-
Zawartość
691 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez kameleon317
-
- Idźcie - krzyknąłem - ktoś musi ich spowolnić. - Ale Mordimer... - powiedział Eldim - obiecałem twojemu dziadkowi, że nic ci się nie stanie. - Byłeś dobrym przyjacielem - powiedziałem po czym pobiegłem w kierunku wschodnich i... Oko. Drugie oko. Znowu? Dawno już nie miałem tych koszmarów. Rozejrzałem się po okolicy. Nie jestem w szpitalu. Może ktoś potrzebuję pomocy. Pójdę sprawdzić. Wstaję i od razu wiem, że to był zły pomysł. Padłem na pysk i bez możliwości ruchu zasnąłem. (Tak btw. wszystkiego najlepszego drogie panie.)
-
Ruszyłem do dowództwa i czekałem na rozwój sytuacji.
-
- Tak muszę tylko jeszcze zbadać wszystkich i... i... - po czym upadłem na ziemię i straciłem kontakt ze światem rzeczywistym.
-
- Przeskanować orbitę i planetę w poszukiwaniu przeciwników. Do tego cały czas próbować połączyć się z naszą flotą. Wszyscy mają być gotowi do chwycenia za karabin i ruszenia do walki. Wykonać!
-
- Dzięki Nasza za streszczenie sytuacji. Lejla, gdybym był zdenerwowany wyszedłbym ze szpitala i mianował ciebie szamanem. Co ci z opatrunku jak tego nie odkazisz i później nie będziesz brać odpowiednich ziół na gojenie się. Nic. To, że potrafisz wstrzymać krwawienie śmiesznym opatrunkiem jeszcze nic nie znaczy - spojrzałem na Nocturne - dalej nie wiem co ci dolega. W sumie jestem szamanem i sam powinienem to wiedzieć tylko problem w tym, że jestem ledwo przytomny i mógłbym wydać złą diagnozę. Z twoją pomocą będzie mi łatwiej.
-
- Siniaki to nic poważnego. Później się okazuję, że to nie tylko siniaki, ale też dziury na wylot. Wolę przebadać wszystkich i mieć później czyste sumienie - po skończeniu ze śpiącym Jacobem zacząłem badać Nocturne - co tobie dolega?
-
- I jak tu się z wami nie nudzić. Dzięki za pomoc, zaoszczędziło mi to kilka minut roboty. Co do mojego stanu to jest taki jaki być powinien. I tak wiem, że jestem przemęczony co uświadamia mnie że nie jestem już taki młody - zamyśliłem się - No Jacob - oblałem go wodą i uderzyłem łapą - taki z ciebie żołnierz? Dajesz się pokonać? Słabo. Masz dojść do siebie zanim skończę operować twój bok inaczej zrobię ci coś co ci się nie spodoba. Chyba, że lubisz bliższe spotkania z ogniem. Ty Nasza zostajesz. Opowiesz mi o tych nowych. Chociażby imiona. No i o tych przenosinach. Ja zagłosowałem na morze z przyzwyczajenia. A ty na co zagłosowałaś - zacząłem operować Jacoba.
-
- Troska i ciekawość. Chce cię widzieć na badaniach - powiedziałem po czym poszedłem w stronę szpitala. Zobaczyłem Nasze, która poszła za szpital. Chciałem z nią pogadać na temat przenosin, ale przypomniałem sobie, że Jacob wciąż potrzebuję mojej pomocy. Wszedłem do szpitala i go nie było. Zobaczyłem WaveX'a przed szpitalem i spytałem się go: - Widziałeś gdzieś Jacoba. Nie może usiedzieć na w jednym miejscu. Szamanów powinno się szanować i słuchać. No, ale ja jestem już dość stary w porównaniu z wami i może wszystko się zmienia - za rogu wyskoczył Jacob - Jest nasz kolega - poszedłem z nim do szpitala i zacząłem go badać.
-
- Jak to zaginęła? Wyparowała? Nawet jeśli zostali by zaatakowani przez połączone wojska wszystkich ras z poza rady to i tak zdążyli by się z nami skontaktować. Próbować nawiązać z nimi kontakt.
-
- Zawołałem cię, ale biegłeś jak opętany. Przy okazji może się trochę otrząśniesz. Samice przeprosisz później - kątem oka zauważyłem Nocturne przemykającą się bokiem - wybierasz się gdzieś - spytałem - nie widziałem cię na badaniach.
-
- Udaje twardego tak samo jak ty - powiedziałem do WaveX'a z uśmiechem. O Jacob zaczyna się tłumaczyć: - Mordimerze nie będę tłumaczyć jakie zasady są w wojsku, ale powiem ci jedną: Żadnemu żołnierzowi nie wolno uszkodzić lub zabić samicy. To jest święta zasada. Nie wiem co się ze mną działo, ale tego żałuję. A jak teraz pozwolisz pójdę przeprosić Nasze, Asianne i Jane tak mówiła Jane że to je pobiłem - powiedział po czym wybiegł. - Czekaj ty baceolus - powiedziałem po czym pobiegłem za nim. Dziwnie patrzył się pod łapy. Był zmęczony i ranny. Łatwy cel. Dogoniłem go i podłożyłem mu łapę. Poleciał na pysk. W żaden kamień to plus dla mnie. Trudności z oddychaniem przy takim krótkim biegu. Będę musiał się przebadać, ale najpierw ten szaleniec: - I... co kolego? - przerwa na oddech - Nigdzie... nie idziesz... dopóki cię... - kaszel - nie zbadam... więc wracaj... mi do szpitala - oddech w normie. Słabo ze mną. Do tego jestem zmęczony. A tylu głupców do uleczenia. Więcej walk to będę miał więcej praktyki i może nie tylko z tytułu będę jednym z lepszych szamanów - To co? Jacob?
-
- Wojsko, a wojna to dwie różne rzeczy. Ja muszę iść. Pogadamy później - po czym wyszedłem z celi.
-
- Ja na razie nigdzie iść nie mogę. Zaraz skończę z twoją głow... - kontem oka zobaczyłem Jacoba. Kłócił się ze swoja dziewczyną czy przodkowie wiedzą kim o ten wybryk ze strzykawką - w sumie gotowe. Teraz może trochę zaboleć - po czym złamałem mu skrzydło, a później naprostowałem - teraz tylko czymś usztywnić i się ładnie zrośnie. Za to ty Jacob - odwróciłem się w jego kierunku - wytłumaczysz mi swoje zachowanie. Chyba, że bicia samic uczą w wojsku - usztywniając skrzydło WaveX'a zobaczyłem, że trzęsą mi się łapy. Zaraz zacznie mnie boleć głowa. Oznaki zmęczenia.
-
- A skąd my mieliśmy wiedzieć, że nie jesteście batariańskimi piratami? - spytałem - poza tym widać, że nigdy nie byłeś na wojnie. Cywile zawsze giną. Niby się ich oszczędza, ale straty w cywilach są nieuniknione. Do zobaczenia - powiedziałem po czym ruszyłem ku wyjściu.
-
- Złamaliście prawo. Otworzyliście przekaźnik masy. Nie do mnie należała decyzja co do ataku. Może najpierw bym z wami porozmawiał. Stało się. W sumie mieliśmy prawo was zaatakować. Łamanie takich praw Cytadeli to łamanie zasad bezpieczeństwa galaktycznego. Miejmy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze skończy i wszystko sobie wyjaśnimy. Coś jeszcze?
-
- Bicho Raro? No nie ważne. O co chodzi?
-
- No dobra pokaż to skrzydło - powiedziałem po czym zacząłem oglądać ranne skrzydło - raczej nie do odratowania. Źle się zrosło. Może później spróbuję coś z nim zrobić. Oko... musisz mi najpierw wytłumaczyć co z nim zrobiłeś. Rana na głowie to nic poważnego - o czym poszedłem przygotowywać zioła czekając na odpowiedź WaveX'a w sprawię oka.
-
Czekając aż Jacob się obudzi do szpitala wpadła dwójka nowych(samica i samiec), Nasza i bećka. Zostawiły jednego z nowych i sobie poszły. Połamane skrzydło? Ślepy na jedno oko. Od niedawna. A tak nie widziałem jakiś wielkich obrażeń : - Ty znasz moje imię. Ja twojego nie. Przedstawisz się?
-
- To współczuję. Ja swojej matki nawet nie pamiętam. No dobra. Skoro wszytko z tobą w porządku to wracam do swoich.
-
Wziąłem wiaderko wody i oblałem nią Jacoba: - Wstawaj narwańcu - krzyknąłem mu prosto w pysk.
-
- Ci, którzy żyją, tak. A twoi?
-
Podszedłem do nich i zobaczyłem strzykawkę. - To jest takie narzędzie medyczne używane przez ludzi. Często używają jej i później się dziwnie zachowują. Pełno tego na obrzeżach lasów i tak dalej - wziąłem Jacoba na grzbiet i ruszyłem do szpitala - Gdyby ktoś potrzebował pomocy, jestem w szpitalu- rzuciłem na odchodnym.
-
Podziękowałem Jane za rozmowę po czym wyszedłem ze szpitala i podszedłem do "mapy". - Ja tam jestem za morzem. Kto następny do przebadania?