-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Jednak konkretnie przez niego. Nikt inny w Canterlot nie był zarażony prócz niego. Choroba zaczyna się rozprzestrzeniać...
-
W końcu trafili do koszar. Widocznie podczas ucieczki Capo, miał jeszcze pierwsze stadium. Zresztą, szkoda go.
-
Musiałeś przed nim uciekać. Nie wyrobił na zakręcie i jebnął w ścianę. Stracił przytomność, a z jego czoła płynęła krew.
-
Podobnie, jak Twilight, też od razu nie padł, tylko pochylił się, jakby miał zaraz zwymiotować. Następnie odwrócił się w twoją stronę. Jego szare oczy utkwił w tobie. Po chwili zostawił klacz i ruszył na ciebie.
-
Luna się nie obudziła. Zauważyłeś na jej ciele... O zgrozo... Ślady gwałtu.
-
No i klopsy... Zobaczyłeś, jak przed celą Capo leżą dwaj nieprzytomni ogierzy. Za to Capo krzywdził okrutnie jakąś klacz. Oboje znajdowali się na dziedzińcu zamku. Dookoła ani żywej duszy.
-
Praktycznie rzecz biorąc, to z otwarciem czekasz tylko na wyzdrowienie Twilight i nowego szefa sali. Do tego dwie złe wiadomości... Pierwsza, Capo wariuje. Druga, ktoś w tym momencie cierpi...
-
Twilight wciąż potrzebowała dużo snu, by wyzdrowieć. Będzie spała gdzieś do dwunastej, więc masz kupę czasu. Co porobisz?
-
Ok, tym razem na śniadanie - tosty. Kryształy już były odebrane przez Spike'a. Dla maluchów została kaszka z musem gruszkowym.
-
Po drzwiach w piwnicy nie było śladu. Odpiąłeś deskę nawet i pod nią był tylko stary, zamurowany schowek. Po chwili znalazłeś się w swoim ciele, w pełni wypoczęty.
-
Miasto było ciche i ciemne, tylko w niektórych oknach wciąż paliły się światła. Poza odgłosami kotów i zwierząt, było spokojnie do piątej rano.
-
Po chwili stanąłeś jako duch obok swojego ciała, tulącego Twilight przez sen. Tylko będziesz musiał szybko wrócić, bo twoje ciało bez ciebie nie oddycha i nie daje znaku życia. Jeśli Twi się obudzi przed twoim powrotem...
-
To prawda. Poczułeś się lekko senny, ale bardziej na drzemkę niż na sen. Tymczasem poczułeś, że Capo siedzi przy ścianie, boi się i prawie zasypia.
-
- Dobranoc... - szepnęła. Po kilku sekundach usłyszałeś jej wyrównany oddech. Sam jakoś nie mogłeś zasnąć.
-
Twilight pocałowała cię w usta. Od kojca Lily usłyszałeś głośne "Ble!". Spike chrapnął, a Bolt obrócił się na drugi bok.
-
Twilight spojrzała na ciebie ze współczuciem. Następnie cię przytuliła. - Jak chcesz - szepnęła.
-
- Ale czemu? - zapytała ze zdziwieniem. - Przecież urodziny to... Urodziny... Nie wiem, jak można ich nie obchodzić.
-
Właśnie. Nikomu stąd nie mówiłeś, że wkrótce urodziny. Nawet Twilight. Klacz przytuliła cię i pocałowała.
-
Twilight uśmiechnęła się do ciebie. Wciąż miała wory pod oczami, ale juz nie była tak upiornie blada. Wypiła wodę i podciągnęła ci kołdrę, byś mógł się położyć.
-
Nikt cię nie śledził. Twilight uśmiechnęła się na twój widok. Plamy na jej ciele zniknęły, zostały tylko dziurki, które zresztą, Twi sama zaczęła już stopniowo leczyć. - Jak minął dzień? - zapytała.
-
Ok, dom posprzątany, godzina osiemnasta, a Lily i Bolt poszli spać do kojców. Chyba też czas posiedzieć trochę z Twilight. Właśnie się obudziła.
-
Gdy maluch zajadał się kaszką z orzechów, zauważyłeś, że na niektórych sprzętach w domu usiadł kurz. Jest godzina... Siedemnasta. Robi się ciemno.
-
Gdy dotarliście do domu, Bolt wręcz kazał ci zmielić orzechy, by mógł je jeść. Lily zajęła miejsce przed Dead Island. Twilight wciąż spała.
-
Potajemnie włócznia zareagowała i go wyczyściła, więc zjadłeś czysty orzeszek. Nawet dobry. Lily się uśmiechnęła i wlazła do wózka. Bolt wyglądał jak chomik z tymi policzkami wypchanymi orzechami.
-
Małe rude stworzonko jakoś się wyrwało i wbiegło po pniu do domku. Lily wzięła od brata jeden z orzechów i ci dała. Niezbyt dobry, bo ośliniony.