Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Anastazja zacisnęła zęby. To było niesprawiedliwe, że przeciwnik mógł tworzyć i niszczyć kolejne ciała. Pewna część jej jaźni była na niego wściekła. Ona musiała przecierpieć istnienie bez ciała, jedynie jako sama świadomość. Co prawda dzięki temu poznała wiele interesujących, dobrych istot, lecz z pewnością o wiele milsze byłoby dzielenie opowieści przy ognisku, niż w Kruku. Nie wiedziała, jakim sposobem zachował on swą postać i świadomość, jednak ona także je zachowała – a ciało odzyskała dopiero niedawno. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Sama arena była po jej stronie. Jej przeszłość podawała pomocną dłoń Anastazji. Poprzednie pojedynki miały wpłynąć na obecny. To było piękne. -Kruk, pomożesz mi? – zapytała się cicho. Dobrze. Wiem, co robić. Czasami brak tajemnic między resztą był przydatny. Ciężko było operować większymi mocami tylko jako świadomość. Ciało służyło jako wzmacniacz dla Woli, wielokrotnie ułatwiając używanie magii. Na szczęście magia Anastazjii, jedyna jakiej mógł użyć w czasie tego pojedynku, nie wymagała dużo mocy. Wiedział, gdzie jest łańcuch. Jego obecność już kilkukrotnie okazała się denerwująca dla Anastazji. Dzięki Mistrzowi jego wiedza o świecie była ogromna. Wiedział, co to jest ciepło. Wyczuł kilka cząstek, z których składał się łańcuch, po czym wlał w nie Życie. Zaczęły one drgać z wielką siłą. W ciągu kilku chwil łańcuch zaczął się rozlewać. W inną część cząstek wlał Śmierć. Łańcuch roztrzaskał się na okruchy. Śmierć. Równie dobrą nazwą mogła być Zepsucie, jednak było to zbyt negatywne słowo. Życie dawało siłę, by przeć naprzód, zmieniać się zgodnie z własną wizją. Gdy jednak ktoś choć na moment osłabł w postanowieniu, Śmierć zajmowała miejsce niepobranego Życia. Zaczynało ono zmieniać dążenia ludzi. A przez odpychanie się obu mocy, ziarno zasiane w jednej chwili mogło wykiełkować wiele później. Te moce były całkowicie przeciwne. Była to krnąbrna moc. Tak samo jak Życie mogła nieść z sobą dobro i zło. Jednak gdy Życie chciało być kontrolowane, Śmierć czyniła na przekór wszystkim chęciom. W jej stronę zmierzała fala mrozu, zamrażając filary na swej drodze. Próba zneutralizowania jej nie była dla Anastazji opcją – musiała zrobić coś z klasą. Wystawiła przed siebie dłoń, przed którą zebrała Śmierć. Dzięki manipulacji jej siłą, zdołała zmienić ten silny podmuch mrozu absolutnego w letni wietrzyk. Gdy ten wietrzyk zetknął się z jej ciałem, woda za nią przestała wystrzeliwać w powietrze, a spragniona ziemia wypiła ją w ciągu kilku chwil. Wątpiła, czy któryś jej ataków przed zakończeniem pojedynku zdoła dosięgnąć przeciwnika. Jeśli chodziło o walkę, był on znacznie od niej lepszy. Nie bez znaczenia był fakt, iż jej fiolki i moc nie za bardzo nadawała się do ciągnącej walki z takim przeciwnikiem. Wrócił do formy zwykłego Cienia. Nie mogła wpaść, jak z nim walczyć. Pozostawały jej tylko pięści. Ponownie utworzyła ogniki, które miały wytworzyć cienia przy słupach lodu oraz za nią. Ożywiła te cienie, chcąc by arena była nimi pokryta cały czas. Nie mogła ich pokonać, ale mogła obrócić je na swoją stronę. Dookoła siebie utworzyła najwięcej mroku, który delikatnie okrywał ją jak całunem. Jedynie dłonie nie były nim okryte – miały za to rękawice z stojącego światła. Niewidzialnego, choć Cień poczułby ich dotyk. Odzyskała wyczucie ciała Kruka. Walka wręcz była jedynym sposobem, w jaki mogli się pokonać. Rzuciła się na przeciwnika.
  2. Dookoła niej działa się potężna magia. Cień wiedział, jak spożytkować duże ilości magii. A ona stała z delikatnie rozchylonymi ustami, a każdy czar który ją dotknął, nie czynił sobą żadnej szkody. -Bawię się życiem? – mówiła, a jej głos, prawdziwy głos, był słyszany przez Cienia oraz widzów na arenie. Może i Mistrz był także mistrzem w Dzieleniu, ale ona także nie była ułomkiem i swoje umiała. A telekineza nie była trudna. – Czy ktoś, kto raz się sparzył, nadal bawi się ogniem? Tak, są takie nieprzystosowane osoby. Jednak statystycznie i naturalnie ludzie boją się tego, co ich zraniło. Ale nie można żyć bez ognia. Używają go, ale też szanują. Tak samo było ze mną. Ta moc mnie okaleczyła i sprowadziła niewyobrażalne dla wielu z was cierpienie. To, jak i życie bez Życia, nauczyło mnie je szanować. Stała, a czary omijały ją, nie robiąc najmniejszej nawet szkody jej ciału oraz pnączom przy niej oraz powierzchnią ziemi, które już wypuszczały listki na powierzchnię, by łapać słońce. Życie w tej magii było jej - Cień żywiąc się świetlikami wchłonął także Życie, które je stworzyło. Zmieszane z jego magią, „skaziło” całą tą wielką moc. A jej przemiana niczego nie zmieniła. Ludzie też się zmieniają, z każdą sekundą i każdą decyzją, a nie giną. O to chodziło. Gdyby tylko mogła kontrolować Życie w Cieniu. Czary otaczały ją, jakby napotykały na eliptyczną barierę, która swoją drogą istniała. Potężna, lecz nieporadnie zrobiona. Nie umiała dobrze kontrolować mocy w skali, w jakiej używał jej Kruk, ale ta magia miała tylko wytworzyć ułudę istnienia potężnej bariery. Jak każdy czar, i ten miał swój koniec. Tylko na to czekała. To, co miała zamiar zrobić, straciłoby wiele efektywności przez taką energię na arenie. -Chyba powinnam teraz coś powiedzieć – zagłowiła się. - A! Już wiem! Niespodzianka! Ja żyję! Tupnęła w ziemię. Całą wilgoć, jaką mogła wykorzystać z pnączy, napełniła Życiem. Z murów oraz spod areny wystrzeliły strumienie wody, które za cel obrały sobie konstrukty oraz Cienia. Czuła obecność obelisku, pokrytego jeszcze niedawno pięknymi runami, obok siebie. Ale dzieło zniszczenia, które zaczął jej pot, zostało dokończone przez wybuchy.
  3. Choć miała zamknięte oczy, widziała trzy pęknięcia, świecące niczym szczeliny na zastygłej powierzchni magmy, powiększające się w jej stronę. Nie wątpiła, że gdy się spotkają, stanie się coś niemiłego. Osłabiła cień otaczający ciało Kruka do minimum i rozwiała po arenie mgłę, której użycie najwyraźniej nie dało efektu. Zaklęła. Liczyła, że przeciwnik poczeka, aż na własne oczy zobaczy ją żywą i całą. Zaczerpnęła z Życia, wlewając je do ciała. Dłoń miała przygotowaną do sięgnięcia do wnętrza płaszcza. Zawartością dziesiątek fiolek mogła zneutralizować bardzo dużo czarów. Gdy już wypełniła ciało Kruka nie zagrażającą jego zdrowiu ilością życia, wlała ją w ziemię. Spociła się, oczekując. Wolną ręką starła pot i czekała, aż w końcu czar dotrze do niej. A gdy szczeliny połączyły się odskoczyła, pozostawiając po sobie mgiełkę potu. Organizm pracował na tak wysokich obrotach, że aż zrobiła się cała czerwona. Czyli mogła odhaczyć spełnienie elementu humorystycznego tego pojedynku. Na widowni mało kto musiał się spodziewać takiego załatwienia sprawy. Wszak od wejścia na arenę prawie się nie poruszała. -Nie wierzę w szachy – odpowiedziała Cieniowi. – Nie umiem uwierzyć grze, w której jeden szeregowy może pokonać na samym początku bitwy, po oddaleniu się od reszty jednostki, całą wieżę bądź jeźdźca. Nie widzę w niej najmniejszego sensu. A świetliki tak czy inaczej mi ukradłeś. Zasięgnęła Życia i wypełniła nim wszystko, co wcześniej kontrolowała. Przeciwnik nie przestawał chłonąć świetlików, a te zaczynały słabnąć. Nie chciała, by przeciwnik stracił źródło swej mocy. Ziemia. Może być miękka niczym puch, lecz ubita jest twarda jak kamień, z którego wykonano mury tej areny. Jej pnącza nie rosły tylko pod areną. Gdyby tylko Cień rozejrzałby się lepiej, dostrzegłby listki łapiące światło, wystające spomiędzy kamieni. Choć w gruncie rzeczy pnącza do rozrostu wykorzystały dziury, wyżłobione przez liczne deszcze. W tych dziurach nadal mogła być wilgoć, lecz Anastazja wolała nie ryzykować. Ręka zaczynała ją świerzbić, więc sięgnęła do płaszcza. Nie wyciągając ręki otworzył buteleczkę i zamoczyła w jej zawartości palec. Najczystsza woda miło ochłodziła rozgrzane ciało. Wyciągnęła dłoń i strząsnęła kroplę na ziemię, uprzednio napełniając ją Życiem. Pod jej stopami były spragnione pnącza, które chciwie ją wchłonęły. Przestała czuć w otoczeniu magię. Spomiędzy kamieni otaczającego ich muru oraz spod ziemi nie otoczonej runami zaczęły wyrastać zielone, wilgotne łodyżki, kierujące się ku Cieniowi. Ich zadaniem było spenetrowanie kręgów utworzonych przez jego twory. Ciekawiło ją, co się z nimi stanie.
  4. Światło i Mrok. Dwie strony tej samej monety, Cienia. Teraz to wydawało się tak oczywiste. Anastazja dziwiła się, że wcześniej o tym nie pomyślała. Co by powiedział w takim momencie Mistrz? Przeciwnik nie zrobił niczego, co wskazałoby na tą naturę jego mocy. To jego słowa – odezwał się Kruk. Przeciwnik żywił się świetlikami, które ona stworzyła. Trawiła ją ciekawość. Nie wiedziała, na jak bardzo silnego przeciwnika trafiła. Jak na razie nawet się nie zgrzała. Nie znała innego sposobu by to sprawdzić niż pozwalając mu posiąść możliwie dużą moc. Dlatego wypełniła wszystkie świetliki na arenie największą ilością Życia, jaką mogła kontrolować przez czas przelewania. Puściła je także wolno, pozwalając im na zjednoczenie z Cieniem. Stworzenie nowych nie było dla niej najmniejszym problemem, a zmniejszenie ich liczby mogło być jej na rękę. Liczyła, że przeciwnik, mając takie źródło mocy, pokaże pełnię swoich możliwości. Oraz swoją wartość. Nie chciała walczyć z magicznym parweniuszem. Dobry mag to mag znający granice swej obecnej mocy. A ona nie chciała tracić czasu na walkę z słabym magiem. Zauważyła ostrza skierowane w jej stronę. -Widzę, że już sobie przywłaszczyłeś moje maleństwa – powiedziała z przekąsem, co udało się nawet z gardłem Kruka. Wyrwała jedną fiolkę z kieszeni i rozbiła ją o ziemię. Dookoła niej pojawiły się kłęby gęstego, brązowego dymu. Ożywiona stała się jeszcze gęstsza. Mgła była tylko zasłoną dla tego, co chciała zrobić. Wiedziała, że przeciwnik widząc co robi, wykorzystałby tą sytuację na swoją korzyść. Nie chciała na to pozwolić. Ożywiła otaczający ją mrok, czyniąc z niego swój strój. Ostrza światła, które zdołały przebić się przez gęstą mgłę, niknęły w niej. Będąc tak otoczona, wyciszyła się całkowicie. W takiej walce zmysły nie były po jej stronie. Mogła opierać się tylko na swej umiejętności czucia magii. Dzięki wyciszeniu, jakby odzyskiwała wzrok. Widziała delikatnie świecące świetlne ostrza i jeszcze słabsze ogniki, zasysane przez rosnącą światłość. Widziała także pnącza pod areną. Ożywiła co po niektóre i rozkazała im sięgnąć po maskę Cienia. Chwilę później przez powierzchnię areny przebiły się dziesiątki grubych jak palec, brązowych pnączy, od których odrastały szczątkowe liście. Od razu po wybiciu się na powierzchnię roślina przechodziła przemianę. Korzenie stawały się zielone oraz zaczynały porastać je listki, chciwie łapiące światło, które w tak wielkiej sile zalewało arenę. I wszystkie te pnącza były skierowane na twarz Cienia.
  5. Rękawice Turala były dostatecznie grube, by sokół mógł usiąść mu na nadgarstku, nie raniąc maga. Ptak zaczął już narzekać na głód. Koń, jakby wyczuwając skupienie jeźdźca, przystanął i zaczął skubać przydrożną trawę. Czytał list raz za razem, nie zważając na upływ czasu. Daleko, na granicy świadomości, była jego słabnąca ręka. Przez długi czas jego świat ograniczał się do czytanego listu. Rozwiązują zakon. Już dawno się z tym pogodził, ale zawsze uważał te słowa za niedotyczące tego świata. Miecze istniały dziesiątki lat przed jego urodzinami. W jego dzieciństwie jej chwała już przeminęła, ale on wraz z Danadisem uczynili z nich ponownie zakon, na wzmiankę o którym nekromantów przechodziły ciarki. A Rada właśnie kończyła swego dzieła zniszczenia. Po godzinie na zaśmiał się. To nie był zrezygnowany śmiech osoby, na którą czekała Śmierć, którą sam zaprosił. To nie był tubalny śmiech wojownika, który usłyszał śmieszną opowieść z bitwy przy ognisku, nad którym piekło się pieczyste. To nie był błaźni śmieszek, po którym każdy czuł się wyśmiany. Ironia całej sytuacji go rozśmieszała. To, o czym pisał Artens dałoby Mieczom drugie życie. Rada musiałaby je odtworzyć. Z inną nazwą, nadal robiliby swoje. A misja zapewniłaby im ważną pozycję na lata. Ale nie mogli na to pozwolić. Nekromanci musieliby zebrać wielką armię, zanim dzisiejsza Rada zwróciłaby na ich uwagę. Dopiero podczas oblężenia stolicy wzięliby się do roboty. A Miecze nie mogły na to pozwolić. Zanim zebraliby oni siłę do choć jednego morderstwa na najwyższych szczeblach, musieliby podniszczyć ład rzeką krwi najsłabszych. Każdą cząstką duszy chciał im to uniemożliwić. Spełniając swoją powinność odebraliby sens istnienia Mieczy. Jechał dalej, patrząc na zmieniający się krajobraz. Coraz więcej kamieni, coraz mniej roślinności. Znał te okolice i wiedział, że to przejściowe - z czasem zacznie być więcej roślin przyzwyczajonych do takich warunków, ale minie długi czas, zanim do nich dojedzie. Nie obchodziło go, co się stanie z Mieczami Rady. Póki mógł należeć do grupy ludzi polujących na nekromantów, mógł to robić. Mogliby się nawet nazywać Pieskami Sypialnianymi, a on mówiłby tą nazwę z dumą! Byliby najgroźniejszymi Pieskami Sypialnianymi jakie świat widział!
  6. Początkowo sądziła, że magia nie zmieniła toru lotu czarów, zmierzającym w jej stronę. Myliła się. Jej przeciwnik najwyraźniej jednak bardzo oczekiwał pozytywnego skutku swoich czarów. Sam skorygował niewielkie zmiany ich ruchu. Nie zobaczyła go. Nie mogła go zobaczyć. Kula światła i tak ją oślepiała. Słuch też jej się na niewiele zdał. Z zmysłów, uznawanych za naturalne, podziałało tylko przeczucie – zaczęła czuć na szyi czyjeś spojrzenie. Nie mogłaby się jednak nazywać czarodziejką, gdyby opierała się tylko na tych, podatnych na kłamstwa, zmysłach. Ich wyczuwanie ograniczały zwykle ilości magii, którymi operował czarodziej. Siła zwykle powodowała wygłuszenie na najdrobniejsze odczucia. Jednak czerpanie z życia używało mało, bardzo mało mocy. Tylko w takich skalach była zdolna kontrolować tą moc. Najsilniejszy czar nie kosztował ją tyle, co podtrzymanie płomyka przez choćby sekundę. Dzięki temu wyczuła zniknięcie Cienia i jego powrót, zaraz za jej plecami. Zareagowała w ostatniej chwili – sięgnęła i wlała je w swój umysł. Zdawało się jej, że serce bije jej raz na pół godziny. Kątem oka widziała, co się dzieje – Cień wywołał eksplozję kuli, która leciała w jej kierunku. Gdyby nie to, minęła by ją minimalnie. Gdyby. Stało się jednak co innego. Cień może i nie był tylko brakiem światła, ale był równie szybki co ono. Mógł być głodny, jednak miała chwilę, kiedy otaczało ją jeszcze światło. Właśnie w nie wlała życie. A życie ma w swoim podstawowym instynkcie rozmnażanie się. Dwa razy nie musiała mu powtarzać. A niczyj głód nie był nieograniczony. A nawet najcięższą chmurę dało się zniszczyć, potrzebny był tylko odpowiednio silny wiatr. A ożywione przez nią światło oślepiało nawet przez zamknięte oczy. Gdyby nie szybkość jej regeneracji, z pewnością straciłaby wzrok. Gdy cień został rozwiany a światło osłabione oblizała wargi. Podniecało ją posiadanie silnego przeciwnika. Nie chciała jednak pozwolić ponownie mu się zbliżyć. Osłabione już świetlik, które otoczyły ją na czas czaru przeciwnika, zaczęły się poruszać. Część dołączyła do swych braci i sióstr w powietrzu areny, usuwając każdy rodzaj cienia, a część otoczyła ją kokonem światła. Te świetliki nie niszczyły cienia bezmyślnie, spełniając się podróżą w powietrzu. Celem ich życia było zniszczenie cienia. Szukały jego skupisk i niszczyły go. Gdy świetliki wylatywało, tupnęła w ziemię. Spod Cienia wystrzeliły macki z piasku, skierowane w stronę jego głowy z maską.
  7. Przelatujący w pobliżu świetlik przycupnął na jej wyciągniętej dłoni. Po krótkiej odleciał odleciał dalej, zostawiając po sobie drobną iskierkę światła. Anastazja zacisnęła dłoń i zaczęła ją żywić. „Rośnij, rośnij, aż do nieba urośnij” zaczęła sobie nucić. Powoli spomiędzy jej palców zaczął wybijać się black. Powoli. W jej stronę leciały trzy pociski. Nie wiedziała o nich zbyt wiele, dlatego też wolała nie ryzykować zwykłego uniku. Zbyt często bywała zaskakiwana, by teraz być zbyt pewną siebie. Wiedziała jednak jak sobie radzić z skoncentrowaną w punkcie magią. Póki wola magii nie przemieniła się w działanie, dla większości magów niemożliwa była jakakolwiek akcja. Jednak jej to nie dotyczyło. Ten świat był pełen czystej mocy. Spora część magów mogła tego na pierwszy rzut oka nie zauważać, jednak po jakimś czasie musieli zacząć zdawać sobie z tego sprawę. Czary może zaczynały działać silniej, a może szybciej odzyskiwali siły. W takich światach zawsze coś się działo. To stężenie nie było barierą dla czarów. Często nawet wzmacniało je. Z każdą chwilą pociski lecące w jej stronę zapewne były silniejsze. To, co miała zamiar zrobić, miało wzmocnić je jeszcze bardziej. Ożywiła magię na swojej części areny. Kazała jej przemieścić się. To samo zrobiła z powietrzem. Przy publiczności, bardzo ważny był wygląd czaru. Peleryna Anastazji zaczęła łopotać na wietrze. Tak jak powietrze wznosiło tumany z najdrobniejszego piasku, tak magia zaczęła uderzać w pociski, zmieniając ich tor. Jej część zapewne wzmacniała ich moc, jednak siła magii zmieniała ich tor lotu. Spomiędzy jej palców biła już silna, bardzo silna łuna. Otworzyła dłoń. Świetlik, drobniejszy od najdrobniejszego ziarnka piasku na tej arenie, świecił z siłą małego słońca, oślepiając widzów patrzących się w jego stronę. A gdy wyciągnęła wyprostowaną dłoń przed siebie, wystrzelił z prędkością właściwą światłu w stronę Cienia. Żaden wiatr nie blokował światła.
  8. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Wszedł do szatni, zostawił swoje okrycie i już miał się kierować na przyjęcie, jednak Piesek zaczął ciągnąć go w drugą stronę. Nie na jego stare kości było siłowanie się z Pieskiem. Jedyne, co mógł, to iść za nim. Po kilku chwilach kluczenia po korytarzach Piesek podniósł nogę tuż obok dużej ławy w wąskim korytarzyku. Thomas zrobił się czerwony. Liczył chociaż na to, że nikt tego nie widział. Ale jak się okazało, miał poważniejszy problem - nie pamiętał drogi powrotnej. Piesek nie dał czasu mu jej zapamiętać. Zaczął krążyć po zamku. W pewnym momencie Piesek zaciągnął go do jakiegoś niskiego, ciemnego tunelu. Z drugiego końca słyszał głosy. Po kilku chwilach doszedł do niego. Nad nim była klapa. Z jej nieszczelności do tunelu wylewało się światło. Zauważył, że nie ma ona zamka. Zdołał ją podnieść, co z zdziwieniem zauważył. Usłyszał trzask, jakby coś drewnianego upadło na podłogę. Spojrzał, gdzie się znajdował. Dookoła widział innych bogów, siedzących na fotelach identycznych z tym, który właśnie przewrócił. -Przepraszam - powiedział, z trudem wychodząc z tunelu i wyciągając Pieska. Jego smycz przywiązał do nogi stołu i zasiadł na krześle, chwilę wcześniej przewróconym przez niego samego.
  9. Wybiegł z karczmy. Zaciskał pięści. Był zły na Ciastka, ale jeszcze gorsze uczucia czuł do siebie. Towarzyszył mu już od jakiegoś czasu i wiedział, że zbyt wiele powagi od niego nie uzyska. Próśb przypomnienia o możliwości zdobycia tytułu mistrza magii nie składał codziennie. To było takie oczywiste, że Ciastko wykorzysta okazję i prośbę przypomnienia o walce spełni dokładnie w momencie jej harmonogramowego rozpoczęcia! Wybiegł za bramę. Choć niedługa droga dzieliła go od przygotowalni, nie mógł spędzić tam nawet sekundy więcej, niż potrzebował na przebiegnięcie jej. Chłopcze, nie zapominaj o tym, że ten człowiek przekazał ci wiele wiedzy. Odezwał się w jego głowie głos mistrza. Straciliśmy element zaskoczenia. Musimy zaskarbić sobie miłość widzów już od pierwszego momentu na arenie. Kruk zauważył ptaka, szybującego nad arenami początkowych pojedynków. Szybko uczynił jego oczy swoimi. Ujrzał wiele aren, ale szybko zlokalizował swoją. Zaprawdę, cień nie próżnował o oczekiwaniu. Właśnie kończył rysowanie runy ochronne. Nikt jej nie kojarzył. Za to jednogłośnie ustalili, że latające w powietrzu ćmy z pewnością czyniły arenę. Dobiegł do drzwi. -To kto chce walczyć? – zapytał się. Nikt nie chciał. W końcu poczuł falę złości u jednej z osób. Jak się boicie, to ja pójdę. Kruk, wynocha mi stąd. Prawie się wywaliła. Dziwnie było powrócić do tego ciała. W szczególności przeszkadzał jej brak piersi, za którymi oglądali się wszyscy mężczyźni – ciężko było biec z zmienionym środkiem ciężkości. Wiedziała, co powiedziałby Mistrz w tej chwili „ Dziewczynko, nie przesadzaj. Postaraj się zachować naszego Kruka w możliwie dobrym stanie bleblebleble „. Wiedziała jakie czary były w każdym elemencie ubioru. Wiedziała też, jak powstrzymać ich działanie. Pamiętała rozmowy o turnieju. „ Sędziowie tylko pilnują reguł. By wygrać, musicie zdobyć dla siebie gapiów. „ Ożywiła trochę Powietrza. Jedynym celem jego życia było otwarcie jej drzwi, co też zrobiły. Biegnąc, wystawiła rękę przed siebie. Jeden drobny pyłek, który wylądował na dłoni, zmienił się w kulę z pnączy. Rzuciła nią przez otwarte drzwi. Roślina zaraz zakorzeniła się w ziemi i rozrosła w górę, tworząc ścianę zieleni. Anastazja wybiegła przez drzwi, pokazując się publiczności. Sekundę później przeskoczyła przez roślinę. Część pnączy była giętka i po chwili powróciła do swej pierwotnej pozycji. Dużo jednak przykleiło się do jej tymczasowego ciała. Strój zmienił swe kolory. Dokładnie pośrodku przebiegała granica między zielenią i czernią. Pnącza na zielonej części zbrązowiały. Gdy już zwolniła, poły płaszcza rozchyliły się, ukazując dziesiątki drobnych fiolek. Anastazja wiedziała do której sięgnąć. Otworzyła ją i rozpyliła odrobinę jej zawartości przed siebie, zatrzymując się. Przy kontakcie z powietrzem mieszanka fosforu i magnezu wybuchła białym, oślepiającym światłem. W to światło tchnęła życie. Dziesiątki drobnych świetlików, słabszych jednak od wybuchu który dał im życie, zaczęło krążyć po arenie. -Witaj. Czynimy sobie uprzejmości czy też walczymy? – zapytała się chwilę później.
  10. Ohmowe Ciastko

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Kruk patrzył się na karczmarza, przygotowującego sok, z nutką podziwu. Ciastko był zaskoczony. To, co dla maga mającego wystąpić na arenie było całkowitą nowością, dla Ciastka było czymś dobrze znanym z barów dla abstynentów. Choć ich idea brzmiała śmiesznie, nawet takie rzeczy istniały w multiwersum. Karczmarz skończył wydawanie zamówienia. Dwójka mężczyzn podziękowała mu. Ciastko zaznaczył, że do końca turnieju będzie brał wszystko na jeden rachunek. Poprosił, by wszystkie koszta zamówień Kruka dopisać do tego rachunku. Obaj stuknęli się szkłem, gdy Ciastko życzył Krukowi powodzenia w nadchodzącym turnieju. Później zaczęli rozmawiać, podjadając swoje przekąski. A gdy miejsca nawet obok Kruka, który, zdawało się, był persona non granta, zostało zajęte, Ciastko spojrzał się na zegarek. -Wiesz, chyba właśnie zaczęła się twoja walka. Kruk wstał, rozejrzał się dookoła i wyprostował się. Ciastko pokręcił głową. Krukowi przypomniało się, co Ciastko powiedział mu kilka chwil temu – magia tutaj nie działała. Wybiegł z karczmy, przepychając się przez ciżbę. A Ciastko siedział na swoim miejscu uśmiechnięty. Jak miał wygrać i tak się to stanie. A jeśli pisana była mu przegrana, to oszczędził mu kilku minut przegranej walki.Kruk patrzył się na karczmarza, przygotowującego sok, z nutką podziwu. Ciastko był zaskoczony. To, co dla maga mającego wystąpić na arenie było całkowitą nowością, dla Ciastka było czymś dobrze znanym z barów dla abstynentów. Choć ich idea brzmiała śmiesznie, nawet takie rzeczy istniały w multiwersum. Karczmarz skończył wydawanie zamówienia. Dwójka mężczyzn podziękowała mu. Ciastko zaznaczył, że do końca turnieju będzie brał wszystko na jeden rachunek. Poprosił, by wszystkie koszta zamówień Kruka dopisać do tego rachunku. Obaj stuknęli się szkłem, gdy Ciastko życzył Krukowi powodzenia w nadchodzącym turnieju. Później zaczęli rozmawiać, podjadając swoje przekąski. A gdy miejsca nawet obok Kruka, który, zdawało się, był persona non granta, zostało zajęte, Ciastko spojrzał się na zegarek. -Wiesz, chyba właśnie zaczęła się twoja walka. Kruk wstał, rozejrzał się dookoła i wyprostował się. Ciastko pokręcił głową. Krukowi przypomniało się, co Ciastko powiedział mu kilka chwil temu – magia tutaj nie działała. Wybiegł z karczmy, przepychając się przez ciżbę. A Ciastko siedział na swoim miejscu uśmiechnięty. Jak miał wygrać i tak się to stanie. A jeśli pisana była mu przegrana, to oszczędził mu kilku minut przegranej walki. Zasygnalizował chęć złożenia dalszego zamówienia.
  11. -Czyli będziemy musieli wyprosić o ostrze od długiego miecza dwuręcznego. Mam nadzieję, że będzie ci pasować - powiedział Thermal. - Jak dadzą mi ostrze, zamienię rękojeści. Później naprawię ten miecz, ale to po walce. Tytan jest bardzo dobry, ale i ciężki w obróbce. Thermal powoli zaczynał orientować się w podziemnej bazie. Co prawda nie była to całkowita znajomość, ale umiał już powiedzieć jak dostać się z jednego znanego obszaru do drugiego. A pamiętał, jak dostać się do kuźni.
  12. Słowa Shadow o ponownym wykorzystaniu smoka były jak miód na jego uszy. Zapomniał nawet o tym, że niedaleko stoi podmieniec. Oto właśnie zyskał szansę, by zabić jeszcze więcej tego robactwa. . Przez chwilę stał i myślał, co musi poprawić w kierowaniu tym konstruktem. Nie zrobił wiele źle, ale zawsze mógł zrobić coś lepiej. A gdy od niego zależało tak wiele, stawało się to ważniejsze. Dopiero po jakimś czasie zauważył, że dwunożna istota stojąca przed nim ma do niego jakąś sprawę. Wcześniej ignorował to, co słyszał - sądził, że nic z tego bezpośrednio go nie dotyczy. Oznaczało to, że się mylił. Skonfundował się. -Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział pośpiesznie, telekinezą łapiąc wystawiony w jego stronę miecz. Przyjrzał mu się z lekka szczęśliwy, że będzie mógł pomóc. Mina mu jednak rzedła. - Na pewno nikt nie próbowałeś zablokować naprawdę silnego uderzenia. Przez twardość ostrza połamałbyś sobie łapy. Chodźmy do kwatermistrza - spojrzał na niego, oceniając jakie ostrze będzie potrzebne. - Wolisz broń dłuższą czy lżejszą?
  13. Ohmowe Ciastko

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Wiele nie porozmawiali. Ciastko dopiero zaczął się przechwalać jakąś dawną walką, gdy karczmarz, przyszedł po zamówienie. Duma Ciastka została z lekka podłechtana tym, że sam właściciel wyszedł go obsłużyć. -Poproszę o jakąś mieszankę studencką, kufel słodkiego cydru oraz kieliszek szampana - zamówił kulturalnie, do minimum ograniczając różnicę tonów, jaką zwykle dało się słyszeć podczas rozmowy pracownika karczmy z klientem. - Kruk, zamierzam się z tobą stuknąć szkłem i nie zgodzę się, żeby to była butelka soku owocowego - powiedział, odwróciwszy się do towarzysza. -Dobrze - odpowiedział z przekąsem Kruk i odwrócił się do karczmarza. - Poproszę szklankę soku, ciastko pełnoziarniste oraz kieliszek piwa - zamówił. Ciastko schował głowę w dłoń i westchnął. Kruk uśmiechnął się od ucha do ucha.
  14. Ohmowe Ciastko

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Dwójka mężczyzn mijała bramę, która wprowadzała na dziedziniec zamku. Wyższy z nich, musnąwszy ją lekko, stanął i zaczął ją oglądać. Drugi także przystanął. —O co chodzi ci z tą bramą? – zapytał się Ciastko. Prawda, byli trochę przed czasem. Niby mogli sobie pozwolić na odpoczynek. Ale liczył, że odpocznie w środku, z kuflem jakiegoś cydru lub inną, dobrą rzeczą. —Wiele potężnych zaklęć próbowało pokonać tą bramę – powiedział Kruk. Ciasto między pojedynkami zmieniał jedynie ubrania. Lecz dopiero po raz pierwszy zjawił się w tym świecie ubrany tak, że można było powiedzieć „elegancko”. Czarny, niezbyt luźny sweter z niewielkim wycięciem pod szyją miał podwinięte rękawy. Wyglądał on prosto, ale dobrze z prostymi, najzwyklejszymi dżinsami. Tak naprawdę słowa „elegancja” dodawał mu zegarek na lewym nadgarstku, metaliczny i mechaniczny, oraz czarne, skórzane buty, które zyskiwały swój wyjściowy charakter dzięki dobremu wyczyszczeniu. Kruk wyglądał tak, jak powinien wyglądać człowiek karzący się tak nazywać. Spoglądając na jego czarny, wystrzępiony u dołu płaszcz, przy opisywaniu koloru jego włosów na usta cisnęło się słowo „kruczoczarne”. Jego twarz nosiła ślad starej, zapewne z lat dziecięcych, blizny przecinającej policzek od oka o prawie czarnej tęczówce do mocno zarysowanej żuchwy. Nie miał jednak dziobu zamiast nosa – ten, wraz z ustami, nie wyróżniały go z tłumu. Statystycznie taki nos i takie usta miała większość mężczyzn w jego młodym wieku. Spod płaszcza wystawały długie, czarne buty o metalowych czubkach, lśniących w słońcu. Kruk po chwili odszedł od bramy. Ciastko się niecierpliwił. —Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć? – zapytał się, lekko zirytowany. —Jak to się stało, że zamek został zmieniony w tawernę? —Poddani księżniczki Celestii już od setek lat nie toczą wojen – rozłożył szeroko ręce i obrócił się dookoła. – Ta kraina już od setek lat nie zaznała wojny. Mają miejsce pojedyncze bitwy, jednak ludy mające dość siły, by się pozabijać, już od setek lat żyją w pokoju, mniej lub bardziej napiętym. Te kolorowe bądź nie taborety już od lat... – Ktoś chrząknął. Ciastko odwrócił się, by spojrzeć prosto w oczy zniesmaczonej klaczy. – Te ludy już dawno osiągnęły to, czego nigdzie indziej nie znaleźliśmy. Klacz ostatni raz spojrzała się na niego z wyrzutem i odeszła, mrucząc pod nosem o barbarzyństwie dwunożnych. —Choć niewątpliwie w tej historii znajdzie się także worek złota – dodał po chwili. Przeszli przez dziedziniec i weszli do głównej sali. Ciastko wiedział, że wyżej są bardziej swojskie klimaty, ale gdy myślał o wejściu po schodach, przypominały mu się rozmowy. Większość była o tematach błahych, ale kilka pierwszych zeszło na temat jego przegranej. Zajęli miejsce przy oknie barze. Ciastko widział nieprzychylne spojrzenia skierowane w stronę Kruka. Spojrzał jednemu prosto w oczy. Wygrał pojedynek, gdy kuc wbił swe spojrzenie w swój kieliszek. Nie ich prawem było ocenianie jego towarzysza po ubiorze. —IBM się z nami nie kontaktuje – zauważył Kruk z niepokojem, gdy zajęli miejsca bliskie końca lady. —Nie martw się, nie zapomniał. Poprosiłem, by cię wpisał i na pewno to zrobił – powiedział, uśmiechając się z strachu Kruka. – Teraz pewnie szuka innych zapisów z poprzedniego turnieju albo zaleca się do jakiegoś sprzętu elektronicznego. Zaczęli rozmowę o swych walkach, czekając na barmana.
  15. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Piesek pojechał z nim. Suchą stopą, głową i Pieskiem dojechali w końcu do pałacu. Jadąc podziwiał miasto, nad którym przepływali. No, ponadto pił za pomyślność jego mieszkańców. Pił tak sobie i pił, jednak z piersióweczki nie ubywało. Ponadto, gdy zachciało mu się coli, miał w niej colę. Później sprawdził, czy może chcieć kakao. Też mógł. -Bycie bogiem jednak jest fajne, co nie, Piesku? Wysiadł z papierosem w dłoni. Jak ten krab go nazwał? "Bóg używek"? Bez wątpienia to będzie jedno z ciekawszych wspomnień. Spojrzał na Pieska i uśmiechnął się do niego. Mógłby przysiąc, że Piesek też się uśmiechnął. -Jak będziesz grzeczny, to później puszczę cię wolno. Poszedł na lewo.
  16. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Z kimś miałby się wykłócać? On? Gdyby tylko Thomas miał czas o tym pomyśleć, tak brzmiałyby jego myśli. Ale on musiał gonić Pieska, który przed falą uciekł do góry. To było naprawdę ciekawe uczucie iść w górę, a za plecami mieć powierzchnię ziemi. Gdy już doszedł do pieska, który przystanął wysoko, skierował się ku dołowi. Sądził, że powinny go boleć nogi i plecy, ale w końcu był bogiem. Co boga obchodzi ból kolan? Takiego czegoś jeszcze nie przeżywał. Wiele razy miał smoki w przyczepie czy też mijał samochody zostawiające po sobie płomieniste ślady, ale pierwszy raz był bogiem. -Chłopcze, czy mój Piesek może iść ze mną? - zapytał się chłopaka, stając obok jego powozu.
  17. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Piesek zaczynał wyglądać na znudzonego. Thomas nie był. Coraz więcej budowli pojawiało się w okolicy. Dokładniej pojawił się jakiś salon samochodowy oraz dwa z drzew - jeden z jakichś zwykłych, a drugi z baobabów. Nigdy nie zapomniał jak wyglądają te drzewa i był całkowicie pewien, że to one. Piesek miał już gdzie biec na wypadek swoich potrzeb. Ale z grzeczności będzie musiał poprosić ich właścicieli o jakieś drzewko. Musiał pamiętać o tym. Mógł być w tym świecie jeszcze godzinę, albo wieczność. Już kilka razy spędził po kilka lat w wymyślonych krainach. Zwykle był to wynik jakiejś śpiączki. Lecz ostatnio było to dawno. Niewiele rzeczy teraz miało siłę, by coś mu zrobić. Już z oddali zauważył zbiorowisko, stojące dookoła czegoś. Jakaś dziewczynka i dwójka chłopców, z czego jeden był wysoki jak dąb. Pilnując, by Piesek nigdzie mu nie uciekł, podszedł do nich spokojnie. Z czasem dojrzał to coś pomiędzy nimi. Wyglądało to jak jakiś filar ucięty na wysokości powyżej pasa, na którym stał krab z kartką papieru w jednym szczypcu i piórze w drugim. Normalne. -Dzieńdobry - powiedział do kraba, schylając się lekko. - Przyszedłem zgodnie z zaproszeniem. Czy dobrze trafiłem?
  18. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Piesek się obudził. Thomas akurat kończył przygotowywać jajecznicę na kiebiasie. Cwana menda. Rzucił Pieskowi kawałek kiełbasy. Ten złapał ją w locie i pożarł tak szybko, jak mógłby to zrobić wielki bernardyn, a nie taki Piesek. Gdy Thomas przygotowywał sobie stolik na jedzenie, psinka zaczęła dobijać się do drzwi. Otworzył mu je. Zaraz wyskoczył za swoim czworonożnym przyjacielem, przypominając sobie o braku stabilnego gruntu poza przyczepą. Jednak nic się nie stało. Piesek wybiegł na zewnątrz i skoczył na jakiegoś ptaka. Niestety dla niego, Piesek nie był myśliwym. Ani nie za dobrze skakał. W ogóle, jeśli nie chodziło o kiełbasę, niewiele mu wychodziło. Ptak, taki łabędziowaty łabędź, uderzył go skrzydłem. Psina zaskomlała i tak szybko jak wybiegła, wróciła do przyczepy. Ptaszysko, które tak pobiło jego Pieska, zostawiło mu jakiś list. Otworzył go, ale zaraz po tym, jak zaczął czytać, przypomniał sobie o wadzie wzroku. Wrócił do przyczepy, włączył lampkę i znowu zabrał się za czytanie. To było zaproszenie na jakieś przyjęcie. Dobra, to się robiło coraz ciekawsze. Zmienił zdanie - to, co go tutaj wywaliło, było najlepszym, co w swojej karierze brał. Zjadł swoje śniadanie, resztki dał Pieskowi. Jedząc, rozmyślał o miejscu, które jego umysł wytworzył w narkotycznym odjeździe. I o przyjęciu. Wraz z skończenie posiłku zdecydował. Sięgnął do swoich zapasów i zgarnął nieco suszu i grzybków. Piersióweczkę napełnił nalewką z haszyszu. Tak przygotowany zapiął na smyczy Pieska i wyszedł. Piesek to było dobre stworzenie i nie gryzło. No, raz pogryzł. Ale wtedy to nie była jego wina. Niepotrzebnie tamten pechowy człowiek smarował się olejkiem o smaku bekonu. Niemniej, dla pewności wolał jednak wcześniej przejść się z nim trochę. Z racji na brak drogi... a także podłoża, szli w powietrzu. Jednak z czasem zauważył, że Piesek nerwowo ogląda się dookoła, coraz szybciej biegając. To był problem. Jak okiem sięgnął, po horyzont nie widział żadnej zieleni. A Piesek potrzebował jakiegoś krzaczka. Czy ten wielki krzak konopii ciągle był obok niego? Nie wiedział, choć to też nie było zaskoczenie. Jednak dla Pieska to było wybawienie. Prawie czuł jego radość, gdy ten wypełniał zew natury.
  19. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    -Aha - taka odpowiedź była najodpowiedniejsza w takich momentach. Choć czasami dziwnie to wyglądało " - Moja żona nie żyje. - Aha." Ale jak nie wiedział, o co mu chodzi, to skąd miał wiedzieć, co odpowiedzieć? Nie uzyskawszy pomocy, rozejrzał się jeszcze raz. Thomas mógłby przysiąc, że jeszcze kilka minut temu tutaj nie było aż tak wiele gór, zamków i innych dupereli. A te były najróżniejsze. Piramidy, zamki wiszące w powietrzu dokładnie jak jego przyczepa, coś czerwonego i świecącego się. Nie wiedział, co zrobić. Chciał powrócić do przyczepy i przespać tę wizję. Jak na pstryknięcie palcem, znowu był w przyczepie. Robiło się coraz ciekawiej. Ale go i tak nie za bardzo to interesowało. Podniósł kubek, nalał do niego spirytusu i wypił, na rozjaśnienie umysłu. Piesek nadal spał.
  20. Ohmowe Ciastko

    [GRA] Olympus Forumus

    Thomas otworzył oczy. Jak zwykle zobaczył dach swojej przyczepy. A dokładniej zioła, które całkowicie zasłaniały widok sufitu. Wstał i wypił wczorajszą kawę. Wykręciła nim tak mocno, że na szybko odkręcił kranik i dolał do kubku najczystszy spirytus. Wypił. W końcu napój był zjadliwy... pitliwy? Ogarnięty rozmyślaniami, czy kawa była niezjadliwa czy niepitliwa, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Ale coś mu nie pasowało. Podrapał się po brodzie i spojrzał w górę. Niebo było na swoim miejscu, żadne smoki ani statki kosmiczne nie przecinały go. Nic z wczorajszego dnia go nie trzymało. Pochylił się by zabrać stamtąd gazetę, zostawioną tutaj poprzedniego dnia. Gdy już podniósł kilka kartek, zabijających nudę podczas porannego posiedzenia, zrozumiał co mu nie pasowało - wisiał w powietrzu. Z sercem na ręce wskoczył do przyczepy. Usiadł, opierając się o zamknięte drzwi, kuląc nogi. Gdy już był zdolny łapać oddech, uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Przyczepa nadal lewitowała. Czyli jednak coś go nadal trzymało. Wstał, otrzepał tył spodni i wyszedł na zewnątrz. Jego przyczepa nadal wisiała w powietrzu. Teraz ten fakt go nie przestraszył. Nie bojąc się już, spojrzał w dół. Pod sobą miał kilkaset metrów powietrza, a później twardą skałę. Thomas stwierdził, że fajnie czasem łamać prawa fizyki. Zaraz później zobaczył efekt chinskiej propagandy na świat. Chłopiec, takim jak mógł być Thomas w latach młodości, gdyby tylko był wyższy, lepiej umięśniony i miał blond włosy, był ubrany w jakieś takie fikuśne coś, co go ponadto oślepiało. Coraz bardziej zastanawiał się, czy wczorajszy towar nie był jakiś trefny. Zszedł po niewidzialnych schodach do nieznajomego. Dopiero wiedząc, gdzie się znalazło, zaczynała się zabawa. -Gdzie jesteśmy? - zapytał chłopaka, stojącego nad brzegiem jakiegoś morza. Ja sobie zabiorę zielony.
  21. BÓG Imię: Thomas Wiek: 74 lat Patronat: wszystko, co sprowadza otępienie, radość i/lub po prostu trzepie - używki! Awatar: Charakter: Wiecznie uśmiechnięty dziadziuś, rozdający dookoła "ciasteczka z wkładką". Lekkoduch, lubi się śmiać. Lubi: używki, innych ludzi, ciepło, jedzenie, dużo jedzenia. Nie lubi: policji, służb antynarkotykowych, królików ( po tym jak zeżarły mu całe pole ziół ) Motto: " W życiu wszystkiego trzeba spróbować" Dziwactwo: czasami za bardzo wczuwa się w wspomnienia CHOWANIEC Imię: Piesek Wiek: 9 lat Rasa: pies, kundelek owczarka niemieckiego i czegoś na kształt lassie. Wygląd: średniawy piesek, chudy i z krótkim włosiem. żółtawo-czarny Charakter: potulny, głodomór Przysmak: kurze wątróbki, ciasta Rozmiar: ot, taki piesek do kolan Ulubiona zabawa: podkradanie leżącego swobodnie jedzenia Alem ja niezdecydowany. Nie wiem, czy będę miał czas odpisywać, czy nie, przez co usuwam postać to ją dodaję. A wystarczy po prostu spasować, gdy się nie uda.
  22. A może wrzucić Luźną Grę Ról do działu RPG/PBF jako czwartą kategorię ( organizacja, zapisy, sesje i właśnie luźna gra ról), a regulamin przemodelować tak, by odpowiednie punkty były wiążące dla części RPG, a reszta wszędzie lub też stworzyć osobne regulaminy dla każdego działu? Dział RPG ożyje, nikt nie straci swoich światów.
  23. Ano z tej okazji życzę ci dobrych rzutów oraz tego, by mechanika była dla ciebie jak najłaskawsza. A przy okazji szczęścia, zdrowia pomyślności.
  24. Thermal zastanowił się nad słowami Maskeda. Pradawny rytuał wykorzystujący moc starszą niż elementy harmonii - to brzmiało poważnie. Niewątpliwie było to coś niewyobrażalnie złożonego. -A nie można po prostu poprosić Yellowa, by nam przy tym pomógł? Może zna on kogoś, kto badał tą dziedzinę magii! - Cała złość z Thermala wyparowała, a ostatnie słowa prawie wykrzyczał, podekscytowany. Nie czekając na odpowiedź, podbiegł do żółtego jednorożca. -Yellow, mógłbyś ze mną na chwilę odejść? Masked chyba znalazł sposób na odczarowanie księżniczki! - powiedział wciąż podekscytowany, lecz starając się powiedzieć to względnie cicho.
  25. -Nie zamierzam go zabić, nie martw się - Powiedział spodełba do golema i odwrócił się do podmieńca. -Tchórzami jesteście wy - wysyczał, ciągle czując pewną chęć kopnięcia podmieńca. - To nie my terroryzowaliśmy niewinnych, to nie my nastawiliśm ysię na Najlepsze Spośród Równych, to nie my ukrywamy się, kradnąc cudze twarze! Zanim odezwiesz się do kogokolwiek spójrz na siebie kanalio, tworze boga kłamstwa, obłudy i zła! Jednak mimowzroku na szui słyszał, co mówili obok niego, choć nie w jego kierunku. Nie wszystko, jednak znał sens słów. Nie podobały mu się one, bo pozwalały podmieńcowi dłużej żyć. -Masked, zgadza się? - odwrócił się do dwunogiej kreatury. Starał się myśleć o tym, że to oto jest możliwość uratowania Księżniczki. Pamiętał, co mówił on o Księżniczkach. Kuce jednak się zmieniają. Nie potrafił jednak. Wiedza, że tuż obok stoi podmieniec, będący poza jego zasięgiem, nie pozwalała mu się uspokoić. - Magic Tech powiedział mi, że znalazłeś jakiś sposób na odczarowanie księżniczki Luny, jednak poszukujesz pomocy? Jak mógłbym cię wesprzeć w Jej odczarowaniu?
×
×
  • Utwórz nowe...