-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Niestety. Jeszcze nnie ma zaklęcia, które przywróciło by duszę ciału. Lekarze byli bezradni. Capo odszedł.
-
Pod jego kopytem został popiół, który wcześniej był kwiatem. Ogier nie oddychał, miał zamknięte oczy. Gdy przyłożyłeś kopyto do jego szyi, nie wyczułeś pulsu.
-
Na niebie zaczęły się zbierać ciemne chmury. Capo uderzył kwiat po raz kolejny. Sprawiało mu to dużo bólu. Uderzył po raz kolejny. Nie miał siły by się podnieść z ziemi. Z kwiatka został mały pąk z listkiem. Nim zdążyłeś cokolwiek zrobić, przykrył go kopytem. Gdzieś w górze huknął piorun. Z nieba zaczął padać deszcz. Capo się nie ruszał
-
Kopyto opadło. Po ciele Capo przeszedł ból. Ogier pochylił się dysząc. Po chwili uderzył ponownie. Z trudem wstał z ziemi.
-
- Ty masz żonę, rodzinę. Mnie nikt nie bedzie żałować - powiedział. Stał już nad kwiatkiem. Powoli uniósł przednie kopyto.
-
Niestety nie. - Dobrze wiesz - odparł. Nawet się nie odwrócił. W jego głosie brzmiała ponura determinacja.
-
Na fontannie rózł kwiatek. Wyczułeś, że przez niego są śnierzyce i wkrótce będzie upał, potem znowu śnieg i w kółko. Capo zamierzał go zdeptać. Jeszcze cie nie zauważył
-
Patyk namierzył go w Canterlot... Obok fontanny. Do tego dzięki niemu wyczułeś mocne zaklęcie dookoła niej. Zaklęcie śmierci. Zniszczy coś na niej to przerwie zaklęcie, ale zginie.
-
Twilight uśmiechnęła zię i wstała. Zanim włożyłeś hełm, zdążyła cię przytulić i pocałować. W tle usłyszałeś "Ble!".
-
- Na pewno nie widziałem jego ciała w śniegu, ale żywego Capo też nie. Lecę się rozejrzeć - rzucił i poleciał. Tymczasem śnieg stopniał do reszty.
-
Żyją, spokojnie. Wszystko jest u nich dobrze. Przypomniałeś sobie, że przez prawie całą zimę nie widziałeś Capo.
-
Po paru minutach przyleciał Ghost z wiadomością, że w Equestrii zginęło około tysiąca kucy. Śnieg szybko topnieje i robi się ciepło.
-
Za to dowiedziałeś się, że Lily lubi dżem truskawkowy. Temperatura jest już do przeżycia. Łącznie ofiar zimy było około dwustu. W sypialni usłyszałeś skrzypienie łóżka.
-
Każdy dostał po kanapce. Jednak była jakaś różnica na zewnątrz. Chyba mniej śniegu...
-
<miesiąc później> Kończyło się jedzenie. Delicate nauczyła się mówić 'tata' i 'mama'. Powoli temperatura wzrastała. Obudziłeś się o dwunastej, otoczony dzieciakami. Twilight spała obok ciebie.
-
Mała jest delikatna, więc wywróciła się przed kominkiem. Na to leczenie to będziesz musiał poczekać. Na razie Bird miała problemy z chodzeniem i rozumieniem.
-
Chyba zniknął pod pokrywą poczucia winy. Tymczasem wróciła Deli i pędem popełzła w twoją stronę. Nie trafiła i wypadła na dwór przez drzwi. Rozległo się głośne buczenie.
-
- Mhm... - mruknął, nieprzekonany. - Ty przynajmniej miałeś powód by to zrobić - powiedział i ruszył w stronę drzwi. Po drodze wziął jakiś kocyk i owinął się nim. Następnie wybiegł w zamieć.
-
- To lece powiedzieć reszcie - rzucił i wyszedł. Zostałeś sam z Capo. Ogier chyba przypomniał sobie chorobę, bo wlepił zawstydzony wzrok w podłogę.
-
Mała wypełzła z pokoju jak proca. O ile proca pełza. W każdym razie, nie bardzo spodobali jej się wujkowie.
-
- Słodka - uznał i zbliżył głowę do Deli. Malutka zaczęła buczeć i wymachiwać ze strachem kopytami. Jednym Ghost oberwał w nos.
-
- Rarcia, Faruk, Shy i Luna pytają, czy wiesz coś na temat pogody - przekazał. Deli wyglądała, jakby miała zaraz zejść na zawał.
-
- Bo ja wiem? - odparł. Powoli jego ciało zmieniało temperaturę. Wydawał się, jakby nie czuł ani zimna, ani ciepła.
-
Dziwna rzecz. Ghost był cały w śniegu, ale nie zamarzł. Sam z siebie też był zimny.
-
I coś rąbnęło z dużą prędkością w drzwi. Niechybnie pegaz na dopingach. Pod postacią owadziego skrzydła.