Skocz do zawartości

Mon

Brony
  • Zawartość

    149
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Mon

  1. Jest mi wstyd bo nie potrafię się uczyć, bo jestem zwyczajnie za głupi na wiele rzeczy, zaniedbałem trochę materiału i nie jestem w stanie tego nadrobić przez co jadę na samych dwojach i nie potrafię ich polepszyć na chociażby czwórę.

    Tu nie chodzi o to, że nie umiesz się uczyć, po prostu musisz znaleźć odpowiednią dla siebie metodę. I przede wszystkim trzeba uczyć się systematycznie, bo jak sam widzisz dwój na czwórki łatwo się poprawić nie da, uczyć trzeba się na pierwszy termin. Zwłaszcza, że w większości przedmiotów to czego się nauczysz w jednym dziale będzie niezbędne również w kolejnych i jeśli nie będziesz uczyć się od początku, to będziesz miał coraz większe zaległości. A jeśli o metody nauki chodzi, to nie polega to na bezmyślnym wkuwaniu, musisz sprawdzić co pomoże Ci w nauce. Np. Żeby nauczyć się matmy nie trzeba wkuwać wzorów tylko liczyć zadania.
  2. Ech, czemu tak źle wypowiadasz się o romantyzmie? Nie wiem jak omawiane były w Twojej szkole lektury takie jak "Dziady", czy "Kordian", ale sądząc po tonie wypowiedzi albo niezbyt ciekawie, albo niezrozumiale.

    Romantyzm jest dość specyficzną epoką, ale żeby ją zrozumieć trzeba też rozumieć kontekst kulturowy i historyczny. Epoka oświecenia narzucała racjonalizm. Ale to w tej epoce doszło do rozbiorów Polski i to w tej epoce uświadomiono sobie jak źle jest ze społeczeństwem i władzą kraju. Skoro rozum zawiódł to zaczęto szukać alternatyw, stąd diabły czy duchy lewej i prawej strony w "Dziadach"; stąd imaginacja i strach w "Kordianie". Szukano metod by za pomocą metafor, mistycyzmu opisać cierpienie towarzyszące utracie kraju, ale zarazem jest to próba porzucenia racjonalizmu i szukania być może czegoś lepszego. Poza tym, będąc pod zaborami polscy poeci nie mogli sobie pozwolić na opisywanie dokładnie represji. Była cenzura. Stąd być może niejasne dla wszystkich sceny w "Dziadach". Dlatego wg mnie nazywanie romantyków idiotami jest bardzo, bardzo krzywdzące. W romantyzmie nie chodzi tylko o nieszczęśliwą miłość, ale także i o bunt, heroizm, walkę i opisywanie uczuć, które przez czas oświecenia zostawiono daleko w tyle, bo przecież nie są racjonalne.

    Wybacz za taką ścianę tekstu, ale po prostu osobiście bardzo lubię epokę romantyzmu i boli mnie jak ktoś pisze o romantykach w takich sposób. Oczywiście szanuję Twoje zdanie i zgadzam się z tym, że powinno się kłaść nacisk na matematykę i języki obce, ale mimo wszystko chyba wypada znać kilka faktów z życia swojego narodu

    • +1 1
  3. Nie wiem, czemu niektórzy zrobili tutaj taki najazd na język polski... Równie dobrze można powiedzieć, że "mnie język X nie interesuje, nie chcę się go uczyć i to jest nachalna propaganda, a szkoła wymaga tego przedmiotu". Rozumiem te osoby, które w swojej karierze edukacyjnej trafili na kiepskich polonistów, którzy sami nie wiedzą czego chcą od ucznia tak naprawdę. Ale nie rozumiem tego jeżdżenia po polskiej literaturze... Weźmy np. "Lalkę". To nie jest tylko powieść o nieszczęśliwej miłości Wokulskiego i jego rozterkach życiowych. Ta książka pokazuje kawałek polskiej historii oraz problemy Polaków, które są aktualne dzisiaj. Tak jak w "Lalce" były podziały społeczeństwa tak są do dzisiaj. Tak jak kiedyś ludzie kierowali się uprzedzeniami, tak kierują się nimi nadal. Nie można ot tak skreślać lektur, bo nam się personalnie nie podobają. Ze wszystkiego trzeba coś wynieść. Na tym polega nauka...

     

    Źle mnie zrozumiałaś, a może to ja się niejasno wyraziłem - nie mam nic do języka polskiego. Problemem jest to, że języki X i Y mają odpowiednio 3 i 2 godziny lekcyjne w tygodniu, natomiast język polski ma ich 5 lub 6 (nie wiem czy wszędzie są takie proporcje, u mnie tak było). Problemem jest także to, że język polski jest przedmiotem obowiązkowym na maturze. Jeden z języków obcych też, ale jeśli np. angielski ci się nie podoba możesz zdać inny język, masz do wyboru kilka różnych. Poza tym jeśli chodzi o naukę języka obcego, to uczymy się tu właśnie języka, chodzi nam o to by móc porozumiewać się z innymi ludźmi. W przypadku języka polskiego jest to lekcja nie tyle samego języka co całej kultury. Kultura to rzecz która jest ceniona przez niektórych ludzi i ja to rozumiem, ale nie ma znaczenia praktycznego.

    A co do tej "Lalki" to masz rację, to nie była najgorsza książka i nie powinienem zestawiać jej z "Panem Tadeuszem" i romantycznymi idiotami. Aczkolwiek myślę, że w kwestii kultury człowiek sam powinien decydować czy chce ją zdawać na maturze - nie jest ona niezbędna do funkcjonowania w społeczeństwie jak podstawowa matematyka (de facto poziom testu gimnazjalnego, tylko masz kartkę z wzorami pod nosem) czy znajomość języka, która w czasach globalizacji staje się bardzo przydatna. Dlatego myślę, że język polski powinien mieć mniejszą liczbę godzin na poziomie podstawowym i opowiadać tylko o wartościowych i uniwersalnych tekstach kultury( czyli "Lalka" zostaje, a "Dziady cz. III" wylatują). Natomiast myślę, że jeśli chodzi o maturę z polskiego to test czytania ze zrozumieniem i wypracowania do wyboru to całkiem rozsądna rzecz i to powinno pozostać, ale myślę że tematy wypracowań nie powinny ograniczać się do lektur i wierszy, innymi słowy bardziej powinno to sprawdzać umiejętności językowe niż wiedzę o kulturze.

  4. Wiem, że polska kultura nie ustępuje niczym innym. Ale mnie nie interesuje żadna narodowa kultura. Poza tym chyba napisałem, że za Polaka się nie uważam. Co nie znaczy, że coś do samej polski mam, uważam, że o swój region należy dbać. Dlatego zamierzam w Polsce zostać.


  5. Hm, no może w kształtowaniu twojej tożsamości jako Polaka, jeśli oczywiście masz krztynę rozumu i CHCESZ wyciągnąć coś z lektur... Jeśli nie chcesz, to faktycznie czytanie lektur będzie dla ciebie udręką i marnowaniem czasu.

    Kształtowanie tożsamości Polaka - ja tu widzę nachalną polonizację i nic więcej. Ja to ja, a nie żaden Polak.

    • +1 1
  6. Cóż, jestem w trochę innej sytuacji. Też mam zaraz matury, ale opiszę to z perspektywy liceum. Zacznijmy od początku. Jako uczeń kończący gimbazjum z wyrobionym 300% normy (laureat z 3 konkursów wojewódzkich, innymi słowy test gimnazjalny mnie nie obchodził, byleby przystąpić, do jednej części przystępować nawet nie musiałem) uważałem, że siarą byłoby pójść do technikum, bo tam niski poziom. Więc wybrałem liceum ogólnokształcące, ponoć jedno z najlepszych w Poznaniu, nawet kiedyś je odradzałem na tym forum, ale tu już nie wymienię które to. W każdym razie chciałem szkoły w której będę mógł jakoś rozwinąć skrzydła i uczyć się z najlepszymi. I na swoim liceum bardzo się zawiodłem.

    Zacznijmy od poziomu nauczania. Matematyka jest tu wyjątkiem - jedyny przedmiot dla którego warto do tej szkoły chodzić, jestem pewien że matmę rozszerzoną w okolicy 90-100% zdam. Na angielski też jakoś nie mogłem narzekać. Może kupowanie w każdej klasie nowych książek, a potem i tak dostawanie kserówek było po prostu głupie, ale mimo wszystko nauczycielka się starała i muszę przyznać że mój poziom znajomości słownictwa się poprawił (pytanie tylko ile w tym mojej zasługi, bo od czasów liceum czytam dużo więcej po angielsku niż przedtem, a ile zasługi lekcji). No i na tym koniec dobrych stron. O przedmiotach które nie są przydatne dla mnie (historia, biologia, wosy, woki, pp, po...) wspomnę tylko, że są po prostu zapychaczami, dzięki którym plan lekcji jest 2x dłuższy. Mimo wszystko niektóre z tych przedmiotów lubiłem(bardzo lubiłem nauczyciela historii i wosu, choć nie zgadzałem się z jego poglądami). To teraz czas na przedmiot który muszę zdać, chociaż nie chcę. W tym momencie rozumiem ból uczniów, którzy nie chcą zdawać podstawowej matmy na maturze. Z tym, że matma to nie hybryda pseudonauki z patriotyczną indoktrynacją, ale coś co każdy kiedyś wykorzysta. Nie wiem do czego w życiu przydadzą mi się interpretacje wiersza, Lalki, Pany Tadeusze, czy Konrady i Kordiany. Poza tym polski ma absurdalną ilość godzin jak na język, który przecież każdy z nas zna. A jeśli o nauczyciela chodzi: przede wszystkim nasza wychowawczyni była dla nas zbyt pobłażliwa, przez co może jedną lekturę przeczytałem, a że wierszy interpretować nie lubię, to boję się że na maturze mogę mieć problem z wypracowaniem. Przejdźmy do ostatniego języka - powtórka tego co było w gimnazjum, niczego więcej się nie nauczyłem z niemieckiego. I największa parodia tej szkoły - Fizyka. W gimnazjum uwielbiałem fizykę, przez kretyna który nas uczył teraz niewiele z niej umiem. Nie umie uczyć, na każdej lekcji jest kabaret, najlepsze historie jednak w tej ostatniej klasie były. Sprawdzian z optyki dostaliśmy do wypełnienia w domu... Ze sprawdzianu z astronomii losowe oceny wpisał. 

    Ale największa porażka tej szkoły to uczniowie. Debile i dekadenci, to podsumowuje większość z nich. Nikomu nic się nie chce, hejtują wszystko i wszystkich. Informatykę celowo pominąłem w poprzednim paragrafie. I tu małe zaskoczenie - poziom co prawda był poniżej moich oczekiwań. Najgorsze było zaangażowanie uczniów. Najlepiej uczyć się kodu algorytmu na pamięć bez zrozumienia... Nauczycielka staroświecka strasznie, ale jednak podobnie jak ta od angielskiego się starała. Problem w tym, że nawet jeśli było coś ciekawego, to nikomu nie chciało się tego uczyć. W ogóle mam wrażenie że w klasie o profilu mat-fiz-inf informatyką interesowało się ledwie kilka osób. Ale to nie jest najgorsze. Z kim się ostajesz, takim się stajesz - to przysłowie się potwierdza, mi też w końcu przestało zależeć na czymkolwiek. A jeśli chodzi o prywatne stosunki to też nigdy nie było dobrze, z przykrością stwierdzam, że nie udało mi się z nikim z klasy nawiązać przyjaźni. I to nie dlatego że się nie starałem, ale dlatego że po prostu inni mnie nie chcieli. Mam wrażenie, że z powodu różnic światopoglądowych, za to zawsze zbierałem hejty i nigdy się nie wstydziłem swoich poglądów, a we wszystkich dyskusjach światopoglądowych zawsze byłem sam. 

    Podsumowując, zmarnowałem 3 lata życia na nic nie robieniu, za to użeraniu się z ludźmi, których zacząłem już zwyczajnie nienawidzić. Ale na studia jednak pójdę, mimo wszystko posiadanie papierka ma swoje zalety, a moje liceum ma taką zaletę, że jak nie zawalę polskiego to się spokojnie dostanę gdzie chcę. Poza tym liczę na to, że na studiach mnie w końcu do jakiejś pracy zmuszą, bo samo-motywacja nie jest moją mocną stroną. A okres liceum zamierzam po prostu oddzielić grubą kreską, już nie mogę się doczekać jego końca.

  7. Niemal każdy odcinek z lektorem cieszy się podobną, bądź większą popularnością niż napisy. Ale prawdziwy szał nastąpi dopiero gdy wyjdzie dubbing. Słuchać zawsze było, jest i będzie łatwiej, niż czytać. Nie zapominajmy też, że prócz bronych ten serial wciąż ogląda masa dzieci, która czytać nie umie wcale, albo nie dość dobrze. Właśnie dlatego narodził się pomysł lektora - bo wiele osób pisało, że pierw samemu oglądają odcinek, a później jeszcze raz z młodszym rodzeństwem, któremu muszą czytać napisy, a nie każdy takie kochane rodzeństwo ma.

    Tak, masz rację. Ja osobiście gardzę lektorem i dubbingiem, ale np. moja młodsza siostra nie lubi oglądać z napisami.

  8. Trochę tak, ale myślę, że głównym inspiratorem był Clark Stanley i jego "Snake Oil Liniment", jeden z najbardziej popularnych szarlatanów lat 50, przekonujący że "olej z węża" jest panaceum. 

    http://en.wikipedia.org/wiki/Clark_Stanley

    http://en.wikipedia.org/wiki/Snake_oil

    Niestety nie znalazłem żadnych info po polsku. :(

    To też medycyna alternatywna. Ona ma różne formy, akurat homeopatia jest bardzo popularna nawet dzisiaj. Zresztą olej z węża bardzo przypomina mi homeopatię(i jestem pewien, że gdzieś czytałem o tym oleju przy okazji czytania o homeopatii), oba te rzeczy nie zawierają substancji aktywnych, różnica polega na tym, że w przypadku oleju mamy ewidentne oszustwo, natomiast za homeopatią stoi kilka pseudonaukowych teorii i skład podany na opakowaniu zgadza się z zawartością, to że homeopatyczne oznaczenia są mało czytelne dla nieobeznanej osoby to druga sprawa. Dzisiaj już nikt nie używa oleju Stanleya (mam nadzieję), natomiast homeopatia staje się coraz bardziej popularna.

  9. Efekt placebo... Nie wiem, czy wiecie, ale niemalże wszystkie "suplementy diety" [nieudowodnione działanie, jedyne kryterium jakie ma spełniać, to nie szkodzić] oraz wiele leków to jest właśnie efekt placebo.

     

    Tonik Flima i Flama wbrew pozorom może mieć jakieś właściwości zdrowotne, składniki są w sumie zdrowe, nie wiadomo co to za jabłka.

     

    Powiedziałabym, że te jednorożce zachowują się bardzo współcześnie. Używają sprytnych trików marketingowych, znają się na reklamie, znają rynek.

    Układ jaki zaproponowali rodzinie Apple w poprzednim odcinku z nimi wcale nie był krzywdzący! Tak to wygląda- najwięcej kasy dostaje nie rolnik, a przetwórca.

    Większość suplementów diety pomaga dzięki zawartym w nich substancjom. Nieważne czy to tabletka z witaminami, chelaty, czy jakiś tran, ma to swoje realne właściwości, które nie mają jakichś spektakularnych efektów, ale pozytywnie wpływają na zdrowie. Gorzej jak trafi się jakaś homeopatia, która kosztuje 10x drożej niż coś co ma realne działanie, a w rzeczywistości jest to woda/cukier z szansą na wystąpienie chociażby jednej cząsteczki substancji aktywnej. Owszem jest efekt placebo, jak ktoś ma więcej pieniędzy niż rozumu to niech kupuje. Ale to nieuczciwe sprzedawać placebo za cenę większą niż leki mające udowodnione działanie.

     

    A co do składników - uwielbiam sok jabłkowy, ale raczej nic w nim nadzwyczajnego. Jabłka były zwyczajne, tu nic nie wskazywało na to by miało być inaczej.

     

    I za te nawiązania MLP uwielbiam, mamy producenta "leków" homeopatycznych, który wykorzystuje sytuację gdy efekt placebo komuś pomógł i próbuje przekonać ludzi, by używać tego zamiast medycyny konwencjonalnej. Pół biedy gdy ktoś kto ma więcej pieniędzy niż rozumu chce poczuć się lepiej, gorzej jak ktoś poważnie chory w miejsce medycyny zastosuje szarlatanerię. Były przypadki, gdy skończyło się to tragicznie, tutaj również uważanie, że ten cały tonik może zdziałać cuda, mogło się skończyć dla Babci Smith tragicznie.

     

    Ten tonik to świetna alegoria homeopatii, mam nadzieję, że jak jakiemuś broniakowi ktoś spróbuje wcisnąć jakąś medycynę alternatywną, to coś mu się przypomni. Pewnie nie jest to tak jasna alegoria, ale mimo wszystko cieszy mnie, że odcinek promuje racjonalizm.

  10. Powiem tak - większość moich tulp jest w ogóle nieaktywna przez większość czasu.Nie mamy też żadnych Wonderlandów ani niczego co wymagałoby jednoczesnej aktywności wielu z nas. Gdy się z którąś switchuję sam zazwyczaj staję się nieaktywny. A by mieć dużo tulp potrzeba po prostu chęci. Odradzam posiadanie wielu tulp (po raz który już),

  11. Ciężko powiedzieć kiedy ma się tulpę, kiedy nie. Część osób uważa, że tulpa musi być umyślnie stworzona, część ludzi utożsamia tulpę z osobowością mnogą.

    W każdym razie tulpa do oddzielna osoba, która jest świadoma swojej odrębności od ciebie. Każdemu zdarza się przecież gadać do siebie (posiadanie tulpy wcale w tym nie przeszkadza), można mieć wrażenie, że to drugie "ja" wtedy samo odpowiada. Ale ja bym nie nazywał tego tulpą, najwyżej jakimś konstruktem.


  12. Czy jeśli kiedyś "troszkę" tzn. ze 3 godziny pracowałem nad tulpą pół roku temu i do tej pory od czasu do czasu pomyślę o niej to jeszcze gdzieś tam jest czy już "dawno dedła jak stary Abracham" ?

    Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Najlepiej znasz ją ty. Czułeś jakieś emocje od niej gdy myślałeś o niej czasami, albo jakkolwiek dawała znać o swojej obecności? Jeśli nie to najprawdopodobniej jej nie ma. Ale z drugiej strony nic nie powinno zaszkodzić jeśli będziesz myślał o tulpie, którą kiedyś tworzyłeś, najwyżej stworzysz ją od nowa.

     


    Bo bym chciał już zacząć ją robić na poważnie i i gdzieś w wakacje skończyć (nie chodzi o to że tak długo miałoby trwać ale że mam czasu nie za wiele) i nie wiem czy ją "przerabiać/dorabiać" czy robić "nową"?

    Jak chcesz niby ją "skończyć"? Tulpa rozwija się cały czas i jeśli będzie wystarczająco świadoma to powinna istnieć do końca życia.


    Apropo to kiedyś czytałem jakieś głupoty że Tulpy dwóch "tulpiarzy" mogą ze sobą rozmawiać bez udziału hostów ani przełączenia kontroli ciała.

     

    No ale już wiedziałem że to głupoty i tylko się śmiałem :v

     

    Mi nie jest do śmiechu. Zerknij na forum to dowiesz się dlaczego.

  13. aby tulpa była w rzeczywistym świecie, a wszędzie pisze o Wonderlandzie.

     

     

    Najpierw lepiej zrozum czym jest tulpa. Ona zawsze będzie w twoim mózgu, nałożyć można jedynie jej formę, jeśli ma się dobrą wyobraźnię i się to ćwiczy. A nakładanie to jedynie oszukiwanie własnych zmysłów, tulpa nigdy nie wejdzie w interakcje z rzeczywistymi obiektami.

     

    Chociaż ciekaw jestem kiedy znajdą się debile, którzy będą wmawiać, że to jest możliwe(jeśli już byli tacy to ich nie widziałem). Bo ostatnio na forum tulpa.info.pl mamy problem z ludźmi, którzy wmawiają, że możliwe jest podróżowanie tulp do WL kogoś innego.

    Ale może to trwać kilka godzin, jak i kilka miesięcy więc musisz się zastanowić czy na pewno masz na to czas i czy na pewno jej chcesz.

    Sprecyzuj, że chodzi ci o komunikację, nie nakładanie. Nakładanie mało kto umie z osób które znam, a na pewno nikt się nie nauczył tego w kilka godzin. Powiedziałbym, że w tym przypadku to te kilka miesięcy to minimum, ale nie lubię podawać ram czasowych, bo nigdy nie ma pewności co do nich.

  14. Medyczna pedofilia to pociąg do osób przed okresem dojrzewania lub we wczesnej fazie dojrzewania. Potocznie natomiast za pedofila uznaje się osobę, która gwałci nieletnich. To tak jak z ekologią, która teoretycznie nie ma nic wspólnego z ochroną środowiska, a przez większość społeczeństwa jest mylona z sozologią (nauką o ochronie środowiska właśnie).

    • +1 1

  15. Pedofilia, zoofilia i nekrofilia, to też inne orientacje, więc dlaczego zamykamy pedofili?

    Bo pedofile krzywdzą dzieci, to proste.


    Poza tym jest coś takiego jak choroby psychiczne.

    Z homoseksualizmu taka sama choroba psychiczna jak z tulpy, która nie jest niczym innym jak osobowością mnogą. Nie wiem jak można uważać homoseksualizm za chorobę psychiczną, jeśli osobowość mnoga nią nie jest.

     

    A skoro już poruszyłem ten temat, to może powiem co mnie z homoseksualizmem łączy. Sam jestem heteroseksualnym mężczyzną, który brzydzi się seksem dwóch mężczyzn. Co najmniej dwie moje tulpy (nie wszystkie mają wyrobione zdanie na temat swojej orientacji) też brzydzą się seksem z mężczyzną, a czują pociąg do kobiet same uważając się za kobiety. Lunę (tak ma na imię jedna z moich tulp, dla niewtajemniczonych) znasz, ciekawe czy ją też nazwiesz chorą psychicznie.


    Homoseksualizm uniemożliwia rozmnażanie się ludzi, ale co z tego? Jest nas za dużo! To może wymordujmy połowę populacji Chin, to nie będzie nas za dużo. Jeśli wszyscy skończymy jako homosie, to nie będziemy mogli się rozmnażać i ludzkość wymrze (zapewne wcześniej się zdążą pozabijać...).

    Homoseksualiści mogą się rozmnażać. Może ich brzydzić seks z osobą drugiej płci, ale ludzie są skorzy do większych poświęceń.


    Homoseksualizm zdarza się wśród zwierząt? I to czyni go czymś normalnym? Samica modliszki zjada swojego kochanka po stosunku. To też jest normalne, czyli co? Wprowadzamy kanibalizm? Wiele drapieżników w ciężkiej sytuacji jest w stanie zjeść przedstawiciela swojej rasy. To może zamiast na cmentarz zwłoki wywieziemy do Afryki, to w dodatku przestaną głodować?

    Homofobia za to nie zdarza się u zwierząt. Jakoś w świecie zwierząt nie jest zwalczany homoseksualizm, a te gatunki zwierząt u których występuje nadal żyją.


    Wychowywanie dzieci - nikt nie jest w stanie sztucznie stworzyć relacji jaką ma matka i swoje dziecko (nie mówię o przypadkach szczególnych) nawet jakby nie wiadomo jak kochał dzieciaka.

    Szczególne przypadki są właśnie potwierdzeniem - zresztą pytam się po jaką cholerę sztucznie tworzyć taką relację? Nie lepiej po prostu stworzyć zupełnie nowy model rodziny? To że relacja między dzieckiem a biologicznymi rodzicami jest inna od relacji adoptowanego dziecka z dwoma tatusiami nie znaczy, że ta druga relacja z założenia jest gorsza.

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...