Skocz do zawartości

kameleon317

Brony
  • Zawartość

    691
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kameleon317

  1. - Złapali cię prawda? Tylko pamiętaj co przysięgałeś. Służyć Hierarchi do końca.
  2. - Jakoś sobie poradzę - ach te moje dobre maniery. Przynajmniej umrę z honorem - zagrożenia życia nie ma. Tylko łapa mnie boli. Co dziwne, złamał mi kość bez żadnego trudu. Strasznie mocne zęby - podszedłem do każdego martwego wilka z osobna i sprawdzałem ich uzębienie - to nie przypadek, Nasza. Bardzo mocne uzębienie spotykane tylko u mięsożerców. W górach nie ma tyle mięsa. To kanibale. Świetnie się ulokowaliśmy - uśmiechnąłem się - Słabi z nich łowcy. Zazwyczaj zabijają chorych i bezbronnych. Przed takimi jeszcze cię ochronię - zaśmiałem się - dobra. Wracajmy.
  3. Wow. Kilku odłączyło się od pościgu. No to teraz jest ich tylko 5. Muszę ich jakoś zgubić lub walczyć bo zaraz padnę ze zmęczenia. No wśród skał będzie ich trudno ich zgubić. No to zostaje walka. Odbiłem się od skały i uderzyłem pierwszego z wilków. Padł. - Jeszcze to potrafię - krzyknąłem po czym uniknąłem ciosu jednego z łowców po czym walnąłem w jego odsłoniętą szyję. Zabiłem go. Dawno nikogo nie zabiłem. Nie miałem czasu na myślenie. Łowcy to mało honorowi przeciwnicy. Zamiast atakować po kolei, atakowali wszyscy na raz. Unik, uderzenie i zostało ich tylko 2. Jeden z nich skoczył na mnie i kiedy odskoczyłem drugi uderzył mnie w żebra. - To bolało - powiedziałem z uśmiechem. I znowu przeciwnicy nie byli zbyt rozmowni. Rzucili się we dwójkę. Tym razem przetoczyłem się do przodu zamiast odskoczyć w bok dzięki temu zdezorientowani łowcy nie zdążyli zareagować. Zęby. Smak wilczej krwi. Niby ten sam co reszty, ale jednak inny. Teraz zostało jeden na jeden. Poczułem się zbyt pewnie dlatego zaatakowałem następnego wilka łapą. Ugryzł ją łamiąc mi przy tym kość. Szybko drugą łapą dotknąłem go w 5 miejscach po czym uderzyłem łapą. Zatrzymałem mu akcje serca. Stara dobra technika mistrza Shaolina. - Pokonał was staruszek. Słabo teraz szkolą w walce. Uświadamia mi to, że muszę poćwiczyć przed wojną z wschodnimi - i kulejąc ruszyłem w kierunku mojej watahy.
  4. Ale jak? Jak wprowadzić stan wojenny bez wprowadzania go? - Idę rozprostować kości i przy okazji pomyśleć nad czymś. Wrócę jak najszybciej - powiedziałem do reszty watahy po czym ruszyłem przed siebie. Po pewnym czasie zauważyłem kilku samców z charakterystycznymi znamionami za uchem... nie. Łowcy niewolników. Tylko co ci barbarzyńcy robią po tej stronie gór? Hmmmm... Muszę powiadomić resztę... Nagle zza jednej ze skał wyskoczyła Nasza. Rzuciła się na samice z bandy łowców. Samice u łowców niewolników... Nisko upadli. No, ale trzeba jakoś odwrócić uwagę tych narwańców, aby Jane i mogły uciec. Jakieś zioła w okolicy do uszkodzenia albo... nic. Same skały. No dobra. - Panowie. Co robicie po tej stronie gór - spytałem spokojnym głosem i z uśmiechem. Samce spojrzeli po sobie po czym zaczęli szykować się do ataku - to nigdy nie działa prawda - spytałem ponownie po czym oszołomiłem jednego z nich uderzeniem w pysk i zacząłem uciekać jak najdalej od Naszy i Jane.
  5. (Temat trochę przystopował. Mam nadzieję, że to chwilowe ^^) - Moje kości - powiedziałem po przebudzeniu - daleko jeszcze? Muszę ogłosić stan wojenny i się cały czas wstrzymuję. Chyba, że... - zacząłem myśleć o tym jak ominąć stan wojenny, ponieważ nie był zbyt przyjemny dla watahy. No zobaczy się - To jak, kiedy będziemy na miejscu?
  6. - No to jesteśmy w podobnej sytuacji. Jestem w bazie dowództwa. Musimy się gdzieś spotkać.
  7. - Sirrius? Słyszę cię. Jak twoja sytuacja?
  8. Samica. Lejla. Podniesienie powiek. Nie, jestem zbyt zmęczony. Żeby podniesienie powiek sprawiało mi problem. No przynajmniej mogę mówić. - Co za nieodpowiedzialny - chwila, a wyszedłbym z równowagi. Budzą cię, do tego jeszcze Jacob znowu nie uważa gdzie siada. Nie wypada przeklinać przy samicy - wilk. Co za nieodpowiedzialny wilk. Jeśli to ludzkie specyfiki i to w strzykawce... jedynym lekarstwem jest czas. Mógłbym użyć "magii" - uśmiechnąłem się przy wypowiadaniu tego słowa - żeby przyspieszyć zdrowienie tego... wilka, ale tak naprawdę powinien wrócić do normalności zanim dotrzemy na miejsce. Tylko go pilnuj, bo sobie jeszcze krzywdę zrobi. A teraz jeśli pozwolisz mi odpocząć. Miłej podróży - po czym znowu spróbowałem zasnąć.
  9. - Z wiekiem przychodzi doświadczenie. Choć i tak nie jestem taki stary. Za kilka dni będę miał dziesięć lat. Na szamańskich ziółkach pożyje jeszcze z co najmniej drugie tyle. Ci, którzy nie biorą ziółek - patrz na resztę naszej watahy, pożyją około 12 lat. Może więcej, ale to zależy od genów. A i pamiętaj o mojej prośbie. Miłej podróży - powiedziałem po czym zasnąłem.
  10. Czekam aż obcy odejdą na bezpieczną odległość.
  11. Gdy Jane odeszła powiedziałem do Matyasa: - Młody jesteś i głupi. Jak miałem ze 2 lata też tak olewałem samice. W tym wieku ma się wszystko gdzieś. Wyrobisz się - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu - Jedna prośba. Możesz mnie obudzić, gdy będziemy dochod... - zatrzymałem w pół słowa - nieprzemyślany dobór słów. Gdy, będziemy niedaleko celu naszej podróży, zbudź mnie - po czym zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć.
  12. Uśmiechnąłem się. - Wolał bym położyć się tutaj, a później was dogonić niż kazać się nieść przez samice. Co się wyprawia w tych dzisiejszych czasach. Samica proponuję samcowi, że będzie go nosić. Coś takiego ma miejsce tylko w watahach niewolniczych. Ostatnia z tych terenów została wygnana jakieś 150 lat temu. Pewnie gdyby na moim miejscu byłby jakiś samiec z watahy wschodniej lub ktoś tego pokroju... propozycję by przyjął. Chyba, że była to z grzeczności. No, ale z grzeczności czy nie to i tak absurdalne.
  13. - Ewakuacja - powiedziałem ze spokojem do oficerów po czym zwróciłem się do łącznika - jeszcze raz pytam się co z Sarenem i tą wiadomością do tego admirała.
  14. (Tak btw. to my już jesteśmy w drodze.) O jeszcze nie ma połowy drogi a ja już osłabłem. Ha. - Dobra duszyczko, która obiecała mnie nosić, gdzie jesteś?
  15. Podszedłem do zapasów zabranych ze szpitala i włożyłem sobie do pyska ostatnie ziarenko kawy. - Ktoś chętny do pomocy. W dzisiejszych czasach, nadzwyczajne - podszedłem do Jane i położyłem ją na swoim grzbiecie - zarządzam natychmiastowy wymarsz. Czasu mieliście dość. Góry same się nie przejdą. Ruszamy - po czym zacząłem iść w kierunku gór.
  16. - I jak połączenie z Sarenem - spytałem łącznika - przy okazji wyślij wiadomość do tego admirała, że jeśli nas zaatakuję my odpowiemy ogniem do cywili. Tak wiem, że nie mamy tu takich środków, ale my się wycofamy kiedy oni będą szukać tych dział czy co sobie tam ubzdurają. Chyba, że panowie mają jakieś lepsze pomysły - rozejrzałem się po zgromadzonych.
  17. - I do tego pewnie zamieszany jest w to Jacob - uśmiechnąłem się i popatrzyłem na moje "owieczki". Nowi nie zrozumieli żartu - dowcip dla wtajemniczonych - wyjaśniłem - Choćby zaraz - odpowiedziałem na pytanie Naszy - problem w tym, że po drodze zemdleje jak to mam w zwyczaju. Kiedyś wytrzymywałem kilka dni bez snu. Teraz... sami wiecie jak je.. - zatrzymałem swój wywód w połowie, ponieważ znowu zrozumiałem, że większość nie zrozumie - po prostu jestem już stary i się przepracowywuję. W trakcie podróży ktoś mnie poniesie na grzbiecie i tyle - z uśmiechem na pysku podszedłem do Mougrima i ściągnąłem jego bandaże - bliższe spotkanie z niedźwiedziem. Głupota mojego gatunku nie zna granic - po czym zająłem się czyszczeniem rany - Chłopcze kto cie opatrzył i obandażował? Zrobił to w tak prostacki i niedokładny sposób, że tylko pogorszył twój stan.
  18. - Spokojnie, admirale. Kolejne mało dyplomatyczne zachowanie z pana strony. Ja mam swoje rozkazy i mam zamiar ich dopełnić. Chciałem zakończyć ten konflikt, ale panu admirałowi bardzo się spieszy do zabijania. Poleje się krew nie tylko Turian, ale również żyjących tu cywili. Dojdzie do walk na planecie co może zaszkodzić waszym cywilom, tak samo jak bombardowanie z orbity. Więc w interesie Przymierza Systemów, które podobno tak troszczy się o cywili powinno być zakończenie konfliktu, a nie dalsze go prowadzenie. Niech pan admirał pamięta, że my w przeciwieństwie do pańskiej rasy mamy sojuszników. Czyli inaczej mówiąc wielka galaktyczna wojna i to z pana winy tylko dlatego, że zamiast poczekać zaatakował pan. Niech pan poczeka na decyzje moich dowódców. Kiedy tylko dowiem się jakie jest ich stanowisko w tej sprawie i powiadomię pana, admirale. I wtedy będzie pan mógł zmasakrować nas razem z cywilami jeśli nasi politycy nie dojdą do porozumienia.
  19. (Nie rozumiem. Kto uleczył Mougrima? I to jeszcze bandażami? Ok...) - Witam ponownie - podszedłem do Jane - przeżyję. Po prostu zmęczona. W sumie tak samo jak ja - spojrzałem na bandaże i nowych członków watahy - Ja jestem Mordimer. Członek Najwyższej Rady Szamanów z ramienia Wilków Morskich i tak dalej i tak dalej. Podsumowując, dobry szaman z dobrej rodziny na dobrym stanowisku - znowu spojrzałem na bandaże - Skąd macie ludzkie medykamenty?
  20. - Nie mogę podejmować decyzji za całą Hierachie. Trzeba omówić spotkanie między naszym dyplomatą, a waszym. I wtedy albo będziemy prowadzić otwartą wojnę albo podpiszemy pokój. Ja jestem żołnierzem, nie dyplomatą, panie admirale.
  21. - Barbarzyńskiego? Obraża pan moją rasę, a to nie jest chyba zbyt dyplomatyczne posunięcie. Powodów było kilka. Naruszenie granic Hierarchii, uruchomienie przekaźnika masy, brak waszych statków w systemie i wiele innych. Uznanie was za piratów czy najemników nie powinna pana dziwić, admirale. Ciesze się, że Przymierze Systemów znalazło czas na rozmowę.
  22. - Spróbuj połączyć się z Sarenem - wyszeptałem do ucha łącznika po czym wszedłem w pole widzenia admirała - Tu dowódca Turian Kamil Corinthus. O czym pragniesz pomówić, admirale?
×
×
  • Utwórz nowe...