-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Na razie cisza. A tu... - Gińcie, Celesiańskie psy! - wrzasnął jakiś kuc, wybiegając zza rogu pobliskiego budynku. rzucił pod twoje nogi szklaną kulę, która zaczęła mrugać na czerwono coraz szybciej.
-
Śpi na twojej głowie, mamrocząc przez sen o ciastkach.
-
Kiwnęła, powiedziała, że pomyśli i poszła na wyższe piętra szpitala.
-
- Po wojnie się gdzieś wyniosę - odprła. Dzieciaki poszły do łóżek. Orange zasłoniła okna.
-
- On już tak ma. Parę osób mówi, że umrze. Inni, że przeżyje... - powiedziała.
-
U reszty w miarę ok. Xylyn sobie do niego gada.
-
Pokiwał. Wyobraź sobie, że każda pastylka może spowodować u niego coś gorszego od ślepoty. Lekarze wolą dmuchać na zimne. Xylyn siedzi na twojej głowie.
-
Pokiwał. Z racji braku informacji nie chcą mu nic dawać, by mu bardziej nie zaszkodzić.
-
- Długo... - powiedział cicho. U niego wyczytałeś, że choruje na coś tajemniczego. Nie wiedzą, co to, ale właśnie przez to stracił wzrok i często się źle czuje.
-
- Tape - bąknął mały. W aktach masz informacje o chorobach, na które chorują.
-
Mały pooddychał i wróciliście. Ci z gorączkami poszli spać. - Głowa mnie boli... - poskarżył się cicho ślepy ogierek. Jakby co, tp masz lekarskie akta.
-
Nie jesteś lekażem. Najprawdopodobniej musi wyjść na świeże powietrze. Inny dostał ataku astmy.
-
Trochę mało, ale dzieciaki zjadły i podziękowały. Dwa mają gorączkę. Jeden się słabo czuje.
-
Leci z tobą. Bez trudu znaleźliście spożywczak. Gorzej, że za mało jedzenia.
-
Jest. Ktoś musi skoczyć do najbliższego spożywczaka po jedzenie dla małych.
-
Wszystkie maluchy jakoś sobie radzą. Pon tylko tym się różni, że się obija o wszystko. Dzieci wzięły leki i poszły spać.
-
Pokiwała i dała dzieciakom leki. Jeden tylko nie musiał brać prawie nic. Mały ogierek z zamglonymi oczkami.
-
Jakieś leki... ale wskrzynkach oznaczonych imionami, wraz z dawkowaniem. Niektóre z nich miały całkiem sporo.
-
Orange dała małym paczkę czekolady z Cukrowego kącika. Wszystkie prawie się na nią rzuciły, mimo uszkodzeń ciała czy chorób.
-
W szpitalu były dzieci. Tuzin małych dzieciaków, wszyscy byli niegdyś pacjentami.
-
- Nigdy nie noś wszystkiego. Zawsze komuś może się przydać - rzuciła. Cała grupa stanęła przed drzwiami.
-
- Najpierw załatw kontakt z Celestią lub Luną. Potem pogadamy. Świat nie jest taki kolorowy.
-
- Wiedzą, nie będąc tu ani razu? Lepiej zacznij się zbierać. Przenosiny do szpitala.
-
Nie za dużo byś chciał? Starczy na pięć godzin max. Potem musisz znaleźć coś mocniejszego.
-
Uśmiechnęła się. No to na trochę załatwione, ale i tak na tym nie przeżyjesz.