-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Charles
- Musimy wrócić do naszych przyjaciół... Będą uradowani faktem, że mamy zadanie - wyjaśnił Cień. Kot spojrzał na Charlesa, jakby ten był czymś, co przykleiło się do łapy Kota podczas spaceru ulicą.
Jaenr
- Tak jest! Po wieczną chwałę! - Krzyknęła Mona z radością.
- I po przygotę - dodała Manda.
- Podbijmy czyjeś dupska - wtrącił się Harr i splunął soczyście na podłogę. Wethat odsunął się od niego o krok.
-
- Tak, to jest cukiernia - odpowiedziała Pinkie, nie tracąc entuzjazmu ani na chwilę. - Chcesz zobaczyć coś innego? Och, jestem pewna, że chcesz. Chcesz? - zapytała.
-
- Już raz dostałeś po mechanicznych flakach - zaczęła cicho i spokojnie, uśmiechając się lekko do Victora. Mimo uśmiechu jednak z oczu Jedi promieniował aż gniew.
-... A teraz... Teraz dałeś się zaatakować w to samo miejsce. Znowu - dodała.
-
Cień spojrzał nieufnie na pergamin. Po chwili biurko pogrążyło się w ciemności, a skrytobójca usłyszał drapanie pióra o papier. Gdy Cień się odsunął, nad podpisem unosiła się jeszcze strużka czarnego dymu.
Kot nie skomentował zawarcia umowy, bo zajęty był właśnie drapaniem biurka.
- Nie wpuścili nas - odezwał się Wethat ze smutkiem. - Mieliśmy pomysł, żeby ruszyć w kierunku Ramtopów... Bo tam zawsze coś się znajdzie. I mają wiedźmy!
-
Julia próbowała najlepiej jak tylko mogła utrzymać tempo Johna. Myśl o mutancie za plecami nieco dodawała jej sił - wspólnie ze strachem.
-
Krayt wrzasnął w furii. Ostatkami sił jakie mu zostały zdołał unieść Victora i wepchnąć go do jednej z cel. Zaraz za nim w tej samej celi wylądowała bardzo zdenerwowana Jedi.
-
Julia chwyciła dłoń Johna. Schowała scyzoryk do kieszeni i pokiwała głową na zgodę.
-
- Umiem... sama - odpowiedziała Julia z pewnym wahaniem, ale już chwilę później przybrała buntowniczy wyraz twarzy. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła z niej scyzoryk. Spojrzawszy na mutanta stwierdziła jednak, że wolałaby żeby sobie poszedł i zostawił ich.
-
- A tobie wybił ktoś kiedyś zęby? - zapytała Julia. Spojrzała na Yuki bezczelnie, co w połączeniu z upapraną buzią wypadało całkiem wojowniczo.
-
- Z wami nie. Z mutantami - zabrała głos Julia. Minę miała śmiertelnie poważną.
-
- Na co się gapisz? - zadała pytanie dziewczynka, patrząc złośliwie na Yuki.
- Nazywam się Julia Burton i mam siedem lat - przedstawiła się, kładąc nacisk na "siedem" i wychodząc nieco bardziej na środek pomieszczenia.
-
Julia zdecydowała, że lepiej będzie jednak wejść do budynku. Wyminęła człowieka wyglądającego w jej mniemaniu na choinkę i drugiego, z bardzo intrygującą ekspresją na twarzy i popędziła na wyższe piętro.
Gdy już znalazła się w mieszkaniu, zajęła niby to przypadkiem miejsce obok Johna.
-
- Nie mów tak - szepnęła dziewczynka. Zwróciła swoje ciemnobrązowe oczy w kierunku ludzi, którzy właśnie zmierzali do budynku. To dobrze, że było ich tylu. Tak było... bezpieczniej w mniemaniu Julii.
-
Julia skrzyżowała ręce na piersi.
- To że jesteś duży wcale nie znaczy, że możesz mi rozkazywać - zaznaczyła.
-
Julia stanęła za rogiem. Dlaczego nie szedł dalej? Czy wiedział, że szła za nim?
Po kolejnych dziesięciu minutach zrobiła krok naprzód, a potem podeszła bliżej i stanęła naprzeciwko mężczyzny, patrząc mu bezczelnie prosto w oczy.
-
- Walcz, ty blaszany idioto! - Warknęła Jedi, jednocześnie próbując nie dekoncentrować się i śledzić uważnie każdy ruch swojej przeciwniczki, aby uniknąć ciosów. Spróbowała posłać Krayta na ziemię, ale ten stawił opór i już po chwili to Jedi leżała na ziemi, przygnieciona przez Darth Talon. Wypowiadała bardzo nieładne słowa w złości.
-
Dziewczynka spojrzała na nieznajomego z lękiem w oczach. Pójdzie sobie? Tak po prostu sobie pójdzie? Zostawi ją tutaj? O, nie. Tak nie będzie.
Poczekała aż odejdzie kawałek, po czym postanowiła ruszyć za nim, tak, żeby nie domyślił się wcale że jest tuż za nim.
-
Charles poczuł na dłoni coś zimnego i mokrego.
- Smakuje jak krew. Dziwna taka umowa. Masz umowę o smaku gruszek? - zapytał Cień, nie do końca pojmując jeszcze ideę umów.
- Gruszki? Ja wolałbym jakiś inny smak - zaprotestował Kot.
-
Julia wstała szybko i wytarła lekko otarte ręce o brudną już i tak zieloną bluzę. Wyprostowała się, patrząc groźnie na mężczyznę i przy okazji będąc przygotowaną do ucieczki. Ścisnęła pluszowego szczura w lewej ręce.
- Nie jestem mała! - Zaprotestowała. - Mam siedem lat!
-
Niedaleko auta rosło drzewo o dość gęstej koronie. Było lekko przechylone i spomiędzy gałęzi na mężczyznę patrzyła para ciemnobrązowych oczu.
Julia Burton, kurczowo trzymając maskotkę szczura kalkulowała dokładnie wszystkie za i przeciw które wynikać by mogły z konfrontacji z owym mężczyzną. Na razie z kalkulacji owych nie wynikało zbyt wiele pozytywów.
Chciała zmienić pozycję, gdy nadepnęła na suchą gałąź, która w momencie pękła i upadła na ziemię z trzaskiem.
-
Imię i nazwisko: Julia Burton
Wiek: 7 lat
Wygląd: Dziewczynka o jasnej skórze, brązowych, kręconych włosach i ciemnobrązowych oczach. Ma mały nos i wąskie usta. Na początku ubrana jest w żółtą koszulkę, zieloną bluzę, zieloną czapkę z daszkiem, brązowe spodnie do łydek i różowe buty. Ma ze sobą wyblakły, różowy plecaczek, a wszystkie elementy ubioru są niesamowicie brudne od kurzu i pyłu. Oprócz tego ma ze sobą maskotkę szczura.
Charakter: Bardzo zaradna i sprytna, jak na swój wiek. Swój strach często stara się maskować względną odwagą i bojowniczością. Jest nieufna, ale jeśli już komuś zaufa, odwdzięczy się zagadaniem na śmierć.
-
Cień cofnął się, wbijając żółte ślepia w rękę zabójcy. Poziom, na którym znajdowały się teraz jego oczy podniósł się, by chwilę później znów się obniżyć. Stwór spojrzał z nieukrywanym żalem na Charlesa.
- Nic tu nie ma - stwierdził z wyrzutem i jeszcze bardziej wtopił się w czerń za sobą.
- Głupie, prawda? Zawsze dają sobie te swoje płetwy tylko po to, żeby się o siebie wytrzeć - zabrał głos Kot.
-
- Czy to... zadanie? - zapytał Cień tonem wskazującym na bezgraniczną nadzieję i niedowierzanie jednocześnie, jakby czekał na to jedno słowo przez wiele, wiele lat. Może naprawdę tak było? - Zadanie... - powtórzył, jakby smakował to słowo. A smakowało bardzo dobrze. Przesunął się bezszelestnie w cieniu, znajdując się teraz o wiele bliżej Charlesa, niż ten by sobie tego życzył. Nie mógł co prawda wyczuć Cienia, ale czuł jego obecność przez dziwny chłód i lekkie dreszcze na plecach.
- Czekaliśmy na zadanie - zachichotał, co brzmiało nieco jak pocieranie dwóch kawałków papieru ściernego o siebie.
- Rozrywka - stwierdził Kot wesoło.
-
James wrzucił kota na tylne siedzenie, z delikatnością z jaką wrzuca się worek ze śmieciami do śmietnika, po czym usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Stary Nissan warknął i przystąpił do działania.
- Pani pilot, liczę na panią - rzekł mężczyzna, kiedy już Sophie wsiadła do auta. Oparł ręce na kierownicy i z nieprzyjemnym trzaskiem rozprostował długie palce.
Star Wars: Victor Hush
w Archiwum RPG
Napisano
Jedi stanęła na półce i próbowała rozwalić ścianę - na razie bez większych efektów.
- Cicho. Napraw się jakoś, wróć do stanu używalności i przydaj się na coś - odwarknęła.