Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. Gdy Grim wypowiedział słowa pochwały dla swych podwładnych, starał się to robić donośnym i potężnym głosem. Niestety z jego zmęczonych płuc dobył się tylko nieznaczny krzyk. Tylko część jego wojsk go usłyszała, ale wiadomość szybko została powtórzona z ust do ust. Niektóre kuce spojrzały na siebie z dumą, a nawet gdzieniegdzie pojawił się uśmiech. Rdzawy ogier, zdenerwowany na swoją niemoc oraz kierowany poczuciem obowiązku znów nabrał powietrza w płuca. W końcu wydobył z siebie potężny głos, który wystarczył tylko na jedno zdanie : "Ale to co teraz powiem zaboli." Zapadła głucha cisza. Pułkownik kontynuował wypowiedź, jego głos nie dawał już rady i zniżył ton, ale cisza jaka zapadła, ułatwiała usłyszenie słów dowódcy. Gdy cała kwestia o Nightmare Moon została wypowiedziana w tłumie rebeliantów powstały szmery. Uśmiechy zniknęły, a zmęczone kuce zaczęły szeptać. Coś ciężkiego zawisło w powietrzu, a księżyc który tak jasno świecił, podczas lotu tworu, przypominającego Lunę, zasnuł się znów czarnymi chmurami. Z tłumu raz po raz słychać było co raz głośniejsze frazy: " Jak to, przecież sam widziałem Lunę, to dlaczego mamy mieć koszmary?!" " Jeśli Nightmare Moon dalej żyje, to trzeba ją zabić, zanim ona zabije nas" "Bluźnisz przeciw swej Księżniczce!". Gdzieniegdzie pojawiały się nieliczne głosy rozjemcze, ale były zagłuszane. Szepty powoli przeradzały się w gwar rozmów. Grim pomagał rannym, ale po pewnym czasie zauważył, że jego rozkazy są wykonywane tylko po części. Owszem wiele kucy, popędzanych przez swych dowódców opuszczało plac, szukając lepszego miejsca w budynkach, ale większość siedziała, jakby zapominając o świecie. Wszędzie toczyły się zagorzałe dyskusje. Czasami wręcz groźby dolatywały do uszu pułkownika. Plac tylko trochę się odetkał, jednak to cenne miejsce umożliwiło transport rannych, usuwanie zabitych, dostarczanie żywności i amunicji. Częstokroć jednak przyniesione bełty leżały obok oddziałów, które debatowały, nawet nie zwracając uwagi na nowe pociski. Do Grima podszedł jakiś duży, barczysty kuc ziemny, o ciemnobrązowej karnacji i słomianej grzywie. Na kopytach miał liczne cięcia, ale mimo ich stał stabilnie. Twarz była dość kanciasta i surowa, a broda niedbale ogolona, jakieś miesiąc temu. Jego proste, ciemno niebieskie oczy spojrzały na pułkownika, a gardło wydało niski basowy ton: - Panie Pułkowniku. Jestem kapral Hard Head. Widziałem jak wprowadzaliście Nihtmare Moon do lochu. Widziałem jak Luna przelatywała nam nad głowami i atakowała insekty. Teraz słyszę od pana, że nie możemy spać, bo nam się mózgach poprzewraca. O co tu chodzi? Myślałem, że już przywróciliśmy księżniczkę do normalnego stanu? Nick leżał spokojnie, nawiązując rozmowę. Klacz, choć opatrywała bardzo delikatnie, to jednak nie pomogła w większej mierze. Cały czas wszystko bolało changelinga. Ucieszył się tylko tą dużą dawką miłości. Gdy Nick zaczął odpowiadać na pytania klaczy, od razu wyczuł pozytywne emocje. Najwyraźniej, klacz była albo ignorowana, albo tak irytująca, że już od dawna nikt z nią nie rozmawiał. W momencie, gdy wspomniał, że ona świetnie opatruje, na twarzy klaczy pojawił się serdeczny, łagodny uśmiech i w przypływie euforii klacz przytuliła Nicka. Uścisk zabolał, nawet bardzo, ale ilość pożywienia była na prawdę duża. Już dawno changeling nie smakował w tak dobrym i świeżym uczuciu. Po chwili klacz się odezwała: - Przepraszam najmocniej, ale po prostu jest pan pierwszą osobą, która mi to powiedziała. Zawsze się bardzo starałam, ale zwykle inni narzekali, albo byli nieprzytomni. Pan jest na prawdę miły i... ojejku znów się chyba rozgadałam. W każdym razie mam nadzieję, że pana nie zabolało. Tak się zastanawiam, niby to nie przepisowe, ale jeśli jest pan taki miły, to może przyniosę panu miksturę, może się pan lepiej poczuje. Z drugiej strony chyba mi nie dadzą dla pacjenta, który jest przytomny. No trudno... a może... nie to nie ma sensu, już pana opatrzyłam... O właśnie Reymondzie miało mi Cię poznać, a... o przepraszam pana poznać. Mogę się zwracać na ty, pewnie nie, kuce tego nie lubią... Jak jest na froncie, ciężko było... ojejku na prawdę musiało być straszne, jeśli to changeling cię przeszył... mi nigdy się coś takiego nie przytrafiło... na jasne... głupia, przecież nie byłaś na wojnie, prawda... o przepraszam znów gadam do siebie, to trochę głupie... ja przepraszam, chyba nie mówię za dużo, kuce mi to czasami mówią... ale chyba dobrze się kontroluję, prawda? Mogę jeszcze jakoś pomóc proszę pana? Po długiej, trajkoczącej bez przerwy wypowiedzi Nick odetchnął, gdy zalała go fala ciszy. Klacz czekała, wlepiając w niego swe oczy. Blue zdziwiła się wypowiedzią Atlantisa. - Czemu miałbyś płakać nade mną? Mogłeś zginąć... to Ty leżysz tu ledwo żywy, a ja jestem zdrowa... Solar Ciebie pominąłem, bo czekasz na odpowiedź Nightmare... ja tu nie mam nic do roboty.
  2. Ale na prawdę, teraz tak mi głupio, bo pamiętam, że specjalnie na dzień przed wyjazdem wbiłem i odpaliłem laptop tylko po to, żeby zostawić jakiś ślad, że jadę. Wcześniej chciałem się skupić na odpisach, a też czasu nie było, bo z kolejnym pakowaniem kolejne urwanie głowy. Wracam i tu takie "halo jestem forum, skasowałem ci wiadomość, ale fajnie Niemniej przepraszam za to.
  3. Nie do Etiopii nie (wyjaśnienie braku ogłoszenia w ogłoszeniach :crazy:). Hej wróciłem, teraz byłem na rejsie. W sumie to chyba moje najbardziej wyjazdowe wakacje w życiu, dawno się tyle nie najeździłem, ale warto było. Niestety nie powiem gdzie jeździłem, bo cenię dyskrecję, zwłaszcza w internecie. No w każdym razie o moich zamiarach macie w świeżym ogłoszeniu.
  4. kapi

    Ogłoszenia

    Hej, nie wiem co się stało, bo jestem pewien, że w ogłoszeniach, tuż przed moim kolejnym wyjazdem (który nastąpił po ostatnim odpisywaniu na posty), napisałem, że wyjeżdżam. Teraz wszedłem na offtop i patrzę, że twierdzicie, iż nie poinformowałem. Patrzę tu, i faktycznie nie ma. No cóż przepraszam za to, nie wiem czy forum zjadło mój post informacyjny, czy tylko ubzdurałem sobie, że go wysłałem. No cóż w każdym razie informacji nie dostaliście, za co najmocniej przepraszam. Postaram się jeszcze coś ruszyć przed rozpoczęciem prawdziwej nauki, ale od razu uprzedzę, że czeka mnie ciężki rok. Raz jeszcze przepraszam, za brak informacji.
  5. Żółta klacz kiwnęła głową i odrzekła: - Zatem do zobaczenia. Kyle i Darkie wyszli z domku i udali się przez wioskę do pozycji wyjściowych. Kucyki omijały z daleka człowieka i dziwną klacz. Mieli więc trochę czasu na napawanie się widokiem pięknych pastelowych domków. W końcu wyszli poza obręb miasteczka i podeszli do krzaków. Wyszedł z nich Jackson, obejrzał okolicę czujnym wzrokiem. Z karabinem obszedł w okół Kylego, coś sprawdził w odczytach, po czym rzekł: - Dobra wydaję się w porządku. zawsze lepiej sprawdzić, czy ci jakiego ustrojstwa nie przyczepili. Tu u nas było spokojnie, brak ruchu, brak powodów do strzału, jak u ciebie? Melduj jakie ustalenia.
  6. kapi

    Trudne Negocjacje

    Luna jako odpowiedź na pierwszą wypowiedz Saladina uśmiechnęła się i rzekła miłym tonem: - Cieszę się, że rozumiesz nasze położenie,a także że popierasz mój pomysł. Zobaczymy co powie moja siostra i Księżniczka Twilight. Może wpadną na coś lepszego, ale ja na razie nie widzę innego, dobrego rozwiązania. To oczywiście też nie jest dość satysfakcjonujące. Tym lepiej dla nas, że masz możliwość pozyskania pieniędzy. W takim razie na pewno Ty pójdziesz do miasta, zastanów się już kogo chcesz ze sobą wziąć. Wydaję mi się, że tak będzie najrozsądniej posłać Ciebie i kogoś do miasta, a niech reszta czeka w buszu. Jednak i tak musimy czekać, aż reszta się obudzi. Gdy Saldin zaczął wypowiadać swoją drugą kwestię. Luna zdawała się być spokojna i prawie się nie poruszać dla obserwatora z boku, ale ogier dostrzegał w niej pewne nietypowe oznaki, świadczące raczej o dość dużych emocjach: Księżniczko (Luna skupiła spojrzenie na nim)...pamiętasz naszą ostatnią rozmowę...(Lekkie odbiegnięcie umysłem, próba przypomnienia, delikatne, potwierdzające kiwnięcie głową i wyraz jakiegoś skrywanego bólu oraz smutku) wiesz, zachowałem się trochę jak głupiec. (Wewnętrzny, pohamowany troszeczkę za późno wstrząs) Po prostu... jakby to powiedzieć, od dawna nie spotkałem takiej klaczy jak ty. (Ponownie skupienie oczu. Tych pięknych oczu, w których gdzieś w głębi zapalały się gwiazdy) Kogoś tak... niezwykłego i zaskakującego. (Lekki ruch głowy w bok i towarzyszący temu delikatny rumieniec) Wybacz mi bezpośredniość, ale (ledwo zauważone, wstrzymanie albo wypłycenie oddechu). Jesteś zdecydowanie najpiękniejsza klaczą, jaką w życiu widziałem. Na te ostanie słowa źrenice Luny rozszerzyły się niczym nieskończony, piękny, czarny wypełniony świetlistymi galaktykami kosmos, majestatycznie powiększa swe horyzonty. Szybko jednak jeden z wszechświatów zwierciadeł duszy, został zalany falą niebieskich, delikatnych włosów. Oczy pięknej klacz dalej patrzyły na ogiera. Zdawało mu się, że są zrobione jakby z żywego kryształu, gdyż tak się szkliły, jakby odbijając w sobie i załamując naturalny blask. Usta księżniczki lekko otworzyły się, oddech prawie niezauważalnie przyspieszył, a granatowe policzki oblał rumieniec, nadający im wyjątkowy fioletowo-różowy odcień, pięknie podkreślający całość twarzy. Przez sekundy, które zdawały się eonami w myśli Saladina, Luna zdawała się opanowywać fale emocji. Jakich? tego ogier nie dął rady rozszyfrować. Jednak patrząc na jej twarz arab widział jakieś szczęście, pomieszane z niedowierzaniem. Nogi Władczyni Nocy podkuliły się lekko, chowając więcej ciała w kaskady majestatycznej grzywy. W końcu Luna odezwała się. Jej głos nie brzmiał tak jak zwykle. Gdzieś stopniała zwyczajowa pewność siebie i majestat. Saladin poczuł, jakby mówiła do niego jako klacz, jako kucyk, zapominając, że jest też księżniczką. Głos rozbrzmiał cicho, jakby wiadomość miała zostać zaadresowana tylko do Saladina i nic, nawet powietrze czy okoliczne rośliny nie miały jej usłyszeć: - Czy Twa wypowiedź nie jest zbyt pochopna? Znasz mnie zaledwie od kilku godzin, a mimo to... Dla mnie jesteś gotów wystawić swe serce na zranienie? We wszystkich pytaniach brzmiało niedowierzanie, jakaś wewnętrzna sprzeczność i konflikt wewnętrzny. Luna zdawała się jakby czegoś nie rozumieć, z czymś w sobie walczyć. Jedna z kryształowych kul jej oczu wydała piękny mieniący się owoc - łzę, która powoli spływała po zaróżowionym policzku klaczy.
  7. Tak tylko dla przypomnienia, jest trochę po 3, ale rano, więc wszędzie jest ciemno, a słońce nie wstało. Sytuację zmieniają tylko pożary, które świecą dość mocno. IceSword i Dragon zaczęli się rozglądać po okolicy. Wszystko zdawało się puste, najwyraźniej cywile zostali gdzieś przeniesieni. Na niektórych drewnianych, pomalowanych czasami na biało domach widniały ślady krwi. Ogólny spokój został przerwany jakąś kanonadą w górnych dzielnicach. Trwała około minuty i urwała się. Huki rozniosły się po całym mieście. Dawnych oponentów nie było widać ani słychać. Prawdopodobne było, że sprowadzają pomoc. Każdy dom wyglądał tu podobnie. Z jednej strony dobre miejsce na schronienie, bo rebelianci musieliby przeszukać je wszystkie. Jednak po pierwsze mogli to w końcu zrobić, a po drugie nie było tu nigdzie żywych istot. Panowała zupełna cisza, zakłócana tylko wystrzałami z górnego miasta. Każda oznaka życia, mogła zatem zaprowadzić rebeliantów do obecnej pozycji IceSworda i Dragon. Nagle ich oczom ukazał się trochę większy dom, a nad jego otwartym wejściem, przekrzywiony szyld: "Cyrulik Mad Healer". Ilość krwi na okolicznych ścianach, świadczyła, że musiała się tu rozegrać większa potyczka, ale teraz wszystko wyglądało na opuszczone. Violet Blind wyszła ze swego pokoju i szybkim krokiem zaczęła schodzić po schodach. Ominęła kilka korytarzy, kolejna klatka schodowa... nikogo nie ma. Nagle stanęła jak wryta. Kręte stopnie nagle urywały się, a pod nią zionęła pustka. Wielka przestrzeń gruzów, kilka pięter pod nią szczerzyła się, chcąc ją powitać ostrymi skrawkami skał i kamiennych bloków. Violet szybko obejrzał ledwo stojącą, potężną ścianę zamku. Cała była podziurawiona, witraże o gotyckich łukowatych sklepieniach były prawie doszczętnie powybijane. Na dole, wśród gruzowiska dało się dostrzec żyrandole, gobeliny, dywany, jakby kilka pięter runęło na siebie nawzajem. W okół unosiła się potężna magia, nie dało jej się pomylić. To musiał uczynić jakiś alicorn. Mniej więcej na środku wysokości wnęki ostał się kawałek wejścia. Bogato zdobione, czarne wrota były względnie nienaruszone. Obok nich urwane na początku, potężne kolumny stały smutno. Violet przypomniała sobie układ pomieszczeń. To mogła być sala tronowa... Na dole klacz zobaczyła kilkudziesięciu gwardzistów, którzy grzebali w gruzach. Violet postąpiła krok w tył, nie chcąc spaść z takiej wysokości. Spojrzała przez jedną z wielkich dziur w ścianie. Zobaczyła fragment potężnego muru. Cały był obsadzony changelingami. Podobnie wyglądał plac, który zobaczyła. Chyba cały garnizon został postawiony na nogi. Chorągwie changeli falowały dumnie na wietrze. Pod swymi sztandarami stali dzielni, milczący wojownicy. Wszystko wydawało się stać spokojnie. Tylko adiutanci bez przerwy biegali od oddziału do oddziału. Po tej wstępnej ocenie Violet już wiedziała, że ta napaść czymkolwiek była, miała duże znaczenie. Przeszło jej przez myśl, że może to gryfy się zbuntowały i próbują zdobyć Canterlot, ale to nie miałoby za dużego sensu. Będzie musiała sięsama dowidzieć o co tutaj chodzi.
  8. Ignoruj co chcesz i bardzo dobrze, ale też pamiętaj, że to dziwna kraina i już coś Ci mąciło we wspomnieniach, prawda? Nie możesz być pewien czy Sandstorm coś powiedziała czy nie. Animal z każdym zdaniem Sandstorm co raz bardziej kuliła się w sobie. Jej wzrok latał po okolicy za klaczą, ale mimo usilnych starań nie mógł się zatrzymać na żadnym konkretnym miejscu. Oczy beżowej pegazicy gdzieś w głębi wyrażały strach, a także głęboki niepokój. W końcu Animal znów odezwała się, a jej słowa były ledwo dosłyszalne - Przepraszam Cię, ale ja niczego nie widzę... Nie wiem o jakim dymie mówisz, tam są tylko kwiaty i krzaczki... Dokąd mamy biec? Sandstorm desperacko obejrzała się za siebie. Jak Animal mogła tego nie zauważyć?! Drzwi były już w połowie otwarte, a czarna mgła wlewała się nieprzerwanym, gęstym strumieniem niczym smoła. Rośliny zatapiały się w niej i nabierały jakiś dziwnych chorobliwie błękitnych barw. Ich liście poruszały się, jakby wyrażając najwyższe zaniepokojenie, a później zastygały w bezruchu. Animal co raz bardziej się bała, być może zobaczyła minę Sandstorm, albo wyczuła zagrożenie, kuliła się co raz bardziej. Nagle coś zaszeleściło u góry. Klacz o pustynnym umaszczeniu spojrzała w tamtym kierunku. Z drzewa spadł Angel. Na szczęście jego opiekunka złapała go. Ale skąd on się TAM wziął?! przecież wchodził w krzaki na dole?! Kolejne spojrzenie na boki. Czarna mgła zaczęła już powoli okrążać dwie klacze i zwierzaka, który na furze miał ślady tej smoły. Animal patrzyła na Angela, ten zaczął się miotać na boki, a potem zasną. -Angel, Angel... co się stało mały? Jaki się zimny zrobiłeś... Czy ty... ufff, na szczęście oddychasz... Sandstorm co się tutaj dziele?
  9. Jak już napisałem w ogłoszeniach, niestety Anathiela odeszła z forum zatem nie będzie dalej uczestniczyć w sesji. Topaz ucieszyła się na widok swego dawnego znajomego i nagle poczuła słabość w nogach. Jakby teraz, gdy adrenalina opadła jej ciało poczuło zmęczenie, wynikające z wyczerpania po ostatnim potężnym zaklęciu. Przed oczami obraz zaczął pokrywać się błękitem. W końcu jakby cały zamarzł i oddalił się. Klacz słyszała jeszcze jakieś szumy, czuła że upadła i straciła przytomność. Grim rozmawiał i wydawał rozkazy swym podwładnym. Porucznik Carbo, słysząc odpowiedź ogiera, lekko się zaczerwienił. Jednak dyscyplina przeważyła i zachował zimną krew. W tym samym momencie, kiedy nabierał do płuc powietrza, aby odpowiedzieć coś pułkownikowi, Topaz upadła na ziemię. Jej zbroja głucho brzęknęła o bruk. Porucznik rzucił się do niej od razu, sprawdził oddech i odrzekł: - Oddycha, ale nie wiem co jej jest, zabiorę ją do skrzydła medycznego. Niech Pan pułkownik przesyła Generałowi pancerze, zdążę wrócić zanim ta partia 1/3 zbroi dotrze i wtedy omówimy dalsze sprawy. Carbo delikatnie umieścił Topaz na swoim grzbiecie i pogalopował w stronę bezpieczniejszych rejonów. Grim rozejrzał się dookoła. Jego żołnierze z pierwszej linii frontu mieli dosyć. Nabiegali się i nawalczyli o własne życie, każdy dyszał ciężko. Większość patrzyła w umazany krwią bruk. Powoli docierały tu z mozołem pierwsze służby cywilne, które prowizorycznie opatrywały rannych. Kolejni posłańcy informowali rebeliantów o zamiarach pułkownika. Do zajmowania dalszych terenów ruszyły świeże, niezmęczone walką oddziały Grima. Jednak tutaj na placu większość kucy po prostu położyła się na ziemi, lub oparła o ściany, wypuszczając broń z kopyt. Widać było, że mają dość, duch w większości upadł, przytłoczony niespotykanym wcześniej zmęczeniem. Służba cywilna krzątała się bezładnie. Z każdą minutą było co raz więcej kucy pomocników i lekarzy. Plac powoli stawał się skrajnie zatłoczony, podobnie jak cienkie uliczki. Zewsząd dochodziły krzyki, które wyparły ciszę i spokój po wygranej potyczce. Większość rebeliantów była tak zmęczona, że musiała usiąść przy trupach changelingów. Wielu z nich było rannych. Grim widział jak krew obu gatunków się miesza, co gorsza, choć medyczni próbowali temu zaradzić, nie było miejsca nawet na drobne ruchy. Transport i grabież zwłok changelingów stała w miejscu. Było widać, że ten zastój potrwa dość długo. Były również i pozytywne wieści, podobno oddziały, które zdobywały dalsze części dzielnicy, szły do przodu bez przeszkód. To dawało nadzieję, na świeże opatrunki, czy leki. Changeling spojrzał na Nicka. W tym spojrzeniu najpierw zabłysł sprzeciw, a później bolesne zrozumienie. Dwie klacze postawiły ogiera na ziemi, cała czwórka kiwnęła sobie łowami, po czym wybawiciele Nicka odbiegli. Ona sam zaczął kuśtykać w stronę skrzydła medycznego. Po pewnym czasie wszedł do jaskini, gdzie uwijało się kilku ogierów. Dwójka z nich, widząc rannego kuca, szybko zaniosła go do skrzydła medycznego. Tak oto Nick znalazł się pośród setek rannych. Zobaczył pierwsze wózki, które ciągnęły po kilka ciał, umarłych rebeliantów. Zaraz do Nicka podeszła młoda, pewnie kilkunastoletnia klacz z pomocy cywilnej i zaczęła przemywać mu rany, wodą i czystą gazą, która dość szybko zczerniała. - Mam nadzieję, że Pana nie boli. Pan z fontu? Jak tam jest, ilu naszych jeszcze tu przyjedzie, za ile to wszystko się skończy? Oj przepraszam, pewnie za mocno to robię... Już postaram się lepiej... Wszystko w porządku? A w ogóle to jak Pan ma na imię? Ja jestem Starflower. Ale ma Pan gęstą i ciemną krew... czy... oni może używają trucizny ojej... ale na pewno nic Panu nie będzie... Nick na początku poczuł ulgę, gdy czułe ręce klaczy się nim zajęły. Poczuł w tym jakiś rodzaj miłości do bliźniego i od razu choć trochę zaspokoił swój głód. Klacz trajkotała swym melodyjnym, bardzo wysokim głosem. Najwyraźniej to był jej sposób na odreagowanie. Była chyba trochę za młoda, aby widzieć obrażenia poniesione przez innych w walce, ale przecież wojna nie wybiera. W końcu jednak zamilkła i wlepiła swe błękitne oczy w Nicka, jakby wyczekując odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadała. W innej części skrzydła medycznego Atlantis po dłuższym milczeniu odezwał się. Blue od razu przyskoczyła do jego łóżka, aby nasłuchiwać jego głosu. Samego maga zdziwiły dźwięki, które wydał. Bardziej przypominały zachrypiały gulgot, niż mowę, ale patrząc po zmartwieniu i niepewności, rysującej się na twarzy Blue, klacz najwyraźniej zrozumiała. W końcu sama się odezwała: - Ja nie wiem, czy to odpowiednie, raczej Luny pilnują doborowi strażnicy. Nie dadzą się chyba oszukać podmieńcom. Ty jesteś słaby mój kochany, doktor kazał Ci się nie ruszać, sam pamiętasz jak było chwilę temu. Na prawdę sądzisz, że musisz, może lepiej połóż się, odpocznij, przecież to cud, że w ogóle żyjesz... mogłam Cię stracić rozumiesz? Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane szeptem. Blue przycisnęła twarz do poduszki, obok głowy Atlantisa. Delikatnie, z drżeniem całej sierści, przytuliła się do niego. Ogier poczuł łzę, która spływała po twarzy Blue.
  10. Tak, zauważyłem, że jest czarny, cieszmy się wszyscy, choć na PW wiadomości dalej są białe, jak widziałem.
  11. Nie o to mi chodziło, mówiąc, że masz się zapytać, bo tu raczej tego nie odczytają, ale nie usuwam, może ktoś zechce
  12. kapi

    Ogłoszenia

    Witajcie wszyscy. Mam dalej małe problemy techniczne po restarcie komputera, a przy tym przy restarcie forum, natomiast chciałbym ogłosić pewną wiadomość: Nasz koleżanka z wielu sesji - Anathiela ogłosiła, że odchodzi z forum, a zatem również ze wszystkich naszych zabaw. Dziękujemy za wspólnie spędzony czas i za świetną zabawę, życząc szczęścia i radości w życiu. Dodatkowo pragnę ogłosić, że nagrodą Gwiazdy Wnikliwości zostają odznaczeni: Arceus, peros81 Serox Vonxatian Dziękuję panowie za pomoc (chwilowo forum mi krashuje, więc dodam nagrody jak będzie chciało mi zedytować post.)
  13. Czekamy na powrót czerni... PS Dobra Rebon, to trzymaj repka xD Masz już 2
  14. kapi

    Ogłoszenia

    Hej Wam wszystkim. Co tu się do licha ciężkiego stało?! Znowu restart forum, ech... No cóż spróbuję się połapać, ale miałbym prośbę: Jeśli kto odkryje, jak 1. Sprawić aby forum było czarne 2. Pisać dalej na różowo, bo muszę używać tego pararóżowego fioletu w zastępstwie\ To błagam niech da znać. Chwilowo jestem potężnie wstrząśnięty. Błagam ślijcie PW, jeśli ktoś zna odpowiedź
  15. kapi

    Ogłoszenia

    Wróciłem , jak ogarnę laptop i siebie to zacznę ogarniać sesje
  16. IceSword podniósł się, chwytając za skrzydło Dragon. Wypróbował swe sztywne od skurczu bólowego mięśnie. Ocenił sytuację. Dał kilka kroków, a każdy kolejny robił co raz pewniej. Chyba będzie dobrze. Ruszył szybciej. Dragon wyjrzała znowu. Lód pękał co raz szybciej, ale jeszcze trzymał. W tym czasie ogier zauważył tylne drzwi, wychodzące na inną ulicę, otworzył je i zawołał smoczycę. Wybiegli oboje na boczną alejkę, małą i wąską. Zaczęli kluczyć i oddalać się od dworca. Gdzieś z oddali usłyszeli dość szybko dźwięk rozpadającego się lodu. Jednak chwilowo byli bezpieczni. Ulga trochę pogorszyła stan IceSworda, którego noga zabolała bardziej. Jednak nieugięty parł dalej do przodu. W tym samym czasie na zamku, za jeszcze nietkniętymi murami obronnymi, w głównej fortecy, na wyższych kondygnacjach, w małym, skromnym pokoiku z biblioteczką na łóżku przewracała się pewna różowa klacz o szarych włosach i jasnobłękitnych oczach. Violet Blind, bo tak się nazywała była od pewnego czasu zatrudniona w armii, jako nekromantka bojowa. Była jedynym kucem Equestriańskim, który opanował tę sztukę i chciał się nią dzielić z nową władzą. Jej najwyższą zwierzchniczką była sama Nightmare Moon. Choć tak na prawdę podlegała pod oddział magów bojowych z Changeli. Tam uzupełniała skład nekromantów. Jednak większość z changelingów nie traktowała jej poważnie. Zaklęcia Violet nie były tak potężne, jak ich, ale to jeszcze nie powód do wyśmiewania. Kiedyś próbowała im udowodnić swą moc, zabijając jednego z magów. Wtedy jednak zorientowała się, że cały czas jej mózg jest śledzony przez pewną tajemniczą klacz, której na dodatek podlegała. Przełożona wszystkich nekromantów changeli w Canterlot - Strange Darkness była bardzo tajemniczym stworzeniem. Nigdy prawie się nie odzywała. Jeśli chciała już coś przekazać korzystała z telepatii. Chodziły pogłoski, że jej słowa wypalają ściany. Jednak nikt nie mógł tego potwierdzić. Cieszyła się niebywałym respektem podwładnych, na który nie zwracała uwagi. Violet nigdy też nie widziała twarzy owej klaczy. Zawsze bowiem tamta narzucała na siebie czarny płaszcz z kapturem. Nawet tajemniczy sposób widzenia Violet nie pozwalał przebić się przez osnowę cieni, jaka okrywała Strange. Zawsze jedynym widocznym elementem były złowrogie, świecące, zielone oczy. Większość czasu zwierzchniczka nekromantów spędzała w swej prywatnej komnacie. Miała także bezpośredni kontakt z samą Nightmare Moon. Podobno także należała do pewnego tajnego stowarzyszenia. To właśnie Stange namierzyła myśli Violet, wyśmiała je szyderczo i oderwała jej myśli od rzeczywistości. Gdy klacz wróciła do siebie, zobaczyła nekromantę, którego chciała zabić dla pokazania swej siły, jak stoi przed nią z biczem. Odczytano wyrok, wydany przez Strange i katowano silnymi uderzeniami Violet, aż nie straciła znów przytomności. Ta kara nauczyła ją trochę pokory, sprawiła że klacz zamknęła się na resztę nekromantów z changeli, a także zakorzeniła pewną dozę nienawiści. Teraz jednak Violet korzystała z jedynego przywileju, który na tym zamku ją cieszył - z własnego pokoju. Spała po trudnym dniu, pełnym nauki i poprawiania swych umiejętności. Nie obudziły jej wystrzały, ani odgłosy wojny. Dopiero wielka kanonada, która rozniosła się na całe miasto i oświeciła słupami ognia budynki, wyrwała różową klacz z letargu. Przetarła powoli oczy, nie wiedziała dokładnie co się dzieję. Gdzieś w oddali słychać było huki wystrzałów z rusznic. Na korytarzach w fortecy było jakoś za cicho. Zza okna błyszczała silna łuna czerwieni i żółci. Szybkie spojrzenie na klepsydrę pokazało, że jest trochę po 3 w nocy. Jeszcze słońce nie zdążyło wstać... Coś tu było nie tak, coś ominęło Violet, gdy klacz spokojnie spała. Witamy w sesji Perosa81 i jego postać Nekromantkę Violet Blind. Życzymy miłej zabawy. Może ona zdoła przechylić szalę inicjatywy na stronę chaosu
  17. kapi

    Ogłoszenia

    Witam ogłaszam, że znów wyjeżdżam. Mam miłe wakacje, nie ma co, ale będę w kolejnym miejscu bez internetu. Toteż mój kontakt zostanie ograniczony do 0. Wracam za ok 2 tygodnie. Miłych wakacji i bawcie się dobrze
  18. kapi

    Czarne zagrożenie

    Gravelyn zareagowała na słowa Arceusa zamyślonym wyrazem twarzy. - Cóż jakaś pomoc ze stony Changeli była by wyjaśnieniem, ale Morothen i Chrysalis? Jakoś coś mi tu nie leży. Ostatnio, jak z niem "współpracowałam" działaliśmy w zupełnie innych rejonach, ale nawet wtedy nie wyrażał się pochlebnie w stosunku do podmieńców... Arceus dokończył wypowiedź. Natychmist Blood spoważniał rzucił jeszcze tylko szybkie: - No i to rozumiem, już lecę. A Twoją koleżankę lubię, dokuczam, bo chce rozluźnić atmosferę. Tu uśmiechnął się rozbrajająco w kierunku Gravelyn. Ta również lekko się uśmiechnęła i mrugnęła potwierdzająco oczami. - Siły mi już trochę wracają. Iść mogę, choć na razie w tych warunkach za dużo w walce nie pomogę. Jeśli mamy po niego iść to pamiętajcie, że najlepiej zbić go jak najszybciej. Arceus przeszedł jakiś kilometr z Gravelyn, która stąpała z zamkniętymi oczami, emanując ciepłą aurą. Najwyraźniej zbierała siły. Nagle usłyszeli jakieś szybkie kroki. Blood wrócił biegiem, zbliżył się do nich, po czym rzekł: - Hej, znalazłem tę wieżę. Czy ten sopel lodu, w którym pewnie mieszka ten popapraniec. Jakieś pół kilometra stąd, za zakrętem. Staży brak, a wejście jest otwarte. Nikogo nie widziałem. -Głupiec albo myśli, że nas zabił, albo gdzieś wyjechał, albo nie jest w ogóle świadomy co się tu dzieję, jednak lepiej być ostrożnym. - Widziałem tam jakieś okno na szczycie. Dałbym radę się tam wspiąć, mam linkę s hakiem do kuszy. - Nie wiem czy to rozsądne się rodzielać. Okno pewnie prowadzi do głównej komnaty Morothena, jeśli tam wejdziesz możesz uruchomić magiczne pułapki, albo - Widać, że mnie nie znasz, Arceus idę tam, wy dolnym wejściem. To mówiąc zaczął odchodzić zdecydowanym krokiem. Gravelyn tylko westchnęła i spojrzała bez słowa na Arceusa.
  19. Dobrze, że mówisz. Brałem pod uwagę wszystkie możliwości, bo mi się po mózgu kołatało, że Twoje postacie gadały z Animal. Jeśli byliście przyjaciółmi to tylko lepiej. Animal nie jest tu do końca przez przypadek. Nawet gdybyś jej nie znał jest to cżeściowo ważne, że to ona, ale w obecnej sytuacji, jest tym lepsza Animal spojrzała na Sandstorm i uśmiechnęła się nieznacznie. - Ja... już miałam dosyć widoku krwi i mordu. Po prostu złamało mnie to, chciałam uciec do natury. Zmieniłam się w ptaka i odleciałam. Nie do końca rozumiem sensu twojego pytania. Co się tutaj dzieje, no ja stoję i szukam Angela. Bawię się z nim w chowanego. Emm... może to niegrzeczne, ale pozwól, że zapytam, a co Ciebie tu sprowadza, stęskniłaś się może? Ostatnie słowa Animal wypowiedziała ciszej i trochę się skuliła, zakrywając skrzydłami. Jednak jej pierwsze zdania trochę do niej nie pasowały. Ton, z jakim je wymawiała był ość pewny siebie i zdecydowany. Sandstorm odwróciła się. Zobaczyła uchylający się kawałek świata, przez który wsączał się ten czarny dym. Rozlewał się powoli na ziemi. Odwróciła głowę z powrotem i znów zobaczyła Animal. Ta najwyraźniej zorientowała się, że jest coś nie tak, i wyszeptała: - Czy... coś tam jest, bo wyglądasz nie za dobrze. Zaczynam się trochę bać. Coś za tobą przyszło?
  20. - Jasne, ale do tego potrzebna jest marka, a jak się ją już ma to zwykle nie ufają ci zanadto. Nie wiem czy Ci się uda. No w każdym razie, ja nawet bym nie próbował. Najpierw dostaniesz pewnie zlecenia zupełnie bez żadnej wagi, a za nie koszmarnie małe wynagrodzenia. Będziesz się musiała bawić od początku, podczas, gdy jeśli masz już swe osiągnięcia w gronie łowców, to nikt nie powierzy Ci sekretnej i kluczowej misji przeciw drugiej stronie, ale dadzą Ci najtrudniejszą robotę o w miarę neutralnym zabarwieniu. O wiele bezpieczniejsze, bo nikt nie będzie Cię musiał sprzątnąć, z alibi "bo za dużo wiesz", a kasa leci. To co robimy zawsze jest wyrafinowane, ale nigdy nie krytyczne dla powodzenia wielkich operacji. Od tego każda strona ma swych komandosów, a ci z kolei są raczej zamkniętą grupą. Moim zdaniem nie uda Ci się nikogo przekonać i zmarnujesz sobie reputację. No cóż Twój wybór, a właśnie, jeśli już o wyborach mowa, to po której stronie chce stanąć ta ślicznotka, co siedzi przede mną?
  21. IceSword chwycił zdecydowanie wystający bełt i pociągnął. Drewno ustąpiło i wyszło, otwierając dużą ranę, z której zaczęła chlustać krew. Ogier szybko zerwał z przewróconego stołu obrus i zabandażował nim ściśle nogę. Opatrunek pewnie wkrótce przesiąknie, ale na razie musi wystarczyć. Faktycznie IceSword poczuł się trochę lepiej. Za chwilę do pokoju wpadła Dragon, która wleciała tak szybko, że o mało nie wbiła się w podłogę. Zerknęła na opatrunek. Niestety nic więcej sama zrobić nie umiała. Natomiast jej towarzysz wyglądał całkiem nieźle. Raczej będzie go mogła bez problemu wziąć na grzbiet. Wyjrzała na chwilę na zewnątrz. Wszyscy rebelianci dalej byli zamrożeni, choć lód w niektórych miejscach zaczął pękać.
  22. Kolejna salwa z armat uderzyła druzgocząc podmieńcze łby. Słychać było krzyki i nagle zawołanie tysięcy gardeł "Za Equestrię!!!". Wszystko to dobiegało oddalone o jakieś 50m. Changelingi w tylnych szeregach zaczęły obracać nerwowo głowy w tamtą stronę. Krzyk ich dowódcy nakazywał utrzymanie linii. Zaraz z tyłu posypały się bełty. Grim już wiedział, że opór wrogów w jednej z uliczek został przerwany. Teraz jego ludzie wdzierają się pewnie na plac, ostrzeliwując pozostałe linie od tyłu, lub po prostu siekąc mieczami. Sam wsparty tą myślą zaatakował z nową siłą najbliższego wroga. Ten cofnął się pod naporem pierwszego, nagłego ciosu. Uderzenie było potężne, jednak twardy napierśnik płytowy zatrzymał klingę Grima. Changeling próbował odpowiedzieć, ale jego cios został zbity drugim uderzeniem rdzawego ogiera. Tym razem miecz dążył bez opamiętania i z furią do celu, zsunął się po gładkim metalu i nagle wszedł ostrym końcem pod pachę changelinga. Ten zawył i upadł, przykrywając ciałem prawie odciętą nogę. Grim nawet nie patrząc dobił go, wbijając swój miecz w jego kark. Szedł dalej, łomocząc mieczem o zbroje wrogów, straszny, zdesperowany, niepowstrzymany. Przez głowę przewijały mu się myśli o porażce lub zwycięstwie, a czasami sam dziwił się, w jak zręczny sposób odbija ataki wrogów. Nigdy nie spodziewałby się po sobie takiej biegłości we władaniu bronią. Jednak rozmyślania nigdy nie trwały długo, gdyż przerywała je brutalna rzeczywistość i zagrożenie życia. Podczas gdy pułkownik parł do przodu, pociągając za sobą, porwanych jego szałem, dzielnych Equestriańczyków, w Topaz coś wzbierało. Do jej umysłu dotarło, że stoi przed wrogiem, który zmienił Lunę w potwora, który zniewolił Equestrię, i który sieje zło. Gniew wybuchł w niej w jednej chwili oczy zapłonęły błękitnym płomieniem i zaczęły świecić. Okolicznych rebeliantów odrzuciło lekko od klaczy. Grim zobaczył jakieś dziwne światło, ale nie mógł się odwrócić, gdyż akurat toczył zażartą walkę z zawziętym changelingiem. Sama Topaz poczuła przypływ mocy, jakby z wydobywała się z jej pamięci, emocji, a nawet duszy. W rogu zgromadziło jej się tak wiele, że zaczął ją uciskać w czaszkę, co było uczuciem nieznanym klaczy wcześniej. Gwardzistka zdała sobie sprawę, że zaraz zemdleje, jeśli nie pozbędzie się nadmiaru energii. Błyskawicznie, z wojskowym opanowaniem skumulowała ją w swoim zaklęciu. Jej ciało uniosło się, a cała moc zaczęła emanować na zewnątrz. Topaz jednak nie czuła bólu, miała tylko świadomość mocy, której nigdy wcześniej nie doświadczyła. W końcu błękitny, lodowaty promień wystrzelił w górę. Towarzyszył temu przeciągły dźwięk pękających zwałów lodu. Nad klaczą szybko narastała olbrzymia kula mocy, z której zaczęły wystawać sople. Wszystko rosło w zastraszającym tempie. Pierwsze małe pociski skumulowanej energii wystrzeliły w stronę Changelingów. Każdy z nich krystalizował w lodowy pocisk. Uderzały z ogromną siłą powalając swoje cele. Grim właśnie szykował się do przyjęcia ciosu, którego nie zdołał sparować, gdy usłyszał świst. Coś przemknęło mu nad głową i zmieniło czaszkę przeciwnika w zamarzniętą krwawą miazgę. Ogier spojrzał się w tył i zobaczył emanującą, energi Topaz. Kawałki lodu przebijały się przez metalowe pancerze i hełmy, jakby były zrobione z papieru. W szeregi wroga wkradł się zamęt. Jednak to nie był koniec. Z kuli sypało co raz więcej pocisków. Niektóre z nich odbijały się od ścian, rozbijając się i raniąc rykoszetami wrogów. Grim z przerażeniem spojrzał na działanie niszczycielskiej magii. Pułkownik zorientował się, że nikt z jego nie ucierpiał od żadnego lodowego pocisku. Nagle coś huknęło wszystkim nad głowami. Wraz z okrzykiem "Za księżniczkę Lunę!", wielka kula magii skurczyła się i wleciała w sam środek rozbitego szyku wroga. Szybka bezgłośna eksplozja oślepiła i odrzuciła w tył wszystkich rebeliantów. Gdy Grim otworzył oczy, ujrzał rozsypujące się w drobny szron zamrożone posągi tych, z którymi przed chwilą walczyli. Cała ulica była zamarznięta, a okoliczne dwa domy, nie miały swych narożników, wyznaczających koniec bocznej uliczki. Pułkownik zaniemówił, nigdy nie widział tak potężnego zniszczenia od jednego zaklęcia. Zebrał w nim pierwotny gniew, odwrócił się, wyobrażając sobie rozpadające się lodowe figury rebeliantów. Tymczasem jego oczom ukazały się nietknięte, powstające szeregi wojsk Equestrii. Z wiwatem wszyscy rzucili się do przodu. Przez powiększone wejście na główną ulicę mieściło się więcej kucy niż przed wybuchem zaklęcia. Masa rebeliantów wlewała się, już nie tylko przez te wejście, ale i przez parę innych. Grim zorientował się, że ten bastion changelingów jest już skończony. Zobaczył padających wrogów, ciętych z każdej strony mieczami. Odwrócił się i ujrzał powstającą z ziemi Topaz. Jej oczy wydawały się przytomnieć i wracać do świata. Jej nogi twardo stały na ziemi, a na twarzy malował się wyraz zadowolenia. Istotnie miała się z czego cieszyć. Właśnie jej zaklęcie rozbiło kilkudziesięcioosobową linię wroga, która przysporzyłaby rebeliantom jeszcze dużych strat. Czuła się całkiem dobrze, zwłaszcza, że uwolnienie tej całej energii sprawiło jej dużą ulgę. Po kilku minutach było już po wszystkim, trupy podmieńców były ograbiane ze sprzętu, trwała ewakuacja rannych oraz dostawy bełtów. Do pułkownika przybiegł już pierwszy goniec, który był odziany w zbroję Solarnego Gwardzisty, jeszcze z czasów przed wojną. Przekazał krótką informację: - Pułkowniku po otrzymaniu wsparcia artylerii nasi rozgromili wszystkie bastiony obronne na granicy naszej strefy wpływów. Pierwsze oddziały posuwają się już dalej. Trwa szacowanie strat. Mam rozkaz od Generała Greena, aby wszystkie pancerze pokonanych wrogów trafiły do jego oddziałów. Proszę wydać stosowne rozkazy tragarzom. Generał kazał też wypytać o sytuację w Twoich oddziałach i o pańskie samopoczucie. Topaz , która stała obok Grima ,rozpoznała w tym ogierze jednego z poruczników Królewskiej Gwardii, jeszcze z czasów gdy wstępowała do straży. Miał on zawsze pogodną twarz i teraz jego poważny wygląd i głowa, która zdawała się bardziej kanciasta niż zazwyczaj, a na dodatek niedokładnie ogolony zarost dziwiły ją. Pamiętała, że porucznik Carbo Steel zawsze darzył ją szacunkiem, a może nawet sympatią. Najwyraźniej po zdobyciu Equestrii przez wrogie siły jeszcze się nie spotkali. Zapamiętałaby, że ten ogier także jest w rebelii. Rozmyślania przerwał jej sam gwardzista, mówiąc: - Widzę, że Ty również nie uległaś tym kłamstwom i walczysz z nami. Cieszę się, że Cię widzę, zawsze milej się walczy wiedząc, że starzy znajomi są obok Ciebie. Jak Ci idzie, bo ja mam wrażenie, że ręka mi trochę ociężała. Mówiąc to cały czas miał jednak twarz zwróconą do Pułkownika, czekając w napięciu na jego odpowiedzi. Thermal biegł już od kilku minut, przedzierając się przez oddziały cywilne, znoszące rannych. W końcu gdy czas uspokoił nieco jego emocje dotarł na jeden z placyków, na którym zobaczył grupkę znajomych, a w niej Grima. Właśnie rozmawiał z jakimś gwardzistą. Kolejne spojrzenie uświadomiło go, że w tej uliczce musiała rozegrać się dopiero co jakaś poważna walka. Zauważył zamarzniętą ulicę i dwa domy bez narożników, trupy changelingów, obrabowywane ze wszystkiego, oddziały rebelii, które nieporadnie, bez dyscypliny wojskowej próbowały się zbierać, szukać kucy z ich oddziałów. Panował dość duży nieład, a w powietrzu unosiła się aura dość potężnej magii. Gdzieniegdzie w drodze widniała olbrzymia dziura, wyżłobiona pociskiem artyleryjskim. Odgłosy dział były słyszalne, gdy Thermal szedł w stronę frontu. Teraz panowała względna cisza przerywana samotnym wystrzałem z rusznicy ostatnich broniących się oddziałów changelingów. MT i Pokemona szli razem z kolejnymi transportami rannych. Weszli do podziemi. Rozmowa toczyła się dalej w sposób miły i przyjemny. Pokemona cały czas wołała Alter, ale ta zdawała się to ignorować. Jednak im niżej schodzili tym bardziej coś się zmieniało w klaczce. Poczucie spokoju powoli ogarniało jej duszę. Ciepło ognisk i powietrza koiło ciało, a bliskość starszego opiekuna dodawała otuchy. W końcu weszli do najniższych partii podziemnych jaskiń. Już od kilku korytarzy słychać było ogłuszający huk rozmów tysięcy cywilnych kucy, które się tu schroniły. Weszli do wielkich pomieszczeń, pilnowanych przez straż. W tych jaskiniach na wygodnych, wysłanych sianem podłogach, leżały, stały lub siedziały kuce za stare, albo za młode aby walczyć i pomagać. Były też takie, które były chore, albo za słabe. Dodatkowo musiała się tu znajdować jakaś połowa służby cywilnej, która próbowała zapewnić bezpieczeństwo i godziwe warunki wszystkim kucom pod opieką rebelii. Większość tu stanowiły klacze, te w pełni sił najczęściej służyły właśnie w służbach pomocniczych i roznosiły wodę oraz pożywienie, albo przynosiły wiadomości o krewnych czy stratach majątku. Dało wyczuć się dość napiętą atmosferę, choć w huku rozmów pojedyncze słowa były niewychwytywane. Magitech zaczął się zastanawiać, czy jest to dobre miejsce na odpoczynek, z drugiej strony na myśl nasuwał się podziw dla organizacji tego miejsca. W samej tej jaskini mogło znajdować się około tysiąca kucy, a od niej odchodziły jeszcze inne odnogi, o nieznanej mu wielkości. Najprawdopodobniej to tu zostały umieszczone wszystkie kuce z dolnego miasta, oraz stopniowo z wyższych dzielnic. Zorganizowanie takiej migracji było na prawdę wielkim wyczynem logistycznym i to w środku działań wojennych. Changeling spojrzał na Nicka i powiedział przyciszonym głosem: - Jesteś pewien? Nie dasz się złapać? Tam jest dużo strażników. Jak wykryją, że uciekłeś zaczną węszyć. Mamy mało czasu. Nas raczej nie znajdą, bo infiltrujemy ich już trochę, mamy dobre zabezpieczenia, ale Ciebie mogą znaleźć, a nie po to narażamy teraz życie. No ale jeśli chcesz to umieścimy Cię w skrzydle szpitalnym. To mówiąc changelingi zawróciły, skręciły na boczną szeroką klatkę schodową i zaczęły podążać w dół.
  23. kapi

    Ogłoszenia

    Idąc za dobrą propozycją Seroxa, uaktualniłem trochę nagrody w Alei Zasłużonych - dodając w poście pod nimi krótkie objaśnienia za co są przyznawane. Tak mniej więcej. Tak więc jeśli kogoś to interesuje może sobie zerknąć
×
×
  • Utwórz nowe...