Rano Twilight nie było obok. Z łazienki docierał do ciebie odgłos prysznica i stłumione wrzaski Bolta. Przed drzwiami przebiegła mokra Lily. Zaraz za nią pełzła mokra Deli.
Przez pierwsze kilka chwil nic się nie działo. Potem zobaczyłeś jak klatka piersiowa Capo się uniosła. Następnie ogier uniósł głowę i powiedział to, czego wszyscy się spodziewali...
- Kurna, ale mi łeb nawala...
Z Rarcią pomogli ci jacyś dobroduszni ludzie. W końcu na stole stało osiem sporych, wilgotnych jaj. Twilight była wymęczona, a Rarity ci ludzie odnieśli do domu, gdy ich poprosiła.
Twilight ufa ci bezgranicznie, więc ze strachem pokiwała głową. Rarcia się skrzywiła, ale perspektywa urodzenia mutanta chyba jej też nie przypadła do gustu. Zgodziła się iechętnie.
Obie się załamały. Shy też by się załamała, niezależnie jak delikatnie byś jej to powiedział. Twilight zaczęła płakać. Przez to wszystko zapomniałeś nawet o Ghoscie i Capo.
I jest coś. W dolnej części brzucha, chyba nie muszę tłumaczyć, znajdowały się 4 jajopodobne kształty. Twilight jeszcze nie widziała rentgena, więc obserwowała cię uważnie. Na zdjęciu Rarity to samo.
Twilight tuliła cię, gdy je niosłeś. Zamiast podziękowań cię pocałowała. Ludzie wzięli ją na rentgen, ale potem zdjęcia ci oddali, bo sami się na anatomii kucy nie znają.
Jednak czułeś, że coś jest nie tak. Przecież robale by nie gwałciły bez powodu. Tym bardziej, że to bezmyślne robale. W wiosce z jękiem obudziła się Rarcia.