Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - A więc mamy sobie do pogadania, moja droga duszyczko! Mam całą kolekcję głupich rzeczy ze sobą. To taki odruch - widzę coś skrajnie kiczowatego albo ziejącego głupotą, muszę to kupić. I tak zbieram pierdoły. Lubię też krokodyle. Ulubiona kreskówka? - zapytała, wychodząc niemalże z siebie. W tym momencie również by merdała, gdyby tylko miała taką możliwość. Tymczasem wysoki i niepokojący jegomość przechadzał się parkowymi alejkami. Dostrzegł jedną z przyszłych adeptek szkoły czytającą książkę. Jakżeby mógł jej nie dostrzec? Kontynuował jednak swoją wędrówkę, mijając czytającą.
  2. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Alergia w tym samym momencie, co? To. Nie jest. Przypadek! Na pewno nie, ja takie rzeczy wiem. Czy coś - stwierdziła. I wzięła łyk wody. Zastanowiła się przez krótką chwilę, po czym zdecydowała na ponowne zabranie głosu. - Hej, Mabel. Wyglądasz mi na człowieka lubiącego kreskówki, popkulturę i głupie rzeczy. Lubisz kreskówki, popkulturę i głupie rzeczy?
  3. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    (w pokoju, albo na korytarzu :v) Dru nabrała powietrza w płuca, widząc wchodzących bliźniaków. - Hej! - krzyknęła, szczerząc się od ucha do ucha. - Mam pytanie. Skoro jesteście bliźniakami, macie więź mentalną? Potraficie porozumiewać się telepatycznie? Błagam, powiedzcie że filmy nie kłamią!
  4. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    Dru odstawiła talerz na miejsce, znalazła w szafce szklankę i nalała sobie wody, a potem wróciła do stołu i usiadła na miejscu. Spojrzała na zegarek - niezwykle poważny, kreskówkowy zegarek. To musi być wyjątkowe popołudnie. Jedyne takie popołudnie w życiu, jak każde zresztą. Usłyszała głosy - ktoś zmierzał do kuchni. Napięła mięśnie, gotowa do ataku.
  5. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - A, rozumiem. Ja niestety nie umiem gotować, ale tobie wychodzi to świetnie - skomentowała, przeżuwając kęs mięsa. Demon w tym czasie wstał i wyszedł gdzieś bezszelestnie, wymieniwszy się z towarzyszką uśmiechem.
  6. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Irlandia Północna. Moje imię już znasz -Dru. Dziękuję. A ty nie jesz? - zapytała.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Podziękuję - odparł Ruad. - A ja chętnie. Jak się nazywasz i skąd jesteś? - zapytała radośnie, ze szczerym uśmiechem. Gdyby mogła, zaczęłaby merdać.
  8. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Cześć, koleżko - rzuciła Dru wchodząc do kuchni. - I koleżanko. Ruad skłonił się, ledwie zauważalnie. Dziewczyna usiadła przy stole, jej cień tuż obok. - Dlaczego pierwszą rzeczą jaką zrobiłeś było gotowanie? -zapytała.
  9. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Aha, koleżka z tajemniczą przeszłością, co? - zapytała, posyłając Jackowi złowieszczy uśmiech. - Jasne. Było trzeba mówić od razu, że mam się nie interesować. Uszanuję to - odparła. Podeszła do szafy. Połowa prawnie jej się należała, dlatego też wepchnęła niemalże na gwałt swoje ubrania do swojej części szafy, zamknęła ją z trzaskiem (co spotkało się z upomnieniem towarzysza) i rzuciła się na łóżko ze swoim plecakiem. Na łóżku wylądowała mała, niebieska poduszka w krokodyle, a na półce książka, konkretnie brzydka maskotka (prawdopodobnie imitująca krokodyla) i notatnik z długopisem. Demon w tym czasie siedział na łóżku, wyprostowany jak struna i czytał małą książkę. - Muszę iść i coś robić - oświadczyła Dru, po czym wstała, w podskokach ruszyła ku wyjściu z pokoju z zamiarem wyjścia do kuchni i zatrzymała się gwałtownie. - Właśnie, Jack. Podobno nikt tu raczej nie kradnie, więc klucz może zostać w pokoju, a drzwi mogą być otwarte. Tak czytałam w poradniku - stwierdziła. I wyleciała do kuchni, mając nadzieję na spotkanie kolejnych towarzyskich osób.
  10. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Miło mi cię poznać, Jack. Nie miałam jeszcze żadnego znajomego z tym imieniem, chociaż to oczywiście nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Skąd jesteś? Na Japończyka nie wyglądasz - stwierdziła.
  11. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - W tym momencie nie jestem przywołańcem - skorygował Ruad. Dziewczyna pokiwała głową. - Towarzyskość to chyba pozytywna cecha, więc dzięki za komplement. Jak się nazywasz, współlokatorze? - zapytała Dru, taszcząc brązową, skórzaną walizkę z rzeczami.
  12. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Wolałbym określenie 'wierny towarzysz' - wtrącił demon. - Nie. Zła odpowiedź. Widzisz tę dziewczynę, o tam? Tą w czarnym? Po pierwsze, wygląda jak ktoś kto bardzo chce pokazać wszystkim, że jest mroczny, a takim to ja w szkole kradłam kanapki. Po drugie, patrzy na wszystkich z góry, a że jestem od niej wyższa, byłoby to kłopotliwe. Druga tura, ten dryblas, o tam. Pierwsze co zrobił, to poszedł do kuchni gotować obiad. Nie powiesz mi, że to jest normalne. Druga dziewczyna, z brązowymi włosami wygląda jak towarzysz idealny, ale - logiczne - będzie mieszkać ze swoim bliźniaczym bratem. Jest jeszcze ten blond młodzieniec, ale on z kolei zaczął dzień od podrywania naszej seksownej wampirzycy. A zatem jedynym wyborem jesteś ty. I oczywiście nie jest to propozycja matrymonialna, a propozycja czysto towarzyska. To jak?
  13. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    Dru podeszła do Jacka zaraz po dokładnym przyjrzeniu się każdemu z towarzyszy. Za nią oczywiście cały czas był Ruad. - Cześć, kolego. Jestem tu, żeby zaproponować ci wspólny pokój. Chcesz wiedzieć, dlaczego akurat tobie? - zapytała.
  14. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Tak! Ruszajmy do akademików! - Dru jak sprężyna wystrzeliła z krzesła i ruszyła w stronę drzwi. - Jak duże są pokoje? Na ile osób? - Cień posłusznie towarzyszył jej. Stanął pół metra za Dru i czekał, mierząc wzrokiem Sarę z nieodgadnionym spojrzeniem. Nad czymś się zastanawiał.
  15. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    Wyskoczyła na środek jakby czekała ją tam nagroda życia. Mroczny towarzysz natomiast poszedł za nią wolno i z należytą swojej osobie godnością. - Dzień dobry jeszcze raz i czołem! Nazywam się Dru Vides, bardzo się cieszę, że będę mogła uczyć się razem z wami. Mam urodziny w kwietniu, lubię krokodyle, książki, filmy i lubię jeść. Pan tutaj to Ruad, mój wierny i mężny kompan. Jest tutaj, ponieważ łączy nas bardzo silna więź emocjonalna, oczywiście żadne niedorzeczne romanse. Towarzyszy mi dla wsparcia. - Po tych słowach jegomość ukłonił się lekko, niemal niezauważalnie, cały czas lustrując zielonymi oczami otoczenie. Dru posłała jeszcze całej klasie promienny uśmiech i wróciła na miejsce.
  16. Arcybiskup z Canterbury

    Kram Egozrcystów [Gra]

    - Dzień dobry! - Powiedziała głośno i entuzjastycznie postać wchodząca do klasy. Ciemnowłosa dziewczyna w okularach, całkiem wysoka. Poruszała się jakby miała w stopach sprężyny i nieco zbyt dużo energii. Ubrana była w kwiecistą sukienkę bez rękawów, szary sweter i brązowo-niebieskie trapery. Na plecach miała niebieski plecak, również w kwiaty. Wejściu dziewczyny towarzyszyło pojawienie się aury nieokiełznanej radości, zgaszona gwałtownie pojawieniem się wysokiej postaci odzianej w czerń, która to w ramach kontrastu wprowadzała posępność. Wysoki mężczyzna zdawał się nie wydawać dźwięku przy poruszaniu się - w ogóle wyglądał jakby płynął, a cała jego sylwetka sprawiała wrażenie, że ktoś na dzień po śmierci wyjął go z grobu i kazał działać. Blady, chudy, poważny, cień. Dziewczyna i jej towarzysz zajęli miejsce w ławce. Dru, bo tak postać miała na imię, podniosła rękę kiedy tylko usłyszała propozycję przedstawienia się. - Mogę?
  17. Imię: Dru Nazwisko: Vides Wiek(pomiędzy 15 a 18): 16 Specjalizacja: Treser, support Doktor Ekwipunek: Kolekcja kiczowatych/głupich/śmiesznych rzeczy i dwa demony. Cernun - niedźwiedziowaty koleżka o specyficznym poczuciu humoru. Jest bardzo duży i bardzo pancerny. Ma głowę niedźwiedzia zwieńczoną porożem podobnym do poroża barana. Dalej właściwie wszystko przypomina czarnego, trochę wychudłego niedźwiedzia, poza nogami, które wyglądają jak ciężkie, potężne kopyta barana. A więc Cernun wygląda jak połączenie barana i niedźwiedzia o jadowicie zielonych oczach i pysku wzbogaconym o mięśnie mimiczne. Potrafi też mówić i aż nazbyt często ten dar wykorzystuje. Umiejętności demona sprawiają, że jest swego rodzaju tarczą, która może zostać wykorzystana jako taran - wielki, silny, wytrzymały - z czego jego wytrzymałość jest niemal nieograniczona. Trudno go uszkodzić, a co dopiero zabić. Ruad - humanoidalny koleżka o niezbyt zadziwiającym wyglądzie. Wygląda jak szpakowaty pan w wieku średnim - wysoki, chudy i blady, trup idealny. Ma czarne włosy zaczesane do tyłu i nosi czarny płaszcz, czy tam szatę. Jeśli istnieje ktoś ubrany w czerń, ubiór Ruada jest na pewno bardziej czarny. Płaszcz demona nie jest co prawda płaszczem, a złożonymi skrzydłami. Poza oczywistą umiejętnością latania demon jest charyzmatyczny. Tak bardzo charyzmatyczny, że potrafi kontrolować czyny jednego konkretnego wroga, który niekoniecznie musi być człowiekiem. Hipnotyzuje ofiarę i przemawia jej ustami, podporządkowując ją swojej woli. Warunkiem jest jednak spojrzenie w oczy demona. Wygląd: Dziewczyna o okrągłej, piegowatej twarzy cechującej się jasną karnacją. Ma kręcone, jasnobrązowe włosy i nosi okulary. Jej nos jest nieduży, a usta wydatne. Ma zielone, bystre oczy o lekko opadniętych powiekach. Jej twarz zazwyczaj zdobi radosny uśmiech, który w zależności od warunków może stać się złośliwy i chochlikowaty. Jest dość wysoka, przeciętnej budowy ciała, ale o szerokich biodrach. Informacje dodatkowe: Lubi książki, dowcipy i krokodyle. Nie znosi ryb w swoim jadłospisie.
  18. - Dobry pomysł, ale tu działamy na moich zasadach - odparł. Sprzęt elektroniczny zaczął wariować. Sygnał z komunikatorów rwał się, przerywany ciągłym pasmem zakłóceń, aż zgasł zupełnie. To samo stało się z wszelkimi rejestratorami dźwięku i obrazu - niektóre wydały z siebie okropny, wysoki pisk, a potem po prostu odmówiły posłuszeństwa. Trup, czy też niedoszły trup zadrżał. Ręce powędrowały w kierunku głowy i zaczęły zbierać z ziemi to, co wyrwała kula, a potem układać na swoim miejscu. Efekt nie był piorunujący, mimo to maszkara wstała niepewnie z miejsca, zataczając się. Wyrwał strzałkę z ramienia. Ludzie którzy wcześniej uciekali, zaczęli otaczać grupę, nabrawszy pewności siebie. Nie wyglądali na pokojowo nastawionych. Do głowy Khady doszło polecenie, aby się trzymał blisko. Podobnie było z umysłami Sayu i Seintenshi. - Pan, panie Maxymilianie, zostanie tutaj - wycharczał niedoszły truposz. Jego skóra została rozpruta na plecach, i teraz coś próbowało się z niej wydostać. Stwór był wysoki - dwa razy wyższy od człowieka. Miał dwie pary pierzastych skrzydeł, co powodowało, że był jeszcze większy - przynajmniej wizualnie. Do tego rogi na kształt rogów jelenia, dwie pary oczu i usta pełne ostrych zębów, wykrzywione w uśmiechu. Rozprostował szpony, machnął długim ogonem i rzucił się w stronę polityka. Mężczyzna został bezceremonialnie powalony na ziemię przez ogromnego stwora, który najwyraźniej w poważaniu miał potencjalne pociski. Maxymillian czuł na ciele nacisk pazurów. - Jeden zostaje, reszta odchodzi. Oto ofiara i została ona przyjęta, zaakceptowana. Będę czekał na następne - syknął Wij z satysfakcją.
  19. Ciało opadło bezwładnie na ziemię, czaszka rozprysła się, a kawałki mózgu ozdobiły niewielki obszar ziemi wokół. Ciało zadrgało kilka razy w pośmiertnych skurczach, a potem zamarło zupełnie. Niegdyś piękna twarz, teraz bezkształtna masa i smród palonych tkanek. Zapadła cisza. Ludzie wokół polany zaczęli się wycofywać w mrok - szybko, jak podczas zręcznej ewakuacji. W międzyczasie rozległy się krzyki niedowierzania, ktoś się nawet rozpłakał. Z głowy Wija pozostała dolna część - usta pozostały nietknięte. I te właśnie usta przemówiły, wypluwając wcześniej krew. - Bardzo nierozsądne posunięcie. Jaki to kaliber? Och, zresztą nieważne. Uważam, że powinien pan zastanawiać się głębiej nad działaniami. Czy maskarada dobiegła końca? Czas zdjąć maski, drogi panie? - zapytało truchło.
  20. Smok, bo tym w istocie był przyzwany stwór, z gracją ominął wszystkie lecące ku niemu pociski. Był ogromny, ale jego łuskowate ciało wyginało się i wiło w powietrzu, jakby mogło się prześlizgnąć przez najmniejsze nawet otwory. Światło księżyca odbijało się od lśniących łusek, kiedy smok zsunął się na ziemię pod kopuły i dopadł do kota. W porównaniu do futerkowego ssaka był prawdziwym olbrzymem. Szczęka z maski - jak się okazało, ruchoma - odskoczyła kilka razy od żuchwy. Rozległ się rytmiczny dźwięk - smok się śmiał. Smok drwił. - Chcesz mnie odesłać? Jak to zrobisz, nie mając chwytnych palców i będąc tak groteskowo małym? - Porwał zwierza w powietrze i zrzucił go spod kopuły. Potem dopadł jeszcze raz, zamykając kota w 'klatce' z pazurów wciśniętych w ziemię. Szczęki rozwarły się, zalewając otoczenie wokół czerwonym światłem - a potem smok zionął czerwonym ogniem wprost w swoją łapę i kota pod nią. Płomienie miały spopielić chowańca.
  21. Doprowadził ich do kolejnej polany - znacznie mniejszej niż poprzednia. Pośrodku również płonęło ognisko, a gdzieniegdzie, między drzewami, rozstawione były namioty. Kilku ludzi którzy tam przebywali zwróciło swoje oczy na przybyłych - z czystym zainteresowaniem, bez negatywnego zabarwienia. Byli w różnym wieku, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Wij wskazał przybyłym leżący konar - mogli na nim usiąść. - A więc przybyliście, aby wyzbyć się złych nawyków i zwalczyć dominację cywilizacji, która zjada wasze organizmy? W jaki sposób chcecie zmienić sytuację panującą wśród ludzi? - zapytał, wpatrując się z niekrytą podejrzliwością w gości.
  22. - Oczywiście, że tak. A jednak, ze względu na bezpieczeństwo moich ludzi i państwa proszę o ograniczoną ilość wkraczającą do domu... Trzech, nie więcej - powiedział nagle mężczyzna, odwracając się do polityka i zatrzymując. Wciąż szedł z Sayu, nakazując Seintenshi i Khadzie trzymanie się blisko. Z ciemności obserwowały ich oczy należące nie tylko do ludzi.
  23. Wij zamrugał. Wyglądało na to, że długo zastanawiał się nad odpowiedzią, albo i działaniami które miał podjąć. Uśmiech zszedł z jego twarzy. Wbił wzrok w ziemię, a potem obserwował uważnie każdy gest szanownego Maxymiliana Blenda. Jeśli na początku jego twarz była spokojna i opanowana, zdradzając lekkie rozbawienie całą sytuacją, teraz straciła jakiekolwiek ciepło. Od Wija niemal ciągnęło chłodem, choć wciąż pełnym opanowania. Wydał rozkaz ludziom -nie spuszczać wzroku z nikogo, być cały czas czujnym. - Czy mam zrozumieć, że porzuciliście chęć rozwoju za wszelką cenę? - zapytał, a na jego twarz wrócił uśmiech. - A zatem zapraszam. Mój dom jest waszym domem. - Uniósł rękę i gestem zaprosił polityka do wnętrza lasu.
  24. - Odejdź, Koneko. Do lasu - odpowiedział dziewczynie. Cicho, aby jego głos został usłyszany tylko przez nią. Wokół nich stało jeszcze kilku ludzi. Kiedy Koneko przechodziła wgłąb lasu, zgodnie z rozkazem Wija, zauważyła niewielkie zgrupowanie - pięciu ludzi stojących lub klęczących wokół młodego chłopaka, który to nieprzytomny leżał na ziemi. W umysłach Seintenshi i Khady odezwał się głos, który nakazał im porzucenie zabaw i trzymanie się na baczności. Mieli podejść nieco bliżej i stanąć za nim. - Słucham więc. Jakie jest to sedno sprawy? - zapytał, odwracając się do mężczyzny.
  25. - O, widzi pan? Nie tylko siedzą i patrzą, ale i czynnie uczestniczą w rozmowie - odparł Wij i położył dłoń na ramieniu Sayu. Łagodny uśmiech nie schodził z jego twarzy. - My mamy broń, ponieważ jesteśmy w swoim domu. Broń w rękach gościa nie jest oznaką kultury. Jeśli jednak przybyliście tylko po to, aby się kłócić jak przekupki na targu, obawiam się że będę zmuszony was rozczarować. Nie mam ochoty - powiedział. Odwrócił się w stronę lasu, prowadząc dziewczynę przed sobą i zaczął powoli iść.
×
×
  • Utwórz nowe...