w środku. Idąc dalej, coś przeleciało nad nimi. Podnieśli głowy. Tym czymś okazał się koń z skrzydłami. Widać było, że się dokądś spieszył. Po kilkunastu minutach doszli do linii drzew, majaczących w oddali. Otoczenie przez cały czas było monotoniczne - kukurydza uginająca się pod ciężarem kolb po prawej i po lewej. Aż do lasku. Wchodząc w niego zauważyli, że był on zbyt duży. Można było nawet posunąć się do powiedzenia, że to była jedynie kilka drzew otaczających coś większego. A po wkroczeniu pomiędzy drzewa, zauważyli co to było - miasteczko. W środku duża murowana wieża, otoczona coraz mniejszymi, z wzrostem odległości, budynkami. Jedynymi budowlami wyróżniającymi się na obrzeżach miasta była stacja kolejowa oraz kamienna wieża, dojrzana już z obozu. W obu tych miejscach krzątały się kucyki. Na stacji, dzięki lornetce, zauważyli jeszcze jeden gatunek kucyka - taki, z rogiem. W pewnym momencie zaczął się on świecić, tak samo jak pobliski mu worek - który chwilę później podniósł się w powietrze, bez użycia żadnej maszyny. Gandzia - Najwidoczniej goniec dogonił burzę - westchnął generał. - Dobrze, miałem nadzieję, że listem pana o tym poinformuję - dostałem rozkaz z sztabu, by pańskie przejście przez miasto uczynić jak najszybszym, by nie budzić niepokojów w społeczeństwie. Pana zostanie załadowany na barki, którymi dopłyniecie do warowni. Mam nadzieję, że to pana nie uraziło.
  13. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    - Nie znam nikogo, kto poszukuje płatnego mordercy - odpowiedział zimno. - Odstaw... - Spojrzał jeszcze raz na blondyna. Szeroka pierś, umiejący używać broni białej. Co prawda przeszedł inne szkolenie niż on, ale podstawy znał. Cienki w nogach - raczej nie biegał w pełnym wyposażeniu. A skoro był zabójcą, na pewno umiał używać pistoletów. Może nawet broni snajperskiej. Póki co pokazał swój umysł od gorszej strony. Ale tu jeszcze może się poprawić. Dobra, musi się dowiedzieć więcej. Ale gapie się już zbierali. Mignęła mu twarz, którą widział przy pościgu. - Ręce za siebie i idziesz za mną, I bez żadnych niespodzianek, proszę. Wszystko co powiesz, może być wykorzystanie przeciwko tobie - Ostatnie zdanie powiedział beznamiętnie. Ale tylko ostatnie.
  14. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    - Nie mam interesu w zabijaniu cię. Ja chcę po prostu odstawić cię policji jako sprawcę tamtego morderstwa. Tak, żeby nie zadawano mi zbędnych pytań - odpowiedział, nadal celując w mordercę.
  15. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan odbezpieczył broń wymownym, powolnym ruchem. - Nie myśl, że jestem głupi.
  16. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Podczas rewizji kogokolwiek w strefie zagrożenia zawsze co najmniej jedna osoba powinna mieć tą osobę na muszce. Stanowiło to pewnego rodzaju zabezpieczenie dla rewidującego - widok lufy najczęściej działał uspokajająco na osobę rewidowaną. Pamiętając wiele rewizji, jakie dokonywał, zdecydował się zaszczepić pewien element i w obecnej sytuacji - zrobił krok w przód, nogą przesunął nóż do tyłu, kucnął i podniósł go, szukając dłonią po ziemi - a to wszystko ciągle z wzrokiem skupionym, by utrzymać celownik na mordercy. - Człowieku, właśnie kogoś zabiłeś na moich oczach! - Właśnie, dlaczego zareagował? Nawet nie pomyślał - to był odruch. - Czemu to zrobiłeś? Nie wiedział, co kazało mu zadać to pytanie.
  17. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan kiwnął głową przed siebie. Koło nich stanął jakiś przechodzień. Przeklęci cywile! - Rzuć tu całą broń, jaką masz - rozkazał. Jednak ten chciał współpracować. Ciekawe, co zrobi policja z takim delikwentem. Ale na razie musi go rozbroić i przygotować do transportu. Nie zamierzał wyskakiwać myślami zanadto do przodu.
  18. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Winni zawsze uciekają. Jonathan rzucił się w pogoń za mężczyzną. Ten co prawda miał kilka sekund przewagi, jednak szybko zdołał nadrobić choć część - ścigany zostawił za sobą korytarz, przez który mógł bezproblemowo przebiec. Dzięki temu widział też, gdzie biegnie goniony. Ruszył za nim w uliczkę, wbiegł przez jedyne otwarte drzwi. Słyszał jego kroki na klatce schodowej. Widział, jak wyskakuje z budynku, na który właśnie on wskakiwał. Aż w końcu blondyn skoczył w dół. Może sądził, że zdoła wtopić się w tłum na ulicy, do której wszedł. Mylił się. Na swoje szczęście szczęście, znalazł poniżej zadaszenie przed, jak się okazało, nieczynnym warzywniakiem. Co się dziwić - brak dostaw, to towar szybko został wykupiony. Jonathan zeskoczył, patrząc, jak morderca mija jego pozycję, po czym przeturlał się jak na ćwiczeniach, prawie od razu powracając do pozycji wyprostowanej. Wyćwiczonym ruchem uniósł pistolet i wymierzył w mężczyznę. Nie było to zagrożeniem dla cywili - chodnik był puściuteńki. Tak, jak kolejne sklepy z płodami ziemi, niemożliwymi do dostarczenia tutaj bez samochodów transportowych. - Powiedziałem, że masz stanąć!
  19. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Jonathan usiadł sobie na krzesełku i czekał, aż ludzie, w większości przygotowani do drogi, wyciągną swoje pieniądze z kont. Widać było, że jedyne o czym myślą, to ucieczka jak najdalej od polski. A fakt, że ciągle pytali się o wybranie w innych walutach, tylko utwierdzał go w przypuszczeniu. Muzyka dobiegająca z gramofonu zza pracowników nie równała się z tą z słuchawek, jednak jakoś dało się jej słuchać. Co Jonathan robił z wielkim skupieniem. Nigdy nie sądził, że może być skupiony tak na czymś, co nie wiąże się z walką. A jednak - każdą cząsteczką siebie słuchał tej muzyki. Muzyka klasyczna - kto by się spodziewał, że on, osoba zdolna zabić drugiego człowieka za pomocą gołych dłoni na kilka rozmaitych sposobów, z takim skupieniem będzie jej słuchał. Wcześniej nawet nie pomyślał, by ją włączyć muzykę sam z siebie. Inni nie słuchali niczego ciekawego, a sam nie czuł potrzeby szukania czegoś, co by mu się spodobało. Ciekawe, ile innych rzeczy ominęło go przez takie podejście? Podniósł wzrok. I w tym samym momencie zobaczył, jak blondyn w skórze wyciągał nóż z czyjegoś ciała. Nikt nie zwrócił na to uwagi, choć w tej sytuacji nie było to niezwykłe - z drugiej strony mogło to wyglądać jak uścisk serdecznych przyjaciół. Gdyby tylko morderca sprawdził, co jest za lustrem weneckim... Były wojskowy rzucił się do drzwi i wybiegł na zewnątrz, kierując się za mordercą. W międzyczasie wyszarpnął z kabury, schowanej byle jak pod kurtką, pistolet i oddał strzał ostrzegawczy. - Stój, morderco! - krzyknął ile sił w płucach za blondynem. Zauważył, jak ludzie zaczynają się na niego patrzeć. Szlag, na misjach było łatwiej. Cywile nie patrzyli się na niego jak na bandytę. Musiał szybko coś powiedzieć. - Nie myśl, że takie coś unieruchomiło policję! - Coś tam te słowa poskutkowały.
  20. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    W końcu dojechał do Warszawy. Zegarek w momencie mijania znaku oznajmiającego wjazd do Warszawy wskazywał za pięć drugą. Jonathan przypomniał sobie miejsca, które miał odwiedzić. Znaczna część znajdowała się na przedmieściach - tam były domy co ważniejszych osób. Lecz dwa miejsca znajdowały się w centrum - bank Odźwiernych oraz biuro Światowida. W obecnej sytuacji jedno z rodzeństwa musi tam być. Godzinę później zajechał pod bank - bliższy z dwójki budynków. Zsiadł z motocyklu, wytłumaczył rzadkim przechodniom jakim sposobem jego motor działa, po czym wszedł do środka.
  21. Komputer Stworzenie, słysząc ton wypowiedzi zwiadowcy, od razu zrobiło krok w tył i zamknęło za sobą drzwi. Żołnierze mogli słyszeć zamykanie na zamek. Po chwili przez okno obok drzwi wyleciał worek. Wysypały się z niego kolby kukurydzy. - Macie jedzenie. A teraz sobie idźcie! - krzyknęła istota wychylając się przez okno, które chwilę później zamknęła. Podczas wymiany wynikła potrzeba użycia narzędzi, których nie mięli przy sobie. Nie planowano wymiany całego systemu celowniczego w warunkach polowych - przez to możliwe było, że w ogóle nie będą mogli tego zrobić. Arceus Scrin nie odpowiedział. Nie słowami. Za to kryształ pośrodku jego przodu zaczął świecić się na zielono. ( Jak do wystrzału ) Atlantis Okazało się, że zmiana otoczenia nie spowodowała żadnych zniszczeń. Co prawda wszystkie systemy zostały powyłączane, jednak po uruchomieniu, wszystko działało doskonale.
  22. Jaenr Statek przebił się przez podłoże, wpadając do jakiejś jaskini. Komandosi tylko tyle wiedzieli - potrzaskane szyby tylko tyle pozwalały im dojrzeć. Szybka inspekcja statku wykazała coś, co w tych okolicznościach zakrawało na cud - zniszczenia w sprzęcie były minimalne. Sam statek nadawał się tylko do przetopienia na śrubki, jednak wszystko co było w środku było prawie w idealnym stanie. Jaki udział miał w tym Darth, który zdołał się podnieść na chwilę przed uderzeniem o ścianę, nie wiedzieli. Już po uderzeniu doczłapał do swojego mistrza Lord. Sithowie jęcząc, próbowali pokonać ból. Akolici nie byli zdolni do niczego. Matalos Medycy spisali się na medal. I skończyli wszystko nawet szybciej, niż zapowiadali. Kwadrans przed minięciem dwóch godzin wszystkie ranne kucyki były już opatrzone i leżały na noszach. Brązowy kucyk otworzył wielką księgę, zajmującą środek biurka, i zaczął ją pobieżnie przeglądać. - Dostawcy pana Stockpile z ledwością starczają na zaspokojenie bieżących zamówień wymienionych przez panów materiałów. Na magazynie można znaleźć kilka palet cegieł i niepełną paletę cementu, ale słyszałem, że panów taka ilość może nie satysfakcjonować - odpowiedział lekko zmartwiony kuc. - Czy zechcieliby panowie za mną pójść do pana Stockpile''a? Arceus Zwiadowcy dzielnie pięli się do góry. Istota, trafiona podczas szarży w kończynę, upadła. Jednak jej prędkość sprawiła, że nadal sunęła naprzód. Zatrzymała się o kilka kroków od najbliższego z żołnierzy. Arceus podszedł do scrina i symbolicznie wyciągnął dłoń ku temu przedstawicielowi obcej rasy. Obcy, już przyszykowany do końca swego istnienia, widząc takie zachowanie tej dziwnej, dwunożnej istoty organicznej, zdecydował się do końca wysłuchać rozkazu. Arceus nawet nie zdążył zareagować - scrin uderzył go kończyną z siłą rozpędzonego wozu, rzucając nim na ścianę. A ta była dopiero kilka metrów za nim. Gandzia Wojskowi ledwo co usłyszeli mijane wodospady. Las, koło granicy którego przejechali, nie wydał w ich kierunku żadnego dźwięku. Nowoczesny pociąg, działający na magię i parę, zagłuszał wszystko, stukocąc po torach. Wraz z wzejściem słońca dojrzeli błyszczące od rosy pola, pomiędzy którymi było położone tory. Każdy źrebak znający choć odrobinę geografię ojczyzny wiedziałby, że Manehattan już w pobliżu. Jednak wszystkie kuce, jadąc tą trasą, były zdziwione po dojechaniu - nie spodziewali się, że pola zaczynają się tak daleko. Wraz z postojami na stacjach, pociąg zatrzymał się na Dworcu Centralnym kilka minut przed południem. A dla żołnierzy nie był to koniec drogi. Jednak od tego momentu mieli już nie słyszeć stukotu kół o tory. Podszedł do ciebie fioletowy kuc ziemny w mundurze sił ziemnych z insygniami generalskimi jednej gwiazdki. - Podpułkowniku, miło mi witać pana na tej ziemi. Czy ktoś w Canterlocie poinformował już pana o planu transportu przez miasto? Wysłałem do generała Hammerfall'a gońca z planem - Co prawda z kierunku Manehattanu nadeszła burza, przez którą przejechałeś z swymi żołnierzami wczesną nocą, jednak Hammerfall umyślnie mógł trochę spóźnić się z przekazaniem ci informacji. Komputer - Guten morgen? - powiedziała do siebie cicho istota. Otrząsnęła się i obejrzała ich. Skupiła wzrok na broni. - Czy mogliby pan... czy moglibyście odłożyć tą broń? - zapytała się ich, kuląc się z lekka. Atlantis Dowództwo nie miało pojęcia, jakim sposobem ludzie wylądowali na tej planecie. Jednak jakimś sposobem tego dokonali. Najbardziej prawdopodobna wersja mówiła, że możliwość jej zasiedlenia badali już wcześniej, dzięki czemu zdołali zabezpieczyć silniki swoich statków przed zgubnym wpływem kolejnych warstw atmosfery. Pierwsze na powierzchnię dotarły jednostki biologiczne. Gdy już te zabezpieczyły miejsce lądowania kapsuł, spadły te zawierające broń ciężką i pierwszy oddział centurionów. Kilka godzin później, po przygotowaniu miejsc na obronę przeciwlotniczą, spadł pojazd, którego pierwszy egzemplarz znaleziono w ziemskim muzeum. Jakiś czas później coś się pomyliło tym w przestrzeni kosmicznej, bo zrzucili im czołg. Następna przesyłka zaczęła świecić. Nie od temperatury - to było świecenie. Zimnym, białym światłem. Gdy uderzyła w ziemię, wszystkie istoty padły na ziemię. Pierwsi obudzili się biologiczni. Byli... w lesie. Jakim sposobem, skoro jeszcze przed chwilą jak okiem sięgnąć, wszędzie trawa i trawa? Wybaczcie, w weekend nie miałem serca do pisania - w sobotę nic-nie-robienie wyprało mnie z chęci do czegokolwiek, w piątek, niedzielę i poniedziałek nie za bardzo miałem czas, a później energię.
  23. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    - Coś mało mi się chce wierzyć - powiedział Tomasz do Burgundzkiego, zastępcy Kędzierskiego. - Przez ten EMP powinna paść cała komunikacja z światem. A ty buszujesz po sieci jak gdyby nigdy nic. - Proszę pana, na szczęście światłowody, którymi połączył się pan z serwerami Google, są odporne na takie ataki. - Ale nie każdy serwer jest tak chroniony, jak te Google. - Ale Google robi kopie co ważniejszych stron. Algorytmem, ale robi. I dzięki temu zdjęciu - Podstawił mu pod nos wydrukowane zdjęcie jakiejś starej stronicy zapisanej pismem, ni to gotyckim, ni zwykłym - mieszanym. - Skopiował wszystkie odnośniki. - Dobrze, uznajmy, że ci wieżę. Mów dalej. - Przed wojną Polacy wymyślili stop - alupolon. Zwykły stop, z którego wykonano ścigacz rzeczny przed Drugą Wojną Światową. Przypadkowo jedną jednostką załoga zdoła spowodować niewyobrażalnie dużo, jak na taką jednostkę, zniszczeń. Gdy już wyciągnęli ją z dna, grupa naukowców zaczęła badać stop. Do końca wojny nie zdołali go skopiować, ale historia opowiadana na uczelniach mówi, że próbując tego dokonać, odkryli takie, o jakich nawet nie można marzyć. Tego, o jakie dokładnie chodzi, nigdy nie sprecyzowano. A dzięki koledze z Warszawy dowiedziałem się o tych dziennikach. Nie mam pojęcia, co mogą one zawierać, ale sposób domieszkowania stopów tytanowych z strony ze zdjęcia mówi, że ten dziennik wykraczał poza ich czasy. I krótko mówiąc - chcemy go. - Dobra, znalazłem domy tych od Światowida - Marek wygiął plecy do tyłu i podał mu tablet z włączoną mapą, na której były pozaznaczane punkty. - Wysyłasz coś do nich? Tomasz dokładnie obejrzał mapę i oszacował odległości do poszczególnych punktów. Przypomniał sobie jeszcze, co dał mu do poczytania Burgundzki. Dzienniki ostatnio były w Warszawie. Jeśli ci Odźwierni nie mieli zaplecza jak on, to najpewniej ciągle tam są. Najpewniej nie w muzeum - okupanci bardzo lubili je okradać. Jeśli już je mają, to w jakiejś kryjówce. Wiedział, jak to powinien zrobić. Godzinę później Jonathan już wyjechał motocyklem, z powiększonym naprędce bakiem oraz akumulatorem, z telefonem wyglądającym jak bagażnik oraz pieniędzmi na drogę. Kolejne godziny spędził na slalomie między unieruchomionymi na drogach samochodami. W głowie układał sobie kolejność. Sztandaf kazał mu zrobić dwie rzeczy - dać do telefonu Odźwiernego oraz posprawdzać, czy jacyś jego znajomi z Warszawy przypadkiem jeszcze nie dołączyli do armii. Gdyby wciąż byli cywilami, miał im zaproponować testowanie nowych technologii w praktyce. - Zostaw mnie, śmieciu! - ryknął chuderlak w garniturze z wyeksponowaną metką do jednego z bezimiennych, dla Tomasza, ochroniarzy. - Ty nawet nie wiesz, kim jestem! - Jesteś osobą, którą mam zaprowadzić prosto tutaj. A pan chce iść prawie w przeciwną stronę - obruszył się mężczyzna w mundurze, otwierając drzwi. - Panie Standhaft, przyprowadziłem pana Christophera. Tomasz, siedzący dotychczas za dużym biurkiem w odrobinę za małym biurze, wstał, przecisnął się między blatem i ścianą, po czym uścisnął rękę ochroniarzowi, dziękując za dobrze wykonaną pracę. W dłoni miał banknot, który ochroniarz schował do kieszeni, widząc jego uśmiech i gesty.. - Thomas, dzięki ci! - Christopher złapał jego dłoń i zaczął nią potrząsać. - Gdyby nie ty... ktoś morduje moich ludzi. Chciałem coś mu urządzić, ale w drodze złapał mnie ten EMP! Bałem... - Słuchaj, nie obchodzi mnie, że się bałeś - odwarknął Thomas, wyrywając swoją dłoń z słabego uścisku mężczyzny. - Oferowałeś dobrą cenę za ratunek, więc dawaj dokumenty. Wiem, że przyleciałeś z walizką. Christopher spojrzał się na niego spode łba. Zmierzył Tomasza wzrokiem. Wzrokiem, po którym miliarder wiedział, że jego rozmówca tylko grał. - Daj jakąś elektronikę - powiedział oschle, z zimną miną. - Muszę sobie przypomnieć szyfr. Tomasz podał mu z biurka tablet. -Masz.
  24. Ohmowe Ciastko

    World of TCB [Gra]

    Tomasz wszedł do windy, której wejście zostało ukryte w kanciapie ochroniarzy w nowszym budynku. Zjechał pod ziemię i skierował się do laboratorium. Idąc korytarzem, zauważył dziurę w betonie. Spojrzał przez nią. Prowadziła do laboratorium. Kilka osób okrążyło coś, nie wiedział co. Przyspieszył kroku i już po chwili znalazł się w pomieszczeniu. To była kpina. Farsa. Żart! Halicki leżał na podłodze, otoczony naukowcami. Wziął Muszyńskiego na przepytanie. Wedle jego słów, jego najnowszy pracownik zatrudniony osobiście leżał na ziemi już dwie godziny. Przynajmniej tętno sprawdzili. Jonathan sprawdził jego stan. Halicki był w pełni sprawny. Jego reakcje co prawda wskazywały na jakieś uszkodzenie ramienia, ale nie wyczuł żadnego złamania. - Jak to mawiają, do wesela się zagoi - powiedział, odchodząc od nieprzytomnego. - To wywołało szok. Przepytał naukowców, co się stało. Usłyszawszy relacje, złapał się za głowę. Więc to miało taką moc! Boże, gdyby tylko posiadł materiały umożliwiające przetrzymanie takiego napięcia i źródło, które mogłoby je wykonać. Obejrzał dokładnie broń. Nie było tragicznie. Co prawda obudowa z tworzywa uległa nadtopieniu, ale reszta elementów jakoś wyglądała. Dał ją jakiemuś naukowcowi i kazał pójść na strzelnicę wystrzelić. Ten, najwidoczniej pozbawiony instynktu przeżycia, potulnie się posłuchał. Wedle jego późniejszych słów, teraz bronią rzucało jak szatan, a rozrzut miała jak stąd do Warszawy, ale działała. Już miał iść do Kędzierskiego, gdy przybiegł jeden z chłopaków Jonathana, taszcząc z sobą wielkie pudło. Wojskowy telefon satelitarny. Takim kiedyś rzucił w ścianę, przebijając ją. Sprzęt, którego nie zniszczył nawet skacząc po nim. - Standhaft, ratuj mi dupsko! Jestem w Warszawie, przyjeżdżaj po mnie - usłyszał z słuchawki. Christopher. Jedyny czarnorynkowy handlarz bronią, który z nim handluje. Prosta współpraca - on nie traci za darmo towaru, a Christopher nie ryzykuje niczym, "napadając" na transporty. A później pieniądze idą przez dziesiątki banków, dzielone na drobnicę, aż w końcu przychodzą do jego firmy. - Mówiłem, co ci zrobię za zadzwonienie z pierdołą - powiedział oschle. - Dlaczego tam jesteś? Miałeś tutaj nie przyjeżdżać. - Ktoś mi sprząta ludzi, więc przyjechałem. Ale on sprzątnął Alexa! - I co? Kto to? - Jak go sprzątnął, tego siusiumajtka, to i mnie zaraz załatwi. Na granicy widział mnie chyba każdy! - Z czego dzwonisz? - Zachowałem jeden z tych niezniszczalnych telefonów, których kontener kiedyś kupiłem. - To by wiele wyjaśniało. Co masz w Polsce? - Kontener rakiet uniwersalnych powietrze-powietrze, dwa Valanxy, oraz FV510. - Dobra, tyle będzie kosztowało twoje życie. Chwilę później, gdy Christopher podał swoją przybliżoną pozycję, rozłączył się. Miliarder zwrócił się do Jonathana. - Bierz swoich ludzi. Zabierzecie jednego człowieka, to dostaniecie trochę sprzętu. - Znowu jakieś twoje wynalazki? Proszę, powiedz, że nie. - Nie. Śmieć handlujący bronią wycenił swoje życie na dwa samochody, wóz bojowy oraz kontener rakiet. Jonathan poszedł do hangaru już jakiś czas temu. Oczywiście jakieś dziesięć minut wyciągali VTOL, jednak te rakiety, jeśli mówił prawdę, zwrócą koszta aż nadto. A jako, że jest noc, VTOL da się wykryć tylko na podstawie ciepła, to mało ryzykuje. A sam pojazd nie wygląda jak Polski - Rosjanie raczej nie zaryzykują ataku na obywateli USA lub innego państwa z potencjałem wojskowym. Kędzierski wyrwał go z tych rozmyślań. - Pan mnie nie słuchał - zauważył korpulentny mężczyzna. - Przepraszam, zmartwiłem się o życie moich przyjaciół. Proszę kontynuować. Obiecuję, że spróbuję się skupić. - Dobrze. Może dla pewności zacznę od początku. Jak pan widzi, prototyp nie pokrywa się z moim projektem. Niestety, komputer dostępny dla mnie wykonał przybliżenia, które przez chaos deterministyczny, poskutkowały znacznymi błędami w ostatecznych obliczeniach. Dopiero udostępnienie mi przez pana komputera kwantowego pozwoliło mi znaleźć powód początkowych nieudanych prób. Jak jednak pan widzi, nie poddaliśmy się. Nie, dysponując takimi środkami. Dlatego też byliśmy zmuszeni dokonać pewnych zmian projektowych. Część z nich okazała się potrzebna, część jednak nie. Jednak ostatecznie żadna nie jest nieprzydatna. Cztery kończyny umożliwiają uzyskanie początkowo zakładanej prędkości ruchu. Zewnętrzny egzoszkielet trochę zmniejsza zakres ruchów, jednak teraz, wedle prób, jest on taki sam, jak dla solidnie umięśnionej osoby. Tarcza wymaga wbicia w podłoże w celu zmniejszenia odrzutu, jednak dzięki szpikulcowi może służyć jako broń. Jedynie broń nie uległa zmianie. Sztandaf patrzył na maszynę, której budowę umożliwił swoimi funduszami. A tych naprawdę poszło bardzo dużo. Wyglądała ona... nie było istoty, której można było użyć do całkowitego porównania. Góra podobna była do goryla - z jego szeroką piersią, oraz potężnymi rękoma. Jednak "głowa" maszyny była bardzo głęboko w korpusie, wystając tylko minimalnie. Jedna z kończyn była tylko do połowy przedramienia - tam też była wyrzutnia z szpulą grubej liny. Wcześniej była zamontowana tarcza, wyglądająca iście bojowo - szeroka u góry, jak maszyna, i zwężająca się ku dołowi. W pozycji spoczynkowej nie kryła kończyn dolnych, jednak w boju, wedle modeli 3D, miała to robić. Kończyła się grubym szpikulcem, który wedle zapewnień naukowców można było użyć przeciwko czołgom z pozytywnym skutkiem - jednak nie polecali tego robić. Kończył się on czterema grubymi nogami, wszystkimi zakończonymi kołami.
  25. Gandzia Ruszyłeś ku swojemu oddziałowi, który właśnie zapoznawał się z nową bronią. W korytarzu było zimno, mimo gorąca i duchoty na zewnątrz. Mijałeś drzwi do znanych sobie pomieszczeń. To właśnie w tej części stacjonował twój oddział w czasie, gdy nie wiadomy był jego los. A teraz opuszczaliście te mury. Lecz jako żołnierz, byłeś przyzwyczajony do przerzucania cię z miejsca na miejsce, nawet gdy nie było takiej potrzeby. W końcu wyszedłeś na zewnątrz. Na horyzoncie majaczyły czarne chmury. Burza, która przez nie szalała w oddali, wisiała w powietrzu już od dłuższego czasu. Jednak póki co nic się nie działo. Nikt na terenie garnizonu zdawał się nie zwracać uwagi na ulewę, która w najbliższym czasie miała ogarnąć okolice. Twoi żołnierze właśnie ćwiczyli z nową bronią. Część sprawdzała, jak z ich celnością, a część sprawdzała działanie mechanizmów. Niczym niezwykłym nie było, że mało który pegaz sprawdzał mechanizmy, a jednorożce głównie to robiły. W twoich szeregach takie prawidłowości, których oducza się źrebię w szkole, miały miejsce. Jednak to były dobre kuce i doskonale wiedziałeś, że już wkrótce będą z tą bronią za pan brat, i pegazy, i jednorożce. Szybko podbiegł do ciebie mocno zbudowany, bordowy kuc ziemny z granatową grzywą. Na szyi wisiała mu odznaka majora. - W szeeeregu zbiórka! - ryknął na całe gardło. Kuce niespiesznie, ale jednak z szacunkiem, stanęły przed tobą i majorem. Matalos -Dobrze, nie omieszkamy zapomnieć przekazać innym tej propozycji - odpowiedział ten sam siwy kuc. Przez chwilę naradzał się z swoimi kompanami. - Więc kiedy będziemy wracać? Wnętrze ich nie zaskoczyło. Pierwsze drzwi, te z szyldem, prowadziły do schodów. Gdy już je pokonali, wkroczyli do oszklonego kantoru. Przez szyby doskonale było widać magazyn z częścią materiałów. Niewątpliwie większość towaru była na zewnątrz, za magazynem. Jednak co nie mówić, taki widok potęgował uczucie, że trafiło się do profesjonalistów handlu materiałami budowlanymi. Od razu po przejściu przez drzwi zza biurka wyszedł ku nim Brown Hammer, jak głosiła tabliczka na biurku. Był to brązowy kuc ziemny w sile wieku, szeroki i wysoki. Bok zdobił mu znaczek młotka na drewnianej rączce. - Dzień dobry, panowie ambasadorowie - przywitał ich z uśmiechem na pyszczku. - Jak mogę panom pomóc? Komputer Dwójka zwiadowców minęła bezpieczną linię drzew. Do tego momentu ostrożni i czujni - ale na otwartym polu czuli, jak nogi świerzbią, by uciekać do swoich. Jednak rozkaz to rozkaz, w szczególności, jeśli samemu zgłosiło się do jego wykonywania. Więc pomimo miękkich nóg kroczyli szybko w stronę zabudowań. Podchodząc bliżej, ujrzeli ogródek pełen kwiatków urządzony przed budynkiem wyglądającym na dom. W żaden sposób nie był on oddzielony od drogi. Linia oddzielająca pobocze i teren właścicieli budynków była umowna, choć na oko niczym poprowadzona przez geodetę. Wszystkie widoczne okna były zamknięte okiennicami. W tym momencie usłyszeli głos otwieranych drzwi. - Dobrze, kochanie, nie zapomnę - powiedziało zielony kucyk w słomkowym kapeluszu i z jukami wyszywanymi w kwiatki na grzbiecie. Gdy zwierzę ujrzało zwiadowców, stanęło z wciąż rozchylonymi ustami. W jego oczach widać było zaskoczenie. Arceus Oddział do działań górskich zaczął się wspinać. Jednak szybko zaczęli myśleć, że to słaby pomysł - stok był pod wysokim kątem, co od biedy można było wytrzymać, nawet dźwigając na grzbietach kombinezony i broń, jednak najgorsze były kamyczki - każdy krok trzeba było przygotowywać, uprzednio odgarniając je stopą z miejsca, gdzie chciało się ją postawić. Jako, że ciężko było dojrzeć coś więcej niż rysę, dowódca zaryzykował i włożył nóż z jedną z tych rys. Szybko też nóż utracił swój czubek, a tworzywo przy rękojeści uległo nadtopieniu. Prócz uszkodzenia noża, akcja dowódcy nie dała żadnego widocznego efektu. Rozluźnieni żołnierze, zajęci dyskusją, zignorowali dźwięki praktycznie identyczne do zwykłego kroku żołnierza. Jednak znajomego widoku istoty utworzonej jakby z zielonego kryształu i ciemnego metalu, poruszających się na czterech kończynach bez stawów lub dłoni, przystosowanych do przebijania, zignorować nie potrafili. Scrin zaszarżował w ich kierunku.
×
×
  • Utwórz nowe...