Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. Dragon doleciała do koszar, na jej drodze stanęła potężna brama, która była zamknięta. W okół unosił się dziwny zapach. Próbowała jakoś otworzyć wrota za kratami, ale bezskutecznie. Pukanie też nic nie pomagało. W pewnym momencie obok niej spadło jakieś martwe ciało changelinga, włócznia, tarcza i buzdygan. Ciało było w częściach. Zauważyła pegazie patrole zbierające się w jednym punkcie i odgłosy wystrzałów z okolicy dolnego miasta. Najwyraźniej działo się coś bardzo poważnego. Dark Heart dotarł do tylnych drwi i wyszedł na dziedziniec zamkowy, tam zobaczył pędzących IceSworda i Dark Shadowa. Ci dotarli do murów archiwum, zapukali w wielkie wrota. Z murów zerknął gwardzista, po czym krzyknął: - Hasło?! Z miasta dochodziło ich co raz więcej odgłosów walki. Zobaczyli wybiegających z zamku gwardzistów, którzy organizowali się na dziedzińcu. Był wśród nich jakiś kapitan, który kazał pewnej grupce iść do miasta, a resztę zaczął ustawiać na murach zamku.
  2. Thermal kroczył po jaskiniach, w których rozbrzmiewały echa wojny. Podziemia wydawały się puste, tylko od czasu do czasu przebiegał jakiś oddział kucy najczęściej z pakunkami. Ogier szukał czegoś do wyłożenia metalu na grzbiecie, jednak Solid Box zadbał najwyraźniej, aby wszystko było gotowe do ewakuacji. MT nie znalazł żadnego materiału, w pracowni leżały tylko jego narzędzia, części, ale nic poza tym. Bitwa zbierała już swe pierwsze żniwo. Animal usłyszała wyraźny dźwięk jęków i wtedy do sali wniesiono pierwszych rannych na noszach. Jeden z nich miał przedziurawioną włócznią na wylot klatkę piersiową. Z krwawiącej rany wystawał ułamany kawał masywnego drewna z drzewca broni. Drugi ranny nie miał nogi. Wyglądało to tak, jakby została po prostu brutalnie oderżnięta potężnym ciosem. Z mięsa wystawała resztka połamanej kości. Oba ogiery płakały i jęczały. Pielęgniarki podały im w prawdzie leki przeciwbólowe, ale niewiele to pomogło. Doktor Breeze szybko porzucił rozmowy i rozważania i zaczął ratować życie szybko wykrwawiającym się pacjentom. Odgłosy na korytarzu świadczyły, że kolejna fala rannych nadchodziła... Dakelin siedziała samotnie w celi, martwiąc się co dalej ma począć. Wtem jej oczy zasnuła mgła i poczuła, że unosi się w przestrzeni. Zobaczyła przed sobą ogromne, świecące, groźne fioletowe oczy, płonące na zielono. Usłyszała głos przypominający huczenie pożaru. - Idź...i zabijaj! Wszystko trwało ułamek sekundy, Dakelin poczuła ból rozchodzący się od serca. Była zdezorientowana, ale gdy otworzyła oczy, nie była już w więzieniu. Stała na świeżym powietrzu razem z grupą żołnierzy Grima, którzy właśnie rozchodzili się do swych zadań. Miasto zaczęło się budzić i światła stopniowo zapalały się w oknach. Grim wykrzyczał słowa, które rozeszły się po okolicy niczym grom. Zobaczył, że część kucy znika z okien. Słychać było bieg po schodach. Nie czekając jednak na efekt wziął swoich ludzi i pogalopował do najbliższej komendy. Gdy galopował, zauważył, że pegazie patrole szybko rozpoznały zagrożenie i zaczęły nurkować w ulice. Słychać było powoli rozwijającą się burzę szczęków, poprzedzonych głuchymi odgłosami cięciw i strzelających bełtów. Komenda straży miejskiej dolnego miasta mieściła się przy dworcu głównym. Niestety róg zbudził już strażników, gdyż ogier, który wybiegł jako pierwszy z grupy pułkownika padł jęcząc na ziemię po głośnym wystrzale. Zbroje na piersi miał przebitą, a ranę charakterystyczną dla broni palnej. Oddziały wspomagające, które za cel obrały sam dworzec już szturmowały. Słychać było głośno wykrzykiwane komendy dowódców wroga. Wynikało z nich, że obrona była dopiero formowana i panował ogólny chaos w szeregach wroga. Jednak nawet garstka changelingów, która była na warcie dawała radę zadawać ciężkie straty. Głównym problemem była broń palna. Ta, choć niecelna miała olbrzymią siłę. Obrońcy mieli także leprze pozycje, bo osłonięci ścianami, mogli o wiele bezpieczniej mierzyć do rebeliantów. Ci próbowali strzelać z kusz, jednak poza paroma wybitymi szybami nie zadano strat. Któraś z grup znalazła przejście do bramy głównej stacji wojskowej, wieżyczki w okół niej nie były jeszcze obsadzone. Kuce próbowały wyważyć stalowe drzwi, jednak bez odpowiedniego sprzętu praca szła mozolnie. Grim zauważył, że budynek komendy ma dwa piętra i dzięki temu wznosi się nad całym obszarem dworca, zajęcie go pozwoliłoby na skuteczniejszą kontrolę sytuacji i ograniczenie manewrowości wroga. Do budynku dzieliło jego oddział około 20m. Drzwi, choć drewniane i porządnie wyglądające, nie nadawały się do odpierania oblężenia i z pomocą paru silnych ogierów były możliwe do wyważenia. Problem stanowiły okna, z których prowadzono ostrzał. Nie był on skoordynowany. Dwa długie pasma szkła ciągnęły się po bokach drzwi na wysokości około 1,5m. Na piętrze występowały mniejsze okienka, które jednak wychodziły na korytarz. Na pierwszy rzut oka widać było, że w Canterlot nie zdarzały się miejskie bunty, gdyż komenda nie była przystosowana do celów militarnych, a ozdobnych. Właśnie ,gdy Grim zastanawiał się co robić z górnych pokoi wybiegło kilka changelingów. Reakcja powstańców była natychmiastowa. Od razu kilkanaście bełtów poszło w tamtym kierunku. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i huków kontrwystrzałów wroga. Rebeliancie mieli jednak tutaj przewagę liczebną i kolejne bełty strzelały do odsłoniętego wroga tak, że zmusiły go do odwrotu wgłąb budynku. Od rusznic i muszkietów dwóch żołnierzy z grupy Grima leżało na ziemi z krwawiącymi korpusami. Jednak changelingi straciły około ośmiu wojaków, którzy wyglądali niczym jeżozwierze. Powstańcy przeładowali i czekali na rozkaz dowódcy. Serox szybkim ruchem poderżną gardło changelingowi. Ten próbował go odepchnąć, ale nie spodziewajac się niczego, nie dał rady. Krew trysnęła na boki, gdy ogier padał martwy na ziemię. Wszędzie słychać było szczęk broni i wołania dowódców, które jednak pomału cichły, po czym znów się nasilały. Serox poczuł dziwny zapach unoszący się w budynku. Otworzył drzwi i wszedł do następnego pomieszczenia. Okazało się ono korytarzem wychodzącym na serię drzwi po lewej stronie. Ogier zobaczył wychodzący zza zakrętu (ok 40m dalej) grupę changelingów. Wszyscy biegli i zmierzali w jego stronę. Ci byli już bardziej gotowi do bitwy. Ich oręż był w większości kompletny, choć wydawali się kompletnie zdezorientowani. Wiktor rąbną wroga toporkiem. Changeling upadł raniony również dwoma mieczami rebeliantów. Kolejne pomieszczenie było czyste. Nagle zobaczył jakiegoś kuca teleportującego się. Wyglądał na maga. Zaczął coś wykrzykiwać do rebeliantów, Wiktor starał się przysłuchać, choć ciężko mu było to zrobić ze zwględu na maskę przeciwgazową, którą tamten nosił. - Wstrzymać się! Wstrzymać atak! Wróg zdołał się zorganizować, nie możemy pozwolić sobie na takie straty. Rozkaz dowódcy naszego okręgu brzmi wstrzymać atak! Za pięć minut ruszamy dalej. Wiktor zdziwił się na tak rozbudowaną komendę. Brzmiała zupełnie niewojskowo, ale zaraz uświadomił sobie, że ani mag, ani jego towarzysze nie mają pojęcia o karności i realiach wojny, więc mają prawo do takich tekstów. Wojsko rebeli, choć zaciekłe posłuchało rozkazu i wstrzymało dalszy atak. Jednak nikt nie tracił gotowości, ewentualny kontratak changelingów mógł nastąpić w każdej chwili. Visionary również usłyszała róg. Słyszała rozpoczynającą się akcje i dźwięk pierwszych wystrzałów. Nadarzała się odpowiednia okazja. Dała znak i wybiegła na kolejny zdezorientowany oddział wrogów, który biegł blisko jej uliczki. Jej kompani razem z nią szybko uporali się z problemem. Strażnicy skupili się na klaczy i wtedy w plecy wbito im ostrza. Wywiązała się krótka walka, jednak zaskoczenie i przewaga liczebna sprawiły, że dziesięć changelingów leżało trupem u stóp Visionary. Klacz już cieszyła się ze zwycięstwa, gdy nagle stojąc przed nią ogier padł przygwożdżony włóczną do ziemi. Ta wbiła się mu prosto w czaszkę i przeszyła ciało aż do samej ziemi. Visionary zobaczyła czarnego ogiera, odzianego w zbroję. Po chwili zdała sobie sprawę, że to changeling. Spojrzała w górę i ledwo uniknęła podobnego losu. Jej oddział został wypatrzony przez jeden z pegazich patroli, który zaszarżował na nich. Około czterech ludzi klaczy padło nie ujrzawszy nawet zagrożenia. Znów polała się krew. Miecze dudniły o kolczugi. W okół słychać było stęknięcia i gulgotanie krwii w gardłach, padajacych kucy. Gdy Visionary podniosła się po uniku, zobaczyła, ze tuż przed nią wylądował jakiś czerwony pegaz. W ręku trzymał miecz i był gotowy zadać cios, miała tylko ułamki sekundy na reakcję. W zamku tymczasem wywiązała się walka. Moonlight wyjęła sztylet i spróbował się nim wyparować. W pewnym momencie zobaczyła, że nie ma szans, cios wydawał się zbyt mocny, aby jej blokada zadziałała. Ta myśl ją przeraziła i stanęła w miejscu, nie mogła się ruszyć. Ogier myśląc jednak, że klacz zrobi unik, ciął inaczej i o włos miecz przeszedł od Moonlight. To ją oprzytomniło, poczuła wiatr uderzenia w grzywie i w sercu nie wierzyła w swoje szczęście, że ominął ją straszny los. Ponieważ przeciwników było więcej, niż osób w drużynie, nie zważając na linię oporu, która zaczęła się cofać gwardziści za szturmowali. Pokemona odleciała w tył i dzięki temu uniknęła ataku, jednak gdy minął jej ból głowy ujrzała ogiera, który był już tuż przy niej, a jego miecz pędził na spotkanie... Masked skupił się, jego płaszcz zaczął falować, a powietrze rezonowało od słów, z których każde padało na wrogów niczym niepowstrzymana fala. W okół niego zaczęła narastać ciemność W końcu czarnoksiężnik wyciągnął dłonie do przodu i wystrzeliły z nich obleczone w mrok pociski. Mknęły do celu, jakim był gwardzista biegnący na Maskeda. Seria wpadła na ogiera, Masked poczuł silną wolę, mocował się z nią przez chwilę ,aż w końcu ją przebił. Zobaczył, jak ogiera wstrząsnęło kilka razy, jednak nie zatrzymało. Z piersi leciała mu krew. W oczach miał chłodny spokój, a także znajomość sytuacji, najwyraźniej walczył już nie raz z magami. Masked lekko zaskoczony tą sytuacją, próbował jakoś uchylić się przed uderzeniem, już szykował się do odskoku, gdy nagle miecz w błyskawicznym tempie przyśpieszył i ciął mężczyznę w prawe ramię. Zaskoczony szybkością czarnoksiężnik nie zdołał utrzymać sfery ochronnej, która rozbłysła w kształcie kuli i rozpadła się pod uderzeniem miecza. Choć wyhamowała jego pęd, ten dalej mknął i ranił Maskeda w prawe ramię. Mężczyzna nie był w komfortowej sytuacji, gdyż został zmuszony do bliskiej walki z wrogiem, który w dodatku był świetnie wyszkolony. Atlantis skupił się. Jego róg rozbłysnął. Przed nim otworzyła się błękitna sfera i wylała strumień wody, który utworzył jeziorko i oblał przeciwników. Wróg, który na niego szarżował nie spodziewał się tego i poślizgnął się, co dało czas magowi na rzucenie drugiego czaru. Atlantis zamachnął się kopytami i upadł na nie z dużą siłą. Z jego rogu powiał lodowaty wicher i zaczął zamrażać wszystko. Shadow, która właśnie walczyła z innym gwardzistą, nagle zniknęła, pojawiła się pod sufitem, tak ażeby zaklęcie jej nie dosięgło i gdy powiew minął spadła na wroga, który był już częściowo zamrożony, wbijając mu sztylet w kark. Zaklęcie unieruchomiło wrogów, choć było jasne, że cienka warstwa lodu nie powstrzyma ich na długo. Już słychać było pierwsze pęknięcia i widać było ruchy kończyn. Arceus cofnął się, gdy Atlantis rzucał zaklęcie nałożył strzałę na cięciwę i z przerażaniem zobaczył, że nikt nie zatrzymał wroga z przodu. Jego oponent biegł na niego z obnażonym mieczem. Mimo lekkiej paniki, która go ogarnęła wypuścił strzałę. Ta poleciała prosto w kopyto, które jednak zostało odciągnięte do ciosu i dlatego strzała trafiła w głowę przeciwnika. Jednak porządny stalowy hełm odbił pocisk, który poszybował w niebo i opadł pod ścianą. Zaklęcie Atlantisa ominęło tego gwardzistę. Nick zdążył dobyć tylko nóż, próbował sparować, jednak cios wroga wyprzedził jego reakcję. Miecz wbił się ostrzem. Nick usłyszał chrupnięcie w okolicy żebra. Poczół jak stal zagłębia się w jego ciało i po chwili wycofuje, rozrywając kolejne tkanki. Krew obficie polała się z klatki piersiowej, a ogier poczuł, że o wiele ciężej jest mu teraz się ruszać.
  3. Godzina była już na prawdę późna. Większość gości karczmy wyszła. Część kucy jednak pozostała. Tajemniczy jegomość, który przybył niedawno i wyglądał jakby wracał z dalekiej podróży poszedł na piętro. Orkiestra przestała grać i udała się na spoczynek. Tylko nasi bohaterowie bawili się nadal, jednak wycieńczeni przygodami nie byli zbytnio rozmowni. Ogień w kominku powoli zaczął wygasać, a karczmarz wziął się za dorzucanie drewna. W pewnym momencie drzwi uchyliły się i wraz z chłodem dworu wszedł pewien jegomość. Odziany był w czarny płaszcz, który zasłaniał go dobrze, a spod kaptura świeciły granatowe oczy. Zmierzał z dalekich północnych krain, gdzie wcześniej zawędrował. Odwiedził nawet Cienistą Ziemię i Martwe Miasto dawnego królestwa, gdzie nikt się zwykle nie zapuszczał. Teraz wracał do ojczyzny po znojach i trudach. Uwaga, do sesji dołącza SolarIsEpic i Jego postać. Mam nadzieję, że ponieważ pojawia się coraz większa ekipa do sesji to się jakoś wszystko rozkręci. Mam pytanie ogólne, kto oprócz Solara, Gauardiana i Atlantisa aktualnie obserwuje ten temat i wyraża chęć dawnej gry. Deklarowaliście licznie, że jeszcze gracie, ale ponieważ nie udzielacie się postanowiłem zadać do Was pytanie kontrolne sprawdzające frekwencję. Pozdrawiam
  4. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadan uśmiechnął się lekko na słowa o domu boga, siły z nieba były mu dość obojętne, wbrew jego fachowi. Nic niezwykłego nie pomogło mu, gdy jego rodzina ginęła przez zło. Nie miał zwyczaju bywać w świątyniach częściej niż to było konieczne, jego kaplicą była droga, a modlitwą tępienie zła. Robiłby to czy to z pomocą bóstw czy bez niej. Mężczyzna zastanowił się czy może jednak teraz nie pójść do świątyni. Jednak po namyśle stwierdził ,że nie ma to sensu. Jeśli bogowie postępują jak chcą, to on też tak będzie. Czy z ich pomocą czy bez niej i tak wybierze się na tą wyprawę. Nie dla chwały jakiejś siły, tylko aby innym na świecie żyło się lepiej. - Też przejdę się na targ, być może znajdzie się tam coś ciekawego. Do domu mego boga iść nie muszę, on pomoże mi niezależnie od mojego pobytu tam, a jeśli skaże mnie na śmierć... (tu ściszył głos, tak że szeptane słowa nie dały się zrozumieć). Następnie mężczyzna zwrócił się do kobiety, biorąc jednocześnie mieszek z monetami. - Dziękujemy za ofertę szanownej damie, jeśli to wszystko opuszczę Panią, miłego dnia życzę i szczęścia w podróży. Kanadan pewnym krokiem skierował się do drzwi, jednak na tyle wolnym, że gdyby ktoś chciał coś od niego, mógł bez problemu dopaść go przed drzwiami karczmy. - Zatem przy wschodniej bramie... - rzucił na wpół do siebie na wpół do towarzyszy, po czym nasunął na głowę swój czarny kapelusz.
  5. Fire zaczęła wracać do zamku, jednak nagle jej uwagę przykuły hałasy dochodzące z koszar. Usłyszała jakiś stłumiony przez ściany okrzyk, którego nie zrozumiała, a później lekki szczękanie i dziwne odgłosy. Było to zdecydowanie coś dziwnego. Gdy zbliżała się stopniowo, nagle powietrze przeszył odgłos rogu, który trąbił alarm. Teraz była pewna, że coś jest nie tak. Shadow Scar usłyszała mniej więcej w tym samym czasie, że coś jest nie tak. Z korytarzy dochodziły odgłosy biegu i walki, zastanowiło ją to, jednak po około dwóch minutach usłyszała potężny głos rogu, który wskazywał, że coś się dzieje. W zamku rozmowa trwała dalej Dark Shadow zapytał jakiegoś żołnierza, ten nie odpowiedział tylko wskazał na potężnie zbudowanego changelinga z czarnej zbroi, który własnie wkroczył do pomieszczenia. Jego zdecydowany wzrok omiatał komnatę, jednak zanim Dark Shadow zdołał się do niego odezwać do uszu wszystkich doszedł głos rogu. Dark Commander podbiegł do okna i omiatając okolicę wzrokiem wyrzucił szybko: - Co się do jasnej cholery tu dzieje?! Zwołać zbiórkę sił pałacowych, na murach głównej fortecy i dziedzińcu zamku! (zwrócił się do dwóch królewskich strażników stojących przy drzwiach, którzy skłonili się lekko i pobiegli)
  6. W koszarach rebelianci początkowo dobrze wykorzystywali zaskoczenie. Większość magazynu wpadło w ich ręce, prawie bez większego oporu. Gaz ulatniał się wszędzie i krztusił, dusił oraz przeszkadzał obrońcom. Jednak oddziały wychodzące z piwnic na parter spotkały już bardziej zorganizowaną obronę. Aby przebić się przez klatkę schodową kilkanaście kucy musiało zginąć. Changelingi w większości były tylko częściowo uzbrojone, ale ich dowódcy wprowadzali pomału porządek i z szybko skleconych oddziałów tworzyli bardziej zorganizowane linie obrony. Rebelianci zdobyli magazyny z prochem, co znacznie powiększyło zasoby tego surowca. Guardian towarzyszył oddziałom rebelii. Już pierwsi ranni leżeli na ziemi i jęczeli, niektórzy odchodzili w bok dużych sal i tam byli opatrywani. Co chwila słychać było szczek oręża i brzęk cięciw rebelii, które znacząco pomagały wyeliminować wrogów. Stęknięcia bólu były wszechobecne. Dolne pomieszczenia nabrały zielonych kolorów od gazu. Przejmowanie kontroli spowolniło, co było nie na rękę planom podboju. Partyzanci zostali zmuszeni do czekania na rozprzestrzenienie się gazu, przez co tracili cenny czas... Grim usłyszał szemranie, które przekazywano z ucha do ucha. Wiadomość o rozkazach pułkownika rozniosła się szybko. Wszyscy poprawili hełmy na głowach i ścisnęli mocniej broń , czekając na ruch dowódcy. Grim wyszedł na powierzchnię. Wyjście znajdowało się w dolnej dzielnicy miasta w budynkach mieszkalnych i karczmie. W okół panował względny spokój, miasto spało. Za nim kroczyli dzielni żołnierze rebelii. Zajmowali powoli ulicę i zbierali się w oddziały. Szeptem dowódcy wydawali rozkazy. W jednej z uliczek Grim zauważył blask pochodni. Jeden młody dowódca szybko wysłał swój oddział. Słychać było jakieś ciche pytanie changelinga, a później dźwięk około dwudziestu cięciw kusz, następnie krzyki bólu, które urywały się zanim rozbrzmiały z pełną mocą przy wtórze głuchych dźwięków uderzeń. W ciszy nocy Grim usłyszał dźwięki dochodzące z koszar. Niektórzy dowódcy patroli mogli zorientować się, że coś złego dzieję się w kwaterze. Nagle noc przeszył donośny i groźny dźwięk rogu. Przemknął przez miasto i powtarzał się. Dobiegał z koszar. Z okolicznych domów ozwały się szmery wstających z łóżek kucy. Zamieszanie na ulicach trzeba było zacząć jak najszybciej. Gdy niski, potężny dźwięk rozchodził się po ulicach, już pierwsze oddziały Grima biegły na stanowiska. Cała operacja nabierała tępa. Przez okna okolicznych domów zaczęły wyglądać kuce patrząc w poszukiwaniu odpowiedzi i wyjaśnienia nocnych hałasów. Niektóre wychodziły i zaczynały krzyczeć na rebeliantów, żeby robili te rozróby gdzie indziej. Visionary i jej oddział przyszykowali się. Jednak front był za daleko, żeby opłacało się wychodzi z ukrycia. Grupa idąca z Shadow również usłyszała róg. Klacz rzuciła tylko szybkie i zdecydowane: - idziemy Po czym ruszyła cicho, lecz szybko, prawie zlewając się z otoczeniem. Uchyliła drzwi i zniknęła za ich skrzydłami. Inni pobiegli za nią robiąc więcej hałasu, niżby chcieli. Gdy grupa dotarła do kuchni zgodnie z przewidywaniami Shadow pomieszczenie okazało się puste. Jednak za drzwiami słychać było brzęk metalu w rytm biegu. Shadow odezwała isę szybko - Za wcześnie zwrócili na siebie aż taką uwagę. Teraz strażnicy biegną i blokują wszystkie nasze przejścia. Przeczekanie jest ryzykowne, bo Nightmare Moon może opuścić swe komnaty i uderzyć na rebelię, a wtedy dokona rzezi. Czekamy, aż strażników będzie mniej i idziemy. Po pół minuty odgłosy lekko przycichły. Shadow pchnęła zdecydowanie drzwi. Biegła w kierunku bocznej klatki schodowej. Mijali kolejny przepiękny korytarz zapełniony wazonami z roślinnością, która teraz była przyschnięta. Do schodów zostało 10m i wtedy z naprzeciwka wybiegło kilkoro Gwardzistów z dobytą wcześniej bonią. Każdy nosił zbroję składającą się z czarnych płyt ospłaniających najbardziej odsłonięte punkty i kolczugi pomiędzy płytami. Uzbrojeni byli w miecze, choć na plecach mieli tarcze, które powoli dobywali. Jeden z nich zdziwił się i szybko zapytał: - Hasło? Gdy większość grupy ogarnęła chwilowa bezradność wynikająca z zaskoczenia Shadow rzuciła tylko: - Nie mamy na to czasu. Jej róg rozbłysł i powstała w kół niej śnieżnobiała kula, która pękła po chwili. Klacz teleportowała się za kuca, który zadał pytanie. W kopytach zabłyszczała stal i w niespełna pół sekundy szyja gwardzisty zabarwiła się na czerwono, przebita na wylot przez sztylet Shadow. Ten nie zdążył nic więcej zrobić, oczy wywinęły mu się do góry i upadł, a w okół z tętnicy szyjnej bryzgałą czerwona substancja. Klacz nie czekając wyjęła broń z martwego ciała i zaatakowała następnego gwardzistę. Ten już z racji swego wyszkolenia w błyskawicznie sparował cios mieczem i mocował się dalej z Shadow. Pozostałych siedmiu ruszyło albo na grupę agresantki, albo na nią samą i zmusili ją do wycofania pod ścianę. Tam powoli otaczali Shadow. Jednak ona nagle poczerniała i rozpłynęła się niczym mgła przelatując obok gwardzistów. Na dalsze obserwacje drużyna nie miała czasu, bowiem już błyszczące miecze królewskich rycerzy spadały na nich.
  7. kapi

    Ogłoszenia

    Uwaga od poniedziałku do czwartku jadę na szkolną wycieczkę. Najprawdopodobniej nie będzie tam ani wolnego czasu (nad czym ubolewam) ani internetu. Dlatego będę raczej niedostępny w tych dniach. Pozdrawiam
  8. IceSword udał się do komnaty, gdzie siedziała większa część jego kompani. Rozłożył mapę. Przyłapał sporą część grupy na spaniu. Usłyszał wielki zegar, który wybijał właśnie 3:00.
  9. Parę informacji wstępnych. Aby lepiej oddać nastrój oblężenia proponuję włączyć sobie do czytania, lub odpisywania jakiś epicki utwór. Jeśli chcecie możecie zerknąć do szkoły bardów w moim poddzialiku RPG, gdzie jest kilka fajnych, klimatycznych utworów. Przypominam również o kwestii technicznej. Jeśli Wasza postać bierze udział w walce macie prawo tylko do 1 postu w trakcie tury (tura - czas pomiędzy moimi odpisami). Proszę przestrzegać tej zasady, aby nie było czegoś takiego, że Wasz wróg zadaje cios, a Wasza postać w tym czasie zabija 50 innych, paruje jego uderzenie i zadaje milion uderzeń w szyję oponenta. Na zegarze dochodziła godzina 3:00 czas walki się zbliżał. Kwas pod koszarami przeżerał się przez skały. Serox dalej grał w karty w pomieszczeniu przy bramie. W podziemiach kuce były w najwyższej gotowości bojowej. Paski od zbroi i tarcz były zaciśnięte, a miecze silne ściskane w kopytach. W pierwszej linii stało około 30 ogierów, większych i silniejszych. Mieli wtoczyć beczki i zniszczyć je w środku koszar, tak aby trujące opary zaczęły się rozprzestrzeniać. Każdy miał założoną maskę przeciwgazową. Nagle z góry pokazało się migoczące światło pochodni. Kuce ruszyły tocząc beczki po nierównej powierzchni. Wtem z góry rozległ się głośny krzyk chrapliwego i nieprzyjemnego głosu changelinga: - Co do cholery... ALARM!!! Zaraz głos zdusił się w gardle od silnego uderzenia, ale rozniósł się po korytarzach koszar. Wrzasnął jeden z odpoczywających w magazynie żołnierzy. Krzyk dobiegł nawet Seroxa i jego towarzyszy przy kartach. Tamci rzucili wszystko i paru z nich zaczęło zbiegać po schodach, a jeden podgalopował do okna, aby sprawdzić, czy aby z zewnątrz nie nastąpił atak. W pośpiechu żołnierze nie pozabierali pełnego ekwipunku i w pokoju dalej leżały zostawione pod ścianą przedmioty. W magazynach kuce zmiażdżyły beczki młotami. Zielony, nieprzyjemny gaz rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Do magazynu wpadli pierwsi strażnicy, rozpoczęła się walka, w której changelingi szybko poległy, zaskoczone tak znacznymi siłami wroga i nieprzygotowane na ich odparcie. Jednak ogłoszenie alarmu przez martwych już wrogów, może dużo kosztować. Serox słyszał jak koszary zaczęły się budzić, nie tyle z wiedzą, że zostały zaatakowane ile z przekonaniem, że coś się dzieję,a to było bardzo niekorzystne dla rebeliantów. W głównej jaskini Grim poprowadził swe siły ku powierzchni. Docierając do głównego korytarza wyjściowego słyszał odgłosy walki w koszarach, które niosły się echem przez podziemie. Wiedział ,że za chwile powinien ruszyć ze swymi oddziałami do boju. Dwa tysiące żołnierzy Grima czekało w napięciu, na rozkaz do ataku, każdy był przygotowany i zdeterminowany, choć w większości oczu dało się zauważyć zrozumiały strach. MT w kuźni zamachał skrzydłami. Początkowo szło to opornie, ale ale łożyska się rozruszały i po chwili ogier oderwał się nad ziemię na wysokość pół metra. Zmusił się do trochę większego wysiłku i uniósł się jeszcze metr. Teraz zaczęło go znosić w bok, a próbując skorygować lot zakręcił się w bujane szybowanie raz w jedną, raz w drugą stronę, jednak udało mu się po chwili w miarę bezpiecznie i bezboleśnie wylądować. Bolały go lekko plecy, ale postanowił próbować dalej, tym razem wzniósł się szybciej i bez przykrych destabilizacji. Shadow szła szybko i skręcała zwinnie w kolejne alejki. Usłyszała pytanie niebieskiego ogiera i powiedziała: - Cała ta akcja została rozpoczęta na wasze życzenie, więc to Ty powinieneś mi powiedzieć co potem. Jednak jeśli plan się powiedzie damy radę przejąć stolice, jeśli nie zgodnie z planem przystępujemy do odwrotu. Co do zajmowania miast, oni i tak kontrolują ich znaczną większość. Dlatego rebelia potrzebuje waszej drużyny, bo jedyną szansą na wygraną jest uwolnienie księżniczki Celestii i powierniczek Elementów Harmonii. Rebelia nie ma wystarczających sił, aby oprzeć się teraz Changeli. Teraz cicho bo wchodzimy do pałacu Wreszcie na końcu tunelu ukazało się mętne światło. Grupa weszła do piwnic. W pomieszczeniu stały beczki, a w oku panowała cisza. Róg shadow zabłysnął z lekka. Każdy członek drużyny usłyszał w swych myślach: - Jesteśmy w pałacowych komnatach. Pokierujemy się teraz ku górze i wejdziemy do kuchni. Nie powinno tam być nikogo. Następnie wyjdziemy na korytarz obok sali biesiadnej. Tam mogą zdarzyć się patrole. Później boczną klatką schodową na piętro i przyjdzie pora na najniebezpieczniejsze, czyli Korytarz Sióstr, obszerna i dobrze oświetlona 300m przestrzeń, prowadząca między innymi do komnaty Nightmare Moon. Kryć się będzie można tylko za rzeźbami i arrasami. Strażnicy na pewno będą przed drzwiami. Musimy ich szybko wyeliminować. Jakieś ostatnie pytania? Rozmowa Maskeda nie będzie umieszczana w dalszych postach na życzenie gracza.
  10. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadana usatysfakcjonowała odpowiedź. Dziewczyna, choć w teorii nieobecna nosiła piękne imię: Safira. Mężczyzna normalnie wypytywałby się dalej, lecz dotarło do niego, że kobieta musi być cudzoziemką. Nie chciał sprawiać kłopotu damie i tylko się lekko uśmiechnął. Chciał coś powiedzieć, ale akurat do karczmy wszedł podejrzany osobnik, który okazał się być jego przyszłym kompanem. Kanadan wstał i przeleciał wzrokiem po nowo przybyłym. Budził dość mieszane uczucia. Jego ubiór wskazywał ,że nie lubi wzroku innych. Cóż chociaż się przywitał, nie należało być dłużnym. Mężczyzna wyciągnął rękę do łowcy i powiedział: -Witam serdecznie nazywam się Kanadan Silverblade, syn Dardramira Silverbladea i Letheriny de Moren. Miło Pana poznać. Następnie zwrócił się do kobiety. - Dobrze, przyjmuję zadanie ku chwale Neverwinter i Inkwizycji, jestem zaszczycony tym wyróżnieniem.- Mówiąc to ukłonił się lekko, wziął swój stary kapelusz i nałożył na głowę, wyprostował się dumnie i nie siadając już czekał na towarzyszy. Z jego twarzy dało się wyczuć, że jest gotowy wyruszyć choćby zaraz, a w jego oczach płonął ogień.
  11. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadan lekko wzdrygnął się na słowa druida, po czym ochłonąwszy powiedział: - Ja jeszcze nie oznajmiłem, że będę brał w tym udział, zgodzę się, lub odrzucę propozycję dopiero po odpowiedzi na moje poprzednie pytania - wypowiedział to zdanie uprzejmie choć dosadnie, znowu obracając wyczekująco wzrok na dziewczynę. -Pani mi wybaczy to zuchwalstwo, lecz nie mam zwyczaju plątać się w nieznane mi sprawy przedstawione przez nieznanych ludzi, ale niech sobie tego szanowna dama do serca nie bierze, bo bynajmniej nie czynię tego na złość.
  12. Changeling z otępionym umysłem jakby bardziej skupił się i w końcu wypowiedział: - w... w... w sali Jego głos nie brzmiał zbyt racjonalnie. IceSword poszukał chwilkę jakiegoś pracownika, ale po chwili zdał sobie sprawę z tego, że dochodziła 3:00 w nocy, więc miał nikłe szanse kogokolwiek spotkać. Jednak wiedział ,że nikt mu nie będzie miał za złe jeśli w celach państwowych wypożyczy mapę, w końcu biblioteka nie na darmo była dalej otwarta. Fire dalej patrolowała miasto.
  13. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadan siedział dalej przy stole, aż z wpatrywania się w nieznajomą wyrwał go druid. Kapłan odwrócił wzrok i skupił się na nowym mówiącym, wysłuchał go, po czym uścisnął mu rękę. - Z tego co mówisz to nasze historie mogą być sobie bliższe niż sądziłem. W takim razie będę zaszczycony mogąc wraz z Tobą wyruszyć na największe plugastwo tego świata. Ja nazywam się Kanadan Silverblade syn Dardramira Silverbladea i Letheriny de Moren, inkwizytor z łaski rady, również mi bardzo miło. offtopowy PS:
  14. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadan spojrzał raz jeszcze na kobietę. Wydawała mu się całkiem interesująca. Widać, że nie bała się chodzić w skąpym stroju i poradziłaby sobie z ewentualnymi obwiesiami w ciemnej uliczce. Jej akcent budził podejrzenia, jak i ciekawość mężczyzny. Kanadan miał dziś dobry humor, zwłaszcza po dobrym wypoczynku, irytował go jednak brak konkretnych informacji, a raczej brak chęci wyjawiania ich przez dziewczynę. W tych ciężkich czasach było to jednak zrozumiałe. Nigdy się nie wiedziało z kim ma się do czynienia. W końcu mężczyzna odezwał się z wolna tonem życzliwym i dworskim w swym brzmieniu: - Szanowna Pani... Mój ojciec poświęcił życie w walce przeciw nekromantom, zhańbiłbym siebie, inkwizycję i rodzinę, gdybym odmówił. Nie budzi oczywiście wątpliwości, że jeśli Pani przynosi wieści od samego króla Neverwinter, jest Pani zasłużoną dla kraju osobą. Jednak nie lubię umawiać się z osobami mi nieznanymi. Niestety Pani skrywa przed nami swą piękną twarz, którą rad bym ujrzał, jak i swą godność oraz stanowisko. Oprócz tych drobnostek chciałbym się dowiedzieć dlaczego do tego zadania wyznaczono mnie, jak i zarazem obecnego tu, wielce szanownego druida, czyż nie lepiej aby inkwizycja pracowała po swojemu, a mistrzowie puszczy wedle ich upodobań? Kanadan czekał na odpowiedź, wyciągnął dłoń po kufel, który był napełniony wodą. Nie lubił alkocholu, jeśli już to tylko na specjalne okazje, tak pijał to co matka natura sama dawała z obfitością. Lewą rękę miał położoną na swym czarnym, starym kapeluszu z rondem, który zdjął do jedzenia, jak nakazywał obyczaj, jednak zbyt mało ufał współ gościom w karczmie, aby zostawić swoje ulubione nakrycie głowy na wieszaku. Mężczyzna zarzucił prawą nogę na lewą, a wzrok po szybkim zerknięciu na druida zatopił w oczach rozmówczyni, jakby próbując wybadać emocje w niej drzemiące oraz czy przemawia przez nią prawda.
  15. Wyraz twarzy starca nie zmienił się i dalej celował, lecz odpowiedział: - Nie znam Pana i dlaczego Pan sądzi, że miałbym na stare lata się przyłączać do jakiegoś bractwa? Skąd się pan w ogóle wziął, bo nie widziałem pana w okolicy przez wszystkie lata mego życia? Spytał groźnie i podejrzliwie starzec.
  16. Konsola pokazywała, że wszystko jest na razie w porządku. Shy Smile przygotował gorący, czarny płyn, który obaj zaczęli sączyć pomału. Nagle na konsoli pojawił się czerwony sygnał. Shy wstał i powiedział: - Aaaaa, to się często psuje. Stare wiertło w jednej z bocznych odnóg kopalni. Zwykle to jakieś przewody hydrauliczne puszczają. Od pół roku czekamy na nowszy sprzęt, ale nie dostajemy. No cóż, trzeba się za to zabrać, bo postój w pracy to to czego szefowie nie lubią najbardziej. Narzędzia są w szafce, o tutaj... (wskazał na szafkę) to proszę pana idziemy?
  17. Orkiestra grała już wcześniej, lecz po słowach Artaira jakby dołożyła większych starań. Po chwili do stolika przyszedł Barman i podał kolejny kufel wody.
  18. Fire podleciała do dolnej dzielnicy, gdzie paliły się światła. Po chwili zauważyła, że wszystko dzieje się w jednej z karczm. Była to normalna nocna balanga. Jakaś grupka kucy tańczyła i piła, a część grała przy stole. Najwięcej, jednak siedziało przy jednym stole i słuchało opowieści jakiegoś obszarpanego kuca. Wyglądał jakby przeszedł długą drogę i teraz odpoczywał w spokoju, a przy okazji mówił wkoło o swych przygodach. Strażnik pomału i z trudem zaczął odpowiadać Darkowi: - Jeeeesst... w paaałacu. IceSword poszedł do zamkowej biblioteki. Była ona o wiele mniejsza niż Archiwa, ale zapierała dech w piersiach. Wielkie, stare, choć zadbane regały piętrzyły się wszędzie. Była to bardziej restrykcyjna część Biblioteki Canterlockiej. Zawierała niektóre informacje bardziej poufne. Po kilku minutach grzebania Ice znalazł dział z mapami i wyciągnął stary pergamin z mapą stolicy. Była dość dokładna, pokazywała rozmieszczenie budynków, a także partie miasta położone w górze, na której Canterlot został zbudowany.
  19. Giercownik mam kilka uwag, do których warto, żebyś się zastosował. Po raz kolejny zwracam Ci uwagę na zachowanie Twojej postaci. Nie pasuje ono do Alikorna i jeśli nie Rocky nie przestanie być dziwacznym furiatem, bez pomyślunku gadającym wszystko co mu ślina na język przyniesie, będącym niedomyślnym kucem, który stara się poderwać wszystko co się rusza to zaraz straci albo skrzydła albo róg albo i to i to. Przykro mi, moje komentarze muszą być coraz ostrzejsze, gdyż łamiesz zachowaniem podstawową zasadę moich sesji - dobrą zabawę. Ty może się dobrze bawisz, ale mam skargi od innych, że psujesz klimat, i ja się z tym po części zgadzam. Proszę zastosuj się i niech Rocky zacznie zachowywać się jak alikorn, bo inaczej posunę się do pierwszej kary, jaką zastosuję w swojej karierze. Ja tego nie chcę i ty pewnie też wolałbyś zostać alikornem. Moje ostatnie ostrzeżenie w tej materii. Niedługo zaczną się walki i jeśli Rocky nie przestanie psuć klimatu to mu obetną co nieco w walce (róg i skrzydła). Postaraj się jakoś wyprowadzić swoją postać, bo na razie jawi mi się jako osoba co najmniej nienormalna psychicznie, miewająca totalne huśtawki nastrojów i nie potrafiąca wyczuć sytuacji. MT skierował się w stronę kuźni. Przeszedł przez szereg korytarzy i dotarł do potężnych schodów oświetlonych runami. Otaczały gigantyczną kryształową kolumnę o średnicy 50 m. Na samym dole biła czerwona łuna, jakby ogier schodził do piekła. Na początku przyjemne ciepło zaczęło się zmieniać w coraz gorętsze. W końcu wynalazca dotarł na sam dół. Zastał gigantyczne opuszczone pomieszczenie. Ogień w wielkich piecach nie zdążył jeszcze zagasnąć i palił się dalej z wielką mocą. W koło zobaczył wiele stanowisk kowalskich z automatycznymi młotami, napędzanymi wodą, najprawdopodobniej ze strumienia, który spadał ze stropu głównej jaskini. Kryształowymi rynnami lała się płynna mieszanka metali. Na końcu wielkiej sali znajdowało się podwyższenie i schody, a sufit zawieszony był dobre 30 m nad podłogą. Masked odpowiedział mrocznej pani, ta lekko się uśmiechnęła i zaczęła mówić dalej: - Choć całym sobą próbujesz się skryć przed światem, czego dowodem jest noszona przez Ciebie maska, całkiem dobrze Cię znam Maskedzie. Właśnie dlatego tu jesteś... Masz cele, które mogą mi się przydać. Żądasz potęgi, ją możesz zdobyć ode mnie i w toku swej wyprawy. Żądasz również akceptacji najpotężniejszej z sił - czarnej magii. Żądasz wreszcie tego, co zajmuje i mój umysł. Czegoś, co trudniej zdobyć niż władzę i potęgę, bo jest wyrazem największej mocy. Częściowo jak i ja zbliżyłeś się do tego. Jesteś wampirem, ale nawet wampira da się zabić. Jeśli zechcesz dołączyć do mnie dam Ci potęgę i sprawię, że dostaniesz wszystko, czego tak chcesz, pytanie czy masz na to odwagę? Masked poczuł na sobie wnikliwe spojrzenie kobiety, które jakby docierało do jego duszy i ją badało. Tymczasem Serox z pogardą zignorował kuce siedzące w magazynie, gdzie za chwile miała się stopić podłoga i uwolnić się gaz. Poszedł powrotną drogą do wrót. Zauważył schody, gdzie poprzednio udał się changeling, zapraszający go na karty. Poza nim siedziały tam inne cztery kuce, wszyscy skupiali się i patrzyli na siebie bez emocji. Padło kilka podbić stawki, w końcu odsłonili karty. Wygrał ten, który siedział przy znajomym Seroxa. Każdy ze strażników był uzbrojony, choć brakowało pełnego oręża bojowego. Serox spostrzegł, że przy ścianie leżała kusza, dwie włócznie i tarcza. Changeling, z którym wcześniej rozmawiał poznał go i odpowiedział na jego pytanie: - Ryzykować się nie boimy, a stawka znowu od zera się zaczyna. Można stawiać swój żołd i wary. Ten kolega obok jest pod kreską już 2 miesiące służby i 8 wart w tym 3 w kuchni u sierżanta Bullera, nie miło powiem ci, nie miło... Dobra nowe rozdanie, siadaj tutaj i powiedz w co chcesz grać? Shadow spojrzała przenikliwym wzrokiem na Atlantisa - Jeśli znałeś Lunę osobiście, to Nightmare Moon cię pozna, one obie mają te same wspomnienia, choć ze zmienionymi odczuciami. Jednak, jeśli chodzi Ci o to czy Luna, po odczarowaniu, będzie zła na ciebie przez to, iż brałeś udział w tej akcji, to twe obawy są bezpodstawne. Przysłużymy się jej najlepiej robiąc to co robimy. Tymczasem pod koszarami magowie dali sygnał do przyspieszenia prac. Kuce wtoczyły w beczce miksturę Yellowa. Magowie rozpoczęli magiczną aktywację. Cała maź zajaśniała i zaczęła wytapiać skały. Za mniej niż dwie minuty skały się przetopią. W korytarzu w jaskini czekali już żołnierze sił uderzeniowych. W pogotowiu były beczki z trującym gazem i wszyscy włożyli prowizoryczne maski przeciwgazowe. Wśród żołnierzy był również Wiktor.
  20. Strażnik w koszarach tylko się zaśmiał, odburknął tylko: - Ależ się boję, co mi możesz zrobić? Zabawna jesteś dziecinko... Tu urwał, gdy Shadow Scar zniknęła mu z oczu. Powodził jeszcze wzrokiem za odlatującym nietoperzem i zamknął rygiel wizjera, przez który patrzył. Tymczasem Shadow, doleciawszy do pierwszego okna strzelniczego, wśliznęła się do środka. Było to ciężkie zadanie, nawet dla nietoperza, ale w końcu się jej udało. Była na oświetlonym pochodniami korytarzu na drugim piętrze. Fire wyleciała z pałacu. Zobaczyła zdegustowanego Ice'a na dziedzińcu. W oddali w dolnej dzielnicy płonęło kilka świateł i na wysokości dobiegał ją głos stłumionej zabawy. Tymczasem ogier dyskutujący z Icem nie dał się podpuścić i zamilkł widząc, że natręt odchodzi.
  21. Serox poszedł korytarzem ku centrum fortecy. Większość żołnierzy spała. Jakieś patrole złożone przeważnie z dwóch changelingów w niepełnym rynsztunku przechodziły koło niego. Nie pytano go jednak kim jest, był to jeden z plusów tak licznej armii, nie było kuca, który by znał wszystkich, a patrole zajęte były pogawędkami na swoje tematy i nie chciały niepokoić innego "towarzysza", który zapewne też jest zmęczony. Widać, że żołnierze korzystali ze snu dowódców, bo czasami nie mieli na sobie zbroi, a czasami jedynie z jakimś mieczem chodzili tylko. Każdy rebeliant, który to widział świadom nadchodzącej rychło ofensywy mógł tylko śmiać się w duchu na to fortunne zrządzenie losu. W pokojach, gdzie spało wielu changelingów sytuacja wyglądała podobnie. Każdy najwyraźniej korzystał z wygód stolicy, gdyż miał świadomość, że czekają go długie wędrówki po bezdrożach za bojówkami rebeliantów w innych częściach Equestrii. Nikt nie spodziewał się szturmu tutaj, tak dobrze siatka powstańców była zakamuflowana. Korytarz był stosunkowo dobrze oświetlony. Co parę metrów płonęła pochodnia. Drzwi w większości były pootwierane, co również cieszyło Seroxa. W końcu dotarł do schodów, wchodzących do piwnicy budynku. Tam miano zrobić podkop. Piwnice wypełniono zapasami, które w większości zostały już zabrane do pociągów i poprzewożone do miast, w których były zamieszki. W piwnicach kręciło się już więcej straży. Większość po prostu pilnowała określonych drzwi zwykle dwójkami. Chroniono w ten sposób najważniejsze części piwnicy z ich najcenniejszymi zapasami, takimi jak proch i oręż. Wywiad rebeliantów wiedział o tym i dlatego na miejsce podkopu wyznaczył dawno opustoszały magazyn na samym krańcu piwnicy, bo i było do niego najbliżej, ale też i nie był strzeżony. Serox już do niego dochodził, gdy jego serce zmroził strach. Na końcu długiego ciemnego korytarza, którym szedł świeciła się pochodnia, a w jej świetle dało się dostrzec postacie. Podszedł nieznacznie i zobaczył, że pięć changelingów siedzi na podłodze, rozmawia si śmieje się po cichu. Postał tak w cieniu ściany w korytarzu. Z rozmów wywnioskował, że kuce obrały sobie to miejsce ze względu na ciszę i oddalenie od wart. Dzięki temu mogą sobie spokojnie pograć i porozmawiać. Były wśród nich dwie klacze, które przytulały się do dwóch ogierów. Trzeci siedział samotnie przy małej beczce z trunkiem. Nie zwrócili na razie uwagi na podglądacza. Nie mieli także pancerzy, ani broni, a przynajmniej Serox żadnej nie widział. Jednak to nieprzyjemne, przyjacielskie spotkanie mogło zniweczyć cały plan. Ogier musiał coś z tym zrobić, albo czym prędzej uciekać, bo zapowiadała się rzeź. Tymczasem w podziemiach oczekiwano szturmu. MT zwrócił się do jednego z żołnierzy, ten początkowo jakby nie dosłyszał, lecz po klepnięciu zwrócił uwagę na mechanika. Zastanowił się chwilę i odparł: - Wydaję mi się ,że może Pan popróbować sobie w kuźni, tam strop jest wysoko, a cała pusta teraz stoi bo wszyscy tutaj. Jest w jednej z najgłębszych jaskini. Proszę pokierować się tamtym korytarzem, a później schodami w dół. Kiedy zobacyz Pan czerwoną łunę, to pan trafi. Powiedział, po czym wskazał kierunek. Tymczasem w podziemiach dalej toczyła się rozmowa podczas szybkiego marszu. Masked szedł raczej z tyłu, nagle stanął jakąś wielką mocą zatrzymany. Nie mógł nic powiedzieć, ani nie zdążył nikogo zawiadomić. Za sprawą dziwnych czarów nikt także nie zauważył jego zniknięcia, nawet Poison, który był jego przyjacielem. Masked powoli zapadł się w czarną otchłań mrocznych korytarzy przed zamkiem i zniknął. Jego umysł okryła ciemność, jednak nie czół słabości. Czuł za to wszechogarniającą to miejsce moc, jakby z samej magii powstało. Widział ciemne, czarne wręcz, kłębiące się przed nim chmury. Na niebie nic nie świeciło, a pod stopami nie czuł podłoża. Zastanawiał się dlaczego znalazł się w tym miejscu. Nagle w twarz powiał mu lodowaty wiatr i rozwiał szybko chmury, pozostawiając jedynie ciemnofioletową mgłę, która zdała się być nieczuła na dęcie wichru. Stał teraz na popękanej ziemi, a po horyzont ciągnęły się zielone kryształy, lewitujące nad ziemią. Dawały one lekki blask, który tłumiły obłoki fioletowej mgły. Nagle kryształy zaczęły się przeistaczać i zmieniając formę rosły w górę, wydłużały się, aż przybrały kształt zwiędłych, starych drzew. Utworzyły w około istny las, którego wzrok nie mógł przeniknąć. Na niebie pojawiła się jakaś ciemnozielona gwiazda, a obok niej druga. Świeciły tak obie niczym płomieniste oczy, które chcą świat spopielić. Blade światło rozjarzyło się również pod Maskedem, tworząc w okół niego krąg pistacjowy. Z naprzeciwka mężczyzna ujrzał, że coś się poruszyło. Przypatrzył się, a że oczy jego przystosowały się do ciemności zobaczył postać w ciemny płaszcz z kapturem odzianą. Z pod niego te sam spojrzenie co dawniej poczuł na sobie. Rozpoznał klacz, która wcześniej z nim już mówiła. Na razie się nie odzywała, tylko się zbliżała. Masked zauważył coś, co go zadziwiło, oto klacz wstała na tylne nogi, jej postać zaczęła pomału się zmieniać i tak w odległości niespełna 5 metrów stała przed nim postać iście kobieca. Płaszcz odwiany przez wiatr odsłonił szczupłą figurę. Ubrana była w ciemno zieloną suknię, z wieloma czarnymi detalami. Od piersi do ramion ciągnął się pas materiału, przypominający skrzydła olbrzymiego czarnego ptaka. Na ich środku dwoje fioletowych oczu z kamieni szlachetnych spoglądało na Masked. Suknia zwiewna i jakby z mgły zrobiona opadała do kolan, dalej na nogach pięły się pnącza, tak świecące blado, jakby z samej mrocznej energii były zrobione. Tylko częściowo osłaniały skórę, która była gładka i blada. Z tej samej mocy, choć już w szare barwy przechodzącą była zrobiona część na brzuchu połączona i mglistą suknię łącząca ze skrzydłami mrocznego ptaka. Na ramiona wchodziła z kolei czarna, błyszcząca skóra, która po stronie łokci miała wymyślne sploty, przypominające ciernie i do skóry dość ciasno przylegała. Skórzany, czarny materiał ciągnął się aż do gładkich i drobnych dłoni i tam owijając duży palec kończył się. Na ramionach fioletowe detale ozdabiały wymyślne kolce. Najdziwniejsza chyba jednak była twarz. Połowa jej skryta za długimi, kruczoczarnymi włosami, które w głębi siebie jakby żar miały i jak węgle po wygaśnięciu ogniska się czerwieniły w środku. Cerę dziewczyna miała bladą, dość mały i zgrabny nos, a oko, które z rozmysłem spoglądało na świat było takk czarne, jak cienie największej nocy, choć w źrenicy, jakby znane zielone światło płonęło. Usta także podobnej barwy, kształt miały finezyjny i delikatny zarazem. Masked nie mógł się nadziwić tej przemianie. Po chwili dostrzegł, że włosy dziewczyny ułożyły się na kształt płomieni, lub cierni podobnych do tych na ramionach i po obu stronach ozdabiają głowę wieńcem kolców wzniesionych krzywo ku górze. Cała fryzura jakby się ruszała, jak ogień na ognisku, choć wiatr ucichł. W końcu dziewczyna się odezwała, a głos jej był przenikliwy, trochę podobny do dźwięków, które Wydawała Shadow. Pełen zimna i świszczący, choć słodki zarazem, dojrzałość też się w nim wyrażała i mądrość posiadana. Był też nieco grubszy niż przeciętny głos klaczy, choć dostojny. - Witaj Maskedzie. Czułam, że naszego spotkania nie mogłeś się doczekać, co Cię do tego aż tak ponagla?
  22. kapi

    Ogłoszenia

    Uwaga ważne ogłoszenie dla graczy w każdej sesji. Jako, że jestem wrednym i złym człowiekiem ... ( a tak na serio przez wzgląd na realistyczność i chcąc ograniczyć niekończące się powtarzanie testów za nieudaną akcję w krótkim czasie) ogłaszam wszem i wobec, ze raczej nie będę pisał iż coś się nie udało. Będę podawał do Waszej wiadomości tylko to, co Wasza postać odbiera zmysłami i rozumem. Głównie tyczy się to czarów. (przykład: ktoś chce przejąć kontrolę nad kimś. Czar mu nie wyszedł, ja tego nie mówię, ale da się to zobaczyć, bo gdy gracz zadeklaruje, aby zniewolony wykonał jakąś czynność, to on tego nie zrobi). Rzecz z powtarzaniem testów nie tyczy się oczywiście walki, gdzie trzeba cały czas rzucać nowe czary i na nowo zadawać ciosy. Pozdrawiam wszystkich PS Mówię to, żebyście nie byli zaskoczeni, że nagle coś, co myśleliście, że jest okazało się, że tego nie ma.
  23. Plauge, mam pytanie przed jaką walką chcesz trenować? Pamiętaj, że jesteś po złej stronie i Twoja postać nie ma pojęcia co się dzieję po tej dobrej. Shadow Scar została wypuszczona z zamku i udał się w stronę koszar. Podobnie jak IceSword nie zauważyła niczego nietypowego. Doszła do drzwi okutych żelazem i zastawionych kratą. Zapukała. Małe okienko odsunęło się i oko jakiegoś changelinga ukazało się jej. Ten spytał po żołniersku, lekko niewyraźnym głosem: - Któż idzie? Na zamku przy archiwach do Ice'a dotarł tylko beznamiętny komentarz: - Musiałbym, gdybym cię tu wpuścił, a Nightmare Moon wydała wyraźny rozkaz nie wpuszczania nikogo bez hasła i z zasadami standardowymi. Nie boję się twych groźby, bo mam od mej Pani protektorat, a takie czcze gadanie możesz zanosić do podrzędnych żołdaków Chrysalis. Ice usłyszał, że imię królowej Changeli nie zostało wypowiedziane zbyt przyjaźnie. Dark denerwował się co raz bardziej. W końcu jego róg zabłysł światłem i ledwo widoczny promień spadł na czoło strażnika. Ten początkowo zaskoczony otworzył szeroko oczy, lecz tuż potem przymknął je do połowy. Jego usta lekko otworzyły się i zaczęła wypływać z nich ślina, a cały ogier wyglądał, jakby był bardzo zmęczony, albo dopiero co wstał.
  24. Widok starca był zaiście różnorodny. Z jednej strony pomarszczona twarz i okrągłe okulary zdradzały posunięty w latach wiek, jednak kopyta ogiera dalej zdawały się silne, a wzrok bystry. przypatrzył się Aikowi i skoczył dość szybko jak na swoje lata do ściany. Tam, nad kominkiem wisiała kusza i ją ogier chwycił, przycelował wprawnym ruchem, po czym zaczął mówić. - Ktoś ty gadaj prędko, bo cio ustrzolo! Czogo chcosz? Wyraz jego twarzy był groźny. Nosił na sobie grubą materiałową tunikę, a na torsie garbowaną skórę, w niektórych miejscach powypalaną, jakby od kwasu. Na jego kopytach dało się zauważyć podobne ślady. Jego sierś była fioletowa, a grzywa krótka i siwa. Na twarzy nosił wąsy, które musiał podkręcać.
  25. Shy Smile szybko ruszył, by zaparzyć kawę i gdy wrzątek już się gotował zaczął opowieść o przełożonym: - Cóż Pan Bull nie był miłym szefem, zawsze smutny i zły. Często krzyczał na mnie, gdy rozwodniłem kawę i takie tam inne bzdety. Wiedzę miał wystarczającą i dobrze pełnił tutaj stanowisko. Jednak jakiś tydzień temu na fali powszechnego smutku stał się wyjątkowo małomówny. Nie obchodziło go nic. Nawet raz zaryzykowałem i nie przyniosłem mu kawy. Wie Pan, on wtedy nic nie odpowiedział i dalej siedział bez słowa przed monitorem. Słuchy chodziły ,że w tamtych dniach rozpił się w domu i swoją żonę zabił, ale to tylko pogłoski, bo pogrzebu nie było, a on bardzo ją kochał, choć miłością niemą i oschłą. Często tutaj przed laty w pracy wiersze o niej pisał. Poza tym nikt ciała nie znalazł. Pamiętam, tamtego dnia alarm do jednej z maszyn, bardziej wysuniętych w bocznej odnodze szybu, go przywołał. Poszedł i długo nie wracał. Zacząłem się martwić i wraz z paroma górnikami poszliśmy tam. Maszyna pracowała naprawiona, lecz wielka tarcza, która napędzała wiertło cała był zakrwawiona. Do tej pory wyrzucała szczątki ciała, a obok leżała oderwana noga Pana Bulla. Nie było czego ratować. Żal mi go pewnie, przez ten smutek zapomniał ,ze jeśli uruchomi silnik, to tarcza zacznie się obracać i wciągnęła go. Przepraszam Pana, z ciekawości się zapytam, czy Pan może ma żonę, lub dziewczynę? Bo jeśli tak, to lepiej niech pan bez względu na wyższą pensję rzuci te robotę, jeśli Pan może. Tutaj dziwne się rzeczy dzieją. Lepiej żeby pracowali tutaj samotnicy, bo po nich nikomu nie będzie smutno, gdy jakiemuś wypadkowi ulegną.
×
×
  • Utwórz nowe...