Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. kapi

    Czarne zagrożenie

    - Jeśli tak to prowadź, a gdzie konkretnie jest ten kawałek? Nie powiesz chyba, że po twoją kumpelę idziemy do samej Changei, prawda? Powiedział Blood ruszając za Arceusem. Kryształowe imperium zdawało się być piękne, ale coś sprawiało, że czuło się tu napiętą atmosferę. Wszędzie było... za dużo straży.
  2. Przewód był uparty nie dawało się z nim nic zrobić. Sypał iskrami, w końcu jednak udało się częściowo przywrócić moc. Najwyżej położone oświetlenie sufitu zaczęło działać i słabe białe światło padło na podłogę. Rozejrzeli się dookoła. Jaskinia była pusta, lecz sprzęt zdawał się być porozrzucany. Nagle Carl odwrócił wzrok, chcąc zobaczyć czy nie widać co uszkodziło kabel. Zorientował się, że obok niego leżą rozwleczone zwłoki kucyka. Ziemia była we krwi, a przepołowiona głowa wpadła w skalne zagłębienie. Ogier miał czerwoną maść, która była cała brązowa od zaschłej krwi. Jelita były poćwiartowane i rozwleczone po okolicy, a na organach znajdowały się ślady kryształu. Ogier aż odskoczył na ten widok. Shy gdy to zobaczył schował głowę, coś mamrotał do siebie: - Nie, nie to nie może być prawda, nie... ​Armour zobaczył zwłoki, po tym jak zdziwiło go czemu przypatrują się jego towarzysze. Ciało wyglądało ohydnie, na tyle, że aż ciarki przeszły mu po plecach.
  3. - Nie nic się nie działo, heh... tylko działo zamontowaliśmy. Dobra przechodź i daj mi napawać się słońcem, a ten Szpon Śmierci miał farta i wcale mnie nie poturbował! Mimo małych docinek udało się dostać do środka Hope Pass. Darki czuła się dziwnie. Wszędzie otaczały ją pokraczne dwunożne stworzenia. Część z nich miała dziwnie wyglądające stalowe kije, podobne do tego, który trzymał Kyle. W końcu niezatrzymani dotarli do części laboratoryjnej. Mężczyzna otworzył drzwi i wszedł wraz z klaczą. Pani doktor Merian właśnie siedziała przy rdzeniu drzewa wyciętego z lasu i oglądała go pod mikroskopem. Obok stały fiolki z płynami, którymi Merian polewała rdzeń i coś zapisywała w notesie. Pani dostrzegła przybysza na początku uśmiechnęła się widząc mężczyznę, ale zaraz aż odsunęła się na swoim fotelu na kółkach: - Coś ty tu przyniósł?! To żyje? Co ty zrobiłeś, nie jest pewnie odkażone, pozabijasz nas wszystkich swoją głupotą! Na jej wrzaski zareagowali pozostali członkowie personelu naukowego i podbiegli zobaczyć co się dzieje. Pani doktor stała przerażona na jednej nodze jakieś 15m od Kylea i krzyczała nieskładne i niezrozumiałe słowa.
  4. Dragon udało się zmniejszyć krwotok. Rozejrzała się dookoła. Była na wysokości trzeciego piętra drewnianego budynku. Dookoła trwały potyczki. Szczęk broni, głos wielu kucy i dźwięk tych przeklętych bełtów. Spojrzała na niebo. Było czyste. Zmasowany ogień odstraszył pegazie patrole, które albo zostały już wystrzelane, albo wycofały się. Gdzieniegdzie ktoś wyżej wzlatywał i zaraz musiał się liczyć z salwą bełtów. Dragon rozejrzała się po samej powierzchni dachu. Na szczęście znalazła małe okno. Wybiła je z łatwością i wślizgnęła się do środka. Była w małym skromnym pokoju. Musiał mieścić się tu jeden z mniejszych dworcowych magazynów, gdyż stały w nim kufry i beczki, w większości nie tak bardzo zakurzone. Zaczęła schodzić dalej na dół. Budynek wydawał się pusty. Przez okna widziała przesuwające się od czasu do czasu grupy uzbrojonych kucy, którzy z pewnością nie byli strażą miejską. Najwyraźniej miasto przeżywało istne oblężenie. Zastanawiało jakim cudem udało się podprowadzić taką armię, tak aby nikt tego nie zauważył. Dragon zeszłą na sam dół, gdzie stało stare biurko i parę krzeseł. Chowała się przed światłem okien, aby nie została wypatrzona. Stała już na parterze, a drzwi były otwarte. Należało jednak uważać, gdyż nawet najlepszy wojownik, gdy zostanie otoczony zwykle ginie. IceSword szedł ze swym oddziałem w głąb dolnej dzielnicy. Wszystko wydawało się spokojne, choć było dziwnie pusto. Mieszkańców nie było w domach. Wszystkie światła były pogaszone, w oddali tylko unosiła się łuna pożaru. Zza pleców dobiegł z daleka dźwięk jakiegoś potężnego uderzenia, stłumionego przez dużą odległość. Oddział szedł powoli i sprawdzał uważnie każdy kąt. IceSword widział ,że kuce się boją. Nie byli na swoim terenie to się czuło. Wtem jeden z podwładnych ogiera krzyknął: - Są na piętrach! Oczy wszystkich pokierowały się na wpół uchylone okiennice. Wcześniej nic w nich nie było teraz wyglądały z nich postacie z kuszami w płaszczach. Zanim ktokolwiek zdołał pomyśleć o ucieczce już cięciwy poszły w ruch. Bełt poszybowały w stronę oddziału wystawionego na ostrzał. Część pocisków trafiła w ziemię, ale zaraz rozległy się jęki rannych. Ice rzucił się do ścian i zasłon, podobnie jak reszta. Szybko przeliczył straty. Salwa wyeliminowała 7 jego kucy. Z tego 3 jeszcze się ruszała, ale nie była w stanie prowadzić walki, dodatkowo 1 zdatny był postrzelony w tylne kopyto. Niektórzy z jego oddziału mieli broń palną. Wystrzelili kontr salwą, lecz nie przyniosło to większego efektu, gdyż wróg zdołał się schować. Gdzieniegdzie dało się słyszeć skrzypienie drewna. Zwykle się stopniowo przybliżało. Sytuacja była niekomfortowa. Shadow wysłał wiązkę sprawdzającą. Ta powróciła nie wykrywając żadnej magii uporządkowanej, a pętla o niczym nie ostrzegła.
  5. W komnatach Nightmare Moon wszystko zaczęło się dziać błyskawicznie. Moonlight Star i Pokemona jakby zastygły w bezruchu kierowane myślami i lekko przerażone głosem władczyni. Nick uważnie zlustrował sytuację. Na cięciwie miał swą ukochaną orlą strzałę, ta była ostra i pewna w locie. Pewnym, choć płynnym ruchem zaczął naciągać cięciwę. Jego oko uważnie mierzyło w cel. Czuł, że łuk był gotowy. Wstrzymał oddech, poprawił. Nightmare Moon właśnie miała zrywać się z tronu, gdy strzała poszybowała przeszywając powietrze swym głuchym świstem. Strzał był precyzyjny, mimo bólu, który Nick czuł od swych ran. Atlantis początkowo lękał się, co ich czeka, jednak teraz zaczął myśleć szybciej i działać szybciej. Emocje odpłynęły, adrenalina pobudzała serce i rozum. Przed oczami stanęła mu Blue. Piękna klacz, którą kochał. To dla niej to wszystko robił, po to, aby mogli spokojnie żyć w wolnym i szczęśliwym kraju. Ogier przypomniał sobie jej piękne błękitne, głębokie oczy, delikatny dotyk jej skrzydeł, jej ciepłe słowa i piękne serce, z oka popłynęła mu skryta łza, dlaczego teraz nie może być z nią i cieszyć się spotkaniem. Wiedział ,jednak, że nie zaznają spokoju dopóki Equestria nie będzie dawną krainą harmonii. Skupił się, jego róg rozbłysnął potężnym światłem, grzywa zaczęła falować, a z oczu popłynęło lekkie światło. Skierował głowę w stronę żyrandoli. W górze rozległ się niepokojący hałas. Żelazne, twarde łańcuchy naprężyły się, jakby pod niewyobrażalnym ciężarem, sufit pokrył się rysami pęknięć. Spojenia trzymające poszczególne kamienie szlachetne nie wytrzymywały i urywały się. Po dwóch sekundach rozległ się potężny jęk stali i wielkie masy metalu runęły na ziemię. Poison stworzył wcześniej swoje kule z krwi, lecz także stał zaskoczony całą sytuacją. Masked myślał szybko, momentalnie musiał ocenić sytuacje, w końcu poddał się myślom o uwolnieniu swej mocy. Wiedział ,że ta walka nie będzie prosta. Stała przed nim jedna z najpotężniejszych istot na świecie. Jednak chciał spróbować, to był Jego czas. Z ust jak z dział wystrzeliwały słowa grozy, które uderzały w powietrze wypełnione magią. Runy płonęły żywym ogniem. Przed twarzą Maskeda formował się zapis z ognistych liter. Czarnoksiężnik czuł potęgę przeciwnika, czerpał z niej, ułatwiało mu to rzucenie czaru. W sali dało się poczuć lekki wietrzyk, wiejący w stronę Maskeda. Powietrze kumulowało się przy nim, tworząc gęstą kulę. Z ziemi zaczęły dobywać się strzępki ciemnej energii, która oplatała obszar przed czarodziejem. Czerwone oko jakby kipiało mocą, płonąc nienawiścią. W końcu wybrzmiało ostatnie słowo inkantacji. Kula wystrzeliła, ziemia momentalnie kryła się ciemnością, skały pod pociskiem kruszały, a dywan miotał się po podłodze. Czar był szybki, niepowstrzymany i potężny. Shadow udało się przemknąć niepostrzeżenie na tyły komnaty serią szybkich teleportów. Na jej twarzy widniał uśmiech, właśnie znalazła się 5 m za Nightmare Moon, leciała na nią z góry. W jednym kopycie trzymała sztylet, w drugim błyszczała jakaś srebrna obręcz. Spadała szybko niczym cień, ułamki sekundy dzieliły ją od celu. Jeden z klęczących niedawno przed królową ogierów podniósł się szybko. Jego róg rozbłysł. Kopytem już sięgał miecza i dobywał tarczy, w oczach widać było spokój, pewność siebie, determinację i opanowanie. Chwilę później róg rozjaśnił się jeszcze bardziej i objął blaskiem całego ogiera, który niczym ciemno niebieska błyskawica, runął w stronę drzwi wejściowych. Tor lotu zaginał się, lecz nieprzerwanie dążył do jednego miejsca. Na samym przedzie błyszczało rozjarzone ostrze. Poison widział, że to w niego jest wymierzony atak. Otrząsnął się ze zdumienia i rzucił się w bok, aby uskoczyć. Druga postać w czarnym płaszczu sięgnęła po kostur z czarnej stali. Ten rozbłysnął zielonym światłem. Zaczęła dobywać się z niego jadeitowa energia, która wnikała w posadzkę, która jarzyła się mocniej z każdą chwilą. Z jego ust dobywały się złowrogie dźwięki. Nagle oczy ogiera się otworzyły, w ich wnętrzu było przerażenie. Strumieniem energii idącej do ziemi coś wstrząsnęło i momentalnie z posadzki w okół changelinga wystrzeliły czarne kolce, podbijając do góry wszystkich sługusów królowej poza tym, który mknął w błyskawicy. Gdy wrogowie jeszcze lecieli podbici czarem swego własnego sprzymierzeńca, spadły na nich żyrandole. Rozległ się trzask pękającego szkła i rozlatujących się zdobień, któremu towarzyszyło jedno głuche stęknięcie. Kilka ciężkich stalowych obręczy pospadało na przeciwników, zasłaniając ich przed oczami drużyny. W tej samej chwili gwardzista, który przypuścił atak na Poisona wyprowadził szybkie, mordercze cięcie w ogiera. Dzięki unikowi, który mag krwi zdołał wykonać, nie przyjął na siebie całego impetu ciosu, jednak miecz wbił się między jego żebra. Przeciwnik był nie byle kim, gdyż pchnął na tyle mocno, że najpierw magiczna tarcza pękła, a później kolczuga rozstąpiła się przed jego ostrzem, które weszło w ciało Poisona. Ten poczuł ból i krew kapiącą z rany. Nie Po szybkim odskoku, mag stwierdził, że na razie da radę walczyć skutecznie, choć mało brakowało, a mógłby skończyć gorzej. Zaklęcie Maskeda pędziło, krusząc posadzkę. Przeszło nad żyrandolami, fragmentując kryształowe zdobienia, tak że powstał istny deszcz, czy mgła świetlnych refleksów, drobnych części, lecących w powietrzu, za kulą pędził silny wiatr, który zaraz rozwiał wszystkie te fragmenty po całej komnacie. Masked widział wzrok Nightmare Moon, był opanowany, choć pałający zemstą, ale też jakby rozbawiony. Królowa uśmiechała się nieznacznie. Rozpostarła skrzydła, a jej róg owinęła ciemność najczystszej nocy, gdy skierowała go w stronę pocisku magii, za którym lekko w tyle leciała strzała Nicka. Shadow już prawie dotarła do Pani Nocy, gdy nastąpiło zderzenie... Olbrzymi wybuch magicznej energii wstrząsną posadami pomieszczenia, przez chwilę nic nie było widać. Powiał tak silny wiatr, że ze ścian zostały postrącane obrazy, zdobienia, a wcześniej skruszone resztki zdobień żyrandoli poszybowały z zawrotną prędkością na ściany i roztrzaskały się o nie. Huk powietrza rozdarł całe pomieszczenie. Gdy kłęby ciemnej energii opadły oczom wszystkich ukazała się dziwna scena. Nightmare Moon stała niewzruszona, z płonącym mroczną energią rogiem. Z jej oczu dobywała się ciemność, która rozchodziła się za powieki, choć oczy były dobrze widoczne. Chwilę potem wszyscy usłyszeli głuche stęknięcie. Za królową odlatywała w tył postać Shadow. Jej czarny płaszcz owioną ją całą, w powietrzu błyszczały świeże krople krwi. W piersi sterczała czarna, głęboko wbita strzała. Nightmare Moon odwróciła głowę, jej uśmiech powiększył się. Władczyni wzleciała szybko rozkładając swe wielkie majestatyczne skrzydła i po chwili pędziła już owiana mroczna energią w stronę rannej i zdezorientowanej Shadow. Tymczasem w koszarach Serox powiedział ostrym tonem do strażników, zmyśloną, choć skuteczną historyjkę. Wojskowi wyraźnie się zaniepokoili, spuścili lekko głowy. Niektórzy zasalutowali i ruszyli. Niektórzy śmielsi dalej się ociągali, ale pozostali zaciągnęli ich. Padły jakieś ciche teksty o karze, czy chęci szorowania garów po całej kompani. W końcu został jeden, który jak wytypowali stosunkowo dobrze strzelał. Zza okna dobiegł dźwięk biegu jakiś kucy. - Alarm! atakują dolną dzielnicę, pilne potrzebne posiłki! Kapitan Wital South wzywa posiłki. Otwórzcie do cholery wejście! Całej kanonadzie krzyków i obwieszczeń towarzyszyło głośne łomotanie do furty bramy do koszar. Mechanizm do otwierania znajdował się nieopodal Seroxa. Widział go, gdy changeling zamykał po nim i zapraszał go do gry na górze. Posłaniec wysłany przez Grima skinął głową na znak, że rozumie komunikat i pobiegł, ogłosić wszystkim plany pułkownika. Następnie nastąpiło natarcie drużyny szturmowej, po krótkiej wizji szturmu grim przywołał do siebie najroślejsze ogiery i zaczął wywarzać drzwi. Rebon przyłożył swą rękę do wrót, skupił się i rozluźnił ich strukturę. Po czwartym uderzeniu drzwi ustąpiły. Grim wraz z Magictechem wpadli do środka. Za nimi Rebon, Magic i pozostali. Część skorzystała z naładowanych kusz i ostrzelała zdziwioną straż, która znalazła się najbliżej. Szybkie spojrzenie dookoła ujawniło dużą przestrzeń administracyjną z kilkoma ladami, za którymi można było się schować, prostymi ścianami i wieloma regałami z księgowością. Wszędzie walały się odłamki szkła, trociny, czy krew. W najbliższej okolicy Grim miał przeciw sobie około 20 changelingów. Chwilowo nie padł do nich żaden rozkaz i dalej byli rozkojarzeni, zwłaszcza nieoczekiwanym wtargnięciem. Jeden już chciał się zamachnąć na jednego z rebeliantów, ale celny strzał przez okno z kuszy udaremnił jego zamiary. Grim zaczął biec do pierwszej osłony, czyli lady, gdyż wróg obracał muszkiety w stronę szturmowców. Wszyscy uczynili podobnie. rdzawy kuc wraz z Rebonem skoczyli za drewniane schronienie, jednak z przerażeniem spostrzegli, że są tam trzy changelingi, przeładowujące broń. Te zorientowały się w sytuacji, porzuciły robotę i sięgnęli do rękojeści mieczy ,czy sztyletów. Wtedy rozległo się kilka wystrzałów i parę jęków, jednak Grim i MT nie mogli myśleć o stratach, gdyż walczyli o życie. Magic miał bardziej komfortową sytuację. Schował się za jednym z regałów, przewróconych przez kompana. Zabezpieczało go to przed ostrzałem z jednej strony, ale widział już changelinga, który od drugiej szarżował na niego z ostrą włócznią w kopytach. Dakelin, gdy pomału weszła do budynku, została natychmiastowo postrzelona. Kula wbiła jej się boleśnie w tułów i upadła na ziemię. Podczołgała się do regału, przy którym leżał Magic, obejrzała pobieżnie ranę. Była głęboka, choć ominęła wszystkie ważne części ciała, raniąc tylko mięśnie. Było to uciążliwe, ale nie wykluczało z walki. Niestety musiała skończyć rozważania, gdyż na nią również szarżował inny changeling, ten z buzdyganem i mieczem. Czekam cały czas na odpis PiekielnegoCiastka. Jak odpiszesz doedytuję co tam robisz z tym smokiem (oczywiście będziesz mógł wykonać akcję do tego postu i normalnie do następnego, jak wszyscy)
  6. Wielka brama cały czas była otwarta. Jeździły przez nią roboty i ludzie, którzy pracowali nad dostosowaniem terenu. Jednak miała silną straż. Oprócz wielu wieżyczek, nawet z cięższym sprzętem, takim jak wyrzutnie rakiet stał tam oddział żołnierzy. Kyle znał dobrze jednego z nich. Nazywał się Smith, był ghulem, świat nigdy nie obchodził się z nim łatwo, więc on odwzajemniał się światu. Twarz miał obrzydliwą i rozkładającą się, więc nosił maskę. Był to de facto hełm, który okrywał całą twarz z wyjątkiem małych dziur na oczy wielkości szpar w średniowiecznych przyłbicach, zabezpieczonych szybą pancerną. Już z daleka czuć było jego wiercące spojrzenie. Darki przeszedł niewytłumaczalny dreszcz i nieświadomie suliła się lekko na widok rosłego stworzenia w potężnym, grubym, zniszczonym pancerzu. Była to stara zbroja wspomagana. Pamiątka rodzinna po wujku Smitha, który służył w marines. Ghul nie dał jej sobie nigdy odebrać. Była mu przydatna do wielu niebezpiecznych misji, na które go posyłano. Pancerz miał wiele zadrapań wielkich pazurów, trochę spaleń i mnóstwo wgnieceń po pociskach. Smith lubił ciężką broń i znał się na niej wyśmienicie. Stał teraz z wielolufowym CKMem w rękach i obserwował otoczenie. Wyglądał niezbyt przyjaźnie. Na widok Kylego zwrócił do niego swą głowę i powiedział: - A cóż ty tu przyprowadziłeś za pokrakę? Wygląda jakby zobaczyła ducha, hehe! Umie to coś mówić?
  7. Oboje czekali na rozwój wypadków. Patrzyli uważnie na wyjście z korytarza. Nagle pojawili się w nich Imperialni żołnierze. Pierwsze wyszły dwa rosłe kuce, z karabinami w kopytach i pancerzach kewlarowych. Zarówno Cleo, jak i Night otworzyli ogień. Tempesty z zabójczą prędkością wystrzeliły pociski AGF battle. Jeden kuc został rozszarpany na miejscu, gdy kule przebiły jego pancerz. Krew trysnęła na boki, gdy ciało wstrząsane uderzeniami padało na ziemię. Drugi jednak schował się za ścianą korytarza. Zdawało się, że nastąpi chwila spokoju, ale też i napięcia, gdyż nie wiadomo kiedy wróg się wyłoni. Z korytarza doszło kilka szybkich rozkazów, średnio zrozumiałych dla niewtajemniczonych. Nastała chwila ciszy, nagle Cleo i Night usłyszeli dziwny odgłos, jakby gąsienic. Z korytarza zaczęło wyjeżdżać coś dziwnego. Był to robot na dwóch czarnych gąsienicach, obudowanych bocznym pancerzem. Kształt miał półkuli zbudowanej na podwoziu. Po obu stronach poprzecznej metalowej części, wbudowanej w kadłub wisiały dwie bronie. Z jednej strony CKM, wielki czarny złożony z wielu luf, prawdopodobnie o zabójczej szybkostrzelności i jakaś gruba lufa, czy to od małego działka, czy wyrzutni rakietowej, czy to granatnika. Miał wysokość około 1m i pokryty był pancerzem pomalowanym w złoto, żółć i czerwień. Na środku miał namalowany wielki symbol Solarnego Imperium. Nie zachowywał płynności ruchów kucyka, ale obracał się i działał szybko. Przez pierwszą sekundę stał, jakby czekając na coś, później zaczął się obracać w kierunku Nighta, a CKM kierował lufę w jego stronę. Było to wystarczająco czasu, aby ogier się namyślił, teraz pozostawało obu Republikanom działać i to szybko.
  8. Odpis krótki i mało treściwy ze względu na brak odpisu w dobrej drużynie, chcę, aby szło to teraz wspólnie. Wy zrobiliście krótkie akcje, więc je mogę opisać. IceSword spojrzał na zebranych, nie byli zbyt chętni do pójścia w paszczę lwa, jednak surowy wzrok kapitana zmuszał ich do tego. Powoli ruszyli za IceSwordem, odchodząc od bramy. Fire stała na dachu, na który spadła. Nie czuła się dobrze, ale zebrała w sobie siły i wyciągnęła bełt jednym szybkim ruchem. Zaryczała z bólu, gdy wyrwała wraz z pociskiem część mięsa i skóry. Zamroczyło ją lekko przed oczami, z których popłynęło kilka łez. Zdenerwowana na brak swojej wytrzymałości smoczyca próbowała wziąć się w garść. Z niepokojem spostrzegła, że tam, gdzie przed chwilą był bełt zaczęła jeszcze szybciej upływać krew. Najwyraźniej pocisk tamował jej upływ, teraz gdy go zabrakło, zabrakło również jakiegokolwiek przedmiotu, który tamowałby krwotok. Krew ciekła obfitym strumieniem na złoty dach, mocząc łuski Fire. Z każdą chwilą Dragon czuła się co raz słabiej. Shadow skupił się róg mu rozbłysnął i starał się zbadać prawdziwość smoka. Na pierwszy rzut czaru wszystko wydało się w porządku. Widział, to co było na prawdę, jednak drugi wykonywany czar ostrzegł, że coś jest nie tak. Mag wiedział, że pierwsze zaklęcie mu wyszło, jednak jakimś cudem ten drugi ostrzegał, przed niepowodzeniem zaklęcia.
  9. Kyle i Darki poruszali się przez ciemny las. Klacz czuła się co raz pewniej i nieświadomie zbliżała się do mężczyzny. Nagle usłyszała dźwięki walących się drzew. Przeraziło ją to. Co mogłoby powalać coś tak wielkiego? Skryła się w krzakach, jednak widząc, że mężczyzna macha śmiało ręką i nie boi się ruszyła dalej. Nagle drzewa zaczęły rzednąć i jej oczom ukazała się wielka wykarczowana polana o średnicy ok 500m. Cała powierzchnia zapełniona była przez istoty podobne do tego, który przed chwilą ją nakarmił. Na około poruszały się większe i mniejsze błyszczące stworzenia. Posiadały potężne kręcące się zęby, tnące duże konary i pnie drzew, które poddawały się im bez walki. Wszędzie panował huk. Drewno było noszone przez inne metalowe stworzenia. Darkie zaczęła się teraz na prawdę bać. Na dodatek na środku polany znajdował się wielki prostopadłościenny kamień, do którego wchodziły stworzenia. Kyle nazywał to aktualnie swoim domem i Hope Pass. Metalowe stworzenia były robotami, a to coś na środku było budynkiem krypty. W okół ludzie zdołali wybudować wieżyczki obronne z CKMami, a nawet wyrzutniami. Serce rosło mężczyźnie, gdy widział, że nawet ta straszna puszcza ustępuje przed potęgą ludzi. Kyle był zadowolony, że opatrzył to dziwne krwawiące stworzenie. Zbliżał się do bramy wejściowej enklawy, gdy spostrzegł ,że drugie stworzenie chowa się w krzakach wahając się czy wyjść, czy nie.
  10. - To jest kwiat mroźnego ognia. Ciekawa roślina. Ma charakterystyczną właściwość. Po zmrożeniu i zjedzeniu rozgrzewa jedzącego i świetnie się przechowuje, dlatego jest głównym pożywieniem na statkach wojennych. Wtem z głośników rozległ się mechaniczny głos: - Uwaga przygotowanie do skoku! Uwaga przygotowanie do skoku! Statek uruchomi napęd międzygalaktyczny za 3... 2... 1... ... napęd uruchomiony weszliśmy w zakrzywienie kontinuum. - O to dziwne, ciekawe co się stało, że skaczemy. Trzeba będzie zapytać się jakiegoś oficera, może on będzie wiedział. Co zdziwiło Dana i jego towarzyszy skok odbył się tak, jakby go wcale nie było. Najwyraźniej mieli tutaj świetny system tłumienia przyśpieszeń i drgań.
  11. kapi

    Czarne zagrożenie

    Strażnik spojrzał lekko bardziej podejrzliwie, ale finalnie rzekł: - No cóż miłego pobytu i uważajcie na siebie. Blood uśmiechnął się i powiedział: - No cóż za sprytne to to nie było, ale dobre. Gdzie jest ta twoja niezastąpiona koleżanka, daleko do niej mamy iść, czy sama jakimś cudem ruszy swój czarodziejski zad i się do nas pofatyguje?
  12. Shy podszedł bliżej. - Tak proszę pana, tylko to jest przewód od światła maszyna stoi dalej. Carl zabrał się za naprawę, chwycił w gumowych rękawicach przewód i starał się dopasować go do części na ścianie. Wyglądało to jednak niezbyt ciekawie. W grubym kablu iskrzyło się około 20 małych przewodów, które jak na złość nie były oznaczone kolorami. Nagle kuce usłyszały dźwięk. Odwróciły się przestraszone, ktoś kroczył w ich stronę. Snop latarek padł na ogiera, w kombinezonie. Kask miał otwarty. Widać było jego pewną siebie pomarańczową twarz z jasno zielonymi oczami. Był to Armour Piercing. Technik przebijania miał eksperymentować w tym szybie nowe techniki wydobywcze. Od rana dzień mu się zepsuł, bo dostał jakiś trefny sprzęt z ubiegłego stulecia. Trochę się z nim pobawił i nagle światło zgasło. Poszeł sprawdzić i spytać co się stało, ale jakoś nikogo spośród ekipy nie znalazł teraz szczęśliwy doszedł do kogoś, kto może mu coś wreszcie wyjaśni. W ciemności przed chwilą zobaczył dwa światła latarek, więc podszedł. (witamy w sesji H@L!Ka i jego postać)
  13. kapi

    Pochód umarłych

    Kanadan przyjrzał się dwóm drabom. Z jednej strony byli to ludzie, czyli istoty dobre, a na pewno znacznie leprze od nieumarłych, jednak każdy wie jakich okropności ci się dopuszczają. Stwierdził, że nie warto od razu przechodzić do czynu, choć widział swego nowego towarzysza, który zbliżał się ku niemu. W głębi ducha był wdzięczny losowi, że nie będzie sam. Walczył już nie raz, ale jeden na jednego to co innego niż dwóch. Kapłan stwierdził, że pewnie ten który mówi jest tutaj bardziej odważny, więc do niego zwrócił następne słowa, uprzednio nasunąwszy swój ukochany kapelusz mocniej na czoło. - Czego ja tu szukam? Podziwiam widoki i zapachy tej mieściny, gdyż niedługo wyruszam by ratować karki takim jak wy, co biją ludzi w mieście, a przed prawdziwymi zagrożeniami szczają w gacie. Jeśli nie chcecie się narażać bogom, a już w szczególności mi to zejdźcie z drogi, lub odnoście się milej do przedstawiciela wyższego stanu. Kapłan powiedział wszystko spokojnie, choć dobitnie. Podniósł głowę na znak, że nie boi się drabów i aby uwidocznić swoją słynną szramę. W oczach miał nieznoszący sprzeciwu autorytet i pewność. Gdy szumowiny koncentrowały się na widoku, prawa ręka Kanadana powędrowała w dół do buzdyganu, aby w razie potrzeby szybko dobyć broni bardziej zabójczej niż głupie pałki. Mężczyzna szykował się również do szybkiego uniku, choć nie dawał po sobie tego poznać. Patrząc po tym, że draby chciały go zaatakować pałkami, gdy on miał na sobie zbroję łuskową budził śmiech w sercu mężczyzny. Musieli być to jacyś idioci, którzy nie mieli nic lepszego do roboty. W razie niepowodzenia negocjacji z przyjemnością Kanadan połamie im niektóre kości, raczej jego przyjaciel też się ucieszy z małej rozrywki. Kapłan nie odezwał się na razie do Nicka, aby nie zaburzyć efektu ostrych i pewnych słów, które mogły zbić z tropu napastników, wiedział jednak, że towarzysz nie jest głupi i będzie wiedział co robić. (Kanadan używa umiejętności wywołanie strachu, którą podobno ma, na tym drabie, który miał czelność się do niego odezwać)
  14. Oba kuce szły powoli ciemnym korytarzem. W końcu wyszły na część, gdzie światło docierało. Nie było to dobre. Byli teraz jak na dłoni do ostrzału. Ściany były gładkie, oprócz bocznych korytarzy nie było się gdzie schować. Bez przeszkód dotarli do windy. Był to dość nowoczesny mechanizm, więc eksplozje uszkodziły go znacznie. Jednak wspólnymi siłami otworzyli zablokowane drzwi. Nagle odskoczyli. Całą windę pokrywały trupy rozszarpanych pociskami JHP. Na ścianie było widać masę wgnieceń po pociskach. Nie był to miły widok. Poza trupami w windzie znajdował się też ekwipunek. Pięć karabinów szturmowych Firmy Air Gun Factory typu Tempest 7, jeden granatnik z dwoma granatami odłamkowymi i jakieś rzeczy osobiste. Dwójka kucy weszła do windy i ruszyła w górę. Ruszyli ze zgrzytem do góry. Gdy dotarli na piętro, na które zaatakowały główne siły NLR znów otworzyli drzwi. Gdy tylko to zrobili usłyszeli tupot żołnierskich butów dochodzący z sąsiedniego korytarza i zbliżający się pomału. Tutaj też leżały ciała zarówno lunarnych, jak i solarnych. Ściany pokrywała krew i osmalenia po wybuchach. W korytarzu walało się kilka skrzynek i metalowych kontenerów z kryształami wydobywanymi w kopalniach. Kroki były co raz bliżej.
  15. Nim Terg zdołał odejść w środku nocy drzwi do karczmy otworzyły się. Stanął w nich potężnie zbudowany, choć stary kuc ziemny. Okrywał go stary i poszarpany brązowy płaszcz. Na piersiach nosił zbroję, od której zdobienia dawno zniszczały, a metal był powyginany. Ciężkie buty pomału stukały o podłogę. Co dziwne wraz z jego przybyciem rozpadało się. Podróżny cały ociekał wodą. Twarz miał pokrytą bliznami, a szare, krzaczaste brwi lekko zasnuwały oczy. Brodę miał niezadbaną i siwą. Zmarszczki były dobrze widoczne. W oczach była zarówno odwaga, doświadczenie, jak i strach przed czymś niewypowiedzianym. Ogier wyglądał na wycieńczonego długą podróżą. Rozejrzał się po pomieszczeniu, widząc że nie jest sam strach znikł mu z oblicza i przybrał dość poważny wyraz twarzy. Podszedł do lady, nawet nie zamykając drzwi i zaczął rozmawiać z barmanem. Ten najpierw niechętny nagle zmienił nastawienie i szybko podskoczył do dzbanu z winem i obficie nalał gościowi. Nikt nie dał rady usłyszeć, o czym mówi ów tajemniczy jegomość, jednak musiało być to bardzo zajmujące, gdyż barman słuchał z najwyższą uwagą. Wszyscy za to widzieli dużych rozmiarów miecz dwuręczny przewieszony przez plecy. Ostrze skrywała wysłużona i przemoczona skórzana pochwa. W pewnym momencie barman jakby wskazał na siedzących przy stole bohaterów. Stary ogier omiótł ich krytycznym spojrzeniem, w którym dało się wyczytać nutkę dezaprobaty, po czym odwrócił wzrok i machnął kopytem.
  16. Gdy Fire zdecydowała się na atak z powietrza, zanurkowała zionąc swym ogniem. Jednak podobnie jak pegazie patrole napotkała silny grad bełtów pędzących z dołu. Udało jej się uniknąć kilku, jednak nie sposób było ich wszystkich ogarnąć. Gdy wzbiła się wyżej w powietrze, aby stworzyć kulę elektryczności poczuła, jak coś wbijaj jej się w klatkę piersiową. Z łatwością bełt przerwał tkanki i złamał żebro. Fire usłyszała trzask i nagle siły z niej opadły. Zaczęła spadać, udało jej się wyratować i wylądować na jakimś dach, jednak miała lekko pod sercem wbity pocisk. Bełt wystawał tylko na jakieś 3 cm, reszta tkwiła w ciele i utrudniała ruchy. Na dodatek rana dość obficie krwawiła. Fire nie czuła się dobrze, wręcz fatalnie, rana na prawdę była poważna. Tymczasem przy bramie toczyła się rozmowa. Dowódca w końcu powiedział: - Hej ty leć do koszar i sprowadź posiłki, potrzebujemy tu silnych sił kontruderzeniowych! Następnie zwrócił się do bohaterów: - 20 kuców mogę wam dać, ale podejrzewam, że niewielu wróci. Poza tym zgadzam się z jednym - nie mamy czym przeprowadzić kontrataku. Przy bramie jest nas 100, w okrążeniu może trochę więcej, ale nawet nie ma jak tego tamtym siłom przekazać. Jeśli buntowników jest tylu, że odcięli nas od reszty, to mają znaczna przewagę, co do dopiero przy kontrataku. Wy możecie iść, ale może być to samobójstwem. Jeśli chcecie tu macie 20 kucy. Jeśli macie tam iść, nie sądzę, żebyście spotkali rannych, a jeśli nawet transportowanie ich tutaj musiałoby się odbyć całą grupą, bo rozdzielenie sprowadzi na Was niechybną śmierć. W 20 jesteście bardziej liczebni niż pojedynczy oddział buntowników, a przynajmniej tak mówią gońcy, więc jedno czy dwa starcia wytrzymacie, ale przy rozdzieleniu zmasakrują was. Nie wiem skąd oni wzięli takie uzbrojenie, ale podobno mają dużo kusz i potrafią narobić wiele szkód z dystansu, zanim dojdzie do walki. Pozostaje mieć nadzieję ,że szybko skończy im się amunicja. Dowódca pokazał, kto ma iść z nimi, lecz w jego spojrzeniu wyrażała się troska, gdyż wiedział, że być może posyła wszystkich na pewną śmierć w obecnej sytuacji. Tymczasem Shadow zaczął tworzyć faga. Te stworzenia, zresztą, jak wszystko co magiczne nie mogło powstawać samo z siebie. Za każdym razem czarodziej musi włożyć w tworzenie swą uwagę i później podtrzymywać myślowo konstrukty. Załamania w charmonii znacząco to ułatwiały, jednak nie pozwalały na samoistne tworzenie, do tego potrzebny byłby jakiś generator, czy reaktor magiczny. Shadow skupił się zaczął formować moc, która miała stworzyć faga, jednak nagle coś poszło nie tak, jakieś zachwianie mocy sprawiło, że czar załamał się i eksplodował. Ogier poczuł silne uderzenie w okolicach serca, po chwili ból przeszedł, ale nie było to przyjemne. Nagle wszyscy aż drgnęli ze strachu. Cała ziemia zadrżała od potężnego ryku. Nagle coś wzbiło się w powietrze niczym złota błyskawica. Zawisło wysoko ponad miastem i zaczęło krążyć. Trudno było dokładnie dostrzec, ale przypominało potężną latającą bestii. Było ogromne, świeciło się złotem i tęczowymi refleksami. Jego skrzydła wydawały złowrogi furkot. To coś przypominało wielkiego smoka.
  17. kapi

    Ogłoszenia

    W ten weekend miałem sporo spraw na głowie. Między innymi taki jeden sobotni pokaz w szkole. Przez to mimo mych starań nie odpowiem we wszystkim, tak jakbym chciał. Na szczęście już chyba 16.06 będzie wystawienie ocen i 0 sprawdzianów, więc będę miał więcej czasu w weekendy, a w ogóle to rok szkolny się zaraz skończy, więc pewnie wtedy odpiszę we wszystkim (oczywiście będę sobie szalał z kolegami ,ale w wakacje jest duuużo czasu )
  18. Goniec, którego Grim przywołał do siebie zrozumiał co ma zrobić i szybko pobiegł, by przekazać wiadomość. Zręcznie prześlizgnął się między budynkami i bez szkody zaczął koordynować ostrzał rebeliantów. Rebon również zbierał drużynę do szturmu. Oprócz Dakelin i Magica, którzy wyrazili chęć do brania udziału w tej akcji i Grima, który miał im przewodzić do alchemika doszedł jeszcze lekko zdyszany długim biegiem MT. (jakby co to nie było żadnych oddziałów wroga pomiędzy Tobą SolarIsEpic, a Rebonem i Grimem) Następnie człowiek zebrał razem kuce ziemne i nimi dopełnił drużynę do 15. Grim potrzebował teraz siły tych ogierów, a nie zwinności pegazów. Pułkownik rozejrzał się dookoła. Widział, że ranni są już transportowani w dół, niestety te grupy były narażone na ataki powietrznych grup wroga. Oczywiście dano im eskortę, lecz to uszczupliło siły oblegające dworzec. Jednak w promieniu 50 metrów od Grima rebelianci zaprzestali ostrzału i czekali na sygnał. Kusze mieli gotowe, tak samo jak plan wyrzucania bełtów, tworzących zasłonę. Półkownik już wznosił kopyto, aby dać sygnał, gdy przybiegł jeden z gońców. ​- Pułkowniku nasze oddziały posuwają się szybko w dolnym mieście. Napotkały opór, lecz został szybko stłumiony, a grupki wroga otoczone pod granicami miasta. Długo nie wytrzymają bez pomocy i zostaną wyrżnięte. Nasi otoczyli również budynek dworca, jednak po drugiej stronie od wjazdu na torowisko napotkali silniejszy opór i nie mogą się przebić. Nasze oddziały idące w stronę następnego poziomu miasta napotkały silną i zorganizowaną grupę changelingów przy bramie. Prowadzone są stamtąd wypady, mające odbijać okrążone grupy, choć to na nasze szczęście w większości niemożliwe. Jednak możemy mieć problem z przejściem przez bramę. Green Spark kazał przekazać, że wraz ze swoimi oddziałami zapewni częściowe wsparcie ataku na dworzec, a z resztą przejdzie na kolejny poziom przez tunele pod miastem. Postara się wybić tylu ilu zdoła i zakleszczyć straż bramy od drugiej strony. My mamy w miarę możliwości wtedy zaatakować od frontu, gdy wróg zorientuje się, że jest atakowany od tyłu. (Tomku wydaj ewentualne rozkazy do gońca w następnym poście, będzie, że je przekazałeś i dalej ruszyłeś do ataku poniżej opisanego: ) Grim machnął ręką. Rebelianci po kolei wyłaniali się zza barykad i strzelali. Kilka zaskoczonych changelingów, które za długo mierzyły przypłaciło to życiem, większość jednak schowała się za ścianami. Kuce ruszyły ku drzwiom. Wróg zdezorientowany tym co się dzieję wystawiał same lufy muszkietów i strzelał na oślep, co przyniosło marne efekty. Grupa dobiegła i przywarła do ścian. Grim spróbował pchnąć drzwi, zgodnie z przewidywaniami były zamknięte, co więcej raczej były zabarykadowane. Nastąpiła przerwa w ostrzale zaporowym. Rebelianci musieli przeładować. Wtedy z okien wyłoniły się changelingi i wznowiły swoją kanonadę, nie zdając sobie sprawy z oddziału szturmowego. Te, które wyłoniły się z okien bliskich drzwiom zaraz oberwały potężne uderzenia w głowę mieczami i buzdyganami oddziału, które zakończyły ich żywot. W podziemiach Thermal spytał Yellowa. Ten zamyślił się i powiedział: - Cóż, odgłosy bitwy słychać wyraźnie, na dodatek znoszą już pierwszych rannych. W prawdzie jest szansa, że narazimy się na główne uderzenie, ale cóż, może warto zaryzykować. Dobra zaczynamy. Róg maga rozbłysł słonecznym blaskiem. Podobny kolor przybrały kryształy w jaskini. Zaczęła płynąć z nich moc. - Thermal powierzam Ci sterowanie tym czymś, ja nie będę w stanie Ci służyć pomocą, poza trzymaniem konstrukta, powodzenia, postaraj się nas nie zabić. Czarodziej zmienił się. Najpierw jego sierść rozbłysła, a kontur ciała zamazał się. Po chwili niczym duch wleciał w zaczątek smoka. Stwór zaczął się jakby poruszać, a jego ciało przybierało formę. Z nieznacznej, nieregularnej masy zaczęły tworzyć się potężne nogi, które miały grubość 3m. Pazury ostre i mordercze wbiły się w podłogę, powodując jej pęknięcia. Tułów przybierał na masie, tworzyły się potężne magiczne mięśnie, klatka piersiowa pokrywała się potężnymi płytowymi łuskami, podczas gdy grzbiet małymi, przypominającymi misterną kolczugę. Zaczęły się tworzyć skrzydła, ogromne i z błoną podobną do nietoperza, które na koniec również pokryły się pancerzem. Thermal już czuł potęgę zaklęcia. Z tyłu wyrósł długi, ale potężny i masywny ogon. Na końcu szyi zaczęła formować się głowa. Wydłużyła się i wyostrzyła. Nad oczami widać było potężne łuki brwiowe z utwardzanej tkanki i oczy, w których płonął ogień. Przykryte zostały twardymi powiekami. Paszcza smoka otworzyła się ukazując cztery szeregi zębów gotowych rozrywać i połykać ofiary. Na koniec bestii zaczęły rosnąć kolce, zarówno na grzbiecie, jak i na łapach, szyi, głowie, czy skrzydłach. Niektóre były krótkie, choć ostre, służące do cięcia, inne masywne grube stworzone by nabijać wrogów i rozrywać ich. Thermal poczuł, że się unosi i wlatuje do wnętrza złotego smoka, który mienił się gdzieniegdzie tęczą barw. Gdy ogier był już w środku, spróbował poruszyć bestią. Przyszło mu to bardzo łatwo. Działała ona na zasadzie umysłu, a nie przekładu ruchów ciała. Ogier po prostu unosił się, a smok robił, to co jego umysł chciał ,żeby zrobił. Było to bardzo proste i po przejściu paru kroków Thermal poczuł się pewnie. Z gardzieli smoka dobył się groźny i wojowniczy ryk, który wstrząsną całymi jaskiniami, a także słychać go było na powierzchni. Potwór rozwinął skrzydła i stając się lekko bardziej przezroczysty machnął nimi. Thermal podejrzewał ,że chwilowo to Yellow przejął kontrolę. Ogier zastanawiał się jak wylecieć z jaskini wielką bestią o długości 100m, lecz mag rozwiązał to po prostu przenikając smokiem przez ścianę. Skrzydła uderzyły o ziemię, odpychając powietrze. Thermal poszybował w górę i po paru chwilach wzniósł się nad miasto niczym złota błyskawica. Rozejrzał się. Widział walki w dolnym mieście i skupisko straży przy bramie. Słyszał dźwięk wystrzałów na dworcu i szczęk oręża w okolicach koszar. Dostrzegł także pegazie patrole, z których część zamarła w przerażeniu widząc bestię. Thermal czuł się jak pan świata, śmierci i życia, maszyna stworzona by niszczyć i miażdżyć wrogów, niezatrzymana, niepokonana i nieunikniona zguba zła. W zamku Pokemona rozejrzała się, na szczęście nie zauważyła żadnego bezpośredniego zagrożenia dla siebie. Walczyli tylko jej przyjaciele z resztką gwardzistów. Masked ponownie zaczął wypowiadać słowa inkantacji. W powietrzu zaczęły tworzyć się kryształy lodu, które momentalnie zbiły się w długie i ostre sople. Gdy ostatnie złowrogie słowo wybrzmiało pociski poleciały w przeciwników. Gwardzista, który stał przy Moonlight star zorientował się w porę w sytuacji i szybkim cięciem miecza odbił pocisk, który poleciał i roztrzaskał się o ziemię. Drugi sopel wbił się w zamrożonego przeciwnika Atlantisa, robiąc wyłom w lodzie. Po chwili pod zimną skorupą pojawiła się czerwona plama. Trzeci leciał prosto w korpus gwardzisty, który walczył z Nickiem. Sopel wbił się jednak w rękę żołnierza, który wykonując zamach zasłonił się. To jednak uniemożliwiło mu wykonanie ciosu i spowodowało, że cięcie Nicka trafiło w cel. Wróg zaryczał z bólu uderzony mieczem w twarz, po czym zwalił się na ziemię. Moonlight Star udało się teleportować, przez co odsunęła się od miejsca zagrożonego i zdezorientowała lekko przeciwnika. Poison skupił swą wagę na kroplach krwi ociekających z gwardzisty zdezorientowanego teleportacją. Te napłynęły mu do oczu. Wróg próbował je jakoś przetrzeć, co w końcu mu się udało, jednak było już za późno. Poison zamachnął się potężnie, wiedział, że ma czas i przeciwnik nie zareaguje. Przymierzył w spokoju i z całą mocą z półobrotu ciął. Świst powietrza poprzedził potężne uderzenie, które przebiło cienką zbroję na szyi i niewzruszone szło dalej przecinając tętnice, tkanki, kręgosłup. Gwardzista zdążył tylko otworzyć ze zdumieniem i strachem przetarte z krwi oczy i wydać krzyk rozpaczy, zanim wszelki dźwięk ugrzązł w przeciętej krtani. Głowa potoczyła się po podłodze, a z przepołowionej szyi zaczęła tryskać fontanna kwi, która lekko zwilżała twarz zadowolonego Poisona. Atlantis zamierzał się do rzucenia czaru, jednak nie zdążył, gdyż Shadow uprzedziła go, wbijając swój sztylet od tyłu w szyję zamrożonego ogiera. Broń przeszła przez lód i pancerz bez najmniejszego problemu co zdziwiło maga. Klacz szybko otarła broń i schowała ją. Nie czekając na nic rozejrzała się w poszukiwaniu następnych celów, a zorientowawszy się, że walka dobiegła końca rzuciła szybko: - Zbierajcie się, musimy dotrzeć do królowej. Od razu potem pobiegła niczym cień w stronę schodów. Najbardziej ranny po walce był Nick, jednak wiedział, że pozostanie tutaj w tyle i opatrywanie swych ran będzie wyrokiem śmierci, zwłaszcza, gdy kolejna grupka gwardzistów będzie tędy przechodzić i zobaczy zakrwawione trupy. Drużyna ruszyła. Masked jeszcze tylko spojrzał, jak jego pierścienie korzystają z otaczającej go śmierci (cztery z nich zaczęły się jarzyć trupim blaskiem, pokazując nasycenie) i udał się za pozostałymi. Po przejściu schodami akurat przeczekali za zakrętem, aż przejdzie kolejna drużyna i pobiegli. Na ich szczęście Shadow umiejętnie ich poprowadziła, tak, że dotarli do długiego głównego korytarza bez zbędnych incydentów. Wyjrzeli z bocznych drzwi na drogę, którą mieli przebyć do drzwi królowej. Gdy to zrobili aż oniemieli z wrażenia. Cały korytarz był pusty ,a w okół nie słychać było odgłosów marszu. Szczęście im wybitnie dopisało. Nawet Shadow pozwoliła sobie na mały uśmiech. Dobiegli do drzwi, nie ponosząc żadnych strat, tam Shadow przystanęła i szepnęła: - Uważajcie Nightmare Moon dysponuje mocą, zdolną zmiażdżyć nas wszystkich. Musimy usunąć jej magię. To moje zadanie, Wy odwróćcie jej uwagę i wyeliminujcie ewentualnych gości. To mówiąc otworzyła mocno drzwi i zniknęła teleportując się, albo znikając w cieniu. Drużyna stała teraz na wprost od tronu. W sali płonęły błękitne pochodnie na wyniosłych czarnych kolumnach, rzucając mroczne światło. Pomieszczenie podzielono na nawy, oddzielone kolumnadami. Po bokach stały rzeźby i długie stoły do obrad. Sufit, do którego dążyły kolumny zakończone gotyckim ostrołukiem wypełniony był żelaznymi żyrandolami, które spowijał mrok. Za tronem Nightmare Moon znajdowały się trzy wielkie witraże przedstawiające księżyc, władczynię koszmarów i samą noc. Na środku znajdował się wielki znicz, który potęgował swym granatowym światłem mrok sali. Na podłodze, główną nawą sunął długi czarny dywan, na którym klęczało kilka kucy . Jeden z nich był jednorożcem, odzianym w pełną, bogato zdobioną i świecącą się runami zbroję. Całą czarną w granatowe akcenty z księżycem na naramienniku. Na plecach miał tarczę, a u boku miecz. Drugi był changelingiem. Nosił podobny oręż, tylko cały czarny jak smoła. Po ich bokach klęczało dwóch pozostałych, których twarzy ciężko było zobaczyć przez kaptury. Odziani byli w długie płaszcze, jeden w czarny z zielonymi akcentami, a drugi granatowy z czarnymi zdobieniami. Na podłodze obok nich leżały kostury. Wyglądało, jakby właśnie toczyła się rozmowa pomiędzy nimi, a Nightmare Moon. Królowa Equestrii, Pani mroku i koszmarów siedziała dumnie na tronie patrząc złowrogo na klęczących. Nosiła swą zbroję, która nie zakrywała całego ciała, ale wydawała się nie do przebicia. Jej grzywa falowała, zakrywając mrokiem część sali. W oczach płonęła nienawiść. Gdy drzwi gwałtownie się otworzyły Nightmare Moon zerwała się lekko zaskoczona i potężnym głosem, który przewrócił intruzów zapytała: - Kto śmie mi przeszkadzać ?! W tym momencie cztery kuce klęczące na dywanie podniosły się i obróciły twarze, w kierunku wejścia. Za oknem dał się usłyszeć także potężny ryk jakiegoś wielkiego stworzenia. Tymczasem w koszarach Serox szybko i odważnie zareagował na nadchodzący patrol. Część żołnierzy od razu wzięła się do wykonywania rozkazu, jednak dwóch stanęło przyglądając się mu. Jeden z nich zapytał się: - Kim Pan jest ? Innych jakby lekko ruszyło to pytanie i zatrzymali się czekając odpowiedzi. Sytuacja jeszcze nie była napięta, bo pytanie było nieśmiałe, ale wskazywała, ze plan może się nie powieść, a wtedy ogier będzie miał problemy. Wiktor podszedł do odzianego w szatę ogiera. Wywalił mu prosto z mostu, tan odparł: - West Wind, uczeń Uniwersytetu magicznego, przekazuję rozkazy od Zastępcy Yellow Blasta - Fire Eye'a. Mam rozkaz wstrzymać natarcie na parter, gdyż changelingi zorganizowały silną obronę przy klatkach schodowych i szturm przyniesie duże straty, na które zdaniem naszego dowódcy nie możemy sobie pozwolić. Mamy czekać aż gaz ich wykurzy i wtedy natrzeć znowu.
  19. Mało kto liczył czas od tajemniczego przeniesienia. Dni mijały powoli na codziennych czynnościach i skrupulatnych badaniach. Jednak nie odkryto metody działania kamienia. Energię czerpano z okolicznego lasu i wszystkiego, co znajdowało się już w Hope Pass. Dowództwo nie pozwalało się oddalać dalej niż na 1km od enklawy, gdyż gąszcze, nie do końca wiadomo dlaczego blokowały sygnały radiowe i traciło się kontakt. Las już nie raz pokazał swą nieprzystępność. Mieszkały w nim stworzenia nie spotykane na ziemi, zabójcze Mantykory, drzewne wilki, drapieżne rośliny, jaszczury, oraz złowrogie cienie wrażliwe tylko na specjalną amunicję, produkowaną z rdzeniami z tutejszych materiałów i rdzeni drzew, które charakteryzowały się dużym, nieznanym promieniowaniem. Doniesienia naukowe głosiły, że wszystko w tym lesie emanowało w większym bądź mniejszym stopniu tym czymś. Prowadzono wiele badań, ale jedyne co odkryto, zawierało się w silnym działaniu destrukcyjnym na tutejsze zastanawiające istoty. Teraz jednak dowództwo zaplanowana dalszą ekspansję. Trzeba było wykonać najpierw wypady zwiadowcze. Zostali do tego przeznaczeni odpowiedni ludzie, mający doświadczenie i zaufanie. Wyposażono ich dobry ekwipunek i rozesłano po okolicy. Jednym z nich był młody Kyle Freeman. Mężczyzna szedł powoli przez krzaki rozglądając się uważnie. Spotkał już w swym życiu kilka razy Mantykory, więc karabin miał stale gotowy do strzału. W pewnym momencie dostrzegł jakiś ruch w krzakach. Momentalnie wypalił, zbliżył się, żeby zobaczyć co to jest. Przed nim leżało stworzenie niepodobne, do niczego w tym lesie. Przypominało kolorowego kucyka i krwawiło mocno z boku, na dodatek miało skrzydła. Kilkanaście metrów dalej czaiła się Dark Forest, przywiedziona zapachem i zaniepokojona nowym stworzeniem.
  20. Dobra dobra, jak zwykle na początku parę spraw organizacyjnych do omówienia. Cieszę się, że jest tak duży odzew z Wasze strony, ale pamiętajcie, że macie wpływ tylko na swoją postać, czyli nie kontrolujecie świata zewnętrznego. (akcja z wybuchem za pięć minut jest niedozwolona, bo szczerze Cleo nie mogła tego usłyszeć, gdyż wszystkie urządzenia łącznościowe przestały działać, dlaczego? no cóż, tego ona jeszcze nie wie.) Dlatego prosiłbym o nie kontrolowanie świata, tylko zajęcie się swoimi postaciami. Oczywiście będę zachęcał również do pisania jak najobszerniejszych postów, a nie jednolinijkowców. Zapewnia to o wiele lepsze poznanie i zrozumienie postaci (bo można obszernie pisać o przeżyciach), a także umila czytanie innym, sprawiając, że historia jest ciekawsza. Nie rozkazuję, ale zachęcam do starania się żeby rozbudowywać wypowiedzi i posty. Co do kontroli świata, oczywiście pozwalam na dużą swobodę, ale jeśli nie przeszkodzi mi ona w moim zamyśle, na razie postarajcie się nie odgrywać świata, a jak nabierzecie wprawy i poznamy się lepiej to wtedy zobaczycie, co mi w ogóle nie przeszkadza i wtedy możecie rozwijać sami wątki poboczne. Na początku zawsze daję jakieś uwagi, nie przejmujcie się, bo moją rolą nie jest karanie, ale zwracanie na różne rzeczy uwagi, choć nie ukrywam ,że do tych podstawowych trzeba chociaż STARAĆ zastosować. Cleo spojrzała na swój GPS, nie wskazywał nic, pokazany był kompletny brak sygnału, to samo zresztą działo się na urządzeniu Night'a. Ogier idąc dalej tą odnogą natrafił na ślepy zaułek, zawalony jakąś eksplozją. Musiał się wrócić. Cleo wyszła i usłyszała jakieś szybkie kroki. Zbliżały się niepokojąco. Na razie odpis krótki, bo taka sytuacja, co nie znaczy ,ze nie będę się starał pisać długo. Macie teraz idealną chwilę na dogadanie się ze sobą, bo duosesja, prowadzona de facto dla graczy grających oddzielnie może być nudna, więc lepiej, żebyście się jakoś zgadali i chociaż poszli w jedną stronę , choć nie narzucam, bo zawsze możecie się rozdzielić.
  21. Fire leciała szybko nad miastem. W pewnym momencie z dołu posypał się grad strzał do pegaziego patrolu przed nią. Pare kuców spadło poranionych inne obniżyły i przyśpieszyły lot i kryły się za dachami. Dragon uczyniła podobnie i udało jej się przelecieć prawie nietkniętą do miejsca zamieszania. Całe dolne miasto ożyło, wszędzie poruszały się oddziały jakiś dziwnych nieregularnie uzbrojonych kucy, które atakowały i co gorsza wyrzynały patrole. Sytuacja stawała się napięta, gdyż powoli całe dolne miasto było opanowywane. Dłużej nie mogła obserwować, gdyż wystawiła się na ostrzał. Towarzyszący jej przez przypadek patrol straży miejskiej niestety został ostrzelany, w wyniku czego zginęło pięciu strażników. Jedynym bastionem, który jeszcze się trzymał był główny dworzec, wraz z częścią wojskową, jak i obrzeża dolnej dzielnicy. Jednak siły Changei oraz Canterlotu były coraz bardziej spychane i te oddziały, które wycofywały się w stronę górnego miasta nie miały się o co martwić, jednak już spora część sił została otoczona w obrzeżach dolnej dzielnicy, gdzie najprawdopodobniej zostanie szybko wybita. Dragon widziała, lecąc do dworca, że zbiera się wokół niego coraz więcej kucy. Obudzona ochrona dawała sobie na razie radę, jednak wydawała się przytłoczona i kompletnie zaskoczona. Pociągi pancerne w większości stały puste, dopiero zaczynał się proces obstawiania ich. Shadow Scar wybiegając natrafiła na IceSworda i Dark Shadowa. Ci rozmawiali właśnie w szybkim marszu udając się drogą do dolnej dzielnicy. Gdy przeszli przez dwie bramy i mieli przechodzić przez trzecią spotkali dość duży bastion straży złożony z około 100 zebranych żołnierzy. Grupa bohaterów została zatrzymana, ale po krótkim przedstawieniu się odesłano ich do dowódcy, który zasalutował i powiedział: - Mamy ciężką sytuację, nie wiadomo kto zaatakował i skąd, jakby nie dosyć to jeszcze nie nadchodzą posiłki z koszar. Wróg ma znaczną przewagę w chwili obecnej i nie wiem jak długo zdołamy utrzymać dolne miasto. Cały czas dostaje meldunki o kolejnych odciętych oddziałach, nie mówiąc już o utrudnieniach w komunikacji przez masowe uzbrojenie w broń zasięgową u wroga. Nie radzę wam wchodzić dalej. Tam panuje totalny chaos, możecie w każdej chwili zginąć. Wysyłam tam tylko silne i duże oddziały, aby orientowały się w sytuacji oraz zwiadowców, choć ci drudzy zaczynają nie wracać. Trwa reorganizacja sił, gdyż tylko część posiada pełny ekwipunek bojowy. Szykujemy się do zamknięcia bram do górnego miasta w razie konieczności. Wróg raczej nie dysponuje niczym zdolnym do oblężenia, choć nie możemy być tego pewni.
  22. Rebon, jeśli poczułeś się omijany to przepraszam, z tego co jednak kojarzę nie robiłeś nic specjalnego poza podążaniem z Grimem, zatem opisując jego widoki dawałem Ci obraz na widoki alchemika. Mimo to jeśli poczułeś się omijany to przepraszam. ​Pokemona widziała dobiegającego do niej gwardzistę, nie zastanawiając się rzuciła się na podłogę i przeszła do ślizgu. Mimo początkowego zachwiania wszystko szło dobrze. Zauważyła jednak błysk w oku ogiera, który błyskawicznie zmienił tor uderzenia. Klacz skuliła się w rozpaczy, dzięki podkurczeniu tylnych nóg miecz spadł na podłogę, ucinając wcześniej spory kawałek ogona Pokemony Nick odleciał, jednak ból nie dawał mu spokoju, przeszkadzał w skupieniu. Ogier wyczekał momentu, gdy gwardzista zamachiwał się na niego. Obrócił się do uniku. Wtedy poczuł, że może nie dać rady, coś go zatrzymało. Na jego szczęście wróg odebrał początkowy ruch za zamiar ostateczny i skorygował uderzenie. Gdyby Nick odchylił się, tak jak zamierzał na początku, już byłby przebity. Teraz korzystając z sytuacji, dobył nóż i wyprowadził cios. Jego ruchy były jednak zbyt powolne, gdyż, gdy tylko ruszył kopytem znów ukuła go nowa fala bólu i cis z szybkiego zamienił się w powolny. Dzięki temu wyszkolony gwardzista uchylił się przed nim. Masked wykonał markujący cios nożem, który zgodnie z przewidywaniami został sparowany. Jego przeciwnik wykazał się olbrzymią podzielnością uwagi, gdyż jednocześnie odbijając jeden cios skupił się na zablokowaniu zaklęcia. Masked poczuł opór umysłowy celu, a że sam nie przyłożył się do czaru, z trudem przezwyciężył problem. Jego ręka zajaśniała trupim błękitem i po chwili z palców wystrzelił rząd błyskawic, który obiegł ciało, paraliżując je na chwilę. Widać było, jednak, że siła zaklęcia rozeszła się po zbroi i niewiele zrobiła wojakowi. Wtedy jednak Masked momentalnie rzucił się na ofiarę, ta mimo częściowego paraliżu próbowała się uchylić, jednak nie zdołała. Śnieżno białe zęby zanurzyły się w szparze pomiędzy hełmem, a częścią piersiową zbroi. Żołnierz mimo swej twardości krzyknął z bólu i przerażenia, nie wiadomo do końca czy na widok twarzy wampira, czy tego co robił. Masked poczuł słodki, wspaniały smak. Nigdy w życiu nie pił nic równie dobrego. Nie dość, że jego zmysły wchodziły w ekstazę smaku, to jeszcze ciało od razu odzyskało siły. Czarnoksiężnik zaczął pragnąć coraz więcej, a jednocześnie nowy przypływ sił utwierdzał go, że może sięgnąć po to. Po chwili ogier uderzył go w twarz i wyrwał się, jednak była to ostatnia rzecz, którą zrobił w życiu. Zaraz potem wyczerpany padł martwy na posadzkę. Masked czuł ciepło w środku, miłe i przyjemne, a także powiązane z mocą, przypominało to stan, w którym napiłby się czystej magicznej energii o smaku najwykwintniejszego wina, choć i tak to porównanie wydawało mu się za słabe. Miał wrażenie jednak, że im więcej tego wypije tym bardziej będzie chciał i tym szybciej będzie tracić panowanie nad sobą. Shadow wykorzystała sytuację, którą stworzył Atlantis. Jeden sztylet wbił się w kark kuca zmrożonego przy niej. Ostrze mimo lodu i twardej zbroi zanurzyło się jak w masło. Następny nóż pofrunął do gwardzisty, który chciał zabić Pokemonę. Coś błysnęło przed oczami klaczki po ch chwili widziała już tylko zdobną rękojeść wystającą z szyi swego napastnika, którego oczy uciekły w tył i cały runął na ziemię. Atlantis aby unieszkodliwić przeciwnika (bo tylko jeden żywy ogier był zamrożony) zamknął oczy, jego róg pokrył się kryształowymi soplami lodu i zaczął zionąć z niego chłód. Gwardzistę zaczęła obrastać coraz grubsza warstwa lodu, aż w końcu zmienił się w jeden wielki sopel. Moonlight Star pchnęła sztyletem, ku jej zaskoczeniu reakcja ogiera była na tyle szybka, aby sparować uderzenie, w dodatku rozproszyło ją to i silny błysk, który miał nastąpić przeistoczył się w lekkie światło. Gwardzista zamachnął się potężnie. Moonlight nie zdołała wrócić sztyletu więc desperacko zasłoniła się kopytem. Poczuła potężny cios, który wstrząsnął ją całą. Miażdżone i cięte tkanki krzyczały do niej o zaprzestanie cierpienia, jednak ona nie mogła na to nic poradzić. Gdy żołnierz zabrał ostrze, szybkie spojrzenie na zmaltretowane kopyto ujawniło czerwoną, głęboką ranę sięgającą aż do kości. Po mieczu napastnika spływała grubym obszernym strumieniem krew. Poison zamachnął się kopytami i podniósł kilka litrów okolicznej krwi, uformował z nich kulę i niczym falą cisnął we wrogów. Jednak w ich zbrojach było coś dziwnego, coś co nie pozwoliło mu na zbliżenie krwii, która zorpadała się w odległości kilku milimetrów od metalu. Mag skoncentrował się i udało mu się przebić barierę, jednak ilość krwi, która pozostała nie wystarczała do utopienia wroga, a jedynie do pożądnego umazania na czerwono. Mimo to sytuacja w korytzrzu zaczęłą się stabilizować, gdyż przy życiu pozostało tylko trzech gwardzistów. Jeden stał przy Nicku, drugi przy Moonlight Star, a trzeci jako sopel przed Atlantisem. Wrogie kuce też dostrzegały przewagę wroga, więc przysunęły się do siebie, jednak nie odchodząc od swych oponentów. Rebon i Silent Enchantress nie robicie nic zależnego odemnie, ale od Grima, więc nie umieszczam Was w odpisie. Poczekam na reakcję pułkownika xD. MT wybiegł z pracowni tworząc w okół siebie chmurę ostrych wirujących przedmiotów. Biegł przez korytarze w stronę dźwięków walk. W miarę jednak, posuwania się do przodu gubił metalowe szczątki, będąc zbyt rozkojarzonym by utrzymać je wirujące. Gdy dotarł do jednego z wyjść, miał już tylko trzy bezużyteczne szczątki. Wydostał się na powierzchnie. Słyszał huk wystrzałów i wiele rebeliantów. Rozejrzał się i spostrzegł jakieś 300m od siebie Grima i Rebona, którzy rozmawiali. Byli schowani za jakimś budynkiem, a wokół rebelianci prowadzili wymianę ognia z kimś, będącym zasłoniętym przed wzrokiem MT.
  23. Uwaga oficjalna: To jest prywatna sesja w świecie NLR vs SE. Nie narusza ona regulaminu i nie ma charakteru oficjalnego oraz wiążącego. Uzyskała zgodę administracji na lokalizację w moim poddziale. 13 kwietnia godzina 2:00 Night Whisper kroczył spokojnie po pasie hangaru. Noc roztaczała swój majestat nad całą całą wojskową nr 45. Pod tygodniu przepustki ojczyzna znów potrzebowała dobrego infiltratora. Cały sprzęt był już gotowy. Kuc dochodził do nowoczesnego samolotu "Night Thunder". Był to specjalny typ maszyny do cichego desantu sił i wsparcia ogniowego. Dwa potężne śmigła wbudowane w ruchome skrzydła unosiły maszynę do góry. Kształt miała wysmukły i aerodynamiczny. Pod kabiną pilota i z boku kadłuba miała zamontowane wyrzutnie rakiet o krótkim zasięgu oraz trzy szybkostrzelne CKMy. Załogę chronił 120 mm grubości pancerz aktywny. Jednak nie on miał w głównym stopniu chronić samolotu. Night Tunder wyposażony był w kompletny system maskujący najnowszej generacji, pozwalający wtopić się w dowolne tło. Przy pojeździe uganiało się około dziesięciu kucy, szykując go do lotu. Night Whisper instrukcje dostał dopiero wczoraj. Wywiad dostał informację, że Solarne Imperium przemyciło swoich ludzi do opuszczonej bazy górniczej na dalekim południu. Złoża w tamtej okolicy rzekomo zostały już wyczerpane, więc zadaniem ogiera jest zobaczenie, po co ulokowały się tam siły Imperium. Ogier doszedł do otwartego tylnego włazu, wszedł do środka. Po raz kolejny sam będzie siedział w przedziale transportowym. Nie przeszkadzało mu to, w końcu lubił działać sam. Po minucie usłyszał dźwięk startu silników. Powoli potężne turbiny zaczynały się kręcić. Silnik pracował tak cicho, że gdyby nie brak rozmów to byłby nie do wykrycia. Po półgodzinnym locie w kabinie zapaliła się lampka przygotowania do desantu. Night Whisper przygotował się, właz się otworzył. Pod sobą zobaczył rozległy las. Znajdował się na wysokości około 400m. Maszyna leciała bardzo szybko. Ogier wyskoczył, poczuł silne uderzenie powietrza rozłożył swe skrzydła i przeszedł w lot pikowy. Wyrównał dopiero tuż nad powierzchnią drzew. Powietrze było ciepłe, a na niebo czyste. W odległości około 10 km widział duży budynek, w którym paliły się światła. Był umiejscowiony na zboczu góry, a z wielkich kominów wydobywał się dym. Już z tej odległości dało się słyszeć odgłosy maszyn. Night zrobił zdjęcie i poleciał w kierunku kompleksu. Wtedy w jego słuchawce odezwał się koordynator misji podpółkownik Silver Tunder. - Pamiętaj nie rób huku i odzywaj się regularnie w godzinach nocnych. Masz się dowiedzieć co się tam dzieje. Bez odbioru. 20 kwietnia godzina 23:00 Cleo Sky wraz z dwoma batalionami szturmowców NLR czekała pod osłoną lasu na rozkaz do ataku. Pewien szpieg wysłany do kompleksu górniczego na dalekim południu zaginął w tym rejonie. Dowództwo wydało rozkaz zniszczenia obiektu. Jednostki NLR nie miały przewagi liczebnej, a przynajmniej tak sądzono z nikłych wiadomości na temat tutejszego garnizonu. Szturm miało poprzedzić bombardowanie, a oddziały idące na szpicy zostały wyposażone w bardzo dobry sprzęt między innymi pancerze kewlarowo kompozytowe z płytkami pancernymi, granatniki, miotacze termiczne i szybkostrzelną broń maszynową. Godzina wybiła na wysokości 25 km przeleciała eskadra ciężkich bombowców, niewidocznych dla oka żołnierzy. Nagle rozległ się huk serii wybuchów. Bomby trafiły. Każda spadała w odstępie półsekundowym od drugiej. Jedne eksplodowały ogniem, drugie wybuchały w kłębach dymu i kul zapalonego powietrza, niszcząc struktury obronne, niektóre wywoływały okrągłe bańki ciemnoniebieskiej energii, wyłączając elektrykę obronną. Gdy dym opadł, a oddziały już biegły budynek wyglądał na ruinę, jednak jego główna część znajdująca się w górze była we względnie dobrym stanie. Night Whisper już tydzień próbował nawiązać kontakt. Jednak stacja produkowała jakieś pole zagłuszające i nie mógł tego zrobić. CO gorsza wejścia były bardzo dobrze kontrolowane. Po kilku dniach pobytu w tej stalowej twierdzy, jaką okazała się kopalnia uzmysłowił sobie, jakie miał szczęście, że przez przypadek natrafił na otwarty luk bagażowy ciężarówki i nim wjechał do środka. Chwilowo nie udało mu się znaleźć żadnej drogi powrotnej. Kilka dni jego misji nie poszło jednak na marne, zauważył ,że oprócz wznowienia wydobycia skał w podziemiach stworzono jakieś laboratorium, do którego jednak nie miał dostępu. Co ciekawe wszystkie wydobyte skały odsyłane były do wielkiego kondensatora elektronowego, który dokonywał obróbki materiału, co trwało około dwóch dni na partię kruszcu. Dodatkowo zakłady miały wyjątkowo silną obronę. Działka automatyczne były najmniejszym zmartwieniem. Ze wstępnych wnioskowań Nighta mogła tu stacjonować cała dywizja, która w większości pilnowała dolnych partii kompleksu. Ogier właśnie zastanawiał się jak przekazać wiadomości dowództwu, gdy usłyszał serię potężnych wybuchów, po czym zgasło światło. W koło rozległy się krzyki kucyków, jedne irytacji, inne strachu, jeszcze inne chęci ogarnięcia bałaganu i uspokojenia pozostałych. Po pół minuty zapaliło się czerwone światło awaryjne z dodatkowych generatorów, a po chwili zwykły biały kolor oświetlił korytarze. Night ustawił swoje urządzenia na wyłapywanie rozmów oddziałów. - Ogłaszam alarm A Zaatakowano poziomy zewnętrzne bataliony od 1 do 4 zabezpieczyć obszar ataku. Batalion 5 sprawdzić stan wewnętrznych umocnień - Batalion 1 przyjąłem - Batalion 2 przyjąłem - Batalion 3 przyjąłem - Batalion 4 przyjąłem - Batalion 5 tak jest! - Pułk II bądźcie gotowi do interwencji. Połączenia metra nie działają, rozpocząć plan obrony 1-X. Po szybkim przemyśleniu sytuacji Night udał się w kierunku zaatakowanych obszarów, była duża szansa, że agresorami są siły NLR, jednak postanowił być ostrożny, w końcu nigdy nic nie wiadomo. Cleo Sky nacierała w drugiej fali. Dotarła na opanowane już zbocze góry i weszła do podziemi. Korytarze były specjalnie wzmocnione i nie uległy zawaleniu. W komunikatorze słyszała, że oddziały napotkały silny opór, w dalszej części kopalni. Prą dalej, lecz z dużymi stratami. W tym momencie do jej uszu doszedł dźwięk wystrzału. Ogier idący przed nią padł, ranny na ziemię. Strzelano z bocznego korytarza. Zobaczyła siły Imperium i schowała się za ścianą. Jej oddział prowadził wymianę ognia. Wtem między nich upadł granat i eksplodował rozrywając paru Republikanów na strzępy. Cleo rzuciła się w bok i uniknęła obrażeń. Niestety został przy niej tylko jeden ogier z jej oddziału reszta odskoczyła na drugą stronę. Wtedy wbiegli Imperialiści i pociągnęli serie po obu odnogach skrzyżowania korytarzy ( w kształcie litery "T"). Cleo jakimś cudem nie dostała i zastrzeliła jednego napastnika, jednak przytłoczona przewagą liczebną wroga musiała uciekać. Nie patrzyła gdzie biegnie, musiała zgubić siły nieprzyjaciół. W pewnym momencie zauważyła wyważoną śluzę do pomieszczenia sanitarnego. Leżało tam kilku martwych żołnierzy obu stron. Weszła tam i odeszła korytarzem w bok. Night udając się w kierunku powierzchni natrafił na zaciekłe walki, więc próbował znaleźć bezpieczniejszą drogę. udało mu się uciec paru potencjalnym mordercom i teraz szedł korytarzem. Nagle usłyszał czyjś galop. Podleciał do sufitu i tam zawisł. Zauważył dziwną postać. W tym korytarzu wysiadło światło i nie dostrzegł kim ona jest. Postanowił więc najpierw obezwładnić, jeśli będzie taka konieczność, a później pytać. Na nieszczęście postać zatrzymała się pod nim i stała. Cleo odetchnęła w korytarzu, tu czuła się bezpiecznie. Ta ciemność dawała jej spokój, starała się coś wymyślić, z rezygnacją podniosła głowę do góry, przypatrzyła się i nagle zorientowała, że coś na nią spada, odskoczyła. Night zauważył ,że postać popatrzyła w górę i postanowił wcielić swój plan w życie zeskoczył na nią. Klacz (jak się okazało, gdy postać podniosła twarz do góry) szybko odskoczyła, ogier próbował ją chwycić i udało mu się, lecz dostał potężnego kopniaka w twarz. Zaczęła się szamotanina i kombinacja wielu dźwigni, raz jedno raz drugie leżało na ziemi, jednak szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną stronę. W końcu, gdy Cleo chciała zadać cios ogier zepchnął kopyto i przygniótł do ziemi, ona zrobiła to samo z jego drugą przednią nogą. Doszło do intensywnego siłowania się, podczas którego ich twarze były bardzo blisko. Każdy patrzył w oczy drugiego i widział w nich determinację, oraz chęć przetrwania...
  24. Szli razem wydrążonym korytarzem. Chłodne zimne światło sączyło się z reflektorów. Słychać było głośne wiercenie w szybach. Kierowali się do małej windy prowadzącej do bocznej odnogi. - Cóż nasza kopalnia nie wydobywa najzasobniejszego energetycznie kryształu, dlatego mamy stary hydrauliczny sprzęt. Przewody się przerywają, płyny uciekają i się psują. Co innego w tych pozostałych odnogach, ale cóż... Gdy zjechali na dół coś zadziwiło Carla. Światła były pogaszone, a w szybie panowała cisza. Shy wyglądał na podobnie zadziwionego. Szli pomału. Zapalili latarki i oświetlali puste ściany. Gdzieś w oddali iskrzył się przewód. Gdy podeszli bliżej okazało się, że był to stalowy kabel, który zapewniał dostawy prądu tu na dół. Wyglądał na rozerwany. - Co Pan o tym myśli, to dziwne, nie uważa pan?
  25. - A a co mi z wykorzystywania moich naparów? Co pan sobio myślisz?! I cóż to za bractwo?! Ogier irytował się co raz bardziej z każdą chwilą.
×
×
  • Utwórz nowe...