Kiwnęła główką. I zobaczyłeś siebie... Jako małego, pisklaka przebijającego się z jajka. Obok ciebie stała mama z kilkoma rybami. Trochę dalej widziałeś Apokalipsę, który ogonem trzymał ognistą klacz i ją głaskał. Wyglądała na wystraszoną. Potem mama nakarmiła cię i zasnęliście. Widziałeś jak uczy cię latać, jak uczysz się łowić ryby... Apokalipsa, zawsze, gdy go widziałeś, to siedział z ognistą klaczą. I tak raz sobie sam ryby łowiłeś dla mamy, która opiekowała się kolejnym jajkiem, gdy zauważyłeś ładne, tęczowe kamienie na drzewach. Coś ci mówiło, by ich nie brać, ale zapragnąłeś pokazać to mamie. Wziąłeś jedno... I po chwili dookoła ciebie zdjęły kamuflaż trzy czerwone, zmiennoskrzydłe. Musiałeś uciekać. Gdy dotarłeś do domu, byłeś zmęczony. Szybko opowiedziałeś mamie i Apokalipsie, co się stało. Ojciec dał ci rybę, a następnie pchnął cię w stronę wejścia. "Więc teraz z nimi walcz, a pokażesz ileś wart" - powiedział. Więc walczyłeś. Trzy właściwie niewidzialne smoki plujące kwasem. Straciłeś skrzydło. Udało ci się jednego udusić. Twoja matka rozgoniła resztę. Oddała im jajo, czyli tęczowy kamień. Ale dla ciebie było już za późno...
Obudziłeś się. Niedaleko stała matka z zamkniętymi oczami. Ona ogląda twoją historię.