Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. Dobrze no więc od początku offtopowo dla Plauge Pony. Drużyna po kilku godzinach snu w karczmie w miasteczku wyruszyła dalej w podróż. Spotkała wcześniej pewnego ogiera, który kazał nazywać się Strażnikiem. Donosił on o dziwnych rzeczach dziejących się na dalekiej północy w kraju Cienistych Ziem. Zaobserwowano tam nadzwyczajną aktywność duchów. Dodatkowo okazało się, że znalezisko w Wolfenburgu jest Płomieniem Kurhanów, czyli ważną i potężną bronią, którą duchy będą próbowały raczej zdobyć. Ogier poprosił Was o pomoc, abyście wyruszyli i nie dopuścili, aby broń wpadła w ich łapy. Przeczytaj sobie ostatni mój post, a dowiesz się co się stało po wyruszeniu. To Ci zbyt długo nie zajmie Jak przeczytasz to przyjmij, że wędrowałeś normalnie z drużyną i jesteś teraz z nimi. Clover podeszła do klaczy, przy której już Corpse coś mruczał. Nie był pewien swych wypowiedzi, które brzmiały mało dobitnie. Klacz odskoczyła w bok jakby poparzona, jej oczy skupiły się i odzyskały życie, choć zapalił się w nich płomień. Klacz szybko powstała, a jej grzywa opadła prawie do samej ziemi. Wtedy podeszła do niej Clover. Klacz jakby z niedowierzaniem patrzyła na przybyszy, jednak w końcu rzekła: - Jeśli jesteście zjawami, to zabijcie mnie szybko i nie bawcie się w te wasze złe gierki! Widząc jednak, że nieznajomi nie ruszyli się z miejsca, a wręcz wyraz zdziwienia odmalował im się na twarzach, klacz ponownie poluźniła mięśnie. Wyglądała smutno i wzbudzała żal każdego, kogo serce znało to uczucie. W końcu jej delikatny głos ponownie odezwał się: - Nazywam się Snow Flower. Mieszkałam w tej wiosce chyba przez całe życie... Tej nocy przyszedł jakiś kuc odziany w czarny płaszcz i z pomocą swych sług spalił to miejsce. Mi udało się ukryć, a raczej Silver Light mnie schował. Nie znalazłam go wśród trupów tutaj... tak samo jak wielu innych. Nie wiem gdzie są, ale słyszałam krzyki, gdy odchodzili stąd. Nic nie widziałam, tylko te straszne czerwone ślepia w ciemnościach. Proszę pomóżcie... Może oni jeszcze żyją... Dlaczego to się stało? Cośmy komu zrobili, że to na nas spadło? Gdzie są obrońcy, gdzie straż, jesteśmy blisko zamku Strażników Zachodu, a oni co? Śpią sobie w zamkach, gdy tu giniemy! Klacz jakby w trakcie opowiadania kuliła się. Wręcz upadła znów na ziemię, gdy wspomniała o czerwonych oczach. Łzy dalej padały na ziemię, a każde słowo zawierało cząstkę jej bólu. Długie przerwy i łkania oddzielały poszczególne zdania. Znów owinęła się w grzywę i tylko od czasu do czasu podnosiła swe duże, błękitne oczy jakby chcąc się upewnić czy przybysze nie odeszli. Terg obchodził w tym czasie wioskę. Niektóre domy jeszcze dogorywały. Gdzieniegdzie była wylana gotująca się nocą zupa, czy zanurzona w błocie robótka ręczna. Wiele ciał zaścielało ulicę. Większość była spalona, choć część rozszarpana lub rozsadzona. Ogiera zastanawiały czarne ślady, przypominające pismo, które wypaliły gdzieniegdzie ziemię. Niektóre ciała dalej trzymały kosy, czy nawet buzdygany oraz inną prostą broń, którą próbowali najwyraźniej się bronić. Artair zajął się natomiast obrzeżami pola bitwy. Po dokładnym przeszukaniu stwierdził, że ślady czerni na ziemi prowadzą na północ. Były to te same znaki, które Terg spostrzegł w mieście. Zauważył miejsca ze zgniecioną trawą, jakby wiele kopyt deptało tamtędy. Wszystko prowadziło do Wielkiego Lasu, od którego dzieliło ich jeszcze kilka dni drogi. Trudno było jednak dostrzec więcej szczegółów, gdyż mimo iż słońce było wysoko, to potężna chmura pożaru dalej zasłaniała w dolince prawie całe niebo. Robota szła wolno. Na szczycie jednego z wzgórz Artair zauważył także ślady wielkich łap jakby Mantykory, czy wielkiego gryfa. Pazury bestii głęboko wryły się w ziemię, gdzie pozostawiły ją suchą, popękaną i sczerniałą. Po kilku minutach Terg doszedł do kompana i zaobserwował te same znaki.
  2. kapi

    Ogłoszenia

    Hej Wam wszystkim. Przez ostatnie dni byłem dość zalatany na wyjeździe i nie miałem kiedy odpisywać, załatwiałem tylko sprawy doraźne. Teraz mam nadzieję, że dzisiaj zabiorę się za wszystko. Przy okazji chciałem poinformować o oficjalnym odejściu z sesji Kitsuna i Wilczej. Dziękuję im bardzo za wszystkie miłe chwile i życzę wszystkiego dobrego na przyszłość
  3. Wiesz... taka tarcza, jeśli ma ochronić np. Atlantisa, który znajduje się bezpośrednio przy celu będzie bardzo trudna, natomiast jeśli chcesz ochronić Maskeda, to już stopień trudności się zmniejszy.
  4. On ma różne stopnie tego wybuchu, bo samemu z Nim to ustalałem. Im dłużej się ładuję tym większe bum, więc może zrobić nawet większe niż to w jaskini. Dlatego pytam się jak duże On chcę zrobić
  5. Jak silnym podmuchem ognia?
  6. Wszystko zależy jaka byłaby to tarcza. Bo jeśli trwałaby 1 turę i miała 1 wytrzymałości (tak jakby dodawałaby każdemu 1 życie) to byłoby to dość proste. Natomiast, jeśli byłaby permanentna, odnawialna, dodawała pancerz, drugie życie i +80 do żywotności to nawet nie próbujcie, bo się nie uda. Więc powiedźcie co miałaby dawać, a ja powiem jak to widzę.
  7. Cieszymy się z Twego powrotu Jak Ci się znajdzie ochota to zawsze Cię chętnie znowu wrzucę, daj tylko cynk. Grim jak wiesz jest żywy. Pozdrawiam i życzę miłego czasu
  8. Nagle jeden z changelingów odezwał się zdecydowanym głosem. - Twoje rozkazy panie to samobójstwo. Nikt nie przeleci przez ten deszcz strzał. Nas po jednym ataku zostało mniej niż połowa, następna zasadzka i zginiemy wszyscy! Nie ma to sensu, potrzeba nam więcej sił. Zuchwałość żołnierza była duża, choć w jego słowach było trochę prawdy. Największy problem stanowiło jak dostarczyć wiadomość, bo Dragon nie mogła lecieć, a inni wyraźnie nie kwapili się do lotu. Co do Cienia, to jest na wyjeździe i dlatego nie odpowiada. Jak kojarzę na początku sierpnia, albo pod koniec lipca ma wrócić i pewnie wtedy odpowie.
  9. Zawalona zamkowa komnata wypełniła się mrokiem. Wiktor, który dobiegł do niej chwilę kaszlał, gdy ciemny dym dotarł do korytarza. Obejrzał się do tyłu, nie widział nikogo, ale słyszał wyraźnie co raz bliższe kroki. Nick nie wychylał się, jego ciało pozostało pod gruzami, gdzie tamował krwawienie. Zaczął się zastanawiać, czuł jak fragmenty kamieni sypią się na niego. Wstrząsy ogarniały całe pomieszczenie. Changeling skupił się i jego świadomość odpłynęła od bólu. Czy to tamowanie krwawienia, czy chwila spokoju dodały mu trochę sił. Wiedział, że nie jest dobrze, ale już nie był aż tak przybity do ziemi jak przedtem. Z ciekawości podniósł się na kopyta, co mu się udało, jednak jeszcze nie wychodził z ukrycia. Atlantis toczył ciężką walkę ze sobą. Cała sala pełna była magicznych energii zakazanych przez księżniczki, a on sam był tą latarnią światła, której blask gasł co raz bardziej przytłoczony mgłą. Jednak w chwilach słabości przypominał sobie o Blue. Wtedy to łzy płynęły z jego oczu, a w serce wstępowało poczucie obowiązku i oddanie. Wszystkie te krople smutku zaczęły jaśnieć lekkim błękitnym blaskiem i rozpraszać się. Lekka niczym rosa chmura otoczyła zmęczonego ogiera. Ciemność została odepchnięta z jej obrębu i był to jedyny rozświetlony punkt w całej komnacie. Włosy na głowie Atlantisa rozlały się po obszarze jego mgły. Na końcach przekształcały się w moc i formowały iluzję, która po chwili stanęła przy magu. Masked ponownie zebrał moc, kulistymi ruchami rąk uformował kilka pocisków, z których biło blade światło. Czarnoksiężnik wysyłał pulsujące kule, za którymi ciągnęła się smuga, tam gdzie myślał, że jest Nightmare Moon. Te wleciały w ciemność ginąc w niej niczym kamienie rzucone w otchłań morza. Po chwili jednak rozległ się dziwny energetyczny dźwięk, który zniżał się. Następnie seria wybuchów przebiła się przez ciemność na chwile ukazując nikłe światło, któremu wtórowały dźwięki pękających skał. To jednak nie obchodziło Maskeda. Z jego czerwonych, rozpalonych oczu wypływała czerwona energia, która formowała się w kształt run, pokrywających jego ciało. Później, gdy jego słowa brzmiały kunsztownie zaczęły z nich formować się postaci. Czerń wypełniała je od środka, jakby okalając płaszczem. Na koniec z ust Maskeda wypłynęły dwie chmury, które wpłynęły do głów konstruktów. Te wyglądały zupełnie jak ich twórca. Po chwili jednak runy spaliły im skórę i pokryły czerwonym płomieniem, a obie iluzje wyskoczyły ku chmurze cienia, gdzie zniknęły w mroku. Masked jednak nie skończył, a jego usta poruszały się bez emocji, w wielkim skupieniu tworząc ostatni element zamierzonego przez niego czaru. Poison czynił podobnie do czarnoksiężnika, tyle, że on skupił się na kulach światła. Wytworzył ich ponad dwa razy więcej niż Masked i całymi falami posłał w ciemność. Te świecąc smutnym światłem zagłębiły się w chmurę. Wtedy Atlantis teleportował się do samej Nightmare Moon. Ujrzał przez chwilę dwie pary oczu. Błyszczące srebrnym blaskiem tęczówki Shadow i potężne zasnute mrokiem ślepia Nightmare Moon. Klacz właśnie blokowała swymi sztyletami uderzenie rogu Królowej Koszmarów. Ciało alikorna spływało krwią z kilku ran, najwyraźniej zadanych już podczas walki. Róg Shadow rozbłysnął, a klacz teleportowała się za swą przeciwniczkę i patrząc w oczy Atlantisowi zamiast rzucić się do rogu, postanowiła ułatwić ogierowi zadanie i zamachnęła się na zad przeciwniczki. Ta jednak stała się przez chwilę niematerialna, a czarny pocisk wystrzelił z mroku, szyjąc do Shadow. Ta zablokowała się swymi sztyletami, które najwyraźniej mogły zatrzymywać niektóre czary, jednak klacz była już słaba i jej kopyta nie wytrzymały. Pocisk uderzył ją, a ta odleciała w tył. Nightmare Moon już chciała ruszyć za nią, gdy nadeszła fala kul światła, zagradzając drogę i uderzając w panią nocy. Jednak jej tarcza zdawała się śmiać z nich i pociski odbiły się w ziemię, nagle jednak nadeszła druga fala, której alikorn zdawał się nie spodziewać i ta przebiła się częściowo. Kule zbladły i pomniejszyły się, jednak wybuchły na ciele przeciwniczki. Tą odrzuciło w tył, a trzecia fala jeszcze poprawiła. Atlantis już dolatywał do rogu aby założyć pierścienie antymagiczne, gdy Nightmare Moon otworzyła oczy. Z ziemi wystrzeliły w jej stronę kolczaste pnącza, jarzące się czerwienią, które wbiły się w nią. Masked poczuł, że udało mu się złapać ofiarę. Wtedy zza Atlantisa przyleciały dwie iluzje czarnoksiężnika, które poruszały się szybciej niż mag światła. Nightmare Moon wydała z siebie złowrogi szept i na napastników wystrzeliły potężne mroczne kolce. Pędziły z olbrzymią prędkością, iluzje odparły kilka pierwszych, ale w końcu rozpadły się od uderzeń. Atlantis okrył się złotą tarczą, która jakby rozpuściła pociski. Gdy już prawie doleciał nagle jego umysł ogarnęła ciemność. Zobaczył Blue, stojącą na ulicy i walczącą swym mieczem. Otaczała ją zgraja changelingów. Z jej oczu płynęły łzy zmęczenia i rozpaczy. Nad wszystkim unosiła się Nightmare Moon, trzymając związanego Atlantisa i śmiała się. Nagle znikąd jakby pojawiła się postać Maskeda, który rozrzucił napastników i zbliżył się do klaczy. Ta spojrzała na niego z nadzieją, lecz jej uśmiech zmienił się w krzyk bólu, gdy czarnoksiężnik wbił jej w bok ostrze swego miecza. Zagłębił swe zęby w jej szyi, a rękami począł rozszarpywać jej ciało. Atlantis wyrywał się, jednak nie mógł nic zrobić, widział jak czarnoksiężnik patrzy na niego a w jego oczach jest szaleńczy śmiech i radość z bólu ogiera. Oczy Atlantisa zaszły mgłą, a ten zaczął spadać w dół. Jego kopyto nie dosięgnęło rogu Nightmare Moon, który jarzył się od wykonywanego zaklęcia. Ogier zobaczył jeszcze w ciemności błysk sztyletów Shadow, która ponownie wyłoniła się z cienia i spadł na podłogę. Lekko się poturbował, jednak ból wyrwał go z koszmaru, w który wpadł. Zdawało mu się, że jeszcze ma przed oczyma obraz rozszarpywanej Blue, jednak po chwili doszedł zupełnie do siebie. Masked trzymał mocno uścisk na przeciwniczce, która próbowała go odtrącić słabiej niż wcześniej, jakby o wiele bardziej zajęta czymś innym. Czarnoksiężnikowi udało się utrzymać zaklęcie i dalej czuł jak ściska ciało Nightmare Moon. Thermal bombardował wszystkich czyniąc z wąskich ulic piekło, jednak changelingów było co raz więcej a niebo w okół zaroiło się od świstających kul. Co gorsza dało się zobaczyć pierwszych magów bojowych, którzy wyszli na ulicę. MT w pierwszym odruchu zasłonił się skrzydłami. Te przyjęły na siebie kilka kul, ratując życie ogiera, jednak tylko cześć się odbiła reszta przebiła stal i zniszczyła ich wnętrze, tak że przy poruszaniu zaczęły zgrzytać i nie wykonywały idealnych, płynnych ruchów. Jednak nie było czasu na myślenie o tym mag szybko stworzył barierę, która poczęła wynurzać się z podłogi. Rebon w tym czasie wydawał rozkazy i schował się. W muszkiecie była kula, którą wystrzelił raniąc changelinga na górze. Zaczął ładować broń, jednak nie było to proste, pomyłka była bardzo prawdopodobna, choć to, iż znał mechanikę ułatwiało zadanie. Wtedy do pomieszczenia wbiegła zmierzająca tu Lenitha. Widząc pogrom i ostrzał z góry włosy zjeżyły jej się na grzywie. Róg rozbłysnął złoto czerwonym blaskiem i wystrzeliły z niego płomienie. Te poleciały w nienaturalny sposób do góry i zajęły sufit, zmuszając wrogich strzelców do opuszczenia stanowisk. Sytuacja się lekko uspokoiła. Poległo jednak wielu rebeliantów. Duża część była też ranna. Parter został opanowany, jednak straty zasmucały. Czas mijał nieubłaganie, a z dworca dochodziły potężne wystrzały armaty. Kikiz przepraszam ,ze wtrąciłem się w Twoją postać, jednak nie byłem pewien, czy zrozumiałaś gdzie jesteś i co możesz robić, teraz masz swobodne pole do dialogu i działania, które będzie mieć znaczenie. Mam nadzieję ,ze nie gniewasz się za to chwilowe przejęcie Lenithy.
  10. kapi

    Ogłoszenia

    Doba, powróciłem z wyjazdu i oto przedstawię dalsze plany. Byłem 2 tygodnie na obozie, gdzie RPG nie odstępowało mnie na krok. To trochę wykańcza umysł, choć nie zmienia to faktu, iż stęskniłem się za Wami. Postaram się odpisać w jak największej ilości sesji, ale zanim to zrobię trochę wypocznę i odmóżdżę się na głupich grach komputerowych. Nie wiem czy wcześniej mówiłem, ale niedługo znów wybywam z domu, choć tym razem przewiduję, że raczej będę miał internet, więc mój wyjazd nie przeszkodzi w pisaniu tutaj. Nie jestem jednak pewien, więc uprzedzam. Sierpień powinien być względnie wolny. Zatem ponownie życzę miłych wakacji i postaram się poodpisywać
  11. Dan spał długo, tak że gdy wstał był zupełnie zdezorientowany gdzie jest i co się dzieję. Co ciekawe zbudził go jakiś rozkazujący głos. W jego pokoju było jakoś czerwono i coś mrugało. W pokoju usłyszał szybkie kroki. Wtem drzwi się otworzyły i ujrzał w nich Jenny. Ta podbiegła do niego i przysiadła na łóżku. - No wstawaj marudo, wzywają nas. Po czym wyszła żwawym i sprężystym krokiem. Dan jeszcze cięagle nieprzytomny próbował zorientować isę w sytuacji w końcu zrozumiał komunikat. Przez jego nowy komunikator mówiła Major Star i ogłaszała stan gotowości. W końcu mężczyzna się podniósł. Wraz ze swoją kompanią poszedł na umówione miejsce, gdzie spotkali klacz ubraną w pancerz wojskowy. Jej ciało osłaniały wielkie stalowe płyty tak, że bardziej przypominała Centuriona niż żywą istotę. W dość małym w stosunku do całego pancerza hełmie dalej jednak było widać jej głowę i czarne okulary. - Dobra, mówiliście, że jesteście żołnierzami i poradzicie sobie. Przyszedł czas sprawdzianu. Nasz krążownik dociera do waszej galaktyki. Wykryliśmy duże skupisko statków z początkowych skanów wynika, iż są to wasi wrogowie. Gotujemy się zatem do bitwy. Teraz jak zwykle walczycie, powiedzcie o słabych punktach wroga, tak żebyśmy zmiażdżyli go szybko i gładko. Następnie po tej odprawie każdy z was uda się na to stanowisko, na którym najlepiej się nadaje i ruszymy do boju.A zatem słucham...
  12. kapi

    Czarne zagrożenie

    - Moim zdaniem nie zbiorą się w stolicy. Pojadą tam tylko wysłannicy i ogłoszą zamiary, a sami dowódcy pokryją się w górskich fortach, gdzie zbiorą i przygotują wojska. rzekł spokojnym głosem Blood, który trochę w wojsku przesłużył. ​- Co do tajnych ścieżek to znam takową. Prowadzi przez przełęcz w północnych górach, która jest omijana przez wszystko co się rusza albo z niewiedzy albo z przestrachu. Skróci drogę znacznie, lecz na środku drogi stanie nam wieża Morothena. To mój znajomy po fachu, który jednak nie lubi gości. Będziemy musieli albo przekraść się niezauważeni, albo podzieli los naszych celów. Możemy także iść zwykłą drogą, ale raz, że jest ona strzeżona przez straż w Changei, która może nastręczyć nam nieprzyjemności, to jeszcze jest dość ruchliwa, a patrząc po tobie Arceusie nie lubisz zbyt licznej kompani. Innych przejść stosunkowo blisko nie znam. Posuwali się w śniegach, powoli zbliżając się do kryształowych gór. Gravelyn i Blood patrzyli wyczekująco na kompana, który jako organizator wyprawy miał moc podjęcia decyzji.
  13. Bełt świsnął w powietrzu, a ogień owinął się w okół niego, robiąc miejsce. Żelazo zmierzało nieubłaganie w czarną rękę smoka. Stalowa kusza rozpędziła go do olbrzymiej prędkości, jednak czarna jakby kryształowa ręka smoka obiła bełt jakby ktoś rzucił w niego kawałkiem trawy. Bestia nawet nie zwróciła uwagi na uderzenie i wyszczerzając kły runęła na rycerza. Ten okręcił się robiąc zwód i uderzył ze słonecznym blaskiem szczękę smoka, wbijając ją w ziemię. Do góry trysnęła struga ciemnej krwi, która spadając na ziemię zaczęła dymić. Wtem czarna łapa smoka z pazurami ostrymi jak brzytwa zadała straszliwy cios. Rycerz próbował odbić go swym mieczem, a z jego płuc zaczęły znów dobywać się słowa, jednak zbyt wolno. Potężne uderzenie przygwoździło go do ziemi krusząc zbroję. Coś trachnęło głucho. Gypsy usłyszała tylko słabnący głos ogiera. - Strzelaj w oko! Smok podniósł wtedy ogiera nadzianego na ostry szpon łapy i rzucił go o płonącą ziemię, tak że tamten przeleciał kilka metrów i z głuchym jękiem uderzył o nią potężnie. Nie było czasu do stracenia, na kozie jednak zrobiło olbrzymie wrażenie, że ogier zaczął się podnosić mimo przebicia pazurem. Z jego ust obok krwi wydobywały się słowa, a cała jego postać zaczęła świecić lekkim żółtym blaskiem. Na twarzy malowała się zawziętość, a kopyta ponownie podźwignęły wielki miecz. Wzrok w któym malował się zimny spokój i wytrwałość obrócił się w stronę wroga. Małe PS ode mnie. Stara j się nie decydować o powodzeniu akcji, czy nie, tak jak w tym przypadku napisałaś "i poleciała[strzała] w kierunku dziwnej łapy smoka" być może akurat chciałem, aby kusza pękła Ci w rękach i strzał zranił przy okazji ogiera (oczywiście jest to nieprawda) ale jeśli możesz to pisz bardziej w stylu " ręka Gypsy zatrzęsła się i była duża szansa, że zamiast w oko bełt poleci w dziwną łapę smoka" aby dać mi możliwość przekierowania jej lotu, lub powiedzenia, że stało się coś zupełnie innego np kusza się rozleciała. Nic się oczywiście nie stało, ale zawsze jak widzę coś, co chciałbym aby gracz robił bądź wystrzegał się to mówię. Z góry dziękuję za starania dostosowania się do moich drobnych uwag
  14. kapi

    Trudne Negocjacje

    Saladin niewiele myśląc rzucił się na nowo przybyłego kuca. W jego oczach widniała broń napastnika i to na niej głównie skupił swą uwagę. Ta mknęła szybko ku celowi. Księżniczka Luna otworzyła oczy, jej źrenice skupiły się na broni i widać w nich było pogodzenie z tym co musi nastąpić. Wtedy Arab doskoczył i silnym ciosem odrzucił kopyto strażnika. Drugą wykonał szybki cios w głowę. Gdy jednak chciał powtórzyć uderzenie zatrzymało je lewe kopyto wroga, który teraz natarł nim i sam dosięgnął twarzy ambasadora. Saladin opadł do tyłu pod dość mocnym ciosem i zwolnił rękę z mieczem. Jednak zamiast kolejnego ciosu poczuł drgania ciała strażnika. Spojrzał i zobaczył Księżniczkę, która szybko wstała i teraz przygniótłszy broń tylnym kopytem przednimi okładała bezlitośnie twarz leżącemu ogierowi. Została jednak uderzona lewym sierpowym w klatkę piersiową, tak że postąpiła kilka kroków w tył. Saladin wykorzystał złą pozycję wroga. Zaczął potężnym ciosem w skroń, a później prawym kopytem dosięgnął szyi. Z ust wroga wypłynął bezładny dźwięk, a w powietrzu zadrżał plusk rozrywanych naczyń. Oczy napastnika pokryły się łzami, a miedzy zębami pojawiła się krew. Ogier zaczął się dusić i ogarnęła go szamotanina. Próbował machać swym mieczem, lecz bezskutecznie. W końcu wyprężył się i opadł. Po chwili zaczął się przemieniać i jego normalna sierść stawała się czarna, gdzieniegdzie pojawiły się dziury, grzywa stała się podobna do glonów. Saladin ujrzał ,że był to dość potężnie zbudowany changeling. Ambasador najpierw spojrzał na Lunę, a upewniwszy się, że nic jej nie jest skierował się w stronę Coopra. Ten był już skutecznie unieruchomiony przez Twilight i Celestię. - Co z nim robimy? - Teraz mamy szansę go wypytać o wszystko i radzę Ci Young odpowiadaj. To powiedziawszy oczy księżniczki spoczęły na mieczu leżącym obok trupa. Natomiast uwięziony ogier pokiwał głową na znak zgody. Księżniczka Luna spuściła jednak oczy i powiedziała: - Lepiej nie ryzykować, ktoś mógł usłyszeć tą szarpaninę, musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Przeszukałyście go już? - Jeszcze nie. Luna nie traciła czasu i zabrała się do sprawdzania poległego już changelinga, co jednak mogło zająć chwilę. Twilight też zaczęła czynić to samo z Youngiem.
  15. Kyle podniósł się i poszedł z weteranem do gabinetu. Przemierzył kilka bramek strzegących wejścia i został przeszukany. Zawsze Kane dbał o bezpieczeństwo i nikomu nie popuszczał... nawet sobie. Gdy mężczyzna wszedł, przy stole siedziały już cztery osoby. Kyle rozpoznał Kana i panią doktor Merian, Grega Shwemerga szefa zaopatrzenia ich krypty, Generała Williama Berga głównodowodzącego armią Hope Pass oraz Bernarda Hiwerna głównego szefa obrony enklawy. Kane wstał po czym przemówił, zwróciwszy się do weterana: - Poruczniku Jackson proszę powtórzyć zebranym, coście mi przekazali. - Tak jest, mój oddział wysłany na zachód przedarł się przez linię lasu i dotarliśmy na odsłoniętą przestrzeń. Dwa kilometry od linii lasu jest osada rozumnych istot przypominających kolorowe konie. Widzieliśmy również drogi, a na nich samochody. Zostawiłem tam swoich ludzi, aby pilnowali i obserwowali. Nie spotkaliśmy bliżej takiej istoty i nie wiemy jakie mają zamiary. - Kyle ty mi przyniosłeś chyba coś podobnego. - Merian masz już takie coś w swym laboratorium? - Tak, choć już umarło, prowadzimy sekcję, ale Kyle ma drugiego osobnika przy sobie. - To jest niebezpieczne? - Nie raczej nie. - Przynieście to tutaj. Dwóch strażników, ruszyło z miejsca, aby spełnić żądanie dowódcy. Sztab czekał na załatwienie sprawy, gdy żołnierze przybyli do Dark. Ta spojrzała na nich niepewnie. Jeden miał wycelowany w nią karabin, a drugi rzucając tylko "Szef cię wzywa" i widząc, iż stworzenie nie do końca kuma, chwycił je mocno za kopyto i poprowadził do gabinetu. Darkie choć chciała nie miała siły się wyrwać, zwłaszcza, że żołnierz szedł szybko, tak iż potykała się co chwila. - Więc tak one wyglądają Jckson? - Tak jest sir. - Dobrze słuchaj mała, skąd jesteś, jakie nastawienie mają twoi do nas i gdzie się znajdujemy i jak nazywa się to miejsce?
  16. (Pamiętaj Solar, że to nie skyream, a mapy są moje i nie narzuci mi nawet północ śniegów czy klimatu. Nie wiesz jak się układa całość mapy do całości globu. Nie, one nie są na biegunach, a także nie muszą się trzymać wszystkich fandomowych realiów, gdyż jest to świat zmyślony, zatem od razu Ci mówię jeszcze długo nie zobaczysz śniegu... nawet na północy, chyba że będą to góry, to co innego ) Gdy wszyscy skończyli jeść wyszli z karczmy. Mała mieścinka handlowa, w której przebywali budziła się do życia. Podróżni znów wstąpili na ten sam szlak, którym podążali ku północy. Przemierzyli powoli oświetlane pierwszymi promieniami dnia ulicę i wyszli przez bramę czujnie obserwowani przez strażników, którzy jednak nie zatrzymali ich. Przed nimi rozciągała się długa równina wypełniona pagórkami. Szlak wiódł prosto do zamku Strażników Zachodu. Idąc tak traktem wykładanym kamieniami czuli coś dziwnego, jakby słońce świeciło zimnym blaskiem, a trawa zieleniąca się zwykle w tych okolicach przywiędła. Czuć było jakiś cień ogarniający tę krainę, choć nikły, to jednak widzialny. Na drodze o tak wczesnej porze nie było nikogo. Szli przez pustą przestrzeń, na horyzoncie unosiła się jakaś dziwna szara chmura. Nie wyglądała zwyczajnie. Piętrzyła się nisko, a czasami przyjmowała barwy czerni. Zaniepokoiła ona wędrowców. Wraz z kolejnymi minutami przybliżała się z wolna. W końcu obawa zrodzona w głębi serca każdego z kompani wydawała się co raz bardziej rzeczywistą - iż chmura pochodziła z pożaru. Teraz droga odbiła trochę na zachód, jednak drużyna zboczyła z niej aby przyjrzeć się tajemniczemu dymowi. Po kolejnej godzinie drogi, gdy weszli na mały pagórek w dolince pomiędzy kilkoma innymi wzniesieniami ujrzeli spaloną doszczętnie wioskę. Była mała, znajdowało się w niej pewnie kilkanaście domów. Wszystko teraz leżało w spalonych gruzach, czerniejąc węglem i żarząc się czerwienią w lekko tlących się resztkach. Na ulicach leżały spalone ciała kucy, gdzieniegdzie błyskało osmalone żelazo broni. Wśród ruin słychać było żałosny płacz, choć cichy i stłumiony to jednak przepełniony lękiem, grozą i zmartwieniem. Wszystkie jednorożce czuły w tym miejscu potężne skupiska magii, wyglądające jak pozostałości po używaniu mocy. Na wschodzie bieliły się daleko Serdeczne Szczyty, gdzie jak głosi legenda po raz pierwszy kuce przybyły do Equestrii, a na północy widać było nikły zarys Wielkiego Lasu, który ciemniał wzdłuż końca linii, gdzie dosięgał wzrok podróżnych. Kompania zatrwożona, ciekawa, zeszła w dół i zaczęła przetrząsać gruzowisko w poszukiwaniu właściciela płaczącego głosu. W końcu natrafili na skuloną i zwróconą na północ klacz. Jej rozwinięta w nieładzie, niebieska grzywa w granatowe pasma i podobny ogon otulały ją, tak że zasłaniała prawie całkowicie śnieżno białe ciało oraz uroczy znaczek. Na ziemię miarowo kapały duże, czyste łzy. Klacz początkowo nie zwróciła uwagi na przybyszy, jakby trwała w jakimś transie. Wydawała się być młoda i jeszcze pełna energii, choć osłabiona psychicznie. Jej oczy duże, piękne z długimi naturalnymi rzęsami, stanowiącymi piękną oprawę oraz błękitnymi tęczówkami, zdawały się być puste, wpatrzone w oddalony, niewidzialny punkt, wyrażały tęsknotę i załamanie. Buzię miała schowaną w swych delikatnych kopytach i tylko raz po raz wydobywały się z niej odgłosy łkania.
  17. Gdy burza pyłu wirowała na zewnątrz Ice Sword przejrzał uważnie domek i nie stwierdził nikogo poza tamtym kucem. W sąsiednim pokoju DarkHeart powiedział swe zdanie, jednak nie musiał tego czynić, gdyż prawie od razu zobaczył ogiera przyciśniętego do ściany. Ten rzucił się na niego odważnie, jednak dla wielkiego stojącego na tylnych kopytach kuca nie stanowiło to zaskoczenia. Zamachnął się swym mieczem i jednym cięciem odciął tamtemu łeb. Krew obryzgała pokój, gdy bezgłowe ciało padało na ziemię. Fire wypuściła w powietrze czerwony ogień, który IceSword dostrzegł, gdyż akurat wyglądał przez okno. Zauważył też samą smoczycę, stojąco na przeciw niego w dole między dwoma domami. Ogier rozejrzał się w okół, okolica była opanowana, a odgłosy walki ustawały. Jego oddział załatwiwszy wszystkich rebeliantów, którzy przypuścili ostrzał wyniósł rannych na zewnątrz i pod osłoną kurzu opatrywał ich. Dowódcy wyszli z budynku i przeliczyli. Zostało im oprócz nich zaledwie 8 wojowników, reszta była albo martwa albo poważnie ranna. Był to srogi bilans jak na 20 kucykowy oddział. Zostało im jeszcze nie tak mało do przejścia do dworca, a pierwsza walka kosztowała ich bardzo dużo. Wtedy z dala odezwał się potężny wybuch i słabe jęki. Brzmiało to jak działo w jednym z pociągów pancernych przy peronach.
  18. W komnacie królowej zapadła ciemność. Wśród czarnych oparów utrudniających widoczność rozlegały się dźwięki zawalającej się podłogi i pękających ścian. Nick lekko zdezorientowany znalazł wśród ciemności miejsce, dokąd teleportowała się przywódczyni rebeliantów. Wiedział ,że jest w kiepskim stanie, ale postanowił strzelić. Wyciągnął strzałę, napiął łuk, wymierzył, wstrzymywał właśnie oddech i wypuszczał strzałę, cięciwa złowrogo zafurkotała, gdy Nick poczuł ból w piersiach. Odezwała się jego stara rana i pociągnęła jego rękę w dół, przez co strzała poszła w dół, nie mając szans na dosięgnięcie celu. Shadow nagle zniknęła pośród ciemności i zdrajca stracił ją z oczu. Moonlight Star poczuła kolejną falę bólu, gdy większość włóczni opuściła jej ciało. Została tylko jedna, ta która przybijała ją do ściany, jednak gdy cały ciężar klaczy spoczął tylko na jednym patyku, rana rozdarła się głębiej, a ciało nieznacznie zbliżyło się do ziemi. Wszystkie pozostałe włócznie popędziły w ciemność. W powietrzu słychać było ścierające się ze sobą głosy wielu inkantacji. Nick właśnie opuszczał rękę po nieudanym strzale przeklinając w duchu swoją ranę, gdy z ciemności wystrzeliły w jego stronę ciemne, owiane mroczna mgłą włócznie. Ich czuby jarzyły się świeżą krwią. Ogier był przygotowany na cios, jednak nie mógł nic zrobić, rzucił się w prawdzie w bok, jednak za późno. Uratowała go cofająca się ręka z łukiem, bowiem zasłoniła serce przed włócznią. Ta wbiła się jednak przebijając boleśnie lewe kopyto. Nick syknął z bólu, nie był to najpotężniejszy cios, jaki otrzymał, ale jego ciało było już wykończone. Obraz lekko przyćmił się, a ruchy stały się powolne. Ogier ledwo utrzymał się na nogach, gdy świeża krew poczęła wypływać z rany. Włócznia natomiast ugrzęzła pomiędzy warstwą mięśni, a kością. Wcześniej Masked wypuścił z siebie chmurę gazu, który szybko zaczął mknąć do celu. Czarnoksiężnik właśnie zaczął ciskanie włóczniami, nie skupiony już tak bardzo na poprzednim zaklęciu, gdy usypiająca mieszanka została zdmuchnięta przez wicher, który wywoływały pociski Władczyni Koszmarów. Bowiem teraz w sali rozhulała się taka wichura, że każdy miał problemy z ustaniem, a posągi dawniej stojące przy ścianach zaczęły się przewracać, towarzysząc swym hukiem pękającej podłodze. Wtedy Masked zaczął ostatnie swe inkantacje. Jego runy błysnęły światłem, które przebiło ciemności zaklęcia Nightmare Moon, a w okół drużyny powstała bariera którą otaczały ciemności. Nagle cały wiatr ustał, gdy słowa czanroksiężnika wybrzmiewały zgrozą, a jego ciało paliło się. Z podłogi zaczęły dobywać się krwistoczerwone znaki. Wtem z rogu pokoju czyste i piękne światło dnia rozświetliło mroki nocy. Był to Atlantis, który unosił się w powietrzu. Chciał stłumić moc, jednak potrzebował jej tyle do czarów, że nie potrafił. Grzywa mu falowała, a przed oczami miał obraz pięknej śmiejącej się Blue. To dla niej znosił te męczarnie, a przed nim stała jedna ze sprawczyń zła. Jego moc też odtrąciła początkowo wichry, które ogarnęły salę. Przed Polem Maskeda pojawiły się wielkie świetliste kręgi, których wnętrze zdawało się niczym z wody, a brzegi pokrywały złote krążące inskrypcje. W ciemnościach dał się słyszeć śmiech. Nowa fala pocisków, z których każdy dymił jeszcze bardziej podążyła w stronę śmiałków. Atlantis skupił się na lustrach, nagle poczuł tak olbrzymią moc czarów, że aż odrzuciło go w tył. Część mrocznych kul odbiła się w nieprzeniknione ciemności, jakimi osnuła się Nightmare Moon, jednak po chwili pękło pierwsze lustro, później drugie i tak aż do ostatniego, a pociski cały czas się sypały. Dotarły one do sfery Maskeda, która przed nimi jakby zapadła się w ciemność. Odbite pociski uderzyły w przeciwną ścianę. Dało się słyszeć trzask pękających wielkich witraży, jednak nikt nie zdołał nic dojrzeć. Ustało wszelkie światło i te bijące od wyczerpanego i odrzuconego Atlantisa, jak i krwistoczerwone runy Maskeda. Kule, które się przebiły upadły, dało się słyszeć ogromny trzask. Ci, którzy stali przy drzwiach nic nie widzieli. Słyszeli tylko dźwięki uderzeń tuż przy nich. Najbliżej kula przebiła podłogę przy Poisonie. Kilka obcych głosów, które krzyczały przez chwilę, rozdarły powietrze, a później zawtórował im trach miażdżonych kości. Ciemności w okół drzwi na chwilę ustały, bowiem cały dym był wsysany jak przez wielki wir do pierścieni na palcach Maskeda, który śmiał się niby szaleniec wśród padających pocisków. Atlantis w tym czasie już wstał i coś błysnęło przy Maskedzie, pojawiło się wiele świecących dniem ostrzy, które spadły w dół, przez jedną z dziur w podłodze. Na dole uderzyły w coś. Na koniec z rogu pokoju w stronę całkowitych ciemności okalających Nightmare Moon wystrzeliły dwa łańcuchy, niby węże wijąc się wśród powietrza oraz emanując złotem i bielą. W końcu dym znów ogarnął śmiejącego się Maskeda i ponownie zapadły ciemności. Wtedy potężny trzask przeszył powietrze, a wszyscy poczuli, że spadają. Zawaliła się cała podłoga w komnacie, i zatrzymała się dopiero na niższym piętrze. Inne odbite kule podziurawiły strop, który również zaczął się walić. Wszyscy bohaterowie podnieśli się z upadku, w którym nie doznali większego szwanku. Tu na dole dymy jeszcze nie dotarły, widzieli więc siebie dobrze. Wszyscy zdrowi jakimś cudem nie odnieśli ran od pocisków Władczyni Nocy. Obok nich pod gruzami leżały zwłoki wielu gwardzistów, przysypanych kamieniami, niektórzy jeszcze byli przytomni, choć nic nie mogli zrobić. Wszyscy zobaczyli też Maskeda, którego całe ciało przepalone było już nie tak świecącymi runami, choć jego oczy emanowały takim czerwonym blaskiem, że nikt nie mógł w nie spojrzeć, dzięki czemu nikt take nie dostrzegł jego twarzy. Obok Poisona leżało zmiażdżone ciało jego przeciwnika, który w karku miał jakby wielkie przecięcie, a podobne na całym ciele. Atlantis zobaczył także owego kuca w czarnej zbroi, który biegł na nich. Teraz ów ogier nie miał połowy ciała, a wyglądało to jakby dopadł go jeden z pocisków jego pani. Nick także przeżył, upadł na szczęście dość miękko, a zarazem na tyle skrycie, by nikt z tam obecnych nie dojrzał jego kryjówki. Siedział za gruzami niewidoczny. Wichura ponownie zaczęła dąć od góry, a dymy poczęły wędrować ku dołowi. Wśród chmury jednak widać było jakieś przebłyski i czasami szczęk metalu, a pociski przestały wylatywać. Wtedy z chmur wypadł jakiś mały ciemny kształt. Ci z lepszym wzrokiem zorientowali się ,ze to Shadow. Upadła na gruzy w dole, a po pustej przestrzeni rozległ się jej głuchy jęk. Wtedy Atlantis poczuł, że coś chce rozerwać jego łańcuchy. Wytężył się i powstrzymał uwolnienie przez jedną sekundę, ale przeciwnik dysponował potęgą magiczna większą niż większość kucy, jakie w życiu widział. Shadow zerwała się i ukryła za gruzami, gdy z chmury dymu wystrzeliła niczym piorun Nightmare Moon. Trupio księżycowe światło przeszyło pomieszczenie, gdy królowa spadała jak grom z burzowej chmury, za nią podążały ciemności, które osnuły tamto miejsce. Dał się słyszeć trzask kamieni, a chmurę przebił rozbłysk złowieszczego światła. Tymczasem na dworcu Rebon przejął dowodzenie. Był najwyższy wśród zebranych, dlatego łatwo zdobył posłuch. Po jego pierwszych słowach grupy rebeliantów ruszyły do pomieszczeń, jednak ostrożnie i to uratowało im życia, bowiem prawie w każdych drzwiach rozległy się wystrzały czarnoprochowej broni. Kilka ciał opadło na ziemię, jednak wielu trzymając się z boku drzwi albo nie dostało kulą, lub zdążyło uskoczyć. Część wpadła do pokoi, rozległy się kolejne strzały i odgłosy walk. Do Rebona przybiegł jakiś goniec, gdyż zobaczywszy, ze Grima nie ma, a wszyscy się go słuchają uznał mężczyznę za dowódcę. - Wojska w dolnym mieście wybite. Przyłączyło się do nas dużo mieszczan, broń rozdana. Ostatni punkt większego oporu to ten dworzec, ścigamy uciekinierów, którzy zmierzają do ufortyfikowanego następnego poziomu. Green już przedostaje się na pozycje i czeka na sygnał do wspólnego ataku, jednak z koszar zaczynają wychodzić bardziej zorganizowane grupy z changelińskiej armii, dlatego Green prosi o szybkie działanie. Na niebie pojawił się jakiś złoty smok, który naszych oszczędza, a walczy z wrogiem! W zamku królewskim coś jakby wybuchało i pękało, a ciemność zalega w okolicach komnat królowej. Rebon wydał ewentualne polecenia adiutantowi i zobaczywszy, iż Grima i Dakelin w spokoju wyniesiono przystąpił do pracy. Alchemik przystąpił do pracy. Przyłożył rękę do sufitu i tak szybko jak mógł zmieniał jego cząsteczki. Pierwsze 20m kwadratowych zniknęło szybko i changelingi oraz straż miejska powpadała do klatki. Jednak później transmutacja straciła tępo, aż w końcu alchemik przysiadł wyczerpany. Udało mu się usunąć obszar podłogi nad holem i bocznymi pokojami, ale była to zaledwie mała część budynku. Owszem złapanych wrogów wybito, choć niektórzy zdołali przebić barierę. Kuce zrozumiały, że takie unicestwianie będzie bardzo czasochłonne i wyczerpujące, bowiem nikt z nich nie jest na tyle potężnym magiem czy alchemikiem, aby na całej powierzchni wielkiego i głównego Canterlockiego dworca usunąć podłogę na piętrze. Czas się liczył i to bardzo, bowiem już w tej chwili, jeśli obrońcy zdołali się zorganizować mogli obsadzić pociągi pancerne, a rebelianci mieliby znaczny problem z ich zwalczeniem, natomiast zdobycie dostarczyłoby wiele uzbrojenia, prochu i stosunkowo mobilnych dział w opancerzonych wieżach. Jednak gdy takie myśli trapiły dowódców, przez powstałą dziurę w podłodze zaczęły się wychylać changelingi i razić rebeliantów kulami. Sytuacja stała się zła, bowiem przed ostrzałem z góry nie sposób było się schronić, a to dawało wrogowi kontrolę nad całym holem, w miejscu gdzie były główne drzwi. Utrudniało to odwrót, a także gromadzenie sił. Cała akcja poniosła za sobą pierwsze ofiary, a było ich stosunkowo dużo. Dolne pokoje udało się opanować, jednak znów poległo wielu dzielnych, a podobna liczba została rannych. Dworzec był jednak powoli opanowywany. Wtedy do Rebona podbiegł kolejny adiutant, który wszedł przez wybite okno. - Dzięki szturmowi na główne drzwi udało się sforsować obronę przy bramie wjazdowej. Nasi wdarli się na plac, jednak oprócz ostrzału z niezajętych stanowisk po stronie placu postojowego ponieśli ciężkie straty od pociągu, który już działa i zajechał drogę ataku tamtą stroną. Mimo tak znacznej przewagi rebeliantów na tym obszarze walki na dworcu z każdą chwilą stawały się co raz cięższe. W koszarach powoli dowództwo stwierdziło iż można atakować, jednak Wiktor miał dość niekompetentnych dowódców. Odbiegł więc czym prędzej do tajemniczego korytarza. Przedostał się do niego i począł kroczyć ciemną ścieżką. Było ciasno i niewygodnie. W końcu jednak ujrzał nikłe światło, wyszedł i odsunął coś drewnianego, co zasłaniało wyjście. Wypełzł na czworaka i rozejrzał się dookoła. Był w małym pomieszczeniu, do którego prowadziły jedne tylko schody. Ruszył nimi na górę, wyjście znów było zastawione czymś, czego nie dał rady odsunąć. Więc przerąbał się przez to. Zobaczył dużą, zniszczoną przez niego szafę z książkami, natomiast z boku dobiegły go odgłosy walk. Gdy wypadł zza rogu ujrzał wielkie gruzowisko, gdzieś w oddali chmurę czarnego dymu. Przyjrzał się i rozpoznał swych kompanów, którzy ruszyli aby złapać Nightmare Moon. Z tyłu natomiast w wąskim korytarzu, w którym stał, wyraźnie usłyszał odgłos galopu i miarowego szczęku metalu. W szpitalu Animal miała co raz więcej pracy, podobnie jak wszyscy lekarze. Gdy jednak przyniesiony został Grim zajęto się nim w pierwszej kolejności. Dakelin również została w miarę opatrzona i odzyskała przytomność. Ponieważ była wampirem jej czucie bólu było zmniejszone, a rany szybko się goiły. W prawdzie nadal czuła się nie za dobrze, ale mimo polecenia pielęgniarki, aby została w łóżku, coś ją nęciło ,aby wyjść i walczyć dalej. Widziała, że szpital mimo długich przygotowań został już zapełniony i zaczynają układać rannych na korytarzach i w innych salach. Na koniec małe info dla Giercownika. Konsultuj ze mną np na PW czy w podziemiach jest grupa alikornów, która żyje w kanałach. Po pierwsze alikorny są rzadkością a ich grupa jest istnym fenomenem światowym, a to czy coś żyje w kanałach i czy te kanały w ogóle istnieją leży w moim obszarze kompetencji, dlatego przy takich zapowiedziach, które mogą mieć znaczenia dla fabuły, ułatwić jakieś zadanie i wprowadzają pojawienie się czegoś w świecie gry ZAWSZE należy konsultować ze mną. PS W ogłoszeniach jest napisane kiedy mnie nie będzie.
  19. kapi

    Ogłoszenia

    Uwaga od 11.07 do 23.07 jestem na wyjeździe raczej bez neta, więc mnie nie będzie. Miłych wakacji
  20. - Posłucha Dan, wielu zginęło, ale to nie ty jesteś powodem ich śmierci, za każdym razem gdy kogoś zawiodłeś, gdy przegrałeś ludzie nie ginęli przez ciebie, tylko przez tych, którzy wywołali wojnę, którzy się nas wyrzekli i poprzysięgli zemstę, przez Cylonów. Dziś śpij spokojnie, bowiem okazało się, że nie jesteśmy sami i teraz lecimy statkiem większym niż Basestary, a nawet nasze krążowniki, by pomóc naszym kompanom. W me serce znów wstąpiła nadzieja. Wcześniej walczyłem tylko aby przetrwać, tylko dla rozkazów, teraz walczę bo chce żeby nasza rasa przetrwała. Nie podłamuj się chłopie. Wiem ,ze jesteś młody, ale takie widoki to zmora każdego żołnierza... każdego dobrego żołnierza, bo ci słabi są wśród zabitych i nie martwią ich takie widoki, ale to ze względu na ich ofiarę nie możemy pogrążać się w smutku i kontynuować ym lepiej i z większym wysiłkiem misję, którą nam powierzyli swą śmiercią. Powiedział dumnie i z przekonaniem Ketter. Jenny wtrąciła obojętnie: - Odkąd wygłaszasz takie mowy stary wygo? Odkąd poznałam cię w oddziałach szturmowych nigdy nie bredziłeś nic tak podniosłego. Byłeś starym zgorzkniałym żołnierzem bez celu. Zachowaj te brednie dla siebie, ja wiem po co walczę, nie aby kontynuować czyjąś misję, nie aby wyzwolić ludzkość, bo na to nie mamy sił. Walczę dla zemsty. Co do tych stworzeń, które nam rzekomo chcą pomóc to byłabym ostrożna kto wie co mogli stworzyć Cyloni poza naszymi oczami... Po zimnej wypowiedzi Jenny w pokoju zapanowała cisza. Nawet Ketter nie chciał się z nią kłócić, choć się nie zgadzał i tylko westchnął ciężko z politowaniem.
  21. kapi

    Czarne zagrożenie

    - Hm ty to umiesz narobić sobie kłopotów, jednak co przyrzekłam to przyrzekłam. Pomogłeś niegdyś mi więc i ja jestem tobie coś winna. Dobrze zatem możemy wyruszać choćby i teraz. Grawelyn mówić to miała pewny i nieustępliwy wyraz twarzy. Jej róg rozbłysł, a zbroja uniosła się w powietrze, po czym wleciała na nią. Potężne płyty z czerwonego metalu ozdabiały swą bezwzględną panią. Przywdziała biały płaszcz z wychawtowaną czerwoną różą koloru krwistego. Podniosła swoją torbę z ziemi. Do jaskini wpadł lodowaty wiatr z zewnątrz. - Zatem Biała Róża wyrusza jak obiecała przed laty. Wtedy Blood stuknął Arceusa - Hej ona ma ego większe niż ja... jest ostro świrnięta i wypowiada się w trzeciej osobie... już mi się podoba. To rzekłszy uśmiechnął się z przekąsem do ogiera, a Gravelyn jakby słysząc słowa, które nie miały dotrzeć do jej uszu również upiększyła swą zimną i piękną twarz lekkim, łagodnym uśmiechem. Gdy wyszli już na lody czarodziejka spytała się: - Zamierzamy przekroczyć granicę w najbliższym punkcie, czy masz jakieś tajne ścieżki? w ogóle do którego miasta zmierzamy i których dowódców mamy pogrzebać?
  22. kapi

    Trudne Negocjacje

    Saladin rzucił się na Coopera. Jego chwyty kompletnie zaskoczyły wroga, bowiem wszystko poszło zgodnie z planem ambasadora. Jednak, gdy ogier szeptał porywaczowi do ucha swe słowa, ten niespodziewanie zamachnął się swą głową, a później z pomocą lewego kopyta wyzwolił się z duszących objęć. Saladin nie przypuszczał, że będzie miał do czynienia z tak silnym przeciwnikiem. Ich oprawca już sięgał do rękojeści swej szabli, zanim jednak to uczynił Celestia i Twilight rzuciły się na niego, przygniatając go do ziemi. Niestety upadek Coopera spowodował niechciany hałas i miarowe kroki na korytarzu ustały. Dało się słyszeć groźne słowa w obcym języku po czym szybszy step w stronę wejścia do celi. Cooper szamotał się z księżniczkami, jednak nie dawał sobie rady, a jego głos grzęzł przytłoczony ciężarem. Wzrok ambasadora skierował się ku drzwiom. Pojawił się w nich dość potężnie zbudowany ogier. Miał na sobie kolczugę, a nogi osłonięte zostały zbroją skórzaną. W kopycie trzymał miecz, który złowrogo lśnił w blasku pochodni, zaś do drugiej nogi przymocowana była tarcza, bez herbu. Twarz miał nieokrzesaną i wrogą, choć przez chwilę zadziwioną cała sytuacją. Na szczęście strażnik nie zaczął wzywać pomocy tylko pewny ruszył, aby pomóc swym ostrzem Cooperowi. Napastnik patrzył pustymi, ciemnymi oczyma na Saladina, zdając sobie sprawę, że stojący przeciwnik może mu bardziej zaszkodzić niż leżące księżniczki. Nie zauważył więc Luny, która stała tuż przy drzwiach. Gdy tylko kuc wtargnął do pomieszczenia księżniczka nocy bez lęku przed ostrzem skoczyła na niego z boku, wykonując przy tym potężne uderzenie kopytem w głowę ogiera. Natarcie zwaliło strażnika z kopyt, a Luna przykryła go na ziemi swym ciałem. Jej wzrok był zawzięty i pozbawiony lęku. Nale z jej piersi dobyło się głuche stęknięcie, a oczy przymrużyły się lekko. Ogier zrzucił ja z siebie i sam natarł. Saladin szybko obserwował sytuację i już podejmował decyzję co robić. Ujrzał, że księżniczka nigdzie nie ma na sobie krwi, zatem cios nie został zadany mieczem, jednak teraz ta groźna broń widniała w zamachującym się właśnie kopycie, zmierzającym ku szyi Luny. Oczy strażnika błyszczały okrutnie w przekonaniu, że klacz odpokutuje ciężko za zuchwałe uderzenie go, a na twarzy widniał szaleńczy uśmiech.
  23. W pomieszczeniu rozległ się sygnał informujący o stanie gotowości, co oznaczało, że Kane chce, aby wszyscy mięli przy sobie broń i byli gotowi na wypadek dalszych sygnałów. Do Kylego podszedł jakiś mężczyzna cały w wojskowym stroju. Spod grubego hełmu i zza żółtych przesłon na oczy wystawała starsza twarz weterana. Na piersiach ów żołnierz nosił ordery jeszcze z przed apokalipsy, teraz jednak ozdobione wstęgami Hope Pass. Jego krótka siwa broda nie dawała rady zasłonić wszystkich posiadanych przez niego blizn. Mężczyzna stanął na baczność, zasalutował po czym powiedział: - Strażniku Kyle, Kane was wzywa. To mówiąc położył swą silną łapę na ramieniu zwiadowcy. Wzrok weterana zatrzymał się przez chwilę na Dark, jakby dziwiąc się lekko, po czym odwrócił się idąc w kierunku wyjścia.
  24. Night otworzył ogień do robota. Pociski odbijały się od niego nic mu nie robiąc, jednak Cleo wiedziona ich dźwiękiem zaryzykowała doskoczyła do torby z granatami i płynnym ruchem wyrzuciła jeden z nich w robota. Nie zatrzymywała się jednak i wskoczyła za kolejną osłonę. Czuła jak kule śmignęły jej w grzywie i ogonie, a na tylnych kopytach miała kilka draśnięć po pociskach, które tylko musnęły ciało. Z płytkich ran rowkowych sączyła się wolno krew, ale wytrawna wojowniczka nie zwróciła na to większej uwagi. Żelazny kontener skutecznie chronił ją przed dalszym ostrzałem. Night zaobserwował, że granat szczęśliwie zaklinował się pomiędzy kadłubem, a CKMem. Po trzech sekundach, gdy ogier zdążył się schować rozległ się kolejny wybuch. Tym razem pancerz robota nie wytrzymał, gdyż do jego wnętrza dostał się strumień rozgrzanych odłamków niszcząc procesory i przewody. Cała maszyna stanęła, rozszarpana jakby na pół. Cleo wyjrzała zza schronienia słysząc, że strzały ustały. Jej serce przepełniła ulga, gdyż robot wyglądał jak rozbite jajko.
  25. Braman przewrócił oczami na wieść o braku kasy Corpsa, jednak stary Strażnik rzucił mu na ladę sakiewkę z pieniędzmi. Monety raźno brzęknęły zamykając usta karczama. Wszyscy udali się do swych pokoi, nawet Terg widząc, że pokoje opustoszały i nawet ich gospodarz położył się spać, udał się na górę do pokoju. Każde pomieszczenie było małe, choć przytulne. Znajdowało się w nim łóżko mały stołeczek do siedzenia i stolik, a także większa szafa przy drzwiach. Każdy zamknąłdrzwi i okiennice, aby chłód dworu nie wszedł do środka. (jakby co to nie ma jeszcze zimy Solar, bo patrząc po Twojej wypowiedź o śniegach, chyba nie wiesz jeszcze o tym Jest tak przełom wiosny i lata) Kuce pogrążyły się w nocnych marzeniach, które dzisiejszej nocy napawały nadzieją. Clover ukazał się rodzinny dom pełen szczęścia, a także jej przyjaciółka zebra. Onyksis nie był dręczony przez swą mroczną stronę, a jego myśli skupiły się na jego towarzyszce podróży. Corpse natomiast wśród niepowiązanych snów nagle dostrzegł twarz swego przyjaciele zaklętego w kryształ. - Podążaj na północ, gdyż misja ci powierzona nie jest przypadkowa, nie zawiedź. ​Był to tylko urywek wpleciony w inny sen, zatem ogier lekko się zdezorientował i przebudził na chwilę. Widząc jednak, że nic mu nie zagraża, a noc trwa dalej znów usnął. Nawet Terg miał dziś przyjemne sny, bowiem ukazała mu się dziewicza puszcza, w której mieszkał. Wszyscy zbudzili się rano i wyszli z pokoi. Na dole zastali przygotowane przez karczmarza śniadanie za pieniądze Strażnika. Gospodarz odezwał się lekko zaspanym głosem: - Wasz przyjaciel już wyruszył i zapłacił za was, kazał przekazać, abyście się śpieszyli. Barman odszedł pozostawiając pozostałych przy stole. Było to smaczne i obfite śniadanie. Znajdowała się tam jajecznica, dużo chleba, masła, sera, mleko, woda, trochę wina, a nawet mięso, no i oczywiście duuużo warzyw, a zwłaszcza marchwi.
×
×
  • Utwórz nowe...