Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    Anda miała bardzo, bardzo dobry humor. Idąc na miejsce spotkania starała się możliwie jak najczęściej zaczepiać Zeke'a i 'przeszkadzać' mu w prostym pokonywaniu drogi. Trzeba było nadrobić zaległości ze straconych lat szczenięcych. Ujrzała klacz z fajką na miejscu spotkania i zaczęła rozważania na temat tego, że fajka dodaje palącemu klasy.
  2. Trudno powiedzieć jak, ale niewieście udało się wypluć szmatę na podłogę, poza zasięg wampira. Miała jeszcze kolana i jednym z nich ochoczo i zgrabnie przywaliła Vladowi w brzuch. Zabolało. - Czego chcesz? - zapytała. - Ostrzegam cię, nie zmuszaj mnie do ostateczności, bo... Bo nie chciałabym musieć wykorzystać ostatecznego środka obrony!
  3. - Jestem -jakby to powiedzieć... Jestem całkowicie spełniony zawodowo. Dlatego też szkolę teraz rekrutów. Ale w zasadzie... W zasadzie jest taki jeden hrabia, mieszka na obrzeżach miasta. Wydaje mi się, że moglibyśmy zapewnić ci wygodny lokal - zastanowił się. - Co ty na to? Dziewczyna krzyknęła. Jej reakcja była trochę tylko szybsza od reakcji Vlada, ale równie niespodziewana. Zza materiału sukni wyjęła sztylet i z całej siły wepchnęła go między żebra, prosto w serce. Vlad odczuł ostry ból w klatce piersiowej. Byłoby to dla niego niebezpieczne, gdyby tylko sztylet był chociażby powleczony srebrem. Ale nie był, a więc tkanka wkrótce się zrośnie. Na koszuli pojawiła się maleńka plama krwi. Niedoszła ofiara szarpnęła klamkę, ale ta się zacięła, w związku z czym niewiasta pomknęła w kierunku okna.
  4. Gdzieś między drzewami błysnęły dwa żółte ślepia. Coś zasyczało. Dzięki fenomenalnemu słuchowi Doxan usłyszał, jak po drzewach przesuwają się drobne łuski, a szpony odpychają się od kory. Coś co im towarzyszyło było bardzo duże i było gadem. -Aha! Gwałciciel! - syknęła niewiasta. Z kółkiem w kierunku Vlada zaczęła się powoli i ostrożnie wycofywać w kierunku drzwi, uważnie obserwując wampira. Zaczęła sięgać w kierunku klamki, a więc musiał działać szybko. Problem stanowił czosnek i kołek, choć mało prawdopodobne że ten drugi trafiłby między żebra Vlada. - Nie rusz się, bo zacznę krzyczeć i wepchnę ci ten czosnek do gardła! Jestem uzbrojona i radzę o tym pamiętać, więc lepiej stąd wyjdź!
  5. Chciałam tylko zawiadomić, że wypisuję się z sesji. Dziękuję.
  6. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    - Nie, dzięki - odpowiedziała, odklejając się od Zeke'a. - Albo jedno. Co z materiałami wybuchowymi? Zostaną dostarczone? -zapytała, uprzednio odchrząknąwszy.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    - Przyszłam zgłosić się na wyprawę! Jako mechanik, albo tam ktoś od wybuchów - wzruszyła ramionami, rozcierając głowę w którą dostała od brata. - W pewnym momencie znudziło mi się życie w jednym miejscu. A ty co? - zapytała.
  8. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    - Młodszego rodzeństwa rym bardziej nie! - wrzasnęła Anda. Jeszcze raz oddała bratu, po czym przytuliła go z całej dostępnej siły i dla towarzystwa również zaczęła beczeć. - Ja za tobą też tęskniłam, ty pokrako - odpowiedziała.
  9. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    Usłyszała zgrzytnięcie drzwi. Anda odczuła stres, jakiego nie czuła już dawno. Odwróciła się powoli, źrenice się zwężyły. Była tam jakaś klacz, i... Gryf. Tak, jej durny brat. Rozpoznała go, mimo że wydoroślał i to bardzo. A potem podszedł z tym swoim durnym uśmiechem i wytargał ją na zewnątrz. O, nie. Musi palant odpowiedzieć za te lata rozłąki. Kiedy tylko stanęli, Anda przyłożyła Zeke'owi z prawego sierpowego w dziób. Rzuciła się na brata i zaczęła go okładać. - Zostawiłeś mnie, pacanie! Lata się włóczyłam po pustkowiach bez ciebie! Czego się szczerzysz?No czego? Zaraz ci zetrę z dzdziób ten uśmiech, ty ciemnoto przebrzydła, dziobata, pierzasta!
  10. - Nie taka dziwna. Zawsze znajdzie się coś, o co będą chcieli walczyć... Nie ma znaczenia, kto jest jakiej rasy - stwierdził wesoło Widle. Zawsze był wesoły. To było niepokojące. - No, to jaki mamy złowrogi plan w głowie? - zapytał, zwracając swoją twarz bez wyglądu w stronę mackowatego. - Nic. Ignogrruaancie - odparł, napuszył się i odleciał na najbliższe drzewo. Mimo to Doxana dręczyło uczucie, że ktoś go obserwuje. Ktoś, kto nie był gołębiem ani innym ptakiem. Uczucie pojawiło się, kiedy odleciał gołąb i stawało się coraz bardziej wyraźne. Jakby niewidoczny obserwator krążył i coraz bardziej te kręgi zacieśniał.
  11. Arcybiskup z Canterbury

    FE: W zapomniane [Gra]

    Sama oferta podróży wydawała się być kusząca. Anda nie myślała o skutkach - ostatecznie, nie narzekała na życie w zniszczonej Equestrii. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Chodziło raczej o sam fakt przeżycia czegoś interesującego, a może i zmiany miejsca pobytu? Wszystko to zaczynało ją nudzić. Z opowiadań które obecnie zyskały status legend słyszała wiele o przygodach dzielnych kucyków z przeszłości. Magia przyjaźni? Tak to szło? Cóż, ostatecznie okazała się być słabsza niż megaczary. Nie zmieniało to jednak faktu, że młodej samicy gryfa marzyła się podróż. Podróż okraszona przygodami, walkami z przestępcami i różnymi tego typu akcentami. Niby wiedziała, że tak naprawdę najczęściej ci źli wygrywają, ale przecież nikt nie zabronił marzyć. A potem oprócz oferty pojawiło się wspomnieni o gryfie, który uciekł ze Stajni. Pewnie wiele było w Equestrii gryfów które ukryły się w Stajniach, ale w sercu Andy rozbłysł płomyk nadziei, od którego uporczywie nie mogła się odciąć. Postanowiła, że przyjdzie na spotkanie. Musiała na nie przyjść, chociaż starała się siebie samą przekonać, że to na pewno nie był Zeke - jej brat. Tak na wszelki wypadek, żeby się nie rozczarować. Zjawiła się w karczmie trochę wcześniej, uzbrojona w swój nie-do-zdarcia czarny kombinezon i torbę. Rozglądała się dyskretnie w poszukiwaniu tajemniczego gryfa. Brata?
  12. Małpa była bardzo zwinna, ale nie unikała wszystkich ciosów stwora. Potrafiła natomiast odpowiadać, wysyłając kolejne fale dźwiękowe w stronę nowego oponenta. Nie działały one na niego tak silnie jak na istoty w pełni materialne, ale dźwięk bardzo zakłócał jego funkcjonowanie - rozpraszał cząsteczki dymu i naruszał ich szczątkowe wiązania. Małpa podwiesiła się na jednej z kości kopuły. Stworzenie bardzo szybko wpadało w złość, co najczęściej skutkowało kolejnym wybuchem dzikiego wrzasku. I tym razem nie było inaczej. Co gorsza, rezultaty były widocznie nie takie, na jakie małpa liczyła. Zaczęła szponiastymi łapami młócić w miejscu, gdzie pojawił się dymny przeciwnik. Zeskoczyła na ziemię, uderzyła twardym kosturem o ziemię i wrzasnęła w stronę Bramy. Zaraz po tym manewrze rzuciła się z furią na samego małego czarownika - Amanisa, chcąc zadać obrażenia fizyczne. W pajęczynie zapanowało poruszenie. Pająki przędły, aby po raz kolejny zmaterializować stwora z sennego wymiaru. Wężowaty stwór przesuwał się po ścianie. Na kamieniu pojawiła się barwna mozaika, przedstawiająca podłużny, czerwony kształt. Miał dwie tylne nogi i skrzydła, których lotki były zielone. Głowę zwieńczała złota grzywa, a za twarz służyła czarna maska. Czerwone, dwuwymiarowe ślepia z uwagą wpatrywały się w działania na arenie.
  13. To wyraź ją sobie w głębi duszy, w ciszy, spokoju i całej reszcie organów, a na zewnątrz pozostaw chłodny dystans do całej sprawy. Tak się łatwiej żyje. A jeśli czujesz się obrażony tym, że ktoś wyzywa cię od katoli, przypomnij sobie ilu męczenników zostało ukamieniowanych. Słowa to nie kamienie, nie ranią tak mocno.
  14. Mistrzu gry, nie dubluj postów. Już któryś z kolei raz tak robisz. Riddle, nie płacz. Nie jeden raz pewnie nazwą cię gorzej niż katolem i nic z tym nie zrobisz.
  15. Ale dialog też byłby ok. Na przykład zrobić tak, że przez pw na przykład rozpisać dialog i dać w jednym poście. Byłoby chyba dobrze, nie? Bo ja na przykład chciałabym, żeby ta moja postac się odzywała
  16. - Nigdy nie słyszałem o Indianach. Gdzie żyją? To ludzie? Może gdzieś na równinach Sto? - zapytał, spokojnym krokiem wlokąc się przed siebie. Niewiasta zmrużyła oczy. Starała się pokazać opanowanie, ale widać było, że całe to włamanie trochę ją przerasta. - Gospodarz ma pełne prawo zamordować nieproszonego gościa, bo nie wchodzi się do domu obcego w nocy i to niezależnie od wyglądu tego obcego! Nic tego nie usprawiedliwia! - Zacisnęła dłoń na kołku jeszcze mocniej. Spojrzała na niego, a potem na wampira. - Pewnie się zastanawiasz, czy mam na tyle siły i czy jestem w stanie aby wbić ten kołek w twoją klatkę piersiową. Otóż nawet ja tego nie wiem. Pomysł tylko, jak świetnie możemy się bawić sprawdzając to! - Co tak patrzysz? - zapytał gołąb, mówiąc niezwykle wyraźnie jak na budowę anatomiczną potencjalnego organu mowy.
  17. Małpa zeskoczyła na ziemię, lądując miękko i dla równowagi podpierając się długim ogonem. Zwróciła się w stronę Amanisa i jego pomocników. W jej ciele tkwiły dwa bełty - jeden na wysokości ramienia, drugi zaś w brzuchu. Maska stwora nie mogła oddawać emocji, ale coś w jego sposobie poruszania się, a może i aurze podpowiadało, że senna kreatura jest wściekła. Stanęła na tylnych nogach, wyprostowała się i wydała z siebie ryk. Była to mieszanka bardzo różnych dźwięków - od pisku, przez skrzek, po warkot. Natężenie było tak duże, że fala dźwięku posłała oponentów Pana Harpera wprost pod ścianę. Ziemia drżała, a organy słuchu zdawały się powoli przestać pracować. Stwór zamilkł ostatecznie, a potem podważył pazurzastą łapą drewnianą maskę i ostrożnie ją zdjął. Pod maską nie było nic, prócz światła. Czysta energia, która jakoś spajała ze sobą wszystko to, co istota z sennego wymiaru zdołała zabrać ze sobą podczas przekraczania bramy. Łapa rozcapierzyła szpony, a bełty wniknęły w ciało, aby po chwili znaleźć się w garści stwora. Maska wylądowała na swoim poprzednim miejscu. Zwierz podrzucił swój kij, gotowy ponownie zaatakować. I ponownie krzyknął, ale tym razem krócej. Doskoczył bliżej oponentów i znów wysłał ku nim bolesną falę dźwiękową. Powtarzał teraz manewr co chwilę - pozostawał w ruchu i jednocześnie nie pozwalał przeciwnikom wstać z ziemi, bombardując ich dźwiękami.
  18. - Jasne - odpowiedziała smętnie dziewczyna i rozłożyła się pod drzewem, na brzuchu, po kilku minutach przewracania się z boku na bok i szeleszczenia liśćmi ostatecznie zwinęła się w kłębek. Zapadła cisza, którą przerywało jedynie gruchanie gołębia, który to samotny siedział kilka metrów dalej i wpatrywał się w Doxana swoimi małymi, czerwonymi oczkami.
  19. - Trochę tak, to był bardzo emocjonujący dzień - odpowiedziała Hana. Wokół były- jak to w lesie - same drzewa i nic, co mogłoby sugerować potencjalne schronienie.
  20. Pełne imię: Anda Sterak Wygląd: Ciemnogranatowa samica gryfa, średniego wzrostu. Ma zielone oczy i szary dziób. Na jej głowie panuje permanentny, pierzasty bałagan. Sierść i tylne łapy są nieco jaśniejsze niż pióra. Jej ubiór zazwyczaj składa się z ciemnego kombinezonu, a przy boku nosi skórzaną torbę. Rasa: gryf Talent: Majsterkowanie, mechanika wszelkiej maści i obejście z materiałami wybuchowymi. STR: 2 PER: 8 END: 7 CHR: 5 INT: 8 AGI: 8 LUC: 8 3 specjalizacje do wybrania z podanych: Materiały wybuchowe Mechanika Skradanie Zdolności: Demolition Expert Light Step Krótka historia dotycząca życiorysyu postaci: Zwiała z krypty w wieku nastoletnim, koło dwunastu lat. Udało się przypadkiem i Anda otwarcie przyznaje że nie stało się to dzięki jej wybitnym zdolnościom. Uciekać miała z bratem, ale przez przypadek zostali rozdzieleni i tak to mały gryf udał się na pustkowia zupełnie sam. Gdyby nie skrzydła, nie miałaby możliwości uciec przed niebezpieczeństwami. Gdyby nie sprawne ręce i gibki umysł, nie miałaby jak odnaleźć się w społeczeństwie zżartym przez zło wszelkiego rodzaju. Zadomowiła się wśród kucyków, dzięki pewnemu sędziwemu kucowi ziemskiemu nauczyła się podstaw mechaniki. Na początku trenowała na urządzeniach codziennego użytku, potem zaczęła przerzucać się na coraz to bardziej skomplikowane urządzenia, aż skończyła na bombach i innych materiałach wybuchowych - ku zmartwieniu małej społeczności, w jakiej przyszło jej żyć. Jedyne czego jej brakowało, to towarzystwo brata - Zeke'a, starszego o sześć lat. Mimo upływu czasu wciąż ma nadzieję na znalezienie go.
  21. Postać zaczęła się wydzierać tak, jakby mieli ją obdzierać żywcem ze skóry. Właściwie było to niedalekie temu, co miało się stać. Człowiek - bo tym był owy charakter - nie stawiał zbyt długo oporu i został dość szybko wciągnięty i pożarty. - Interesujące prawie tak bardzo, jak jaszczuroludzie. Jaki jest poziom ich... inteligencji? - zapytał Widle. Dziewczyna, starając się przybrać groźny wyraz twarzy zapaliła świecę na półce przy łóżku. Musiała wstać z łóżka, ale dalej nie spuszczała Vlada z oczu. Przy okazji ze ściany zdjęła warkocz czosnku - to był ten niezidentyfikowany smród, który wampir poczuł przy wejściu do pomieszczenia. - Coś ty za jeden? - zapytała niewiasta. - I czego chcesz? Wyszli już dość daleko poza Ankh Morpork. Zapadła noc, a droga wiodła przez las. Smok powoli zaczynał odczuwać zmęczenie całym dniem, tym bardziej że wyruszyli tuż po zjedzeniu posiłku. Również Hana wlokła się trochę z tyłu i trochę mniej entuzjastycznie. Mijali właśnie mały most, który wiódł nad strumieniem.
  22. Wbrew oczekiwaniom smoka, nie zaczepił ich nikt. Brak zakrycia twarzy w Mrokach był przejawem głupoty, albo pewności siebie i lepiej było tego nie sprawdzać. Kelnerka przyszła po opłatę i otrzymawszy ją, odeszła, zostawiając Doxana I Hanę we względnym spokoju. - Pójdziemy szukać zamku?
  23. -Patrzą na nas. Tak miało być? - zapytała Hana trochę ciszej, nabierając nagłej powagi, a nawet podejrzliwości w stosunku do otoczenia. - Nie, czekaj. Na ciebie. Albo nie, na mnie też. O, czy to sztuczne oko? Szklane? - zapytała.
  24. - No... dobrze - odpowiedziała i zabrała się do jedzenia rękami. - Smakuje trochę jak szczur, ale całkiem dobre - oceniła. Widok niezamaskowanych przybyszów przyciągał wzrok tych spod ciemnej gwiazdy.
  25. - Tak jest - mruknęła znudzona kelnerka. - Razy dwa, się robi. Chwilę odczekali, aż w końcu kobieta przyniosła dwa talerze solidnej porcji mięsa. Hana zaczęła jeść, starając się w miarę opracować korzystanie ze sztućców. Wychodziło dość koślawo. - Tak właśnie, mój drogi! W razie kłopotów powtórz trzy razy moje imię! To nie gwarantuje, że się pojawię, ale ostatecznie można wypróbować - mruknął. Koń stanął dęba, zamachał kopytami w powietrzu i ruszył. Na bruku pozostawiał po sobie żarzące się ślady.
×
×
  • Utwórz nowe...