Podobnie, jak Twilight, też od razu nie padł, tylko pochylił się, jakby miał zaraz zwymiotować. Następnie odwrócił się w twoją stronę. Jego szare oczy utkwił w tobie. Po chwili zostawił klacz i ruszył na ciebie.
No i klopsy... Zobaczyłeś, jak przed celą Capo leżą dwaj nieprzytomni ogierzy. Za to Capo krzywdził okrutnie jakąś klacz. Oboje znajdowali się na dziedzińcu zamku. Dookoła ani żywej duszy.
Praktycznie rzecz biorąc, to z otwarciem czekasz tylko na wyzdrowienie Twilight i nowego szefa sali. Do tego dwie złe wiadomości... Pierwsza, Capo wariuje. Druga, ktoś w tym momencie cierpi...
Po drzwiach w piwnicy nie było śladu. Odpiąłeś deskę nawet i pod nią był tylko stary, zamurowany schowek. Po chwili znalazłeś się w swoim ciele, w pełni wypoczęty.
Po chwili stanąłeś jako duch obok swojego ciała, tulącego Twilight przez sen. Tylko będziesz musiał szybko wrócić, bo twoje ciało bez ciebie nie oddycha i nie daje znaku życia. Jeśli Twi się obudzi przed twoim powrotem...
Twilight uśmiechnęła się do ciebie. Wciąż miała wory pod oczami, ale juz nie była tak upiornie blada. Wypiła wodę i podciągnęła ci kołdrę, byś mógł się położyć.
Nikt cię nie śledził. Twilight uśmiechnęła się na twój widok. Plamy na jej ciele zniknęły, zostały tylko dziurki, które zresztą, Twi sama zaczęła już stopniowo leczyć.
- Jak minął dzień? - zapytała.
Potajemnie włócznia zareagowała i go wyczyściła, więc zjadłeś czysty orzeszek. Nawet dobry. Lily się uśmiechnęła i wlazła do wózka. Bolt wyglądał jak chomik z tymi policzkami wypchanymi orzechami.