Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. kapi

    Aleja Zasłużonych

    Mała aktualizacja mówiąca mniej więcej o nagrodach. Podam tutaj za co są one przyznawane: Feniks z popiołu - Nagroda dla graczy, którzy grali ze mną wcześniej i przyczynią się do rozwoju działu/miłego spędzenia czasu na sesji przy okazji rozpoczęcia nowej przygody od 03.07.2020 1. Drzewo Macintosha - Nagroda za wytrwałość w sesjach 2. Dwa pióra Canterlotu - Najbardziej prestiżowa nagroda, którą może mieć w danym czasie tylko 1 osoba. Jest związana z najładniejszymi postami i kreacją postaci. 3. Gwiazda Archiwum - Związana z pomocą w sesjach, w różnej formie. 4. Księżyc Władczyni Nocy - Za ubarwianie sesji swymi pięknymi postami i odgrywaniem swych postaci. 5. Krzyż Gwardzisty - Przyznawany za osiągnięcie pewnego pułapu PD dowolną postacią. 6. Czysty Kryształ - Przyznawany za wkład artystyczny w sesje. 7. Miecz Weterana - Przyznawany za udział w odpowiedniej ilości moich sesji. 8. Diamentowe słońce - Przyznawany za wkład muzyczny w dział. 9. Gwiazda Wnikliwości - Nagroda związana z pomocą mi w pewnych rodzajach problemów. 10. Blask Wschodu - Najbardziej subiektywna z przyznawanych tu nagród i niech to wystarczy za jej opis. 11. Tryumfatorzy potyczki pod Dworcem Canterlockim - Przyznawane graczom za zwycięstwo w I pojedynku między stronami Harmonii i Chaosu. 12. Złoty Krzyż Gwardzisty - Drugi stopień Krzyża Gwardzisty. Tak to wygląda moi mili. Mam nadzieję, że trochę to rozjaśniło , ale także, że nie będę miał listów z zażaleniami czy oskarżeniami o błędne przyznanie jakiejś nagrody. Liczę na spokój i uszanowanie mych decyzji.
  2. kapi

    Ogłoszenia

    Zagrzmiały trąby i na mównicę wyszedł stary kuc w mundurze wojennym. Wyciągnął długą listę i zaczął mówić: - W dniu dzisiejszym, najwyższa władza tego poddziału, za osiągnięcia w sesji przyznaje następującym graczom odznaczenia, dołączając ich do Alei Zasłużonych Anathiela zostaje odznaczona: Drzewem Macintosha Darth Imperus zostaje odznaczony: Mieczem Weterana Nightmare zostaje odznaczona: Krzyżem Gwardzisty i Drzewem Macintosha Ohmowe Cistko zostaje odznaczony: Krzyżem Gwardzisty Serox zostaje odznaczony: Gwiazdą Archiwum Wszystkim wymienionym serdecznie gratulujemy, życzymy powodzenia i dalszej miłej zabawy. Jak zwykle po wiadomość która nagroda jest za co należy pisać do kapiego PW.
  3. kapi

    Trudne Negocjacje

    Luna milczała i zastanawiała się. Poruszyła ją dopiero pierwsza wypowiedź Saladina. Odparła na nią spokojnie: - Twilight Sparkle jest księżniczką przyjaźni, chyba najbardziej przywykła do obcesowych zachowań i niezbyt miłych komentarzy. Nie sądzę, zatem, aby Twoje słowa ją uraziły, a nawet jeśli to szybko o tym zapomni. Twilight czasami mi imponuje swym wewnętrznym spokojem. Sama czasami chciałabym mieć tak niezłomną wolę w trudnych momentach jak ona... Zapadła krótka cisza. Gdy ogier znów poruszył temat wyprawy, piękna klacz odparła: - Jest to dość trudna decyzja Saladinie. Pewnym jest, że udajemy się w stronę Equestrii. Niestety oddzielają nas od niej niezbadane ziemie tajemniczych pustkowi. Są oczywiście główne przekarczowane szlaki, ale jako brama do Changeli są bardzo dobrze strzeżone i kontrolowane. Moglibyśmy wrócić drogą morską, ale do tego potrzebny jest statek. Kapitana już mamy. Jednak z tego co widzę, będziemy musieli jednak udać się do małego miasta. Po pierwsze Cooper potrzebuje bardziej fachowej opieki, po drugie jeśli udałoby się zdjąć nam te bransolety antymagiczne byłoby dużo łatwiej. Wypowiadając ostatnie słowa Luna ściszyła głos, jakby coś maskowała. Jej usta zadrżały. Po chwili jednak opanowała się i kontynuowała. - Jak powiedziałeś potrzebujemy zapasów, a poza miastem możemy się zdać tylko na nasze doświadczenie. Owszem Twilight mogłaby coś wiedzieć z książek, a Cooper z doświadczenia, ale o to będziemy musieli ich spytać po obudzeniu. Może moja siostra coś wymyśli, ale ja byłabym jednak za wysłaniem dwóch osób do miasteczka, albo lepiej do wsi. Na ostatni problem Saladina Luna zareagowała cichym, dyskretnym, ale szczerym śmiechem. - Dziękuję za komplement Saladinie, ale zapewniam, że grzywy moja i mej siostry są także bardzo praktyczne. Bez większego problemu układają się w różnorakie fryzury. Czasami zdarza mi się chodzić w kucyku, gdy nie jestem na oficjalnych wizytach. Nie martw się więc, kaptur wbrew pozorom, całkowicie pokryje nasze włosy.
  4. - Tu porucznik Jackson. Słyszę Cię. Wracaj, czekamy... Żółta klacz dziwnie spojrzała na człowieka, bez słowa, acz grzecznie odprowadziła gości do drzwi. Spojrzała w stronę Darki zastanawiając się, czy klacz tu zostaje, czy idzie wraz z człowiekiem...
  5. Po tej odpowiedzi kobieta zmierzyła wzrokiem nowego ucznia Lorda i uśmiechnęła się jakby z aprobatą. Kiwnęła dodatkowo nieznanie głową, tak że jej rude włosy zafalowały zgrabnie. - Zatem zapraszam do sali jadalnej. Dwójka podeszła do wielkich srebrnych wrót, które bezgłośnie rozsunęły się. Tam Nek'akhoid zobaczył kilkadziesiąt istot w czarnych ubraniach, przemieszczających się pomiędzy długimi korytarzami i licznymi wejściami. Kobieta pewnie prowadziła, nie oglądając się w tył. W końcu po kilku skrętach i minięciu pustych czarnych korytarzy, oświetlonych czerwonymi lampami ledowymi po bokach, przed Nekiem otworzyła się mała stołówka. Na posrebrzanych długich i smukłych stołach znajdowały się dokładnie ustawione nakrycia. Siedzenia były wygodne, a obok nich lewitowały terminale, w których można było złożyć zamówienie. - Wybierz sobie teraz jedzenie, ja jestem do Twej dyspozycji. Co chciałbyś wiedzieć? To mówiąc kobieta wstukała w terminal kilka pozycji i spojrzała swym głębokim wzrokiem w oczy Neka.
  6. Klacz ominęła ponurą zbroję czarnego posągu. Jej wzrok spoczął kolejno na większości dziur w jego nodze. Przez chwile zdawały się powiększać, ale wtedy klacz szybko odwróciła wzrok. Podeszła do pierwszych drzwi i otworzyła je. Te ustąpiły bez najmniejszego skrzypnięcia. Nagle jakby czas się zatrzymał, a kroki klaczy odwróciły. Wszystko zdało się cofnąć o kilka sekund. Ponowne zmącenia wkradły się do pamięci Sandstorm. Pomimo usilnych starań nie była sobie w stanie uświadomić, czy ona otworzyła już drzwi, czy tylko o tym myślała. Jej oczy dalej spoglądały na dziurę w nodze posągu. Potrząsnęła głową i podeszła do wrót. Sandstorm otworzyła pierwsze drzwi. Jej grzywa poruszyła się pod wpływem ciepłego wiatru. Zobaczyła małą leśną polankę, okoloną kwiatami i krzaczkami z jagodami. Gdzieniegdzie kicał króliczek. Na środku stała pewna beżowa klacz z brązową grzywą. Spojrzała na Sandstorm i uśmiechnęła się. Jej łagodny głos nie pasował do wszystkiego co otaczało klacz o piaskowej sierści. ​- Witaj Sandstorm, pamiętasz mnie, jestem Animal Heart. Co Cię do mnie sprowadza, przecież opuściłam drużynę? Mały offtop. Dla tego postu nie miało znaczenia czy kojarzysz Animal, ale weź napisz mi, czy Wilcza Nati jeszcze grała ,gdy Ty doszedłeś, bo nie pamiętam. Może mieć to znaczenie w dalszych postach.
  7. Ice Sword spojrzał na swoje kopyto. Zaczęła wyrastać z niego lodowa tarcza. Dość solidna, ale nie mogąca być za duża, aby nie utrudnić lotu. Ogier spiął się w sobie, wyznaczył trasę do drzwi na dole i wyskoczył. Jednocześnie Dragon rzuciła dachówkę. IceSword poczuł pęd powietrza. Gnał jak tylko mógł najszybciej. Świst, huk tarczy, rozdzierającej masywy tlenu i azotu. Szybkie spojrzenie na wrogów. Dwie wycelowane kusze! Skrzydła szybciej zamachały, tarcza uniosła się do osłony. Dwóch wrogów przeszło, jeden pod wozem, jeden przechodzi jeden jeszcze nie przeszedł. Brzęk cięciw. Uderzenie. Tarcza, bełt się odbił lekko ją krusząc. Chwilowa ulga. Nagle coś szarpnęło lotem w tył. Ziemia zbliżała się bardzo szybko. Ból, toczenie, więcej bólu. Trzask. IceSword rozejrzał się. W okół stały poprzewracane meble. Potłuczone talerze układały nierówny okrąg w okół niego. Rozbita drewniana ściana. Przez nią do środka wlatywał chłodny wiatr. Znów do świadomości ogiera dotarł ból. Głowa i korpus wydawały się w porządku, choć uczucie było, jak po oberwaniu młotem. Lodowa tarcza pokruszona. Prawe biodro kuje. Oczy IceSworda powędrowały w tamtą stronę. Zobaczył krótki wystający fragment bełtu. Reszta zagłębiła się w jego ciało. Poruszył nogą. Coś chrupnęło, ale wojownik nie poczuł bólu. Wszystko od niego odpłynęło, jednak umysł pracował dobrze. Wiedział, że jest ciężko ranny i za chwile może mieć nawet problemy z poruszaniem się. Instynkt podpowiadał mu, żeby albo działać szybko, albo dać sobie spokój. Dragon wyjrzała. Dachówka nie zrobiła dużego wrażenia na rebeliantach, ale lecący IceSword dostatecznie rozproszył ich uwagę. Z całą szczęśliwością, że może pozbyć się lodowatego uczucia w ustach, smoczyca zebrała się w sobie i zionęła lodem. Kryształy substancji łączyły się ze sobą w co raz większe grudy, przybierając formę kolców. Pędziły one w stronę rebeliantów. Pierwsze z nich dotarły, gdy dał się słyszeć potężny huk pękającej pod naporem IceSworda ściany. Kilka metalicznych brzęków, świadczyło że lód odbijał się od pancerzy. Jednak po chwili we wszystkich uderzyła taka fala, że zmienili się w sople lodu. Dragon wycisnęła z siebie ostatni dech, który dokończył dzieła. Wszyscy zostali zamrożeni. Jednak ich oczy zdawały się poruszać. Nie wiadomo ile potrwa ten stan. Widać było napięcie ich mięśni, które wskazywało, że próbują rozkruszyć lód.
  8. Adiutant od Grima popatrzył na jego wybuch, zrobił dość przerażoną minę, ale w końcu wpadł na to, żeby pobiec do dział. Sam pułkownik ruszył w kierunku linii frontu. Przeciskał się pomiędzy zgrupowanymi odwodami, cisnącymi się w uliczkach. Widział wynoszone ciała, rozkazy wykrzykiwane przez dowódców. Czuł żar pożaru, który sam rozniecił. Biegł ile sił w kopytach. W końcu przed samą linią frontu dobył swego miecza. Usłyszał wyraźne odgłosy bitwy. Zobaczył chlusty krwi. Poczuł masę rebeliantów, którzy porwali go do ataku pchając w przód. Był w czwartym szeregu, już widział wroga. Zdał sobie sprawę, że jest w jednej z bocznych alejek i nie tu przypada główny atak nieprzyjaciela. Nie mógł już jednak ruszyć się w tył. Kilkoro kucy przed nim padło i w końcu on sam stanął na pierwszej linii. Nie widział w okół siebie żadnych znajomych twarzy. Błysk miecza uświadomił mu zagrożenie. W ostatniej chwili odruchowo sparował cios. Zobaczył błękitne oczy changelinga, który stał w spokoju. Grim natomiast był pchany z tyłu do ataku. Zamachnął się, a potem wykonał mordercze pchnięcie. Te jednak zostało zbite przez oręż wroga i zatrzymało się już spowolnione na twardych kółkach kolczugi. Kolejny szczęk metalu dołączył do ogólnej symfonii wojny. Ten huk ogłuszał Grima, który za późno zorientował się w nadchodzącym ciosie. Ostrze wrogiego miecza, odbiło się jednak od jego płytowych nagolenników, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Przez chwilę przez umysł Grima przeszedł cień wdzięczności, że rebelia przeznaczyła mu taki dobry pancerz. Mało który cios mógł go bowiem przebić. W tym samym momencie kuc usłyszał jęk jakiegoś rebelianta, który został trafiony tak samo jak on - w nogę. Jednak zwykła twarda skóra nie zatrzymała już ostrza wroga, które przeszyło goleń rebelianta. Ten upadł i został szybko dobity przez bezwzględnego changelinga. Grim poczuł strach w sercu. Te potwory walczyły zupełnie bez emocji. Patrzyły swym ofiarom w oczy i zadawały śmierć, jakby parzyły herbatę. Ich doskonałe wyszkolenie nie pozostawiało rebeliantom prawie żadnych szans. W tej uliczce mieściły się cztery kuce obok siebie, a już w tak krótkim czasie przy Grimie musieli stanąć trzej nowi rebelianci. Nagle jakiś changeling padł od bełtu wbitego w szyję. Grim już chciał poprowadzić natarcie, ale wyłom w linii wroga został zasłonięty przez nowego żołnierza. Razem czarna masa tworzyła ścianę ostrzy nie do przejścia. Kolejny cios spadł na osłonięty bark ziemnego kuca. Metaliczny brzęk zagłuszał wszystko. W pewnym momencie parcie od tyłu ustało, rebelia zaczęła rozluźniać szyki, jakby odchodząc w tył. Zaraz potem powietrze rozdarł dźwięk pierwszej salwy. Pociski musiały uderzać bardzo blisko, gdyż armatnie kule świstały niemiłosiernie. Słychać było kruszone niemi kości. Fale ognia ukazywały się co chwila z wysokiej wierzy. Czasami jakaś grupka changelingów w zasięgu wzroku podlatywała do góry. Widać było wtedy ich porozrywane ciała. Jeden pocisk uderzył w okoliczny budynek, który zaczął się walić. Gruzy grzebały pod sobą armię wroga, ale też i kilkoro rebeliantów. Nad głową Grima przeleciała fala bełtów. Spojrzał w górę i w oknach okolicznych domów ujrzał oddział rebelianckich kuszników. Wzrok powędrował przed siebie. Tam leżało około dziesięciu zabitych changelingów z bełtami w ciałach. Tłum pchnął Grima do natarcia. Jakiś ogier koło niego padł od strzału z rusznicy. Podobnie po kolejnych hukach wystrzałów Grim słyszał jęki za sobą. Nie mógł jednak zobaczyć co się dzieję, gdyż właśnie starł się z nowo uformowaną linią przeciwników. Działa waliły dalej. Zza winkla budynku Grim zobaczył plac, na którym trupy wrogów ściełały się gęsto od morderczych kul z artylerii. Wyglądało na to, że jeszcze kilka pocisków i opór się złamie, a wtedy masy rebeliantów zaleją tych sku*****nów. Magitech usadowił pochmurną Pokemonę na swych skrzydłach. Konstrukcja wytrzymała i gdyby nie to, że jest z metalu, byłaby idealnym wózkiem dziecięcym. Mała klaczka poczuła bliskość znajomego ogiera i jego troskę. Gdzieś w głębi serca ulżyło jej, bo ktoś się nią opiekował. Changelingi niosące Nicka spojrzały po sobie porozumiewawczo, po czym ten fioletowy odparł stanowczo, nie zwalniając kroku: - Tak wiemy. Już jedna grupa się tym zajmuje. My do niej dołączymy, jak tylko wykonamy swoje zadanie, czyli uratujemy Ciebie. Pomożesz nam, jeśli powiesz gdzie mamy Cię odstawić. Wtedy szybciej dołączymy do towarzyszy w podziemiach. Co do położenia mamy kilka wytypowanych miejsc. Są sprawdzane przez tamtych, pewnie już ją znaleźli. To gdzie mamy Cię zanieść?
  9. kapi

    Czarne zagrożenie

    - Czuję się już lepiej, w prawdzie przydałby się odpoczynek, ale nie tutaj. Słuchaj, tak jak mówiłam, spodziewałam się ze strony Morthena mniejszej biegłości magii. Coś tu jest nie tak. Nie wiem czy chcemy dalej ryzykować. O przekradaniu się nie ma mowy, zaraz nas znowu wykryją jego szpiedzy. Nie wiem też czy rozsądnie byłoby się mierzyć z nim w jego górskiej twierdzy. Może lepiej zawróćmy? - Co przyprowadziłaś nas tu, żebyśmy sobie powalczyli z bałwanami i poszli. Jak kojarzę alternatywą będzie przedostanie się przez normalną granicę Changeli, a oni raczej dość skrupulatnie sprawdzają bagaże... - Mówię tylko, że zostając tu dużo ryzykujemy, gdyż nie wiem czemu moc Morothena aż tak wzrosła. - Jak na razie daliśmy radę, może to jedyne takie stwory tego gościa. Poza tym czarownika łatwiej ściągnąć z kuszy. - Nie bądź tego taki pewien... Gdyby nie sytuacja chętnie pokazałabym ci co czarodziej może zrobić z kuszą. Niemniej jednak może masz racje, może to były jedyne potwory Morothena. Jestem zbyt słaba, aby stwierdzić, czy w dużej odległości znajdują się jakieś nienaturalne skupiska magii. - Arceus chyba decyzja znów należy do Ciebie... Zawracamy, czy po mojemu wbijamy gościowi na chatę i zabijamy go za to jak nas poharatał. To powiedziawszy Blood uśmiechnął się porozumiewawczo. Natomiast Gravelyn spojrzała dość dobitnie, wyczekując w napięciu decyzji.
  10. Wszystko rozświetliło się nagle na błękitno. Wskaźniki ustabilizowały się, a silnik począł cicho pracować. Po chwili Serenity odczytała, że paliwa wystarczy na około pół dnia podróży. Wejście do statku podniosło się. - Witaj Serenity... Wczytywanie danych modułów... Ostrzeżenie Radary Pomocnicze Komnaty brak odpowiedzi... Ostrzeżenie Radary Pomocnicze Dziedzińca brak odpowiedzi... Ostrzeżenie Radary Pomocnicze Zapasowe brak odpowiedzi... Ostrzeżenie brak możliwości połączenia z systemem wyprowadzającym... Ostrzeżenie brak danych o stanie pogodowym... Ostrzeżenie brak danych o dacie... Ostrzeżenie niemożliwe połączenie z serwerem... Spostrzeżenie wszystkie systemy pomocnicze zewnętrzne statku nie działają. Start możliwy tylko ręcznie. Brak zasięgu łączenia z innymi modułami zewnętrznymi. Klapa wylotowa nie otworzona, czy otworzyć? Odbieram sygnał z Głównego Radaru Pałacowego, czy nastawić na jego odbiór? Po chili na konsolce po lewej wyświetlił się system otwierania klapy wylotowej, a obok pole na dużym ekranie otwórz/zamknij. Przed Serenity wystawił się srebrny uchwyt kierowniczy. Zaświecił się na błękitno, a po prawej w holograficznych trójkącie pojawiła się podobizna komputera pokładowego. Ostrzeżenie niski poziom baterii w akumulatorach.
  11. Szybka akcja Aiona udała się. Przeleciał migiem, zakręcając nagle. Uderzył granat i od razu rzucił się do ucieczki. Jego kompani uczynili to samo. Nagle nastąpił wybuch. Eksplozja wyrzuciła w powietrze tumany kurzu i ognia. Oświetlając ciemność nocy. Biały ogier tylko na to czekał. Rzucił się do krawędzi i rozkręcił wielolufową broń. Zagrała ona piękną arię, wyrzucając setki pocisków. Taśma z nabojami nagle się skończyła, ale z dołu nie odezwał się żaden strzał. - Dobry granat! Dobiłem tych, którzy się nie schowali! Republikańskie psy kryją się za kapsułą! Zostało jeszcze ze 13! Ogier odstąpił i zaczął sprawnie przeładowywać i zmieniać taśmę. W tym samym momencie coś zatrzęsło okolicą. Aion spojrzał w prawo, w kierunku głównego budynku. Kolejne rakiety spadły na jego powłokę, wzniecając pożary. Swym bystrym wzrokiem dojrzał również kilka kapsuł desantowych, które spadły dalej. Żołnierze Republiki wlewali się do środka. Na szczęście główne systemy obronne były w głębi góry, o czym raczej wrogowie nie wiedzieli. Ale skąd oni się wzięli? Ta baza miała być tajna! Biały ogier skończył przeładowanie i wyjrzał na chwilę. Cofnął się momentalnie po cichym odgłosie wystrzału. Jego biała sierść na twarzy splamiła się czerwienią. Pocisk przeleciał przez policzek. Ogier złapał się za krwawiące miejsce. Szybko odłożył karabin i wyciągnął apteczkę. - Zaraz się załatam, ale chyba ta republikańska hołota teraz czeka z karabinami wycelowanymi w nas.
  12. kapi

    Płonący Mrok [duosesja]

    New Moon odezwała się pierwsza: - No właśnie, jeśli nic od nas nie chcecie to wynoście się z Equestrii bo nikt szpiegów nie lubi. Jeśli się nie usuniecie to dalej będziecie ginąć. Nie została zawarta żadna umowa, ani pozwolenie na Waszą bytność na naszych ziemiach. Więc to Wy będziecie się tłumaczyć. Dobrze to chyba tyle z mojej strony. Sądząc po sposobie Twojej walki nie jesteś bardzo niebezpieczna dla nas, więc zostaniesz uwolniona. Przekaż wiadomość swemu królowi, że ma wycofać wszystkie swoje siły z Equestrii i co najwyżej przysłać dyplomatów. Tymczasem Iron Heart przeanalizował to co powiedziała Grey Whisper. Odrzekł dość pewnie: - Zatem jesteś z klanu szeptaczy. Jeśli tak, to chyba będziemy współpracować... Jednak Ty nic nie wiesz, co może być dość problematyczne. Nie ważne. Zobaczymy co powie dowództwo. Na razie jesteście oboje wolni. Ogier rozkuł ich i otworzył drzwi salki przesłuchań. New Moon gdzieś wyszła. Po chwili wróciła, dla pewności przeszukała dość stanowczo zarówno Grey, jak i Havock. Po czym wyprowadziła na zewnątrz do Canterlotu. - Jak będę miał wytyczne z dowództwa, to wrócę po Ciebie Grey Whisper. - A ja liczę, że przekażesz wiadomość swemu królowi, bo inaczej dalej będziecie ginąć.
  13. kapi

    Magiczne Odrodzenie

    Mężczyzna uśmiechnął się i odparł całkiem spokojnie: - Nie dobry człowieku, to mój prywatny dom. Proponuję Wam strawę, gdyż wyglądacie na zagubionych, a ja lubię pomagać, szczycę się tym w mieście. Może to bardziej z próżności niż z dobrego serca, ale zawsze to Wy na tym korzystacie, czyż nie? Mężczyzna zdawał się oczekiwać na odpowiedź pięknej damy.
  14. Ogier wysłuchał wypowiedzi Kylego. Zamyślił się ponownie, odłożył już dokończony obiad i powiedział: - Dobrze, wydaję mi się, że u nas w stolicy wypadałoby aby dowiedzieli się o was. Wyślę tam kogoś z miasta. Przyślijcie kogoś jutro z rana, pojedzie z moim chłopcem. Wybierzcie jakiegoś dyplomatę, albo kogoś. No ja muszę lecieć do moich obowiązków. Zostańcie w domu ile chcecie, żona się Wami zajmie, prawda kochanie? - Jeśli trzeba to oczywiście kotku. - Dojedzcie, a później wracajcie do swoich. Nie to, żebym Was wyganiał, ale budzicie niepokój w wiosce, niech się trochę oswoją. Dobra to ja lecę, jakbyście mieli jeszcze jakieś sprawy, to powiedzcie żonie, ona mi przekaże. Darkie tymczasem latała wzrokiem po półkach z warzywami, po zielonym oknie, po pięknych, ale skromnych, wiejskich meblach, w końcu jej bystre oczy stanęły na podwórku. Zauważyła na nim kilka biegających królików. Wyglądały całkiem smacznie, aż jej ślinka poleciała.
  15. Tural kroczył powoli i zdecydowanie na wąskiej górskiej ścieżce. Ostatnie promienie dnia świeciły mu zza pleców, tak że odchodził od niego długi cień. Dwugłowe bestie zdawały się początkowo nie zwracać uwagi na mężczyznę. Jednak gdy któryś z nich został porażony blaskiem słońca, odbijanego od obnażonego miecza, powoli zaczął podnosić jedną z głów. Czerwone ślepia zwęziły się, a nos zmarszczył w kilku pociągnięciach. Świszczące od wiatru powietrze, które rozwiewało płaszcz Turala, przeniosło złowrogi warkot. Na jego dźwięk wszystkie dwugłowe wilki wzniosły łby i zaczęły się spokojnie przyglądać. Jeden z nich wypuścił trzymany między zębami piszczel i oblizał się. Wilki zaczęły rozstawiać się w okrąg, a jeden nawet wdrapywał się na stromą skalną ścianę. Dawał duże susy i wbijał się we fragmenty roślinności ostrymi pazurami. Pozostałe zasłoniły go kordonem warcząc ostrzegawczo i jakby z zadowoleniem. Ich ślepia przyciemniały, gdy Tural zrobił jeszcze kolejny krok do przodu. Po kolejnym pierwsze dwa spięły mięśnie. Trzeci krok... i w tym momencie dwie bestie rzuciły się. Szybki unik w bok i blokada mieczem, która zepchnęła drugiego napastnika uratowały Turala. Ten zamachnął się, aby godzić w jednego z atakujących go wilków, jednak ten stał już dużo dalej. Przez myśl Turala przeszło, że jego ręka jest już za stara i wolniej wykonuje rozkazy mózgu. Jednak zarejestrował także szybkość samych wilków. Nagle jakieś uderzenie i szczęk metalu. Mężczyzna przekręcił głowę w bok i zobaczył trzeciego wilka, który wgryzł się mu w nogę. Twarda kolczuga powstrzymała potworne kły, ale nie uchroniła płaszcza, który porwał się z lekka. Czwarty i piąty przeciwnik także zbierali się do skoku.
  16. kapi

    Trudne Negocjacje

    Gdy ogier wypowiedział swe bohaterskie zdania Luna wpierw uśmiechnęła się lekko, a potem jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie, wracając do normalnej tajemniczości i spokoju. Delikatnie wysunęła się z ramion Saladina, spojrzała na niego, jakby chciała przeniknąć w głąb jego duszy, podczas szybkiego smagnięcia źrenicami. Po czym odezwała się zupełnie spokojnie, ale zarazem ledwo słyszalnym głosem, mówiąc bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego: - To nie był zły sen i on wróci. Księżniczka poprawiła grzywę, która po chwili zaczęła majestatycznie falować. Spojrzała na śpiący obóz, zastanawiała się w sobie, po czym powiedziała już głośniej, półszeptem do Saladina: - Zastanawiam się kiedy budzić moją siostrę i naszych towarzyszy. Będą potrzebować snu podczas naszej podróży, a zwlekać nie możemy. Dziękuję Ci jeszcze raz. Mam nadzieję, że nic Ci nie zrobiłam. Ostatnie słowa wypowiedzi księżniczki aż uderzyły swym znaczeniem Saladina. Chwilę konsternacji przerwała Twilight, która przez sen wybełkotała: - O najnowszzzzzzy nuuumer godzinnika "Nowościiii Biblioteczych", siekawe jakie nofe kssssiażki wyszszy pszes ostatnio godzzzzzine. Luna spojrzała w stronę najmłodszej księżniczki. Na jej ustach pojawił się uśmiech zrozumienia i rozbawienia. Po chwili obejrzała się zpowrotem na Saladina.
  17. IceSword i Dragon odskoczyli w tył, spodziewając się fali bełtów. O dziwo nie poleciał żaden. Nie wiedzieli co się dzieje, cały widok przesłaniał im dach, ale z dołu dochodziły jęki spalonego kuca i jakiejś krzątaniny. Dragon zaczęła wdychać powietrze. Momentalnie chłodziła je, gromadząc w płucach szybko krystalizującą się wodę. Już tam w jej wnętrzu zaczęła tworzyć małe bryłki lodu. Odpowiedni wydech i wszystko zamarznie. Wiedziała w jakiej odległości jest cel, co znacząco ułatwiało sprawę. W końcu poczuła, że jest gotowa do kolejnego podmuchu. Co ciekawe w dalszym ciągu żaden bełt nie poleciał w ich stronę. Przepraszam, że tak mało, ale jak nic nie widzicie, to nie ma o czym pisać xD
  18. Pierwsze pchnięcie Sandstorm wystarczyło, aby drzwi uchyliły się bezgłośnie. Wtedy to klacz zamyśliła się i skupiła na magii wody. Gdy otworzyła oczy czarna mgła zadawała się tworzyć kilka dużych fontann przed bramą. Płynęła z nich granatowa woda, lekko obmywając niszczycielską czerń i zapadając się w nią. Klacz szybko spojrzała do wnętrza bramy. Znajdował się tam korytarz, a w nim sześć drzwi ustawione w rzędach po trzy po obu stronach przejścia. Każde z nich było proste i brązowe, bez żadnych zdobień z porządnego drewna. Natomiast korytarz wysłany był niebieskim dywanem z czarnymi frędzlami po bokach. Przy każdym z drzwi stały posągi jakiś kucy w zbrojach. Gdy Sandstorm przybliżyła się, dostrzegła dziury na ich nogach i wyróżniające się kły w ich uzębieniu. Ich grzywy spięte były w pióropusze na hełmach. Każdy posąg trzymał halabardę, a wykonany był z jakiejś czarnej skały. Wszystko jakby zwolniło i uspokoiło się. Lekkie pluskanie wody koiło teraz zszargane nerwy Sandstorm. Niestety gdy tylko się obejrzała poczuła wszechogarniający mrok. Bladoniebieskie ogniki zanikały w smolistej przestrzeni. Niektóre z nich jednak wleciały do środka i usiadły na oczach posągów. To wzmogło tylko wrażenie klaczy, że jest obserwowana. Powoli zaczęła czuć, że wszystko poza bramą zaczyna się rozpływać. Spojrzała i faktycznie fontanny zanikały, a szum wody ustawał. Pozostała w rozświetlonym na błękitno korytarzu. Nagle zamyśliła się w sobie. Jakby coś zmusiło ją do spojrzenia w głąb siebie. Pierwsze co odkryła, to że w głowie ma wyłącznie swoje wspomnienia. Nie wyczuwała w ogóle brata. Jakby była już tylko sobą. Jednak jakieś czarne myśli nawet nie pozwoliły jej poczuć radości z osiągnięcia upragnionego celu. Wstrząsnął ją potężny impuls chłodu i usłyszała jakby zwalniające bicie serca. Trwało to tylko przez chwilę, a potem jej myśli uleciały do wspomnień. Zauważyła siebie i brata, jeszcze przed przemianą. Znajdowali się w lesie na polance i jak zwykle trenowali. On przez przypadek rzucił nożem i chybił. Ostrze ominęło drzewo, wpadając w krzaki. Kawałek zieleni poruszył się wydając żałosny jęk. Sandstorm poderwała się, podbiegła w tamto miejsce i zauważyła małego źrebaka, który miał oczy i dziury w kopytach od changelinga, a całą resztę ciała kucyka. Krwawił z piersi. On spojrzał na nią żałosnym wzrokiem i szepnął: - Wróciłem z wodą mamo To ostatnie słowo wstrząsnęło całym jestestwem Sandstorm. Ona mamą? Nagle oprzytomniała. To nie mogło być prawdą, przecież ona nikogo nigdy nie urodziła. To dziecko było tylko jakimś przychodnim wytworem wyobraźni. Jednak po dłuższym zastanowieniu się, nie była sobie w stanie przypomnieć czy tamtego dnia faktycznie Serox chybił drzewo, czy nie, a jeśli tak, to czy coś trafił? A może tego dnia w ogóle nie było? Wszystko zadawało się co raz bardziej gmatwać. Sandstorm poczuła, że ktoś, albo coś zmienia jej wspomnienia, albo mąci nimi. Co gorsza nie wiedziała czy mogła się przed tym skutecznie bronić. Niby przypomniała sobie, że nigdy nie była matką, ale już jedno wspomnienie z dnia z Seroxem było pełne niewiadomych. Zwykle klacz pamiętała dobrze chwile z tamtych szczęśliwych dni, ale teraz na prawdę nie miała pojęcia. Jej umysł powrócił do korytarza. Ciemność z zewnątrz pochłonęła wszystko i zaczynała wsączać się powolnym strumieniem do środka. Wzrok klaczy spoczął na siódmych drzwiach w tym pomieszczeniu, które były osadzone na końcu korytarza, na wprost od niej. Wyglądały tak samo, jak te, którymi tu wchodziła.
  19. Hej, dobrze, że pytasz Arcek. No cóż sprawa była prosta: Pół wakacji zastanawialiśmy się z rodziną gdzie i kiedy wyjechać. Decyzja o tym zapadła niedawno i nie było kiedy informować. Wyjechaliśmy w miejsce gdzie neta nie było, więc też nie mogłem Wam napisać. Teraz jestem w innym miejscu, ale internet jest, więc wracam i biorę się za odpisy
  20. kapi

    Trudne Negocjacje

    Luna po pierwszym potrząśnięciu tylko bardziej się skuliła. Gdy Saladin wziął ją w ramiona uczuł przejmujący chłód bijący od jej ciała, a równocześnie aksamitnie miękką sierść księżniczki. Ogier kontynuował dobudzanie i w końcu powieki klaczy poruszyły się, jej rzęsy zadrgały i oczy momentalnie otworzyły się. Saladina aż przestraszył widok, jaki ujrzał. Źrenice księżniczki były jakby kocie, widział w nich nieprzeniknioną ciemność strachu, bólu i koszmaru, zarazem spojrzenie Luny było jakby przeszywające i paraliżujące, wyrażające olbrzymią pewność siebie i moc. Jej tęczówki mieniły się wieloma kolorami, które jakby matowiały i stanowiły zaledwie lekką, barwną obwódkę do źrenic wiejących pustką. Saladin był tak przerażony, że chciał momentalnie odskoczyć, jednak potworny wzrok całkowicie go sparaliżował. Saladin miał wrażenie, że ta chwila trwa całe wieki, ale w końcu powieki znów zamknęły się szybko i tym razem podniosły się o wiele wolniej. Pod nimi ukazały się już zwykłe, piękne oczy Władczyni Nocy, które spojrzały najpierw bardzo przytomnie i rzeczowo, oceniając sytuację, a po chwili, jakby rozpoznając ogiera zmieniły swe zabarwienie emocjonalne na lekki wyraz szczęścia i spokoju. Saladin miał przez chwilę wrażenie, że głęboko w źrenicach zapaliły się potężne gwiazdy nocnego nieba, które nadawały bajeczności i tajemniczości w spojrzeniu klaczy. Luna przez chwile milczała, jakby układając fakty, przez chwile w jej oczach pojawił się strach. Szybko go jednak zamaskowała lekkim ruchem głowy, który spowodował spłynięcie jej delikatnej, mglistej grzywy na połowę jej twarzy. Odgrodziła się od ogiera jakby półprzezroczystym wodospadem falujących włosów. Ogier nagle poczuł zmianę w temperaturze jej ciała. Z całkowitego chłodu północnych krain zmienił się on najpierw w przyjemny ciepły zefir, a później w miłą bryzę temperatury, przypominającą ognisko. Saladin uspokoił się, gdyż te wszystkie nagłe zmiany wstrząsnęły nim z lekka. Zamknięcie oczu pomogło ogierowi, miał chwilę, żeby stwierdzić, że wszystko jest już chyba w porządku. Gdy ponownie spojrzał na Lunę, ta nie miała już grzywy na twarzy, natomiast patrzyła na niego, jakby dalej połowicznie tkwiąc w świecie snu. Saladin aż zaczął się dziwić, że księżniczka nie wyrywa się z jego ramion. Przemknęło mu nawet przez myśl, że może Luna chce być obejmowana przez jego silne kopyta, choć po jej twarzy można było raczej wnioskować, że nie jest jeszcze świadoma swego położenia. Te rozmyślania przerwał jej delikatny, nieśmiały i na wpół rozmarzony głos: - Dziękuję Ci... To powiedziawszy uśmiechnęła się nieznacznie i niepewnie, jakby nie wiedząc, czy może sobie na to pozwolić.
  21. Wznowiony zostaje ten temat na użytek Seroxa i Jego postaci Shapeshiftera (Sandstorm/Serox) Sandstorm odpłynęła, całkowicie pochłonął ją mrok. Z niego powoli zaczął wyłaniać się jakiś nieokreślony, ciemnoniebieski kształt. Zbliżał się pomału, choć na początku miał wymiary małej mrówki. Nagle coś poruszyło się w tym tworze, klacz poczuła uderzenia dzikiej energii od czegoś, co było od niej tak odległe i miało wielkość kopyta. Po kolei zaczęły uruchamiać się jej przytępione wcześniej zmysły. Odzyskała czucie. Pierwsze co zrozumiała, to to, że nie ona się przybliża do tego czegoś, ale spada i to z ogromną prędkością. Odzyskała węch. Poczuła przez chwilę słone opary, a gdy odzyskała panowanie nad językiem dotarła do niej gorycz w smaku tego miejsca. W końcu ożywił się słuch, który zanotował olbrzymi szum i huk, niby od huraganu. Włosy klaczy rozwiały się od prędkości i przesłoniły obraz, który nieubłaganie nadchodził, aby się z nią spotkać. Chciała spojrzeć na swoje kopyta, ale całkowity brak światła sprawił, że nic nie zobaczyła. Poczuła się samotnie, jej brat teraz milczał i jakby był nieobecny. Gdy szum był już ogłuszający, nagle coś nią wstrząsnęło, usłyszała jakby gruchot niszczonej skały, spojrzała pod nogi, nie zobaczyła nic. Wszędzie czerń i tylko przed nią ten ciemnoniebieski kształt. Teraz to zrozumiała, stała przed otwartą morską kipielą. Huk nie ustawał, fale uderzały o jakąś niewidzialną, czarną, barierę, rozbijając się u jej podnóża. Kropelki lodowato chłodnej wody muskały delikatną sierść Sandstorm. Jej imię tak bardzo nie pasowało do obecnej sytuacji, nigdzie słońca, ani nawet drobin, tylko przerażająca potęga ciemności i wody. Gdzieś w oddali zebrała się potężna fala, która zakryła całą górę jej widzenia i ponownie rozbiła się o niewidzialną ścianę, osłaniając klacz. Sandstorm miała nieodparte wrażenie, że coś się na nią patrzy, ale ilekroć się odwracała, tylekroć widziała samą ciemność. W końcu po kolejnym takim obrocie huk zniknął, a ona poczuła, że unosi się w górę. Coś omiatało jej twarz, coś nawilżało jej oczy. Wychynęła z głębi czegoś puchatego na kolejną niezmierzoną otwartą przestrzeń czerni. Oddzielała się ona od substancji, bardzo delikatnej, z której wynurzyła się klacz, jedynie cienką warstwą nikłego fioletu, który burzył się co raz i eksplodował fontanną, która momentalnie była wchłaniana przez czerń. Ponownie do uszu Sandstorm dobiegł dźwięk fal, ale gdzieś z dołu. Obejrzała się dookoła. Nie zobaczyła nic, na czym mogłaby utrzymać wzrok choć na sekundę. Świat zaczął wirować, choć zdawał się stać w swej przemożnej monotonii. W końcu jeden punkt zaczął się przybliżać z gigantyczną prędkością. Przed klaczą, wyłoniła się z czarnego dymu i oparów, jakaś ciemnoszara, wielka brama. Miała trójkątne zwieńczenie z prawie fioletowo niebieskiego marmuru. Całą była popękana. Nad nią siedział kamienny kruk wlepiając swe chciwe oczy w przybyłą. Gęste czarne chmury zaczęły się rozrzedzać i wśród nich wyłoniły się liczne punkty świecące na bladoniebiesko. Otoczyły Sandstorm swym trupim blaskiem, a potem rozeszły się. Dwa z nich spoczęły w lampach, postawionych we wnękach bocznych, marmurowych ścianek przy posępnych, czarnych deskach skrzydeł ponurych drzwi. Inne, które odeszły za klacz uczepiły się latarni z czarnego żelaza i zapłonęły na nich biało niebieskim płomieniem, który ledwo oświetlał ścieżkę z ciemnoszarych kamieni, które tu w krainie opanowanej przez czerń wydawały się czystą bielą. Na prawo i lewo od biednej klaczy wznosiły się chmury i opary czarnego dymu, który wdzierał się do płuc. Kucyk odczuwał wrażenie, że dziwna substancja zalega mu wewnątrz jego ciała i z każdą chwilą co raz bardziej przeszkadza w oddychaniu. NA koniec klacz usłyszała jakby na granicy świadomości głos wołający "obudź brata, on Cię poprowadzi, On jest nasz"
  22. Gdy róg Ice Sworda zalśnił na blado niebiesko. Powoli z okien i drzwi pobliskich domów zaczął wydobywać się drobny pył, targany przez niespokojnie wiejące wiatry. Wzburzał się to w jednym miejscu, to w drugim. Pełznął nieubłaganie w stronę nieświadomych kucy. Jeden z nich zdawał się coś zauważyć. Wskazał dowódcy swego oddziału ciekawe zjawisko. Ice Wiedział, że musi ich zamrozić teraz. Jego umysł eksplodował chłodem i zniszczeniem, a wraz z nim mgła gęstniała momentalnie i zastygała w lodowatej poświacie. Kryształ zacieśniał swe więzy z wielką szybkością, a jego potężny huk rozdzierał powietrze. Ice krzyknął dając Dragon znać. Smoczyca nabrała powietrza i zaczęła otwierać paszczę. Nagle po okolicy rozeszła się fala uderzeniowa magii. Zbroje gwardzistów zabłyszczały złotym światłem, które pokruszyło w niektórych miejscach zamarzającą ścianę. Gdy umięśnione kopyta kapitana bez problemu skruszyły zniszczoną warstwę zaklęcia, wzbijając puch, niczym chłodny śnieg, czerwony ogień wezbrał do końca i przez paszczę jego języki pomknęły na spotkanie wrogów. Kula ognia omiotła mały obszar topiąc wręcz wszystkie drobiny mgły i uderzyła swym pomarańczowo złotym jestestwem we wrogów Changeli. Nad małą pożogą wzniósł się tuman dymu, przysłaniający widok. Dragon z satysfakcją zamknęła paszczę. Czekała na wynik swego ataku. Gdy dym się rozwiał stojące na dachu postacie ujrzały dość nieoczekiwany widok. Jeden kuc leżał i ruszał się nieznacznie na ziemi. Jego sierść była czarna i wypalona. Próbował kopytem dosięgnąć kuszy. Drugi opierał się ciężko o wóz z kuszą opartą na biodrze. Pozostałe trzy kuce wyglądały dużo lepiej od nich i właśnie kończyli ładować bełty. O dziwo bez większych problemów zlokalizowali napastników. Było bardzo mało czasu na reakcję, zanim polecą pierwsze bełty.
  23. Nick zanurzył swe zęby w strażniku. Był nieprzytomny i przerażony, jednak cały czas odrobina miłości płynęła w nim. Wystarczyła, aby pokrzepić Nicka. Czuł energię rozprowadzaną po całym ciele. Wstąpiły w niego nowe siły. Skupił się i po prostu przemienił się błyskawicznie w szarego ogiera. Wtedy odezwał się fioletowy changeling, który usłyszał prośbę o pomoc. - Tak też myślałem, dobrze... Moje drogie rozprostujcie nosze. Żółta pegazica i ciemnozielona klacz rozsunęły się napinając białą płachtę pomiędzy sobą. Fioletowy ogier pomógł Nickowi wdrapać się na płótno, jakiego używała rebeliancka służba cywilna. - A tera ruchy, wychodzimy, szybko. Żółte skrzydło poprawiło fałdy materiału, aby Nickowi leżało się lepiej. Cały świat zaczął przesuwać się rannemu changelingowi przed oczami. Sufity i ściany migały tylko w szybkim galopie. Czasami Nick widział inne kuce kłusujące przy jego noszach, niosących innych rannych, lub zaopatrzenie. Czasami zdarzał się nawet pokaźny oddział rebeliantów. Jednak wszyscy ignorowali małą grupkę kucy. W końcu, gdy wbiegli do bocznych odnóg jaskini fioletowy ogier znów się odezwał: - Gdzie chcesz, żebyśmy Cię dostarczyli? Możemy spróbować Cię wynieść poza miasto, albo w okolicę frontu, choć to niebezpieczny pomysł i raczej zostaniesz tam albo zabity, abo zabrany do rebelianckiego szpitala, gdy przez omyłkę wezmą Cię za jednego z nich. Chyba, że masz jakieś inne miejsce, gdzie chciałbyś dojść? Mów, puki nikt nie słyszy. Shadow spokojnie wysłuchała żądań i odparła: - Stalowych rurek raczej nie posiadamy, gdyż ten surowiec został wykorzystany do produkcji broni. Oczywiście rezerwy znajdują się w naszym zasięgu, ale rurki wykonać musielibyście sami. Szkło leży wszędzie na ulicach, pozbierajcie trochę i tyle. Na blachę nawet dałabym pozwolenie, ale nie mamy żadnej substancji wspomagającej magów. Nie opłacało się zajmować takimi rzeczami w naszej bazie. Zawory też musielibyście sami wykonać, materiału bym dostarczyła. Jednak nie rozpoczynajcie niczego, dopóki nie zdobędziecie substancji wspomagającej czymkolwiek miałaby ona nie być. To mówiąc Shadow najwyraźniej chciała zakończyć rozmowę, gdyż przyśpieszyła kroku. MT popędził w stronę walk. Przebiegł znane sobie korytarze. Widział co raz więcej krwi i znoszonych rannych kucy. Miał wrażenie, że podziemia opustoszały. Gdy wyszedł na zewnątrz uderzyło go gorące od krwi, ognia i wybuchów powietrze. Zaczął przedzierać się bezpiecznymi alejkami w kierunku frontu, biegł ile sił w kopytach, gdy nagle zauważył załamaną, przestraszoną i skuloną Pokemonę pod jednym z budynków obok dzielnicy Arystokracji. W miejscu, gdzie Grim wraz z innymi towarzyszami właśnie przebywał, zakończono przygotowania do podpalenia domów. Dzięki sprawnemu obsadzeniu stanowisk i zaporowemu wsparciu kusz obeszło się bez większych strat. Tylko dwa kuce zostały postrzelone kulami z wrogich muszkietów. Sanitariusze szybko zabrali ich w bezpieczne miejsce. Za bastionem wroga zapanowała cisza. Najwyraźniej wszyscy zostali należycie ustawieni i czekali na rozwój wypadków. Grim dał sygnał i w pobliskich domach zapłonęły łatwopalne ładunki. Ogień szybko zaczął się rozprzestrzeniać. Zajmował kolejne meble i podłogi. Płonęły wybitne dzieła sztuki i kultury, zgromadzone w dużej ilości w dzielnicy arystokracji. Ogień jednak szedł nieubłaganie niszcząc wszystko, czy było dobre czy złe. Zaraz rozległy się krzyki dowódców bastionu changelingów. Ich wojsko ewidentnie wykonywało szybkie przegrupowanie. Jednak strzelcy pozostawali na barykadach. Ogień zbliżał się do nich. W końcu i oni zaczęli schodzić. Wtedy rebelianci rzucili się w stronę dogodnych pozycji strzeleckich, jeszcze nie zagrożonych ogniem. Gdzieś z daleka dało się usłyszeć brzęk cięciw i jęki drewna oraz stali. Po chwili kilka krzyków i odgłosy ulicznej walki. Grim szybko wspiął się na wysoki budynek, aby widzieć rozwój akcji. Changelingi przypuściły masowy szturm w miejscu gdzie oddziały rebelii były najsłabsze, czyli od strony jeszcze nie kontrolowanych dzielnic. Na przód wystawiły żołnierzy z pawężami. Niedoświadczeni rebelianci strzelali, jak tylko widzieli wroga. Większość bełtów odbiła się więc od twardych tarcz. Changelingi wtedy ruszyły do ataku. W walce wręcz rebelia nie miała szans, najpierw pierwsze uderzenie należało do włóczników wroga, którzy nadziewali kuce na swą broń, siejąc spustoszenie. Od razu upuszczali je na ziemię i dalej nacierali z mieczami. Włócznie były zbierane z trupów przez następne szeregi. Działo się to równolegle w kilku ulicach. Oddziały rebelii podążały już tam, aby wesprzeć swych towarzyszy. Strzelcy zasypywali tyły formacji bojowej changelii bełtami. Jednak i tam ustawieni byli tarczownicy. Na szczęście kusznicy mięli lepszą pozycje i strzelali po prostu nad tarczami do dalszych szeregów. Ostrzał zbierał swe żniwo. Kolejne spojrzenie Grima w kierunku alejek uświadomiło mu, że rebelia w bezpośrednim starciu, mimo swej odwagi i determinacji jest wyżynana w pień. Nagle odezwała się potężna salwa z muszkietów, która zabiła, lub raniła około dwudziestu strzelców, którzy weszli na barykady. Wszystko ogarnęła czerwona łuna pożaru, jednak oddziały changeli zdołały przełamać okrążenie i wycofać się z zagrożonego terenu. Grim spojrzał w drugą stronę. W kilku innych miejscach miasta także płonęły pożary. Dalej słychać było odgłosy walki. Wyglądało na to, że straty były podobne po obu stronach. Grim widział swych walczących żołnierzy w ulicach. Większość z nich ginęła w walce. Wróg ponosił straty przeważnie od ognia, albo od nielicznych teraz bełtów, wbijających się w bok ich szyków. Co raz odzywały się muszkiety, choć także nie za często. Changelingi jednak systematycznie się cofały, oddając ziemię rebelii. Sandstorma spojrzała na księżyc, który pojawił się gdzieś między chmurami. Wydał się na początku taki piękny i wspaniały w swym srebrnym blasku, że klacz zapomniała o tym, co dzieję się w okół niej. Nagle poczuła przemożną chęć zaśnięcia, potrząsnęła głową, aby to od siebie oddalić, jednak z obawą zrozumiała, że straciła czucie w nogach. Jej kolana załamały się pod ciężarem ciała, a ona zaczęła spadać w jakieś odmęty czarnej mgły, która wydobywała się z drzwi i okien okolicznych domów. Jej umysł oddalił się od świata realnego, a jej ciało opadło bezwładnie na ziemie. Jakiś sanitariusz ze służby cywilnej szybko to zauważył i zabrał Sandstorm do szpitala w podziemiach, jednak ona już nie była tego świadoma. Zgodnie z Twoją prośbą Serox dzieje się z Twoją postacią to, co ma się dziać. Zapraszam do wątku Drużyny idącej po zaopatrzenie, tam będę opisywał dalej co dzieje się z Twoją postacią. Poinformuję na PW, gdy napiszę tam pierwszy post
  24. kapi

    Ogłoszenia

    Oficjalnie moi Drodzy wróciłem po udanym wyjeździe. Widzę, że trochę popisaliście to tu to tam, zgaduję, że większość tyczy się sądu nad Atlantisem. Najpierw spróbuję ogarnąć jak zwykle PW i inne sprawy naglące, potem przejdę do sesji
  25. kapi

    Ogłoszenia

    Witajcie, dzisiejsze ogłoszenie będzie składać się z dwóch elementów. Pierwszy z nich to ogłoszenie wyjazdowe. Jutro wybywam z domu na 2 tygodnie w miejsce, gdzie raczej neta nie uświadczę. Zatem moja działalność na forum będzie zawieszona z przyczyn oczywistych. Życzę Wam mile spędzonego czasu Druga część to część inkwizycyjna. Wiem ,że na forum ta organizacja została zniesiona i zastąpiona, ale zbyt ją lubię, aby sam nie korzystać z tej nazwy. W tym przypadku niestety jednak werdykt trybunału zasmuca mnie, ale jest konieczny. Wielki Inkwizytor wyszedł z pokoju. W okół płonęły pochodnie, oświetlające smutne i zimne, kamienne ściany sądu. Mina mężczyzny była obojętna. Omiótł zebranych spojrzeniem, sprawdzając, czy nie należy zabrać się za oczyszczenie ze zła zebranych. Stwierdziwszy, że widownia jest jakimś cudem w całości nieskażona złem, mina inkwizytora przybrała dość zawiedziony wyraz. Po chwili jego zniszczone, lecz krzepkie ręce sięgnęły za połać płaszcza i wydobyły zwinięte w rulon obwieszczenie Sądu, napisane na żółtym pergaminie. Opatrzone zostało potężną czerwoną pieczęcią Inkwizycji. Szybkim ruchem mężczyzna złamał wosk i rozwinął kartę. Z wolna potężny i niski głos bezwzględnego stróża prawa zaczął odczytywać dekret: Po tygodniowej naradzie Wielki Trybunał podjął decyzję w sprawie niejakiego Atlantisa: maga światła, biorącego udział w sesji "W poszukiwaniu Harmonii". Oskarżenie dotyczyło niewłaściwego zachowania, a także łamania zasady wzajemnego szacunku i dobrej zabawy, które to stanowią podstawowe podpunkty Regulaminu Sesji. Wcześniej oskarżony złamał te zasady, jednak zostało mu to przebaczone, a cała społeczność liczyła na poprawę. W wyniku jednak powtórzenia tego czynu, zebrał się Wielki Trybunał, który skazuje oskarżonego na pokutny wątek, w którym rzeczony ma nauczyć się współpracy i szacunku do innych graczy oraz aby kara sprawiedliwszą była, na spalenie części jego Punktów Doświadczenia, konkretnie 56. Aby także pozbyć się nadmiaru plugawej magii, którą posługuje się czarodziej, nakazem Trybunału wszystkie przedmioty magiczne oskarżonego będą pozbawione mocy, która przejdzie na użytek publiczny graczy dobra do kryształowych podziemi. Wyrok wchodzi w życie z chwilą obecną. Inkwizytor zamilkł, a Inżynierowie STOSowani wyprowadzili z celi skazane na spalenie punkty. Wprowadzono je na stos, gdzie spłonęły w ogniu Inkwizycji.
×
×
  • Utwórz nowe...