Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Thermal stracił uwagę MT. Wiedział, że i tak otrzymał dostatecznie dużo. Ostatecznie wtrącił się mu w rozmowę. Odszedł lekko na bok, poszukując wzrokiem Maskeda. Sądził, że MT po prostu ma problemy z wzrokiem, że jednorożec z takimi oczyma jak on zdoła wyłapać kształt w cieniu. Nic takiego jednak się nie stało. Nie zdołał przeniknąć cienia. Gdy już się poddawał, z cienia wystąpił kształt. Początkowo sądził, że jest to Rebon. Jednak ten dwunóg znacznie się różnił od alchemika. W całkowicie negatywnym tych słów znaczeniu. Jednak zgadzało się to, że był w cieniu. Thermal skierował swe kroki w jego stronę, przyglądając się z coraz większym zaciekawieniem na sytuację, jaka powstała w międzyczasie - dwunóg kłócił się z golemem Atlantisa o podmieńca! Poznał jednak głos. Choć rozmawiał z nim krótko, zapamiętał głos Maskeda. Dwunóg mówił tak samo. Zanim dotarł zrozumiał, czego dotyczyła ich kłótnia. Najwyraźniej nie chcieli jego natychmiastowej śmierci, co zrozumiał z niezadowoleniem. -Nie martw się, Atlantis. Nie zamierzam go ruszyć - powiedział do golema, podchodząc powoli do więźnia. Stanął nad nim, spoglądając mu w oczy. Po chwili kopnął go w pierś. -Zamknij ten swój obrzydliwy, podmieńczy pysk gdy ważniejsi rozmawiają - Kopnął go po raz kolejny. - A to za pyskowanie ważniejszym od siebie - wycedził przez zęby.
  2. Thermal stał u góry schodów, patrząc się na zbiorowisko, które próbowało coś ustalić. Czy on tam widział podmieńca? Tak, choć widać było, że jest niegroźny. Najchętniej zabiłby to ścierwo w tej chwili. Rozpłaszczyć na podłodze. Zagotować w nim krew. Rzucić nim o ścianę. Sprawić, by wybuchnął. Zacisnął jednak tylko zęby, i skierował się na dół. Ktoś miał jakiś cel, by umieścić go w tym pomieszczeniu. Gdy usłyszał o planie odczarowania księżniczki Luny, zaraz podbiegł do MT. - Odczarować księżniczkę? Jak? Czy mogę pomóc? Jak? Kiedy? Gdzie? - rzucił się na niego z pytaniami.
  3. Nie bez kłopotów, te jednak zaliczały się do zwykłej przepychanki przez tłum, opuścił miasto. W środku dusił się, bojąc zrobić zbyt głęboki wdech. Przejazd przez bramę był najgorszy, z powodu tłumów ją otaczających. Jednak gdy wyszedł na trakt, poczuł, jak powracają mu siły. Gdy siadł na konia i oddalił się o staj od miasta, zauważył, że się uśmiecha.
  4. Jeśli istnieje, jest w dziale z twórczością fanów. Tłumacze dodają do tytułu tylko informację, że przetłumaczyli dane dzieło. Choć jak spytałem o pomoc wujka google, nie znalazł on nigdzie przetłumaczonego fica :(
  5. Kumpel zostawił obok mnie telefon. Co polecacie?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [5 więcej]
    2. sloyth 06.0

      sloyth 06.0

      Wyślij jakiegoś "fajnego" sms'a do jego matki ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    3. Chief

      Chief

      pozmieniaj mu nazwy kontaktów na postacie z MLP

    4. Ohmowe Ciastko

      Ohmowe Ciastko

      sloyth, właśnie przed takimi ludźmi ostrzegał Scyfer :)

      a na zmiany kontaktów byłem za leniwy. I okazało się, że czasu by mi brakło :(

  6. Miło mi, że moje opowiadanie, nawet zdyskwalifikowane, zostało tak miło przyjęte. Jak na moje zdolności i czas, jaki miałem od powstania idei opowiadania do końca czasu, czuję się bardzo dobrze.
  7. Coś nie podziałało. Laser nie przemienił się. Nie tak miało być. Całkowicie nie tak. Jednak się tak stało. Jan rzucił się do przodu, z duszą na ramieniu. Wątpił, żeby po upadku stąd był zdolny powrócić do walki. A teraz nie mógł przegrać. Na początku, może. Wtedy jeszcze uważał tą walkę za zabawę i okazję na poznanie innych szkół magii. Lecz teraz, gdy walczyli poświęcając wszystko co mięli, musiał zwyciężyć. Nie wątpił, że Jonah będzie chciał walki na śmierć i życie. On jednak był gotów się poddać. Ale nie teraz. Zerwał amulet z szyi i zacisnął go w dłoni, przygotowując drugą rękę do ciosu w odsłoniętego przeciwnika. Jeśli tylko zdąży nim ten zyska tą kolejną moc. To było nawet śmieszne. Gdy on je tracił, Jonah tylko zyskiwał. Zabrakło mu sekundy, a zdołałby wyrwać posiłek z gardła przeciwnika. Gdy już miał uderzyć w Jonaha, ten wybuchł. Siła uderzenia rzuciła Janem o ścianę z liści i gałęzi jak szmacianą lalką. Upadł na niepewną podłogę, nie mogąc złapać oddechu. —Teraz jestem jednym – usłyszał w oddali, zaraz przed cichym odgłosem teleportacji. Podniósł się na kolana, by ujrzeć puste miejsce, gdzie jeszcze przed kilkoma sekundami stał jego oponent. Usłyszał, jak gałęzie pod nim zaczynają trzeszczeć. To drzewo umierało, a każda roślina przy takiej okazji schnie. Zaczął przeć do przodu. A raczej wykonał jeden, pokraczny krok na czworaka, zanim usłyszał kolejne, głośniejsze już trzaski. W tym momencie, jeśli jeszcze jakieś miał, stracił wszystkie dobre wspomnienia związanie z ogniskami i płomieniami. Zrozumiał, że jeśli czegoś nie zrobi, koniec jest bliski. A nie mógł nic. Wątpił, że zbroja przemieni się na jego korzyść. Całą nadzieją, jaka mu pozostała, był artefakt ściskany w jego dłoni. Jeśli teraz nie zadziała, nie zadziałałby w ogóle. Miłość nie była najpotężniejszym uczuciem. Pozwalała ona tylko czerpać z strachu o inne osoby. Bo to właśnie strach był najsilniejszym z uczuć. Lecz nie był on łaskawy dla ludzi poddających się, uginających kolana. Tylko ci chcący walczyć, nawet w beznadziejnej walce, mogli czerpać z niego siłę. A Główne Wiertło pozwalało zmienić tą nieskończoną siłę w całkowicie realną moc. Otoczyła go turkusowa bariera, odcinająca go od płomieni. Zaczął spadać. Zacisnął pięść jeszcze silniej. Artefakt rozkruszył się mu w palcach, rozpływając się po ciele i zbroi, tworząc na skórze i metalu drobne, zielone żyłki. Zbroja odzyskiwała swój kształt. Uderzył w ziemię, wzniecając tumany kurzu. Gdy ten opadł, stał twarzą w twarz z przeciwnikiem. . Supły czarnych,sztucznych mięśni, wspomagające jego prawdziwe, płytki pokrywające całą jego pierś, na tyle drobne by umożliwiały każdy ruch i na tyle duże, by go chroniły. Na przedramionach miał karwasze. W jednym z nich była jego broń laserowa. A to wszystko w czerni i bieli, przecinanej turkusowymi liniami. Od początku popełniał błędy. Choć jeszcze nie był w pełni pewien, wiedział, gdzie się one kryły. W jego podejściu oraz tym, co robił. Później w jego głowie. Przyłożył dłoń do karwasza, który zaczął świecić na zielono. Przekręcił rękę, po czym ją uniósł. Metalowa bryłka, długa, gruba i wąska, została mu na dłoni. Zacisnął na niej dłoń. Czerwona ciecz zaczęła tryskać we wszystkie strony, jednak ani jedna kropla nie dotknęła ziemi, znikając w powietrzu. Wśród niej, bryłka zwiększyła znacznie swój kształt. To był miecz, średniej długości, ostry z obu stron. Ostrze błyszczało na zielono. Nie wiedział, czy był on ostrzejszy od kosy śmierci. Jednak ta moc była zdolna walczyć z śmiercią jak równy z równym. -Cięcie! Krzyknął i wyskoczył na przeciwnika. Z łopatek zbroi wystąpiły silniki, wystrzeliwujące bladozieloną ciecz. Jan wziął szeroki zamach.
  8. Wygrałeś z atmegą i atmega wygrała z tobą. Purrysowe zwycięstwa. Jeśli masz możliwość, popatrz w opcje sprawnego bascoma. U mnie podziałało. Fusebitami się nie bawiłem i jak włączyłem pierwszą stronę google o nich zrozumiałem, że na moim poziomie nawet nie powinienem o nich myśleć. Choć jak czytam, ty pewnie będziesz zmieniał źródło zegarowe ( może coś tu walnęło? ). O tyle dobrze, że ty też masz kogoś mądrzejszego, do kogo możesz się zwrócić o radę. Życzę, byś w końcu uruchomił ten NIXIE.
  9. Ja miałem o tyle dobrze, że w szkole mogłem sobie sprawdzić sprawność atmegi i rzeźbiłem u siebie w ustawieniach, wiedząc że to w nich problem. Nie wiem, bardziej ci pomóc chyba nie umiem. Mogę ci tylko życzyć powodzenia w walce z niepokorną atmegą
  10. Chyba w bascomie trzeba wybrać wykorzystywany programator, a domyślnie jest ustawiony inny. Chyba.
  11. Mars. Orzeszki ziemne w batonie mi nie smakują, ponadto raz jest ich więcej, a raz mniej - a w marsie każdy kawałek jest taki sam.
  12. Pomysł się pojawił, to trzeba było go przelać na jakiś nośnik. Niestety, pojawił się dość niedawno, więc podane na żywca po napisaniu. Pierwszy lot Oneshot, NRL vs. SE, Czyli bohaterstwo i jego następstwa są nie dla każdego. To jest - podejście drugie do konkursu. Powodzenia w przedzieraniu się przez tą niepoddaną korekcji amatorszczyznę!
  13. Poczuł dotyk zimnego lodu na ciele. Czuł, jak ten coraz bardziej napina jego skórę do wewnątrz, aż w końcu przebija się przez nią. Czuł, jak jest on coraz bardziej w nim zagłębiony. Oraz poczuł, gdy już jego pięść uderzyła w głowę Sakitty, jak sopel wychodzi drugą stroną. Z pewnością większość widzów sądziła, że pojedynek jest już przesądzony. Lecz Ciastko wiedział swoje. Sopel, przebijając się na wylot, nie mógł już uszkodzić mu wiele więcej. A jego temperatura sprawiła, że strata krwi była minimalna. Tam, gdzie lód dotykał ciała, jego płyny zamarzały. Nic nie wypływało do jego środka. Nawet odrobinka zawartości jelit czy też kropla krwi więcej. Jego możliwości ruchu były znacznie skromniejsze, lecz nie planował dalej walczyć. Widział ręce Sakitty. Użył obu, by nakierować sopel na jego bok. Nakierować za nisko, nie niszcząc płuc ani serca. Dzięki temu miał chwilę by dokończyć swój plan. Ciastko upadł na Sakittę. Jeśli ten jeszcze myślał głową, takie punktowe, wymierzone w skroń, powinno go znacznie uszkodzić. Zabić mogłoby normalnego człowieka, nie wojownika, z jakim miał do czynienia. Miał tylko odrobinę czasu. Lecz jeśli nadal walczył z człowiekiem, przeciwnikowi też nie zostało go dużo. A jeśli miał szczęście, to tylko on miał cały ten czas spędzić świadomy.
  14. Jan parł w górę, nie pozwalając żadnej przeszkodzie zatrzymać się na dłużej niż kilkanaście sekund. Bo to, co czynił względem niego Jonah... Jan wiedział, że chłopak był zdolny uderzyć go mocno. Tak, żeby go zabolało. Lecz nie robił tego. Skoro mógł kontrolować gałązki, mógł robić to samo z wielkimi gałęziami, takimi jak ta, po której właśnie stąpał. Najwidoczniej coś innego go absorbowało. Parł w górę niestrudzenie, aż w końcu przystanął. Wiedział, że jest już bardzo wysoko ponad poziomem areny. Jonah był jeszcze wyżej. Lecz już na jego wysokości było zimno. Bardzo zimno. Gdyby nie wędrował po górach, sądziłby, że to normalna sytuacja. Lecz wiedział, że oziębienie nie powinno być aż takie duże. To musiało znaczyć, że coś wyżej pochłania ciepło. Światło najpewniej też.Jak było z falami? A jak z samą magią? Kierował się ku górze, jednak Jonah cały czas powiększał przewagę. Skoro miał moc drzewa, nie mogło go to dziwić. Go nie zatrzymywały spadające owoce oraz wijące się dookoła gałązki, coraz drobniejsze. Każdą chwilę spokoju poświęcał na planowanie i zrozumienie tego, co się dzieje. Zauważał, że figura Jonaha jest coraz słabiej widoczna. Więc jednak drzewo pochłaniało każdy rodzaj energii. W końcu dotarł do miejsca, gdzie nic już nie widział. Miejsce, gdzie to on był zwierzyną. Tylko szaleniec wszedłby do środka. W słabym świetle pulsującego zielenią amuletu o kształcie wiertła widział Jonaha, stojące centralnie po środku. Ten coś jadł. Coś, co wziął z konstrukcji stojącej obok niego. Jan usłyszał trzaski drewna. Drzewo umierało. Usłyszał wybuchy na dole. Choć chciał się odezwać, nie było czasu na rozmowy. Musiał coś zrobić, i to najszybciej jak mógł. Jonah nie będzie czekał z pochłanianiem artefaktu, który utrzymywał to drzewo w całości. Ponownie przyspieszył się i zaczął biec w kierunku przeciwnika. Pnącza, chcące zaatakować napastnika ostatkiem sił, zostały przecięte jego dłońmi. Nanoboty to dobra rzecz. Przetworzył laser w stroboskop i zaatakował Jonaha. Liczył, że jego przeciwnik nadal jest człowiekiem.
  15. Ciekawe. By nie powiedzieć - bardzo ciekawe. Jeszcze dotychczas nie widziałem takiej.... autoprezentacji. Może być to spowodowane tym, że rzadko zaglądam do tej części forum. Ale ten temat mnie zaintrygował, więc jestem. Nie kłamią, przedstawiają swoją błędną opinię. Aj, gdybyś był taki, jak piszesz, czytałbyś swoje posty choć pobieżnie. Szukając w nich nieścisłości. Jestem pewien ( dysponując swoją skromną wiedzą ), że trochę wyolbrzymiłeś niektóre swoje cechy. I jeśli zwracałeś na cokolwiek uwagę, to na to, by trzymać się "historii". Nie, czy użyłeś dobrych słów. A taki błąd rzuca się w oczy. Idąc dalej - jeśli czytasz, to nie dla warsztatu, tylko świata i postaci w nim żyjących. Więc już wiesz jaką osobą jestem. Najpewniej dopiero teraz, bo nie za bardzo udzielam się w tematach poza grami. Też kiedyś zacząłem grać w Planetside. I tak szybko, jak zacząłem, tak szybko skończyłem. To nie było dla mnie. Ale łap , i , jakbyś chciał czegoś innego. A ci czerwoni i tak was utopią w ołowiu
  16. Sorley był już w pobliżu szkoły. Jednak przystanął obok pewnego budynku, który zaczął go kusić. Nie umiał wygrać z swoim wilczym apetytem. Iście angielskie śniadanie, zjedzone godzinę temu, wyparowało. A przynajmniej tak mu się zdawało, słysząc burczenie w brzuchu. Kucharka czyniła obiekcje, że jest całkowicie przygotowany na lekcje, jednak łyknęła, że miał zamiar później jeszcze obejść szkołę. A gdy powiedział, że pięknie pachnie z kuchni, jej spojrzenie powiedziało mu, że go polubiła. Właśnie zagwarantował sobie wiele drugich śniadań. A gdy nałożył sobie gigantyczną porcję, najpewniej obudził w niej babciny instynkt. Przez tacę, z której niestabilną zawartością przejście więcej niż dwadzieścia metrów oznaczało pewne upuszczenie skarbu, usiadł na najbliższym dostępnym miejscu. Jakby ktoś chciał zapoznać mojego Sorleya, droga wolna ( na wypadek, jakby ktoś nie chciał kolejnej postaci do interakcji ).
  17. Sorley ledwo co zdołał się obudzić. Morfeusz mocno go trzymał w swych objęciach. Sny ciążyły mu na powiekach jeszcze w drodze do szkoły. Wiele sobie przemyślał ostatnimi czasy, w szczególności w łóżku. Noc wyciąga na światło księżyca rzeczy, które odpychamy od siebie cały dzień. I tak było tym razem. Starał się o tym nie myśleć, bo sam niewiele mógł. Jak by się na problem nie spojrzał, musiał mieć moc. Nie miał pojęcia jaką, nie wiedział jak ją zyskał. Ale ją miał. Wyszedł od Johna. W plecaku miał tylko kilka zeszytów, jakiś długopis i dość jedzenia, by wyżywić armię. Idąc w kierunku szkoły, nie widział wielu uczniów. Wiedział, że był jakiś akademik - ale jeśli tylko dyrekcja pozwoli mu zostać u Johna, to z tego skorzysta.
  18. Jak się nazywa David Copperfield-bohater filmu wojennego? Dawid Battlefield ! Hahahaha.

  19. Fanfic śmieszny, fajnie przetłumaczony, no i był Garen. 3 razy na tak, dziękuję.
  20. Sorley zamknął książkę. Niby od kilku miesięcy czytał to samo, pisane przez innych autorów. I właśnie te różnice potwierdzały wszystko, o czym pisali. Lecz słońce powoli szło przez nieboskłon. Dzień stracił swą żółć i powoli przechodził w pomarańcz. Zamknął kończoną książkę, po raz kolejny zaskakując się, jak umie szybko czytać, i skierował swe kroki do kawiarni widzianej po drodze.
  21. Sorley udał się najpierw do mieszkania, gdzie szybko doprowadził się do stanu podstawowego i już przebrany w czyste, suche ubrania ściągnął na telefon mapę miasta. Dzięki Johnowi nie musiał iść kupować biletu - wspaniałomyślnie dał mu kilka i powiedział, gdzie najlepiej je kupować. A ten punkt sąsiadował z biblioteką miejską, do której właśnie się kierował. Do trzeciego punktu i jednocześnie jedynemu, o jakim John powiedział mu z własnej woli, nie miał potrzeby się udawać. Był dobrze wychowanym młodzieńcem, najwidoczniej wiele bardziej moralnym niż jego rówieśnicy w Anglii. W ciągu godziny znalazł kilka książek, które go zainteresowały. Po kilku minutach wypełniania kolejnych papierków, w końcu mógł je wypożyczyć, co zrobił. Z czasem dołączyła do nich w jego torbie słodka bułka i butelka wody. Tak przygotowany udał się do parku, bo dzień był naprawdę ładny i nie chciał tracić słońca, które przecież w Anglii rzadko kiedy wychodzi zza chmur.
  22. Sorley biegł najszybciej jak tylko umiał. Niestety, niewiele to dało - gdy dotarł na miejsce, pierwsi uczniowie już wychodzili. Zacisnął pięści na myśl o opóźnionym pociągu i potrzebie odstawienia rzeczy do przyjaciela poznanego przez internet. Ale tak to jest w życiu. Czasami niewiele ma się do powiedzenia. Praktycznie wszyscy zbili się w mniejsze bądź większe grupy. Z autopsji wiedział, że wiele od nich nie mógł uzyskać. Jednak całkiem szybko dostrzegł jedną samotną osobę. Z lekkiego uśmiechu na jego twarzy wyczytał, że może coś u niego uzyskać. A co jeszcze działało na jego korzyść, nieznajomy także wyglądał na osobę, która spieszyła się na apel. - Witaj, jestem Sorley. Czy masz czas streścić mi, co było na apelu? Niczego nie tłumaczył. Nieznajomy widział, z jak wyglądającą osobą rozmawiał. Rozluźniony krawat, potargane włosy, lekki pot na wciąż czerwonej twarzy. Mephisto, o twoją postać chodzi.
  23. Święta się zbliżają, czeba sobie znaleźć jakie zajęcie na długie wieczory. Imię: Sorley Nazwisko: Nomy Wiek no sami zgadnijcie Płeć: mężczyzna Umiejętność: czytanie w myślach Charakter: miły, przyjazny, nie da się go wytrącić z równowagi, niezbyt pracowity, ma tendencję do " patrzenia przez osobę ". Wygląd: Bez tego papierosa. On niepalący. Spojrzenie na świat: realista
×
×
  • Utwórz nowe...