-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Tak ci się wydaje? - zapytał. -Ja nie byłbym taki pewien. - Wziął jedną kartę z talii, resztę schował do kieszeni. Położył ją na lewą dłoń i przykrył prawą. Gdy podniósł dłoń, karta płonęła.
-
-Na coś nieistotnego, albo zrobienie czegoś wystarczająco szybko, żeby widz nie zauważył kluczowych czynności, które mogłyby zdradzić jak sztuczka powstaje. Chyba, że ktoś posługuje się prawdziwą magią - wyszczerzył się.
-
-Poczekaj. Spróbujemy inaczej. - Zaczął literować słowa "as pik", przy każdej literze zabierając z talii jedną kartę. Podniósł ostatnią i pokazał Kentowi kartę, którą ten wcześniej wybrał.
-Twoja karta?
-
- Jaka była twoja karta? -zapytał John.
-
John zabrał Kentowi kartę i położył na wierzchu talii.
-Chyba czas się ruszyć. Chodź do klasy - powiedział. Wstał, przetasował karty, wyjął jedną z nich i pokazał Kentowi.
-Czy to ta? - zapytał. Wyciągnięta karta nie była tą, którą wybrał Kent.
-
John rozłożył talię kart i podsunął ją do Kenta.
-Wybierz jedną. Nie mów, jaką to karta. Po prostu zapamiętaj - powiedział.
-
-Jeśli będziemy umierać w odpowiedni sposób, poinformuję cię. Chcesz zobaczyć sztuczkę? - zapytał, wyciągając z plecaka podniszczoną talię kart.
-
- Ble, romanse. - John skrzywił się, komentując wypowiedź Cany.
- Czyli wszyscy zginiemy? Mam nadzieję, że przynajmniej w odpowiedni sposób.
-
Zawiodłem się, miałem cię za emo.
A kto powiedział, że nie jestem emo?
-
- W twojej klasie - odparł. -Dobrze jest móc was poznać. Jaki koszmar? -Zapytał zainteresowany wspomnieniem Cany.
-
John wszedł na stołówkę i po zabraniu swojego śniadania usiadł na wolnym miejscu obok Cany, Hideyoshiego i Kenta.
- Cześć wam - rzekł wesoło. - Jestem John.
-
N: Niezmienny od setek lat i w ogóle charakterystyczny. Czadowo.
A: Nowy i bardzo ładny. Z charakterem.
S: Niestety, niezbyt nowa. Zmiany w sygnaturze zachodzą jeszcze rzadziej, niż te w awatarze.
U: Najlepszy Dominik kiedykolwiek. Mój czaderski zią, którego pokój zajęty został przez Grażynę. Życzę odzyskania terytorium.
Iii... Serox
N: Niezmiennie kojarzy mi się z serem, chociaż sens jakiś głębszy ma. Drugi człon totalnie nie ma znaczenia. :3
A: Trochę zbyt poziomy, chociaż zgrany z tytułem. Wzrusza mnie.
S: Po wytłumaczeniu zrozumiałam o co chodzi i aprobuję.
U: Zabawny gość. Dobrze mi się z nim pisze. W dodatku lubi rpg, to już w ogóle spoko.
-
Miło mi z powodu Waszej aprobaty. Martwi mnie jednak, że nikt nie docenił rogu szafy.
-
Ujdzie, to znaczy 6/10. Z jednej strony niby da się słuchać, nie jest źle, głos gościa całkiem spoko, ale utwór zwyczajnie nie w moim typie obawiam się. Może właśnie przez to wydawał mi się niczym nie wyróżniać.
The White Stripes, zespół już (niestety) nieistniejący. Kawałek fajny, chociaż niezbyt znany.
-
N: Całkiem, całkiem, jeśli chodzi o brzmienie, ale co do znaczenia to średnio mi się podoba.
A: Prosty, acz bardzo charakterystyczny. Aprobuję w pełni.
S: Linkacze całkiem w porządku (to znaczy ich zawartość), ale już obrazki mniej. Mało oryginalne.
U: Szanuję, i... to właściwie tyle. Nie miałam okazji zamienić słowa. Jeszcze może to, że sprawia wrażenie uprzejmej osoby.
-
To ja, moja twarz i moja szafa, ale że szafa robiłaby konkurencję, to postanowiłam ją wyciąć.
-
9
-
-
- Pewnie - odparł John. - Cześć, Bric -również jemu uścisnął dłoń.
-Gdzie mieszkacie?
-
John podjechał do Brica i Harolda, stwierdziwszy najwyraźniej, że integracja przyda się już pierwszego dnia.
-Cześć wam - rzucił wesoło i podał rękę Haroldowi. - John, klasa A.
-
John spisał wszystkie niezbędne informacje i ruszył ku wyjściu z budynku. Na zewnątrz otworzył plecak, wyjął z niego parę rolek i po ubraniu ich i włożeniu butów do plecaka opuścił teren szkoły i skierował się do parku.
-
John wstał, zaskoczony nieco długością zebrania. W żadnym wypadku mu to nie przeszkadzało - tym lepiej, bo będzie można wykorzystać jeszcze dzień. Podniósł zmęczony życiem plecak, zarzucił go sobie na plecy i obdarzając kilku mijanych ludzi uśmiechem ruszył ku drzwiom.
-
Myślę, że to jest kwestia tego, jaką filozofię czy styl bycia przyjmujesz. Ktoś będzie niepoprawnym optymistą, a ktoś inny dekadentem. To już wg mnie bardzo subiektywna sprawa.
Myślę, że siedzi w tym stwierdzeniu racja. Proszę ją ode mnie pozdrowić.
-
1
-
-
John Chavez bez pośpiechu wkroczył na salę i rozejrzawszy się po niej, podążył w stronę drugiego rzędu. Usiadł na jednym z krzeseł i położył stary, czarny i połatany skrawkami materiały plecak między swoimi stopami. Miał na sobie czarne jeansy i szarą koszulę z krótkim rękawem, a a nogach sportowe buty, jego czarne włosy spięte zaś były w kucyk.
-
Myślę, że nie możemy spać spokojnie. Niby wiemy jak bronić się przed wirusami, czy bakteriami, ale wciąż coś nas zaskakuje. Chociażby właśnie wspomniany wirus ebola. Zgadzam się z Dolarem. Kiedyś coś nas zniszczy. Pozostaje tylko pytanie co i kiedy.
A ja właśnie sądzę, że powinniśmy spać spokojnie. Skoro i tak nie mamy wpływu na to kiedy i w jakich okolicznościach coś przyjdzie i się nas pozbędzie, to po co martwić się na zapas i zatruwać sobie umysł myślą o nieuniknionej katastrofie?
-
Imię: John
Nazwisko: Chavez
Wiek: 16 lat
Płeć: mężczyzna
Umiejętność: władza nad ogniem
Wygląd: Wysoki, o potężnej sylwetce, ale też bez przesady. Ma ciemną skórę i czarne, dłuższe, proste włosy (indiańskie korzenie), oraz ciemny kolor oczu.
Charakter: Zazwyczaj spokojny i opanowany, wydaje się, że patrzy na świat (i innych ludzi) z dystansem. Lubi być w centrum zainteresowania, ale też nie dąży do tego zbyt zaciekle.
Spojrzenie na świat: realista
Stopień rozwinięcia umiejętności: 1/10
Wyjaśnienie:
[Zapisy][Gra] Niewiedza o świecie.
w Archiwum
Napisano
- Zacznijmy od tego, że nie zamierzałem jej ukrywać, bo po co? I tak byście to odkryli na zajęciach - odpowiedział. Klasnął w dłonie i zdjął z lewej nienaruszoną kartę.